
Część 1
Czarna postać stanęła przy łóżku. Odór gnijącego ciała wypełnił całą sypialnię.
ściany w jednej chwili spłynęły krwią, zalewając podłogę. Postać wyciągnęła rękę, z której zwisają kawałki mięsa wraz z postrzępionym ubraniem, odkrywając kości. W miejscach gdzie kiedyś były oczy, istnieje tylko wielka pustka. Strach ogarną moje ciało. W pomieszczeniu rozszedł się szept:
- Dzień, w którym się narodziłeś jest wyznacznikiem nadchodzącego zła, które nie ominie ciebie i innych. Strach i cierpienie jakie przy tym będzie, spowoduje ukazanie innego świat, niż ten którego teraz doświadczacie.
Ciało rozpłynęło się w powietrzu. Krew i fetor znikły razem z nim.
Paraliż miną. Powoli usiadłem na skraju łóżka. Cały z nerwów się trząsłem. Minęło jeszcze dużo czasu póki ogarną mnie spokój.
Wstałem z łóżka i skierowałem się ku kuchni. Otworzyłem drzwi na korytarz. Ponowny strach przeszył moje ciało. Na ścianach widniały krwawe napisy: Pamiętaj co ci mówiłem.
Nagłe klaśnięcie, obudziło mnie z transu hipnotycznego. Leżąc nie ruchomo i wpatrując się w sufit, zacząłem się zastanawiać czy to rzeczywistość ...
Część 2
Otworzyłem okno. Ulica snuje się mgłą. Lampy uliczne rozświetlają przestrzeń. Dostrzegłem dwie sylwetki mężczyzn, stojących na przeciwnej stronie ulicy. Filmowali dom.
Nagle w korytarzu, rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Szybkim krokiem wpadłem w przedpokój, chwyciłem klamkę i otworzyłem. Oczom ukazał się Marek:
- Cześć Marek. – Zaskoczenie pojawiło się na mej twarzy.
- Cześć. Zrobiłem ci niespodziankę.
- Iiiii to jaką. Wejdź i się rozgość, w pokoju jest fotel. Czego się napijesz?
- Rozpuszczalnej kawy.
- Zrobię.
Wszedłem do kuchni, nastawiłem czajnik wody i wsypałem kawę do kupka. Marek spoczął już w fotelu. Podniosłem lekko głos:
- Kiedy wróciłeś? Bo miałeś być dopiero za miesiąc.
- Nie za ciekawie dzieje się w zespole i daliśmy sobie trochę wolnego.- Kolega spojrzał do tyłu przez okno. – A co tam filmują?
- Właśnie nie wiem, dziwna sprawa. – Umilkłem na chwilę. Zalałem kawę i postawiłem ją na stół w pokoju. I siadłem w fotel. – Ostatnio dużo osób się zabawia w filmowców. I robią z tego domowe produkcje.
- To znaleźli sobie zajęcie.- Zastanowił się chwilowo. – Przyszedłem do ciebie w jednej spawie.
- Jakiej?
- Czy bym mógł u ciebie pomieszkać, przez jakieś dwa tygodnie? – Spojrzał zakłopotaniem.
- Czemu nie, dla mnie będzie lepiej.
- Dzięki to jutro wpadnę w popołudniu, z bagażem. Nie będzie ci to przeszkadzało? – Pociągnął ostatni łyk kawy.
- Nie, już o tej porze nie śpię.
- Dobra ja się zbieram, jutro się spotkamy. Dzięki za wszystko.
Skierowaliśmy się w stronę korytarza. Kolega założył kurtkę. Noce jeszcze były zimne. I wyszedł, zamknąłem drzwi.
Z łazienki, zaczęła dochodzić rozmowa. Z przerażeniem podszedłem do drzwi. Serce zaczęło walić jak oszalałe. Nacisnąłem klamkę. Szepty umilkły. Otworzyłem drzwi. Przed mymi stopami, leżały księga, obita brązową skórą. Widniał na niej złoty napis: „ żYWYI I UMARLI”
Powoli podniosłem ją z podłogi. Im bardziej się wpatrywałem, tym większą odczuwałem chęć jej otwarcia. Z rogu łazienki doszedł ponaglający szept: otwórz, otwórz... Sięgnąłem drżącą ręką do włącznika i zapaliłem światło. Głos ucichł, a w pomieszczeniu nikogo nie było. Ciarki przeszły mi po plecach. W głowie roiła się myśl: otworzyć, czy nie.
Chwyciłem dłonią okładkę i otworzyłem. Na pierwszej stronie znajdował się tekst:
Każdy kto, otworzy księgę jest przeklęty na wieczność. Prawdę jaką ujrzy, zmieni życie w piekło. Zobaczy świat, jakiego nigdy wcześniej nie widział.
życie nie kończy się w raz ze śmiercią, lecz trwa dalej. Ludzie nie wiedzą o istnieniu innego świata niż te które teraz znają. Nie mogą jego zobaczyć. Dopiero wypowiedziane zaklęć, otworzy wrota do nieznanego ludzkości świata. Kto odnajdzie prawdę, przekona się jakie podjął ryzyko...
Zamknąłem księgę. Dźwięk łomotu rozległ się po całym domu. Cały dygotałem. Chwiejnym krokiem doszedłem do sypialni. Trzymając w jednej ręce księgę. Otworzyłem szafę z ubraniami i schowałem ją. Zatrzasnąłem drzwi. Niepokój ciągle krążył w ciele. Pokój zaczął wirować i z hukiem upadłem na podłogę.
Obudziłem się lekko otępiony. Podparłem się rękoma i wstałem. Przetarłem dłońmi oczy. Kot leży plackiem na łóżku wygrzewając się w słońcu. Jeden z niewielu dni, kiedy w końcu zaświeciło słońce.
Powoli poczłapałem do kuchni w poszukiwaniu jedzenia. Otworzyłem lodówkę, półki świeciły pustkami.
Zrobiłem kawę i siadłem przy stole, popijając małymi łykami. Spojrzałem na ścienny zegar, wybiła godzina ósma. Sąsiad z naprzeciwka, jak zawsze wyprowadza psa. Ulica świeciła pustką, co jest dziwne. Zawsze tą drogą, pełno ludzi jechało do pracy. Wstałem z krzesła, kubek postawiałem na blat i wziąłem prysznic.
Ubrałem się i wziąłem pieniądze z sejfu. Chwyciłem kluczyki od samochodu wiszące w przedpokoju. Za kluczyłem drzwi i skierowałem się do samochodu, stojącego na podjeździe. Wsiadłem do niego, wrzuciłem wsteczny bieg i wycofałem. Przed sobą miałem kurs do sklepu.
Dojechałem do centrum miasta. Ulice były prawie puste, od czasu do czasu ktoś się pokazał. Zaparkowałem przy sklepie. Zgasiłem silnik i wysiadłem. Wszedłem do sklepu.
Z drugiego końca sklepu usłyszałem znajomy głos:
- Hej Michał.
- Cześć Paulina. – Podszedłem do niej i uścisnąłem dłoń.
- Co tu robisz o tej porze? – Powiedziała radosnym głosem.
- W lodówce jest pusto. No to przyjechałem na zakupy.
- Coś nie za dobrze wyglądasz. – Spojrzała przeszywającym wzrokiem.
- źle spałem dzisiejszej nocy. – Odpowiedziałem chłodnym głosem. – Na podłodze.
- To chyba balowałeś?
- Nie. Głupi wieczór miałem.
- Aaa...
- Marek wrócił z trasy.
- Kupę czasu go nie wiedziałam. Ile to już - Nastąpiła chwila zastanowienia. A po niej powiedziała – Jakieś, sześć miesięcy.
- Wpadnij dziś do mnie, tak około szesnastej to pogadamy. Zatrzymał się u mnie na jakiś czas. – Wymusiłem uśmiech na twarzy.
- Przepraszam ale nie mogę. Mam dużo roboty.
- Robota poczeka.
- Nie. Jak teraz tego nie zrobię to szef mnie wyleje.
- Aha. To spotkamy się, kiedy indziej.
- Tak, ma w tym tygodniu trochę wolnego czasu.
- To dobrze, się ugadamy. A ja teraz idę zrobić zakupy.
- Oki, do zobaczenia.
- Do zobaczenia i miłego dnia.
- Dzięki i nawzajem.
Skierowałem się do działu mięsnego. żołądek domaga się jedzenia. Wziąłem mięso i przeszedłem się po innych działach, wrzucając do koszyka to, co trzeba.
Zapłaciłem i spakowałem jedzenie do toreb. Wrzuciłem je do bagażnika. Po chwili jechałem do domu.
Zaparkowałem samochód na podjeździe. Wybrałem torby z bagażnika i poszedłem do kuchni. Wypakowałem zakupy odkładając na swoje miejsce. Z kuchni przeleciałem do pokoju. Siadłem wygodnie w fotel i włączyłem telewizor. Z pudła dobiegł łagodny ale szybki głos prezentera wiadomości:
- Dzisiejszej nocy o godzinie 23.37 został zamordowany Sławomir J., biznesmen. Policja jeszcze nie ustaliła jaki był motyw zabójstwa. Nie opodal ciała znaleziono broń, z której prawdopodobnie został zastrzelony...
Oglądnąłem wiadomości do końca. I zacząłem skakać po programach, szukając czegoś do oglądnięcia. Jak zawsze lecą powtórki i niema nic ciekawego:
- Płacę tyle pieniędzy, a w programie lecą same bzdety. – Zbulwersowałem się.
Po chwili przełączyłem na kanał sportowy i go zostawiłem...
Z korytarza doszło pukanie do drzwi, które po chwili umilkło. Powoli zgra bałem się z fotelu i doszedłem do drzwi. Na ziemi leżał list. Podniosłe go. Na liście nie było nadawcy. Wrzuciłem go do wiklinowego koszyka stojącego nie opodal. Zrobiłem krok i zadzwonił dzwonek do drzwi, otworzyłem. Na wycieraczce stał obładowany kolega:
- Daj pomogę ci.
- Dzięki.
Wziąłem dwie torby i zanieśliśmy je do pokoju.
- Przyjechałeś taksówką?
- Tak
- Było trzeba mnie poprosić to bym cię przywiózł.
- Nie chciałem i tak zrobiłeś dla mnie dużo. – Powiedział z zakłopotaniem.
- Nic by się nie stało. I tak byłem z rana w mieście.
- Co robiłeś?
- Zakupy. Lodówka świeciła pustkami. – Zaśmiałem się. – Mam wolną szafę z pułkami, wkładaj tam co chcesz.
Marek się wypakowywał.
- Jak skończę, to może podskoczymy do jakiejś knajpki?
- Dobry pomysł. Jeszcze nic nie jadłem.
Usiadłem na kanapę, obserwując jak kolega walczy z torbami i ubraniami.
Torby leżały puste w szafie. I mogliśmy jechać w końcu na wyżerkę.
- Do jakiej knajpy jedziemy?
- Pod „Strzechę” – Radośnie odpowiedziałem.
- Dobra.
Skierowaliśmy się do samochodu. Wsiedliśmy i po krótkiej chwili gnaliśmy ulicami.
Miasto kąpało się w blasku słońca. Im bliżej byliśmy centrum, tym większy był gwar na ulicy.
Powoli podjechaliśmy pod knajpę. Wysiedliśmy:
- Ostatnio jak pamiętam to nie za dobre serwowali dania. – Z lekkim niezadowoleniem powiedział Marek.
- Chyba mają nowego kucharza. Bo ostatnio często bywam. – Usiadłem po przeciwnej stronie stolika.
- To zaraz się przekonamy. Co sobie weź niemy?
Podeszła w tym czasie, młoda i zgrabna kelnerka.
- Ja fasolę po Bretońsku proszę.
- To ja w takim razie schabowego.
- Coś panowie życzą do picia?
Od powiedzieliśmy jednogłośnie:
- Piwo.
- Zaraz przyniosę piwo. Dania będą za 15 min.
- Dobrze – Odpowiedział kolega.
- Idę na chwilkę do kibelka, natura wzywa.
- Oki.
Wszedłem do ubikacji. Zrobiłem to co trzeba. Zacząłem myć ręce. Uniosłem głowę i przyglądnąłem się w lustrze. Stała za mną mała dziewczynka, w zakrwawionym ubraniu i pociętą twarzą. Ciało przeszył strach. Gdy się odwróciłem, dziewczynka już przy mnie stała. Odskoczyłem w bok:
- Co pan tu robi. To nie pana miejsce. – Powiedziała niskim głosem.
Nie mogłem wyksztusić żadnego słowa. A dziecko znikło. Opłukałem twarz wodą i się wytarłem.
Siadłem do stolika. Twarz miałem bladą:
- Co Michał jest? Wyglądasz jak byś widział ducha.
- Coś w tym rodzaju. – Powiedziałem drżącym głosem. – Ostatnio się dzieją ze mną dziwne rzeczy. Słyszę głosy, mam koszmary i na domiar tego, posiadam jakąś Księgę.
- Byłeś u lekarza?
- Byłem.
- I co powiedział?
- Nic fascynującego. Sam nie wiedział czym to jest spowodowane.
- To są dzisiejsi Psychologowie. A mówiłeś że masz jakąś Księgę.
- Leży w szafie pod ubraniami.
- Ty chyba ściemniasz.
- Nie ściemniam – Powiedziałem podniesionym i zdenerwowanym głosem.
- Dobra, pokażesz mi ją jutro?
- Pokażę, ale pod jednym warunkiem. Nie będziesz jej otwierał.
- Zobaczę.
- Nawet nie próbuj. Bo może, źle się skończyć.
- Nie otworze. Pasuje ci,
- Teraz tak.
Do stołu przyniesiono nasze jedzenie. Szybko je zjedliśmy i przy wyjściu, zapłaciliśmy rachunek:
- Daj pojadę. Nie chcę, żeby nam coś się stało.
- Dobrze. – Przytaknąłem głową.
Wsiedliśmy do auta. I jechaliśmy droga powrotna do domu.
Ciąg dalszy nastąpi...