Sen - fragment

1
- Gdzie ja, do jasnej cholery jestem? – zapytałam samą siebie. Głos odbił się cichym echem. W tym... pomieszczeniu było przeraźliwie ciemno, nie widziałam kompletnie nic. Nie potrafiłam określić czy byłam w malutkim pokoiku, czy w olbrzymiej hali.

- Halo? – ponowne echo. Czyli raczej to drugie. Może to jakaś jaskinia?

Wyciągnęłam przed siebie ręce i ostrożnie postąpiłam kilka kroków.

Tak, bałam się.

Natrafiłam na jakąś barierę. Przez chwilę badałam ją dłońmi. Była twarda i idealnie gładka. Przylgnęłam do niej plecami i odetchnęłam głęboko. Dobrze, Uli, uspokój się, jakoś się z tego wykręcisz – zawsze ci się udawało – dlaczego tym razem miałoby być inaczej?

Wtem dostrzegłam delikatne, czerwone lśnienie dobywające się z punktu położonego dokładnie naprzeciwko mnie.

Co to?

Po chwili wahania odkleiłam się od solidnego, dającego choćby złudzenie bezpieczeństwa monolitu i drobnymi kroczkami ruszyłam w kierunku wabiącego światełka. Wątły blask czynił ciemność jeszcze straszniejszą

Metaliczny odgłos. Chyba w coś kopnęłam. Uklękłam i po omacku zaczęłam szukać źródła dźwięku.

Jest.

Coś okrągłego i zimnego. Moneta? Przysunęłam ją do oczu, ale i tak nie mogłam jej dojrzeć.

Szlag.

Trudno. Schowałam ją do kieszeni i podniosłam głowę – czerwony punkt ciągle tam tkwił. Podniosłam się z klęczek i podjęłam swój ostrożny, tchórzliwy marsz.

Sekundy ciągnęły się niczym godziny, minuty niczym wieki – nie mam pojęcia jak długo podążałam wabiona światłem – może ledwie kilka minut, może całą wieczność. W każdym razie mogłam już rozpoznać skąd brał się blask.

Dziurka od klucza. Zwykła dziurka od klucza.

Wymacałam klamkę, futrynę - drzwi. Drewniane drzwi. Dotknęłam krawędzi, a za nimi... pustka. żadnej ściany – nic. Obeszłam wrota dookoła.

Co tu, kurwa, jest grane? I skoro, to wyjście do nikąd nie prowadzi – skąd bierze się to światło?

Uklękłam przed wąskim otworem i spróbowałam dostrzec, co kryje się po drugiej stronie.

Nic, jedynie, jasna, czerwona poświata.

Podniosłam się i oparłam głowę o futrynę.

A co ja mam do stracenia...

Chwyciłam za klamkę i nagłym szarpnięciem otwarłam drzwi.

Oślepił mnie blask ognia.

Po chwili oczy przyzwyczaiły się do światła i ujrzałam rzekę...rwącą rzekę płomieni.

O ja pierniczę...

Rozejrzałam się po wielkiej, wysoko sklepionej jaskini, ozdobionej setkami, jeśli nie tysiącami stalagmitów. Po prawej, rzeka ginęła w oddali, a prawie na wprost kończyła się ogromnym wodospadem, u którego podstawy rozlewała się w wielkie jezioro ognia.

Dostrzegłam małą łódkę zacumowaną przy chwiejnym, rozpadającym się pomoście. Postąpiłam kilka kroków w tamtą stronę.

Szybko zauważyłam samotną postać stojącą w łupince. Zatrzymałam się. Coś w niej budziło mój niepokój. Człowiek machnął ręką ponaglając mnie. Pokonałam strach i ruszyłam w jego kierunku.

- Myślałem że już się nie zjawisz – zawołał gdy byłam jakieś dziesięć metrów od niego. Ostrożnie weszłam na małe molo i podeszłam do przewoźnika. Był stary i pomarszczony, ubrany w czarną powłóczystą szatę z kapturem. Opierał się na długim, drewnianym kiju zanurzonym w ogniu.

- Kim jesteś? Gdzie ja jestem? I co tu, do jasnej cholery, jest grane?– zapytałam.

Mężczyzna uśmiechnął się paskudnie, poczym ukłonił szyderczo.

- Zwą mnie Charon panienko, to jest rzeka Styks, a ty - przykro mi to mówić – nie żyjesz.

- Co?! – wybałuszyłam oczy ze zdziwienia, a zwykły strach zamienił się w prawdziwe przerażenie. – To niemożliwe... Jak... Ale... Nie!

Charon parsknął śmiechem.

- Ależ tak, moja droga, ależ tak. Może pocieszy fakt, że już na ciebie czekają i bardzo, ale to bardzo się niecierpliwią. A teraz – chodź! – chwycił mnie za ramię i szarpnięciem wrzucił mnie do łodzi. Obszukał mi kieszenie i z prawej wyciągnął lśniącego, złotego obola. Pieniądz błyskawicznie zniknął w fałdach szaty

- Tradycji musi stać się za dość – mruknął, po czym, już głośniej krzyknął -Odbijamy! – Zaprał się kijem o brzeg, stęknął i zepchnął łódź w rwący nurt.

– Nawet nie myśl, żeby wyskoczyć. – powiedział gdy byliśmy w połowie drogi - To Styks, maleńka – rzeka zapomnienia – lepiej dla Ciebie się w niej nie taplać.

Usiadłam plecami do przewoźnika i zapatrzyłam się w drugi brzeg. Byłam śmiertelnie przerażona – mimo gorąca bijącego z rzeki – cała drżałam. To nie może być prawda! Jakim cudem...? Nie! Nie zgadzam się! Kurwa mać – nie zgadzam się!

Przewoźnik pochylił nad moim ramieniem i szepnął mi do ucha:

- Patrz! Twoi „przyjaciele”!

Rzeczywiście na drugim brzegu zaczęłam dostrzegać kształty kilku postaci. Z każdą chwilą robiły się wyraźniejsze. Po chwili zobaczyłam trzech policjantów podziurawionych kulami niczym sito, trzech strażników z porozrywanymi głowami, w końcu śmiertelnie bladego chłopaka z przekrzywionymi okularami na nosie. Wszyscy... wszyscy których zabiłam. Machali do mnie, a jeden z policjantów złożył dłonie w trąbkę i zawołał.

- Siostro! Witaj! Czekaliśmy na ciebie!

- Nie! – wrzasnęłam bliska płaczu. Poderwałam się na nogi i rzuciłam w ogień.

- Stój idiotko! – zdążyłam jeszcze usłyszeć, nim pochłonęły mnie płomienie.

Obudziłam się.
Respiciens post te, hominem memento te. Cave, ne cadas

2
Sekundy ciągnęły się niczym godziny, minuty niczym wieki – nie mam pojęcia jak długo podążałam wabiona światłem – może ledwie kilka minut
Perrrfidne powtórzenie. A już myślałam, że w ogóle nie będę musiała cytować. ^^
mogłam już rozpoznać skąd brał się blask
Rozpoznać, przecinek. (Hie, hie, lawinowo.)
rzekę...rwącą
Spacja. (Zgadnij, gdzie! :D)
Rozejrzałam się po wielkiej, wysoko sklepionej jaskini, ozdobionej setkami, jeśli nie tysiącami stalagmitów.
W sumie to jest sen, więc możnaby to wybaczyć... ale stalagmit bez stalaktytu w sumie nie ma prawa bytu.
Po prawej, rzeka ginęła w oddali
Bez przecinka.
Myślałem że
Myślałem, przecinek.
zawołał gdy
Zawołał, przecinek.
Tradycji musi stać się za dość
,,Zadość" łącznie.
Zaprał się kijem
...ale plama wciąż nie chciała zejść. W duchu przeklął Kij i postanowił, że następnym razem użyje Vanisha.
– Nawet nie myśl, żeby wyskoczyć. – powiedział gdy byliśmy w połowie drogi
,,Powiedział" z wielkiej, przecinek. Drogi, kropka.
To Styks, maleńka – rzeka zapomnienia – lepiej dla Ciebie się w niej nie taplać.
Zapomnienia, kropka. Co dalej - to chyba oczywiste. ;)







Styl niezły, ale fabuła niezbyt wciągająca. Na początku było dość nudno: wstałam, podeszłam, wzięłam, wyszłam, zobaczyłam, bla, bla, bla... jak kierowanie postacią w grze przygodowej. Puenta może i miała być zaskakująca, ale nie była - za mało wiedziałam o bohaterce, by mnie cokolwiek zdziwiło. I trochę niewykorzystanego potencjału. I za mało dynamiki - w snach wydarzenia pędzą jak concorde! A tutaj pełzną jak boeing po pasie startowym...



Więcej akcji. ;)



Pozdrawiam.
Z powarzaniem, łynki i Móza.

[img]http://img444.imageshack.us/img444/8180/muzamtrxxw7.th.jpg[/img]

לא תקחו אותי - אני חופשי

3
Za dużo myślników. Za dużo. wielokropków.

Ale to moje odczucie.



Nie wiem jak to ocenić. tak naprawdę pozostaje mi tylko stawić maleńki podpisik pod każdym słowem Winky.



I...

To zawodowa morderczyni jak myślę? Więc czemu bała się jak kilkunastoletnia dziewczyna...?
Are you man enough to hold the gun?

4
pomysł może i ciekawy (choć końcówka "obudziłam się", jest no... powiedziałabym mocno zużyta), ale nie przemyślany i nie dopracowany. O co mi chodzi? Styl średni, wszystko dzieje się za wolno. Nie czuć strachu twojej bohaterki - przy okazji... jest ona niewiarygona. sporo błędów jak na tak krótki tekst.



Pomysł: 3+

Styl: 3+

Schematyczność: 3

Błędy: 3

Ogólnie: 2+



pozdrawiam
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron