Gdy odleci sowa znad Odeonu (fragment)

1
1907 i później
Stanisław

Stasiek urodził się jako ostatni z pięciu braci. Był młodszy od najstarszego o dwadzieścia lat. Miał jeszcze siostrę, Mariannę, którą rodzice traktowali jak księżniczkę, budząc tym zazdrość synów. Dziewczynka, zorientowawszy się, że ma przewagę nad braćmi, zrzucała na nich wszystkie swoje psoty. Kiedy patrzyła na Bogu ducha winnych chłopców bitych skórzanym pasem, z jej buzi nie schodził triumfalny uśmiech. Najbardziej uwzięła się na Staśka; tak bardzo, że ten nieraz życzył jej w duchu śmierci. Później szczerze żałował i w wieczornej modlitwie, której nauczyła go mama, przepraszał za to i prosił o zdrowie dla siostry, i żeby była dla niego lepsza.

Nie rozumiał, dlaczego rodzice zawsze wierzą Mariannie, dlaczego to ją biorą na kolana, całują i obdarzają czułymi słowami. Rzucał wtedy na nich nienawistne spojrzenia i obiecywał sobie w duchu, że gdy tylko trochę podrośnie, wyprowadzi się z domu, jak najstarszy brat, i tyle go będą widzieli. „Może nawet za mną zatęsknią” – marzył.

Tymczasem miał dopiero siedem lat; na dokładkę był chudy i mały jak na swój wiek, niższy nawet od młodszej od niego o rok, choć równie szczupłej, Marianny. Chciał być tak silny, żeby móc powstrzymać ojca wymierzającego mu niezasłużoną karę. Nieraz wyobrażał sobie, że wyrywa pas z jego ręki i zaczyna nim go okładać, mocno, bez litości, aż do utraty tchu. Zdawał sobie sprawę, że nie powinien tak myśleć, że to jest złe, bardzo złe, ale nie chciał się powstrzymywać, szczególnie wtedy, gdy obolały nie mógł przez całą noc zasnąć. Mama czasem litowała się nad nim, przynosząc w wyszczerbionym kubku słodką herbatę z cytryną – jego ulubiony napój. Wchodziła do pokoju prawie bezszelestnie i stawiała kubek na stoliczku przy łóżku. Wzdychała, jakby ze smutku, a on miał nadzieję, że zaraz go pocałuje albo chociaż zetrze łzy, które nie chciały przestać płynąć.

– Taki duży, a ryczy z byle powodu. Wstyd – mówił do niego nieraz ojciec, spoglądając pogardliwie spod krzaczastych, czarnych brwi. – Bierz przykład z siostry, ona nigdy nie płacze.

Stasiek nie potrafił zapanować nad łzami, tak samo jak nad złością. Teraz też był zły. Na mamę, która po prostu wyszła z pokoju, nie obdarzywszy go tym, o czym marzył. Poczuł chęć, aby strącić kubek ze stolika, uniósł rękę, wtedy jeden z braci zaczął coś mamrotać, a później zaniósł się szczekającym kaszlem. Stasiek już wiedział, że to Ignac, więc wstał, powstrzymując jęk bólu i zaniósł do łóżka chorego herbatę.

– Napij się – powiedział cichutko.

Jednakże brat tylko szeptał coś z wysiłkiem, coś, co trudno było zrozumieć, bo słowa co rusz przerywał kaszel. Stasiek nadstawił ucha i w końcu pojął, że ma zawołać mamę. Odstawił kubek i pobiegł, najszybciej jak mógł, do pokoju rodziców.
Tej nocy Ignac umarł.

– I dobrze. Chociaż się nie męczy – stwierdził ojciec.

„Biedny Ignac. Szkoda, że Marianna nie umarła zamiast niego” – myślał Stasiek, kiedy pił zimną herbatę. Smakowała mu nawet zmieszana ze łzami. Był przekonany, że to one nadały jej gorzki smak, który rozlewał się po podniebieniu wraz z cierpką słodyczą.
Teraz zostało w domu tylko trzech braci, no i ona – oczko w głowie rodziców.

Gdy odleci sowa znad Odeonu (fragment)

3
Na mnie z kolei wrażenie zrobił, bardzo się utożsamiam z motywem niesprawiedliwości rodzicielskiej wobec jednego dziecka na rzecz drugiego i bezsilnością w takich sytuacjach. Czego mi brakuje, to może więcej na temat ojca, taka ściana zawsze wynika z czegoś głębszego, jakiejś złości czy urazy i trochę mi zgrzyta, że wobec dziewczynki takiej ściany nie ma. Chciałabym wiedzieć dlaczego wobec chłopców jest.

Gdy odleci sowa znad Odeonu (fragment)

4
Max, bardzo dziękuję za przeczytanie. Ignaca nie poznaliśmy. Ot, wiemy, że był i oprócz Staśka nikt nie przejął się jego śmiercią, więc i czytelnika to nie rusza, ale daje jakiś obraz relacji w domu.
To początek długiego tekstu, całość pewnie też zostałaby odebrana jako sucha, bez wzruszeń, bez emocji i w ogóle. Kurczę, jakaś niewrażliwa się zrobiłam, czy co 😉
Jeszcze raz dziękuję, bo każda ocena jest dla mnie ważna, każde słowo wyciskam jak cytrynę i dodaję do herbaty. Pozdrawiam :)

Dario, bardzo się cieszę, że na Tobie jednak ten tekst zrobił wrażenie i utożsamiłaś się ze Staśkiem.
Im dalej pójdzie się w tekst, tym więcej można dowiedzieć się o motywach postępowania dorosłych. To, co wstawiłam, to początek. Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam :)

Gdy odleci sowa znad Odeonu (fragment)

5
Na mnie Twój tekst sprawił wrażenie raczej szkicu, niż pełnej wersji opowiadania czy powieści, nawet jeśli to początek dłuższej narracji, która będzie rozwijała się stopniowo. Zabrakło mi tutaj takiej tkanki, która buduje rzeczywistość, a nie tylko ją sygnalizuje. Jak np. tu:
Gelsomina pisze: (pn 25 lis 2024, 14:51) Miał jeszcze siostrę, Mariannę, którą rodzice traktowali jak księżniczkę, budząc tym zazdrość synów.
Aż się prosi, żeby dorzucić jakieś szczegóły, typu: kupowali jej strojne sukienki i pantofelki z lakierowanej skórki, a oni - zwłaszcza Stasiek i Ignac - musieli donaszać spodnie i buty, z których starsi już wyrośli, albo chwalili ją zawsze przed resztą rodziny i sąsiadami, że taka zdolna, w mig potrafi nauczyć się wierszyka albo piosenki, a nad ich ocenami w szkole tylko kręcili głowami - cokolwiek, co pokazałoby tę nierówność w traktowaniu Marianki i reszty dzieci, nawet gdyby to miały być drobiazgi, istotne tylko w dzieciństwie. Podobnie, jeśli chodzi o te "psoty" - co takiego się działo, że ojciec tak dotkliwie karał Staśka? Marianka ściągnęła ze stołu obrus razem ze świąteczną zastawą? Stłukła ozdobną lampę naftową, która stała na komodzie? Wysmarowała najlepsze buty ojca od wewnątrz czarną pastą? Co wzbudzało w nim taką złość? Rodzaj tych psot sporo powiedziałby i o samej dziewczynce, i o jej ojcu. Tego nie warto odsuwać do jakiegoś narracyjnego "potem wam opowiem dokładniej", natomiast całkowite pomijanie takich detali sprawia, że pozostajemy w sferze ogólników.
Gelsomina pisze: (pn 25 lis 2024, 14:51) Tej nocy Ignac umarł.
– I dobrze. Chociaż się nie męczy – stwierdził ojciec.

Tutaj też przydałoby się dopowiedzenie. Nie wiemy, czy to kompletna obojętność rodziców na los syna - przecież zostało im jeszcze czterech chłopaków - czy może rezygnacja wynikająca z bezsilności. Gdybyśmy np. dowiedzieli się, że Ignac kaszlał już od dwóch lat, a przez ostatnie tygodnie nie miał nawet siły, żeby wstać z łóżka, tylko z wysiłkiem łapał powietrze, cała sytuacja byłaby znacznie bardziej wyrazista.
Gelsomina pisze: (wt 26 lis 2024, 10:11) Ot, wiemy, że był i oprócz Staśka nikt nie przejął się jego śmiercią, więc i czytelnika to nie rusza, ale daje jakiś obraz relacji w domu.
No właśnie, nie do końca. Rodzice może uważają, że nie należy okazywać uczuć i tego samego wymagają od synów, a może już dawno oswoili się z faktem, że choroba chłopca jest śmiertelna i na nic wszelkie starania? Albo Ignac od początku był chorowity i jakiś "niewydarzony"? W czasach, o których piszesz, chłód emocjonalny i pewien rodzaj musztry był metodą wychowawczą powszechnie stosowaną wobec chłopców i o relacjach w rodzinie mówi to naprawdę niewiele. Natomiast czytelnika ta śmierć nie rusza, gdyż o Ignacu wiemy tyle, że kaszlał i umarł. Może gdybyś poświęciła mu ze dwa zdania więcej, to i czytelnik by się przejął, nie tylko Stasiek.
Gelsomina pisze: (wt 26 lis 2024, 10:11) Im dalej pójdzie się w tekst, tym więcej można dowiedzieć się o motywach postępowania dorosłych.

O motywach postępowania dorosłych możemy dowiedzieć się czegoś nawet w ostatnim rozdziale :) Nieraz tak bywa, że uzasadnienie jakichś zachowań pojawia się pod sam koniec akcji, wyjaśniając zdarzenia wcześniej niezrozumiałe. Od samego początku liczy się jednak wyrazistość postaci i ich sytuacji życiowej oraz sugestywność świata, w jakim rozgrywa się akcja. Stasiek, owszem, jest wyrazisty i nawet sympatyczny w swoich usiłowaniach, żeby powściągnąć złe myśli wobec Marianny; konflikt między obojgiem też jest wyraźnie zarysowany. Natomiast ten świat wokoło... Tutaj naprawdę przydałoby się więcej detali, żeby nabrał sugestywności, gdyż ona rzutuje również na to, w jaki sposób czytelnik odbiera relacje pomiędzy wszystkimi uczestnikami wydarzeń.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

Gdy odleci sowa znad Odeonu (fragment)

6
Rubio, dziękuję za wszystkie uwagi. Może po prostu za krótki dałam fragment. Jest i o psotach Marianny, a co do sukienek i bucików, to nie była na tyle bogata rodzina, by sobie na wiele pozwalać.
Stasiek to mój ulubiony bohater i do pewnego momentu główny. Postaci Ignaca nie zamierzałam rozwijać, ale wszystko jest przecież do zrobienia. Ten tekst skończyłam tak bardziej dla siebie, żeby nie zostawiać znów czegoś odłogiem 😉 Ale z drugiej strony dobrze jest wiedzieć, jak odbierają go inni.
Przemyślę Twoje sugestie. Najlepiej gdyby ktoś przeczytał całość i wtedy dał mi wskazówki. Może wrzucę za jakiś czas kolejny fragment do oceny. Jeszcze raz dziękuję. 🥰

Gdy odleci sowa znad Odeonu (fragment)

7
Wyrazista opowieść o niedoli dziecka. Choć faktycznie opisana oszczędnymi słowy. Bez pogłębiania postaci. Mimo to wczułem się w postać niesprawiedliwie karanego chłopca. Klimat trochę z Konopnickiej, pisarzy pozytywistycznych, Janka Muzykanta.

Zabrakło mi paru wyjaśnień.

1. Niezwykle istotne dla opisywanej epoki: do jakiej klasy społecznej należała rodzina? To można oddać drobnym detalem: czy Ignac spał na łóżku czy na sienniku? Czy kubek był gliniany, blaszany czy porcelanowy? Czy w pokoju była podłoga czy klepisko? Czy palono węglem, drewnem czy czym się da i w czym palono?

W moim odczuciu samo wejście matki do "pokoju" wskazuje na warunki miejskie. Pokoje na wsiach były raczej tylko we dworach. W chłopskich chatach były "izby". Jest to więc rodzina z miasta. Raczej uboga, skoro tak biernie pozwala umrzeć jednemu z synów. Nie ma słowa o próbach leczenia, lekarzu, lekach, szpitalu. Jest to więc zapewne biedna rodzina robotnicza. I tu mi nie pasuje ta słodka herbata z cytryną. W 1907 roku to są chyba towary "kolonialne". Czy stać na nie przeciętnych robotników?

2. Który w kolejności był Ignac? Najstarszy brat miał już przecież 27 lat, a środkowi mogli mieć od 8 do 26. Ignac zasługuje przynajmniej na sprecyzowanie wieku.

3. Sam ojciec wygląda mi na psychola. A może i zboczonego pedofila. To okrucieństwo wobec chłopców i czułość wobec dziewczynki - zastanawia. Zwłaszcza, że jurny. Ponad 20 lat aktywności seksualnej z żoną i 6-cioro dzieci. Przydałoby się info, czy poza Ignacem inne dzieci wymierały, bo przy braku antykoncepcji, raczej musiały się rodzić. To by tłumaczyło beznamietną reakcję na śmierć. Poza tym małżeństwo musiało być przed czterdziestką. Na początku XX wieku w ubogiej klasie społecznej to już prawie starość. Kobieta jest sterana i zniszczona, a facet jeszcze ma chętkę na sex. Uwaga na niego!

Klimat jest fajny. Można z tego zrobić większe dzieło. Trzeba jednak mieć na uwadze to, że zderzy się z dużą ilością wychodzącej ostatnio literatury faktograficznej o czasach przedwojennych (typu "Chłopki", itp.). Wszelkie niedociągnięcia w opisie realiów mogą więc być wyłapywane.

Gdy odleci sowa znad Odeonu (fragment)

8
Jakubie przede wszystkim dziękuję za komentarz i wszystkie sugestie w nim zawarte. Z tym pokojem* popełniłam błąd, powinna być izba*. Zmienię u siebie. Jeśli chodzi o cytrynę, parę kartek dalej jest wyjaśnione, skąd w ubogiej rodzinie i w tych czasach takie rarytasy. Na inne Twoje pytania też są odpowiedzi. Wstawiłam tu jedynie początek, kilka stron, ale dzięki Twoim uwagom i uwagom innych, na pewno jeszcze nad nim popracuję
Ten tekst skończyłam pisać rok temu. Kończy się w latach 80-tych, tak że jest dość długi, a akcja ze wsi przenosi się do miasta.
Jeszcze raz dziękuję za Twój czas i słowa, którymi mnie podbudowałeś.
:)

Gdy odleci sowa znad Odeonu (fragment)

9
Skoryguję swoja kalkulację, co do wieku małżeństwa. Jeżeli najstarszy syn miał 27 lat, to opisywana kobieta musiała mieć co najmniej 43 lata (zakładając pierwszy poród w wieku 16 lat). Na początku XX w. na wsi, to już prawie staruszka. Co do kulinarnych rarytasów, to nie tylko cytryna, ale zwłaszcza prawdziwa herbata czy kawa rzadko gościły w chłopskich chatach, a nawet cukier mógł być luksusem.

Gdy odleci sowa znad Odeonu (fragment)

10
Jakubie oczywiście, że to był luksus, ale wyjaśniam skąd to mają, tyle że na kolejnych kartkach. Pojawią się kolejni bohaterowie i nastąpi rozwikłanie tej tajemnicy.
Co do wieku niektórych postaci przyznam, że niekiedy zostawiam go jedynie domysłom, ale jeśli to istotne, mogę zmienić.
Dziękuję za ponowną wizytę, bardzo się cieszę, że mogę porozmawiać o tekście.

Gdy odleci sowa znad Odeonu (fragment)

11
Też uważam, że trzeba by te wątki rozwinąć i zastosować metodę : show, don't tell.

Opisz zachowania i sytuacje, żeby czytelnik sam doszedł do wniosku, że w tej rodzinie dzieje się źle, jest niesprawiedliwość i przemoc, a jedno z dzieci jest faworyzowane.( To może być trudne, nie każdy chce czytać o dramatach rodzinnych - przemocy i krzywdzie, ja raczej wolę lżejsze tematyki, ale taka jest wybrana przez Ciebie tematyka i znajdą się dla niej odbiorcy, więc rozwiń ją, bo suche wyjaśnienia i nazwania nie zbudują dramatyczności sytuacji )

Rzucaj też jakieś tropy, dlaczego tak może być, by czytelnik miał okazję rozmyślać i główkować nad motywami bohaterów, ale wprost ich nie zdradzaj. Zaczynając w ten sposób książkę od suchego stwierdzenia "co i jak się ma" - nie nadasz jej odpowiedniej dynamiki, nie będziesz w stanie budować napięcia, nawet jeśli to jakiś wyrwany fragment.

Pozdrawiam

Gdy odleci sowa znad Odeonu (fragment)

12
Dziękuję, Luizo, za czytanie i komentarz. Tropy rzuciłam, rozwinęłam i opisałam osoby i sytuacje, które wpłynęły na ich zachowanie, nie zdradzając wszystkiego od razu. Jak już wspomniałam w innych komentarzach to, co tu wstawiłam, to jedynie sam początek, krótki fragment. Mogę go oczywiście jeszcze rozwinąć, ale muszę się zastanowić, jak to wpłynie na już napisaną całość. Jeszcze raz dziękuję. Zdaję sobie sprawę, że niewiele osób chce czytać takie historie, ale ona już powstała 😉
Jeszcze raz dziękuję za poświęcony czas, tym bardziej że lubisz lżejszą tematykę. To był impuls, że wstawiłam tu ten początek. Niestety dał niewielki obraz całej stworzonej przed rokiem fabuły, ale cieszę się z odzewu. Pozdrawiam Ciebie i wszystkich, którzy przeczytali. :) Niech tekst poleży kolejny rok, może dojrzeje ;)

Gdy odleci sowa znad Odeonu (fragment)

13
Gelsomino, tekst to nie ser dojrzewający, żeby nabierał smaku i aromatu od leżakowania :wink: Wrzuć tutaj - ale jako nowy temat - znacznie dłuższy fragment, żebyśmy mogli zobaczyć, jak się rozwija fabuła i akcja. Pierwszy rozdział, powiedzmy, a jeśli nie dzielisz tekstu na rozdziały, to 15-20 000 znaków (15 000 to standardowa objętość tekstów bitewnych na Wery, wtedy już całkiem sporo można o nich powiedzieć). A skoro piszesz, że całość jest gotowa, to umieść post w Centrum Wzajemnej Pomocy viewforum.php?f=114 - tam się szuka beta-czytelników, chętnych do przeczytania całości :)
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

Gdy odleci sowa znad Odeonu (fragment)

15
Zastanawiałem się, co mogłoby przekonać mnie do przeczytania całości i chyba tylko przedstawienie perspektywy każdej z postaci z osobna, byłoby skutecznym zabiegiem. Ojciec z jakiegoś powodu pozostaje obojętny na śmierć dziecka. Nawet jeśli jest socjopatą, to możemy się o tym dowiedzieć, poznając jego myśli. To mogłoby nas, czytelników, poruszyć. Wywołać jakieś emocje. A tak to tylko wiemy, że dziecko zmarło, a ojciec się nie przejął.
Gelsomina pisze: (pn 25 lis 2024, 14:51) Nieraz wyobrażał sobie, że wyrywa pas z jego ręki i zaczyna nim go okładać, mocno, bez litości, aż do utraty tchu. Zdawał sobie sprawę, że nie powinien tak myśleć, że to jest złe, bardzo złe, ale nie chciał się powstrzymywać, szczególnie wtedy, gdy obolały nie mógł przez całą noc zasnąć.
Dobry fragment. Tylko potrzeba takich więcej.

Pozdrawiam
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron