Widziałem twarz każdego wchodzącego do tego baru. Okrągłe, pociągłe, czerwone, blade, ładne, brzydkie; wszystkie. Jedno czego nie dane mi było zobaczyć to twarzy jego, tego kogoś, kto wchodził zawsze o godzinie piętnastej, może z małymi minutami. Kiedy wchodził robiło się ciemnawo, potem pojawiała się mgła i przeświadczenie, że ten ktoś jest zawsze jedną i tą samą osobą. Ten ktoś – czyli praktycznie nikt – siadał zawsze przy stoliku koło okna i, niezależnie gdzie siedziałem ja, zawsze siadywał do mnie tyłem.
Pan tajemniczy zamawiał piwo, czasem coś do jedzenia, przeważnie jednak tylko piwo. Sączył je wolno, wpatrując się w okno.
Czasem miałem ochotę podejść do niego. Uniosłem się lekko i udając że opuszczam bar, szedłem w jego kierunku, jednak kiedy byłem na tyle blisko by zobaczyć jego twarz coś się działo. Ktoś robił jakiś ruch, gdzieś stłuczono szklankę albo jakąś pani robiła awanturę mężowi, wpadając z wielkim hukiem do baru i podrywając wszystkich na równe nogi. Tajemniczy pan znikał, a ja pozostawałam z dziwnym przeświadczeniem, że tak naprawdę go tutaj nie było. Nie było, bo nie istnieje.
Prawda była taka: czasem widziałem rzeczy, których nie ma.
Potrafiłem godzinami leżeć na łóżku. Nie raz i nie dwa nie spałem przez całą noc. Myślałem o naszym domu, o barze i o wszystkim mieszkańcach kamienicy. Czasem spacerowałem po mieszkaniu, mając dziwne uczucie, czując coś, co się nie dzieje; czując zapach jakiejś kobiety, czując jej osobę. Jednak nikogo takiego u mnie być nie mogło. Drzwi były zamknięte - zabarykadowane, okna pozamykane - okratowane. Jednak wtedy, w nocy, coś mi mówiło: ona jest, ona jest i siedzi właśnie na tym fotelu, patrzy jak przekręcasz się z boku na bok, a kiedy zrywasz się na równe nogi i biegniesz do okna albo do ubikacji, idzie za tobą wpatrując się zachłannie w twoją sylwetkę i szepnąć coś pod nosem.
Kobieta.
To musiała być kobieta, gdyż nikt inny nie mógł tak patrzeć, a właściwie udawać, że patrzy, robić wrażenia patrzenia. Byłem obserwowany w domu, to raz; byłem śledzony na mieście, to dwa. A kiedy szedłem do kościoła i spowiadałem się, koło księdza pojawiała się kobieta. Zdawało mi się, że słucha wraz z nim, że podszywa się pod Chrystusa i nigdy, naprawdę nigdy, nie powiedziałem o tym nikomu, nawet księdzu.
Byłem chyba szalony.
Pisałem do siebie listy i chowałem je w wielkim blaszanym pudełku, które potem wciskałem pod podłogę.
Skrytka była sprytna, a ja tak zdesperowany, że to pisanie wydawało mi się jedynym wyjściem, ucieczką od wszystkiego, pozbyciem się wszystkiego. Ona nie patrzyła na mnie, kiedy pisałem, odnosiłem wrażenie, że wie, iż muszę mieć coś dla siebie, jakąś odrobinę prywatności. Nie patrzyła, znikała, a raczej się nie pojawiała. Cieszyłem się z tego jak dziecko. Może byłem ślepy? A może robiła to specjalnie, udawała, że jej nie ma a potem wyjmowała moje listy i czytała je dokładnie zdanie po zdaniu?
Prawda była taka: czasem drżałem, nawet wtedy, kiedy listy spoczęły już w metalowej skrzynce i kiedy kluczyk dyndał mi się na szyi. Nikt nie mógł ich przeczytać, a jednak odnosiłem wrażenie, że ona je czyta, że zna każde słowo, a potem - nocą - patrzy na mnie i mi grozi, mówiąc:
– Wstydź się, człecze. Wstydź się.
Wstydziłem się bardzo. W listach było wiele, czasem za wiele. Kiedy bałem się o czymś myśleć brałem długopis w dłoń i pisałem; działo się to automatycznie. Czułem ulgę, oddychałem lżej i mogłem zasnąć spokojniej, ale...
Bałem się jej. Jej włosów, oczu, rąk, całego jej ciała. Kładła się na mnie, przygniatając mnie swoją lekko-cieżką sylwetką. Jej oddech i to co mi robiła stawało się jedną wielką męczarnią, mimo to pragnąłem jej w jakiś dziwny sposób. W końcu postanowiłem z nią porozmawiać. Nakryłem stół białym obrusem, zrobiłem spaghetti, rozłożyłem je na talerzach przyozdabiając listkami bazylii. W kieliszkach czerwieniło się wino. świeca zapłonęła. Siadłem i czekałem aż sama zrobi jakiś krok. Miałem ją zaprosić do stołu, ale stchórzyłem. Wszystkie słowa ugrzęzły mi w gardle. Spaghetti parowało, a ja wciąż czekałem. Nie pojawiła się. Zbagatelizowała mnie, a może odeszła?
Tak początkowo myślałem: to już koniec. I ona i tajemniczy nieznajomy z baru nie pojawiali się. Byłem znowu swobodny. Sypiałem długo i mocno. Budziłem się rześki i wypoczęty. Jadałem obfite i pożywne śniadania, wyglądałem dobrze i dobrze się czułem, ale tylko do czasu.
Z czasem bowiem i to zaczęło się zmieniać. Pewnego ranka, tuż po śniadaniu „ujrzałem” coś w rogu pokoju.
Podszedłem tam. Stanąłem i patrzyłem w pusty kąt. Coś tam było, jednak niczego nie widziałem. Czułem to coś. To coś ruszyło do przodu, otarło się o mnie. Poczułem dreszcz a potem uniesienie. To musiała być ona.
Moje zdziwienie i strach ustąpiły – pojawiło się coś, co kazało mi podejść do lustra. Przejechałem dłonią po twarzy – ogoliłem się, a potem ubrałem i wyszedłem.
Nie wiedziałem dokąd idę, szedłem i było mi dziwnie lekko. Zatrzymywałem się przed każdą witryną sklepu odzieżowego, patrzyłem na stroje. Manekiny szczerzyły zęby, a ja dziwnie się uśmiechałem, szukałem czegoś dla siebie. W końcu znalazłem to coś; wszedłem i poprosiłem o własny rozmiar. Miła sprzedawczyni zapakowała mi wszyko w piękną paczkę, zupełnie jakbym miał to komuś dać na prezent, a potem pożegnała mnie miłymi słowami. Czułem podekscytowanie, już nie mogłam się doczekać kiedy to wszyko na siebie włożę.
Stanąłem przed lustrem i zacząłem się rozbierać. Nie patrzyłem na siebie nagiego, czułem, że mogło by to zepsuć cały efekt końcowy. Drżącymi rękoma wyjmowałem poszczególne elementy stroju, aż w końcu byłem ubrany. Teraz mogłem patrzyć na siebie – piękna suknia po samą ziemię, cudowny kolor. Jedno tylko mi nie pasowało, należało zrobić coś z twarzą. Szybko i niezwłocznie. Koniecznie.
Zadrżałem, jakieś dziwne ciarki przebiegły mi po plecach.
2
Tekest, który trudno zrozumieć, trudno się domyślić, co w nim chodzi, ale jednak się da. Ja to zrobiłam po trzykrotnym jego przeczytaniu. A powinnam po pierwszym. Hm, albo dlatego że nieuważnie czytałam, albo że jestem głupia i nic nie rozumiem, albo że ty źle to napisałeś. Drugie jest najodpowiedniejsze 
Rozumiem ten tekst i musze przyznać, że pomysł fajny, choć, ze względu na takie a nie inne rozpisanie, nie łatwo skąpnąć się, o co kaman, jak już pisałam.
Tylko pytam się, czemu ten tekst powstał? Co on ma mi dać?
Styl niezbyt mi się podoba, chociaż z każdą dalsza linijką się do niego przyzwyczajałam. Początek mnie mocno odrzucił, postanowiłam jednak przeczytać.
Wiele dziwacznych zdań, jakby wymyślonych w głowie i nieprzemyślanych ani przez chwilę - po prostu tak się wymyśliło i sie tak pisze. Przykłady:
A w tym fragmencie:
nie podoba mi się, że zmieniasz osobę. Zabieg ten ci nie wyszedł, niestety.
Ostatnie zdanie brzmi trochę tak, jakbyś chciał coś jeszcze dopowiedzieć. Jakby miała być druga część. I wolałabym, żebyś coś dopisać, z kilka linijek, inaczej będę wspominała ten tekst jako tekst "urwany".
Ogólnie średnio mi się podobało. Popracuj nad stylem. I myśl nad każdym zdaniem.
Pozdrawiam
Patka

Rozumiem ten tekst i musze przyznać, że pomysł fajny, choć, ze względu na takie a nie inne rozpisanie, nie łatwo skąpnąć się, o co kaman, jak już pisałam.
Tylko pytam się, czemu ten tekst powstał? Co on ma mi dać?
Styl niezbyt mi się podoba, chociaż z każdą dalsza linijką się do niego przyzwyczajałam. Początek mnie mocno odrzucił, postanowiłam jednak przeczytać.
Wiele dziwacznych zdań, jakby wymyślonych w głowie i nieprzemyślanych ani przez chwilę - po prostu tak się wymyśliło i sie tak pisze. Przykłady:
Jedno czego nie dane mi było zobaczyć to twarzy jego, tego kogoś, kto wchodził zawsze o godzinie piętnastej, może z małymi minutami.
Ten ktoś – czyli praktycznie nikt – siadał zawsze przy stoliku koło okna i, niezależnie gdzie siedziałem ja, zawsze siadywał do mnie tyłem.
A w tym fragmencie:
ona jest, ona jest i siedzi właśnie na tym fotelu, patrzy jak przekręcasz się z boku na bok, a kiedy zrywasz się na równe nogi i biegniesz do okna albo do ubikacji, idzie za tobą wpatrując się zachłannie w twoją sylwetkę i szepnąć coś pod nosem.
nie podoba mi się, że zmieniasz osobę. Zabieg ten ci nie wyszedł, niestety.
Ostatnie zdanie brzmi trochę tak, jakbyś chciał coś jeszcze dopowiedzieć. Jakby miała być druga część. I wolałabym, żebyś coś dopisać, z kilka linijek, inaczej będę wspominała ten tekst jako tekst "urwany".
Ogólnie średnio mi się podobało. Popracuj nad stylem. I myśl nad każdym zdaniem.
Pozdrawiam
Patka
4
Wiesz, Twoje teksty czyta się najlepiej, gdy człowiek nie próbuje ich dokładnie pojąć, nie szuka przesłania czy myśli wiodącej. Bo masz naturalny talent do budowania klimatu. Tajemniczego, z czającymi się po kątach zjawami. Postacie same nie wiedzą, kim są, starają się ogarnąć rzeczywistość i pojąć niepojmowalne. To wbrew pozorom dość częste zjawisko w realnym świecie, nie trzeba gorzały i prochów, by poczuć się zagubionym.
Tak, potrafisz dać do myślenia, nie mówiąc zbyt wiele. Lubię Twoje patrzenie na świat. A do stylu zaczynam przywykać.
Trzymaj się!
Tak, potrafisz dać do myślenia, nie mówiąc zbyt wiele. Lubię Twoje patrzenie na świat. A do stylu zaczynam przywykać.
Trzymaj się!
5
Ha! Całość całkiem do rzeczy, tylko nie wiem, jaka jest funkcja faceta-widmo z baru, poza pokazaniem czytelnikowi, że pan narrator "widzi rzeczy, których nie ma". Jak na nieistotną postać, poświęciłeś mu całkiem sporo miejsca.
Zakończenie zaskakujące, podobie mnie się.
Sporo przekombinowanych fragmentów, bardzo chaotycznych, w których łatwo się zgubić. Ale do stylu, jako takiego, zastrzeżeń nie mam.
A teraz czepianka:
A może mi się tylko tak wydaje.
No i to ostatnie zdanie wydaje mi się niepotrzebne.
Pozdrawiam.
Zakończenie zaskakujące, podobie mnie się.
Sporo przekombinowanych fragmentów, bardzo chaotycznych, w których łatwo się zgubić. Ale do stylu, jako takiego, zastrzeżeń nie mam.
A teraz czepianka:
Chyba "pozostawałem".Tajemniczy pan znikał, a ja pozostawałam z dziwnym przeświadczeniem, że tak naprawdę go tutaj nie było.
Jaka kobieta? Ta sama, czy inna? Ciężko zgadnąć.A kiedy szedłem do kościoła i spowiadałem się, koło księdza pojawiała się kobieta.
Sylwetka nie wydaje mi się odpowiednim słowem w tym kontekście.Kładła się na mnie, przygniatając mnie swoją lekko-cieżką sylwetką.
Uśmiechnąłem się przy tym spaghetti, średnio wykwintne danieNakryłem stół białym obrusem, zrobiłem spaghetti, rozłożyłem je na talerzach przyozdabiając listkami bazylii. W kieliszkach czerwieniło się wino.

W miejsce myślnika dałbym kropkę i potem od nowego zdania.Przejechałem dłonią po twarzy – ogoliłem się
"Mój" zamiast "własny".W końcu znalazłem to coś; wszedłem i poprosiłem o własny rozmiar.
No i to ostatnie zdanie wydaje mi się niepotrzebne.
Pozdrawiam.
- I`d much rather be happy than right any day.
- And are you?
- Ah, no.
- And are you?
- Ah, no.
6
Jacek - chyba naoglądalam się za dużo 'Z archiwum X'
Masz racje. Czasem za bardzo to wszystko zagmatwane, zrozumieć nie łatwo...
Wiktor - święta racja, zbyt długi ten początkowy wątek, no i chaosu też sporo. Sama to widzę. Ale wklejałam na świeżo.
A spaghetti, uwierz mi, potrafi być wykwintnym daniem, zwłaszcza gdy ktoś nie umi gotować.
Co do ostatniego zdania, to sama widzę, że niepotrzebne. Gdyby tekst poleżał wycięłabym
Dzięki za komentarze.
Trzymajcie się ciepło.

Wiktor - święta racja, zbyt długi ten początkowy wątek, no i chaosu też sporo. Sama to widzę. Ale wklejałam na świeżo.
A spaghetti, uwierz mi, potrafi być wykwintnym daniem, zwłaszcza gdy ktoś nie umi gotować.
Co do ostatniego zdania, to sama widzę, że niepotrzebne. Gdyby tekst poleżał wycięłabym
Dzięki za komentarze.
Trzymajcie się ciepło.
7
Cześć, tfu-plu, dawno nie miałam styczności z tekstami, to pomyślałam, że na dobry początek wezmę sobie Twój.
Zacznijmy od czepialstwa: strasznie niedbalstwo, jak zawsze u Ciebie.
Oprócz tego, co wymienili poprzednicy, dodałabym drobne błędy w stylu brakujących przecinków przed "że", "czego" (tak, w tym zdaniu prawie na samym początku powinno być "Jednego, czego..."), "gdzie". łatwe do wyeliminowania. Zmieniłabym też "to twarzy jego", "jego twarzy" brzmi lepiej.
Dalej moje wrażenia: tu coś pomiędzy Patką a Jackiem. Nie czułam się głupia, raczej przyjemnie zanęcona. Twoje teksty na początku wydawały się trochę nieogarnięte, ale teraz, podobnie jak Jacek, zaczynam się do tego przyzwyczajać i czerpię z nich coraz większą przyjemność. Nie wiem, czy Twoja praca pozostawi we mnie coś "mocno głębszego", ale potrafisz pobudzić do refleksji ciekawszej niż "Teksty są robione coraz bardziej taśmowo", a za to duży plus.
Działaj, działaj i powodzenia.
Pozdrawiam.
Zacznijmy od czepialstwa: strasznie niedbalstwo, jak zawsze u Ciebie.

Dalej moje wrażenia: tu coś pomiędzy Patką a Jackiem. Nie czułam się głupia, raczej przyjemnie zanęcona. Twoje teksty na początku wydawały się trochę nieogarnięte, ale teraz, podobnie jak Jacek, zaczynam się do tego przyzwyczajać i czerpię z nich coraz większą przyjemność. Nie wiem, czy Twoja praca pozostawi we mnie coś "mocno głębszego", ale potrafisz pobudzić do refleksji ciekawszej niż "Teksty są robione coraz bardziej taśmowo", a za to duży plus.
Działaj, działaj i powodzenia.
Pozdrawiam.