To jest prolog opowieści ,która będzie kontynuowana!
-----------------------------------------------------------------
Prolog
Krasnolud siedział na zboczu góry wpatrując się w zachodzące słońce. Spoglądał przed siebie ,na piękny krajobraz wysokich gór skąpanych w słabym świetle słońca. Czuł się tak jakby te krainy należały do niego ,jakby były na jego własność. Choć nie rządzi nawet małą wioską ,teraz czuł się jak pan świata. Kochał góry ,myślał sobie ,lubił znajdować się blisko majestatycznych szczytów ,lubił kiedy górski wiatr porusza delikatnie jego rudą brodą…tak jak teraz.
Zamknął oczy. Wspomnieniami wrócił do swoich szczenięcych lat. Do czasów kiedy był młodym ,beztroskim krasnoludem ,kiedy nic go nie martwiło…aż do tego pamiętnego dnia.
****
Krasnoludy krzątały się to tu to tam niemalże wpadając na siebie. Każdy z nich starał się bronić swojego domu ,dobytku i rodziny. Jednak trzeba było działać szybko. Orkowie nie będą czekać aż ich ofiary i najwięksi wrogowie skryją się przed nimi w piwnicach czy w górach.
Mały krasnolud siedział skulony w kącie swojego pokoju ,podczas gdy jego rodzice dyskutowali o czymś. Był przerażony. Na zewnątrz słychać było krzyki ,dudnienie ciężkich butów i szczęk metalu o metal. Trząsł się. Po policzkach zaczęły spływać mu łzy.” Bądź silny synu”- mawiał jego ojciec. Młody krasnolud starał się ,lecz nie mógł powstrzymać łez. Zobaczył jak jego ojciec odziany w cały ekwipunek bitewny wychodzi z domu a matka podchodzi do niego samego. Uspokoił się. Gdy silne ,matczyne ramiona objęły go poczuł się spokojniej. Jednak chwile potem oboje zerwali się szybko na równe nogi i wybiegli tylny wyjściem z domu.
Tyle wyjście prowadziło w góry. Cała krasnoludzka wioska znajdowała się bowiem na górskiej łące. Matka powiedziała małemu krasnoludowi żeby się nie ruszał ,sama zaś poszła za róg ich domostwa by przyjrzeć się atakowi.
Orkowie przeważali. Zaatakowało ich plemię Uthar ,które żyło w kotlinie pomiędzy górami Krathur ,na których znajdowała się wioska. Już nie raz spierali się z tymi orkami ,ale zawsze przepędzali je z powrotem do kotliny. Tym razem ich liczebność była większa. Zwykle krasnoludów atakowały pojedyncze grupy(być może nawet zwiad) ,ale tego dnia to nie był spontanicznych wyskok orków. Wyglądało to jak od dawna planowany atak. Choć krasnoludy bronił się zaciekle(jak zwykle) i nie były nowicjuszami w sztuce wojennej, nie mogły dorównać liczebnością orkom.
Ojciec małego krasnoluda kierował obecnie małą grupką złożoną z 5 krasnoludów. Maszerowali zwartym szykiem ku największym grupom orków. Kiedy na ową wpadli rozegrała się barbarzyńska potyczka. Krzepki krasnolud o czarnej gęstej brodzie rzucił się w sam środek zamieszania wywijając swoim oburęcznym toporem na lewo i prawo. Przy nieporęcznym toporze trudno było utrzymać dobrą równowagę ,jednak ten wojak radził sobie znakomicie. Skupił się na mniejszych orkach ,podczas gdy jego towarzysze broni wspólnymi siłami natarli na dowódcę . Z początku ork starał się blokować zaciekłe ,mocne uderzenia czarnobrodego krasnoluda. Wtedy wojak zrobił na pozór niemożliwy (przy takiej broni) manewr. Kiedy ostrzę topora leciało w podbrzusze orka krasnolud zmienił tor cięcia swej broni i skierował je do góry (unikając blokującej klingi szerokiego miecza przeciwnika) rozłupując napastnikowi żuchwę. Ork zawył i wpadł w szał. Nie patrząc gdzie uderza głupi humanoidalny stwór przecinał raz po raz powietrze przed sobą. Zaprawiony w bojach krasnolud wykorzystał nieporadność przeciwnika i ciął nisko swym toporem niemal odcinając orkowi nogę.
Jego ziomkowie nie marnowali czasu i zgodnie rzucili się na największego orka z grupy. Po chwili dołączył do nich czarnobrody i kilku krasnoludów ,które popędziły na pomoc swym druhom. Wojak o czarnej brodzie wraz z przybyłymi wojami odpierał nadciągające orki ,aby reszta mogła zająć się dowódcą grupy.
Rosły napastnik nie był jednak amatorem. Najlepiej świadczyły o tym liczne blizny pokrywające jego (i tak nie ładną) mordę. Atakowało go trzech krasnoludów ,a mimo to nie odniósł na razie poważniejszych ran. Dzięki swojej ogromnej ,wyszczerbionej klindze skutecznie parował ciosy krasnoludzkich wojaków. Ogromny dowódca wymierzył w krasnoluda po środku pchnięcie tak silne ,że biedak nie zdołał go sparować. Miecz wbił się głęboko ,przebijając skórzaną zbroję wojownika tuż koło serca. Na twarzy orka pojawił się paskudny uśmiech satysfakcji ,ale zaraz zastąpił go grymas bólu gdy dwójka z pozostały krasnoludów zaatakowała go z obu stron wbijając swe topory w uda potężnego napastnika. Orczy dowódca ryknął. Zamachnął się swoim wielkim mieczem robiąc niepełny obrót. Zapomniał jednak o wzroście jego wrogów. Dowódca był, w przeciwieństwie do krasnoludów ,wysoki ,więc jego cios przemknął bezpiecznie nad ich głowami. Wojacy wykorzystali furię orka przeciw niemu i osiłek zainkasował kolejne ciosy.
-Uthar!! -ryknął orczy dowódca.
Na ten ryk wielu z wojowników plemienia starało się przebić do swego wrzeszczącego towarzysza ,lecz krasnoludy skutecznie ich powstrzymywały tracąc przy tym tylko jednego ziomka.
Kiedy dowódca grupy padł w końcu martwy, sprawy się skomplikowały ,ponieważ do (jak się zorientowali) osamotnionego oddziału krasnoludzkich wojów zbliżały się grupy najeźdźców. Brodacze ustawili się w formację defensywną i czekali.
Matka małego krasnoluda widząc jak potoczyły się wydarzenia wróciła w miejsce gdzie zostawiła syna. Widząc ,że jest tam gdzie go zostawiła uśmiechnęła się. Zaczęła zbliżać się do synka. Nagle! Poczuła palący ból. Uśmiech szybko zmienił się w grymas bólu i rozpaczy… Ujrzała ,że z brzucha wystaje jej grot włóczni. Z kącików ust pociekła krew. Obraz zrobił się niewyraźny. Osunęła się na kolana. Zobaczyła przerażoną twarz swojego dziecka ,które stoi wystraszone jakby zobaczyło ducha.
-Uciekaj Gorinie…-zdołała wydyszeć zanim legła martwa na ziemi.
****
Krasnolud ocknął się gdy ktoś nim szturchnął. Otworzył oczy i zauważył ,że jest już ciemno. Dyszał ciężko. Nad nim stał inny krasnolud o czarnej brodzie i ostrych rysach twarzy. Włosy miał splecione w kucyk a jego oczy wydawały się pełne energii i mądrości.
-Gorinie.- powiedział mocnym głosem do rudobrodego siedzącego na ziemi- Wracaj do obozu. Jutro czeka nas długa podróż.
Gorin pokiwał tylko głową i wstał. Powolnym krokiem podążył za czarnobrodym krasnoludem ku obozowi.
Magia i topór( "heroic fantasy" lub "epi
1"Wiara przychodzi z serca i duszy.Jeśli ktoś potrzebuje dowodu na istnienie Boga ,wtedy sama idea duchowości rozpływa się w sensualizmie i redukujemy to, co święte do tego ,co logiczne."
-Drizzt Do'Urden
-------------------------------------------------------
http://img382.imageshack.us/img382/6497 ... oligon.jpg
Załap się! Jeszcze dziś!
-Drizzt Do'Urden
-------------------------------------------------------
http://img382.imageshack.us/img382/6497 ... oligon.jpg
Załap się! Jeszcze dziś!