1. Przebudzenie
Brązowo-złociste liście leniwo opadały z drzew, poruszane najdelikatniejszymi podmuchami jesiennego wiatru. Blade słonce, rzadko przedzierające się przez szare chmury oświetlało gesty las. Promienie otulały łysiejące wierzchołki potężnych drzew, lecz tylko niektóre z nich zdołały dotrzeć do wysuszonej ściółki. Ostatnie liście, walczące dzielnie o jak najdłuższe utrzymanie się na starych gałęziach skutecznie skrywały parter całego lasu w chłodnym półmroku. Prawie całego.
Patrząc z góry na ten ogromny i majestatyczny bór, można było dostrzec gdzieniegdzie przerwy pomiędzy drzewami. Polany nie występowały tutaj często. Zazwyczaj przyczyna takiej chaotycznej przerwy w idealnej harmonii sterczących równo wierzchołków drzew była znajdująca się gdzieniegdzie sadzawka, bądź też małe bagno, leżące zazwyczaj w głębszej części lasu. Niekiedy były to zwykłe polany, na których nie rosło ani jedne drzewo, ani jedne źdźbło trawy. Były to pozostałości po plugawej magii, która przez tysiąclecia trwania tej gęstwiny miała nie raz okazję, aby wygryźć po sobie ślad w niezmierzonych gęstwinach. Teraz zostawiła kolejny.
***
Wypalona pośrodku lasu polana miała około 100 metrów średnicy. Z rosnących w tym miejscu drzew pozostały tylko wspomnienia. żadna żywa istota nie zdołała się uchronić przed potężnym uderzeniem magii. Poczerniała ziemia pokrywała powierzchnie idealnego okręgu, nie wychodząc nawet na cal poza niego. Rosnące dookoła drzewa pozostały nietknięte, nie licząc tych, których gałęzie znajdowały się nad miejscem zajmującym teraz okrąg. Zostały one idealnie przycięte, tak jakby gigantyczne, stalowe koło o krawędziach ostrych jak brzytwa spadło z ogromnej wysokości w o miejsce.
Na środku okręgu leżał człowiek. Nagi mężczyzna, wśród splugawionej do cna ziemi. Leżał w pozycji embrionalnej, obejmując rękoma kolana przyciśnięte do piersi. Jego długie, kruczoczarne włosy opadały na twarz, całkowicie ja zasłaniając.
Postać leżała bez ducha przez wiele długich minut. W normalnej sytuacji nad ciałem już dawno zebraliby się padlinożercy, aby delektować się posiłkiem. Ale okrąg ich odpychał. Można było wyczuć od niego potężną, mroczną magię. Sama jej obecność była w stanie odstraszyć okoliczne istoty. Nawet okoliczne wielowiekowe drzewa czuły i respektowały jej moc, bowiem jedynie z milczącym przyzwoleniem obserwowały okrąg i istotę, nie ingerując.
W pewnym momencie postać poruszyła się. Powoli rozprostowała ręce i nogi. Gęste włosy opadły na ramiona, odsłaniając przystojną twarz przybysza o nietypowych oczach. Zieloną tęczówkę otaczała cienka, prawie niedostrzegalna krwistoczerwona czerwona linia. Jednak nie to było najbardziej nietypowe w ciele młodzieńca. W miejscu serca widniała paskudna, głęboka rana. Mimo to, chłopak zaczął powoli podnosić się z ziemi.
Zdziwiony, powoli zaczął oglądać swoje ciało. Jego wzrok przykuła paskudna dziura w klatce piersiowej. Był przerażony. Chciał krzyczeć, lecz nie mógł wydobyć głosu z gardła. Pchany niebezpieczną mieszanką strachu i ciekawości powoli dotknął krwawiącego miejsca. Już po lekkim muśnięciu opuszkami palców z rany pociekła stróżka krwi, a on poczuł obrzydliwy fetor gnijącego mięsa połączonego z gryzącym nozdrza smrodem siarki. Skrzywił się czując ten zapach, lecz stwierdził, że pomimo przerażającego efektu zewnętrznego, nie czuł bólu. Nie mogąc powstrzymać się przed popychającą jego dłoń ciekawością, zanurzył palce w ranie. Wkładał je coraz głębiej, potęgując smród oraz krew spływającą coraz obficiej po jego torsie. Palce znikły już prawie całkowicie w ciele, gdy usłyszał rozchodzący się w powietrzu odgłos rogu.
Dźwięk był czysty i głęboki. Przez kilka sekund nieprzerwanie trwał, niezakłócony nawet najmniejszą nieprawidłowością. Był idealny. Nagle urwał się tak szybko, jak zabrzmiał.
Chłopak błyskawicznie wyrwał palce z rany, wyrywając przy okazji przypadkowo mniejsze kawałki mięsa. Nadal nie czuł bólu. Pomimo iż dźwięk brzmiał pięknie, przeraził go. Poczuł zimne mrowienie na plecach. Czuł, że spotkanie z właścicielem rogu nie skończy się dla niego pomyślnie.
Obrócił się na pięcie i ruszył w przeciwną stronę. Biegł ile sił w nogach. Zostawiał za sobą ślady krwi, które dotykając podłoża powodowały, iż czarna dotychczas ziemia stawała się jeszcze bardziej mroczna, bardziej martwa. Gniła. Lecz on już tego nie dostrzegł. Uciekał, nie oglądając się za siebie.
Koniec spalonego kręgu znajdował się coraz bliżej. Chłopak miał nadzieję, że znajdzie schronienie wśród gęstwiny. Dźwięk rogu ponownie rozniósł się w powietrzu, tym razem o wiele bliżej.
Był już przy samej krawędzi. Rozpędzony wybiegł poza krąg... A przynajmniej tak mu się wydawało. Gdy jego stopa znalazła się poza okręgiem, wszystko dookoła zniknęło. Pradawny las, szare niebo, wypalona ziemia. Pozostał tylko on, zawieszony w mrocznej pustce. Przerażony próbował się poruszyć, lecz zastygł w pozycji, w jakiej opuszczał krąg.
Poruszając jedynie gałkami ocznymi rozglądał się na boki. Jego oczy nie mogły pokonać otaczającej go, atramentowej czerni. Nagle dostrzegł na horyzoncie mały, żółty punkt. Po chwili był już wielkości monety, następnie pięści dorosłego mężczyzny. Chłopak z przerażeniem odkrył, że prosto na niego leci kula ognia. Zbliżała się z niesamowitą prędkością. Desperacko próbował się poruszyć, odskoczyć w bok. Lecz krępujące go, niewidzialne więzy były niewzruszone.
Kula była już tak blisko, że czuł bijący od niej żar. Lecz nie czuł bólu. Mimo to nadal był przerażony. Nagle, z pełna prędkością płomienie uderzyły w niego z całą siłą, a on słyszał przerażający, syczący szept – okrąg. Zabrzmiało to tak, jakby wąż syknął mu prosto do ucha.
W tym momencie przerażające czerń znikła. Znów znajdował się na skraju wypalonej ziemi, nadal będąc w biegu. Tak, jakby to, co zdarzyło się przed chwilą, trwało jedynie ułamek sekundy.
Chłopak był rozpędzony, nie zdążył się zatrzymać i jego stopa dotknęła zielonej trawy. W tym momencie potężne uderzenie energii odrzuciło go do tyłu. Upadł ciężko na plecy około dwóch metrów dalej, wewnątrz okręgu. Na moment stracił oddech. Kiedy jego płuca otrząsnęły się z tego potężnego ciosu, łapczywie wciągnął powietrze. Zdziwił się, gdyż nie poczuł siły magicznego uderzenia, lecz już upadek na ziemię spowodował ból. Dziwne, pomyślał.
Powoli kulnął się z pleców na brzuch, nadal czując obite plecy. W tym momencie róg rozbrzmiał tuż przy drugiej stronie kręgu. Nie minął ułamek sekundy, gry zza drzew zaczęły wyłaniać się postacie.
Było ich około dwudziestu. Wysocy wojownicy, odziani w grube, skórzane zbroje nabijane ćwiekami. Dzierżyli w dłoniach łuki bądź włócznie. Dodatkowo, każdy z nich miał przypięty do pasa długi miecz. Jeden z łowców trzymał na smyczy potężną, czworonożną bestię, przypominającą psa. Jej świetliste oczy nie miały źrenic. Stwór wpatrywał się z wściekłością w okrąg, powarkując cicho i obnażając kły.
Chłopak stał sam, nieuzbrojony i nagi po drugiej stronie okręgu. Szanse na wyjście cało z tego spotkania były mniej niż nikle.
***
Mężczyźni biegli ile sił w nogach, prowadzeni przez ogromną, siwą bestię. Pomimo prędkości z jaką się poruszali, byli niemal bezszelestni. Najlepsi łowcy z pobliskich włości hrabiego von Flantkall, prowadzeni przez Uhleda Epollandall’a byli coraz bliżej swojego celu. Czuli to, po coraz bardziej wyrywającej się do przodu bestii. Jej podniecenie w związku ze zbliżającym się spotkaniem udzielało się wszystkim. Za wyjątkiem Uhleda.
Jeden z najbardziej zaufanych ludzi arcyksięcia Sevnina II był poirytowany zaistniałą sytuacją. Irytowała go śmierdząca zbroja skórzana którą musiał nosić na sobie, otaczające go, stare drzewa oraz sam cel tej wyprawy.
I właśnie cel nie dawał mu spokoju nawet na chwile. Bez wyolbrzymiania faktów mógł nazwać się prawą ręką arcyksięcia, a pomimo to nie został nawet poinformowany dokładnie dlaczego został tu wysłany. Wiedział tylko, że szuka pojedynczego osobnika. Kapłani Marchasada namącili arcyksięciu w głowie! Uhled widział, jak jeden z wysokich kapłanów rozmawiał z władcą tuz przed podjęciem decyzji o wymarszu. Jednak nie śmiał przeciwstawić się woli Sevnina. Wiedział, że arcyksiążę nie zmieni zdania, jeżeli już wydał rozkaz. Takie postępowanie mogło jedynie ściągnąć na jego głowę gniew potężnego monarchy, a tego każdy w całym królestwie starał się uniknąć.
Cel był coraz bliżej, czuł to w głębi duszy. Mimo że nie wiedział jakiż stwór czeka na niego u kresu tej wędrówki, nie bał się. Miał pod komendą dziewiętnastu doskonale wyszkolonych łowców oraz niebiańską bestię zesłaną przez kapłanów Marchasada. Zwycięstwo było jego!
Z zamyślenia wyrwał go krótki okrzyk zwiadowcy, idącego na szpicy.
- Panie! Przed nami... – zwiadowca dyszał zdenerwowany, przerywając w pół zdania. – Przed nami nie ma drzew Panie... Tylko jakiś piekielna ściana, sięgająca do samych wierzchołków drzew! Czarna niczym noc!
- Uspokój się do stu diabłów! – warknął Uhled. – Jak blisko ściany się znalazłeś?
- Byłem zaledwie dwa metry od niej Panie... Jest nieprzenikniona niczym...
- Dość. Byłeś tuż obok i nic Ci się nie stało, więc musi to być jakaś przeklęta iluzja. Obejrzyjmy ją z bliska. Jeżeli coś tam się znajduje, bestia na pewno to wykryje. Zadmij w róg! – wrzasnął do łowcy stojącego obok. – Niech czysty dźwięk rogu arcyksięcia roztopi serca naszych wrogów!
Nawet nie podejrzewał jaka ironia kryła się za jego słowami. Powoli ruszyli w stronę wskazana przez zwiadowcę. łowcy szli ostrożnie, nerwowo rozglądając się na boki. Uhled zmierzał pewnym krokiem prosto przed siebie. Butny głupiec! - myśleli pozostali. Za grosz nie znal się na prowadzeniu walki w lesie. Musieli jednak wykonywać jego rozkazy, gdyż kara za niesubordynację był gorsza niż śmierć.
Po chwili stanęli przed czarną ścianą. Zwiadowca miał rację. Była nieprzenikniona niczym mur z litego kamienia. Bestia zaczęła powarkiwać cicho.
- Plugawa magia! – warknął Uhled. Jeżeli ktoś znajdował się w środki i ich obserwował, mogli w każdej chwili zginąć, trafieni strzałą, bełtem bądź magicznym pociskiem. Dlatego paladyn powziął szybką decyzję. – Spuść bestię! Przecież aż rwie się do walki. Sprawdźmy jak nasz wróg poradzi sobie z niebiańskim wysłannikiem wszechmocnego Marchasada!
łowca prowadzący bestie puścił smycz. Stwór zawarczał głośniej, obnażył białe kły i rzucił się prosto na ścianę. Znajdujący się kręgu chłopak zamarł. Poczuł nieprzyjemne uczucie w żołądku, którego jeszcze nigdy przedtem nie doświadczył – strach.
Potem wszystko stało się w ułamku sekundy. Rozpędzony stwór dotknął nosem czarnej bariery, co spowodowało uwolnienie magicznej energii tkwiącej w okręgu. Podmuch mocy uderzył w łowców, w jednej sekundzie wypalając im gałki oczne. Niektórzy z nich padli na ziemię, inni trzymali się za twarz wyjąc i biegając dookoła. Uhled Epollandall, jeden z pierwszych paladynów królestwa, krzycząc jak dziecko, z niedowierzaniem dotykał swych pustych oczodołów. Ostatnim widokiem jakim w życiu widział była czerń magicznej bariery.
***
Wszystko działo się tak szybko. Skamieniały ze strachu chłopak nie mógł się ruszyć, gdy potworny stwór z przerażającymi, świetlistymi oczyma ruszył w jego kierunku. Nagle bestia została odrzucona do tyłu, przez jakąś przerażającą siłę, a stojący za nią ludzie zaczęli przeraźliwie krzyczeć i łapać się za twarze. Poczuł, że lepszy moment na ucieczkę się nie trafi.
Obrócił się na pięcie i zaczął biec ile sił w nogach. Odruchowo napiął mięśnie, gdy zbliżał się do granicy okręgu, gotowy na kolejny podmuch mocy, lecz tym razem nic się nie stało. Uśmiechnął się pod nosem nawet na chwile nie zwalniając kroku. Po wyjściu poza krąg spalonej trawy poczuł chłodny wiatr przemykający pomiędzy drzewami, a przy każdym kroku leżący na ziemi kamień bądź kawałek gałęzi raniły jego stopy. Przygryzł wargi i biegł dalej. Wiedział, że od tego zależy jego życie.
***
Bestia powoli poruszyła się. Dookoła słyszała przeraźliwe krzyki ludzi, lecz przed sobą widziała tylko czerń. Niezgrabnie dotknęła łapą pyska, aby przegonić zaćmienie, lecz ono nie ustępowało. Potrząsnęła łbem. Nadal nic. Czuła palący ból głowy, zwłaszcza w oczodołach. Jednak to nie powstrzymało jej przed powstaniem z ziemi. Dzięki czułemu węchowi niemal widziała ślad jaki zostawiał po sobie jej cel. Ruszyła powolnym krokiem tym tropem, zdecydowana ścigać człowieka dopóki nie padnie z wyczerpania.
***
Dyszał ciężko. Oparł się o najbliższe drzewo i spuścił głowę. Nie miał już sił. Biegł przez ostatnie pół godziny. Nie wiedział czy kieruje się w głąb lasu, czy tez ku jego obrzeżom. Zimno dawało coraz bardziej o sobie znać. Powoli tracił już czucie w stopach i dłoniach. Z każdą chwilą w lesie robiło się coraz ciemniej. Dzień dobiegał końca.
Nagle, w krzakach po swojej lewej stronie usłyszał dziwny szelest. Nie zdążył nawet oderwać się od drzewa, gdy rozjuszona, siwa bestia wyskoczyła niezgrabnie z krzaków i rzuciła się w jego stronę.
Znów poczuł paraliżujący strach, lecz tym razem zmusił się, aby uskoczyć w bok. Zrobił to w ostatniej chwili, bowiem w tym samym momencie stwór uderzył łbem w drzewo o które przed chwila się opierał. Chłopak szybko podniósł się na nogi, łapiąc w międzyczasie grubą gałąź, która leżała obok niego. Niezgrabnie wyciągnął w stronę psa swoją broń i oczekiwał na kolejny atak. Wiedział że ucieczka nie ma sensu. Dostrzegł iż jego przeciwnik nie ma oczu. Przerażające, świetliste ślepia zniknęły. Jednak rozkwaszony pysk umazany we krwi sprawiał, że teraz wyglądał on jeszcze straszniej niż poprzednio.
Zamroczona bestia podniosła się z ziemi, uniosła pysk i zaczęła węszyć. Po chwili skoczyła, wiedziona zapachem potu zmieszanego ze strachem. Chłopak zamknął oczy, złapał oburącz kij i zamachnął się z całej siły. Rozległ się głośny trzask. Kij złamał się na pysku stwora, jednak to nie mogło powstrzymać impetu dwustukilowego ciała lecącego w jego kierunku. Poczuł silne uderzenie, które zwaliło go z nóg. Szary kształt przygniótł go całkowicie. Pazury wielkości palca dorosłego człowieka rozcięły mu prawe ramię. Rana była głęboka i paląca. Jeszcze nigdy nie czół takiego bólu. Nie miał czasu jednak się nad tym zastanawiać, gdyż w tym momencie ogromna paszcza, wypełniona dziesiątkami białych kłów zbliżała się ku jego szyi. Odruchowo wyciągnął przed siebie lewą rękę. Ostre jak brzytwa zębiska zanurzyły się w przedramieniu i zaczęły nim potrząsać, niczym ręka szmacianej lalki. Słyszał chrupot łamanych kości, lecz nie zwracał już na niego uwagi. Pierwsza fala bólu która go dosięgnęła spowodowała, że wpadł w furię. Czerwone obwódki dookoła jego zielonych oczu rozszerzyły się, sięgając prawie do źrenic. Zapłonęły krwawym blaskiem. Z siła i szybkością, jakiej się po sobie nie spodziewał, wsadził dwa palce prawej ręki w pusty oczodół bestii. W połowie długości palca natrafił na materię. Stwór z jeszcze większą wściekłością zaczął szarpać rękę. Niektóre złamane kości zaczęły przebijać skórę.
Z przerażającym okrzykiem złości, bólu i furii wepchnął palce najgłębiej jak mógł, zanurzając się w miękkiej materii. Stwór ryknął głośno, a on, szybkim ruchem wyrwał ze środka oczodołu tyle ile mógł. Gigantyczny pies zawył przeraźliwie i odskoczył do tyłu.
Chłopak nie miał już siły wstać. Furia, która go ogarnęła zniknęła tak szybko jak się pojawiła i teraz ból uderzył w niego ze zdwojoną siłą. Delikatnie obejmował rękę, i jęczał cicho, patrząc w ciemniejące niebo. Powoli podniósł głowę i spojrzał w kierunku bestii. Najwidoczniej zaczęła dochodzić już do siebie, ponieważ odwróciła łeb w jego stronę i powoli przybierała pozycje do skoku. Magia płynąca w jej ciele nadal utrzymywała ją przy życiu. Chłopak zastanowił się, czy jeśli nie będzie się bronił to czy ugryzienie będzie bolało. Nie dane było mu się o tym przekonać. Zamknął oczy i stracił przytomność.
2
Rozumiem, że były w plamki?Brązowo-złociste liście
leniwieleniwo opadały z drzew
Ani jedno.ani jedne drzewo, ani jedne źdźbło trawy.
Terminator:DNa środku okręgu leżał człowiek. Nagi mężczyzna, wśród splugawionej do cna ziemi. Leżał w pozycji embrionalnej, obejmując rękoma kolana przyciśnięte do piersi. Jego długie, kruczoczarne włosy opadały na twarz, całkowicie ja zasłaniając.
To zdanie kompletnie nie brzmi. Szczególnie te pełne prędkości i całe siły.Nagle, z pełna prędkością płomienie uderzyły w niego z całą siłą, a on słyszał przerażający, syczący szept – okrąg.
To jakieś nie po polskuCzuli to, po coraz bardziej wyrywającej się do przodu bestii.
Nie do zaakceptowania jest to powtórzenie. Wygląda na przypadkowe i dlatego uważam je za błąd.Jeden z najbardziej zaufanych ludzi arcyksięcia Sevnina II był poirytowany zaistniałą sytuacją. Irytowała go śmierdząca zbroja skórzana
„dokładnie, dlaczego” Jakoś mi to źle brzmi, narzuca się przerzutnia;)pomimo to nie został nawet poinformowany dokładnie dlaczego został tu wysłany.
A gdzie znaki interpunkcyjne?Mimo że nie wiedział jakiż stwór czeka na niego u kresu tej wędrówki, nie bał się.
Wziął te oczy i ruszył. Może lepiej „o przerażających, świetlistych oczach”?kamieniały ze strachu chłopak nie mógł się ruszyć, gdy potworny stwór z przerażającymi, świetlistymi oczyma ruszył w jego kierunku.
A po co tutaj przecinek?Nagle bestia została odrzucona do tyłu, przez jakąś przerażającą siłę
Kolejny raz pytam: a gdzie znaki interpunkcyjne?Wiedział że ucieczka nie ma sensu. Dostrzegł iż jego przeciwnik nie ma oczu.
Błagam, niech to będzie literówka…Jeszcze nigdy nie czół takiego bólu.
Zawsze mi się wydawało, że „furia” to stopień wyższy od „wściekłość”, a „wściekłość” – od „złości”.Z przerażającym okrzykiem złości, bólu i furii
To tyle odnośnie błędów. Ogólnie rzecz biorąc, zapowiada się ciekawie. Muszę się przyznać, że jestem zapaloną fanką tego typu prozy i nie wiem, czy mi się kiedykolwiek znudzi, więc ciężko mi oceniać schematyczność pomysłu. Trąci trochę Terminatorem, ale intryguje mnie bardzo, co to za osobnik o długich włosach i skąd się tam wziął. Styl przejrzysty, chociaż niektóre błędy... Zwracaj uwagę na poprawną odmianę i oddzielanie przecinkami zdań składowych w zdaniach wielokrotnie złożonych. Na razie jestem na tak;)
Pozdrawiam
kognitywna
3
Dziękuję Ci bardzo za wskazówki
.
Dopiero teraz dostrzegłem ile tam jest błędów... Trzeba się wziąć za poprawianie.
Zamieszczając tutaj ten tekst, najbardziej interesowała mnie ocena mojego stylu pisania. No ale napisałaś, że jest "przejrzysty". To chyba dobrze, co?
Jeszcze raz dziękuję za to, że przebrnęłaś przez cały ten tekst i zechciałas podzielić się ze mną swoimi spostrzeżeniami
.
Pozdrawiam i życzę Wesołych świąt.
Dopiero teraz dostrzegłem ile tam jest błędów... Trzeba się wziąć za poprawianie.
Zamieszczając tutaj ten tekst, najbardziej interesowała mnie ocena mojego stylu pisania. No ale napisałaś, że jest "przejrzysty". To chyba dobrze, co?
Jeszcze raz dziękuję za to, że przebrnęłaś przez cały ten tekst i zechciałas podzielić się ze mną swoimi spostrzeżeniami
Pozdrawiam i życzę Wesołych świąt.
4
Przed tym jak spadły, w trakcie czy już po?Brązowo-złociste liście leniwo opadały z drzew, poruszane najdelikatniejszymi podmuchami jesiennego wiatru.
Zdecyduj się.parter całego lasu w chłodnym półmroku. Prawie całego.
Nie ładniej, by było: Po rosnących w tym miejscu drzewach pozostało jedynie wspomnienie? Coś w ten deseń.Z rosnących w tym miejscu drzew pozostały tylko wspomnienia
Zdefiniuj mi "bez ducha". W jakim sensie dokładnie? Spirytualistycznym? Filozoficznym?Postać leżała bez ducha przez wiele długich minut.
Spoko, koniec kopiowania i wklejania. Nie męczę pytaniami, bo wiem, że już zauważyłeś wiele błędów (wnioskuję tak z Twojej powyższej wypowiedzi).
Ogólnie tekst niskich lotów. Mnie się czytało ciężko. Co rusz coś mi zgrzytało, musiałem długo debatować jak odebrać pewne sformułowania, czemu niektóre rzeczy zapisałeś tak, a nie inaczej itd.
Musisz jeszcze popracować. Poczytać trochę więcej, podpatrzeć niektóre sposoby, którymi posługują się pisarze, by zainteresować czytelnika. Ogólnie pisz więcej, ale też czytaj to, co napisałeś. To jest bardzo ważne.
Pozdrawiam.
Po to upadamy żeby powstać.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
5
To się dopiero nazywa zimny prysznic...
Na początku lekko się skrzywiłem, czytając Twojego posta i pomyślałem sobie "a co on może wiedzieć?" (tak, tak, nienawidzę krytyki :wink: )
Jednak co tu dużo mówić? Zapewne masz rację, ponieważ jesteś postronnym, obiektywnym krytykiem i przeczytałeś już setki takich tekstów.
Tak więc za Twoją radą, zabieram się za pracę nad stylem. Mam nadzieję, iż moje kolejne wypociny również zechcesz przejrzeć i ocenić w ten sam sposób :wink:
Pozdrawiam
Na początku lekko się skrzywiłem, czytając Twojego posta i pomyślałem sobie "a co on może wiedzieć?" (tak, tak, nienawidzę krytyki :wink: )
Jednak co tu dużo mówić? Zapewne masz rację, ponieważ jesteś postronnym, obiektywnym krytykiem i przeczytałeś już setki takich tekstów.
Tak więc za Twoją radą, zabieram się za pracę nad stylem. Mam nadzieję, iż moje kolejne wypociny również zechcesz przejrzeć i ocenić w ten sam sposób :wink:
Pozdrawiam
6
Nymphetamine: przejrzysty styl to faktycznie zaleta. Sprawia, że czytelnik ogląda historię na ekranie swojej wyobraźni, nie będąc świadomym obecności narratora.
Co do wyraźnego rozdźwięku między wypowiedzią moją a Webera - różni ludzie, różne opinie;) Warto przyjrzeć się każdej z osobna, bo może się okazać, że coś pchnie Cię do przodu. Ale trzeba umieć na to spojrzeć jak na opinię, niekoniecznie wyrocznię. Wiele razy pewnie się spotkasz z opiniami typu "jejku, jakie to świetne!" i "matko, zostaw pisanie, przerzuć się na uprawę kartofli, będzie lepiej dla świata". Trzeba umieć te wszystkie opinie przesiać;) Bo widzę, że zarówno moją, jak i Webera opinią bardzo się przejąłeś. I dobrze;) Ale też miej trochę dystansu do tych opinii. Pewnie teraz poleciały truizmy takie, że aż chrzęści w zębach, ale cóż;)
Weber - żeby nie było - nie podważam w żaden sposób Twojej wypowiedzi. Po prostu nie chcę, żeby nam kolega się załamywał po każdej nieprzychylnej opinii, a po każdej przychylnej wpadał w samozachwyt;)
życzę powodzenia przy pisaniu, Nymphetamine:)
Pozdrawiam
kognitywna
Co do wyraźnego rozdźwięku między wypowiedzią moją a Webera - różni ludzie, różne opinie;) Warto przyjrzeć się każdej z osobna, bo może się okazać, że coś pchnie Cię do przodu. Ale trzeba umieć na to spojrzeć jak na opinię, niekoniecznie wyrocznię. Wiele razy pewnie się spotkasz z opiniami typu "jejku, jakie to świetne!" i "matko, zostaw pisanie, przerzuć się na uprawę kartofli, będzie lepiej dla świata". Trzeba umieć te wszystkie opinie przesiać;) Bo widzę, że zarówno moją, jak i Webera opinią bardzo się przejąłeś. I dobrze;) Ale też miej trochę dystansu do tych opinii. Pewnie teraz poleciały truizmy takie, że aż chrzęści w zębach, ale cóż;)
Weber - żeby nie było - nie podważam w żaden sposób Twojej wypowiedzi. Po prostu nie chcę, żeby nam kolega się załamywał po każdej nieprzychylnej opinii, a po każdej przychylnej wpadał w samozachwyt;)
życzę powodzenia przy pisaniu, Nymphetamine:)
Pozdrawiam
kognitywna
7
Miałem tak i nawet czasem teraz mi się zdarza. ale ja nadal rzucam teksty, wiedząc, że krytyka pomoże.Po prostu nie chcę, żeby nam kolega się załamywał po każdej nieprzychylnej opinii, a po każdej przychylnej wpadał w samozachwyt;)
I tobie, Nymphetamine, także radzę zachować dystans.
Tyle że do tekstu, nie do krytyki
Krytykę przyjmij całym sobą
Co ja będę bełkotał, jużmnietuniema.
Are you man enough to hold the gun?
8
Teścik, dystans do tekstu warto mieć. Ale do krytyki także. Trzeba pamiętać, że gusta ludzie mają różne, wszystkich nie zadowolisz. A jak będziesz próbował przyjmować krytykę bezkrytycznie;) i wprowadzał zmiany do swoich utworów wg tego, co napisali Ci ludzie (bez przetworzenia tego najpierw), to możesz się na koniec zorientować, że to nie jest już Twoje dzieło. że w żadnym wypadku nie chcesz się pod tym podpisać. Tak jak pisał Andrzej w jednym z tematów odnośnie redagowania tekstu: trzeba wiedzieć, kiedy powiedzieć "dość" i bronić swojej wizji.
Pozdrawiam
kognitywna
Pozdrawiam
kognitywna
10
Na początku - dziękuję wam za rady dotyczące podejścia zarówno do tekstu jak i krytyki. Pozwoliły mi spojrzeć na całą sprawę z zupełnie innej perspektywy
Wydaje mi się, że teraz najlepszym rozwiązaniem będzie napisanie kilkunastu/kilkudziesięciu krótszych opowiadań. Na nich będę mógł faktycznie wprawić się zarówno w pisaniu, jak i odpowiednim podejściu do krytyki.
Do tego tekstu być może faktycznie podchodzę zbyt emocjonalnie, ponieważ pomysł na tą historię siedzi mi w głowie już ładnych parę latek. Tak więc dlatego też takie były moje reakcje na wasze komentarze :wink:
Pozdrawiam
Wydaje mi się, że teraz najlepszym rozwiązaniem będzie napisanie kilkunastu/kilkudziesięciu krótszych opowiadań. Na nich będę mógł faktycznie wprawić się zarówno w pisaniu, jak i odpowiednim podejściu do krytyki.
Do tego tekstu być może faktycznie podchodzę zbyt emocjonalnie, ponieważ pomysł na tą historię siedzi mi w głowie już ładnych parę latek. Tak więc dlatego też takie były moje reakcje na wasze komentarze :wink:
Pozdrawiam