Przed pałacem Białej Lilii – fanfik/parodia tekstu Jagody

1
Świtało i promienie radosnej jutrzenki przedarły się przez zasłony i rzucały złociste błyski na piękne włosy Białej Lilii, ich Królowej, Pani, posiadaczce wielu darów, skarbu Królestwa Elfów, tej, o której mówiła przepowiednia, etc, etc. Elfia pokojówka Monstera uroniła łzę wzruszenia, gdy obserwowała, jak uroczo wyglądało to niewinne dziecię, tak ufnie spoczywające w jedwabnej elfiej pościeli, śniące elfie, niewinne sny. Powtórzyła cicho naczelne przykazanie wszystkich: Starszych, Głównodowodzącego Jaśmina i całej reszty Bardzo Ważnych Osób: chronić niewinność za wszelką cenę! To nieskalane dziewczę winno pozostać nieskalane na zawsze! Inaczej straci całą swoją moc, a to oznaczało katastrofę dla świata elfów.
Toteż Monstera położyła na stoliczku karafkę z zebraną przez elfie dziewczęta rosą, a także talerz z wonnym nektarem i różaną konfiturą delikatną niczym śpiew strumienia. Potem rozsunęła zasłony, i promienie słoneczne mogły jeszcze mocniej wydobyć piękno Królowej Lilii. Monstera znów uroniła łzę wzruszenia, ale przemogła się, więc urywanym, ale stanowczym głosem wyrzekła:
- Pani, czas wstawać!
Rozsypane włosy Lilii jaśniały niczym biała aureola, piękne oczy, koloru wód jezior w pogodny letni (chociaż wiosna, jesień i w sumie zima też by pasowały), mimo że wyrwane ze słodkich niewinnych snów, już porażały niezgłębioną mądrością. Monstera zadrżała. W nocy nieco zamarudziła w sali kuchennej z pewnym uroczym Bakłażanem. Wspomnienie wywołało rumieniec, zwłaszcza gdy nasunęła jej się myśl, że wystające części tegoż Bakłażana zaprawdę godne były jego imienia. Zadrżała znów. Czy aby jej myśl nie odbiła się na twarzy? Czy nie skaziła niewinności Królowej?
Schyliła więc głowę, zakrzątnęła się wokół Królowej, pomogła jej się obmyć i ubrać, przy okazji słuchając głosu niczym śpiew słowika, gdy Lilia, szczebiocąc, opowiadała swój niewinny sen:
- Zbierałam kwiecie na majowej łące, układałam bukiet i plotłam wianki…
Na słowo „wianek” Monstera tylko westchnęła.
- A jaki był twój sen? - zapytała Lilia uprzejmie. Zawsze taka dobra, tak łaskawa, dbała o swoje sługi.
- Yyy… - wymamrotała Monstera w panice.
- Powiedz, proszę – zachęciła ją promiennie uśmiechnięta Lilia.
- O… o miłości śniłam, pani.
Lilia rozmarzyła się.
- Ach, miłość – westchnęła. - Moc, napędzająca samą Naturę, czyż nie?
Na wzmiankę o Naturze Monstera szybko przeliczyła dni według pożytecznego kalendarzyka i nagle zbladła.
- Czy coś się stało, Monstero? - Lilia, jak zwykle tak uważna i współczująca.
- Nieee… to jest… o, kur…! - Zatkała sobie usta.
Lilia przekrzywiła głowę.
- Monstero?
- Yyy… pani… to jest…
Na szczęście z kłopotu wybawiło ją stanowcze pukanie do drzwi. Za chwilę, nie czekając na zaproszenie, do komnaty weszła ochmistrzyni. Miała na imię Pokrzywa. Dygnęła niedbale i dłonią przywołała do siebie Monsterę.
- Pozwól na słówko.
Wyszły na korytarz.
- Słuchaj – wyszeptała ochmistrzyni – nie wiem, jak to zrobisz, ale twoim zadaniem na dziś jest zatrzymanie Królowej w komnacie. Ma nie widzieć ani skrawka z tego, co tu się rozgrywa! A już zwłaszcza końcówki, gdy dotrą tu żołnierze Głównodowodzącego i zrobią porządek.
- Co się stało?
- Przybyli jacyś rewolucjoniści. Trojaczki. Ziemniak, Kartofel i Pyra z prastarego rodu Ziemniaków.
Do uszu Monstery dotarły chóralne okrzyki:
- Zagrabiona ziemia zasobem Ziemniaków!
- O cóż im chodzi?
- Stary Ziemniak podniósł bunt, do uszu Królowej oczywiście nic nie dotarło, ale Głównodowodzący Jaśmin ściął kilka głów, a Rada Starszych skonfiskowała ziemie. Chcieli też zabić dziedziców, ale jeszcze z czasów Królowej Rili istnieje tradycja, że dzieci zostawia się żywe, no to teraz dorosły i domagają się zwrotu ziem. Przyprowadzili swoich ludzi. - Pokręciła głową, zdegustowana. - Więc trzymaj Królową w komnacie, ani pary z ust, rozumiesz?
- Tak.
- Przyślę wam coś do jedzenia.
Ochmistrzyni odwróciła się i już miała odejść, gdy Monstera dodała:
- I jeszcze kogoś do wyniesienia – ściszyła głos, by słowo na pewno nie doszło do królewskich uszu – nocnika.
Tak więc zamknęły się w komnacie i Monstera wysilała całą swoją pomysłowość, by zatrzymać Królową, której zmartwione oczy zmieniły barwę na burzowe niebo.
- Wydaje mi się, że coś się dzieje, Monstero – zauważyła, słuchając pilnie okrzyków: „Precz ze Starszymi!”.
- Nic takiego, pani – wyjąkała Monstera.
- Ależ tak – upierała się łagodnie Królowa. - Nie słyszysz tego?
Męski głos wołał: „Zburzyć pałac! Zburzyć pałac!”.
- Nie, pani, to… to architekci.
- Architekci?
- Starsi zechcieli zadbać o twoją wygodę, pani, i zauważyli, że ten stary pałac wymaga wielu napraw, zaprosili więc sztab architektów, którzy uznali, że naprawy będą wymagały za dużo zachodu, więc lepiej wyburzyć i postawić nowy. A Starsi, jak to oni, przywiązani do tradycji, nie zgodzili się…
- Dziwne, że mnie nie powiadomiono. Może powinnam pójść to załagodzić?
Monstera poderwała się z miejsca.
- Nie, nie, nie trzeba, pani…
- Przeszłabym się po ogrodzie.
- Zbiera się na burzę – skłamała Monstera, mrużąc oczy od promieni nie przesłoniętych ani jedną chmurką.
Lilia chrząknęła z powątpiewaniem.
- Mimo wszystko…
- Pani, może poczytać ci?
Królowa, niezbyt zadowolona, ale wciąż łaskawa, skinęła głową.
- Skoro trzeba…
Monstera wzięła z półki „Kroniki elfiego królestwa” i już miała zabrać się za czytanie, gdy głośny okrzyk: „Żądamy głów! Żądamy głów” zagłuszył wszystko. Królowa zmarszczyła brwi, a na jej pięknej twarzy pojawił się wyraz troski.
- Cóż to? - zapytała.
- Chyba dołączyli ogrodnicy. Zdaje się, że obecny układ pałacu nie pozwala im uprawiać wystarczająco dużo czosnku, sałaty i kapusty.
- Och, przecież mogłam im pomóc, poprosić Naturę…
- Ależ, Najjaśniejsza Pani, kto śmiałby kłopotać Jej Majestat takimi drobnostkami…
Nagły podmuch wiatru uchylił okno. Monstera doskoczyła zaraz, by je zamknąć, ale doleciał do nich ogłuszający okrzyk: „Żądamy nowych praw! Żądamy zmian!”
- A cóż to?
- A to chyba chodzi o prawo budowlane. Wytyczne na temat szerokości korytarzy niedostosowane do nowoczesnych kominków, a kąt nachylenia dachu do rocznej średniej opadów śniegu.
Lilia spojrzała ze zdziwieniem.
- Skoro tak mówisz… Nie myślałam, że architekci potrafią być tacy wojowniczy!
- Bo to potomkowie dawnych budowniczych feudalnych zamków – wyjaśniła Monstera. - Odziedziczyli krzepę po przodkach.
- Nie poczytamy chyba jednak… - westchnęła Lilia z żalem.
- To może zagramy albo zaśpiewamy? - Monstera skwapliwie chwyciła lirę, ale zamek zatrząsł się w posadach, gdy na ściany poleciały strzały, kamienie, bełty z kuszy.
Lilia zerwała się na równe nogi.
- Nie, tego już za wiele! - wykrzyknęła.
Zanim Monstera zdążyła cokolwiek zrobić, Lilia podbiegła do okna, otworzyła je i ujrzała w dole rozszalały tłum, któremu przewodziła trójka młodych ludzi: dwoje mężczyzn i kobieta. Tłum wygrażał pięściami, z tyłu podążały drabiny i machiny oblężnicze. Z zamku powoli wychodzili mężczyźni w zbrojach, na blankach ustawiali się łucznicy i kusznicy, gotowi do obrony.
- Coś takiego..,
- Pani!
Lilia pokręciła tylko głową, wsunęła niedbale dłoń do doniczki z fikusem, dotknęła ziemi i głośno wypowiedziała:
- Naturo, ucisz ich!
I w jednej chwili z ziemi wystrzeliły pnącza, zablokowały ręce, nogi, zakneblowały usta, niektórych obróciły głową w dół. Niedoszli obrońcy zamku w pierwszej chwili zamarli, by po chwili zwrócić wzrok w kierunku okna królewskiej sypialni i zacząć wiwatować. Tymczasem część uwięzionych zbladła, inni zzielenieli, tu i ówdzie zaczęła kapać krew.
Lilia odeszła od okna z niewinnym uśmiechem.
- Wstrętni architekci.
Monstera podeszła ostrożnie do okna. Zobaczyła, że kilkoro uwięzionych zdążyło stracić przytomność, a część wyraźnie krwawiła
- Pani… - zaczęła ostrożnie.
Lilia uśmiechnęła się niewinnie.
- Miałyśmy grać. Grajmy!
- Ale tamci…
- Och, nic im nie będzie. Ale będę musiała poprosić Starszych o przykładne ukaranie Gildii Architektów. Straszny wprowadzili nieporządek!
I wzięła do ręki mandolinę.
"ty tak zawsze masz - wylejesz zawartośc mózgu i musisz poczekac az ci sie zbierze, jak rezerwuar nad kiblem" by ravva

"Between the devil and the deep blue sea".
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”