bitwa pod grun (opowiadanie)

1
Piosence

"In Flames" Colony



4 44. Cuci sen. Siwek fika. Wiję się. Chirurg świeci szczapą. Pęknięta wątroba, wylany woreczek żółciowy. Dorznijcie, skomlę. Muszę wyciąć trzustkę, chirurg myje ręce w cebrzyku. Jeżeli to proroczy omam, przeżyję... Zachciało się rozróby. Człek by altankę wykończył, ukisił ogórki. żmudna i stroma jest ścieżka cnoty.

6 06. Budzi giermek. Goli. Myje. Ubiera. Jem jaja smażone na boczku, kołacz. Podrywają się komary. Towarzysz broni się gałęzią brzozy. Co za dziadostwo, woła. Przecieram babką miecz. No, jatka to jatka, orzekam sardonicznie.

7 08. Z siół schodzą mamy, żony, córki autochtonów wcielonych do piechoty (prekursorzy kosynierów). Chcesz, zagaduje hoża białogłowa. Czemu by nie, ile?, dwa dukaty? Dziękuję, gratis. Ty... niedzisiejsza. Rzadka okazja, jestem zafascynowana, tyle blachy, taki miecz, chrzęścisz. żartuj, wróg zadecyduje, co uciąć... Nieprzyjaciel trąbi. Wyłażę z leszczyn. Kiedyś przyjdą komuniści i powiedzą o wyzysku ludu przez szlachtę. Jaki wyzysk? Nie chciała zapłaty. Gdzie się zapodział pas rycerski?! O, jest! Rzucam zmyślnemu dziecku talara.

7 54. Kurzawa. Chłopstwo przesłania słońce. Giermek wsadza na siwka. Wyprowadzają z zagajnika. Patrzymy. Klatka po klatce. Chorągiew wibruje. Przemyśl to, możesz się wycofać. O co się maltretujemy? Nie moglibyśmy żyć zgodnie z humanitaryzmem Alberta Schweitzera? Głupcze, to jeszcze nie ta epoka! Dopiero wczesny darwinizm. Człowiek nie rozpieszcza człowieka. Sparaliżowany i sprężony wdycham dzień. Robię rachunek. Oszukuję sumienie romantycznymi modłami. Dobrze zainwestowana śmierć. Biologia, to biologia. Parę tysięcy genotypów wykarczują na zakurzonej łące.

9 16. Dość rozmyślań, wrzeszczy oficer. Prostując się w siodłach, oglądamy wrogów. Niczym graby sadzone jeden przy drugim napaćkali pagórki. Wyżej flagi. Woń krwi stromo uderza w nozdrza, napełnia oczy ni to liryzmem, ni furią. Chryste, rusz się, napełń serca człowiecze powściągliwością, nie żal ci mas rycerskich w twoim imieniu posiekanych, rozharatanych, spójrz na kiszki oderwane od żołądków, płuca przeszyte i niezdolne do powietrza, zmiłuj się nie nad nami, bo my z dojrzałą męskością znamy wojenny warsztat i oziębła śmierć nam bliska, ale są jakieś prawa, etyka. Po cholerę rzeź? Można by inaczej zmontować.

9 45. Spiekota. Z dowództwa mknie goniec. Zawracać! Zawracać! łamiemy szyk. Złażę z siwka. Padam wśród poziomek. Pagórki miękko chylą się ku dolinie. Po naszej stronie las, nieco na prawo wzgórze z kopczykami namiotów oficerów sztabowych. Król prędziutko wchodzi do wc. Bliżej dzika róża jak kłąb pary, za nią dziarski strumyk. Nie jest wszystko jedno, czy oberwę w skroń, czy nerkę przekłuje pika. Oficerstwo skupia się na skraju zbocza. Od strony wroga odpinają się dwa punkciki. Mknąc na skos, zbliżają się do królewskiej wiaty strojnej gałęziami lipy. Jeźdźcy zeskakują z bliźniaczo pstrych klaczy, wbijają w spieczoną glebę miecze. Przedkładam pod rozwagę, drze się jeden, dezyderat. Dlaczego by razem nie ruszyć w siną dal? Hinduska kultura seksualna odznacza się wysublimowaną wirtuozerią. Polityka to polityka, można się dogadać.

11 13. Giermek polewa wodą. Blacha rozgrzana. Dobra stal, czuje ciało. Los można dowolnie korygować w tę czy w tamtą stronę. Spozieram na towarzyszy. Popijają miód z manierek, ale jakby żłopali ocet. Chwilka, panowie szlachta, oficer nawołuje do trzeźwości. Dano wam rygorystyczne wykształcenie rycerskie! Lojalność. Honor. Idzie tu o coś więcej niż jatka, jasne. Do szeregu! Nasuwam przyłbicę. Najzabawniejsze, że żaden ja heros. Co innego rycerskość. Głupie myślenie. Chłodny chichot śmierci wwierca się w korę mózgową. Spoglądamy jeden na drugiego. Zaciętość w oczach, w kąciku warg uszczypliwy lęk. Ależ z nas bałwany. Zostaliśmy wybrani przez śmierć i ona tu włada.

13 13. Mknę w kłębie pyłu z impetem, przecinam czerep, słyszę pacnięcie krwi, pakuję klingę w żołądek człeka z siwą czupryną, tnę ramię. Nie jestem Achillesem. To śmierć najszerzej otwiera wrota. Pędź w nie, rycerzu o modrym wzroku. I mój wzrok bezlitosny. Siwek pada. Co za wrotami? Blask? Czerń! Odcinają mi ucho, na szczęście, lewe. łapię topór. Dłoń nie drętwieje. Czysty darwinizm.

13 33. Umysł suchy, energia nabrzmiewa w muskułach, mógłbym mierzyć się z gigantami. Towarzysze sieką podobnie. Warsztat opanowany skończenie. Pewność nieuchronności ciosu, jakby na łące nie działo się nic innego poza wywoływaniem śmierci. Jestem trybikiem doskonałej machiny, raz uruchomiona nie ustanie w obsesji. Idealizm humanistyczny to widzimisię kiepsko wyszkolonych pedagogów.

13 44. Miecz trzaska o miecz. Behawioryzm i atawizm. Wyrosłem między pagórkami i w lśnieniu jodeł. Uprzywilejowałem sceptycyzm wobec akademizmu, industrializacji oraz determinizmu. Natomiast utwierdziłem w sobie pewność zmienności rzeczy. Przywołując indywidualistyczne racje, żyłem w sposób synchroniczny do własnego duchowego modelu siebie jako istoty sobą dokumentującej heraklitowe oczywistości. Nie wiem, może to skutkiem wsłuchiwania się w przylaszczki, pożądliwego wpatrywania w black metal („Havoc” Suidakra, śnieg w gasnących erach wrony na świerkach eschatologiczna gwiazda ufna estetycznym prawidłom mających praprzyczynę w transcendentalnym porządku sekundy śpieszą się rzeko jakże stateczna). Mówię o ekstazie jednostki wyzbytej nadziei, obcej sobie samej, więc o przeźroczystości okraczającej myśli graniastymi płomieniami.

14 10. Już po. Jestem wśród tych, co są. Siedzę w strumyku. Nagi. Oprócz ucha, straty znikome. Rzecz w kunszcie. Giermek splata mi włosy w dwa warkocze. Wieczorem? Dobrze, szepczę w usta chyżej białogłowy.

18 37. Obchód wojska. łopot. Król pieprzy o wiekuistej chwale oręża, pamięci itp. niuansach geopolityki dynastycznej. Kazuistyczne dobieranie wyrazów do wizji. Fakt, król, co robi, robi z oczywistym kwietyzmem. Kronikarz ustala, co działo się tego dnia na łące pod niebem. Nieposkromiony propagandzista. Wykreuje nas na idoli. To była świetnie zaplanowana i doskonale zrealizowana bitwa, woła hetman. Patrzę na dłonie. Chodź już, wymyślimy najbardziej lubieżne relacje między kobietą a mężczyzną. Dobrze. Zrobimy wszystko poza linią rozsądku, a ponad nieczuły halabardzista pilnie pluje na topór, onucką glansuje lodowaty metal.

2
Mam wiele literackich skojarzeń :) oczywiście pozytywnych.



Tekst, cóż, powiedziałbym, że postmodernistyczny. Podobał się i to nawet bardzo. Lubię takie literackie zakrętasy. Celem - tak myślę - nie tyle jest fabuła, co umiejętność, gra z konwencją, wywrócenie historii, jak wywraca się kieszeń w poszukiwaniu jakiejś łupinki słonecznika, czy coś.

Naprawdę ciekawe i gratuluję.

3
Popieram. Były... hm... wstawki dialogowe, do których możnaby się przeczepić, ale, w zasadzie, rozumiem, że to kwestia konwencji.



Podoba mi się. Chciałabym powiedzieć coś więcej, niż "Rafk ma rację", ale, niestety, nie udaje mi się.



Pozdrawiam i czekam na kolejne.

4
Po pierwszym przeczytaniu uczucia miałem mocno mieszane. Dzień później (tzn. teraz) przeczytałem znów i o dziwo odczucia znacznie pozytywniejsze.



Ciekawa narracja. Do pomysłu opowiedzenia historii przyczepić się nie mogę, chyba o to głównie chodzilo i wyszło nader sprawnie. Jednak na dłuższą metę... cóż, na dłuższą metę wydaje mi się chybione. Nie wiem, czy przebrnąłbym przez choćby parę stron zapisanych takim stylem. To jak z "żołnierzem z Mgły" Gene'a Wolfa. Z początku pamiętnik bohatera cierpiącego na amnezję był bardzo fajny, z każdym kolejnym rozdziałem jednak coraz bardziej nużył. Wydaje mi się, że tu jest podobne. Na krótką metę - pozytywnie, ciekawie, klimatycznie. Na dłuższą - wątpię.



Ciekawy eksperyment. Rafk bardzo trafnie to określił: wywrócenie historii, jak obraca się kieszeń w poszukiwaniu łupinki słonecznika.



Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

5
Na świeżo i szybko to tak:

pomysł jest, to ważne. że całkiem ciekawy to nawet bardzo ważne.

Chyba nawet sam Autor nie mógłby napisać nic dłuższego w takim stylu i klimacie. (nie żebym kwestionował umiejętności, ale taka konwencja po prostu nie nadaje się do dłuższych tekstów. Zgodnie z tym, co już zostało napisane)

Rzecz do zabawy słowem, choć mnie niektóre z tych przez Ciebie, Ryszard, dobranych jakoś tak... odrzucały. W kilku miejscach trochę jakby nadmierna stylizacja.

Sprawa do oszlifowania, jak każdy samorodek.

Możnaby to czytać na zaliczeniu z dykcji :D



pozdrawiam

6
Cholera, jestem za stary na takie coś, albo zamknięty na nowości (w sumie taki zabieg nie jest dla mnie nowością, ale chodzi mi o eksperymenty).

Nie trafiło do mnie w taki sposób jak zrobiło to w stosunku do moich poprzedników.

Zgodzę się z Patrenem, że na krótką metę może być interesujące (niestety dla mnie nie jest), ale na dłuższą? Nie, nigdy. Nie dla mnie.



Pozdro.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

7
Z zasady nie odnoszę się do tego, co zostało napisane o tym, o czym literacko piszę. I nie złamię tej zasady. Natomiast chętnie podejmę spór (Hyde park) na temat eksperymentatorstwa jako takiego, istoty powieści itp.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”