- Dobry wieczór, była rezerwacja na nazwisko Wilczyński na dwudziestą.
- Dobry wieczór Panu, już patrzę... – odpowiedział kelner w schludnie wyglądającym
stroju. – Owszem, Stolik numer 7. Zapraszam Państwa.
Rudowłosy kelner wskazał ręką stolik, przepuszczając Panią i Pana Wilczyńskich, ruszył za nimi, trzymając w ręce karty menu.
- Czy życzą sobie Państwo coś na początek?
- Na początek Grzanki serowe po włosku. Dwa razy.
- Dobrze. Czy coś do picia? Wino? Kawa? Herbata?
Poprosimy Butelkę „Gato Rose” i dwie herbaty.
- Bardzo proszę.
Kelner zapisał w swoim zeszyciku początkowe zamówienie, po czym odszedł od stolika.
- Kochanie, co to za okazja? - zapytała Anita
- Czy kochający mąż musi mieć okazję żeby sprawiać przyjemność swojej wspaniałej
żonie? – zapytał z uśmiechem Marcin.
- Jesteś niesamowity...
- Nie, to Ty jesteś niesamowicie niesamowita – odpowiedział wpatrując się w jej piękne
oczy.
Tak. Miała niesamowicie piękne oczy.
Idealnie błękitne, z złocistą plamką na lewym oku, co nadawało jej tajemniczości i dodatkowego uroku. Anita zawsze potrafiła idealnie je podkreślić, lub zwrócić na nie uwagę Marcina i – niestety – wielu innych facetów których miała kompletnie gdzieś. Ale co mogła zrobić? Mając takie oczy, patrzeli na nią i tyle. Kiedyś, gdy była nastolatką imponowało jej to, jednak od czasu spotkania Marcina wszystko się zmieniło i co tu dużo mówić – były to same zmiany na lepsze.
Zakochując się w sobie obojgu wyszło to na dobre.
Było to jeszcze w liceum. Kilka lat temu. Dziewięć dokładnie. Jakie trzęsienie ziemi wywołał ich związek widać było na każdym kroku, bo ich rówieśnicy w szkole śmiali się z nich, mówiąc że ich „związek” nie przetrwa, że uważają się za wielkich i dorosłych a są głupkami. Oczywiście tego typu komentarzy było multum.
Niestety nie tylko komentarzy. Niektórym tak szkodził ich związek, że próbowali wszystkiego żeby ich rozdzielić. Na przykład klasowy cymbał – Maciek – wymyślał niestworzone historie o tym jakie wibratory ma Anita w szafie w swoim pokoju, lub jaki to Marcin jest ograniczony i niezrównoważony psychicznie. Były też ostrzejsze przejawy zazdrości i braku akceptacji dla ich związku – Szkolna „Grupa Trzymająca Władze”, wiele razy próbowała ich ze sobą skłócić, wysyłali im maile z pogróżkami i próbami zastraszenia.
Marcinowi często chodziła po głowie piosenka "No Matter" podczas takich właśnie zachowań.
Na początku oboje się tym przejmowali, jednak po jakimś czasie uodpornili się na działanie otaczających ich szkodników. Skupili się na sobie, na swoich planach i marzeniach. Wspólnie szli przez życie do przodu. „Małe kroki – wielkie rezultaty” powtarzał w chwilach gdy Anita zaczynała wątpić.
Po liceum przyszedł czas na studia, wyjechali poza rodzinne miasto, zamieszkali razem, dokładnie tak jak to sobie wymarzyli. Anita wybrała się na studia prawnicze, Marcin na wydział detektywistyki. Już po roku studiów Marcin oświadczył się Anicie podczas podróży na Karaiby. Studia udało im się ukończyć systemem 3+2, co było dla nich najwygodniejszym rozwiązaniem, bo trzy lata studiowali na studiach dziennych, a kolejne dwa już zaocznie co pozwoliło im poszerzyć życiowe horyzonty –zatrudnili się u ojca Marcina w firmie, sporo zarobili przez te dwa lata, co pozwoliło im na rozpoczęcie budowy ich własnego domu. Tak więc zbudowali sobie przytulny domek nieopodal Częstochowy. Stylowy, nowoczesny ale jednocześnie prosty. Taki z garażem i wielkim ogrodem. „Ogrodem naszej miłości” – jak lubiła mówić Anita. Poza wymarzonym domem dorobili się także wymarzonych zawodów. Marcin otworzył agencję detektywistyczną „Czarne Pióro”, co okazało się strzałem w dziesiątkę, bo konkurencja praktycznie zerowa, a popyt na takie usługi jest. Do tego liczne znajomości Marcina na wielu płaszczyznach, także tych nieformalnych, sprawiły, że wiele spraw zakończyło się niepodważalnym powodzeniem jego agencji i „Czarne Pióro” zdobyło renomę.
Anita po studiach zajęła się rozwijaniem swojej prawniczej kariery, i trzeba przyznać że była naprawdę dobra w tym co robiła. Gdy było to konieczne ,potrafiła posłużyć się takimi słowami i tak ich użyć że zaginała wszystkich zgromadzonych. Poza tym była cholernie sprytna. I tak od marnej aplikantki stawała się coraz bardziej cenioną Mecenas Wilczyńską. Myśląc nad tym wszystkim Marcin dochodził do wniosku, że wszystko w ich życiu się zgadza, jest wręcz niebiańsko, ale do pełni szczęścia brakowalo im tylko jednego ważnego elementu... I nad tym dziś wieczorem – w ostatni piątek września - Marcin chciał popracować, wiedząc oczywiście jak ta praca będzie przyjemna. Wszystko zaplanował, a wspólna kolacja w takim miejscu była doskonałym wprowadzeniem do pełnego wrażeń wieczoru i jeszcze gorętszej nocy.
Te rozmyślania przerwał kelner przynosząc przystawkę i picie.
- Czy życzą sobie Państwo coś jeszcze? – zapytał słodkim tonem kelner.
- Piersi z kurczaka w sosie musztardowym i warzywami po prowansalsku – powiedziała Anita.
- Dla mnie Kurczak marynowany w ziołowym pesto – rzucił Marcin i oddał karty kelnerowi.
Anita uśmiechnęła się do Marcina, tak że zakręciło mu się przez chwilę w głowie.
- Smacznego Skarbie – powiedziała kokieteryjnie.
Zjedli kolacje, porozmawiali sobie troszkę, wypili wino. Wyszli z restauracji na dwór, gdzie przywitał ich chłód wrześniowego wieczoru. Marcin zamówił taksówkę bo nie chciał jechać pod wpływem alkoholu. Młode małżeństwo wtuliło się w siebie, czule się całując.
Piętnaście minut później podjechała taksówka. Oboje wsiedli do środka.
- Dobry wieczór, co tak długo ? – zapytał Marcin.
- A dobry wieczór, dobry wieczór – odpowiedział poczciwy taksówkarz w średnim wieku – proszę wybaczyć, ale dziś odbywał się wielki bankiet organizowany przez firmę „Kontinentalskid”, i zjechało się wiele ważnych osobistości z całej polski, a nawet byli goście zza granicy i taksówkarze mają dziś kupę roboty, żeby tą hołotę poodwozić do hoteli, bo większość zalała się jak ruskie świnie, tyle że w garniturach. Odwoziłem takiego jednego co mi o mało co całego tyłu nie zarzygał! – oburzył się mężczyzna.
- Rozumiemy proszę Pana – powiedziała Anita wyprzedzając Marcina który wyraźnie chciał jakoś to skomentować.
- Gdzie Państwa zawieźć?
- Do żarek Letnisko.
- No to jedziemy – powiedział wesoło taksówkarz.
Po około czterdziestu minutach taksówka dojeżdżała do żarek Letnisko, Pan taksówkarz zapytał o dokładny adres, i zawiózł Anitę i Marcina prosto pod ich dom. Zapłacili, wysiedli z Opla Vectry i po chwili samochód zniknął za zakrętem w ciemnościach. Marcin poszukał w kieszeni kluczy od furtki, bo pilot od bramy został w samochodzie. Wyjął z kieszeni plik kluczy, poszukał odpowiedniego, po czym otworzył furtkę, przepuścił swoją ukochaną małżonkę na teren ich działki po czym zamknął furtkę już od wewnątrz, przekręcił kluczyk i poszedł za Anitą. Szli do domu przez zadbaną alejkę wykonaną z kostki brukowej, leżącej równolegle do podjazdu dla samochodów, oddzielonej tylko przez nie więcej niż metrowy kawałek zadbanego trawnika. Od strony alejki pełno było ozdobnych iglaków które miały około metra dwadzieścia. Od strony podjazdu natomiast, zasadzone były krzewy róż, a za nimi znajdował się mini ogródek Anity i wszelkie sadzonki, w których lubiła grzebać wiosną i latem. Obie ścieżki zwykle o tej porze są oświetlone, gdy mają przyjechać goście, natomiast dziś nie było mowy o jakichkolwiek gościach i zapalonych lampkach rzucających ciepłe promienie światła na przód działki, ponieważ dziś był ich wieczór i, jakikolwiek gość byłby w oczach Marcina niemile widziany. Zbliżali się do domu. Dom z przodu wyglądał imponująco potężnie, mimo iż miał około 160 metrów kwadratowych. Elewacje domu miały kolor jasnożółty, wręcz kremowy. Dach pokrywały czerwonawe blacho dachówki. W centralnym punkcie domu znajdowały się szerokie, reprezentatywne kamienne schody. Z jednej strony wykończone kamiennym metrowym murkiem, którego zwieńczeniem była wielka kamienna kula o średnicy metra. Z drugiej strony schodów zbudowana była przypora, której zadaniem było podpieranie domu. Na szczycie kamiennych schodów znajdowała się trzy metrowa wnęka na końcu której znajdowały się szerokie, potężne, częściowo oszklone drewniane drzwi, pośrodku których wycięte było kształtne szklane jajo, w którym z pewnością zmieściłaby się głowa dorosłego mężczyzny. Wchodzili po schodkach do ich domu, domu który był uosobieniem wszelkiego ciepła i pozytywnych emocji w ich życiu. Marcin otworzył drzwi i weszli do niewielkiego przedpokoju. Anita zapaliła światło. Pomieszczenie było pomalowane farbą koloru ecru, po lewej stronie znajdowała się szafa na kurtki i inne zimowe akcesoria przydatne każdemu człowiekowi, by nie zamarzł z zimna, gdy temperatura przekroczy magiczną barierę minus piętnastu stopni Celsjusza. Po prawej znajdowała się ławeczka, którą czasem oboje pożytkowali nie tylko do zakładania obuwia. Za ławeczką znajdowały się drzwi wychodzące na garaż a na wprost drzwi do dalszej części domu.
- Uff... nie ma to jak w domu, prawda kochanie? – powiedziała Anita ściągając jesienny płaszcz koloru ciemnego brązu .
- Oj tak – usmiechnął się Marcin – dom to zdecydowanie najlepsza część świata.
-A ja tak kocham ten świat.
- Sprawię, że pokochamy go jeszcze bardziej – szepnął Anicie do ucha, całując ją przy tym namiętnie w szyję.
- Mhmm...Kochanie, uwielbiam kiedy mnie tak całujesz – i zamknęła oczy z przyjemności.
- Masz ochotę na herbatę czy wino?
- Herbatkę z cytrynką i cukrem – odpowiedziała Anita.
- A czy wolisz ją dostać w wannie, na kanapie czy przy kominku?
- Myślę że najpierw pójdźmy się wykąpać a potem wypijmy gorącą herbatę przy kominku.
- Dobrze – odpowiedział Marcin – tylko najpierw i ja się rozpłaszczę.
Anita zniknęła za drzwiami przedpokoju i poszła na górę, a Marcin zdjął kurtkę , zamknął drzwi wejściowe, sprawdził, czy garażowe nie są otwarte i wyszedł w stronę kuchni. Minął drewniane schody, salon i jadalnie, po czym zapalił małą lampkę w kuchni i włączył czajnik. Potem poszedł po schodach na gorę i na lewo do sypialni. W pokoju świeciło się już słabe światełko lampki nocnej stojącej na szafeczce znajdującej się przy wielkim i, jakże wygodnym łóżku.
Kocham to łóżko – pomyślał Marcin przechodząc zaścielone czerwonawą satynową pościelą łóżko dookoła, żeby dostać się do piżamy, którą trzyma pod poduszką. Schylił się po swoje nocne wdzianko, podniósł wzrok i zobaczył to, co całe swoje życie uważał i uważa za najpiękniejszy widok we wszechświecie. Przez uchylone drzwi łazienki zobaczył nagie ciało Anity i czuł jak podnosi mu się ciśnienie i coś jeszcze.
O cholera – pomyślał nie mogąc oderwać wzroku – tyle lat a ja wciąż na jej widok tracę zmysły. Jeśli to nie miłość to powiedzcie mi co, bo cokolwiek to jest to chce tego całymi garściami a i tak będzie mi mało, bo, jak to mawiają ludzie, dobrego nigdy nie za wiele. Opanowując chęć wejścia do łazienki wyszedł z sypialni. Schodząc po schodach rzucił okiem na obraz znajdujący się na półpiętrze i uśmiechnął się. Pierwszy wspólnie kupiony obraz – zamyślił się Marcin – Ile w tym domu mamy takich rzeczy? Całe setki...
A za niecałe trzydzieści minut postaramy się o pierwszego dzidziusia – ta myśl jakby dodatkowo go uskrzydliła, pomijając fakt że od dnia w którym ten dzień zaplanował cały czas czuł się taki uskrzydlony, jakby niesiony anielskim podmuchem skrzydeł. Zbiegł ze schodów, skręcił w prawo i otworzył drzwi drugiej łazienki. Zapalił światło ,podszedł do umywalki ozdobionej sporą półeczką na kosmetyki, ręczniki i inne akcesoria łazienkowe. Przyjrzał się sobie w lustrze, myśląc czy wygląda dobrze i czy nie zdążyły wkraść się na jego twarz jakieś upierdliwe włoski zarostu. Co za szczęście – zaśmiał się Marcin –codzienne golenie zarostu, po czym wieczorem tego samego dnia zarost zaczyna znowu być odczuwalny dziś mnie nie dotyczą – zupełnie jakbym zamówił sobie żeby dziś w nocy wszystko było idealnie zgrane. Zdjął koszulę, obmył twarz chłodną wodą, po czym rozebrał się do rosołu i wskoczył pod prysznic. Zamknął oczy pozwalając wodzie spływać po swojej twarzy, widząc oczami wyobraźni „pracę” tej nocy, test ciążowy z wynikiem pozytywnym, powiększający się brzuszek, pierwsze kopnięcie, badania usg, sprawdzenie płci maleństwa, zakupy przygotowujące do pojawienia się nowego człowieczka, widok ukochanej żony w końcowym stadium ciąży, poród, setki nieprzespanych nocy na które jest chętny i gotowy, pierwsze ząbki, pierwsze kroki i tak dalej...
Z tego stanu wyprowadziło go napłynięcie wody do nosa, czego bardzo nie lubił. Odsunął się więc ze strumienia wody, wydmuchał nos, po czym szybko się umył. Wytarł się ręcznikiem po czym założył tylko spodenki od piżamy. Poszedł do salonu, rozpalił nałożone i dokładnie ułożone przed wyjściem drzewo w kominku, wygładził gruby koc, na którym często lubili leżeć lub siedzieć i poszedł do kuchni przygotować herbatę i mus czekoladowy który też przygotował przed wyjściem z domu. Gdy wrócił do salonu, na kanapie leżała Anita, mająca na sobie tylko zwiewną błękitną koszulkę nocną.
- Uważaj, bo wylejesz herbatę misiu – mruknęła Anita.
- Trudno sprawić żeby nie trzęsły mi się ręce kiedy widzę takie ciało.
- No wiesz.. Mi też się robi goręcej i to nie przez kąpiel czy kominek... – powiedziała zalotnie.
- To czemu? – zapytał Marcin choć dobrze wiedział o co jej chodzi.
- Spójrz w lustro...
- Nie chce mi się marnować czasu na takie bzdury o takiej porze – zażartował – zaraz wrócę, muszę jeszcze po coś pójść.
- Choć tu do mnie, nie będziesz chodził po coś – rzuciła ale Marcin był już w kuchni.
- Proszę – powiedział dając jej miseczkę z musem czekoladowym.
- Mhmm... Słodkości.
- Słodka to Ty jesteś.
I rozmawiali tak sobie wpatrując się w taniec ognia kominkowego, pijąc herbatę ,jedząc mus.
Po jakimś czasie Marcin dołożył do kominka, Anita wyniosła szklanki i miseczki do kuchni rozsiadła się wygodnie obok małżonka.
- Kocham Cię – wyszeptał jej do ucha Marcin ,dotykając dłonią jej idealnie gładką szyję.
- Ja też Cię ko...
- Ciii – przerwał jej natychmiast – nic nie mów.
I zaczęli się całować. Trwali tak w namiętnym pocałunku kilka minut... Ich usta stykały się ze sobą, języki zalotnie się wymijały, dłonie błądziły po ciałach, dotykając, głaszcząc i pieszcząc się wzajemnie. Anita usiadła na Marcinie, pocałunki były coraz bardziej namiętne, ich ruchy coraz bardziej śmiałe i kolejny raz połączyli się we wspólnym tańcu ciał.
Wraz z nimi tańczyły płomienie w kominku.
Po gorącej godzinie Anita wtuliła się w Marcina, przykrywając się dodatkowym kocem leżącym tuż przy dużej kanapie.
- Misiu....- powiedziała zmęczona, ale jakże zadowolona – było fantastycznie.
- Zgadzam się kochanie, to był kosmos – powiedział wzdychając – Czy myślisz że maleństwo jest już w drodze?
- Jeśli twoja amunicja jest taka jak twój pistolet to na pewno – uśmiechnęła się z błyskiem w oczach – chociaż bardzo chętnie powtórzę taki wieczór starań.
- Widzę że doskonale się zgadzamy w tej kwestii – Marcin wyszczerzył zęby.
- Kocham Cię... Cudownie będzie być mamą Twoich dzieci.
- Cudownie będzie że dzieci będą miały taką mamę – odpowiedział całując ją w czoło.
- A teraz chcę zasnąć wtulona tak w Ciebie, bezpieczna.
- Dobranoc Aniołku.
Marcin głaskał jeszcze kilka minut Anitę po ramieniu, wpatrując się w maleńki już ogień, po czym zasnął czując ciepło ukochanej osoby.
Tą sielankę przerwał dzwoniący telefon.
Czas nas goni [kryminał obyczajowy] rozdział 1
1"Wywiozą Ci wszystko, co kochasz"
-----------------------------------------------
"Why am I fighting to live, if I'm just living to fight
Why am I trying to see, when there aint nothing in sight
Why am I trying to give, when no one gives me a try
Why am I dying to live, if I'm just living to die..."
-----------------------------------------------
"Why am I fighting to live, if I'm just living to fight
Why am I trying to see, when there aint nothing in sight
Why am I trying to give, when no one gives me a try
Why am I dying to live, if I'm just living to die..."