Link do poprzedniego rozdziału: viewtopic.php?f=93&t=24426
SCENA 6
Data: Sobota, 15 lutego 2025
Godzina: 21:12
Miejsce: Pokój Lilki, dom rodzinny, wieś w woj. lubelskim
---
Siedzę w łóżku, światło z mojej lampki w kształcie kotka oświetla kawałek boazerii.
Pokój pachnie herbatą z miodem i cynamonem. Na głowie mam słuchawki – fioletowe, bezprzewodowe, moje ukochane – i leci Dadaroma. „Yours” zaczyna się tak melancholijnie, że chce mi się płakać.
Właśnie skończyłam czatować na czaterii. Znowu.
Nick: KalekaKsiężniczkaLilka.
Napisał do mnie ktoś, kto podał się za chłopaka z Poznania, 15 lat. Pytał, czy lubię BTS. Odpisałam: „Nie, wolę Visual Kei”. I już nie odpisał.
Potem wszedł ktoś, kto chciał zdjęcia moich stóp.
Zablokowałam. I życzyłam mu zgniłego mięsa w lodówce.
To daje mi satysfakcję. Trochę. Ale i tak czuję się dziwnie pusta po tych rozmowach.
Piszę do Józefiny.
„Hej. Właśnie leci Dadaroma i jestem smutna. Ty też tak masz?”
Nie odpisuje. Pewnie śpi albo ogląda jakiś serial. Zresztą, ona nie słucha Japończyków. Ale i tak ją lubię.
Zerkam w lustro. Mam dwa warkocze z czarnymi tasiemkami. Wyglądam jak czternastolatka. To dobrze.
Bo nie chcę być trzydziestką. Trzydziestki są nudne, mają dzieci, kredyty, psy, mężów, lunchboxy i termofory.
Ja mam herbatę. Fioletowe słuchawki. Dadaromę. I czaterię.
I boazerię na ścianach.
--
SCENA 7
Data: Poniedziałek, 17 lutego 2025
Godzina: 9:03
Miejsce: Kuchnia Lilki, dom rodzinny, wieś w woj. lubelskim
---
Siedzę przy kuchennym stole w mojej ulubionej za dużej bluzie z japońskimi napisami. Herbata parzy mi dłonie przez kubek, który dostałam kiedyś od Józefiny. Z napisem: „Nie jestem dziwna, jestem unikalna”. Matka lata gdzieś po domu, trzaska szufladami, potem znika do łazienki.
Wchodzi Basia, z rozwianym szalikiem, pachnąca mroźnym powietrzem i płynem do płukania.
– Dzień dobry, Lilka! – mówi z uśmiechem, jakby właśnie przyszła na imieniny, a nie do pracy.
– Cześć… – odpowiadam cicho. Głos mam jeszcze poranny, więc trochę zachrypnięty. – Herbata?
– Jeśli to ta twoja z miodem, to zawsze! – siada obok i zdejmuje rękawiczki. – Co dzisiaj robimy?
– Biblioteka. I może Biedra. Ale tylko jak nie będzie tłumu. I… niech mnie nikt nie dotyka – dodaję szybko, bo wiem, że Basia czasami „dla żartu” trąca mnie w ramię, a ja potem muszę się regenerować sensorycznie przez pół dnia.
– Obiecuję. Zero dotykania. Tylko słowa. Słowa są bezpieczne – mówi, parząc się herbatą, którą nalała sobie z dzbanka stojącego na stole. – Auć, mocna jesteś z tym imbirem.
– Zimno jest. Lubię, jak rozgrzewa gardło.
Patrzy na mnie chwilę z tym swoim lekko przekrzywionym uśmiechem.
– Coś się działo w weekend?
Zastanawiam się. Czateria. Cola Original. Dadaroma. Zero wiadomości od Józefiny. I matka, która zniknęła na całą noc i rano wróciła z pudrem na twarzy i „zmęczona jak po weselu”.
– Nie. Nic – mówię.
Ale Basia wie, że to znaczy „dużo”. Tylko nie gadamy o tym głośno.
---
SCENA 8
Data: Sobota, 10 czerwca 2017
Godzina: 18:41
Miejsce: Pokój gościnny w ośrodku rehabilitacyjnym pod Poznaniem
---
Siedzę na podłodze. Na kolanach mam pizzę w kartonie, na której są same oliwki i ser, bo Adela zapamiętała, że taką lubię. Jestem w dresie z Totoro, który zawsze wydawał mi się cool. W sumie dalej wydaje.
Daniel siedzi na wersalce. Adela obok. Śmieją się z czegoś, co powiedziałam, ale nie wiem, czy to był śmiech z sympatii, czy z litości. Ale wolę myśleć, że z sympatii.
– Lilka, serio, musisz kiedyś pojechać do Tokio – mówi Daniel, biorąc kawałek pizzy. – Ty byś się odnalazła w Harajuku.
Śmieję się. Za głośno. Trochę chrapliwie, ale to nic. Oni nie komentują.
– Pojadę, jak wygra Eurojackpota – mówię. – Albo jak mi Zenek Martyniuk zasponsoruje, bo polubi mój cosplay.
Adela prycha śmiechem.
– Lilka, ty jesteś jedyna w swoim rodzaju. – I dodaje po chwili: – Ale tak serio, ja nigdy nie widziałam kogoś, kto tak bardzo zna się na Japonii, nie oglądając anime.
Daniel kiwa głową. A potem… dotyka mojej dłoni. Tylko na sekundę. Jakby przypadkiem. Ale ja tę sekundę zapamiętałam do końca życia.
A potem wszystko się skończyło.
---
SCENA 9
Data: Środa, 12 marca 2025
Godzina: 9:12
Miejsce: Pokój Lilki
---
Otwieram szafę i przez moment czuję, że wszystko jest dobrze. Mam plan. Ulubiona bluza – ta z czarnym kotem i fioletowymi napisami. Miękka, ogromna, bez zamka, bez metek, bez niczego, co gryzie.
Sięgam po nią. Przykładam do twarzy. W sekundę robi mi się niedobrze.
– Nie… – szepczę. – Nie, nie, nie, nie…
Pachnie. Nie moim zapachem. Czymś ostrym, tanim, słodkawo-sztucznym. To ten płyn do płukania. Ten, co matka dostała od Zenona.
Czuję, jak zaczyna mnie piec skóra na karku, mimo że jeszcze jej nie założyłam. Oddycham przez nos. Jeden, dwa, trzy…
Wchodzę do kuchni, bluza przewieszona przez poręcz balkonika.
– Mamo, prałaś mi to?
Matka miesza coś w garze. Pachnie przypalonym mlekiem.
– No prałam, a co, brudna była. I co się drzesz?
– Ja nie krzyczę – mówię głośno, z trudem, bo już zaczyna mi się zacinać język. – Po prostu… Nie możesz tego płynu używać. Prosiłam.
– Dziecko, nie przesadzaj. Pachnie ładnie. A twoje rzeczy to już capiły, powiem ci szczerze.
– Mnie to boli. Fizycznie. To nie fanaberia.
– No weź, Lilka, serio? Boli cię zapach?
Nie odpowiadam. Wychodzę. Zabieram bluzę i zamykam się w łazience. Wkładam ją do miski i zalewam wodą z octem. Lepiej śmierdzić jak surówka z ogórków niż jak Zenon.
---
SCENA 10
Data: Sobota, 5 kwietnia 2025
Godzina: 17:52
Miejsce: Pokój Lilki
---
Leżę na łóżku, muzyka gra w słuchawkach. Dziś akurat Dadaroma, ich najdziwniejsza piosenka. Taka, że nawet nie wiem, czy ją lubię, ale nie mogę przestać jej słuchać. Ekran telefonu błyska. Józefina dzwoni.
Patrzę na to jak na jakiś znak z zaświatów. Nie rozmawiałyśmy od miesiąca. Albo dłużej?
– Halo?
– Lilka?
Jej głos. Od razu czuję, jak moje mięśnie twarzy się rozluźniają.
– Tak… hej.
– Sorry, że tak długo… miałam straszny okres. I nie tylko w sensie fizycznym – śmieje się krótko, gorzko. – Mama znowu w szpitalu, a ja próbowałam ogarnąć opiekę. I trochę się zawiesiłam.
– Nie szkodzi… Myślałam, że się obraziłaś.
– Ty głupolu. Prędzej świat się skończy, niż się na ciebie obrażę.
Uśmiecham się. Takim uśmiechem, co jest tylko dla niej. Nikt inny nigdy nie mówi do mnie „głupolu”.
– A co u ciebie? – pyta.
– Matka wyprała mi bluzę. Tą bluzę. Wiesz którą. Tym płynem. TYM.
– O fuj, tym który dostała od tego kochanka z Gdańska?
– No.
– Przysięgam, pewnego dnia spalę im ten związek kadzidłami z Japonii.
Śmieję się. Tak naprawdę.
– A potem… może każda z nas obejrzy to samo w tym samym czasie?
– Tak. Albo po prostu pogadamy do późna. Może o niczym.
– O niczym z tobą to jak o wszystkim.
SCENA 11
Data: Niedziela, 6 kwietnia 2025
Godzina: 20:47
Miejsce: Pokój Lilki – na czaterii
Nick: KalekaKsiężniczkaLilka
---
Wchodzę. Przez chwilę nikt nie pisze.
Włączam jakiś coldwave po rosyjsku. Potem pojawia się wiadomość.
Nowy użytkownik: MichalRetro88
Hej. Masz oryginalny nick.
Nie blokuję go od razu, bo… nie zaczął od „masz zdjęcie?” ani „co masz na sobie?”
KalekaKsiężniczkaLilka:
Lubię swój nick. Jest prawdziwy.
MichalRetro88:
Prawdziwy to dziś rzadkość. Ludzie udają, że są normalni.
Zatrzymuję się. Odkładam kubek z herbatą.
KalekaKsiężniczkaLilka:
A co to znaczy „normalni”?
MichalRetro88:
Tacy, co nic nie czują i robią to, co trzeba, żeby mieć święty spokój.
Zatrzymuję się jeszcze bardziej.
KalekaKsiężniczkaLilka:
To nie ja.
MichalRetro88:
Wiem.
Cisza. Piszę długo.
KalekaKsiężniczkaLilka:
Mam MPD. Nie ukrywam tego. Chodzę o balkoniku. Czasem mówię dziwnie, czasem mam napady złości jak dzieciak. Ale to jestem ja. Mam obsesję na punkcie Japonii i czuję, że jestem czternastolatką, choć mam 30 lat. Bo nie chcę być dorosła. Bo dorośli są jak... beton. A ja jestem plasteliną.
MichalRetro88:
Plastelina lepsza niż beton.
Zatrzymuję się. Nawet nie wiem, czy on jest prawdziwy. Ale przez moment czuję, że nie muszę się spieszyć z wylogowaniem.
---
SCENA 12
Data: Piątek, 18 kwietnia 2025
Godzina: 12:08
Miejsce: Pokój Lilki
---
Dzień jak każdy inny, czyli nieznośnie zwykły. Piję herbatę z kubka z uszami kota, odpalam YouTube. Algorytm pluje mi w twarz kolejnym „lofi girl live”, ale nie mam siły protestować. Przez minutę, ale zawsze. Potem zmieniłam playlistę.
Klikam.
I po dwóch sekundach czuję, jak świat mi się zapada pod skórę.
Intro. Gitarowe, surowe. Znam każdą nutę, choć nie słyszałam tego od miesięcy.
„Answer is near” – One Ok Rock.
Ta piosenka, która kiedyś, kiedyś, była wszystkim.
Bo on mi ją puścił.
Daniel.
„Zobacz, Lilka, to takie prawdziwe.”
To było w ośrodku na turnusie. Zamiast ćwiczeń rozciągających. Puszczał mi to, jak próbował mnie rozluźnić. Przyciskał moje kolana do maty i mówił: „Oddychaj w rytm. Jakby twoje ciało było też tą gitarą.”
Ciało. On. Głos. Gitara. Wtedy myślałam, że to coś znaczy.
Spastyka łapie mnie tak nagle, że mimowolnie uderzam kubkiem w blat. Herbata się rozlewa. Palę się cała, ale nie przez płyn.
Serce mi łomocze. Jakby znowu miałam dwadzieścia siedem lat i znowu się łudziła. Jakbym znowu czekała, że Daniel się odezwie, że jednak coś poczuje, że zostawi dla mnie Adelkę.
A on tylko…
Nie. Nie chcę myśleć.
Ale piosenka leci. Refren. Taki banalny, że aż boli.
Wyłączam. Za późno. Ucho już złapało, dusza zapamiętała.
Kładę się na podłodze, bo tam chłodniej. Bo grawitacja mniej boli, jak się leży.
I mówię cicho do siebie, po japońsku, tak jak on mnie uczył:
– Watashi wa… daijoubu ja nai.
Nie czuję się dobrze.
Ale może kiedyś będę. Albo chociaż trochę mniej pęknięta, kiedy to znowu usłyszę.
--
SCENA 13
Data: Piątek, 18 kwietnia 2025
Godzina: 12:41
Miejsce: Pokój Lilki, przy komputerze
---
Siedzę w swojej boazeryjnej jaskini, w słuchawkach już cisza, ale i tak czuję echo.
Jakby Answer is near nadal wibrowało w powietrzu, kręciło się pod sufitem razem z kurzem i wspomnieniem jego dłoni poprawiającej mi stopy.
Nie wiem, po co to robię.
A jednak otwieram Messengera.
Nie pisałam do niego od ponad roku.
„Wyświetlono”.
Zero odpowiedzi.
Ile razy przysięgałam sobie, że już nigdy, nigdy nie napiszę?
Palce mnie pieką, jakby wiedziały, że to głupie.
Piszę.
„Cześć Daniel. Nie wiem czemu, ale dziś znowu wróciła do mnie ta piosenka. One Ok Rock – pamiętasz? Odpaliło mi się samo. Przypomniało mi się, jak mówiłeś, że mam oddychać w rytm.”
„Wiem, że pewnie nie chcesz ze mną gadać i nie musisz nic pisać. Ale... nie umiem czasem tak po prostu przestać tęsknić. Przepraszam.”
Kropka.
Zbyt miękko.
Zbyt dużo.
Kasuję wszystko.
Piszę jeszcze raz.
„Hej. Dziś puściło mi się One Ok Rock. Tak tylko.”
Wysyłam.
Patrzę na ekran. Boli mnie żołądek.
Czekam trzy minuty.
Nic.
Jeszcze pięć.
„Wysłano.”
Ale nie „Dostarczono”.
A może wyłączył Messengera.
A może mnie zablokował.
A może jestem już tylko jakimś cieniem z przeszłości. Przypomnieniem czegoś, czego sam już nie chce pamiętać.
Zwijam się w sobie.
Zdejmuję słuchawki. W pokoju jest tak cicho, że aż brzęczy.
Kładę się znów na podłodze. I nawet nie płaczę. Już nie. Zbyt dużo razy.
Ale w głowie słyszę jedno, jakby ktoś szeptał mi to wprost do duszy:
„The answer is near.”
Tylko że może odpowiedzią wcale nie jest on.
--
SCENA 14
Data: Sobota, 19 kwietnia 2025
Godzina: 16:23
Miejsce: Pokój Lilki, na podłodze przy łóżku
---
Leżę na podłodze, podparta poduszką, która i tak już dawno się spłaszczyła od mojego wiecznego leżenia.
Przez firanki wlewa się wiosenne światło, takie złamane, przytłumione — jakby słońce też było niepewne, czy może tu wchodzić.
Z głośników leci „Pierwszy śnieg” zespołu Variété, ale i tak myślami jestem gdzieś indziej.
Znowu Daniel.
Nie umiem go wyłączyć. Jakby siedział mi w głowie, jakby był zakodowany w moim ciele razem z MPD.
Wspomnienia przewijają się jak stara kaseta VHS.
---
Ośrodek pod Poznaniem.
Pierwszy raz, kiedy mnie pochwalił.
– „No popatrz, Lilka. Dwa kroki więcej niż ostatnio. Zobacz, jaką masz determinację.” – uśmiechnął się wtedy tak ciepło, że aż mi się zrobiło duszno.
Wróciłam do pokoju i płakałam. Ze szczęścia.
---
Później, zapytał mnie, jak się czuję. Ale nie tak zwyczajnie. Naprawdę zapytał.
– „Jak się czujesz dziś, ale tak naprawdę? Nie w mięśniach. W głowie.”
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Więc powiedziałam, że jestem „trochę smutna, ale dobrze. to też jest potrzebne”
Znowu się uśmiechnął.
– „Ty to zawsze tak ładnie o tym mówisz.”
To wtedy chyba zaczęłam mylić jego uwagę z czymś więcej.
---
I ten wieczór, kiedy z Adelą zabrali mnie na pizzę.
Było tak, jakbym miała rodzinę. Jakbym była ich częścią.
Adela słuchała, Daniel żartował, ja siedziałam i czułam się… ważna. Nie z litości. Nie z obowiązku.
A przynajmniej tak mi się wydawało.
---
Ale potem…
Potem była ta rozmowa.
Jeszcze przed tym, jak się wyprowadzili do Warszawy.
Usiadł ze mną na ławce obok ośrodka. Byłam wtedy po bardzo ciężkim dniu — bolały mnie nogi, płakałam po zajęciach. Myślałam, że mnie przytuli..
Ale nie. Zamiast tego powiedział spokojnie, bez złości:
– „Lilka… chcę, żebyś wiedziała, że bardzo cię lubię. Jesteś dla mnie ważną pacjentką. Robisz ogromne postępy i jestem z ciebie dumny.”
Zrobiło mi się ciepło, już miałam coś powiedzieć, ale on mówił dalej.
– „Ale nie jesteśmy przyjaciółmi. Ja nie wierzę w przyjaźń między kobietą a mężczyzną, zwłaszcza w takiej relacji, jak nasza.”
Zacisnęłam usta. Nic nie powiedziałam.
Udawałam, że nie słyszałam. Że to tylko takie gadanie. Że może się boi.
Ale pamiętam.
I teraz, kiedy słyszę to w głowie znów — po latach — zaczynam rozumieć.
Nie mówił tego, żeby mnie skrzywdzić.
Mówił to, żeby mi pomóc wyjść z bańki, której nie chciałam opuścić.
To ja sobie wszystko dopisałam.
To ja z jego troski zrobiłam nadzieję.
Z jego ciszy zrobiłam romantyzm.
Z jego granicy – obietnicę, że ją przekroczy.
Moje oczy szczypią, ale nie płaczę. Nie tym razem.
Zamiast tego biorę notes, który leży na szafce.
Zapisuję jedno zdanie.
„Daniel mnie nie zdradził. To ja nie chciałam go usłyszeć.”
I pierwszy raz, odkąd wyjechał, czuję jakby coś się we mnie rozprostowało. Jakby jakieś napięcie w środku puściło. Jeszcze boli. Ale to ból, który coś zaczyna.
--
SCENA 15
Data: Poniedziałek, 21 kwietnia 2025
Godzina: 10:08
Miejsce: SKYPE
---
– Hej – mówi Józefina do kamery, poprawiając opaskę z kocimi uszami, którą nosi z absolutną powagą. – Wyglądasz, jakbyś spała tylko jednym okiem.
– Bo chyba tak było – odpowiadam i od razu czuję, jak mi się głos łamie, ale szybko prostuję kręgosłup. – Muszę ci coś powiedzieć. O Danielu.
Jej twarz natychmiast poważnieje. Odchyla się na wózku, ale nie odwraca wzroku.
– No. Mów.
– Przypomniałam sobie wczoraj… jak mi kiedyś powiedział, że nie jesteśmy przyjaciółmi. Że mnie lubi, że jestem dla niego ważną pacjentką… ale że nie wierzy w przyjaźń damsko-męską.
– Pamiętam, jak mi o tym mówiłaś wtedy. Ale wtedy to chyba od razu wymazałaś z głowy.
Kiwnęłam powoli.
– Bo nie chciałam tego słyszeć. I teraz… czuję się głupio. Jakbym przez lata wmawiała sobie historię, której nigdy nie było. Ja myślałam, że może jak będę wystarczająco miła, wystarczająco silna, wystarczająco jego, to coś się zmieni. Że on może zrozumie, że jednak mnie lubi tak naprawdę. Że się w końcu zakocha.
Józefina nie przerywa. Czeka. Więc mówię dalej:
– Ale… on przecież był ze mną szczery. To ja nie chciałam być szczera sama ze sobą. Bo bałam się, że jak sobie powiem „on cię nie chce”, to już nic nie zostanie.
– A teraz?
– Teraz… zostaję ja. Tylko ja. I boli. Ale to chyba pierwszy raz, kiedy to jest naprawdę mój ból. Nie jakiś wymyślony dramat, tylko prawdziwy smutek, że go nie ma. Ale bez tej całej otoczki. Bez udawania.
Józefina kiwa głową, lekko.
– To dojrzewanie. Takie najprawdziwsze. Kiedy nie musisz już wmawiać sobie bajki, żeby przetrwać. Tylko patrzysz, jak jest. I nie uciekasz.
Cisza. Z naszej dwójki tylko ona ją umie unieść bez nerwów.
– Trochę ci zazdroszczę – mówi cicho. – Że możesz o nim tak mówić. Że byłaś zakochana. Ja nigdy nie miałam nawet tego. Nawet tej iluzji.
– Józiu… – zaczynam, ale ona macha ręką.
– Nie, nie pocieszaj mnie. Dobrze, że go miałaś. Nawet jeśli tylko przez chwilę i tylko w swojej głowie. To coś znaczyło. I to cię uformowało.
Znowu cisza. Ale tym razem jest mi z nią dobrze.
W końcu mówię:
– Napisałam sobie zdanie. Takie jak w książce.
– No dawaj.
– „Daniel mnie nie zdradził. To ja nie chciałam go usłyszeć.”
Józefina się uśmiecha.
– Wydrukuj to sobie. I powieś nad lustrem. Żebyś codziennie wiedziała, że jesteś mądrzejsza niż kiedyś. Bo jesteś.
Pierwszy raz od miesięcy czuję coś podobnego do dumy.
--
SCENA 16
Data: Środa, 23 kwietnia 2025
Godzina: 13:47
Miejsce: Kuchnia u Lilki, przy stole pod oknem, herbata z miodem
---
– Basia, mogę ci coś powiedzieć? Ale tak… serio. I żebyś mnie nie pocieszała jak dzieciaka.
Basia unosi brwi, siada naprzeciwko mnie, odkłada torbę na krzesło.
– No przecież zawsze gadamy serio. Dawaj.
– To o Danielu. O moim… byłym fizjo. Tym, co myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi.
– Tym z turnusów? – kiwa głową. – Co cię na pizzę zabierał?
– No właśnie. I wczoraj przypomniało mi się, że kiedyś mi powiedział, że nie wierzy w przyjaźń między kobietą a mężczyzną. Że mnie lubi, że jestem ważna, ale że nie jesteśmy przyjaciółmi. A ja to wtedy tak zignorowałam, jakby tego nie było. Wymyśliłam sobie, że może zmieni zdanie. I teraz… ja się czuję jak głupia.
Basia nie komentuje od razu. Nalewa mi herbaty z termosu i dopiero potem mówi:
– Lilka, a kto nie był głupi, jak był zakochany? Każdy kiedyś coś sobie wymyślił, bo serce jest głośniejsze niż rozum. Nawet ja, stara baba, miałam taki moment, że sobie uroiłam że taki jeden mnie kocha a wcale nie kochał.
Patrzę na nią z niedowierzaniem.
– Ty?
– Ja. Człowiek się łapie czegokolwiek, żeby czuć, że jest ważny dla kogoś. Ale wiesz co? Najważniejsze, że ty teraz widzisz różnicę. Że nie uciekasz w tę bajkę. To jest dojrzałość, Lilka.
– Ale czuję się, jakby mi ktoś zabrał całą historię z serca. Jakby nic nie było prawdziwe.
– To było prawdziwe dla ciebie. Emocje były twoje. Marzenia były twoje. To nie znaczy, że byłaś głupia. To znaczy, że byłaś zakochana. A teraz jesteś mądrzejsza. Nie lepsza, nie gorsza – po prostu inna. I to dobrze.
Milczę chwilę, patrząc przez okno na chmury, które snują się leniwie nad wsią.
– A wiesz… ja mu wczoraj próbowałam napisać. Ale nie wysłałam. Bo już nie chodziło o to, żeby wrócił, tylko… nie wiem, żeby wiedział, że mi się oczy otworzyły.
– Nie musisz mu tego pisać – mówi Basia cicho. – On już swoje wie. A to, co ty zrozumiałaś, to twoje zwycięstwo. Nie musisz mu tego ogłaszać.
Zerkam na nią ukradkiem.
– Ty mnie nie oceniasz?
Uśmiecha się tylko.
– Lilka, ja cię podziwiam. Serio. Za to, że to przeżyłaś, że nie zatonęłaś, i że teraz umiesz to nazwać. Większość ludzi broni swoich złudzeń do końca życia. A ty… ty je rozebrałaś na części.
Bierze łyk herbaty i dodaje:
– I wiesz co? Nawet jeżeli wyglądasz jak czternastolatka, to w tym momencie jesteś dużo dojrzalsza niż wielu trzydziestolatków.
Nie wiem, co powiedzieć. Ale wiem, że coś się we mnie przesunęło. Jakby po latach naprawdę zamknęły się drzwi.
--
SCENA 17
Data: Poniedziałek, 2 czerwca 2025
Godzina: 10:18
Miejsce: Samochód Basi, w drodze do miasteczka
---
Silnik warczy leniwie, a szyby lekko zaparowały po deszczu. Mama siedzi obok Basi z przodu. Ja z tyłu – bez mojego balkonika, tylko z torebką na kolanach. Mój wózek jest wciśnięty do bagażnika jak wielkie, niechciane zwierzę.
– Jesteś pewna, że nie chcesz sukienki, Lilka? – pyta mama po raz dziesiąty. – To jednak komunia, nie wycieczka do sklepu z mangami.
Basia parska cicho, ale nic nie mówi. Kiedyś by coś rzuciła – teraz tylko milczy. To mnie boli bardziej niż słowa mamy.
– Mówiłam już, że mam komplet. Koszula, spodenki. Magda mówiła, że dobrze wyglądam – odpowiadam z kamienną twarzą.
– Magda najwyraźniej nie respektuje tradycji – mama cedzi. – Jak ty wyglądasz w tych… szmatach oversize. Jakbyś do szpitala się wybierała.
Basia niby gasi temat:
– Może coś wypośrodkujemy? Lilka, jakbyś znalazła coś wygodnego, ale trochę bardziej „odświętnego”? Może lniana sukienka?
Zabolało. Bardziej niż komentarz mamy. Bo Basia wiedziała. Wiedziała, że już to przerabiałam. Że ten zestaw to była dla mnie mała wygrana w wojnie z przymusami. Że spodenki znaczyły wolność.
Zerkam przez zaparowaną szybę, żeby nie patrzeć na ich głowy z przodu. Mama się śmieje:
– No widzisz, nawet Basia mówi, że mogłabyś poszukać czegoś lepszego.
Basia się nie broni. Nie mówi: „Powiedziałaś, że nie chcesz sukienki, i masz do tego prawo”. Milczy. Jakby chciała przetrwać dzień bez awantury. Tylko że ja w tym wszystkim nie jestem dodatkiem do spokoju dorosłych.
---
Godzina: 12:34
Miejsce: Galeria handlowa, sklep z odzieżą
---
Kiedy matka przymierza na mnie kolejną sukienkę, która gryzie mnie w szyję i pachy, robi mi się słabo. Czekam aż skończy z guzikami, zerkam na Basię – nic. Tylko wzrusza ramionami i mówi:
– Lilka, chociaż zobacz jak leży.
– Nie chcę.
Zamiast się kłócić, kupuję sobie kawaii spinki – różowe, błyszczące, z kokardkami. Mama tylko wywraca oczami. Basia mówi „ładne”, ale tak, jakby nie chciała się wtrącać. W Biedronce upieram się przy mleku czekoladowym, którego mama nie lubi, bo „śmieciowe”. Potem chcę okulary przeciwsłoneczne – takie jak miała Lolita. Serduszka, plastik, błysk.
– Nie. – Mama patrzy na nie, jakby były dildo. – Nie będziesz wyglądać jak jakaś idiotka. - Dodała.
Basia znowu milczy.
---
Godzina: 14:11
Miejsce: W drodze powrotnej, samochód
---
Cisza. Tylko szum silnika i odgłos mojego mleka w kartoniku, które piję powoli przez słomkę. Pachnie jak dzieciństwo – to dobre i to, które bolało.
Patrzę na tył głowy Basi. Myślę: czy można jej ufać? Bo kiedy jesteśmy same, mówi:
– Twoja matka czasem naprawdę nie widzi że cię krzywdzi.
Albo:
– Zasługujesz na więcej własnej przestrzeni, Lilka.
Ale kiedy mama jest obok, Basia jakby się kurczy. Zostaje tylko poprawna czterdziestolatka. Taka „miła koleżanka od kawki”, która już nic nie zauważa. Która nie chce się narazić.
Nie wiem, czy to zdrada, czy po prostu ludzka słabość. Może jedno i drugie.
Chce mi się płakać, ale nie płaczę. Patrzę w bok, na łąki i na linie wysokiego napięcia. I czuję, że znowu jestem sama. Nawet z dwiema dorosłymi obok.
--
SCENA 18
Data: Poniedziałek, 2 czerwca 2025
Godzina: 17:42
Miejsce: Pokój Lilki, czateria, prywatna rozmowa
---
KalekaKsiężniczkaLilka:
hej
nie mam siły, ale muszę coś z siebie zrzucić, bo mnie rozsadzi
(Nie)ChodzącaIronia:
co się dzieje?
komunia?
KalekaKsiężniczkaLilka:
dzisiaj byłam z matką i Basią na zakupach
miała być sukienka na komunię Lenki
ale wiadomo – ja i sukienki to nieprzyjaźń dozgonna
(Nie)ChodzącaIronia:
o boże
czy to ta sukienka o której mówiłaś że NIE MA OPCJI?
KalekaKsiężniczkaLilka:
dokładnie ta
już dawno z Magdą wybrałyśmy lniany komplet, był idealny – wygodny, luźny, mój
a mama jak zwykle: „sukienka, tradycja, jak to będzie wyglądać”
i wiesz co najgorsze?
(Nie)ChodzącaIronia:
Basia?
KalekaKsiężniczkaLilka:
no właśnie
ona wtedy u mnie w domu: „Lilka, masz prawo czuć się sobą”
a dziś w aucie z mamą siedzi i niby coś mruczy pod nosem, ale ogólnie… grają duet
jakby były psiapsiami z liceum
śmiały się, komentowały wszystko, uhg.
(Nie)ChodzącaIronia:
o NIE
jakby ktoś cię zdradził, tylko bez zdrady
takie śliskie coś, że nie wiesz, czy możesz ufać
KalekaKsiężniczkaLilka:
TAK
dokładnie tak
mam wrażenie że Basia przy mnie to jedna osoba, a przy mamie – zupełnie inna
i nie wiem, która jest prawdziwa
czy ta, co mówi że zasługuję na przestrzeń
czy ta, co mówi „może lniana sukienka to kompromis” i udaje że wszystko git
(Nie)ChodzącaIronia:
a może żadna z nich nie jest całkiem fałszywa
może Basia się boi twojej mamy
albo po prostu nie chce konfliktów
ludzie często są… z plasteliny, jak trzeba
KalekaKsiężniczkaLilka:
czyli to nie zdrada
tylko ludzka małość?
(Nie)ChodzącaIronia:
czasem to jest nawet troska, tylko po ich dorosłemu
jak się nie odzywają, żeby nie pogorszyć
ale dla nas – to milczenie to cios
KalekaKsiężniczkaLilka:
dokładnie.
ja tam dziś czułam się jak przedmiot
jak worek z mięśniami, który mają wystroić pod czyjeś oczekiwania
a ja chciałam tylko okulary w kształcie serc
jak Lolita
(Nie)ChodzącaIronia:
to by było idealne
te serca
twoja zemsta w kształcie plastiku
twoje NIE
KalekaKsiężniczkaLilka:
może jeszcze je kupię, sama
bez mamy, Basia wtedy będzie inna.
nawet jakby miały kosztować całą moją rentę
(Nie)ChodzącaIronia:
zrób to
dla siebie
dla tej wersji Lilki, której nie da się przebrać w sukienkę
KalekaKsiężniczkaLilka:
:’)
dziękuję, Józka
że zawsze widzisz mnie
a nie tylko to, co wygodne
--
SCENA 18
Data: poniedziałek, 3 czerwca 2025
Godzina: 22:47
Miejsce akcji: pokój Lilki
Piszę do Józefiny, ale nie mam siły nic wysłać. W uszach mam stare piosenki Alice Nine i SID, które wtedy, lata temu, puszczałam Danielowi na słuchawkach w gabinecie. Śmiał się i mówił, że brzmią jak japońscy odpowiednicy MCR, a Adela z pokoju obok krzyczała:
– Tylko błagam, nie puśćcie znowu tej z piskiem na początku!
A my z Danielem specjalnie puszczaliśmy. On robił mi mobilizację stawu biodrowego, a ja leżałam na stole, sztywna z bólu, ale szczęśliwa. To było takie nasze.
Adela potem przychodziła z kubkiem kakao i siadała na brzegu stołu, jakbyśmy byli bandą nastolatków, a nie fizjoterapeutami i pacjentką.
Pamiętam ten jeden wieczór, kiedy zabrali mnie do siebie. Adela zrobiła pizzę – wcale nie jakąś domową, tylko taką z gotowej bazy, ale i tak pachniało jak w innej rzeczywistości. Puszczaliśmy japońskie klipy na YouTubie i Adela śmiała się, że jestem lepszym przewodnikiem po Tokio niż te wszystkie influ.
Daniel wtedy nalał mi Pepsi do szklanki z pingwinem i powiedział:
– Dziwnie, ale z tobą w tym domu jest jakoś spokojniej. –
I ja to zapamiętałam jak objawienie.
Wierzyłam, że jestem ich częścią. Ich małą dziwną rodziną. Że w jakimś sensie Daniel mnie zaprasza do swojego świata – nie jako pacjentkę.
Teraz to wszystko wraca falą.
Fala uderza, kiedy siedzę w piżamie w pokoju, z boazerią wokół mnie, mlekiem czekoladowym z Biedronki na stoliku i kręcącym się w głowie pytaniem:
Czemu to wszystko musiało się skończyć tak zwyczajnie?
Nie tragedią, nie zdradą, nie dramatem. Po prostu... zakończyło się. I tylko ja zostałam z uczuciami, których nikt mi nie odda.
Chciałam napisać coś do Adeli. Cokolwiek. Ale boję się, że też mnie zignoruje. Albo gorzej – odpisze, ale sucho. Bez tamtej Adeli w słowach.
Zastanawiam się, czy ona w ogóle pamięta, jak raz w nocy, na tarasie, opowiadała mi o swoim liceum w Gdyni i o chłopaku, który jej powiedział, że wygląda jak postać z anime.
Czy oni naprawdę też wtedy czuli coś więcej – nie do mnie jako osoby, tylko do tych chwil?
Czy to tylko ja sobie to wszystko wymyśliłam?
Chyba tak. Ale nie potrafię przestać tam wracać.
Właśnie dlatego, że teraz nic nie pachnie pizzą, tylko kurzem i zgrzytem starych drzwi.
On mnie nigdy nie kochał, już to sobie mówiłam,ale nadal nie chcę zrozumieć.
--
[Koniec]
Kaleka księżniczka z końca świata - Rozdział drugi (Obyczajowe+P)
2Przeczytałam całość i zgadzam się z tym, co Rubia pisała w swoich komentarzach pod poprzednią częścią: to by się nadal mogło zupełnie bez trudu wpisywać w historię z blogiem (nie jest potrzebny ten ojciec pijak, jakby był po prostu Zenon, to niewiele to zmienia, za to Daniel jako obiekt zainteresowania, który jest zajęty, daje wg mnie większe pole do popisu, zwłaszcza w świetle tego, co napisałaś tutaj powyżej).
Podoba mi się, że jest tutaj zalążek głębszej fabuły - jest Józefina, jako przyjaciółka z krwi i kości, co według mnie bardzo dodaje do historii. Jest relacja z Basią, która jest bardziej skomplikowana niż się na początku wydaje i zmienia się w zależności od okoliczności. I jest wątek Daniela, który jest trochę owiany tajemnicą, bo jakoś sobie nie wyobrażam, że pomiędzy spędzaniem czasu z nim i jego dziewczyną w ich mieszkaniu z pizzą, a jego nagłym stwierdzeniem, że nie wierzy w przyjaźń damsko-męską, nic się nie wydarzyło. Podoba mi się w tym wątku, że znowu jest niejednoznaczny moralnie (w końcu przyjaźniła się też z Adelą mając nadzieję, że jej chłopak ją zostawi) i to, że widać, że to wszystko spowodowało sporą traumę - bo czy naprawdę sobie wszystko wymyśliła? Czy jednak facet wysyłał jej sprzeczne sygnały? Skoro nagle zapragnął to urwać, to może jednak coś tam się zadziało. Czy może to Lilka ubzdurała coś sobie i zaczęła pokazywać, że chciałaby czegoś więcej i się przestraszył?
Ogólnie jak dla mnie jest tu duży potencjał do stworzenia całościowej historii o niepełnosprawnej bohaterce, która ma traumę z przeszłości odnośnie odrzucenia, nie chce dorosnąć mentalnie i musi borykać się problemami obecnymi, np. z podobającym jej się nastolatkiem, mimo że ma już 30 lat. Bardzo dużo elementów już masz - jeżeli właśnie tak jak wpominała Rubia wymyśliłabyś Lilce jakiś cel, do którego dąży, mogłabyś poprowadzić naprawdę ciekawą fabułę w już dobrze zarysowanych realiach.
Podoba mi się, że jest tutaj zalążek głębszej fabuły - jest Józefina, jako przyjaciółka z krwi i kości, co według mnie bardzo dodaje do historii. Jest relacja z Basią, która jest bardziej skomplikowana niż się na początku wydaje i zmienia się w zależności od okoliczności. I jest wątek Daniela, który jest trochę owiany tajemnicą, bo jakoś sobie nie wyobrażam, że pomiędzy spędzaniem czasu z nim i jego dziewczyną w ich mieszkaniu z pizzą, a jego nagłym stwierdzeniem, że nie wierzy w przyjaźń damsko-męską, nic się nie wydarzyło. Podoba mi się w tym wątku, że znowu jest niejednoznaczny moralnie (w końcu przyjaźniła się też z Adelą mając nadzieję, że jej chłopak ją zostawi) i to, że widać, że to wszystko spowodowało sporą traumę - bo czy naprawdę sobie wszystko wymyśliła? Czy jednak facet wysyłał jej sprzeczne sygnały? Skoro nagle zapragnął to urwać, to może jednak coś tam się zadziało. Czy może to Lilka ubzdurała coś sobie i zaczęła pokazywać, że chciałaby czegoś więcej i się przestraszył?
Ogólnie jak dla mnie jest tu duży potencjał do stworzenia całościowej historii o niepełnosprawnej bohaterce, która ma traumę z przeszłości odnośnie odrzucenia, nie chce dorosnąć mentalnie i musi borykać się problemami obecnymi, np. z podobającym jej się nastolatkiem, mimo że ma już 30 lat. Bardzo dużo elementów już masz - jeżeli właśnie tak jak wpominała Rubia wymyśliłabyś Lilce jakiś cel, do którego dąży, mogłabyś poprowadzić naprawdę ciekawą fabułę w już dobrze zarysowanych realiach.
Kaleka księżniczka z końca świata - Rozdział drugi (Obyczajowe+P)
3Podoba mi się jak przekazujesz emocje. Tak, że można poczuć je samemu...LittleSara pisze: (czw 12 cze 2025, 00:15) To ja sobie wszystko dopisałam.
To ja z jego troski zrobiłam nadzieję.
Z jego ciszy zrobiłam romantyzm.
Z jego granicy – obietnicę, że ją przekroczy
Kaleka księżniczka z końca świata - Rozdział drugi (Obyczajowe+P)
4Wątek odrzucenia przez Daniela wydaje się najbardziej interesujący, ponieważ - nie ma co udawać - sprawia Lilce najwięcej bólu. Zatrzymywałem się przy tym na dłużej. To jest też kwestia tego, że możemy się identyfikować z główną bohaterką, poznając jej rozterki sercowe. Chyba każdy ma podobne doświadczenia.
No właśnie... Kto jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamieniem.LittleSara pisze: (czw 12 cze 2025, 00:15) Serce mi łomocze. Jakby znowu miałam dwadzieścia siedem lat i znowu się łudziła. Jakbym znowu czekała, że Daniel się odezwie, że jednak coś poczuje, że zostawi dla mnie Adelkę.