Władczyni tornad (saga fantasy, wybrane fragmenty z tomu pierwszego)

1




Dedykuje tym, których kocham
(od zawsze na zawsze)



Uniwersum cesarstwa Orlandii, rok 2016

Edilen podeszła do mosiężnych drzwi i złapała za klamkę. Już od progu uderzyły ją głośne śmiechy.
Podobnie jak kilkoro gości oberży, utkwiła wzrok w dziewczynie, która stała na środku i żywo gestykulując, starała się wprawić w lewitację stojący obok niej kuferek.
- Do diabła, z taką czarodziejką! – ktoś krzyknął i rzucił w nią kuflem, ledwie zdołała się uchylić.
- Spokojnie, muszę wyczuć aurę i strumień energii – stwierdziła. Po chwili, kufer drgnął, a następnie, wzniósł się na wysokość około dwóch metrów.
- Swoją mocą poślę go, by spoczął na ławie, stojącej pod tamtym oknem – wskazała i machnąwszy ręką, wprawiła w ruch lewitujący przedmiot, ale ten nie zatrzymał się w wyznaczonym miejscu, a pofrunął nad głowę jednego z gości i o mało co nie przycisnął nieboraka.
- Ty niedorajdo! Pewnie wyrzucili cię ze szkoły magii na zbity pysk! I my powinniśmy to zrobić! - jakiś osiłek stwierdził oskarżycielsko. – Precz!
- Nieprawda! Ta moja podła akademia nie rozumiała prawdziwych talentów! – osobliwa czarodziejka natychmiast zaprotestowała.
- Wynocha, miernoto! – w pomieszczeniu odezwały się gwizdy i pomruki niezadowolenia.
- No dobrze już, dobrze, idę – stwierdziła, nadąsana. Kufer poszybował za nią, ale nagle rozpędził się i uderzywszy o drzwi, o mało co nie dosięgnął Edilen, której, w ostatniej chwili udało się odskoczyć na bok.
- Najmocniej przepraszam, zacnego… panią – czarodziejka stwierdziła z lekkim niesmakiem, spojrzawszy na brudne, męskie ubranie Edilen. - Nie… Nie może być!– po chwili mruknęła, wciąż nie spuszczając wzroku z łowczyni, na jej ustach pojawił się tajemniczy uśmieszek.
- A może zajęłabyś się jakimś śpiewem, poezją… - Edilen nie mogła się powstrzymać.
- Odpada, umiem tylko czarować – tamta stwierdziła z dumą. – A ty… jesteś łowczynią – nagle stwierdziła zaintrygowana.
- Tak – przyznała Edilen.
- O siostro! Tyle cię nie widziałam! Jakie to szczęście, że wreszcie przybyłaś! – dziewczyna nagle krzyknęła, a oczy wszystkich zwróciły się ku Edilen.
- To jakaś pomyłka. Nie mam siostry.
- Wyparłaś się mnie, tak jak matula i ojciec. Zostawiłaś, gdy byłam mała. I nadal mi to robisz! Wy, łowczynie, nie macie serca! – znowu rzuciła w eter. – No nie bądź taka, odwdzięczę ci się – szepnęła.
- Za co?
- Za to, że nie ośmielą się wyrzucić stąd siostry łowczyni – dodała z konspiracyjnym uśmiechem i przywitała się wylewnie. – Och! Pojednanie! Udowodniłaś wreszcie, że mimo swoich dziwactw, posiadasz też uczucia! – dodała teatralnie.
- Zamilcz – Edilen syknęła.
- Wiesz, że ładna jesteś? Jak ta blond włosa harfistka - Rosa, no wiesz, przypominasz ją. Grywa tu czasami. Ale masz skwaszoną minę. Komplementów nie lubisz?
Edilen, zmęczona, usiadła przy stole, a osobliwa, natrętna czarodziejka przycupnęła obok.
- Jestem Adora, trudnię się magią pokazową oraz drobnymi klątwami, na przykład: szpetna wysypka u twojej konkurentki, jeśli obie macie jakiegoś zacnego mężczyznę na oku. Albo, gdy niewierny, to niedomaganie pewnego jakże ważnego narządu…
- Dosyć! Siedź tu, jak już musisz, ale nie odzywaj się.
- Pewnie dzisiaj jakiegoś zwierza lub złoczyńcę ubiłaś? – Adora spytała i spojrzała wyczekująco. - Nie chcesz się pochwalić? Nie to nie. Ja też mam misję, takie poważne zadanie. Powiem ci: chodzi o naszego cesarza – może i stary, ale majętny oraz wpływowy, a do tego rześki i figura jak u młodzieńca... Widziałam go, gdy kilka dni temu przemawiał w stolicy. Szuka córki. Uciekła, gdy zaręczył ją z synem swojego przyjaciela. I wiesz, co? Też została łowczynią – dodała z błyskiem satysfakcji w oczach.
- Nic mnie nie obchodzi jakaś córka cesarza – Edilen burknęła.
- Ależ po co te nerwy? A jeszcze tak się złożyło, że mam przy sobie podobiznę tamtej panienki oraz zapewnienie o nagrodzie za sprowadzenie jej do zamku. Chyba nie chcesz, by to ogłoszenie zawisło na drzwiach tej karczmy?
- Nie próbuj mnie szantażować, bo źle się to dla ciebie skończy – zagroziła.
- Jaki tam znowu szantaż? Co prawda, miałam wcześniej nadzieję, że może za pomocą czarów uprowadzę tę buntowniczkę. Nagroda jest bardzo obiecująca – w sztabach złota!
- Jeśli ci życie miłe, siedź cicho.
- Bardzo jest mi miłe, ale czasem nie mam co do garnka włożyć. Nie marzę, by podobnie jak ty, udowadniać światu, jaka jestem zbuntowana i silna… Ale przecież rozmawiam teraz w pełnym zaufaniu, z tobą, dziedziczko.
- Nie mam pieniędzy, z tego czym się trudnię, wystarcza mi tylko na jedzenie i nocleg.
- Tak czy tak, jesteś wysoko urodzona, a ja lubię zadawać się z arystokracją, gardzę takimi jak ci tutaj.
- Źle trafiłaś, nie lubię lizusów.
- A gdzie ich widzisz? – przez twarz Adory przemknął grymas gniewu. - Może sama nie pochodzę z bogatej rodziny, ale mam ambicję. Zajdę wysoko i… doceniam dobrobyt, w przeciwieństwie do rozpieszczanych przez życie panienek.
- Nic o mnie nie wiesz i niech tak zostanie – Edilen sucho odparła.
- Może twój ojciec popatrzyłby na mnie z uznaniem, gdyby okazało się, że skłoniłam cię do powrotu - Adora znowu zaczęła. - Przecież nasz wspaniały cesarz, biedaczysko, jest wdowcem już od tak dawna… Posiada bogactwa i władzę, a zatem, do pełni szczęścia potrzebuje tylko miłości. Wtedy nie będzie taki zrzędliwy i surowy.
- Obawiam się, że ten plan ci się nie powiedzie – Edilen stwierdziła. W tym momencie stało się coś dziwnego – zaczęło jej szumieć w głowie, po chwili ów szum przeszedł w natarczywe głosy. Edilen miała wrażenie, że nagle, wszyscy w gospodzie, na raz, zaczęli wyjątkowo donośnie rozmawiać ze sobą.
- A to niby czemu? Jestem młoda, powabna i zdolna – w tym czasie Adora kontynuowała swój nieskromny wywód.
- Jesteś wyrachowana i przebiegła, ale przy tym wszystkim, niezwykle krótkowzroczna. Naprawdę dziwna kombinacja cech… - Edilen odparła.
„Jak śmiesz?! A ty kim jesteś?! Wydajesz się być inteligentna, ale za to brak ci sprytu i ambicji! Ty śmierdząca końskim potem, żałosna kretynko od zabijania zbirów i potworów!”
- Co powiedziałaś?! – Edilen straciła cierpliwość.
- Ja? – zdziwiła się Adora. – Teraz nic.
- Nazwałaś mnie pozbawioną ambicji, śmierdzącą końskim potem, kretynką.
– Nie. Nie na głos. Czytasz ludziom w myślach?
- Nie czytam. Do tej pory nie czytałam… - Edilen, zaskoczona, przyznała.
(…)
- Witam szanowne panie, mówcie mi Merlin – przedstawiła się. Mam sprawę do łowczyni. Czy mogłybyśmy zamienić słowo na osobności? Młodsza siostrzyczka na pewno zrozumie – to mówiąc, krzywo spojrzała na Adorę, która, czymś śmiertelnie przestraszona, posłusznie odeszła do sąsiedniego stolika.
- Zlecenie na tego człowieka – stwierdziła, podsuwając łowczyni podobiznę.
- Poluję tylko na potwory i nieczarownych złoczyńców – krzywiąc się, stwierdziła Edilen.
- Dobrze się składa, on jest jednym i drugim. Nazywa się Fabricio Boticelli.
- Chwileczkę, to z całą pewnością mag, więc muszę odmówić.
- Zapłacę solidnie.
- Znam swoje możliwości i ograniczenia. Zwróć się do właściwych ludzi.
Nieznajoma schwyciła Edilen za rękę.
- Wyczuwam, że masz w sobie bardzo silną magię, która wreszcie powinna zostać uwolniona – wyszeptała jej do ucha.
-To jakieś bzdury, nie mam zamiaru ich wysłuchiwać – dziewczyna odparła, zdezorientowana, ale nieznajoma nie odpuszczała.
- A skąd tak dobrze znasz Fabricia? Czyżby stąd, że był nadwornym u twojego ojca? – spytała, a w jej przenikliwych niebieskich tęczówkach, błysnął lodowaty ogień.
- Kim jesteś?! – Edilen, zaskoczona, dopiero teraz wyszarpnęła swoją dłoń z jej uścisku.
- Przyjmij zlecenie, a się dowiesz.
- Nie, odejdź i zapomnijmy o wszystkim.
- Ostatni raz proponuję uprzejmie, przyjmij zlecenie. I chodź ze mną, to wszystko ci opowiem, bo tak naprawdę, niczego nie wiesz. Całe życie byłaś okłamywana – rzekła tajemniczo.
- Nie znam cię i nie chcę poznać. Skończyłam z tobą rozmowę, odejdź – Edilen rzuciła szorstko, próbując zachować niewzruszony wyraz twarzy.
- Coś ci powiem, ale bez słów – stwierdziła i spojrzała jej prosto w oczy.
„Jesteś podobna do niej, a ona była mi bardzo bliska”
- O kim pomyślałaś? I skąd wiesz, że ja nagle zaczęłam czytać ludziom… – Edilen nie mogła się powstrzymać.
- Niedługo poznasz prawdę.
- Czemu słyszę to, czego nie powinnam? To twoja sprawka?! Rzuciłaś na mnie jakiś czar?
- Nie. Na razie nic więcej ci nie powiem.
Merlin wstała, ale nagle podniosła rękę do góry i wykonała dziwny gest. Wyglądało to tak, jakby rysowała w powietrzu. Edilen, zauważywszy, na co się zanosi, usiłowała wstać, ale jej nogi, będąc jak z kamienia, odmówiły posłuszeństwa.
- Ona rzuca klątwę! – Adora krzyknęła przerażona.
- To powstrzymaj ją! Jesteś czarodziejką! – Edilen krzyknęła.
- Ale… ja nie wiem… - Adora mruknęła niepewnie. – W akademii nie uczyli nas reagowania na takie sytuacje.
- Twoja pokazowa sztuczka! Użyj jej!
- A, no tak! – dziewczyna siłą woli uniosła kufer, ale reakcja Nieznajomej była natychmiastowa. „Narzędzie niedoszłej zbrodni” zwróciło się w przeciwną stronę i z impetem spadło obok Adory.
- Naprawdę myślisz, że to beztalencie cię uratuje?! – Czarownica zaśmiała się z politowaniem. – Do zobaczenia – powiedziała, po czym, jakby nigdy nic, opuściła karczmę.
Edilen znowu odzyskała władzę w nogach.
- O, poszła sobie. Chyba się mnie przestraszyła – Adora stwierdziła, ale w tym momencie coś złapało ją za ramię. To nie był człowiek, mimo, że właśnie jego jakiś czas temu potraktowała swoim kufrem. - Wszyscy przechodzą transformację – powiedziała, blednąc z przerażenia.
- Co? – Edilen wydusiła zdziwiona.
- Nie wiesz, co to znaczy?
- Nie, pośpiesz się w tłumaczeniach!
- Zaraz będą bestiami, to klątwa zezwierzęcenia.
- A my? My też?
- Nie. Ale, że ciebie też to nie rusza…
- O co w tym chodzi?
- Nie tak łatwo posłać klątwę na kogoś, kto także ma zdolności magiczne. Trzeba by ją wtedy zasygnować, a to w terminologii magii znaczy…
- Dobra, nieważne, wynośmy się stąd! – Edilen nagle przerwała przydługie wywody.
(…)

Nagle drzwi otworzyły się z łoskotem.
- Przecież mówiłem, że nie chcę towarzystwa! – cesarz warknął z wyraźną irytacją, po czym uniósł wzrok od szachów.
Przez chwilę osłupiał, nie będąc pewien, czy to, co widzi, jest realne.
Edilen, jakby nigdy nic, podeszła do niego.
- Cieszę się ogromnie, że mogę odwiedzić szanownego tatka – stwierdziła z niekrytą ironią. Lotar wstał, chwilę trwało, zanim upewnił się, że nie ma zwidów.
- Jak śmiesz?! Najpierw, uciekając, upokarzasz mnie przed całym ludem, a potem ogłaszasz się łowczynią! Nie wyjdziesz już stąd. Straże, obstawić drzwi! – zawołał.
- Rany, znowu zgrywasz despotę?
- Kolejny raz składasz mi wizytę, okłamujesz, że zmieniłaś zdanie, a potem… uciekniesz - ale tak już nie będzie!
- Bla, bla, bla…
- I nie zachowuj się jak rozkapryszony dzieciak! – krzyknął i niespodziewanie zamachnął się dłonią, ale Edilen, zablokowała cios. – Widzę, że słów nie rzucasz na wiatr – dodała z goryczą.
- Zasłużyłaś sobie na policzek, to i tak za łagodna kara.
- A niech to! Ta twoja dyktatura! Nic dziwnego, że matka zachorowała przy tobie i umarła. Roztaczasz wokół siebie złą energię – stwierdziła. – Ale… jako mój ojciec masz szczęście, że nim jesteś, bo gdybyś nie był...
- Faktycznie mam ogromne szczęście! Nie chcesz żyć jak na kobietę przystało, a ja, i tak, jestem za łagodny dla ciebie!
- Łagodny?! Zanim uciekłam z tego więzienia, kilka razy chciałam podciąć sobie żyły! – czuła, że traci panowanie nad sobą.– Przyszłam tu jedynie po to, by cię o czymś powiadomić.
- Cóż to za niesamowite nowiny przynosisz? – rzekł z ironią.
- Posłuchaj uważnie! Wydaje mi się, że grozi ci niebezpieczeństwo.
- Wydaje ci się?
- Jakaś czarownica chciała, bym dla niej pojmała Fabricia. Nie bez powodu podarowałeś mu wymarzone życie pod Cyndyryjskim niebem i palmami, prawda?
- Nie twoja sprawa. Wszyscy chcą wypoczywać na starość w rajskiej Cyndyrii, ale nie każdy może sobie na to pozwolić.
- Właśnie, że moja sprawa! Chociaż ta czarownica chciała dorwać Fabricia, czuję, że poprzez niego, chce dobrać się do ciebie. Czarne długie włosy, dziwny niebeski ogień w oczach, przedstawiła się jako Merlina. Znasz ją?
Twarz jej ojca nagle stężała. Edilen dostrzegła emocję, której praktycznie nigdy wcześniej u niego nie widywała – strach. Milczał, a jego dłonie zaczęły drżeć.
- Znasz ją. Kim jest? Czego chce? Dlaczego do pojmania maga wybrała mnie? Przemów że wreszcie!
„To niemożliwe! Czyżby ona… Czy to naprawdę ona?! Edilen nie może się dowiedzieć. Nie chcę jej stracić. Nie, nie, nie…”
- Czego nie mogę się dowiedzieć?!
„Szlag! Fabricio miał raz na zawsze zablokować… O rety, ona czyta mi w myślach!”
- Gadaj, bo własna córka cię gołymi rękami udusi! – wrzasnęła i przeszła do czynów.
- Puść mnie, bo nie wytrzymam i cię zdzielę! – syknął.
- Stać! Ja się tym zajmę – nagle wbiegłszy do sali, Mikel, rzucił się na Edilen, ale w konsekwencji także na Lotara; cała trójka wylądowała na ziemi.
- Co robisz?! Jak śmiałeś podsłuchiwałeś pod drzwiami?! – cesarz był wściekły.
- Ależ skąd! Akurat w tym momencie przyszedłem. Bronię jego wysokość przed wyrodną córką.
- To tylko zwykły spór rodzinny! – zagrzmiał.
Wszyscy podnieśli się na równe nogi.
- No, ale tak czy tak, wy młodzi, pogadajcie sobie, zostawiam was na chwilę – rzekł pośpiesznie.
- Dokąd się, tato, wybierasz?! – rzuciła za nim, ale on natychmiast pobiegł do szafki i wyciągnął z niej jakiś flakon, po czym, opróżnił go jednym haustem.
- Tak się przejąłeś, że aż musisz sobie wypić? – stwierdziła z politowaniem, ale po chwili zauważyła dziwny symbol na butelce, którą jej ojciec w pośpiechu chował do szuflady.
- Co to takiego?! To nie jest zwykły trunek, tylko jakiś eliksir? O co chodzi? Z satysfakcją utkwiła w ojcu wzrok, próbując odczytać jego myśli, ale nagle ogłuszył ją potężny szum. Z grymasem bólu, złapała się za uszy. Przez chwilę stała zdębiała, nie rozumiejąc, co się dzieje. - To napój, który zagłusza twoje myśli, tak? – W końcu zrozumiała. – Jak mogłeś?!
- Mikelu, uspokój moją córkę. Widzisz, że padła ofiarą swojej histerii. Może powachluj ją chusteczką, albo zrób coś w tym stylu.
- Jesteś zwykłym tchórzem. – Spojrzała na ojca nienawistnie.
- Skoro przyszłaś mnie ostrzec, to chyba nie chcesz, żebym został rozszarpany w szale wściekłości, czy to przez kogoś innego, czy też, przez ciebie – stwierdził z tryumfem.
- Co tu się dzieje?! Gadaj! W tej chwili! – Nie wytrzymała.
- Nie tym tonem, moja droga! Jeśli kobieta, którą spotkałaś, naprawdę jest tą, o której pomyślałem, to nie jesteśmy bezpieczni. Nadchodzą bardzo złe czasy, najgorsze. Tyle informacji, na razie, musi ci wystarczyć – stwierdził zdawkowo.
- Powiedz więcej. Wykaż się zaufaniem wobec swojej córki. No chociaż raz bądź odrobinę bardziej ludzki!
- Powiedziałem już, co miałem powiedzieć.
- Panie, czy… spotkana przez Edilen nieznajoma, zamierzająca dorwać twojego maga nadwornego, może okazać się tą diablicą, wysyłającą wieśniaków do piekła?! – Mikel nagle wydedukował.
- Właśnie przyznałeś się do podsłuchiwania, durniu! – Lotar nie krył irytacji.
- Owszem, podsłuchiwałem, ale to przez wzgląd na bezpieczeństwo jego wysokości, przeczuwając, że Edilen nie zachowa się tak, jak na córkę cesarza przystało.
- Jak tak masz się tłumaczyć, to lepiej zamilcz. Sytuacja jest trudna, ale umartwianie się, a tym bardziej panika, nie pomoże. Trzeba działać, a zatem, poślij po ojca, Mikelu. Selig, bezwzględnie, musi tu przybyć i niech ściągnie ze sobą Fabricia.
- Tak jest!
- Nie skończyłem. Jutro zwołuję naradę. Każ ogłosić stan mobilizacji w całym cesarstwie. Niech każdy okręg podstawowy wystawi przynajmniej jeden patrol. Nikomu nie wolno szwendać się po zmroku.
- Tak jest, najjaśniejszy panie!
- Ale najpierw… zrób coś z szyją. Reprezentujesz mnie, więc nie możesz wyglądać, jakbyś przed chwilą dostał łomot w pierwszej lepszej spelunie. No nie patrz tak, już wcześniej wysyłałem cię do Evana, zabłądziłeś po drodze?
- Ależ nie. Kierowałem się do ogrodnika, lecz zauważyłem Edilen i własnym oczom niedowierzając, ruszyłem za nią.
- Rozumiem. Idź Mikelu. Zrób, co należy.
- Ja też pójdę, przyprowadzę tu moją towarzyszkę, ona także widziała tę czarownicę – Edilen nagle oznajmiła.
- Nigdzie się nie wymkniesz. Zablokować drzwi! – rozkazał.
- Naprawdę poznałam pewną dziewczynę, która też ma coś do powiedzenia o tamtej niepokojącej kobiecie, i nie wiem, czy przypadkiem nie postanowiła, z racji zbyt długiego oczekiwania… – Edilen urwała niepewnie.
- Siadaj! – Lotar warknął, odsuwając krzesło.
- Nie jestem tu zakładnikiem! – Edilen, w geście buntu, przewróciła krzesło i podbiegła do drzwi. Jednak, nieznani jej strażnicy zablokowali wyjście.
"Jest całkiem do rzeczy. Może dałoby się ją rozkochać i zaliczyć?”
” Jaka krnąbrna! Skopać by należało do nieprzytomności.”
"Szkoda dziewczyny, jej ojciec to tyran i despota. Dokąd ja zabrnąłem?! Gdy rodzina dowie się gdzie służę, wyrzekną się mnie. Trudno. Do tamtego piekła nie wrócę.”
”Pewnie nieraz obracał ją jakiś koleżka z branży. Czy wyglądam jak łowca? Wpadłbym jej w oko?”
”Brałbym bez pytania, im brutalniej tym lepiej.”
”Zaraz koniec zmiany. Flaszki potrzebuję. Wolę pić, niż pacyfikować krnąbrne dziewoje - ale ojca jej nie zazdroszczę. Obym na Araście dostał dobry napitek.”
Edilen, spojrzawszy na kilku strażników, skrzywiła się. W jej głowie, irytującym gwarem, dźwięczały cudze myśli. Umysł młodej kobiety potrafił zadziwiająco odławiać je, przez co nie zagłuszały się nawzajem.
- Dobrze. Nigdzie nie idę, każ tym gorylom wrócić za drzwi – stwierdziła, po czym podniosła przewrócone krzesło i usiadła. Lotar, widząc, że jego córka naprawdę dała za wygraną, odprawił straże.
- Wiem, skąd ich wziąłeś – nagle odezwała się. - To zwykłe rzezimieszki – oznajmiła.
- To znaczy? – Lotar spytał.
- Mają obrzydliwe myśli – stwierdziła. – W większości – dodała. - Oprócz tego spragnionego i tego, który… nie zamierza wrócić do karnej.
- Więc bądź grzeczna. Widzisz, że zrobią wszystko, co każę. Słuchają mnie jak posłuszne psy. Nie będą mieli empatii dla strojącej smutną minę panienki, która chciałaby sobie czmychnąć, bo tak bardzo jej tu źle.
- Jesteś koszmarnym człowiekiem, wiesz?
- Tak? Co ty nie powiesz. Nie biadol, tylko zagraj ze mną w szachy. No dalej!
- Zagraża nam jakaś potężna czarownica, a ty chcesz grać w szachy?! Po co ja tu przyszłam?! Żałuję!
- Schudłaś trochę i kilka piegów ci przybyło. Są równie urocze jak te, na twarzy twojej matki. Jeszcze lepiej było je widać, gdy się uśmiechała, a robiła to, gdy udawało się jej wygrać ze mną w szachy. Byliśmy tacy zakochani, ale podły i okrutny los mi ją zabrał. Ciebie już mu nie oddam.
- Mam się wzruszyć? Skończ te żałosne wspominki.
- Nie chcesz posłuchać? Dla ciebie to tylko bajdurzenie starzejącego się ojca, prawda?
- Akurat u ciebie to nie jest bajdurzenie, a wyrachowanie. Jeśli już okazujesz jakieś emocje, masz w tym swój cel.
- Oczywiście, wszystko wiesz najlepiej. Więc chociaż zagraj ze mną. No zrób pierwszy ruch. Zobaczymy, czy coś jeszcze pamiętasz, bo ostatnio trudnisz się jedynie unicestwianiem bandziorów. Do czego to doszło? By moja własna córka robiła mi coś takiego?! – dodał zdegustowany.
- Ja… eh… – niechętnie rozpoczęła grę, jej ojciec odpowiedział błyskawicznie. Chwilę rozmyślała, zanim wykonała kolejne posunięcie. Lotar wydawał się tylko na to czekać.
- Fatalny ruch, od razu wystawiłaś się na odstrzał – podsumował. - Kiedy ty ostatnio grałaś? Kiedy będziesz taka bystra jak ja?
- Nie miałam czasu grać – doroślałam, ale jak widać, tak bystra jak ty, nigdy nie będę.
- No właśnie, w tym cały twój problem. Chociaż postaraj się.
- Może Mikel będzie lepszym przeciwnikiem dla ciebie?
- Mikel jest teraz zajęty. Gdy wróci, przyjmiesz wreszcie jego oświadczyny.
- Nie ma mowy.
- To nie jest prośba, kapłan przybędzie jutro.
- Żałuję, że tu wróciłam. Ile to już razy obiecałam sobie, że moja noga więcej tu nie postanie?! Chciałam cię ostrzec, a ty tak się odpłacasz! Nie wiem, jakim cudem mama cię pokochała. Musiała mieć coś z głową! – nagle wykrzyczała. Wstał.
- Straże!– zawołał. W oka mgnieniu do sali weszło kilku młodych, rosłych mężczyzn. – Moja córka potrzebuje przemyśleć pewne sprawy w samotności, najlepiej w surowym, ascetycznym otoczeniu – rzekł i spojrzał na nią wykrzywiając usta, w czymś na kształt lodowatego uśmiechu. - Do lochu z nią – po chwili rozkazał.
- Żartujesz sobie?! - Edilen wykrztusiła z niedowierzaniem. – To tak stawiasz sprawę? Dobrze, faktycznie lepiej będzie mi w miejscu pozbawionym twojego towarzystwa. Sama pójdę, ale jak mnie który z tych goryli dotknie, spuszczę łomot – zagroziła i ruszyła przodem, jednak po chwili zaczęła biec.
- Ucieka! Łapcie ją! Jeśli trzeba, użyjcie siły, ale z rozwagą! – nakazał.
Edilen biegła jak oszalała, ale drogę zastawili jej kolejni strażnicy. Rozwścieczona, wyciągnęła miecz. Jednego z mężczyzn, z zaskoczenia, ugodziła od razu.
- Jeśli nie pozwolicie mi odejść, zabiję was wszystkich! – krzyknęła i machnęła im ostrzem przed oczami. Uchylali się lub odpierali jej ataki. W tym czasie Lotar oraz ci z tyłu dobiegli i otoczyli ją.
- Nie rób mi rzezi w zamku! – jej ojciec warknął, wściekły.
- Gdzie są prawdziwi strażnicy?! Tu jest sama hołota, nawet pojedynkować się nie umieją. No tak, zasłużonych i wykwalifikowanych ludzi wysłałeś na front! A za to, wziąłeś tych… bandytów i prymitywów! - dokończywszy to mówić, ugodziła kolejnego, a po chwil następnego, nie pozwalając nikomu podejść bliżej.
- Taka z ciebie chojraczka, co? Wiesz, że nie mogą cię zaatakować, a jedynie tarasować drogę ucieczki i odpierać ataki – cesarz rzekł i zmarszczył brwi. – Miecz! – nagle zawołał.
Gdy dostał broń, rozkazał strażnikom się odsunąć, a sam zastawił sobą wyjście.
- No dalej, córuniu, pokaż na co cię stać. I jeszcze pozdrów ode mnie mężczyznę, którym nigdy nie będziesz.
Edilen spojrzała na niego z wściekłością, ale pomimo tego, od razu przestała atakować tak, by zabić, mierzyła bardziej w powietrze niż w ojca.
- No na co czekasz? Nie rób uników, tylko walcz! – krzyknął i wymierzył cios tuż przed jej nosem.
- Pozwól mi odejść!
- Teraz masz już godnego siebie przeciwnika? Pamiętasz, kto cię uczył władać mieczem - ja, Rosalin i Edward. Ci dwaj właśnie zmierzają do nas. Pamiętasz, jak cieszyliśmy się, że mam taką nietypową córkę? - Wyjątkową, ale zawziętą jak diabli.
- Zamilcz. Nie dam się rozproszyć.
- Edilen, natychmiast przestań! – nagle usłyszała głos jednego z dowódców straży. Był to Rosalin.
- Na litość boską, dziewczyno! – Edward dodał. – Odłóż miecz!
- Stać! Nic nie róbcie – cesarz nakazał, gdy zamierzali podejść jeszcze bliżej. – No dalej, może w mieczu jesteś lepsza niż w szachach? Dorównasz mi w czymkolwiek? – spytał zaczepnie.
- Chcę stąd tylko odejść, a nie ci dorównywać – wycedziła przez zęby.
- Jak mi nie dorównasz, to cię nie wypuszczę. No dalej, pochwal się jakimiś nowymi sztuczkami, zobaczymy czy odeprę twój atak.
- Odpuść! – powiedziała błagalnie, ale w tym momencie ojciec drasnął ją w ramię.
- Jak śmiałeś?! – krzyknęła z niedowierzaniem.
- Oj… W walce też jesteś kiepska?
Edilen zmarszczyła brwi. Wiedziała, że znacząco zwolnił pociągniecie, bo inaczej mogłaby już zostać bez ręki. Coś kazało jej odwdzięczyć się tym samym. Wykonała precyzyjnie skalkulowany ruch, ale Lotar uchylił się, postanowiła zatem celować gdzie indziej. Udało się, smagnęła go w udo.
- No, chociaż zaczęłaś się bardziej starać. Sprawdźmy, kto dłużej wytrzyma poraniony. Nie żałuj sobie, kilka takich draśnięć, a któreś z nas osłabnie i wreszcie skapituluje. No pokaż, na co cię stać! – zawołał, po czym smagnął ją po twarzy.
- Oszalałeś?! Mogłeś mi oko wyłupić!
- Nie chciałem i nie zrobiłem tego. Ślepa córka nie poda mi na starość nawet szklanki wody.
- Panie, czy to jest konieczne? Czy naprawdę warto aż tak ryzykować? Czy… - Rosalin nagle urwał, ponieważ Edilen także ugodziła ojca w policzek. Lotar zatoczył się, po czym opuścił miecz i… padł.
Edilen stanęła jak wryta.
- Tato! – przerażona wyrzuciła z rąk broń, podbiegła i nachyliła się, ale on nagle otworzył oczy.
- To tylko draśnięcie, tak jak u ciebie – rzekł i podniósł rękę ku jej krwawiącemu policzkowi.- Ale miło było upewnić się, że jednak nie pragniesz mojej śmierci – rzekł.
- A niech cię diabli! – nie wytrzymała.
W tym czasie Rosalin, korzystając ze spowodowanego silnymi emocjami rozkojarzenia Edilen, schwycił ją i odciągnął na bok. Edward pomógł mu związać sznurem jej dłonie.
- Odprowadź ją do lochu, Rosalinie. Może nie wyrwie się i nie zaszlachtuje cię po drodze, w końcu dużo ją nauczyłeś…
– Idziemy, panienko – strażnik chłodno rzekł do Edilen. Cały korytarz przebyli w milczeniu. Młoda kobieta szła ze zwieszoną głową.
Gdy dotarli do podziemi, mężczyzna nagle przemówił.
- Dlaczego dałaś mu się sprowokować?! Smutno i strasznie było patrzeć, jak własna córka podnosi rękę na ojca. W fatalnym świetle się postawiłaś.
- Nie pozwolę, by mnie obrażał i kpił sobie! Chciał walczyć na draśnięcia, to udowodniłam, że nie jestem tchórzem i gdyby nie udał, że źle wymierzyłam i raniłam go poważnie… Wygrałabym - znam jego sztuczki. Sam mnie kiedyś uczył, tak jak i ty oraz Edward… - urwała zamyślona.
- Nie dostrzegasz, jak wielką przewagę mentalną on ma nad tobą? Miażdży cię – zauważył Rosalin.
- Nie prawda! Wszyscy na tym dworze jesteście zapatrzeni w niego jak w obrazek!
- Jej wysokość pozwoli, że otworzę drzwi – Rosalin rzekł sucho i uchylił masywne wrota.
- Zdejmij mi ten sznur, nie zaatakuję cię przecież. Nie zostawiaj mnie tu samej, i jeszcze ze związanymi rękami! Proszę.
- Dobrze – mężczyzna rzekł i po chwili wahania oswobodził jej dłonie. – Idź do lewego rogu i nie odwracaj się, po czym usiądź pod ścianą – dodał.
- Ty mi nie ufasz?! Zabiłam tylko kilku zbirów z karnej, przecież sam na nich narzekałeś, że to zwykli bandyci - mruknęła zrozpaczona, po czym zrobiła, jak kazał.
Rosalin zamknął za sobą drzwi. Jeszcze przez jakiś czas słyszała oddalające się kroki. Po chwili utkwiła wzrok w świecy, która słabym światłem, nieco rozjaśniała panujące dookoła ciemności.
(…)
Już dawno odwykła od luksów. Dość często zdarzało się jej spać pod gołym niebem. Tak czy owak, trawa i gwiazdy były zdecydowanie milsze niż zimne i ponure mury lochu, ale łowczyni nie zamierzała prosić o łaskę. Była zbyt dumna. Pragnęła jak najszybciej zasnąć, ale ostatnimi czasy, cierpiała na bezsenność. Tak było i tym razem; Edilen, trawiącą ją pustkę, wypełniała pytaniami, które w jej umyśle, mnożyły się bez końca.
Nagle, ciszę zakłóciły odgłosy szamotaniny i jakieś krzyki.
- Puśćcie mnie! Jestem gościem samej córki cesarza! Ona wam wszystko wytłumaczy! Musicie mnie do niej zaprowadzić! I to natychmiast! Zaprowadźcie mnie do Edilen!
Strażnicy przywlekli ze sobą Adorę, jeden z nich otworzył drzwi do celi, drugi natomiast, wepchnął dziewczynę do środka, upadła na podłogę. Po chwili, gdy jej wzrok przyzwyczaił się do panującego w otoczeniu półmroku, nie dowierzając własnym oczom, niemal podskoczyła z wrażenia.
- To ty? Zamknęli cię w lochu?
- Nie, sama tu przyszłam. Lubię takie surowe warunki.
- Naprawdę?
- Nie. Ty nieusłuchana smarkulo, miałaś na mnie poczekać!
- Oj tam… Długo cię nie było. Ale co się stało? Dlaczego tu trafiłaś?
- Przygadałam staremu i trochę go poniosło.
- Poniosło?! Zamknął w lochu własną córkę?! Hmm… Teraz już rozumiem, dlaczego od niego uciekłaś. Ale… może swoją żonę twój ojciec traktowałby lepiej. Gdybym nią została, to oczywiście zabroniłabym cię tu zamykać. Wszyscy żylibyśmy długo i szczęśliwie – nagle stwierdziła.
- Nie mam ochoty do rozmów – Edilen rzuciła sucho.
Nagle coś zgrzytnęło, drzwi otwarły się.
- Edilen, ty naprawdę wróciłaś? – usłyszała znajomy głos.
- Jak widzisz Maurycy, nie mogę się obyć bez arystokratycznego przepychu – stwierdziła z ironią.
- Tylko ryż z masłem. Zrobiłbym ci lepsze jedzenie, ale twój ojciec zabronił, a te posłuszne psy, patrzą mi na ręce – kucharz stwierdził.
- Rozumiem, nie ma sprawy. Właśnie planowałam zrzucić kilka kilogramów.
- Edilen, przykro mi. Ostatnim razem zamknął cię w pokoju, a nie w lochu. Musiałaś go bardzo rozgniewać – mruknął.
- Ta… Tak czy owak, nie mam do ciebie żalu – stwierdziła.
- Starczy już tej wizyty!
- Widzisz jak się panoszą? Twój ojciec wysłał na front niemal wszystkich, a wziął sobie bandytów – zdążył jeszcze szepnąć.
- Wiem – Edilen odparła ponuro.
- Długo jeszcze mamy czekać?! – strażnicy okazali zniecierpliwienie.
Gdy kucharz Maurycy wyszedł, zajrzeli do pomieszczenia dokładnie je lustrując, po czym z hukiem zamknęli drzwi.
- Tu u ciebie, na dworze, jest trochę jakby… niezdrowo. - Adora pokusiła się o kolejną złotą myśl.
- Nie widziałaś jeszcze mojego cudownego narzeczonego. To lizus i hipokryta. Nie dostrzega, że takie postępowanie przysparza mu więcej cierpienia niż pożytku. - Edilen pogardliwie zaśmiała się pod nosem.
- A ty?
- Co ja?
- Podobnie można by powiedzieć o twoim… buncie.
- Nie zgodzę się z tobą.
- A czy, jako dziecko, miałaś przyjaciela lub przyjaciółkę w tym zamku? – spytała Adora.
- Zostałaś zwiadowcą, czy jak? - w głosie Edilen dało się odczuć irytację.
- Nie, pytam tylko.
- To naucz się być mniej wścibska, a najlepiej, przestań się odzywać. Od miernego towarzystwa, znacznie bardziej cenię sobie samotność.
- Wiedz, że niezdrowo jest chować urazę – Adora odparła. – No, a teraz chętnie posilę się tym ryżem z masłem – to powiedziawszy, łapczywie schwyciła miskę. - Umm… nie takie złe, na pewno jest świeże. W niektórych knajpach dawali mi śmierdzące, nadpsute jedzenie. To dopiero było nieludzkie! – żywo oznajmiła. – Mniam! Naprawdę smaczne, należy mi się wszystko, ty od małego jadłaś same frykasy. Pewnie zaraz przyniosą ci coś lepszego – dodała.
- Nic ci się nie należy. I doskonale wiesz, że do jutra nic więcej nie dadzą – Edilen odparła, ale po chwili przestała interesować się Adorą, utkwiła ponure spojrzenie w ścianie. Uczucie samotności uderzyło ją ze zdwojoną siłą.
Jedyną istotą, z którą kiedykolwiek się zaprzyjaźniła, był jej koń. Teraz martwiła się o Piotrusia. Co prawda, zaprowadziła go do stajni - ale czy temu narowistemu głuptasowi coś nie strzeli do głowy?
Postanowiła, że jeśli uda się jej uciec, już nigdy tu nie wróci. Ale po co właściwie przybyła do zamku? Przecież doskonale wiedziała, jak to się skończy.
Czy w głębi duszy miała nadzieję, że ojciec wreszcie okaże zrozumienie i doceni ją jako człowieka, a nawet, przeprosi za swoje dotychczasowe niewłaściwe zachowanie?!
Adora, zjadłszy całą miskę ryżu, nagle przerwała rozmyślania łowczyni:
- Jak już tu jesteśmy, bądź tak uprzejma i zdradź mi, jaki gust ma twój ojciec? Woli brunetki czy blondynki? Chude czy z krągłościami?
- Co? – Edilen, spojrzała na nią ze zdumieniem, które szybko zmieniło się w irytację.
- Twój ojciec musi być bardzo osamotniony, na pewno cierpi. Żal mi go.
- Jak się zaraz nie uciszysz, skręcę ci kark – usłyszała w odpowiedzi.
- To ja powinnam być niezadowolona – wylądowałam tu przez ciebie. Zamiast przypodobać się ojcu, żeby niczego ci nie żałował, ty go rozzłościłaś. Zawsze zachowujesz się tak bezsensownie? – Adora nie miała pojęcia, że w tym momencie, cierpliwość Edilen wyczerpała się.
- Nie słyszałaś, co powiedziałam?! – łowczyni nagle podeszła do dziewczyny i uderzyła ją w twarz. Adora, zaskoczona i przerażona, łapiąc się za krwawiący nos, momentalnie umilkła, po czym, skuliła się w kącie.
Edien wciąż stała i patrzyła na czarodziejkę z niechęcią.
„Co mi to dało, że się na niej wyżyłam? Przynajmniej nie słyszę fałszywej i interesownej gadaniny tej pustej smarkuli. Aczkolwiek, niczego to nie zmieniło. Była taka, jest i będzie. A wręcz… przemocą mogę uczynić ją tylko gorszą.”
- Wiesz, jaki jest mój ojciec i wypytujesz się o jego gust?! – w końcu nie wytrzymała. – Tylko majętność się dla ciebie liczy?!
- Może i zamknie mnie czasem w lochu, albo uderzy, ale… nie będę musiała się martwić o jedzenie, o to, gdzie spać lub, że ktoś mnie napadnie. Nie jestem tak silna fizycznie jak ty i zdeterminowana w walce.
- Nie rozczulą mnie te historyjki. Mam dość ludzi, którzy chcą wzbudzić litość i cokolwiek wyciągnąć ode mnie. Całe życie spotykam takich.
Adora nagle wstała, po czym podwinęła bluzkę. Na jej podbrzuszu widniała spora blizna. – Banda pijanych zbirów mi to zrobiła, byłam tak pokaleczona, że ledwo doszłam do siebie. – Nie wierzysz? Spójrz mi w oczy i odczytaj moje myśli.
„Skatowali mnie i zgwałcili.”
- Nie wiem, jaki gust ma mój ojciec – Edilen, po chwili, stwierdziła. W jego sypialni wisi ogromny obraz mamy. Czasem widzę, jak godzinami tam wysiaduje i się w niego gapi. Nie jestem pewna, czy… ona naprawdę umarła na zarazę. Eh, zresztą nie ważne. Przykro mi, że cię skrzywdzono. Gdybym mogła, odebrałabym życie wszystkim oprawcom, którzy ośmielają się krzywdzić niewinnych ludzi.
- Dlaczego raz chcesz być wybawicielką uciśnionych, a innym razem sama jesteś okrutna?
- Nie chcę być wybawicielką uciśnionych. Po prostu, lubię unicestwiać złoczyńców. To sprawia mi największą przyjemność.
- Czemu?
- Co czemu?
- Czemu akurat to sprawia ci największą przyjemność?
- To jak oczyszczenie ogrodu ze szkodników.
- By nie zagrażały już kwiatom?
- Tak. Jak zasypiam, czasem wyobrażam sobie, że chodzę po niesamowicie pięknym ogrodzie, że wyzbierałam i rozdeptałam wszystkie szkodniki i spaliłam chwasty, a każdy kwiat osiąga swoją pełnię rozkwitu…
- Boisz się go.
- Kogo?
- Swojego ojca.
- Bzdura!
- A ja, w swoich marzeniach, wyobrażam sobie, że zostałam cesarzową i wszyscy mi się kłaniają, ty też.
- Pomarzyć zawsze można.
- Ty lubisz uśmiercać złoczyńców, a ja lubię patrzeć jak ludzie robią to, co zechcę.
- Mamy inne priorytety.
- Myślisz, że jesteś lepsza? Dumna i zarozumiała, desperacko starasz się udowodnić światu, jak bardzo cierpisz i jak bardzo jesteś w porządku, tym bardziej ów świat ma cię w głębokim poważaniu.
- Nie jestem dumna i zarozumiała i nie zależy mi na czyimkolwiek uznaniu! – Edilen zaprotestowała.
- Zaprzeczasz sama sobie. Tak czy owak, twoje cierpienia i starania zbuntowanej arystokratki są dla mnie zabawne.
- Zabawne? A może chodzi o to, że nie jestem jedną z tych, którzy łapią się na twoje pochlebstwa? A zatem, niech ci się ryż z masłem dobrze trawi – Edilen odparła i odwróciła się plecami do Adory, by ukryć, spływające po policzkach łzy.
(…)

Edilen otworzyła oczy, nad sobą miała wciąż ten sam, kamienny sufit. Wilgotne i zatęchłe powietrze sprawiało, że chciała jak najszybciej stąd uciec. Ogarki świec już się dopalały. Wiedziała, że niedługo, dookoła będzie ciałkiem ciemno.
Ogromne uczucie pustki i samotności doskwierało jej do tego stopnia, że nagle zaczęła tęsknić za Adorą, którą przecież w przypływie złości i pogardy uderzyła. Tamta wcale nie pozostała jej dłużna, doskonale wiedząc, że słowa także potrafią zranić.
- Jestem jak mój ojciec, nienawidzę ludzi, uważam, że trzeba ich tępić – Edilen mruknęła posępnie. – Choćbym uciekała nie wiadomo dokąd, przed sobą nie ucieknę.
Zamknęła oczy, próbując wyobrazić sobie łąkę, na której ostatnio rozpaliła ognisko. Zapach pieczonego zająca i bujnych traw oraz rozgwieżdżone niebo sprawiały, że czuła się jak w domu, chociaż, oprócz Piotrusia, nie miała nikogo.
W myślach, tańcząc pod gołym niebem, rozpędzała się i dla zabawy, przeskakiwała ognisko, by po chwili rozkoszować się widokiem i zapachem pieczonego zająca, ale nagle… usłyszała dźwięk kroków. Po chwili oślepiło ją światło pochodni. Cofnęła się do rogu celi.
- Czasem dobrze sobie zmienić miejsce pobytu na surowsze. Potem bardziej doceniasz to, co masz, prawda? – usłyszała znajomy głos.
- Całe szczęście, że szachów tu nie przyniosłeś.
- Mogłem, ale marny z ciebie gracz. Nawet nie potrafisz zapamiętać, jaki ruch wykonują poszczególne figury – stwierdził i usiadł obok.
- Bardzo mi przykro, strasznie. Gdzie jest Adora?
- Twoja towarzyszka? Zabrała swoją nagrodę i już sobie poszła. Ale jak masz rozpaczać po jej stracie, to może lepiej nad Mikelem się zlituj. Biedak już pięć lat stara się o twoją rękę i srogo cierpi z powodu odrzucenia. Ale pamiętaj, żaden mężczyzna nie będzie czekał wieczność. Mikel ostatnio bywa rozkojarzony i nie bardzo uważa, na to, co mówi. Niedawno wręcz wspominał o córce generała Jeremia, zachwalał jej wyczucie stylu i gust. Cóż… Pewnie czasem ją odwiedza, w wiadomym celu. Ale co ty sobie myślałaś?! Że będzie czekał jak ten mnich?!
- Szczerze? Mało mnie to wzrusza, co i z kim, Mikel robi.
- Tak czy owak, to ty jesteś dla niego najlepszą partią, i z którąkolwiek by się nie spotykał, rzuci ją dla ciebie. Inaczej będzie miał ze mną do czynienia, jest tego świadom. Ale wiesz, dlaczego? Bo tak sobie go urobiłem. Liczy się tylko respekt, zapamiętaj sobie.
- Idź ze swoimi śliskimi naukami gdzie indziej!
- Nie przerywaj mi! Poza tym, Mikel jest zbyt słaby, ma naturę poddanego. Ani grama w tym chłopaku buntu i władczości, ale to dobrze. Idealny materiał na zięcia i na zaufanego człowieka. Ale jego zainteresowanie córką Jeremia, rzecz jasna, wzbudziło moją czujność.
- To może sam wyjdź za niego? No wiesz, najpierw ogłoś, że zmieniasz religię i ustanawiasz własny kościół i jego zasady…
- Uważaj, bo zaraz cię zdzielę za tą twoją bezsensowną paplaninę! Tak sobie czasem myślę, że… Mikel mógłby być moim synem. Chociaż by mnie słuchał i szanował, a nie kąsał i zawodził na każdym kroku, jak ty. Czemu ja mam taką niewdzięczną córkę? Czym sobie na to zasłużyłem?
- Przepraszam za to, że żyję.
(…)
- Strażnicy mi powiedzieli, że wasza wysokość rozmawia z córką w… lochu – młody mężczyzna, zaglądając przez kraty, dokończył niepewnie.
- Skradałeś się tu czy jak? Nie słyszałem, jak idziesz – Lotar stwierdził. - Tak czy tak, chodź do nas, porozmawiamy sobie we trójkę.
Mikel niepewnie wszedł do środka i rzucił okiem na cesarza i jego córkę. Edilen siedziała pod ścianą, a Lotar przechadzał się po pomieszczeniu.
- Melduję, iż wszystkie polecenia jego wysokości zostały wprowadzone w czyn. Mój ojciec zmierza do Fabricia, w tej chwili powinien już przekraczać granicę Cyndrii.
- Dobrze, dziękuję ci młody człowieku, jesteś moją prawą ręką, co ja bym bez ciebie zrobił?
- Przecenia mnie jego najwyższa wysokość i… to dla mnie zaszczyt móc być dla szanownego cesarza użytecznym.
- Skoro już jesteś, zaszczyciłeś nas swoją obecnością, a nie, dajmy na to Alvarinę, miałbym jedno życzenie.
- Co tylko szanowny cesarz zechce. A co do Alvariny, to ostatnio zamawiała najlepsze jedwabie, jakie można spotkać w naszym okręgu. Dlatego pomyślałem, że może warto by w sali reprezentacyjnej zmienić wystrój, począwszy od firan, które, jakby na to nie patrzeć, są pogryzione przez mole.
- Posłuchaj młodzieńcze, Alvarinę i jej… jedwabie to ja mam w głębokim poważaniu, co i tobie dobrze radzę.
- Chyba szanowny cesarz mnie źle zrozumiał…
- Dość, zamilcz! I poproś moją córkę do tańca. Natychmiast.
- Tutaj? – Mikel spytał zdezorientowany.
- Owszem. Możecie poćwiczyć walca, na weselu to wymarzony taniec.
- Nie ma mowy, nie będę odstawiać cyrku na twoje życzenie. I to jeszcze w celi! – Edilen natychmiast odpowiedziała oburzeniem. - Mikelu, nie zgadzaj się na to, żeby mój ojciec traktował nas jak kukiełki w swoim prywatnym teatrzyku!
- Szanowna panna uraczy mnie tym zaszczytem? – młody mężczyzna, kompletnie lekceważąc jej słowa, skłonił głowę i wyciągnął rękę.
- Nie! Nie ma mowy!
- Oj, Mikelu, kobieta cię lekceważy… Niedobrze. Co sobie ludzie pomyślą? Jeszcze stracą do ciebie szacunek.
- Edilen, zgódź się – chłopak powiedział bardziej błagalnie niż nakazująco.
- Mikelu, zawiodłeś. Nie potrafisz przekonać niewiasty do tańca, przynamniej nie tej - z niezadowoleniem stwierdził jej ojciec.
- Przepraszam jego wysokość – powiedział skruszony.
- Na co mi twoje przeprosiny?! Jesteś nieudolny, nie wzbudzasz respektu u kobiet. Podejdź no tu.
Mikel niepewnie zbliżył się, po chwili otrzymał siarczysty policzek od Lotara.
- Wybacz mi najjaśniejszy panie. – Złapał się za piekącą twarz.
- Nie proś jej, tylko zażądaj! Może jakby interesowała się jedwabiami, poszłoby łatwiej, z racji ciekawych tematów do rozmów, a tak… jak po grudzie – westchnął cesarz.
- Masz ze mną zatańczyć! – Mikel, nie patrząc, na Edilen wycedził przez zęby. Edilen nie zareagowała, ale za to Lotar zwrócił się do młodzieńca. – Z takim żałosnym podejściem do kobiet, nigdy ci się nie uda. Czy mam uderzyć cię raz jeszcze, ale mocniej, żebyś bardziej się postarał? Zrobię to – rzekł i wymierzył mu kolejny cios, tym razem z pięści. Mikel zachwiał się na nogach, miał zakrwawioną twarz, i zapewne złamany nos, ale nie pisnął ani słowa.
- Wybacz panie, przekonam Edilen, by ze mną zatańczyła – rzekł i szarpnął ją za rękę, po czym pociągnął ku sobie – Tańcz ze mną!
Edilen, przez chwilę wahała się, czy nie zabrać dłoni i nie odepchnąć go. Nie byłoby to dla niej problemem. Jak na kobietę była silna i zaprawiona w bojach. Mikel wcale nie budził w niej strachu, a wręcz przeciwnie. Ostatecznie jednak, pozwoliła się objąć i poprowadzić. Twarz Mikela była wykrzywiona w kwaśnym grymasie bólu i smutku.
- Nic w was życia nie ma! Postarajcie się. Nie depcz go! Moja córka już dawno zapomniała, co to gracja, o ile kiedykolwiek to wiedziała… Przecież spalę się ze wstydu przed gośćmi! Szachy są dla ciebie zbyt skomplikowane, a taniec nadto finezyjny… Czy ty, moja córko, coś w ogóle umiesz?
- Tak ojcze, umiem, zabijać złoczyńców – nagle odparła, nie mogąc wytrzymać. – Okropni ojcowie za dodatkową opłatą – dorzuciła. Mikel zrobił się jeszcze bardziej blady.
- To, że zostałaś oprychem w żeńskim wydaniu, to akurat wiem. Nie o takie umiejętności pytam! Tak czy tak, ładnie razem wyglądacie – takie dwa zakochane gołąbeczki. Aż się rozczuliłem. Żebyście się pocałowali już nie poproszę, bo to przecież zbyt intymne, ale… zostawię was tu, więc może ten pomysł będzie inspiracją… Dobrze Mikelu?
- Tak jest, wasza wysokość!
- Jutro przyjdzie kapłan, a tymczasem, zacieśniajcie więzy. Przed wami wspólna przyszłość. Bywajcie.
- Do diabła z tobą! – Edilen krzyknęła za nim. Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale Mikel położył palec na jej ustach.
– Proszę cię – błagalnie szepnął.
Gdy Lotar już się oddalił, łowczyni nie wytrzymała:
- Jak możesz znosić takie traktowanie?! Odejdź, znajdź sobie inne zajęcie, przestań być na każde jego zawołanie!
- Nie będziesz mi rozkazywać, kobieto – młodzieniec rzekł chłodno i odwrócił się do niej plecami.
- Ach, przepraszam szanownego wielce mężczyznę! – powiedziała z wyrzutem i usiadła w przeciwnym kącie celi.
- To twoja wina! – Mikel nagle wycedził przez zęby.
- No patrzcie go! Kolejny twierdzi, że wszystko to moja wina. Ty naprawdę chcesz być taki jak on! Podziwiasz go, chociaż tak źle cię traktuje. Ale nie jesteś taki jak on. Myślę, że możesz być kimś lepszym od mojego ojca.
- Zamilcz wreszcie! Nikomu nie jest potrzebne twoje gadanie, ani ty tutaj nikomu nie jesteś potrzebna, rozumiesz?! Rujnujesz innym życie!
- Ja rujnuję?! Nie tym tonem Mikelu, chyba się zapomniałeś! Jestem jego córką i następczynią tronu, nie odzywaj się do mnie w ten sposób.
- Mylisz się, to ja jestem następcą tronu, a ty co najwyżej, możesz zostać moją żoną. I… z buntowniczkami oraz sodomitkami nikt nie będzie się liczyć.
- Słucham?!
- Krążą plotki na twój temat, podobno… preferujesz tę samą płeć. Hańbisz dwór!
- A ty, biedaku?
- Co ja?
- Już ty dobrze wiesz – Edilen uśmiechnęła się zjadliwie.
- Nie wygaduj herezji. Powtarzam, zamilcz, szalona kobieto! – wysyczał i skulił się jeszcze bardziej.
- Niczego mi nie zabronisz.
- Jako chłopka już dawno skończyłabyś na stosie.
- Ale nią nie jestem. Rozumiem, że w jego obecności boisz się, poniża cię. Ale teraz nawet nie próbuj przede mną zgrywać despoty!
- Kobiety i dzieci głosu nie mają.
- Ach tak? Powiem ojcu, dlaczego tak marnie ci idzie nakłanianie mnie do zamążpójścia, biedak nie dostrzega, kto tak naprawdę jest obiektem twoich żarliwych i niespełnionych uczuć.
Po tych słowach Mikel nagle wstał i spojrzał jej prosto w oczy.
- Wszystkiemu zaprzeczę i nazwę cię nie tyle szaloną i krnąbrną, co… opętaną – wysyczał. - I jeśli to wyjdzie poza dwór, to gwarantuję ci, że nawet arystokratkę zechcą spalić.
- Ty mi grozisz?!
- Po prostu… odejdź i nigdy więcej tu nie wracaj.
- Z przyjemnością bym tak zrobiła, tylko jakbyś tego nie zauważył, jestem tu uwięziona, ty przeklęty fircyku!
- Nie nazywaj mnie fircykiem!
- Bo co? Rozpłaczesz się? O, już widzę, że jedna łezka w fircykowym oczku ci się kręci!
- Jesteś okrutniejsza niż on.
- Brednie wygadujesz! Cały czas nie pozwalam wam wszystkim umniejszać mojej godności! A czyniąc to jako kobieta, mam tutaj piekło na ziemi!
- Najpierw twierdziłaś, że jestem inny i lepszy, a teraz pogardliwie nazywasz mnie fircykiem? Kto tu manipuluje?!
- Nadal twierdzę, że jesteś inny i lepszy od mojego ojca, ale zdążyłeś już wielokrotnie podkreślić, że nikt mnie tu nie chce i moje zdanie się nie liczy, więc wbiłam paznokieć w twoje najgłębsze rany, tak jak ty wcześniej w moje. Ale… - nagle urwała, zamyśliwszy się. – Przepraszam, nie powinnam tego robić. On nastawia cię przeciwko mnie i zmusza, żebyś był mi wrogiem. Jeszcze raz cię przepraszam, nie mogę pozwolić, by mój gniew i gorycz wygrały.
- No cóż, ja też cię przepraszam – Mikel po chwili przyznał. – Nie wiesz, jak to jest być mężczyzną, usiłującym zdobyć szacunek otoczenia. Nie zrozumiesz tego.
- Domyślam się, Mikelu. Ale może istnieć inna droga. Nie jesteś zmuszony tkwić tu całe życie.
- A co niby miałbym robić? Dokąd pójść?!
- Wiem, że to co zaraz zaproponuję, może wydać ci się szalone, ale… ucieknij ze mną. Będziesz mógł żyć, jak zechcesz. Podszkolę cię trochę w bojach i też zaczniesz prowadzić życie łowcy. Warunki masz lepsze, niezaprzeczalnie, bo jesteś mężczyzną. Tylko musisz odważyć się na ten krok.
- Naprawdę tak uważasz? Według ciebie nadaję się na łowcę?
- Oczywiście. Poćwiczysz trochę i będziesz mnie przewyższał, to biologia. Ja po prostu jestem zaprawiona w bojach, bo od dziecka ciężko trenowałam, ale ty masz naturalne predyspozycje.
- Edilen, wybacz że obrażałem cię, podważając twoją wartość. Tak czy tak, naprawdę jesteś szalona, ale… - nagle urwał.
- Ale?
- Ale już dłużej nie zniosę tego wszystkiego. Jestem martwy, spróchniały w środku – przyznał, a po jego policzku spłynęła łza.
Edilen, na nic nie czekając, natychmiast podeszła i serdecznie objęła go.
- Dziękuję ci – powiedziała.
- Za co?
- Wreszcie ktoś zdjął z moich barków ten okrutny ciężar. Od zawsze taszczyłam go osamotniona, otoczona tymi wszystkimi zakłamanymi ludźmi.
- Myślałem, że preferujesz samotność, a za jakimkolwiek towarzystwem, delikatnie mówiąc, nie przepadasz.
- Tak naprawdę potrzebuję przyjaciela, brata… Kogoś, przy kim, mogłabym mieć prawo do zwyczajnej, ludzkiej słabości, a nie być zmuszona wiecznie trzymać gardę. Jeśli dźwigasz zbyt wiele, twoje ramiona, choćby ze stali, w końcu zaczną się deformować. Jednak najgorsze są deformacje charakteru. Wiesz, czego najbardziej się boję?
- Powiedz.
- Że pozostawiona sama sobie, zacznę przypominać swojego ojca. Już coś zaczęło się we mnie zmieniać… Ale teraz, jestem rada, że to powstrzymałeś, chyba w ostatnim momencie.
- Rozumiem cię doskonale, ja też zacząłem brnąć w mrok, coraz głębiej – odparł. - Jednak jesteśmy do siebie podobni.
- Masz rację, przyjacielu. Łącząc siły, odwrócimy zły los – stwierdziła. – Zamyśliłeś się – po chwili zauważyła.
- Tak, nasze nieoczekiwane pojednanie wzbudziło we mnie wiele refleksji…
- To wspaniale, cieszę się – stwierdziła z radością.
”Wreszcie dowiodę mu swojej lojalności, a ty skończysz zamknięta w wierzy jako moja niepoczytalna żona. Nie będę musiał cię często oglądać. Szkoda, że nie dałabyś się namówić na spisek. Gdyby istniała taka szansa, w najlepszym wypadku, w lochu, aż do swoich ostatnich dni, wegetowałabyś jako niedoszła ojcobójczyni.”

Edilen momentalnie zesztywniała, miała uczucie, jakby krew nagle zastygła jej w żyłach.
- Coś się stało? – Mikel, dostrzegając natychmistową zmianę w jej mimice, spytał.
- Nie, nic zupełnie, tylko… jestem bardzo wzruszona naszym pojednaniem. Ono tak wiele mi dało – stwierdziła, usiłując nie okazywać prawdziwych emocji.
- Ja też czuję się bardzo podekscytowany. Masz jakiś plan na tę ucieczkę?
- Jeszcze nie. Nie będzie łatwo. Muszę odpocząć i pomyśleć.
- Ja też już się położę, a zatem dobrej nocy, Edilen, moja przyjaciółko.
- Dziękuję i tobie też dobrej nocy, przyjacielu.
Łowczyni przymknęła oczy. Miała wrażenie, że mrok, jeszcze przed chwilą rozjaśniony przez tlącą się w jej sercu nadzieję, teraz dosłownie pochłonął jej duszę. Długo rozmyślała, nie będąc w stanie zasnąć. Coś pożerało ją od środka. Najchętniej zaczęłaby krzyczeć ze złości i żalu.
W końcu wstała. Podeszła i utkwiła wzrok w śpiącym mężczyźnie. Przez chwilę kalkulowała, z której strony podejść, by skręcić mu kark.
To nie było tak samo jak ze zbirami, bo Mikela przecież znała od dziecka, i jak dotąd… uważała za kruchego, zagubionego mężczyznę, któremu, mimo wszystko, zazdrościła. Jej ojciec często podkreślał, jak bardzo ceni i potrzebuje tego zaufanego i rozsądnego chłopaka.
Zbliżyła dłonie ku jego szyi, ale on, do tej pory leżąc odwrócony plecami, nagle poruszył się i przekręcił na wznak. Edilen cofnęła się niczym oparzona. Jej dłonie zaczęły drżeć. Mikel wciąż spał.
- Ty przebiegła i podła kreaturo… – mruknęła.
Po chwili odeszła do swojego kąta. Usiadła. Ogarnęło ją ogromne zmęczenie, a także, dotkliwe zimno. Objęła się i skuliła. Jej ciałem targały dreszcze.
Odkąd pamięta, w najtrudniejszych chwilach swojego życia, z całych sił, próbowała przypomnieć sobie matkę. Kobieta odeszła bardzo wcześnie, niemożliwym było, aby córka choć odrobinę ją pamiętała. Jednak właśnie w tym momencie, w Edilen nagle odezwało się wspomnienie, w którym ujrzała rodzicielkę, siedzącą z nią w bujanym fotelu. Matka, trzymając w ramionach niemowlę, śpiewała kołysankę.
Edilen miała wrażenie, że wszystko dookoła zaczyna falować, a ciepły, kobiecy głos otula ją niczym puchowa kołdra. Po chwili drzwi od komnaty, jakby same, lekko uchyliły się. Matka Edilen spojrzawszy w ich kierunku, wstała, a wtedy ktoś wszedł do pomieszczenia. To była kobieta, jej czarne błyszczące włosy, niebieskie przenikliwe oczy i śnieżnobiała cera zdawały się jaśnieć niezwykłym blaskiem.
- Witaj, moja droga – nieznajoma przywitała się.
- Witaj, Merlino – odpowiedziała matka dziewczynki.
W tym momencie, Edilen obudziła się cała zlana potem. Nadal leżała w kącie celi, Mikel, w drugim. Dziewczyna przyłożyła rękę do rozpalonego gorączką czoła (…) w tym półmroku, jednak zauważyła coś niezwykłego: drzwi celi były otwarte na oścież.

Cesarstwo Orlandii,
Rok 1982

Chociaż jadłodajnia wyglądała skromnie, było tu całkiem przytulnie. Na ścianach wisiały wiklinowe plecionki i wieńce z suszonych ziół; w całym pomieszczeniu było ciemniej niż na zewnątrz, ale oświetlały je, postawione niemal w każdym kącie i na stoliku, świeczki (…)
Merlin odczytała napis nad ladą:
„Czuj się tu, drogi żaku, jak u siebie w domu.”
- Co pani poleca? – jakiś chłopak, stojący przed nimi, spytał.
- To zależy, na jaką kieszeń. Na tę skromniejszą – czerstwe ciastka lub bułki, ale pożywne; na bardziej rozrzutną - świeże wypieki; a dla wymagających… Kluski z mlekiem lub naleśniki z jagodami, albo z serem! – kobieta rzekła dumnie, jakby potrawy, które wymieniła na końcu, były absolutnym szczytem luksusu.
- Zatem poproszę naleśniki z jagodami – chłopak stwierdził, po czym nieśmiało uśmiechnął się i z kieszeni wyjął monetę.
- Och, to aż dwadzieścia felicji, naleśniki kosztują pięć – powiedziała i zwróciła mu resztę. – A może coś do picia, młodzieńcze? – spytała przyjaźnie. - Woda, mleko samo lub z miodem i korzenną nutą albo… podpiwek?
- Mleko bez dodatków.
- Dobry wybór. Zawsze serwujemy świeże. Nie jest tak kosztowne jak to z miodem i przyprawami, jedynie pół felicji.
Chłopak uiścił opłatę za napój i stanął z boku. W tym czasie, kucharka przekazała zamówienie swojej młodszej pomocnicy, po czym klasnęła w dłonie.
- Iris, córeczko! Zobacz, walczę o każdego klienta, niezależnie od rozmiarów jego portfela. Jak mi idzie?
- Doskonale, niech cię uściskam, mamo – powiedziała i weszła za ladę.
- Och, moja dziewczynka! – kobieta wyraziła radość.
- Przyprowadziłam przyjaciółkę. – Wskazała na Merlin.
- Cieszę się, że wreszcie kogoś tu zabrałaś, ale… powiedz, kiedy wreszcie zobaczę narzeczonego u twojego boku?
- Zobaczysz, zobaczysz… Kiedyś. – Iris powiedziała zdawkowo. – Jestem winna tej młodej damie przysługę – wskazała na Merlin.
- Dobrze, no więc, co sobie życzysz dziecko? Mamy ciastka, kluski z mlekiem, naleśniki…
- Ciastko – Merlin stwierdziła nieśmiało.
- Jest zbyt skromna, zaserwuj jej naleśniki z serem i mleko z miodem oraz przyprawami korzennymi.
- Dobrze, a dla ciebie?
- Naleśniki z jagodami i mleko bez dodatków.
- Już się robi – kobieta uśmiechnęła się i przywołała swoją młodą pomocnicę, powtórzywszy jej zamówienie. – Znasz tego chłopca, który zamawiał zaraz przed wami? - Szepnęła do córki i delikatnie kiwnęła głową w stronę zamyślonego młodzieńca, który stojąc kilka metrów dalej, czekał na swój posiłek.
- Nie, widzę go po raz pierwszy – stwierdziła Iris.
- Może to któryś z nowych studentów… Zamówiłaś to samo co on, wiec pomyślałam, że to jakiś znak, no wiesz…
- Eh, bez przesady.
- Póki co, on nie pokazuje się z żadną dziewczyną. Może warto zapytać, czy nie ma jakichś ciekawych książek do użyczenia, albo wymiany…
- Tak, już biegnę to zrobić, mamo – Iris sarkastycznie przewróciła oczami.
- No i zobacz, twoja przyjaciółka się z nas śmieje!
- Ja… tylko się uśmiecham, masz bardzo miłą mamę – Merlin, nieco zawstydzona, stwierdziła.
- Dziękuję – kobieta skinęła głową. – Usiądźcie i poczekajcie. O tam, widzę ostatni wolny stolik. – Wskazała ręką.
Usiadły przy malutkim, piwnicznym okienku, jednym z dwóch, jakie były w tym pomieszczeniu.
- Naleśniki z jagodami i mleko! – nagle donośnie zawołała kucharka. – Dla młodzieńca – dodała.
Chłopak podszedł do lady i zabrał tacę z posiłkiem. Rozejrzał się nerwowo po pomieszczeniu. Po chwili utkwił pytający wzrok w Iris i Merlinie.
- Mógłbym się przysiąść?
- Oczywiście – powiedziała Iris, a Merlin jej przytaknęła.
Postawił tacę na stoliku i zaczął jeść, co jakiś czas niezręcznie próbował się uśmiechnąć, by ocieplić atmosferę.
- Miłe miejsce, idealne dla żaków – nagle stwierdził.
- Kształcisz się w Luxarze? – Iris spytała.
- Nie – odparł nieco zmieszany. - Przyuczam się na kowala – rzekł.
„Jejku… chyba mi nie uwierzyły. Eh, muszę mówić z większym przekonaniem”.
- Rumienisz się – Iris stwierdziła mimochodem. - Wybacz, że spytam, ale… naprawdę chcesz zostać kowalem? Masz takie delikatne i zadbane ręce – dziewczyna zaczęła drążyć.
- Cóż... Mój brat wygląda zupełnie inaczej niż ja, ojciec też, jestem trochę… taką czarną owcą w rodzinie. Żartują sobie, że chyba bocian pomylił adres – rzekł i nerwowo się uśmiechnął, po czym nagle posmutniał.
- Czytałeś ostatnio jakąś intersującą książkę? – Iris nagle spytała.
- Nie, chyba nie – odparł ponuro. – Czasem sięgam po baśnie - rzekł. Ale wy, studentki zapewne wolicie naukową tematykę, prawda?
- Chyba przeceniasz nasz zapał do zdobywania wiedzy – uśmiechnęła się. – Dopiero, gdy nadchodzi czas egzaminów, przypominamy sobie o poważnych księgach. - A… pożyczysz mi te baśnie? W zamian mogłabym odwdzięczyć się na przykład… zbiorem biografii najpotężniejszych magów i czarownic?
- Czemu nie? Umowa stoi. Jutro możemy się tu spotkać, na wymianę.
- Dobrze – Iris uśmiechnęła się.
- Wasze zamówienia – matka Iris podeszła do ich stolika. – Widzę, że miło się wam gawędzi, więc nie przeszkadzajcie sobie – stwierdziła, obdarzywszy ich ciepłym uśmiechem, po czym odeszła.
- To twoja matka? – chłopak spytał.
- Tak.
- Stworzyła wspaniały zakątek dla studentów i nie tylko. Niedawno wpadłem na jego ślad, od tego czasu zacząłem tu przychodzić. Tu jest tak… swojsko i miło, czyli… jak w domu.
„Którego nie mam. Mieszkam w złotej klatce, z której czasem uda mi się uciec.”
- Coś się stało? Wpatrujesz się we mnie, jakbyś… chciała odczytać, co myślę – rzekł i nerwowo uśmiechnął się.
- Nie, nie. Przepraszam, czasem chyba brak mi manier – odparła speszona.
- Nic się nie stało, nie obrażam się o takie rzeczy. Przecież nie jesteśmy na dworze cesarskim, prawda? Tam jest pełno nadętych pawi – po raz kolejny uśmiechnął się nerwowo. – Niesprawiedliwy jest ten nasz ustrój. To, że jeden człowiek, praktycznie sam, decyduje o losach mas i nie musi się przed nikim tłumaczyć. Na dodatek pławi się w luksusie... Taka władza może tylko bezpowrotnie zdeprawować, każdego. Nawet, gdyby anioł został cesarzem, natychmiast zamieniłby się w diabła – z niezachwianą pewnością orzekł.
- Dość odważnie wygłaszasz swoje poglądy – Iris zauważyła, ale w tonie jej głosu nie było czuć aprobaty, a wręcz przeciwnie.
- Przepraszam, jeśli za dużo powiedziałem i wyszedłem na niegrzecznego… - rzekł, nieco speszony.
- Jesteś odważny, ale i wielce nierozsądny. Rada studentów, do której należę, to ludzie wychowywani na bliższych lub dalszych współpracowników dworu cesarskiego – nagle stwierdziła z błyskiem satysfakcji. – Czy to oznacza, że teraz naplujesz mi w twarz i natychmiast odejdziesz od stołu?
- Ależ skąd! Ty… Należysz do rady? – zbladł. Nie pomyślałbym, ja… - Przepraszam - nagle umilkł, zdając sobie sprawę, jaki nietakt popełnił. – Obraziłem cię, ale naprawdę nie chciałem. Chyba już pora na mnie – wydukał zawstydzony, po czym nagle wstał od stołu i poszedł.

(…)
Uwagę młodzieńca zwrócił złoty łańcuszek z niewielkim diamentem. Niewiele myśląc, sięgnął do kieszeni po swój sygnet.
- Jest więcej warty niż cały ten kram – szeptem rzekł do kupca i pokazał na interesujący go naszyjnik.
- Nie wiem, skąd to masz, ale wynoś się, zanim stracę cierpliwość! – mężczyzna syknął, lecz tak naprawdę zamierzał dać znać swoim strażom, by schwytali intruza.
- Wczoraj, na dworze, zachwalałeś mojemu bratu – Radowitowi, jeden z pierścionków. Taki z ogromnym szmaragdem, otoczonym maleńkimi diamentami, zgadza się? Jako idealny prezent zaręczynowy dla Ajry – rzekł. Natomiast ja powiedziałem, że taki pierścień, to może jej kupić dopiero na dwudziestą rocznicę ślubu, w podzięce za wspólnie przeżyte lata. Wtedy ojciec powiedział, żebym się nie odzywał, bo nikt nie chce mnie słuchać.
- Pamiętam! Wasza wysokość jest młodszym synem cesarza. Teraz poznaję – zdumiony kupiec, ledwie wydusił.
- Owszem, przyszedłem dla niepoznaki w tych łachach – powiedział szeptem. - Inaczej zwracałbym na siebie uwagę, nie tylko życzliwych ludzi. Ale proszę o dyskrecję. To jak? Dobijemy targu?
- Wasza wysokość wybaczy… – kupiec okazał zakłopotanie. - Nie wiem, jak dowiedziawszy się o takiej transakcji, zareagowałby pański ojciec, a nie mogę mieć w kimś tak potężnym i szanowanym wroga. To byłby zamach na własne życie, więc bardzo mi przykro, ale… – kupiec przepraszająco zwiesił głowę.
- A niech to! Czy ja, nawet odrobinę, się tu nie liczę?! – młodzieniec burknął, niepocieszony.
„Każdy liczy się tylko z nim, a nikt nie wie, jaki jest naprawdę! Gdybym kiedyś został cesarzem i miał dzieci, byłbym dla nich zupełnie inny! To znaczy... byłbym wyrozumiały i serdeczny!”
(…)
-Wychowałam się z trzema sporo starszymi braćmi: Melhioremm Witoldem oraz Kornelem. Nie bardzo się rozumieliśmy. Poza tym, szybko opuścili dom. Chcieli być poszukiwaczami skarbów. Nawet nie wiem, gdzie są i czy zrealizowali to marzenie.
- To smutne, że tak odseparowali się od rodziny – Lotar rzekł. - Tak czy tak, warto marzyć. Choćby o odnajdywaniu skarbów…
- Owszem – przyznała. To nie pochodzenie, a marzenia nadają nam wartość i sens egzystencji, nie sądzisz?
- Tak jest – rzekł. – Chciałbym ci coś powiedzieć – nagle oznajmił. – Wiem, że wcześniej źle wyraziłem się o cesarzu i całym dworze. Chyba uznałaś mnie za nieokrzesanego, a może nawet nieżyciowego buntownika i gbura… – nagle urwał i ponuro spojrzał przed siebie.
- Poczekaj, pozwól, że najpierw ja powiem, co mnie gryzie. Coś sobie uświadomiłam. Wtedy, gdy cię słuchałam, poczułam nie tylko obawę i oburzenie, ale także zazdrość, ponieważ potrafiłeś powiedzieć, co o nich myślisz, a ja nie. Choć jestem w radzie Luxaru, tak naprawdę… nie chcę mieć nic wspólnego z dworem, a tym bardziej z cesarzem. Młodziutka Merlin, została wciągnięta w ten światek wbrew swojej woli. Przewodniczący rady – właśnie ten Fabricio, który ma zostać magiem nadwornym, szykuje ją na swoją pomocnicę i towarzyszkę życia. Spodobała mu się zarówno jako dziewczyna jak i potężna czarodziejka. Tak więc, Merlin włożono do złotej klatki i nawet nikt nie pytał jej o zdanie. A to jeszcze dziecko. Jesteś bardzo blady, źle się czujesz?
- Nie, słucham cię z ogromnym poruszeniem, mów dalej.
- Całe szczęście na moich talentach i uroku, aż do tego stopnia, żaden mag lub wysoko urodzony na dworze młodzieniec się nie poznał. Zawsze unikam ściągania na siebie większej uwagi. Brzydzę się ich… pobudkami i próżnością. To dlatego zaopiekowałam się Merlin, ona podobne jak ja, tam nie pasuje, nie jest wyrachowana i próżna. Wybacz, że tyle mówię, ale odblokowałeś we mnie coś, co… dawno w sobie stłumiłam. I nawet nie wiem, jak masz na imię.
- Ja… Mam na imię… Evan - Lotar skłamał.
- Na pewno wszystko w porządku? Wyglądasz, jakby trawiła cię gorączka, drżysz.
- Nie, tylko jestem bardzo wzruszony, otworzyłaś się przede mną, a to wielki zaszczyt.
- Chciałam z kimś porozmawiać, już dłużej nie potrafiłam udawać. Co prawda mam jeszcze kuzyna o podobnych do ciebie poglądach, ale nie mogę mu przyznać racji. Raczej winnam temperować i uczyć Rafaela opanowania, a nie wprowadzać jeszcze większy chaos i bunt do jego umysłu, bo to mu zaszkodzi. Z Merlin też nie mogę być w pełni szczera, jest jeszcze taka młoda i niewiele pojmuje. Nie wolno mi zatruwać jej wyobrażeń. A teraz, gdy jestem tu sam na sam z tobą, to język jakoś tak mi się rozwiązał.
- Rozumiem, każdy czasem potrzebuje powiedzieć, co myśli. Cieszę się, że... – nagle urwał i opuścił głowę. – Że… ufasz mi – dokończył z wyraźnym trudem.
- Na pewno wszystko w porządku? Masz niepokój wypisany na twarzy. Dałabym sobie głowę uciąć, że w twoich myślach słyszę powtarzający się krzyk: Nie! Nie! Nie! – W kółko tylko to i więcej nic. To oczywiście taka… metafora, bo teraz dostrzegłeś, że po zdjęciu maski eterycznej i ułożonej studentki, też noszę w sobie gniew i kilogramy żółci.
- Ułożenie i eteryczność zostawmy fałszywym ludziom, którzy boją się nazwać rzeczy po imieniu. Cieszę się, że masz podobne poglądy.
- Dziękuję, ja nigdy nie wybaczyłabym komuś kłamstwa. Czuję się tak, jakby spadł mi kamień z serca – powiedziała i uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Czasem ludzie kłamią w dobrej wierze – nagle rzekł ponuro.
- Głównie z tchórzostwa – odparła.
- Jeśli tak, to myślę że boją się odrzucenia.

(...)

Uniwersum Orlandii
rok 2017
Lotar, siedząc pochylony nad szachami, nagle wstał. Choć była już późna pora, dookoła zrobiło się gwarno. Cesarz, schwyciwszy miecz, wychylił się z namiotu. W tym momencie, nerwowo zamrugał. Nie był pewny, czy to co widzi, dzieje się naprawdę, czy znowu dopadły go halucynacje.
Edilen, prowadząc swojego konia, szła w towarzystwie Edwarda, Rosalina i Evana.
- Witaj tato, wróciłam – powiedziała jakby nigdy nic.
Cesarz wciąż milczał niczym zaklęty, nie dowierzając swoim zmysłom.
- Nie przytulisz mnie na powitanie? – spytała i ruszyła w jego kierunku. Ponieważ Lotar, jak dotąd nie wydobył z siebie ani słowa, jego córka sama podeszła i rzuciła mu się na szyję.
- Też ją widzicie? – w tej chwili spytał.
- Oczywiście panie, jak mielibyśmy jej nie widzieć? – zdziwił się Rosalin.
- Zastanawiałem się, czy nie popadam w obłęd, albo czy znowu nie przedawkowałem jakichś podejrzanych eliksirów – odparł, ale na jego twarzy momentalnie pojawił się uśmiech. – To naprawdę ty, moja nieusłuchana, uparta córka… – rzekł, chcąc zabrzmieć surowo, ale w jego głosie wyczuwało się jedynie wzruszenie. - Co sprawiło, że zechciałaś wrócić? – nagle spytał i pogłaskał ją po włosach.
- Zniszczymy ją, zgładzimy! – stwierdziła.
- Kogo?
- Jak to kogo?! Merlinę.
- Zrobiła ci coś złego? – spytał przerażony. Zapanowała cisza. Edilen, w tym momencie spojrzała na niego, a po chwili na pozostałych.
- Możemy porozmawiać na osobności?
- Oczywiście – odparł i dał znak, by wszyscy wyszli.
Gdy już byli tylko we dwoje, Edilen ciężko westchnęła, a w jej oczach stanęły łzy.
- Wygnała mnie.
- Wygnała cię? – Lotar zdziwiony powtórzył, spodziewając się zupełnie innej odpowiedzi.
- Powiedziała, że mam się wynosić, bo stoję jej na drodze do wykonania planu. Już żadna kobieta mnie nie porzuci! Wystarczy, że zrobiła to moja własna matka.
- Przykro mi – Lotar powiedział i zwiesił głowę.
- Już nic mi nie zaszkodzi. Wybaczyłam ci kłamstwa i odzyskałam swoją moc. Jestem potężna. Sama mogę zgładzić Merlin. Może nie byłam w stanie zrobić tego, gdy mnie odrzuciła, ale wkrótce będę. Zmiotę ją z powierzchni ziemi. Jak trzeba, to rozniosę wszystko w drobny pył, wszystko, co stanie mi na drodze – oznajmiła.
- Edilen, nie poznaję cię – Lotar popatrzył na nią ze zdumieniem i obawą.
- Błagałam ją, by pozwoliła mi zostać. Chciałam, żeby mnie kochała jak swoją córkę, której nigdy nie mogła mieć.
- Błaganie kobiety o miłość nigdy nie kończy się dobrze – stwierdził.
- Filozof się znalazł! – Edilen odparła z gorzkim uśmiechem.
Na te słowa Lotar jedynie odwrócił wzrok, natomiast Edilen kontynuowała:
- Cóż, jakby na to nie patrzeć, jestem w połowie tobą – stwierdziła. - Jak dotąd, nie chciałam tego dostrzec i zaakceptować. – Ale… oprócz okropnych, posiadasz też bardzo cenne cechy, za które jestem ci wdzięczna.
Lotar oderwał wzrok od ziemi i spojrzał na nią. Na jego twarzy malowała się nieufność i podejrzliwość.
- Czyli… Jutro nie zmienisz zdania, nadal tu będziesz?
- Tak, tu jest moje miejsce – odparła.
- Ech… – nagle westchnął ponuro. – Odczuwasz ogromny żal, bo kandydatka na mamusię cię porzuciła. Ale co, gdybym powiedział, że wcale nie jesteś jej obojętna? A wręcz przeciwnie.
- Jak to?
- Masz potężną moc. I ona ją odblokowała. Gdyby chciała cię użyć jako narzędzia, to bez problemu okręciłaby cię sobie wokół palca. Ale tknięta jakimś uczuciem, postanowiła odprawić cię z tej gry, wiele ryzykując zresztą.
- Ty twierdzisz, że… jej jednak zależy na mnie?!
- Tak. Bo inaczej albo urabiałaby cię na swoją modłę, albo zabiła, poderżnąwszy gardło podczas snu, ty mój kurzy móżdżku.
- Powstrzymaj się od obrażania mnie!
- No proszę, Merlinka naprawdę pokochała swoją przyszywaną córcię…
- Nie, to nie może być prawda!
- Serduszko pękło po raz drugi, co?
- Dlaczego znowu jesteś dla mnie okrutny? Ale czy jeszcze dziwi mnie twój zgorzkniały sposób bycia? Mieć w sobie mnóstwo zgryzoty i truć nimi innych dla ulżenia sobie…
- To nie tak. Teraz, po prostu chcę wiedzieć, czy nadal tu zostaniesz, czy kolejny raz mnie opuścisz.
Edilen milczała.
W tym momencie oboje usłyszeli kroki. W ich kierunku szedł zdziwiony Mikel; gdy ujrzał dziewczynę, jego twarz mimowolne wykrzywiła się w grymasie niezadowolenia.
Edilen natychmiast otarła łzy. Wzięła głęboki wdech, a na jej obliczu pojawił się fałszywy uśmiech.
- Och, jest i mój narzeczony – nagle stwierdziła. - Uchylałam się tak długo, ale teraz śpieszę wyznać, że zgadzam się.
- Na co? – Mikel wydusił z siebie.
- Jak to na co? – spytała, teatralnie akcentując zdziwienie. - Wyjdę za ciebie!
- Ja… yyy… czuję się zaszczycony, o szlachetna pani – blednąc, wyrecytował z udawanym zadowoleniem.

Władczyni tornad (saga fantasy, wybrane fragmenty z tomu pierwszego)

4
Przeczytałam i uff - to było naprawdę dużo tekstu. Na twoim miejscu pewnie udostępniałabym nieco krótsze fragmenty - nie chodzi mi o to, że tekst źle się czyta, ale wydaje mi się, że jednak wiele krótszych fragmentów czyta się lepiej niż jeden długi - taka specyfika opowiadań w Internecie. To jest trochę jak z numerowaniem stron w książce - łatwiej się odnaleźć w razie przerwy w czytaniu i jest to wrażenie przechodzenia do kolejnych etapów historii (widać postęp w czytaniu). Oczywiście to taka luźna uwaga, rozumiem, że nie chciałaś plątać ze sobą różnych historii.

Wydaję mi się też, że używasz w dialogach łącznika zamiast pauzy/półpauzy. Nie jestem tu znawcą, najlepiej to sobie zweryfikować, ale jeśli dobrze pamiętam to łącznik (krótka kreska) jest do łączenia słów (czarno-biały), a myślnik (długa kreska) jest właśnie w dialogach. Podam przykład
Luiza Lamparska pisze: (śr 12 cze 2024, 13:36) - Tak, tu jest moje miejsce – odparła
Pierwsza kreska jest krótka, druga to chyba półpauza, a powinny być obie długie :D

To oczywiście nie ma jakiegoś ogromnego znaczenia (przynajmniej nie dla mnie), ale z myślnikiem lepiej się czyta.

Co do samego tekstu - faktycznie jest bardzo dużo dialogów i wydaje mi się, że tekst nie straciłby zbyt wiele, gdybyś kilka rozmów sobie odpuściła, a zamiast tego skupiła się na akcji czy jakimś opisie. Brakuje mi w relacji Edilen i Lotara jakiś emocji, uczuć, wspomnień. Zwłaszcza, że ta relacja jest bardzo nierówna - zachowanie ojca jest momentami wręcz obrzydliwe, a potem pokazuje się jakaś pokrętna forma przywiązania. Ładniej i bardziej realnie by to wyglądało, gdybyś spróbowała pokazać, co się dzieje w głowie głównej bohaterki.
Mam też taki problem z Edilen, że ona hm... użyję tu wymyślonego wyrażenia (na potrzeby tego komentarza hah) - Edilen po prostu aż za bardzo ma wyższość fabularną nad innymi postaciami. Chodzi mi o wyższość moralną, mentalną, słowną, motywów, sprawiedliwości itd. Po prostu jest od wszystkich lepsza i to mnie troszkę razi. Poznęcaj się trochę nad nią - niech się mota, nie wie, co zrobić, popełni jakiś kardynalny błąd, wygłupi się, skrzywdzi kogoś z jakiś marnych pobudek. Po prostu fajnie, jakby się stała bardziej ludzka.
Podoba mi się postać tej "wybitnie zdolnej" czarodziejki - jest zabawna i bezpośrednia. Lotar to jakiś socjopata, nie da się go ani lubić ani zrozumieć. Ciekawi mnie natomiast ten Mitel, jest taki nieprzewidywalny.

Władczyni tornad (saga fantasy, wybrane fragmenty z tomu pierwszego)

6
Na razie przeczytałem scenę w karczmie. Ciekawa. Podobają mi się elementy humorystyczne, które pojawiły się już na samym początku, jak ten z lewitującym kufrem. Mam kilka uwag.
Luiza Lamparska pisze: (śr 12 cze 2024, 13:36) – A ty… jesteś łowczynią – nagle stwierdziła zaintrygowana.
- Tak – przyznała Edilen.
Po czym Adora poznała, że Edilen jest łowczynią? Po stroju? Wiemy tylko, że było
Luiza Lamparska pisze: (śr 12 cze 2024, 13:36) brudne, męskie ubranie Edilen.
Luiza Lamparska pisze: (śr 12 cze 2024, 13:36) Może sama nie pochodzę z bogatej rodziny, ale mam ambicję. Zajdę wysoko i… doceniam dobrobyt, w przeciwieństwie do rozpieszczanych przez życie panienek.
Niepotrzebnie to mówi. Jeśli rzeczywiście ma ambicje, to sami powinniśmy dojść do takiego wniosku. Jej działania powinny na to wskazywać. Ale jeśli musi to powiedzieć, to powinno to wyglądać mniej więcej tak:

- Ambitna jest, co? - Edilen próbowała ją sprowokować
- Na pewno ambitniejsza od ciebie.

Bo gdy postać mówi: "jestem taka i owaka" to jest to sztuczne. Wiadomo że powinniśmy wyrabiać sobie o niej opinie poprzez jej działania.
Luiza Lamparska pisze: (śr 12 cze 2024, 13:36) – Do zobaczenia – powiedziała, po czym, jakby nigdy nic, opuściła karczmę.
Informacja została przekazana. By po chwili:
Luiza Lamparska pisze: (śr 12 cze 2024, 13:36) - O, poszła sobie.
Mamy zupełnie zbędną wypowiedź.
Luiza Lamparska pisze: (śr 12 cze 2024, 13:36) - Dobra, nieważne, wynośmy się stąd! – Edilen nagle przerwała przydługie wywody.
O, właśnie! Chyba jednak za dużo gadania :)

Pozdrawiam

Władczyni tornad (saga fantasy, wybrane fragmenty z tomu pierwszego)

7
Janusz 2000 pisze: (ndz 18 sie 2024, 22:22) Po czym Adora poznała, że Edilen jest łowczynią? Po stroju? Wiemy tylko, że było
Ma jej podobiznę, rozpoznaje ją jako cesarską córkę, która trudni się zabijaniem złoczyńców.
Janusz 2000 pisze: (ndz 18 sie 2024, 22:22) Niepotrzebnie to mówi. Jeśli rzeczywiście ma ambicje, to sami powinniśmy dojść do takiego wniosku. Jej działania powinny na to wskazywać. Ale jeśli musi to powiedzieć, to powinno to wyglądać mniej więcej tak:

- Ambitna jest, co? - Edilen próbowała ją sprowokować
- Na pewno ambitniejsza od ciebie.
Nie, zmieniasz mi jej charakter.
Janusz 2000 pisze: (ndz 18 sie 2024, 22:22) Bo gdy postać mówi: "jestem taka i owaka" to jest to sztuczne. Wiadomo że powinniśmy wyrabiać sobie o niej opinie poprzez jej działania.
Luiza Lamparska pisze: (śr 12 cze 2024, 13:36)

– Do zobaczenia – powiedziała, po czym, jakby nigdy nic, opuściła karczmę.
Informacja została przekazana. By po chwili:
Luiza Lamparska pisze: (śr 12 cze 2024, 13:36)

- O, poszła sobie.
Mamy zupełnie zbędną wypowiedź.
A nieprawda :)

Adora taka jest: cechuje ją megalomania, manipulacja, pusta gadanina, wyrachowanie, prowokowanie i ambicje odnośnie realizacji swojego planu po trupach do celu. A przy tym może być momentami nawet zabawna albo wręcz budzić grozę poziomem bezduszności, który odsłania, gdy już jej nie zależy i nie ma interesu.

Pozdrawiam

Władczyni tornad (saga fantasy, wybrane fragmenty z tomu pierwszego)

8
Pozwolę sobie na bazie ostatniego fragmentu przedstawić moją wizję skrócenia dialogów:

Uniwersum Orlandii
rok 2017
Lotar, siedząc pochylony nad szachami, nagle wstał. Choć była już późna pora, dookoła zrobiło się gwarno. Cesarz, schwyciwszy miecz, wychylił się z namiotu. W tym momencie, nerwowo zamrugał. Nie był pewny, czy to co widzi, dzieje się naprawdę, czy znowu dopadły go halucynacje.
Edilen, prowadząc swojego konia, szła w towarzystwie Edwarda, Rosalina i Evana.
- Witaj tato, wróciłam – powiedziała jakby nigdy nic.
Cesarz wciąż milczał niczym zaklęty, nie dowierzając swoim zmysłom.
- Nie przytulisz mnie na powitanie? – spytała i ruszyła w jego kierunku. Ponieważ Lotar, jak dotąd nie wydobył z siebie ani słowa, jego córka sama podeszła i rzuciła mu się na szyję.
- Też ją widzicie? – w tej chwili spytał. (pytanie, czy ją widzą nie pasuje do sytuacji, skoro dziewczyna już wisi mu na szyi(sic!), mógł jedynie coś stęknąć, cofnąć się, odtrącić ją, itp.)
- Oczywiście panie, jak mielibyśmy jej nie widzieć? – zdziwił się Rosalin.
- Zastanawiałem się, czy nie popadam w obłęd, albo czy znowu nie przedawkowałem jakichś podejrzanych eliksirów – odparł, ale na jego twarzy momentalnie pojawił się uśmiech. – To naprawdę ty, moja nieusłuchana, uparta córka… – rzekł, chcąc zabrzmieć surowo, ale w jego głosie wyczuwało się jedynie wzruszenie. - Co sprawiło, że zechciałaś wrócić? – nagle spytał i pogłaskał ją po włosach.
- Zniszczymy ją, zgładzimy! – stwierdziła. (razi mnie to, że dziewczyna w obecności ojca gada jak małe rozemocjonowane dziecko, a jest przecież jakąś groźną wojowniczką)
- Chcę załatwić Merlinę – rzuciła. (moja propozycja)
- Kogo?
- Jak to kogo?! Merlinę.

- Zrobiła ci coś złego? – spytał przerażony. Zapanowała cisza. Edilen, w tym momencie spojrzała na niego, a po chwili na pozostałych.
- Możemy porozmawiać na osobności?
- Oczywiście – odparł i dał znak, by wszyscy wyszli.
Gdy już byli tylko we dwoje, Edilen ciężko westchnęła, a w jej oczach stanęły łzy.
- Wygnała mnie.
- Wygnała cię? – Lotar zdziwiony powtórzył, spodziewając się zupełnie innej odpowiedzi.
- Powiedziała, że mam się wynosić, bo stoję jej na drodze do wykonania planu. Już żadna kobieta mnie nie porzuci! Wystarczy, że zrobiła to moja własna matka.
- Przykro mi – Lotar powiedział i zwiesił głowę.
- Już nic mi nie zaszkodzi. Wybaczyłam ci kłamstwa i odzyskałam swoją moc. Jestem potężna. Sama mogę zgładzić Merlin. Może nie byłam w stanie zrobić tego, gdy mnie odrzuciła, ale wkrótce będę. Zmiotę ją z powierzchni ziemi. Jak trzeba, to rozniosę wszystko w drobny pył, wszystko, co stanie mi na drodze – oznajmiła. (skoro tak się chwali, że może to zrobić sama, to dlaczego wróciła i początkowo mówiła w liczbie mnogiej „zniszczymy, zgładzimy”).
- Edilen, nie poznaję cię – Lotar popatrzył na nią ze zdumieniem i obawą. (wystarczy jedna emocja)
- Błagałam ją, by pozwoliła mi zostać. Chciałam, żeby mnie kochała jak swoją córkę, której nigdy nie mogła mieć.
- Błaganie kobiety o miłość nigdy nie kończy się dobrze – stwierdził.
- Filozof się znalazł! – Edilen odparła z gorzkim uśmiechem.
Na te słowa Lotar jedynie odwrócił wzrok, natomiast Edilen kontynuowała:
(wydaje mi się, że te wzajemne przytyki nic nie wnoszą do sceny, chyba że odwołują się do istotnych wcześniejszych wydarzeń)
- Cóż, jakby na to nie patrzeć, jestem w połowie tobą – stwierdziła. - Jak dotąd, nie chciałam tego dostrzec i zaakceptować. – Ale… oprócz okropnych, posiadasz też bardzo cenne cechy, za które jestem ci wdzięczna.
Lotar oderwał wzrok od ziemi i spojrzał na nią. Na jego twarzy malowała się nieufność i podejrzliwość.
- Czyli… Jutro nie zmienisz zdania, nadal tu będziesz?
- Tak, tu jest moje miejsce – odparła.
- Ech… – nagle westchnął ponuro. – Odczuwasz ogromny żal, bo kandydatka na mamusię cię porzuciła. Ale co, gdybym powiedział, że wcale nie jesteś jej obojętna? A wręcz przeciwnie.
- Jak to?
- Masz potężną moc. I ona ją odblokowała. Gdyby chciała cię użyć jako narzędzia, to bez problemu okręciłaby cię sobie wokół palca. Ale tknięta jakimś uczuciem, postanowiła odprawić cię z tej gry, wiele ryzykując zresztą.
- Ty twierdzisz, że… jej jednak zależy na mnie?!
- Tak. Bo inaczej albo urabiałaby cię na swoją modłę, albo zabiła, poderżnąwszy gardło podczas snu, ty mój kurzy móżdżku.
- Powstrzymaj się od obrażania mnie!
- No proszę, Merlinka naprawdę pokochała swoją przyszywaną córcię…
- Nie, to nie może być prawda!
- Serduszko pękło po raz drugi, co?
- Dlaczego znowu jesteś dla mnie okrutny? Ale czy jeszcze dziwi mnie twój zgorzkniały sposób bycia? Mieć w sobie mnóstwo zgryzoty i truć nimi innych dla ulżenia sobie…
- To nie tak. Teraz, po prostu chcę wiedzieć, czy nadal tu zostaniesz, czy kolejny raz mnie opuścisz.

Edilen milczała.
W tym momencie oboje usłyszeli kroki. W ich kierunku szedł zdziwiony Mikel; gdy ujrzał dziewczynę, jego twarz mimowolne wykrzywiła się w grymasie niezadowolenia.
Edilen natychmiast otarła łzy. (to ona płakała cały czas podczas tej długiej rozmowy z ojcem?) wzięła głęboki wdech, a na jej obliczu pojawił się fałszywy uśmiech.
- Och, jest i mój narzeczony – nagle stwierdziła. - Uchylałam się tak długo, ale teraz śpieszę wyznać, że zgadzam się.
- Na co? – Mikel wydusił z siebie.
- Jak to na co? – spytała, teatralnie akcentując zdziwienie. - Wyjdę za ciebie!
- Ja… yyy… czuję się zaszczycony, o szlachetna pani – blednąc, wyrecytował z udawanym zadowoleniem wyrecytował, blednąc na twarzy (moja propozycja)
[/quote]

Mam takie ogólne wrażenie, że sceny z ojcem odbywają się w zbyt powtarzalnej konwencji. Ciągłe przepychanki słowne i kamuflowane uczucia. To jest zabawne początkowo, ale potem już nuży. Bo kiedy ona spotyka ojca, to już wiadomo co będzie dalej. Ta relacja jest przegadana i w ogóle nie ewoluuje. Wszystko, co się wydarzyło w tym fragmencie można by zawrzeć w kilku treściwych zdaniach. Ona wraca do ojca, bo doznała odrzucenia i pała chęcią zemsty na kobiecie, w której widziała przybraną matkę (nie jest jasne, czy oczekuje pomocy ojca przy tej zemście). Ojciec ją przyjmuje i pociesza, że to, co ona odebrała jako odrzucenie przez quasi-matkę, było w rzeczywistości działaniem dla jej dobra (choć na razie nie rozpoznanego). Nic więcej nie wydarza się. Nie poznamy też bardziej bohaterów, bo już ich znamy od tej strony z wcześniejszych fragmentów. Na koniec ona nieoczekiwanie w przyjmuje oświadczyny Mikela - ale tu mi brak reakcji Lotara, który też musiał być zaskoczony.

Władczyni tornad (saga fantasy, wybrane fragmenty z tomu pierwszego)

9
Jakub2024 pisze: (wt 20 sie 2024, 14:28) Nic więcej nie wydarza się. Nie poznamy też bardziej bohaterów, bo już ich znamy od tej strony z wcześniejszych fragmentów.
Wydarza się bardzo dużo, tu zmienia się ich relacja. Ojciec pierwszy raz potraktował ją szczerze i uczciwie, sporo ryzykując. Nie w jego interesie było przyznanie tego, że dla Merlin jego córka stała się ważna. Bo tylko Merlin może odebrać mu tę dziewczynę. Edilen docenia ten gest, szczerość, na którą ojca nie było nigdy stać. Na tyle, że oznajmia iż poślubi Mikela, co znaczy, że na pewno zostanie, nie odjedzie.

On dojrzewa jako ojciec - dociera do niego to, że lepiej być szczerym z nią niż próbować manipulacji, a ona zaczyna rozumieć, że kłamał bo desperacko bał się jej stracić, a jego szczerość robi na niej jednak wrażenie. Ale to jest dość nie wprost. Kolejna rzecz - zdanie o błaganiu kobiety o miłość, które skreśliłeś, przecież on to mów nie wprost, ale o sobie i poniekąd zdradza, że błagał o tę miłość kiedyś, nie był zawsze tyranem. Czegoś się dowiadujemy nowego.
Jakub2024 pisze: (wt 20 sie 2024, 14:28) razi mnie to, że dziewczyna w obecności ojca gada jak małe rozemocjonowane dziecko, a jest przecież jakąś groźną wojowniczką)
- Chcę załatwić Merlinę – rzuciła. (moja propozycja)
- Kogo?
Nie, mój drogi, ona ma uczucia do niej niczym porzucone dziecko do matki. Załatwić to można gościa który zwleka ci z zapłatą długu, albo nachalnie podrywa cię, a ty sobie tego nie życzysz.
Jakub2024 pisze: (wt 20 sie 2024, 14:28) Już nic mi nie zaszkodzi. Wybaczyłam ci kłamstwa i odzyskałam swoją moc. Jestem potężna. Sama mogę zgładzić Merlin. Może nie byłam w stanie zrobić tego, gdy mnie odrzuciła, ale wkrótce będę. Zmiotę ją z powierzchni ziemi. Jak trzeba, to rozniosę wszystko w drobny pył, wszystko, co stanie mi na drodze – oznajmiła. (skoro tak się chwali, że może to zrobić sama, to dlaczego wróciła i początkowo mówiła w liczbie mnogiej „zniszczymy, zgładzimy”).
Bo przyszła się ojcu przede wszytskim wyżalić, bo tak naprawdę nie jest do tego zdolna, ale dodaje sobie w ten sposób determinacji, chcąc sama siebie przekonać i szukać wsparcia w przekonaniu jej samej do tego.


Dziękuję za poświęcony czas i uwagi,
te drobne cięcia, gdzieniegdzie, faktycznie mogą poprawić tekst.

Władczyni tornad (saga fantasy, wybrane fragmenty z tomu pierwszego)

10
Luiza Lamparska pisze: (czw 22 sie 2024, 00:31) On dojrzewa jako ojciec - dociera do niego to, że lepiej być szczerym z nią niż próbować manipulacji, a ona zaczyna rozumieć, że kłamał bo desperacko bał się jej stracić, a jego szczerość robi na niej jednak wrażenie. Ale to jest dość nie wprost. Kolejna rzecz - zdanie o błaganiu kobiety o miłość, które skreśliłeś, przecież on to mów nie wprost, ale o sobie i poniekąd zdradza, że błagał o tę miłość kiedyś, nie był zawsze tyranem. Czegoś się dowiadujemy nowego.
Ja tam już w scenie z ich pojedynkiem zauważyłem, że on nie chce dla niej źle - chociaż nacinał ją mieczem i wtrącił do lochu. To tylko były surowe gesty, taka "nieumiejętna" miłość, nie było tam prawdziwej chęci skrzywdzenia jej, na przykład na pewno by nie pozwolił, żeby zgwałciły ją te draby. Dla mnie on nie był okrutnym tyranem już wtedy. Dlatego nie potrzeba mi informacji, że błagał kobietę o miłość, żeby zmiękczyć jego wizerunek (Czy tą kobietą była Merlina?). Poza tym, jeśli przyszła się wyżalić, to znaczy, że wie, iż on nie jest bezlitosnym tyranem. Całe to jej zacietrzewienie i buntownicza postawa, to jakaś poza, "nastoletnie" fochy.

Władczyni tornad (saga fantasy, wybrane fragmenty z tomu pierwszego)

11
Jedna rzecz. Nie chciałabym, żeby ktokolwiek zinterpretował moją odpowiedź, że jakieś ludzkie odruchy Lotara, które się pojawiają dalej w miarę rozwoju fabuły, już rozgrzeszają go ze wszystkiego, albo że bohater jest w porządku ojciec, bo "dobry" cel uświęca złe środki.

Nie gloryfikuję takich toksycznych relacji rodzinnych.

Lotar, którego poznajemy na początku tomu pierwszego, bez żadnych wątpliwości, jest tyranem. Choć powieść jest o tym, że takim się stał, a nie urodził.

Jest zaborczy, kontrolujący, usiłuje trzymać wszystkich swoich podwładnych i bliskich twardą ręką za pomocą kontroli, manipulacji, zastraszania, podburzania, skłócania ze sobą, podważania i rujnowania poczucia wartości bliskich mu osób, sadyzmu psychicznego, a nawet fizycznej przemocy - jest w stanie spoliczkować Edlien za to że śmiała wcześniej od niego uciec, a także złamać swojemu przyszłemu zięciowi nos, bo błędnie podejrzewa, że ten ma romans z córką znajomego kupca.

Dopiero uświadomienie sobie, że te metody na córkę( jako jedyną osobę z jego otoczenia) nie działają, skłania go do przyznania się przed samym sobą, że musi coś zmienić. Bardziej dlatego, że nie tyle chce, co musi to zrobić.

Aczkolwiek on, niespodziewanie dla samego siebie, uczy się przy tym czegoś i częściowo zmienia (na pewno nie w anioła, o co to to nie), ale w kogoś kto zaczyna nie tyle się przyznawać całemu światu, co w skrytości ducha rozumieć, że popełnił sporo poważnych błędów.

Władczyni tornad (saga fantasy, wybrane fragmenty z tomu pierwszego)

12
Scena z ojcem jest okrutnie przegadana. Ten wybieg z wypiciem przez Lotara napoju zagłuszającego jego myśli tylko komplikuje sprawę. Nie trzeba każdej wypowiedzi wkładać w usta postaci pojawiającej się w scenie. Gdyby cesarz nie wiedział, że jego córka czyta ludziom w myślach, czułby się przy niej swobodniej. Ona też nie musiałaby się zdradzać ze swoimi zdolnościami.
Luiza Lamparska pisze: (śr 12 cze 2024, 13:36) Mikel jest teraz zajęty. Gdy wróci, przyjmiesz wreszcie jego oświadczyny.
- Nie ma mowy.
- To nie jest prośba, kapłan przybędzie jutro.
Słowa "kapłan przybędzie jutro" mogłyby paść tylko w myślach Lotara. Edilen mogłaby powiedzieć: "Jutro rano wyjeżdżam", a Lotar na to: "Czyżby?", po czym dodałby w myślach: "Zamknę ją w lochu do czasu przybycia kapłana". To dodałoby scenie pewnego napięcia. A tak to mamy wykładanie kawy na ławę.

Naprawdę dobrym pomysłem było odczytywanie myśli strażników.
Luiza Lamparska pisze: (śr 12 cze 2024, 13:36) - Czego nie mogę się dowiedzieć?!
Po co ona się z tym zdradza?

Władczyni tornad (saga fantasy, wybrane fragmenty z tomu pierwszego)

14
Powiem Ci, że ja pisząc staram się ograniczać dialogi. Dlaczego? Bo wiem, że czytającego dialogi męczą. Wiadomo, chcemy wszystko przekazać, najlepiej werbalnie. Lecz czy Ty czytając książki, masz same dialogi? Nie, są właśnie opisy, rozmyślania bohaterów, akcje. Dialogi są naszym punktem odniesienia do czegoś ważnego :) Przynajmniej ja tak to odczuwam.
Ogólnie podobał mi się tekst, dosyć długawy, ale może właśnie przez te dialogi? :)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron