Hotel PRL - odcinek piąty

1
* Uwaga! Wymieniona w poniższym opowiadaniu sytuacja na scenie politycznej nie ma żadnego związku z realną i jest całkowicie fikcyjnym wymysłem autorki :)



Odcinek 5

Gdy już skończyliśmy się przekomarzać oboje spojrzeliśmy na siebie w zadumie. Na moją prośbę ojciec szczegółowo opowiedział mi o wszystkim, czego doświadczył podczas wizyty w przyszłości.
Znowu pochłonęły nas długie rozważania, że to co się dzieje… jest delikatnie mówiąc niesamowite, niedorzeczne wręcz. Po raz już nie wiem który zaczęliśmy mieć wątpliwości, czy przypadkiem nie ulegliśmy jakiejś sentymentalnej psychozie. Ale co w takim razie miałaby do tego ta makabryczna przyszłość z koordynatorami i bezwzględną kontrolą obywateli, oraz tajemnicza działaczką ruchu oporu? Cóż… Albo oboje tracimy rozum, albo… licho wie.
Rozważania jak bardzo prawdziwym jest to, co czego ostatnio doświadczmy, zaprowadziły nas donikąd. Jednakże poczuliśmy, że co by się nie działo, zamiast siedzieć i czekać, zresztą nie wiadomo na co, należy podjąć jakieś kroki.
Między nami zabrzmiało niewypowiedziane pytania „Co dalej?” „Co robimy?”
Po niedługiej chwili okazaliśmy się zaskakująco zgodni co do decyzji: powinniśmy stąd jak najszybciej wyjechać, wrócić do domu. Może to nie uchroni nas przed tą absurdalną sytuacją, ale lepiej, żeby dziwne rzeczy działy się w miejscu, które jest nam znacznie bliższe i bardziej znajome. A może oddalenie się od tych abstrakcyjnych tuneli czasoprzestrzennych załatwi wszystkie problemy? Trzeba koniecznie to sprawdzić.
Do końca planowanego pobytu został nam zaledwie jeden dzień. Spakowaliśmy swoje rzeczy, pani Aleksandrze oraz panu Mateuszowi wyjaśniliśmy, że pewna nagła sytuacja z pracy każe nam już wracać, nieszczerze zapewniając, że jeszcze nieraz na pewno tu wrócimy.
Gdy już wgramoliliśmy wszelkie torby do auta, mój ojciec nagle spochmurniał. Zmarszczył brwi i nerwowo podrapał się po brodzie.
- Coś cię trapi – stwierdziłam i spojrzałam na niego pytająco.
- Tamta kobieta z przyszłości mówiła, że nie uda się nam stad odejść – stwierdził.
- Niby dlaczego?
- No właśnie nie była w stanie mi tego wytłumaczyć.
- Może z jakichś własnych pobudek nie chciała, byśmy opuścili to miejsce.
- Racja, córciu, nie ufałbym tej nieznajomej. Zarówno jej, jak i tym komunistyczno-podobnym władzom jesteśmy do czegoś potrzebni…
- Masz rację. Może ona chce użyć nas jako narzędzi w tym swoim ruchu oporu… a tamci również mają jakieś asy w rękawie.
- I nie chciałabyś być zbawczynią świata? – ojciec zaczepnie spytał.
- Już nie. Niech biorą się za to jakieś bóstwa z super mocami i odpowiednimi do tego zasobami– odparłam. – Chcę tylko mieć spokój. Ostatnio dotarło do mnie, że owe dobro jest dalece niedoceniane, a ludzie gonią za jakimiś wątpliwymi moralnie rozrywkami i romansami, dokuczaniem sobie nawzajem, albo akceptacją jakichś pustych jednostek, udawaniem kogoś, kim nie są, za desperackim wyścigiem szczurów lub też za odhaczaniem czegoś, co osoba w ich wieku koniecznie powinna mieć, że tak powiem zaliczone i zrobione… - stwierdziłam, zatrzaskując drzwi od auta, po czym zapięłam pas.
- Doroślejesz – mój ojciec zauważył.
- Ale wiesz co? – nagle zamyśliłam się.
- No mów – stwierdził ruszając z parkingu.
- Tylko teraz sobie tak pomyślałam, że… spokój za zbyt wysoką cenę to nie jest już spokój…
- Co masz na myśli?
- Co innego odizolować się od wszystkiego, czego nie cenisz i nie szanujesz i żyć po swojemu, a co innego… za ten obiecany spokój zrobić coś paskudnego.
Na te słowa mój ojciec nieco przyhamował.
- Na przykład poprzeć ustrój, który nadużywa swojej władzy? Sprzymierzyć się z nimi? – spytał.
- Tak, chyba tak… – odparłam.
-Jak widzisz to nie takie proste, wszystko ma swoją cenę. Gdybyś była politykiem i miała np. poświęcić jakiś obcy kraj dla dobra swojego, zrobiłabyś to?
- Cóż, chyba tak, celem polityka powinno być dobro obywateli jego państwa…
- A gdyby ta twoją ojczyzną nie był kraj tylko bliscy ci ludzie, a tamtym państwem nie obce państwo, a obcy ludzie z twojego państwa…
- Do czego zmierzasz?
- Od głupca do bohatera jest zaskakująco blisko… W młodości nie zastanawiałem się, kogo narażam swoim uporem i buntem, może było mi łatwiej, bo wtedy jeszcze nie znałem twojej mamy… Poznałem ją już po tym najgorszym czasie, gdy ustrój że tak powiem zelżał, gdy już nie obnoszono się w tak bezwzględny sposób z ludźmi protestującymi przeciwko komunie.
- Rozumiem, ale... Ale jest jeszcze trzecie wyjście – nagle stwierdziłam.
- Jakie? – ojciec ożywił się.
- Powiedzieć „dziękuję bardzo” zarówno tym, którzy oczekują, że dla jakiejś idei będziesz narażał lub wręcz poświęcał swoje życie, a także tym, którzy uważają, że oddasz swoją godność i będziesz płaszczył się przed nimi…
- Nie! Nawet tak nie mów! – mój ojciec nagle zahamował i zatrzymał się w miejscu.
- Zrozumiałeś, co miałam na myśli…
- Tak samo jak kiedyś idealizowałaś tę pierwszą kategorię wolności – walkę i bunt do upadłego, tak teraz nie idealizuj… pozorów godności jakim jest… tak desperacki wybór - urwał, odwróciwszy głowę w moim kierunku, dostrzegłam w jego oczach łzy. Zupełnie jak twoja matka… Gdy dowiedziała się, że jest chora…
- Wolała żyć wolna i umrzeć taka niż stopniowo zanikać potwornie cierpiąc. Przecież chorobę wykryto u niej zdecydowanie za późno, sam mówiłeś… - nagle stwierdziłam.
- Ale nawet nie próbowała walczyć! Nigdy jej tego nie wybaczyłem i nie wybaczę.
- Nigdy nie usprawiedliwiałam jej, ale teraz gdy mam już swoje lata, uznałam, że… może nie chciała, żebyś zapamiętał ją inaczej niż pamiętasz, może czuła, że to dla niej samej będzie nie do zniesienia, bo tak bardzo cię kochała…
- Pierdolisz, niemądra gówniaro!– wyrwało mu się. - Chcesz mnie wkurwić do reszty?!
- Nie, ale przecież kiedyś wszyscy i tak… odejdziemy.
- Nie chcę tego dłużej słuchać! Jeszcze jedno słowo…
- A nie kupisz mi lizaka, albo lalki barbie? Czegoś zabronisz?
Dalsze godziny drogi upłynęły nam w milczeniu i niepisanym napięciu. Jakby każde z nas oczekiwało, że nagle zdarzy się coś niezrozumiałego, co nie pozwoli nam dotrzeć do domu. Ale tak się nie stało.
Wieczorem dojechaliśmy na miejsce. Oboje byliśmy bardzo zmęczeni. Nawet nie rozpakowywałam toreb. Natychmiast odgarnęłam kołdrę i weszłam do łóżka.
- Jak dobrze znowu być w domu… - mruknęłam.
*
Otworzyłam oczy. Słońce świeciło bardzo intensywnie jak na połowę października. Nagle zdębiałam, uświadomiwszy sobie, że… nie jestem w swoim własnym pokoju, tylko… w tym hotelowym. Natychmiast wstałam na równe nogi i podbiegłam do okna. Rozejrzałam się. Na parkingu dostrzegłam jedynie nasz samochód. Zlustrowałam otoczenie. Czasy są moje. Ale co ja tu robię? Nerwowo złapałam za klamkę i wybiegłam na korytarz.
Z daleka ujrzałam panią Aleksandrę.
- I jak się pani u nas podoba?
- Yyy… Bardzo tu ładnie i klimatycznie – stwierdziłam, byleby tylko coś odpowiedzieć.
- Państwo pierwszy raz? – spytała.
- Yyy… chyba…. Yyy… - zaczęłam, gdy z sąsiedniego pokoju, niczym oparzony, wybiegł mój ojciec, spojrzał na mnie z dezorientacją.
- Jak się panu u nas podoba? – Aleksandra spytała mojego ojca.
- Bardzo tu u was ładnie i… ciekawie odparł.
- No dobrze, to może zostawię państwa, jakbyście mili jakieś pytania, to pani w recepcji na pewno udzieli informacji…
- Tak dziękujemy.
Kobieta oddaliła się, a ojciec kiwnął dłonią na mnie.
- Dlaczego nie jesteśmy w domu, czemu ona nas wita, jakby to był pierwszy dzień naszego pobytu?
- A który powinien być dzisiaj dzień?
– Dwudziesty siódmy października.
- Sprawdź na telefonie.
- Pokazuje mi dwudziesty, czyli tydzień wcześniej.
- Czas przesunął się?
- Co to znaczy?
- Wygląda na to, że jesteśmy uwięzieni w tym tygodniu…
Nagle na korytarzu znowu pojawiła się pani Aleksandra, kobieta w jednej ręce trzymała odkurzacz, natomiast w drugiej niosła wiadro w której umieszczone były ściereczka i jakiś płyn. Posłała nam przyjazny uśmiech, który odwzajemniliśmy. Weszła do sąsiedniego pokoju i zaczęła sprzątanie.
My nadal staliśmy i patrzyliśmy na siebie. Po dłuższej chwili milczenia nagle odezwałam się.
- Musimy ustalić jakiś plan działania, no wiesz zasady postepowania, takie jakby…
- Procedury bezpieczeństwa, rozumiem, już myślę nad pierwszą. – mój ojciec odparł. - No więc… Trzymamy się razem, nie wychodzimy nigdzie osobno np. ty na zakupy, a ja do parku.
- Dobrze. Następne: nie puszczamy żadnej muzyki w pobliżu hotelu, jak sam mówiłeś, że powiedziała ci ta… Wiktoria, bo różne częstotliwości dźwięku mogą znowu wrzucić nas w te inne sfery czasowe…
- Tak, masz ra… - mój ojciec urwał, ponieważ w pokoju w którym sprzątała Aleksandra, nagle zaczęła lecieć jakaś muzyka. Oboje nerwowo spojrzeliśmy na siebie.
- Może poprosimy ją, żeby wyłączyła… - spytałam.
- Bardzo przepraszamy, ale czy mogłaby pani… - mój ojciec zaczął, ale nagle wszystko dookoła pociemniało, miałam wrażenie, jakbym oślepła. Po chwili coś błysnęło. Odzyskałam wzrok.
- Tato! – krzyknęłam, rozglądając się. Jakoś dziwnie tu… To nie są lata osiemdziesiąte… - mruknęłam ze zgrozą patrząc na obrzydliwe odrapane ściany. Na butwiejącej podłodze leżały płaty tynku. Pokoje na korytarzu były zabite deskami. – Jeśli nie do współczesności to ja… do lat osiemdziesiątych bardzo proszę, przynajmniej spotkam mamę i ojca… - rzekłam do siebie płaczliwie niczym małe dziecko. Byłam w szoku.
- Tylko spokojnie… wyluzuj… Grunt to nie tracić głowy. Zaśpiewam sobie coś, zaraz mnie stąd przeniesie. – Drinking shampein… to forget yesterday… - głośno zaczęłam.
- Coś ty za jedna? – usłyszałam za plecami.
- Ja… - urwałam widząc parę około dwudziestolatków.
- Pamiętam ją, jak przez mgłę byłem wtedy małym dzieciakiem, ale… nawet podobna do pani Heleny, tylko teraz to chyba po co najmniej podwójnej biomacji… - chłopak stwierdził.
- Kuba, ogarnij się! Nie ma podwójnej biomacji. I nie wykonują tego na martwych od lat – dziewczyna wyrwała go z rozważań. Tak czy owak, nie wygląda na kogoś ze straży obywatelskiej. Możesz nam się przedstawić, jak już zaszyłaś się w naszej kryjówce…
- No najpierw Lucjan, teraz ona…
- Helena Lamparska… - zaczęłam.
- Ani się waż podszywać pod panią Helenę, ty łgaro jedna! – chłopak nagle wyjął nóż.
- Kuba nie tak ostro – dziewczyna uspokoiła go.
- Mój ojciec też do was trafił ostatnio – zauważyłam. Dwa tysiące sześćdziesiąty rok mamy prawda?
- Natalia, ona się czegoś naćpała? – chłopak spojrzał na dziewczynę.
- Najwyraźniej. I naoglądała jakichś filmów o podróżach w czasie.
- Opowiedzcie mi o waszym ustroju. Macie tu coś na kształt legendarnej już dla was komuny, prawda? Jak do tego doszło? Opowiedzcie mi, co o tym zadecydowało?– spytałam czując, jak mój strach wygrywa z ciekawością.
- Yyy… - chłopak westchnął. – Nie wolałabyś zapalić z nami blanta?
- Nie, używki niszczą głowę, a wy macie jeszcze dużo do stracenia, nie bieżcie się za to.
- Będzie nas tu moralizować, a sama cholera wie co bierze... – chłopak stwierdził, a dziewczyna pokiwała głową.
- Przepraszam, chcę się tylko dowiedzieć jak… - zaczęłam, ale nagle coś wyświetliło się za moimi plecami. Był to jakby spory multimedialny ekran.
„Tu losowy hologram informacyjny. Jest godzina dziesiąta. Temperatura piętnaście stopni, bezchmurnie. Kalendarium: dzisiaj obchodzimy trzydziestą rocznicę włączenia nas do Zjednoczonej Europa Republik wschodnich. Także trzydzieści lat temu pierwszy raz zastosowano sztuczne macice, od tego czasu każda kobieta, która tego sobie życzy może zostać matką, o ile zamrozi swoje jajeczka. Piętnaście lat temu pierwszy raz dokonano pomyślnego zabiegu biomacji. By niemożliwe stało się możliwe : korporacja Biomedimaxmara w porozumieniu z Zjednoczoną Polską Partią i Wschodnią Europą Zjednoczoną. Pamiętajcie: sięgamy niemożliwego. Wiek już was nie ogranicza! Do usłyszenia!
Hologram zniknął.
Stałam jak wryta.
- Co to było? – spytałam osłupiała.
- Losowy hologram informacyjny, aleś się naćpała… Koledze podobno wyświetlił się, jak siedział na kiblu, a jego znajomemu jak ze znajomą… uprawiał miłość.
- To znaczy, że one pojawiają się losowo, gdziekolwiek akurat…
- Tak, losowy hologram pojawia się losowo, na tym polega ich… losowa generacja przez AL – chłopak odparł uszczypliwie. Co to AL. też nie wiesz?
- Wiem – odparłam. – To gdzie my przynależymy? Do Wschodniej Republiki Europejskiej? Jak do tego doszło?
- Były sobie dwa toczące wieczną cichą wojnę o hegemonię mocarstwa, a w międzyczasie wyrastało trzecie, ale pewnego razu to pierwsze mocarstwo postanowiło sprzedać temu drugiemu część Europy w zamian za to, że to drugie mocarstwo nie przyłączy się do trzeciego, które swoim niesamowitym postępem technicznym i gospodarczym zagrażało pierwszemu.
- Możesz podać nazwy tych mocarstw? – spytałam.
- Nie zamierzam ściągać sobie na kark SO, w końcu to co powiedziałem, to bzdura, bo… jestem naćpany – nagle dodał głośniej.
Rozejrzałam się dookoła.
- Kogo nie chcesz sobie ściągnąć na kark?
- Ona mnie już wkurza… - chłopak mruknął. - Straży Obywatelskiej. Nie wiem, z którego wariatkowa uciekłaś, ale wracaj tam.
- Stójcie, rozmawiacie z osobą, która nie pochodzi z tego okręgu. Wylegitymujcie się, republikanko. – jakiś młody mężczyzna w wieku tych dwóch ludzi nagle powiedział zmierzając w naszą stronę. Był ubrany w jakiś dziwaczny zielony mundur, na rękawie którego widniały następujące litery: SO
- Ja? – spytałam zdumiona.
- No dobra, udajesz głupią albo głuchą, nie ważne. – A1 Stój na baczność i nie ruszaj się. – nakazał, jakby wydawał mi jakaś komendę. A przecież mogłabym uciec w tym czasie… No chyba że on pomyślał, że mam… No właśnie! Już miałam się poruszyć, ale postanowiłam zmienić taktykę i stać tak jakbym była podatna na te rozkazy.
Mężczyzna odezwał się do przedmiotu na swojej ręce, który przypominał zegarek
- Przeprowadź identyfikację, po czym skierował ten „zegarek” w moja stronę i na chwilę przyłożył mi to urządzenie do dłoni, poczułam bardzo delikatne drapnięcie. Mało brakowało, a wzdrygnęłabym się, ale dałam radę jakoś to opanować.
- Skanowanie na podstawie materiału DNA pobranego z naskórka dłoni… identyfikacja w toku… - program odezwał się.
- No szybciej, ty do niczego nieprzydatny cymbale! – młody mężczyzna ponaglił sztuczną inteligencję.
- Przepraszam za zwłokę. Dokładam wszelkich starań, aby skanowanie zaszło jak najszyb…
- Cholerny szmelc! – warknął nerwowo przytupując butem.
- Identyfikacja zakończona pomyślnie– zidentyfikowany to… Helena Lamparska, lat siedemdziesiąt dwa. Kobieta zmarła w dwa tysiące czterdziestym-siódmym roku. Obecne wykroczenia przeciwko prawu. Notowana za eseje nawołujące do buntu w kwestii wprowadzenia obowiązkowych koordnatorów… Jeśli chcesz uzyskać dodatkowe informacje daj mi znać, z przyjemnością ci pomogę – syntetyczny głos zakończył entuzjastycznie.
- Ja pierdolę! – mężczyzna syknął. – Czy ty sam siebie słyszysz, przeklęty imbecylu?! Tyle lat temu już to wprowadzono, a szmelc ciągle robi idiotyczne błędy, żadnych przydatnych udoskonaleń! Choć na początku zapowiadali, że to będzie jakieś cudo… Zgłaszam błąd! Ta kobieta nie jest Heleną Lamparską! Ponów identyfikacje! – ryknął.
- Ponawiam identyfikację… Proszę czekać, identyfikacja w toku… Jestem absolutnie pewien, że identyfikowana to zmarła w dwa tysiące trzydziestym roku Helena Lamparska…
- Zmartwychwstała, tak? Kurwa, a ja jestem Adamem Mickiewiczem!
- W aktualnym momencie nie jestem w stanie znaleźć logicznego wyjaśnienia, dlaczego ta kobieta jest zmarłą Heleną Lamparską. Natomiast ty zidentyfikowałeś się niepoprawnie, nie nazywasz się Adam Mickiewicz, tylko Olaf Kaczorowski, lat dwadzieścia-trzy, od dwóch miesięcy funkcjonariusz Straży Obywatelskiej Zjednoczonej Republiki Krajów Wschodnio-Euro…
- Zamknij tę wirtualną mordę, przygłupie!
- Przepraszam, źle zrozumiałem polecenie, już się uciszam.
Natalia nagle zaśmiała się, Kuba zdążył ją szturchnąć w ramię.
- Bawi cię to? Skoro o zmarłej mowa poczciwa Helena już was nie uratuje tak jak kiedyś… Mogliśmy wam wtedy wyrzucić te plecaki i telefony do rzeki, ale ta zdziwaczała pudernica nagle się wtrąciła... Przeproś!
- Opanuj się Olafie, chodziliśmy razem do tej samej klasy…
- Dla ciebie pan Olaf, przeproś, pusta krowo, albo twój braciszek zaraz zatańczy break deance, albo coś w tym stylu.
- Przepraszam – dziewczyna powiedziała.
- Nie jest ci przykro – Olaf odparł, po czym spojrzał na Kubę. Polecenie dla koordynatora dla republikanina Kuby Fiołkowskiego.
- Podaj kod polecenia…- dziwaczny zegarek nagle przemówił.
- S9 to znaczy napad padaczkowy.
Po tych słowa Kuba nagle upadł na podłogę i zaczął się trząść w konwulsjach
- Olafie, zrobisz mu krzywdę, przestań! – dziewczyna krzyknęła błagalnie - Jest mi bardzo przykro!
- To mnie bardziej, tyle razy jak człowiek proponowałem ci inne życie, ze mną , a ty ćpasz tu i pijesz ze swoim upośledzonym braciszkiem, a widzisz, że narkotyki są złe, zobacz do czego prowadzą…
- Tak są złe, już nie będziemy ćpać i chlać, przysięgam.
- To świetnie, może jak zrobisz dla mnie striptiz i… jakiś bonus, to się rozmyślę.
- Co?
- No rozbieraj się, albo po tym ćpaniu stanie się mu coś gorszego.
- Dobrze już, dobrze - dziewczyna powiedziała i zaczęła zdejmować bluzkę.
Przez ten cały czas patrzyłam na to wszystko ze zgrozą zdębiała i przerażona, ze przeniosłam się do jakiegoś piekła na ziemi, ale w tym momencie nagle złapałam za zbutwiałą deskę i podążyłam w stronę młodego mężczyzny. Zauważył mnie, stanął jak wryty.
- Co jest?! F1! F1 Paraliż! – stał i darł się, a ja, gotowa na jakąś walkę, lub choćby szarpaninę, bez problemu ogłuszyłam go. Padł na ziemię, ale jego zegarek odezwał się: czy przedłużyć komendę, kontynuowanie grozi powikłaniami…
Natalia spojrzała na mnie, po czym przyłożyła palec do ust. Drgawki u Kuby ustały, po chwili chłopak odzyskał przytomność. Rozejrzał się ledwie przytomny.
- Zrobił ci coś?
- Nie zdążył, ona go powstrzymała.
- Helena jestem – odparłam.
- Jak to? – Kuba zdziwił się.
- Człowieku, ona nie ma koordynatora.
- Jesteś agentką Ruchu Oporu?
- Nawet ruch oporu nie potrafi ich w pełni dezaktywować…
- Nie jestem agentką ruchu oporu.
- Fajnie. Dzięki za pomoc, ale i tak mamy przejebane, jego koordynator właśnie wysyła sygnał, że stracił przytomność, że na jego czaszce powstaje krwiak i takie tam… zarówno do karetki, jak też służb policyjnych, ponieważ to ich funkcjonariusz sprawujący dyżur… Za parę minut będzie tu cały jebany oddział.
- Uciekajmy! Nie stójcie tak, jesteście ledwie co dorośli, a nic w was… życia.
- Nie wiem, co ćpałaś, i w jakiej rzeczywistości żyjesz, nasza bohaterko, ale… - Kuba posępnie zaczął. Naszych uszu dobiegł głos syreny.
- Złapcie mnie za ręcę, szybko – ponagliłam ich.
- Tak, przyda się nam ostatnia modlitwa.
- Zróbcie to i pod żadnym pozorem nie puszczajcie.
Gdy wykonali moje polecenie, nagle zaczęłam śpiewać Marinę.
- To nie przejdzie, że się naćpaliśmy i nie wiedzieliśmy co robimy… - zdążyłam tylko usłyszeć, a ponownie zrobiło mi się ciemno przed oczami.
Obudziłam się leżąc na korytarzu. Hotel wyglądał współcześnie – nieco zaniedbany i tyle. Ale młodych nie było.
- O nie! Nie przenieśli się. Dlaczego niektórzy mogą, a inni nie? Ojciec coś mówił, że tamta Wiktoria wspomniała mu, że chodzi o osoby powracające do tego miejsca w jakiś odstępach czasu? No tak, przecież oni nigdzie się stamtąd nie ruszali, chyba, że powracaniem można by uznać samo zapuszczanie się do rudery hotelu… Nie, to nie ma sensu, bo … każdy bywający tutaj powinien się przenosić, na przykład ta pani Aleksandra choćby dlatego, że w dzień pracuje a w nocy jedzie do domu… Może chodzi o osoby przybywające z daleka…
Nie wiem, nie rozumiem. Ale współczuję tym młodym ludziom, już nie dziwię się że ćpają i chlają w tamtej sferze czasowej...

- Jest tu kto? Przepraszam! Zabłądziłem… – nagle usłyszałam. Na schody wyszedł jakiś wyglądający na bardzo wystraszonego i zagubionego mężczyzna, mógł mieć około dwudziestu-paru lat, był bardzo schludnie ubrany, na ręku miał jakiś pozłacany zegarek, ale bardziej starodawny, nosił jeansy i bardzo stylowy sweter w serek z pod którego wystawała nienagannie biała koszula z kołnierzykiem. Odniosłam wrażenie, że skądś go znam, ale nie byłam w stanie uświadomić sobie, skąd.
- Jest pan gościem hotelu? – spytałam.
- Tak, ja… pokłóciłem się z mamą… Ona bywa bardzo… trudna, dlatego uniosłem się i trzasnąłem za sobą drzwiami, czego nigdy nie robię i… wybiegłem na korytarz, a wtedy nagle zrobiło mi się ciemno przed oczyma, jakby ktoś zgasił całe światło, słońce… bo był dzień, a gdy znowu zrobiło się jasno, to miejsce, korytarz ośrodka wczasowego zaczął wyglądać zupełnie inaczej, mamy też nie ma w pokoju, wszystko jest… inne niby ładniejsze, ale i brzydsze zarazem...
- To miejsce jakby nagle postarzało się, prawda?
- Być może. Część rzeczy jest tu nowa i obca, a ta którą poznaję np. boazeria… wygląda na bardziej zniszczoną… Martwię się o matkę, bywa okropna, jest przekonana o swojej arystokratycznej wyjątkowości i… ale… to moja matka, jedyna bliska mi osoba…
- I chciałby pan wrócić do niej?
- Owszem. - Nie rozumiem co się… - urwał kompletnie zdezorientowany.
Nagle odwróciłam głowę, ponieważ otwierające się na końcu korytarza drzwi przykuły moja uwagę.
- Popatrz, to naprawdę jest to miejsce ale jakby nowsze. Ten hotel działa! – nagle usłyszałam jakieś kroki i znajome głosy.
Łzy pojawiły się w moich oczach na widok nikogo innego tylko… Kuby i Natalii.

Cdn...
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron