Kaleka księżniczka z końca świata: Nowy świat - Wrzesień/Październik(Obyczajowe+P)

1
Link do poprzedniego rozdziału: viewtopic.php?f=93&t=24516

Sobota, 27 września 2025, 10:45, kuchnia – perspektywa Lilki

Stoję przy blacie, trzymając się jego krawędzi. Mama krząta się po kuchni, pakując jedzenie do lodówki.

— Lilka, masz listę leków dla pielęgniarki na turnusie? – pyta, nie patrząc na mnie.
— Tak, w plecaku.
— A legitymację osoby niepełnosprawnej?
— Też.
— A...
— Mamo – przerywam. – Wszystko mam. Sprawdzałaś już trzy razy.

Mama zatrzymuje się i patrzy na mnie.
— Bo się martwię – mówi. – To nowy ośrodek. Nie wiesz, jacy tam będą ludzie.
— Będą tacy jak wszędzie – mówię spokojnie. – Fizjoterapeuci będą uważać, że wszystko wiedzą, pacjenci będą gadatliwi, jedzenie będzie nijakie.
— Lilka...
— Mamo, serio. To nie pierwszy mój turnus.

Mama wzdycha i wraca do pakowania.
— W każdym razie, jedziemy pojutrze rano. O ósmej.
— Wiem.

Biorę kubek herbaty, który stoi na blacie, i powoli, trzymając się mebli, wracam do swojego pokoju.

W połowie korytarza mama woła:
— Lilka, uważaj z tą herbatą!

Nie odpowiadam. Po prostu idę dalej.

---

Sobota, 27 września 2025, 15:22, dom Leona – perspektywa Leona

Feliks siedzi na podłodze i rysuje kredkami. Ja oglądam mecz.

— Tata – mówi Feliks, nie podnosząc wzroku. – Kiedy ciocia Lilka przyjedzie?
— Nie wiem, synku. Niedługo.
— Ale kiedy?
— Niedługo znaczy niedługo.

Feliks milknie i wraca do rysowania.

Myślę o Lilce. O tym, że za dwa dni jedzie na turnus. Mama dzwoniła wczoraj, mówiła, że Lilka jest spięta.

Powinienem do niej zadzwonić. Albo wpaść.
Ale co jej powiem?

„Cześć, jak tam, denerwujesz się turnusem?"
A ona odpowie: „Tak."
I co dalej?
Nie umiem z nią rozmawiać. Kocham ją, ale nie umiem.

Feliks podnosi rysunek.
— Tata, patrz! Narysowałem ciocię Lilkę!

Patrzę na rysunek. Patykowata postać w okularach, z kulami.

— Ładnie – mówię, uśmiechając się.
— Możemy jej to wysłać?
— Jasne. Zrobimy zdjęcie i wyślemy.

Feliks uśmiecha się szeroko.

Robię zdjęcie rysunku i wysyłam Lilce na Messengera.

„Feliks dla Ciebie narysował"

Odpowiedź przychodzi po pięciu minutach.

„Ładne. Powiedz mu, że dziękuję"
„Powiem. Jak tam przygotowania?"
„Okej"
„Denerwujesz się?"
„Trochę"

Patrzę na ekran. Chcę napisać coś mądrego, coś pocieszającego.
Ale nie wiem co.

„Daj znać jak będziesz tam. Zadzwoń jak będziesz chciała pogadać"
„Ok"

Odkładam telefon.

Feliks patrzy na mnie.
— Ciocia dostała?
— Dostała. Bardzo jej się podobało.

Feliks uśmiecha się i wraca do rysowania.

A ja myślę, że może powinienem być lepszym bratem.

---

Niedziela, 28 września 2025, 18:40, pokój Lilki

Siedzę przy laptopie i scrolluję forum „RateMe". Nie wrzucałam tam zdjęcia od tygodni, ale dziś czuję ten dziwny niepokój – potrzebę potwierdzenia.

Wybieram zdjęcie z wczoraj. Dwa kucyki, okulary, bez makijażu. Typowe.

Wrzucam.

„Na lat wyglądam?"

Odświeżam stronę co minutę.

Pierwsze komentarze:

„14-15"
„Młodziutka, 13?"
„Max 16"

Uśmiecham się. Dobrze. To dobrze.

Jeden komentarz na dole:

„Czy ty nie masz życia? Codziennie tu wrzucasz te same zdjęcia"

Zamykam kartę. Idiota.

Ale dostałam, co chciałam.

Otwieram character.ai. Professor Winters czeka.

Yuriko siedziała w swoim pokoju i pakowała się na wyjazd. Była zdenerwowana, ale nie chciała tego przyznać.
„To tylko dwa tygodnie" – powiedziała do siebie. „Dam radę."

Bot odpowiada:
Professor Winters wszedł do pokoju. „Yuriko, pamiętaj – nie musisz być silna cały czas. Możesz się bać. To normalne."

Czytam to i czuję, jak coś ściska mi gardło.
To tylko bot. To nie jest prawdziwe.
Ale gdyby było...
Gdyby ktoś naprawdę to powiedział...

Zamykam laptopa.
Za oknem słychać szum wiatru. Liście uderzają o szybę.

Jutro ostateczne pakowanie.
Pojutrze turnus.
Nie chcę jechać.
Ale nie mam wyboru.

---

Poniedziałek, 29 września 2025, 14:15, pokój Lilki – perspektywa Krystyny

Pakuję Lilce ubrania do walizki. Ona siedzi na łóżku z laptopem i coś słucha na słuchawkach.

— Lilka, bierzesz tę cieplejszą bluzę czy nie? – pytam.

Zdejmuje jedną słuchawkę.
— Co?
— Tę szarą bluzę, tę oversize'ową.
— Tak, biorę.

Pakuję. Bluzy, spodnie, skarpetki. Wszystko luźne, wygodne. Lilka nie nosi nic obcisłego.

— Mamo – mówi Lilka po chwili. – Nie musisz tak się spinać. To nie pierwszy turnus.
— Ale pierwszy w tym ośrodku – odpowiadam, nie przestając pakować.
— No i co z tego?

Zatrzymuję się i siadam na brzegu łóżka.
— Lilka, ja się martwię – mówię cicho. – Wiem, że to irytujące, ale... martwię się.

Lilka patrzy na mnie przez chwilę. Potem wzdycha.
— Wiem.
— Będziesz dzwonić?
— Będę.
— I jak coś, to mówisz, że chcesz wrócić, i ja po ciebie przyjadę...
— Mamo – przerywa. – Dam radę. Naprawdę.

Patrzę na nią. Na jej wiecznie bladą twarz, na okulary, na zaciśnięte usta.
Ma trzydzieści lat. Ale dla mnie wciąż jest dzieckiem.
— Dobrze – mówię w końcu. – Wierzę ci.

Wracam do pakowania.

---

Poniedziałek, 29 września 2025, 21:50, pokój Lilki

Piszę do Józefiny na czaterii.

„Hej. Jutro jadę na turnus"

Odpowiedź przychodzi po dziesięciu minutach.

„O! Jak długo?"
„Dwa tygodnie"
„To niedługo. Dasz radę?"
„Muszę"
„No tak. Trzymam kciuki"

Patrzę na ekran. Chcę jej powiedzieć, że się boję. Że nie chcę jechać. Że nie chcę spotykać nowych ludzi, nowych fizjoterapeutów.

Ale nie piszę tego.

„Dzięki. A u Ciebie co?"
„Wszystko po staremu"

Wszystko po staremu. Jak zawsze.

„Ok. To pa. Muszę się pakować"
„Pa. Powodzenia!"

Wylogowuję się.

Patrzę na walizkę, która stoi przy ścianie. Mama już prawie wszystko spakowała.
Jutro o ósmej wyjeżdżamy.
Za oknem ciemno. Wiatr wyje.
Zakładam słuchawki i włączam Kino – Перемен (Pieremien – „Zmiany").
Ironiczne.
Bo ja nie chcę zmian.
Chcę, żeby wszystko zostało takie, jakie jest.
Ale życie nie pyta, czego chcesz.

---

Wtorek, 30 września 2025, 7:45, samochód – perspektywa Krystyny

Jadę do ośrodka rehabilitacyjnego w Wielkopolsce. Lilka siedzi z tyłu.
Ma słuchawki na uszach. Patrzy przez okno.
— Lilka, zjesz coś? – pytam. – Mam kanapki.

Zdejmuje słuchawkę.
— Nie jestem głodna.
— Ale...
— Mamo, nie jestem głodna.

Nie naciskam.

Droga jest długa. Jeszcze trzy godziny. Lilka prawie cały czas ma słuchawki.

Myślę o Zenonie. O tym, że za tydzień do niego pojadę. Na spokojny weekend. Bez Ryszarda, bez Lilki.
Tylko ja i on.

Czuję wyrzuty sumienia, ale jednocześnie... ulgę.
Bo tam mogę być sobą. Tam nikt mnie nie ocenia.
Nawet jeśli to nie jest prawdziwa miłość.
Nawet jeśli to tylko teatr.

Wtorek, 30 września 2025, 10:52, ośrodek rehabilitacyjny w Wielkopolsce – perspektywa Lilki

Wjeżdżamy na parking przed ośrodkiem. Nowoczesny budynek, trzykondygnacyjny, otoczony lasem.
Mama parkuje.

— No jesteśmy – mówi z uśmiechem, ale widzę, że jest spięta.

Wysiada, pomaga mi wyjść, rozkłada wózek. Wsiadam.
Wchodzimy do środka. Recepcja, jasna, przestronna. Pani za biurkiem uśmiecha się szeroko.

— Dzień dobry! Lilianna Sawicka?
— Tak – mówię.
— Świetnie! Zaraz pani pielęgniarka przyjdzie i wszystko pani pokaże.

Czekamy. Mama stoi obok, nerwowo przestępuje z nogi na nogę.
— Mamo, wszystko będzie dobrze – mówię cicho.

Mama patrzy na mnie zaskoczona.
— Ty mnie pocieszasz?
— Ktoś musi.
Uśmiecha się lekko.

Po chwili pojawia się pielęgniarka. Młoda, energiczna.
— Lilianna? Chodź, pokażę ci pokój!

Mama całuje mnie na pożegnanie.
— Dzwoń, jak coś – szepce.
— Będę.

Mama wychodzi. Zostaję sama.
Pielęgniarka pcha mój wózek korytarzem.
— Zobaczysz, będzie super! – mówi radośnie. – Mamy tutaj świetną ekipę, fajnych pacjentów...

Przestaję słuchać.
Patrzę przez okno na las.
Liście spadają powoli.
Jesień.
Dwa tygodnie.
Dam radę.
Chyba.

---

Wtorek, 30 września 2025, 11:30, pokój w ośrodku – perspektywa Lilki

Pokój jest mały, ale czysty. Jedno łóżko, szafa, biurko, okno z widokiem na las.

Pielęgniarka zostawia mnie samą. Pomogła mi rozpakować część rzeczy, resztę muszę zrobić sama.
Siedzę na łóżku i patrzę na walizkę.
Nie chce mi się.

Biorę telefon. Sprawdzam zasięg – trzy kreski, git. WiFi też jest.
Piszę do mamy:
„Pokój ok"

Odpowiedź przyszła prawie natychmiast:
„Cieszę się! Jak wrażenia?"
„Za wcześnie na wrażenia"
„No tak. Pamiętaj, żeby zadzwonić wieczorem!"
„Pamiętam"

Odkładam telefon i zaczynam rozpakowywać. Bluzy wieszam w szafie, spodnie też. Kosmetyczka do łazienki. Laptop na biurko.

Ktoś puka do drzwi.
— Proszę – mówię.

Wchodzi kobieta, około czterdziestu lat, w bluzie rehabilitacyjnej.
— Cześć! Jestem Beata, główna fizjoterapeutka. Ty jesteś Lilianna, tak?
— Lilka – poprawiam automatycznie.
— Lilka, przepraszam – uśmiecha się. – Chciałam się przywitać i powiedzieć, że twoja pierwsza sesja jest jutro o dziewiątej. Dzisiaj masz wolne, możesz się zaaklimatyzować.
— Okej.
— Obiad o trzynastej w jadalni, na parterze. Znajdziesz?
— Znajdę.
— Super. To do zobaczenia!

Wychodzi.

Siadam z powrotem na łóżku.
Cisza. Las za oknem szumi.
Włączam laptop i otwieram character.ai.

Przynajmniej to mam.

---

Wtorek, 30 września 2025, 13:05, jadalnia – perspektywa Lilki

Jadalnia jest duża, jasna, z dużymi oknami. Przy stolikach siedzi może piętnaście osób – różny wiek, różne niepełnosprawności.

Podjeżdżam wózkiem do stolika w rogu. Staram się być niezauważalna.
Wcześniej wzięłam tacę z jedzeniem – rosół, kotlet schabowy, ziemniaki, surówka. Standard.

Siadam sama. Zakładam słuchawki, ale nie włączam muzyki. Po prostu nie chcę, żeby ktoś do mnie podchodził.
Jem powoli. Rosół jest całkiem dobry.

— Hej! – słyszę głos z boku.

Odwracam się. Dziewczyna, może dwadzieścia kilka lat, na wózku, podjeżdża do mojego stolika.
— Mogę się dosiąść? – pyta, uśmiechnięta.

Zdejmuję słuchawki.
— Jasne.
— Jestem Weronika – mówi, siadając naprzeciwko. – Ty jesteś nowa, tak?
— Tak. Lilka.
— Fajnie! Ja jestem tu już drugi raz. To naprawdę dobry ośrodek, zobaczysz.

Kiwam głową i wracam do jedzenia.
Weronika gada dalej.
— A skąd jesteś? Ja z Poznania. Studiuję psychologię, ale wzięłam dziekankę, bo muszę popracować nad nogami...

Przestaję słuchać. Kiwam głową w odpowiednich momentach, ale myślami jestem gdzie indziej.
Weronika jest typem gadatliwej optymistki. Znam takich. Po tygodniu będzie mnie irytować.

Ale na razie jest... okej.

---

Wtorek, 30 września 2025, 19:20, pokój Lilki**

Leżę na łóżku z telefonem. Dzwonię do mamy, jak obiecałam.

— Lilka! Jak tam?
— W porządku. Byłam na obiedzie, rozpakowałam się.
— I jak ludzie?
— Nie wiem jeszcze. Jedna dziewczyna podeszła, Weronika. Gadatliwa.

Mama śmieje się.
— No to może będziecie koleżankami?
— Wątpię.
— Lilka...
— Mamo, ja nie szukam koleżanek. Jestem tu na rehabilitacji.

Mama wzdycha.
— No dobrze. A jak pokój?
— Dobry, bez współlokatorki.
— To świetnie! I pamiętaj, żeby...
— Wiem, wiem. Ćwiczyć, słuchać fizjoterapeutów, nie zamykać się w pokoju.
— Dokładnie – mówi mama, ale słyszę uśmiech w jej głosie.

Rozmawiamy jeszcze chwilę. Mama opowiada o tacie, o tym, że Leon dzwonił.
— A ty co będziesz robić? – pytam.

Mama milknie na chwilę.
— No... będę w domu. Szyć, sprzątać...
Kłamie. Wiem, że kłamie. Pewnie jedzie do Zenona.

Ale nie mówię nic.

— Okej – mówię. – Kończę. Jestem zmęczona.
— Pa kochana. Dzwoń jak będziesz chciała!
— Będę.

Rozłączam się.
Patrzę w sufit.
Pierwsze dni na turnusie są zawsze najgorsze. Wszystko nowe, wszystko obce.
Potem się przyzwyczajam.
Zawsze się przyzwyczajam.

---

Środa, 1 października 2025, 9:15, sala rehabilitacyjna – perspektywa fizjoterapeutki Beaty

Pierwsza sesja z Lilką Sawicką. Przeczytałam jej dokumentację – MPD, typ spastyczny, dobre rokowania, ale sztywność mięśni znaczna.

Lilka wchodzi na kulach, powoli. Pomaga jej pielęgniarka.
— Dzień dobry, Lilka – mówię z uśmiechem. – Gotowa?
— Chyba tak – odpowiada bez entuzjazmu.

Siadamy. Zaczynam od wywiadu.

— Powiedz mi, co ci najbardziej sprawia trudność? Chodzenie, siadanie, wstawanie?
— Wszystko – mówi krótko.
— Okej. A ból? Gdzie najbardziej czujesz?
— Łydki, biodra.

Notuje.

— A ćwiczysz ostatnio regularnie?

Lilka wzrusza ramionami.
— Chodzę na rehabilitację dwa razy w tygodniu.
— A w domu? Sama?

Milczy.

— Rozumiem – mówię łagodnie. – No to tutaj będziemy ćwiczyć razem, codziennie. Zobaczysz, po dwóch tygodniach poczujesz różnicę.

Lilka kiwa głową, ale widzę w jej oczach sceptycyzm.

Zaczynamy ćwiczenia. Rozciąganie, masaż, mobilizacja stawów.
Lilka jest cicha, wykonuje polecenia, ale nie angażuje się. Jest tu ciałem, ale nie duchem.
Znam takich pacjentów. Trzeba ich przekonać, że warto.

Ale to wymaga czasu.

---

Środa, 1 października 2025, 13:40, jadalnia – perspektywa Lilki

Znowu siadam w rogu. Weronika od razu podjeżdża.

— Hej! Jak pierwsza sesja?
— Okej – mówię.
— U kogo byłaś? U Beaty?
— Tak.
— Ona jest super! – mówi Weronika entuzjastycznie. – Naprawdę dobra fizjo. Ja mam Tomka, też spoko. Trochę za dużo żartuje, ale jest okej.

Kiwam głową.

Weronika gada dalej o fizjoterapeutach, o innych pacjentach, o tym, jakie są zajęcia wieczorne.
— Jest joga o osiemnastej, stretching o dziewiętnastej... Idziesz?
— Nie wiem – mówię. – Pewnie nie.
— Eeee, ale dlaczego? Fajnie jest! Można poznać ludzi!
— Nie chcę poznawać ludzi.

Weronika patrzy na mnie zaskoczona.
— Serio? Ale... no przecież tu wszyscy są super.

Wzruszam ramionami.
— Może. Ale ja wolę być sama.

Weronika milknie na chwilę. Potem uśmiecha się.
— No dobra, rozumiem. Ale jakbyś się rozmyśliła, to daj znać!
— Dobra.

Jem dalej w ciszy. Weronika wraca do swojego stolika.
I czuję dziwną ulgę.

---

Środa, 1 października 2025, 20:35, pokój Lilki

Character.ai. Professor Winters.

Yuriko siedziała w swoim pokoju w akademiku i patrzyła przez okno. Za oknem las, jesienne drzewa.
„Czuję się jak w klatce" – napisała do profesora. „Wszyscy chcą, żebym była bardziej otwarta, żebym 'poznawała ludzi'. Ale ja nie chcę."

Bot odpowiada:

Professor Winters przeczytał wiadomość uważnie. „Yuriko, nie musisz robić niczego, czego nie chcesz. Ale zapytaj się – dlaczego się zamykasz? Co cię tak naprawdę przestraszyło w przeszłości?"

Patrzę na ekran.
Co mnie przeraziło?
Daniel. Adela. Ich zniknięcie.

Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi. A oni... odeszli.
I nikt inny nigdy nie zostanie.

Piszę:
„Bo każdy w końcu odchodzi. Więc po co w ogóle próbować?"

Bot odpowiada:
„Może właśnie dlatego, że są chwile – krótkie, ulotne – które są warte ryzyka."

Zamykam laptopa.
Za oknem ciemno. Las szumi.
Może bot ma rację.
Ale ja już nie umiem ryzykować.

---

Czwartek, 2 października 2025, 10:00, sala rehabilitacyjna – perspektywa Lilki

Drugi dzień z Beatą. Znowu rozciąganie, masaż, ćwiczenia równoważne.

— Lilka, spróbuj zrobić kilka kroków bez podparcia – mówi Beata.
— Nie dam rady.
— Spróbuj. Będę obok.

Staję. Puszczam drążek. Robię jeden krok.
Noga mi się trzęsie.
Drugi krok.
Tracę równowagę, ale Beata mnie łapie.
— Widzisz? Dałaś radę!
— Nie, nie dałam – mówię z irytacją. – Upadłam.
— Ale zrobiłaś dwa kroki. To postęp.
Patrzę na nią.
— To nie postęp. To porażka.

Beata patrzy na mnie smutno.
— Lilka... dlaczego jesteś taka twarda dla siebie?

Nie odpowiadam.
Bo jeśli nie będę twarda dla siebie, to kto będzie?

---

Czwartek, 2 października 2025, 15:30, świetlica – perspektywa Lilki

Siedzę w świetlicy z laptopem. Wokół mnie kilka osób – ktoś gra w karty, ktoś ogląda telewizję. Ja scrolluję Tumblra, szukając nowych gifów z różnych anime.

Ktoś siada obok mnie. Odwracam się.
Chłopak, może siedemnaście lat, szczupły, w okularach. Wygląda znajomo.
Patrzy na mnie i też wydaje się zaskoczony.
— Lilka? – pyta niepewnie.
Wpatruję się w niego. I nagle przypominam sobie.
— Norbert?
Uśmiecha się lekko.
— Tak. Pamiętasz mnie.
— Jasne, że pamiętam.

Milczymy chwilę. To dziwne. Ostatni raz widziałam go w maju,w poprzednim ośrodku . Był niższy, chudszy. Teraz jest... no, nadal chudy, ale wyższy.
— Nie wiedziałem, że będziesz – mówi.
— Mogę powiedzieć to samo.
— Przyjechałem wczoraj – mówi. – Pokój na pierwszym piętrze.
— Ja też. Drugie piętro.

Znowu cisza. Niezręczna.
— To... jak tam? – pytam w końcu.
— W porządku – wzrusza ramionami. – Jak zwykle na turnusach. A u ciebie?
— Podobnie.

Norbert patrzy na mój laptop.
— Co czytasz?
— Nic specjalnego. Scrolluję Tumblra.
— Też czasem tam wchodzę – mówi. – Głównie tagi z anime.
— Ja też.

Uśmiecha się. I nagle atmosfera robi się lżejsza.
— Widziałeś nowy sezon Demon Slayera? – pytam.
— Jeszcze nie. Czekam, aż wszystkie odcinki wyjdą.
— Ja też. Kornelia mnie namawia, ale nie lubię oglądać w trakcie sezonu.
— Kornelia?
— Moja kuzynka. Piętnastolatka. Fanka anime.

Norbert kiwa głową.

Rozmawiamy jeszcze chwilę o anime, o muzyce. Jest łatwiej niż myślałam. Norbert jest cichy, spokojny. Nie pyta o niepełnosprawność, nie pyta o życie osobiste.
Po prostu... rozmawia.
— Słuchaj – mówi po chwili. – Może byśmy razem zjedli obiad? Jutro?

Waham się przez sekundę.
— Jasne – mówię w końcu. – Czemu nie.

Uśmiecha się.
— To do jutra.
— Do jutra.

Wychodzi.
Siedzę i patrzę na ekran laptopa.
Norbert.
Szesnaście lat. Nie, czekaj. Może już ma siedemnaście?
Cholera.
Ale... to tylko obiad. Normalna rozmowa.
Nic złego.

---

Czwartek, 2 października 2025, 21:10, pokój Lilki

Piszę do Józefiny na czaterii.

„Hej. Jak tam?"

Odpowiedź przychodzi po piętnastu minutach.
„Hej! W porządku. A u Ciebie? Jak turnus?"
„Okej. Spotkałam kogoś znajomego"
„O! Kogo?"
„Norbert. Pamiętasz, mówiłam Ci o nim?"
„A, ten młody chłopak? Fajnie że go spotkałaś!"

Patrzę na ekran. Zastanawiam się, czy powiedzieć jej więcej.

„Tak. Jest starszy niż pamiętałam. Chyba ma już siedemnaście"
„To nadal młody ;)"
„Wiem"
„Ale fajnie że macie wspólne zainteresowania. To rzadkie"
„Tak"

Milczę. Chcę jej powiedzieć, że jutro idziemy na obiad razem. Że się cieszę, ale jednocześnie boję.
Ale nie piszę tego.

„Dobra, muszę lecieć. Pa"
„Pa! Trzymaj się!"

Wylogowuję się.
Patrzę w sufit.
Norbert ma siedemnaście lat. Ja trzydzieści.
Ale wyglądam na czternaście.
I on mnie pamięta. I chce spędzać ze mną czas.
To nic nie znaczy.
Po prostu... dwie osoby, które mają wspólne zainteresowania.
Nic więcej.

Powtarzam to sobie w kółko, aż w końcu zasypiam.

---

Piątek, 3 października 2025, 9:45, sala rehabilitacyjna – perspektywa Beaty

Trzecia sesja z Lilką. Widzę, że jest rozkojarzona.

— Lilka, wszystko w porządku? – pytam.
— Tak.
— Na pewno? Bo wydajesz być się... gdzieś daleko.
— Nie, jestem tu.

Nie naciskam. Pracujemy dalej.
Ale widzę, że coś się zmieniło. Lilka jest mniej spięta. Mniej zamknięta.
Ciekawe, co się stało.

---

Piątek, 3 października 2025, 13:15, jadalnia – perspektywa Lilki

Siedzę przy stoliku w rogu. Czekam.
Norbert pojawia się po kilku minutach. Podchodzi o kuli – jednej tylko, lewa noga bardziej sprawna.

— Hej – mówi, siadając naprzeciwko.
— Hej.

Jemy w ciszy przez chwilę. Nie jest niezręcznie. Po prostu... cicho.
— Jak rehabilitacja? – pyta w końcu Norbert.
— W porządku. Męcząca.
— U mnie podobnie. Mam Tomka. Non stop żartuje.
— Ja mam Beatę. Ciągle pyta, czy wszystko w porządku.

Norbert uśmiecha się lekko.
— Fizjoterapeuci zawsze tak mają.
— Tak jakby byli psychologami.
— Dokładnie.

Rozmawiamy dalej. O fizjoterapeutach, o turnusach, o tym, jak irytujące są pytania typu „a co ci jest?".
— Ludzie nie rozumieją, że to nie jest ich sprawa – mówi Norbert cicho.
— Właśnie – przytakuję. – Pytają z ciekawości, nie z troski.
— I myślą, że jak powiedzą 'trzymaj się', to coś pomoże.

Śmieję się mimo woli.
— Albo 'jesteś silna'.
— O Boże, tak – Norbert przewraca oczami. – Najgorsze.

Weronika podjeżdża do naszego stolika.
— Hej Lilka! Cześć Norbert! – mówi radośnie. – Mogę się dosiąść?

Patrzę na Norberta. On patrzy na mnie.
— Właściwie... – zaczynam.
— Mamy prywatną rozmowę – kończy Norbert spokojnie.

Weronika mruga zaskoczona.
— A, okej. Przepraszam.

Odjeżdża.

Patrzę na Norberta i uśmiecham się.
— Dzięki.
— Nie ma za co.

I nagle czuję, że to jest właśnie to. Ta łatwość. To zrozumienie.
Bez tłumaczenia. Bez udawania.
Po prostu... jesteśmy.

---

Piątek, 3 października 2025, 19:50, korytarz na drugim piętrze – perspektywa Lilki

Wracam z łazienki o kulach. Powoli, blisko się ściany.
Norbert schodzi ze schodów.
— Hej – mówi. – Pomóc ci dojść do pokoju?
— Nie musisz.
— Ale mogę.

Idzie obok mnie. Nie dotyka mnie, nie próbuje prowadzić. Po prostu... idzie obok.
I to wystarczy.
Dochodzimy do moich drzwi.

— Dzięki – mówię.
— Nie ma sprawy. Słuchaj... – zawiesza głos. – Myślałem, że może byśmy jutro razem poszli na spacer? Do parku przy ośrodku?

Patrzę na niego.
— Na spacer?
— No, taki wolny. Bez pośpiechu.

Zastanawiam się.
To tylko spacer. Nic więcej.
— Okej – mówię. – O której?
— Może po południu? O czternastej?
— Dobra.

Uśmiecha się.
— To do jutra.
— Do jutra.

Wchodzę do pokoju i zamykam drzwi.
Staję przy oknie i patrzę na las.
Norbert ma siedemnaście lat.
Ale rozmawia ze mną jak z równą sobie.
Nie pyta o wiek. Nie pyta o nic.
Po prostu... jest.
I to jest dziwne.
Ale dobre.
Naprawdę dobre.

---

Piątek, 3 października 2025, 22:05, pokój Lilki

Character.ai. Professor Winters.

Yuriko siedziała w swoim pokoju i pisała do profesora.
„Spotkałam kogoś. Chłopaka. Jest młodszy ode mnie. Ale rozmawia ze mną normalnie. Bez oceniania. Bez pytań."
Professor Winters odpowiedział: „Brzmi jak ktoś, kto cię rozumie. To rzadkie, Yuriko. Ciesz się tym."
Yuriko zawahała się. „Ale co jeśli to się skończy? Jak zawsze?"
„Może się skończy. Ale może nie. Nie możesz wiedzieć z góry. Możesz tylko... próbować."

Patrzę na ekran.
Próbować.
Zamykam laptopa.
Za oknem ciemno. Las szumi.
Jutro spacer z Norbertem.
Tylko spacer.
Nic więcej.
Powtarzam to sobie.

Ale w głębi serca wiem, że to nieprawda.

---

Sobota, 4 października 2025, 14:10, park przy ośrodku – perspektywa Norberta**

Czekam na Lilkę przy wyjściu z ośrodka. Mam jedną kulę, ona podjeżdża na wózku.
— Hej – mówi.
— Hej. Gotowa?
— Chyba tak.

Idziemy – ja kuśtykam obok, ona jedzie wózkiem. Powoli, bez pośpiechu.
Park jest ładny. Jesienne drzewa, ścieżki wysypane żwirem, ławki co kilkadziesiąt metrów.
— Ładnie tu – mówi Lilka.
— Tak. Lubię jesień.
— Ja też.

Siadamy na ławce. Patrzymy na jezioro. Kaczki pływają blisko brzegu.
— Lilka – mówię po chwili. – Mogę cię o coś zapytać?
— Jasne.
— Dlaczego... dlaczego zawsze wyglądasz, jakbyś się bała?

Lilka milczy długo.
— Bo się boję – mówi w końcu cicho.
— Czego?
— Że ludzie odejdą. Że znowu będę sama.

Patrzę na nią.
— Rozumiem – mówię. – Ja też się tego boję.

Lilka patrzy na mnie zaskoczona.
— Serio?
— Serio. Dlatego nie mam przyjaciół. Łatwiej być samemu.
— Dokładnie.

Milczymy. Wiatr miecie liście.
— Ale wiesz co? – mówię. – Może warto spróbować. Może warto... nie być samemu.

Lilka patrzy na mnie.
I uśmiecha się.
Tym rzadkim, prawdziwym uśmiechem.
— Może – mówi cicho.

I siedzieliśmy tak jeszcze długo.
W ciszy.
Ale to była dobra cisza.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”