Wulgaryzmy
Pachniałaś ziemią, słońcem i wiatrem. Kwietniową skibą budzącą się do życia, stęsknioną ziaren, marzącą o tchnięciu nowego istnienia w pierwiastki roślin. Niecierpliwą ruchu jaki w niej zapoczątkuje odwieczny cykl. Nagrzana ostrym, wiosennym słońcem i czekająca na osuszający powiew ciepłego wiatru. Pachniałaś przyrodą.
Trzymałem cię za rękę, wędrując przez tą dziwną krainę. Czerwona trawa łąki zdawała się płonąć. Rozgarniana naszymi stopami ścieliła się z sykiem, jakby ogień gniewał się, że go depczemy. Pobliskie krzaki czarnego bzu okadzały duszącym zapachem słów, które mój mózg tłumaczył: Co robisz? Dokąd ją zabierasz? Jej miejsce jest zupełnie gdzie indziej. Zapłacicie obydwoje za tą podróż.
Czy słowa mogą mieć zapach? Mogą. Mogą mieć kolor, wyglądać różnie – dystyngowanie, jak we fraku i cylindrze lub nonszalancko, w podartych dżinsach i powyciąganym t-schircie.
Kocham cię. – Te mają wygląd wariata poprawiającego poły smokingu i zawiązującego sznurówki w starych adidasach. Są niebieskie jak twoje oczy i otulają feromonami dojrzewającej szesnastolatki.
Masz trzydzieści parę lat.
Ja pięćdziesiąt.
Wąska i kręta ścieżka prowadzi pośród szmaragdowych wzgórz. To dziwne, bo obok nas przebiega szeroka, wygładzona droga, po której przesuwa się tłum ludzi. Dziwnie znajomych. I ty, i ja, rozpoznajemy twarze, kłaniamy się, machamy ręką na powitanie, a oni nic. Mijają obojętnie, albo patrzą z politowaniem lub ledwo maskowaną pogardą. Nie dla nas ta droga i akceptacja towarzystwa zbiorowej podróży.
Chcecie kurzu, wybojów i szlabanów? Płacić myto na każdym skrzyżowaniu i tłumaczyć się z celu przed każdym pieprzonym celnikiem zatrzymującym do kontroli? Oglądać się wiecznie ze strachem, bo może ktoś dogania, przeładowując w pośpiechu wielkie „magnum”? A znacie chociaż cel? - zdaje się pytać ich wzrok.
Tak i nie.
Nasza droga jest prosta i zawsze prowadzi we właściwym kierunku. Czemu nią nie idziecie?
Nie wolno nam. Łamiemy zasady ruchu. Ale jest piękna. Popatrzcie...
Na poboczu rosły przedziwne, tęczowe kwiaty. Splatały się jak dziki bluszcz. Rosły szybko owijając się łodygami, delikatnie muskając kosmykami. Drżały wtedy w jakiej ekstazie, obijały kielichami kwiatostanu, wydając srebrne dźwięki dzwonków. Nuty tęsknoty. Zapach tęsknoty. Wygląd tęsknoty. Piękne.
Dziwna kraina.
W oddali las. Mieszany. Pokręcone sosny, strzeliste buki pokryte raczkującą zielenią i strojne w iglaste suknie, jodły. Po wejściu do niego ogarnął nas zapach butwiejących liści i mokrego poszycia. Ale powietrze było kryształowe, samo pchało się do płuc. Docierając krwiobiegiem do mózgu odpalało pokłady dopaminy. Zamknąłem oczy i przytuliłem cię. Świat zredukował się do przestrzeni między naszymi ustami. Malutki, ale strasznie gęsty świat.
Czyjaś ręka na ramieniu spowodowała, że otworzyłem oczy. Stał przede nami brodaty mężczyzna w długiej szacie, skórzanych ciżmach i w śmiesznej cappucino z nausznikami.
Dlaczego tędy idziecie? Przecież jest wygodna droga?
Czasami trzeba iść trudniejszą.
Po co?
Żeby dojść do nieba. Tamta droga tam nie prowadzi. Jest drogą obowiązku, powszedniości i zasad. Można nią wygodnie iść, ale tam nie ma miejsca dla wariatów. I niepotrzebnie zakochanych.
I sądzicie, że ta was tam doprowadzi?
Tak.
Mężczyzna uśmiechnął się i podrapał po brodzie.
Czyż nie jest tu wkoło pięknie? Właśnie jak w niebie?
Rozejrzałem się zdumiony. No faktycznie, te drzewa, kwiaty, powietrze... Dwa różnobarwne słońca wiszące nad głowami...
Mężczyzna podniósł się.
Ruszajcie.
To dokąd w końcu prowadzi ta droga?
Do waszego miasta. Tam się jeszcze spotkamy.
Wszedł na drogę, schylił się i podniósł dwa kamienie.
To na szczęście. Dopóki będziecie je mieli, będziecie razem.
Wzruszyłem ramionami.
Zwykłe, szare kamienie?
Nigdy nie wiesz co jest twoim szczęściem. Czasami najbardziej prozaiczna rzecz na świecie zamienia się w coś innego. Niech każde pilnuje swojego kamienia.
Ruszył w stronę lasu, ale przystanął na chwilę i obrócił się.
Aha, i nie śpieszcie się. Niebem jest ta droga, a nie cel.
Miasto też było dziwne. Stare kamieniczki połyskiwały czerwonymi dachówkami i mrugały znajomo szybami w skrzynkowych ramach. Odblask dwóch słońc wydobywał z nich witrażowe efekty. Tylko patrzeć jak się Madonny w nich będą ukazywać! Pomiędzy nimi wyrastały szare pudła socjalistycznych bloków z wielkiej płyty. Zadziwiający melanż starości i siermiężnej współczesności moich lat. Wszystko to pasowało jak pięść do nosa. Ulice też jakieś eklektyczne: kocie łby, kostka i za chwilę połatany asfalt.
Wszystko trochę znajome, trochę obce.
Przemykaliśmy wąskimi uliczkami z dala od głównych arterii i tłumów. Na widok przechodnia odwracaliśmy się do ciemnych ust bram lub przechodziliśmy na drugą stronę ulicy. Skąd ta niechęć i strach?
Czekał na nas na skrzyżowaniu. Cały czas w tym śmiesznym stroju, taki niedzisiejszy, stary, pachnący pleśnią i historią.
Chodźcie.
Weszliśmy w czeluść bramy i szliśmy tunelem. Ściskałem coraz mocniej twoją rękę. Czułem jak staje się gorąca i mokra od potu. W ciemności widziałem oczy połyskujące białkami. Wielkie, wystraszone. Mnie samego ogarniał nieuzasadniony niepokój pełzający po trzewiach i przenikający falami do mózgu.
Wreszcie światło. Podwórko otoczone ścianami kamienic, drzwi na pierwszym piętrze i znajomy zapach zalewajki i smażonego schabowego.
Jesteś u siebie.
Wszystko mi mówiło, że tak. I nie. Znowu dziwne miejsce i uczucie. Wszędzie pełno luster i obrazów.
Rozgość się. To twój dom.
Stałem, nie ruszając się.
Możesz mi trochę spraw wyjaśnić?
Jeśli tylko będę umiał.
Gdzie ja jestem? Co tu się dzieje? Nie znam tej pięknej krainy, choć niektórzy ludzie wydają mi się znajomi. Część twarzy pamiętam dobrze, niektóre jak przez mgłę, inne są całkiem nieznajome. Podobnie z otoczeniem. Część miejsc kojarzę, część nie. Czegoś się boję. Wszystko tu trochę inne – piękne i straszne. Trafiliśmy do jakiegoś wybrakowanego nieba stworzonego przez psychodelicznego Boga?
Ty zostań – zwrócił się do ciebie. – I poczekaj. Ktoś się tobą zajmie.
Poczekaj chwilę. – Dotknąłem brzoskwiniowego policzka. Miałaś delikatny meszek jak ten owoc. Musnąłem go ustami, a on załaskotał delikatnie nerwowe końcówki warg. Przytuliłem jakoś tak mocno. Nie wiem czemu tak.
Spojrzałem w lustro i odsunąłem się gwałtownie.
To lustro... - wychrypiałem.
Tak?
Nie ma jej w nim. Jestem sam.
A co w tym dziwnego? To twój dom to i odbicie twoje. Ona zobaczy siebie w swoim domu. W swoim lustrze. Chodź już.
Wyjąłem z kieszeni kamień i położyłem go na szafce stojącej obok.
Pierwszy pokój i lustro zajmujące całą ścianę. Naprzeciwko ogromny obraz Boscha „Piekło”. Poskręcane sylwetki w paroksyzmach bólu i strachu. Uwijające się diabły i porozrzucane narzędzia tortur. Dziwny gust Boga. Nawet jak na wybrakowane niebo.
W krysztale zobaczyłem pochyloną postać w masce maszkarona. Sterczał z niej długi nos z drewna. Obróciłem się na pięcie i ten w lustrze zrobił to samo. A więc rzeczywiście odbicie.
A cóż to jest? Wyglądam jak jakiś Pinokio.
Jesteś Pinokiem.
Bo kłamię?
Bo kłamiesz i masz dobre serce.
W sąsiednim pokoju wisiało następne, oprawione w ciężką, złoconą ramę. Obok „Mapa piekieł” Botticellego. Znowu chaos postaci, porządek kręgów i szaleństwo kary.
W tafli mały, jasnowłosy chłopiec kuli się na śniegu pocierając zgrabiałymi palcami zapałki o draskę. Chwilowy płomień, trochę światła, ciepła i mrok. I znowu... i znowu. W pudełku tylko kilka zapałek.
Znam tego chłopca. Widuję go w moim albumie z dzieciństwa.
Tu coś się nie zgadza. Nie jestem dziewczynką. Marne nawiązanie do baśni.
A jakie to ma znaczenie? Tak samo marzysz w nędznym świetle zapałek. Tak samo marzniesz w ich złudnym cieple. A ile ich jeszcze masz w pudełku? Ty już nawet pudełka nie masz.
I tak wędrowaliśmy: Dali, Memling, Delacroix, Durer i Brzydkie Kaczątko, które nigdy nie stało się łabędziem, Kubuś Puchatek, który uwielbiał miód. Najlepiej pitny. Jaś skopany po tyłku przez puszczalską Małgosię, czy Kot w butach, mający wysokie mniemanie o sobie, a pozostający tylko wyleniałym futrem bez własnego przypiecka.
Krążyłem zafascynowany, zapominając o wszystkim.
Doszliśmy do wielkiej jadalni. Oczywiście pełnej luster i obrazów. Na wielkim, dębowym stole stała błękitna zastawa. Z przyjemnością wciągnąłem w nozdrza zapach ulubionych potraw.
Gdzie ona jest?
Nie ma. Mój przyjaciel odprowadził ją do siebie.
Bez pożegnania?
Pożegnania są smutne. Po co więcej smutku, niż człowiekowi jest przypisane.
Potem ją znajdę.
Z kuchni dobiegał gwar znajomych głosów.
Kto tam jest?
Nie poznajesz? Twoja żona i dzieci.
Rozsiadł się wygodnie na krześle.
Dokończmy wyjaśnienia. Wszystko co widzisz i spotykasz, to twoje wspomnienia. Życia, snów, marzeń, przeczytanych książek, ulubionej muzyki. Niektóre są świeże i wtedy pamiętasz je dobrze, stare są wyblakłe i schowane za mgłą. Miejsca też są projekcją pamięci. Byłeś, śniłeś...
Chwileczkę. Niektórych nie znam na pewno. Nic mi nie mówią.
To jej świat wspomnień. Połączyliście je. Wyjątkowo silnie związało was uczucie. Ale to nie zmienia faktu, że jest niemożliwe. Ten świat czasu, w którym jesteśmy, też składa się z ludzi. A tam, gdzie są ludzie, obowiązują ludzkie zasady, normy, moralność czy obowiązek. Piękno nie zwalnia nikogo od ich przestrzegania. Nie chcieliście iść szeroką drogą z innymi, ale nie myślcie, że dzięki temu jesteście ponad nich.
Splótł ręce i położył je na blacie. W pobrużdżonej wiekiem twarzy widziałem konglomerat uczuć: stanowczości, rezygnacji i zamyślenia. Rozterki? Wątpliwości?
Gdzie ona jest?
Już mówiłem. W swoim domu. Z mężem i dziećmi. Jedzmy.
Znajdę ją.
Próbuj. Cuda zdarzają się niezależnie od miejsca gdzie jesteś. Nawet w krainie nieskończonego czasu, czasami zakrzywia się czas i przestrzeń. Tylko po co? Świat widział tyle rozstań, cierpień, łez, goryczy i trwa. Z waszym też będzie istniał.
A nasza miłość?
Tu nie ma to znaczenia. Mieliście swoje niebo. Mówiłem, że jest nim droga, a nie cel. Jedzmy, bo wystygnie.
W milczeniu zdjąłem pokrywki z zastawy. Kurwa mać! Zupa dyniowa i królik z brokułami! Nienawidzę tego!
Co jest? W cały domu tak pięknie pachniało!
Nic nie jest takie jak się wydaje. Nie tutaj i nie tobie.
Zerwałem się od stołu i pobiegłem do przedpokoju. Do dupy to wszystko. Muszę biec do niej. Tylko adres. Adres.
Jaki adres?!
Stał za mną. Przygarbiony. W jego oczach widziałem współczucie.
Na szafce leżał kamień. Nie był już szary. Lśnił niesamowitym blaskiem. Grały w nim załamania światła, refleksy kolorów iskrzyły ciepło, pieszcząc oko, wwiercając się w głowę i wywołując dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Czysty diament!
Co to jest?
Twoje najpiękniejsze wspomnienie.
Do dupy z takim niebem! - Szarpałem drzwi, które nie chciały się otworzyć. - Jest pięknie, kolorowo i przewidywalnie. A nic nie jest tak jak chcę. Nawet jedzenie. Nie chcę. Wsadź sobie gdzieś ten kamień. Ją chcę. Nawet Bóg nie może być takim popaprańcem, żeby stworzyć coś takiego... bezdusznego.
Złapał za moją rękę szarpiącą drzwi.
Niebo nie jest skrojone na miarę twoich oczekiwań, tylko tego co robiłeś. Zresztą... - Parsknął - To ty cały czas mówisz o niebie.
Wykonałem kilka głębokich oddechów. Nacisnąłem ponownie klamkę. Cholera, te drzwi otwierały się na zewnątrz!.
Dawaj adres.
Pokręcił przecząco głową.
To nie jest miejsce o jakim myślisz. Tu nie będzie dobrze.
To gdzie ja jestem, do kurwy, nędzy?!
W najgłębszej czeluści piekła. Nawet ja się nie odważyłem opisać tego kręgu... Aha, nie przedstawiałem się. Alighieri. Dante Alighieri.
Musiałem mieć strasznie głupią minę.
Nie ma nic gorszego, niż cierpieć w otoczeniu piękna, znajomych twarzy i miejsc. Mieć szczęście na odległość ręki i nie móc dosięgnąć. Dziesiąty krąg. Nazywa się „Niespełnienie”.
Dwa słońca pieściły moją twarz. Pod zamkniętymi powiekami wirowały kolorowe kręgi. Ludzie przemykali obok mnie, potrącając i mrucząc pod nosem, że blokuję przejście. Idźcie już. Omińcie i nie zwracajcie uwagi.
Ruszyłem przed siebie. Cuda się zdarzają. Nawet na samym dole piekła.
[+18] Dziesiąty krąg
2Mam mieszane uczucia. Napisane bardzo fajnie, nie przyczepiam się do niczego. Ale fabuła. Skoro do piekła, i to do dziesiątego kręgu trafia facet o dobrym sercu (choć kłamca), to jest to dla mnie niewiarygodne. Po za tym ten krąg dziesiąty "bardzo lajtowy", i jeszcze ta końcówka, że będzie działał, szukał ukochanej, ma wolną rękę. Nie. Nie kupuję tego. To do którego kręgu trafią prawdziwi zwyrodnialcy i pedofile na ten przykład? Chyba nie tu. A to według Ciebie najgorszy z kręgów - "Niespełnienie". Zresztą jeśli piekło istnieje, to ten opisany krąg byłby raczej pierwszym. Albo inaczej, to co opisałeś to dla mnie czyściec. Pisz dalej, pozdrawiam.
[+18] Dziesiąty krąg
3Na wszystkie pytania sam sobie odpowiedz.
To nie ja jestem czytelnikiem. Przemyśl formułę jaką zastosowałem i czym jest ten świat w kontekście marzeń i działań peela.
Dwoma różnymi, gdzie piekło może być niebem i odwrotnie.
A jeśli nie kupujesz pomimo to znaczy, że nie dla ciebie towar.
Dzięki za słowo.
To nie ja jestem czytelnikiem. Przemyśl formułę jaką zastosowałem i czym jest ten świat w kontekście marzeń i działań peela.
Dwoma różnymi, gdzie piekło może być niebem i odwrotnie.
A jeśli nie kupujesz pomimo to znaczy, że nie dla ciebie towar.
Dzięki za słowo.
[+18] Dziesiąty krąg
4Drogi autorze to, że ktoś nie rozumie twojej wizji nie oznacza, że to opowiadanie nie jest dla niego, ale, że twoje przesłanie nie dociera do czytelnika, który nie siedzi w twojej głowie. (dla wyjaśnienia,nie jest to komentarz do komentarza, ale stwierdzenie faktu)
Jakkolwiek dwa pierwsze brzmią sensownie, to dalsza część rodzi pytanie" ki diabeł?" Czyli o czym tu mowa?
A co do piekła, jakoś mało ten fragment przemawia do mnie jako czytelnika..., mdłe to i nijakie - a
Ładnie budujesz zdania, obrazowo, przekonywująco, ale opowiadanie to nie zdania, ono musi tworzyć zgrabną całość, a nie napisane koło siebie fragmenty.
miro pisze: (pt 13 sie 2021, 15:58) Pachniałaś ziemią, słońcem i wiatrem. Kwietniową skibą budzącą się do życia, stęsknioną ziaren, marzącą o tchnięciu nowego istnienia w pierwiastki roślin. Niecierpliwą ruchu jaki w niej zapoczątkuje odwieczny cykl. Nagrzana ostrym, wiosennym słońcem i czekająca na osuszający powiew ciepłego wiatru. Pachniałaś przyrodą.
Jakkolwiek dwa pierwsze brzmią sensownie, to dalsza część rodzi pytanie" ki diabeł?" Czyli o czym tu mowa?
to samo... jaka czerwona łąka?
znów nie jasna wypowiedź, co ma piernik do wiatraka? To ma być płynne, przenosić czytelnika z jednej sekwencji w drugą, by zdołał on sobie to wyobrazić. Skakanie z tematu na temat - raz zapach, raz kolor, a tu i wygląd = taki misz masz bez konsekwencji.miro pisze: (pt 13 sie 2021, 15:58) Czy słowa mogą mieć zapach? Mogą. Mogą mieć kolor, wyglądać różnie – dystyngowanie, jak we fraku i cylindrze lub nonszalancko, w podartych dżinsach i powyciąganym t-schircie.
To już całkiem nie tak - tłumaczenie czytelnikowi, co ma w tym obrazie zobaczyć, to nie walenie mu tekstem między oczy - ale powinna być subtelna podpowiedź.miro pisze: (pt 13 sie 2021, 15:58) Znam tego chłopca. Widuję go w moim albumie z dzieciństwa.
Tu coś się nie zgadza. Nie jestem dziewczynką. Marne nawiązanie do baśni.
A jakie to ma znaczenie? Tak samo marzysz w nędznym świetle zapałek. Tak samo marzniesz w ich złudnym cieple. A ile ich jeszcze masz w pudełku? Ty już nawet pudełka nie masz.
I co tu autor sugeruje?
A co do piekła, jakoś mało ten fragment przemawia do mnie jako czytelnika..., mdłe to i nijakie - a
To już całkiem wybacza sens.
Ładnie budujesz zdania, obrazowo, przekonywująco, ale opowiadanie to nie zdania, ono musi tworzyć zgrabną całość, a nie napisane koło siebie fragmenty.
[+18] Dziesiąty krąg
5Odpowiedź zawiera się w mojej pierwszej wypowiedzi.
Wyraźnie przecież napisałem - jeśli do kogoś nie dociera, to znaczy, że nie jest dla niego.
Każdy ma swoje gusta, próg wrażliwości, szerokość horyzontów i możliwości percepcji.
Nie trafia do ciebie? oki. Przyjąłem do wiadomości.
Jeśli ktoś ma problem z czerwoną trawą w tej fantasmagorii z elementami fantasy i proezji (prozy poetyckiej), to chyba nie bardzo mamy o czym rozmawiać.
PS. Niejasna piszemy łącznie.
Wyraźnie przecież napisałem - jeśli do kogoś nie dociera, to znaczy, że nie jest dla niego.
Każdy ma swoje gusta, próg wrażliwości, szerokość horyzontów i możliwości percepcji.
Nie trafia do ciebie? oki. Przyjąłem do wiadomości.
Jeśli ktoś ma problem z czerwoną trawą w tej fantasmagorii z elementami fantasy i proezji (prozy poetyckiej), to chyba nie bardzo mamy o czym rozmawiać.
PS. Niejasna piszemy łącznie.
[+18] Dziesiąty krąg
6Ładnie napisany tekst. Może pasowałoby do tego - przypowieść? Jest historia, jest pointa. Zdania się kleją i da się przez nie płynąć. Zgaduje, że trochę już popisałeś. Z takim warsztatem można już sporo zdziałać.
Podoba mi się też pomysł z zastąpieniem atrybucji dialogowej kursywą. Na mnie to zadziałało, uwypukliło surrealizm opowieści.
Są też plusy ujemne, żeby nie było za bardzo cukierkowo.
Podobnie tutaj:
Meteorologię możemy sobie jednak darować, ale wydaje mi się, że dla dobra tekstu można poszlifować jeszcze ten pierwszy akapit.
No i ostatnia sprawa to związki przyczynowo skutkowe prowadzące do końca. Zaznaczam, że mogę się głęboko mylić, bo albo nie jestem zbyt bystry, albo "widczonie tekst nie był dla mnie".
Wydaje mi się, że zrozumiałem istotę przekazu.
I nawet chyba rozumiem drogę, jaką bohater tam dotarł. Pasuje mi to i gra.
Niemniej jednak takie osobowe wstawienie tam Dantego powoduje, że czytelnik (ten zaznajomiony z teorią kręgów piekielnych) zamiast przyswoić subiektywne postrzeganie cierpienia i zważyć je sobie w duszy, zaczyna obiektywnie analizować co jest w teorii i czy ten dziesiąty krąg powinien być na parterze, czy na dachu czy w piwnicy. Można przez to zgubić sens.
Ale co ja tam wiem o sztukach piekielnych. Z Boscha mam tylko zmywarkę i wiertarkę.
Ale ogólnie całkiem, całkiem. Duży plus za język, który pozwala skupic się na opowieści.
PS.
Podoba mi się też pomysł z zastąpieniem atrybucji dialogowej kursywą. Na mnie to zadziałało, uwypukliło surrealizm opowieści.
Są też plusy ujemne, żeby nie było za bardzo cukierkowo.
Nie jestem pewien czy ten cudzysłów jest tu konieczny. Zenek jedzie "mercedesem"? Tak się chyba nie zapisuje, ale interpunktor ze mnie żaden, więc może i dobrze.
Też miałem mieszane uczucia do tej skiby. Trochę mi skrzypią drzwi do tego tekstu. Gdzieś dalej może by się to łatwiej łyknęło, ale pierwsze zdania stroją czytelnika. Ziemia i słońce są na tyle ogółne i budzą na tyle "typowe skojarzenia", że mam wrażenie, że większość czytelników to łyknie. Ale powtórzenie ziemi w positaci skiby? Sam nie wiem. Jestem synem wyprodukowanego przez PRL książkowego chłopo-robotnika, który do 14 był robotniekim w fabryce, a do wieczora chłpem we własnym obejściu. Dla mnie ta skiba jest skojarzeniem w najlepszym wypadku neutralnym. Jeśli mam uwierzyć, że wieczna tęsknota i niespełnienie to taka kara, to chyba powinienem najpierw uwierzyć w głębie tego związania.
Podobnie tutaj:
Dla mnie to dysonans, a nie oczywiste skojarzenie wciągające czytelnika. Dla mnie ostre i wiosenne do określenia, z różnych kategorii.
Meteorologię możemy sobie jednak darować, ale wydaje mi się, że dla dobra tekstu można poszlifować jeszcze ten pierwszy akapit.
No i ostatnia sprawa to związki przyczynowo skutkowe prowadzące do końca. Zaznaczam, że mogę się głęboko mylić, bo albo nie jestem zbyt bystry, albo "widczonie tekst nie był dla mnie".
Wydaje mi się, że zrozumiałem istotę przekazu.
Nie jest jakoś ukryty, więc zakładam, że dobrze.miro pisze: (pt 13 sie 2021, 15:58) Nie ma nic gorszego, niż cierpieć w otoczeniu piękna, znajomych twarzy i miejsc. Mieć szczęście na odległość ręki i nie móc dosięgnąć. Dziesiąty krąg. Nazywa się „Niespełnienie”.
I nawet chyba rozumiem drogę, jaką bohater tam dotarł. Pasuje mi to i gra.
Niemniej jednak takie osobowe wstawienie tam Dantego powoduje, że czytelnik (ten zaznajomiony z teorią kręgów piekielnych) zamiast przyswoić subiektywne postrzeganie cierpienia i zważyć je sobie w duszy, zaczyna obiektywnie analizować co jest w teorii i czy ten dziesiąty krąg powinien być na parterze, czy na dachu czy w piwnicy. Można przez to zgubić sens.
Ale co ja tam wiem o sztukach piekielnych. Z Boscha mam tylko zmywarkę i wiertarkę.
Ale ogólnie całkiem, całkiem. Duży plus za język, który pozwala skupic się na opowieści.
PS.
Eeeee... ghmmmm... yyyyyyy... No niekoniecznie właśnie. Jest jeszcze conajmniej jeden możliwy logiczny powód takiego stanu rzeczy...miro pisze: (ndz 15 sie 2021, 13:31) Wyraźnie przecież napisałem - jeśli do kogoś nie dociera, to znaczy, że nie jest dla niego.
Jako pisarz odpowiadam jedynie za pisanie.
Za czytanie winę ponosi czytelnik.
Za czytanie winę ponosi czytelnik.
[+18] Dziesiąty krąg
7Dzięki za spojrzenie i parę słów.
Niektóre sugestie i uwagi warte są przemyślenia.
Co do ostatniej - moja opinia nie jest złośliwa. Po prostu niektórzy nadają na innych falach, lubię konstrukcje rodem ze spagetti- - westernu i oczekują kurczowego trzymania się reguł w budowie fabuły.
Ja nie lubię.
Ten tekst jest akurat fantasmagorią z pogranicza jawy i snu. Ze sporą dawką proezji.
Szukanie w nim zwyczajnej logiki, to jak szukanie logiki we śnie.
A opisami i przemyśleniami bawiłem się raczej w konwencji metafory poetyckiej.
Taki sobie misz - masz.
Niektóre sugestie i uwagi warte są przemyślenia.
Co do ostatniej - moja opinia nie jest złośliwa. Po prostu niektórzy nadają na innych falach, lubię konstrukcje rodem ze spagetti- - westernu i oczekują kurczowego trzymania się reguł w budowie fabuły.
Ja nie lubię.
Ten tekst jest akurat fantasmagorią z pogranicza jawy i snu. Ze sporą dawką proezji.
Szukanie w nim zwyczajnej logiki, to jak szukanie logiki we śnie.
A opisami i przemyśleniami bawiłem się raczej w konwencji metafory poetyckiej.
Taki sobie misz - masz.
[+18] Dziesiąty krąg
8Ponieważ co nieco siedzę w tych klimatach więc pozwolę sobie na dogłębniejszą analizę. I nie bierz tego jako krytykę, to moje przemyślenia dotyczące tekstu, także dla twoich przemyśleń. Pamiętaj, że słowa wywołują określone odczucia, czasem inne u autora niż u czytelnika, często chodzi nie o to „co” piszesz ale „jak”, i to trzeba brać pod uwagę.
Pierwszy akapit - Ogólnie piękne i poetyckie (żeby nie było
).
.
Co mi zgrzyta w tym akapicie (warsztatowo) to:
Ten cały akapit bardzo poetycki i właściwie nie mam się tu do czego przyczepić. Ale jednak, tak gwoli dyskusji – akapit jest piękny, poetycki, ale ostatnie zdanie:
1- nastrój – następne zdanie to: Czy słowa mogą mieć zapach? – czy gdzieś tu jest ten niepokój? Tak go sobie raz czuje, a zaraz potem już nie? 2- sens – podobnie. Nic co następuje potem w tekście tego nie tłumaczy, gdzie oni „zapłacą”?, na samym końcu? Co innego, gdyby to było tylko lekkie przeczucie (i chyba właśnie o to ci chodziło?). Ale ja to: „Zapłacicie obydwoje za tą podróż.” odbieram jako wręcz agresywne, jak walnięcie młotkiem w głowę. Może by to zapisać jakoś łagodniej? Jak szept?
Podobnie tu:
Znów problem. Czemu chodzenie po polnych ścieżkach musi oznaczać celników i strach, a po głównych to już nie? Tu znowu masz coś na myśli, ale skąd ja mam to wiedzieć? Instynktowne skojarzenie z polnymi drogami to właśnie wolność, właśnie unikanie „celników”. Więc dlaczego? Może to „tamci” z tej „prostej drogi” tak to widzą? Czemu więc tego nie podałeś? Tu domyślam się czegoś interesującego, ale przydałoby się, żebyś coś więcej napomknął.
. Po co to? I w ogóle, jest w dziwacznym miejscu, ona zniknęła, naprawdę nie ma większych zmartwień niż akurat to nielubiane danie na stole? Chyba, że chodzi o:
No i jeszcze jedna mała uwaga – coś mi mówi, że oni zdradzali małżonków? Skoro to było wspomniane, to czemu nie zostało rozwinięte? Czy właśnie dlatego ten krąg?
Podsumowując. Określiłabym to jako „nieoszlifowany diament” , dużo ukrytych znaczeń, nawiązań, poezji, ale do porządnego dopracowania.
Pierwszy akapit - Ogólnie piękne i poetyckie (żeby nie było

To akurat rozumiem. Jako ogrodnik pasjonat, wiosną aż „czuję” jak ziemia „pachnie” pragnieniem nowego początku, zapach świeżej ziemi i niecierpliwego oczekiwaniamiro pisze:Kwietniową skibą budzącą się do życia, stęsknioną ziaren,

Co mi zgrzyta w tym akapicie (warsztatowo) to:
Ja przed „niecierpliwą” postawiłabym przecinek (no sorry, ale ja akurat lubię długie zdania) a zwłaszcza, że następne zdanie/zdania wydają się odnosić do innego podmiotu:miro pisze:Kwietniową skibą budzącą się do życia, stęsknioną ziaren, marzącą o tchnięciu nowego istnienia w pierwiastki roślin. Niecierpliwą ruchu jaki w niej zapoczątkuje odwieczny cykl.
Podobnie, przed „pachniałaś” też postawiłabym przecinek, wtedy wszystko byłoby zrozumiałe i na jednym wydechu. Bo tak (obecna forma) to zastanawiam się czy to jest celowy zabieg autora by wprowadzić małe zamieszanie (oczywiście też może), czy może autor tak daleko się zapędził, że nie zauważył? Ogólnie – właśnie to mi zgrzyta.miro pisze:Pachniałaś ziemią - Kwietniową skibą - Niecierpliwą ruchu - Nagrzana ostrym, wiosennym słońcem
Przez tę? Albo: „wędrując tą.miro pisze:wędrując przez tą dziwną krainę.
Tu już na pewno „tę”Zapłacicie obydwoje za tą podróż.
Ten cały akapit bardzo poetycki i właściwie nie mam się tu do czego przyczepić. Ale jednak, tak gwoli dyskusji – akapit jest piękny, poetycki, ale ostatnie zdanie:
wprowadza odmienny nastrój, dysonans, bohater chyba czyje niepokój. I to jest całkowicie ok, tylko po co? Nic co następuje potem tego nie tłumaczy.Zapłacicie obydwoje za tą podróż.
1- nastrój – następne zdanie to: Czy słowa mogą mieć zapach? – czy gdzieś tu jest ten niepokój? Tak go sobie raz czuje, a zaraz potem już nie? 2- sens – podobnie. Nic co następuje potem w tekście tego nie tłumaczy, gdzie oni „zapłacą”?, na samym końcu? Co innego, gdyby to było tylko lekkie przeczucie (i chyba właśnie o to ci chodziło?). Ale ja to: „Zapłacicie obydwoje za tą podróż.” odbieram jako wręcz agresywne, jak walnięcie młotkiem w głowę. Może by to zapisać jakoś łagodniej? Jak szept?
Podobnie tu:
Piękne, z wyobraźnią, piękne aż do: „feromonami dojrzewającej szesnastolatki.” Tu znowu czuję dysonans, dojrzewanie i nastolatki, to instynktownie kojarzy mi się z Lolitkami i pryszczami na twarzy, blee. O to ci chodziło? Ale akurat tutaj następujące po tym zdania nawet by pasowały.Kocham cię. – Te mają wygląd wariata poprawiającego poły smokingu i zawiązującego sznurówki w starych adidasach. Są niebieskie jak twoje oczy i otulają feromonami dojrzewającej szesnastolatki.
Czemu to dziwne? Nie mogą dwie drogi iść obok siebie? Chyba chodzi tu o to, że skoro jest tu jedna „śliczna” dróżka, to po co jeszcze ta druga „nie śliczna”? Ale to mogłoby być jakoś inaczej wyrażone niż tylko: „to dziwne” (tym bardziej, że powtórzenie).Wąska i kręta ścieżka prowadzi pośród szmaragdowych wzgórz. To dziwne, bo obok nas przebiega szeroka, wygładzona droga, po której przesuwa się tłum ludzi
Płacić myto na każdym skrzyżowaniu i tłumaczyć się z celu przed każdym pieprzonym celnikiem zatrzymującym do kontroli? Oglądać się wiecznie ze strachem,
Znów problem. Czemu chodzenie po polnych ścieżkach musi oznaczać celników i strach, a po głównych to już nie? Tu znowu masz coś na myśli, ale skąd ja mam to wiedzieć? Instynktowne skojarzenie z polnymi drogami to właśnie wolność, właśnie unikanie „celników”. Więc dlaczego? Może to „tamci” z tej „prostej drogi” tak to widzą? Czemu więc tego nie podałeś? Tu domyślam się czegoś interesującego, ale przydałoby się, żebyś coś więcej napomknął.
A to skąd się wzięło?, musi byś akurat ten rodzaj broni? Miałeś coś specyficznego na myśli? Moje jedyne, i do tego mgliste skojarzenie, to film. Jeśli miałeś coś na myśli to trzeba było to wyraźniej zaznaczyć, jeśli nie to np. „karabin” czy „rewolwer” by wystarczyło.przeładowując w pośpiechu wielkie „magnum”?
To jest piękne. Tylko, czemu bohater uważa, że „droga obowiązku” nie prowadzi do nieba? I to mi się akurat podoba, coś wbrew powszechnej opinii, szersze spojrzenie. Ale nieco zbyt dosadnie, jak pewność. Mi by tu bardziej pasowało: „Tamta droga nie tam prowadzi”. Sens ten sam a bardziej dowolnieŻeby dojść do nieba. Tamta droga tam nie prowadzi. Jest drogą obowiązku, powszedniości i zasad. Można nią wygodnie iść, ale tam nie ma miejsca dla wariatów. I niepotrzebnie zakochanych.

Na małym marginesie, jako fana SF mnie to podrapało. Widzi DWA słońca i nawet się na ułamek sekundy nie zdziwił/zadziwił/zachwycił? Bo że są, to cudownie, powinny tu być, ale jednak...Dwa różnobarwne słońca wiszące nad głowami...
E, chyba nie do końca? Ona zniknęła zanim odłożył kamień. I tak w ogóle, to z tymi kamieniami, to chyba miało mieć jakieś głębsze znaczenie? Mógłbyś coś więcej? Bo w tekście to się rozmyło. „na szczęście” – raczej nie, „będziecie razem” – też nie, „Twoje najpiękniejsze wspomnienie” – hę?To na szczęście. Dopóki będziecie je mieli, będziecie razem.
PiękneNigdy nie wiesz co jest twoim szczęściem. Czasami najbardziej prozaiczna rzecz na świecie zamienia się w coś innego. Niech każde pilnuje swojego kamienia.
Ten cały kawałek - słowotok. Nie miałoby to znaczenia, ale jak dotąd było dość oszczędnie i symbolicznie, czemu tu nagle taki wybuch prozaiczności?Gdzie ja jestem? ………….
Nie pasi, w sensie zdania. Widzi siebie jako chłopca i się nie zgadza, bo nie jest dziewczynką? Może dla jasności: Nie jestem „dziewczynką z zapałkami”, Nie jestem „tamtą dziewczynką”, Nie jestem dziewczynką, tą z baśni. ?Tu coś się nie zgadza. Nie jestem dziewczynką. Marne nawiązanie do baśni.
Mały zgrzyt. Nie wspominając o nieco zbyt wybuchowym przekleństwie w tej sytuacji. Znów jest zbyt konkretnie. Ten tekst jest (chyba?) dla czytelników? ja akurat lubię takie dania, więc obrzydzenie bohatera zupełnie do mnie nie przemawia. Poza tym, dlaczego akurat te? Przydałoby się jakieś wyjaśnienie, bo ja tu widzę tylko takie rozkapryszone lelum po lelum, co to bez srebrnej zastawy do stołu nie podejdzieW milczeniu zdjąłem pokrywki z zastawy. Kurwa mać! Zupa dyniowa i królik z brokułami! Nienawidzę tego!

Czyli dysonans z oczekiwaniami, ale to i tak można inaczej napisać, np.: W milczeniu zdjąłem pokrywki z zastawy. To nie zalewajka ani schabowy. Tylko ta obrzydliwa owsianka.Co jest? W cały domu tak pięknie pachniało!
No właśnie?Cholera, te drzwi otwierały się na zewnątrz!.
W najgłębszej czeluści piekła. Nawet ja się nie odważyłem opisać tego kręgu... Aha, nie przedstawiałem się. Alighieri. Dante Alighieri.
Ogólnie, bardzo mi się podoba. Tylko znów zbyt konkretnie. Samo „nie odważyłem opisać tego kręgu” by wystarczyło, ostatecznie coś napomknąć o „Boskiej komedii” (bez nazwisk). I rozumiem zamysł dziesiątego kręgu. Tylko, jak już ci zwrócono uwagę, czemu koniecznie musisz je numerować? W piekle czy w onirycznej scenerii dwóch słońc, nic nie musi być „pewne”, piekło może mieć wiele „najgłębszych czeluści”, może - „okrutny” krąg, „właśnie ten” krąg.Nie ma nic gorszego, niż cierpieć w otoczeniu piękna, znajomych twarzy i miejsc. Mieć szczęście na odległość ręki i nie móc dosięgnąć. Dziesiąty krąg. Nazywa się „Niespełnienie”.
No i jeszcze jedna mała uwaga – coś mi mówi, że oni zdradzali małżonków? Skoro to było wspomniane, to czemu nie zostało rozwinięte? Czy właśnie dlatego ten krąg?
Podsumowując. Określiłabym to jako „nieoszlifowany diament” , dużo ukrytych znaczeń, nawiązań, poezji, ale do porządnego dopracowania.
Dream dancer
[+18] Dziesiąty krąg
9Ło matulu, aleś dała koment 
Mnie się nie chce często pisać tak długich opek!
Odnieść się szczegółowo do wszystkich Twoich uwag nie dam rady.
Część z nich jest słuszna, część wynika z indywidualnego gustu i wrażliwości odbiorcy, część z niezrozumienia (możliwe, że czasami idę na skróty, wychodząc z założenia, że odbiorca zrozumie i dośpiewa sobie sens i znaczenie), a niektóre uważam po prostu za błędne.
Ale za koment jako taki podziękował

Mnie się nie chce często pisać tak długich opek!
Odnieść się szczegółowo do wszystkich Twoich uwag nie dam rady.
Część z nich jest słuszna, część wynika z indywidualnego gustu i wrażliwości odbiorcy, część z niezrozumienia (możliwe, że czasami idę na skróty, wychodząc z założenia, że odbiorca zrozumie i dośpiewa sobie sens i znaczenie), a niektóre uważam po prostu za błędne.
Ale za koment jako taki podziękował

[+18] Dziesiąty krąg
10Zamysł niezły, ale - nomen omen - diabeł tkwi w szczegółach.
To po kolei:
Na samo otwarcie dostajemy kobietę pachnącą skibą. Jak pachnie skiba? Ano nijak, nie ma czegoś takiego, jak zapach skiby. Pachnieć może ziemia, z jakiej skiba jest zrobiona i to już zależy od rodzaju gleby, pogody, stanu nawilżenia. Inaczej pachnie wilgotny czarnoziem, a inaczej suchy ił.
Wydaje mi się, że zawinił tu brak dbałości w określaniu, w jakich kontekstach dwa wyrazy mogą funkcjonować jako synonimy, a w jakich nie.
Mieć słabe oczy = mieć słaby wzrok
Zranić się w oko =/= zranić się we wzrok.
Chodził po zaoranej ziemi = chodził po skibach.
Zapach ziemi =/= zapach skiby.
Dalej: trawa. Czerwona i się rusza. Jak dla mnie to trawa przypomina płomień, a nie zdaje się płonąć. Płonie paliwo, nie płomień.
Tę podróż, nie tą podróż.
Co to jest T-schirt?
Jeśli feromony szesnastolatki to wiadomo, że dojrzewającej.
Jeśli towarzystwo podróży to wiadomo, że zbiorowej.
Kwiaty... nie mogą się splatać łodygami. Pomyliłeś kwiat z kwitnącą rośliną. "Gdzieś tam rosną kwiaty" to skrót myślowy, można go użyć jeśli nie rozwijamy myśli tylko informujemy, ale jeśli chcesz opisać kwiat, to opisujesz kwiat. A jeśli opisujesz roślinę, to nie twierdzisz, że opisujesz kwiat.
"Las. Mieszany" Niepotrzebne techniczne określenie wybija z nastroju.
"Strasznie gęsty świat" też nie pasuje do klimatu ani stylu.
"czyjaś ręka na ramieniu spowodowała, że otwarłem oczy" niezgrabne zdanie.
"No faktycznie" też niepotrzebny kolokwializm.
"Niebem jest ta droga. nie cel" Zawiało Pablo Coelho. Niepotrzebne dowyjaśnienie.
Jak bloki z wielkiej płyty to wiadomo, że "socjalistyczne". Unikaj nadprzymiotnikozy.
Psychodeliczny Bóg... też nie bardzo.
Nerwowe końcówki warg - a nie zakończenia nerwowe w wargach? Na pewno chodziło Ci o to, że końcówki warg (cokolwiek to jest) mają trudny charakter?
I na sam koniec piękny kolokwialny "dół piekła" zakiast dna piekła.
Teraz grubsza sprawa - w momencie, gdy facet widzi, że kobitki nie ma w lustrze, dlaczego zaczyna rozmawiać z dziadkiem, a nie wołać partnerkę, rozmawiać z nią o tym, dlaczego nie ma odbicia i co to za dowcip mu urządziła? Dlatego, że przeczuwał, że była nierealna? Ale jeśli tak, to czemu go to dziwi?
W całym tekście kobieta, którą bohater niby tak szaleńczo kocha, jest zaledwie rekwizytem. Na pewno taki był zamysł?
Całość?
Jest pomysł, ale wymaga wiele, wiele pracy.
Przede wszystkim język narratora - dlaczego jest tak inny w narracji i dialogach? Przecież mówi ta sama osoba.
Po drugie - styl. Momentami był naprawdę ciekawy. Np. zamierzone błędy gramatyczne w pierwszym akapicie bardzo mi podeszły. Dobre było też porównanie zapachu słów do strojów. Plus za oniryczny klimat, momentami to naprawdę ładnie grało i wychodziło.
Momentami jednak stylizacja wyraźnie się wymyka spod kontroli. Nadprzymiotnikoza też przeszkadzała.
Kolokwializmy, techniczne określenia... No nie pasuje. Można łamać zasadę decorum, ale żeby efekt był fajny, trzeba to robić umiejętnie. To jak z przepisem kulinarnym: mistrz patelni może improwizować bo doskonale wie, co robi, ale jeśli niedzielny kuchcik postanowi coś w przepisie pozmieniać to najprawdopodobniej wyjdzie to daniu na złe. Zasady i kanony są fajne, gdy się nie do końca jeszcze panuje nad tworzywem. Nie ma nic złego w trzymaniu się ich.
Po trzecie - o to za piekło: brokuły i dyniowa? Cieniutkie jakieś.
Po czwarte - zamysł. Coś ważnego chyba chciałeś powiedzieć, ale przedobrzyłeś i myśl się posypała.
Bo o czym jest ten tekst?
O tym, że najgorszym piekłem jest wspominanie szczęścia, do którego nie można wrócić?
O tym, że nie postrzegamy tak naprawdę świata ani ludzi, ale naszą projekcję?
O tym, jak działa pamięć?
O nadziei?
O tym, że zakochani żyją złudzeniami?
O tym, że każdemu z nas wydaje się, że jest wyjątkowy?
O tym, że trzeba cieszyć się chwilą, a nie liczyć na osiągnie celów?
O tym, że należy skupić się na docenianiu życia doczesnego?
O tym, że warto / lub nie warto iść mniej utartymi ścieżkami?
O tym, że związek to nie przyjemności fizyczne, a decyzja?
O tym, że presja społeczeństwa krzywdzi ludzi?
O tym, że należy ulegać presji społecznej by nie krzywdzić ludzi?
O tym, jak pycha została pokarana (hur dur jestem taki wyjątkowy, idę inną ścieżką)?
O tym, że cudzołożnicy zasługują na karę? Ale w takim przypadku jaką miarą mierzyć winę i karę - moralnością naszych czasów, czy czasów Dantego? Jakie kochankowie mieli możliwości rozwiązania sprawy? Czy naprawdę zawinili? Po co tam w ogóle Dante? Tylko dlatego, że pojawiło się piekło?
Żeby myśl przewodnia zagrała i wybrzmiała, trzeba by trochę poprzycinać ten gąszcz i dopracować detale. Na razie widać, że coś Ci dzwoni, ale jeszcze nie wiesz, w którym kościele.
Coś jednak dzwoni. Tekst w dojrzalszej wersji mógłby być niezły. Może warto spróbować jeszcze raz i dać mu dojrzeć?
To po kolei:
Na samo otwarcie dostajemy kobietę pachnącą skibą. Jak pachnie skiba? Ano nijak, nie ma czegoś takiego, jak zapach skiby. Pachnieć może ziemia, z jakiej skiba jest zrobiona i to już zależy od rodzaju gleby, pogody, stanu nawilżenia. Inaczej pachnie wilgotny czarnoziem, a inaczej suchy ił.
Wydaje mi się, że zawinił tu brak dbałości w określaniu, w jakich kontekstach dwa wyrazy mogą funkcjonować jako synonimy, a w jakich nie.
Mieć słabe oczy = mieć słaby wzrok
Zranić się w oko =/= zranić się we wzrok.
Chodził po zaoranej ziemi = chodził po skibach.
Zapach ziemi =/= zapach skiby.
Dalej: trawa. Czerwona i się rusza. Jak dla mnie to trawa przypomina płomień, a nie zdaje się płonąć. Płonie paliwo, nie płomień.
Tę podróż, nie tą podróż.
Co to jest T-schirt?
Jeśli feromony szesnastolatki to wiadomo, że dojrzewającej.
Jeśli towarzystwo podróży to wiadomo, że zbiorowej.
Kwiaty... nie mogą się splatać łodygami. Pomyliłeś kwiat z kwitnącą rośliną. "Gdzieś tam rosną kwiaty" to skrót myślowy, można go użyć jeśli nie rozwijamy myśli tylko informujemy, ale jeśli chcesz opisać kwiat, to opisujesz kwiat. A jeśli opisujesz roślinę, to nie twierdzisz, że opisujesz kwiat.
"Las. Mieszany" Niepotrzebne techniczne określenie wybija z nastroju.
"Strasznie gęsty świat" też nie pasuje do klimatu ani stylu.
"czyjaś ręka na ramieniu spowodowała, że otwarłem oczy" niezgrabne zdanie.
"No faktycznie" też niepotrzebny kolokwializm.
"Niebem jest ta droga. nie cel" Zawiało Pablo Coelho. Niepotrzebne dowyjaśnienie.
Jak bloki z wielkiej płyty to wiadomo, że "socjalistyczne". Unikaj nadprzymiotnikozy.
Psychodeliczny Bóg... też nie bardzo.
Nerwowe końcówki warg - a nie zakończenia nerwowe w wargach? Na pewno chodziło Ci o to, że końcówki warg (cokolwiek to jest) mają trudny charakter?
I na sam koniec piękny kolokwialny "dół piekła" zakiast dna piekła.
Teraz grubsza sprawa - w momencie, gdy facet widzi, że kobitki nie ma w lustrze, dlaczego zaczyna rozmawiać z dziadkiem, a nie wołać partnerkę, rozmawiać z nią o tym, dlaczego nie ma odbicia i co to za dowcip mu urządziła? Dlatego, że przeczuwał, że była nierealna? Ale jeśli tak, to czemu go to dziwi?
W całym tekście kobieta, którą bohater niby tak szaleńczo kocha, jest zaledwie rekwizytem. Na pewno taki był zamysł?
Całość?
Jest pomysł, ale wymaga wiele, wiele pracy.
Przede wszystkim język narratora - dlaczego jest tak inny w narracji i dialogach? Przecież mówi ta sama osoba.
Po drugie - styl. Momentami był naprawdę ciekawy. Np. zamierzone błędy gramatyczne w pierwszym akapicie bardzo mi podeszły. Dobre było też porównanie zapachu słów do strojów. Plus za oniryczny klimat, momentami to naprawdę ładnie grało i wychodziło.
Momentami jednak stylizacja wyraźnie się wymyka spod kontroli. Nadprzymiotnikoza też przeszkadzała.
Kolokwializmy, techniczne określenia... No nie pasuje. Można łamać zasadę decorum, ale żeby efekt był fajny, trzeba to robić umiejętnie. To jak z przepisem kulinarnym: mistrz patelni może improwizować bo doskonale wie, co robi, ale jeśli niedzielny kuchcik postanowi coś w przepisie pozmieniać to najprawdopodobniej wyjdzie to daniu na złe. Zasady i kanony są fajne, gdy się nie do końca jeszcze panuje nad tworzywem. Nie ma nic złego w trzymaniu się ich.
Po trzecie - o to za piekło: brokuły i dyniowa? Cieniutkie jakieś.
Po czwarte - zamysł. Coś ważnego chyba chciałeś powiedzieć, ale przedobrzyłeś i myśl się posypała.
Bo o czym jest ten tekst?
O tym, że najgorszym piekłem jest wspominanie szczęścia, do którego nie można wrócić?
O tym, że nie postrzegamy tak naprawdę świata ani ludzi, ale naszą projekcję?
O tym, jak działa pamięć?
O nadziei?
O tym, że zakochani żyją złudzeniami?
O tym, że każdemu z nas wydaje się, że jest wyjątkowy?
O tym, że trzeba cieszyć się chwilą, a nie liczyć na osiągnie celów?
O tym, że należy skupić się na docenianiu życia doczesnego?
O tym, że warto / lub nie warto iść mniej utartymi ścieżkami?
O tym, że związek to nie przyjemności fizyczne, a decyzja?
O tym, że presja społeczeństwa krzywdzi ludzi?
O tym, że należy ulegać presji społecznej by nie krzywdzić ludzi?
O tym, jak pycha została pokarana (hur dur jestem taki wyjątkowy, idę inną ścieżką)?
O tym, że cudzołożnicy zasługują na karę? Ale w takim przypadku jaką miarą mierzyć winę i karę - moralnością naszych czasów, czy czasów Dantego? Jakie kochankowie mieli możliwości rozwiązania sprawy? Czy naprawdę zawinili? Po co tam w ogóle Dante? Tylko dlatego, że pojawiło się piekło?
Żeby myśl przewodnia zagrała i wybrzmiała, trzeba by trochę poprzycinać ten gąszcz i dopracować detale. Na razie widać, że coś Ci dzwoni, ale jeszcze nie wiesz, w którym kościele.
Coś jednak dzwoni. Tekst w dojrzalszej wersji mógłby być niezły. Może warto spróbować jeszcze raz i dać mu dojrzeć?
[+18] Dziesiąty krąg
11Ten tekst jest o tym, co sobie wybierzesz z tej listy.
Możesz nie wybrać nic jeśli Ci on nie podchodzi. Ciągle tu czytam o braku przekazu i nawet nie chce mi się z tym dyskutować.
Fakt, czy pachnie skiba, czy ziemia, z której jest ta skiba złożona wydaje mi się kluczowy dla tego opka.
I do takiej rangi są podniesione część Twoich uwag.
Niektóre są słuszne, a niektóre (wybacz) po prostu mnie śmieszą. Dlaczego np. nie mieszać kolokwializmów z onirycznością? Nie wiem.
Dlaczego nie mieszać sacrum z profanum? Też nie wiem.
Podobno nie wolno mi tego robić, bo nie panuję nad tworzywem.
Może Ty nie panujesz nad ogarnięciem tak podanego tworzywa?
Wszystko jest możliwe.
Dzięki za opinię.
Możesz nie wybrać nic jeśli Ci on nie podchodzi. Ciągle tu czytam o braku przekazu i nawet nie chce mi się z tym dyskutować.
Fakt, czy pachnie skiba, czy ziemia, z której jest ta skiba złożona wydaje mi się kluczowy dla tego opka.
I do takiej rangi są podniesione część Twoich uwag.
Niektóre są słuszne, a niektóre (wybacz) po prostu mnie śmieszą. Dlaczego np. nie mieszać kolokwializmów z onirycznością? Nie wiem.
Dlaczego nie mieszać sacrum z profanum? Też nie wiem.
Podobno nie wolno mi tego robić, bo nie panuję nad tworzywem.
Może Ty nie panujesz nad ogarnięciem tak podanego tworzywa?
Wszystko jest możliwe.
Dzięki za opinię.
