Kilka stron mojego tekstu odciętego, który nie będzie w książce. Jest to rok 1971, Krzysztof i Jurek mają po 22-23 lata, Rafał jest bratem Krzysztofa, jest o 10 lat młodszy, Jurek jest znajomym, który dołączył się. Przeczytaj, proszę i wypowiedz się.
.........
Po wyjściu na platformę, poszli wszyscy do bufetu stacyjnego, gdzie każdy zjadł po dwie bułki z masłem i kiełbasą, popijając czerwoną oranżadą z butelki. Potem wykupili sobie bilety na przejazd kolejką, dwa zniżkowe a jeden normalny i pojechali do przystanku Sopot Wyścigi. Stamtąd poszli ulicą Polną w stronę zatoki. Każdy miał swoją torbę, a tobołek ze sprzętem namiotowym nieśli we dwóch, Krzysztof z Jurkiem albo niósł jeden z nich na przemian. Po dojściu do ulicy Bitwy pod Płowcami, skierowali się w prawo. Szli teraz równolegle do plaży, aż doszli do pola namiotowego. Pogoda była piękna. Morze, lub raczej jego zatokę, można już było tam czuć i słyszeć. Recepcjonistka była młoda i ładna, ale nie uśmiechnęła się do nich.
- Dzień dobry pani, potrzebujemy miejsce na nasz podwójny namiot dla nas trzech, ile to może kosztować? – zapytał Krzysztof.
- Opłata za miejsce 22, opłata meldunkowa 6, opłata klimatyczna 6, razem to będzie 34 złote na osobę.
- Czy to za tydzień, za miesiąc czy za rok? – zapytał Krzysztof.
- Za jedną dobę, która kończy się u nas o dziesiątej rano – odparła recepcjonistka.
- Czy są tu jakieś zniżki dla nieuprzywilejowanych grup społecznych? – zapytał Krzysztof.
- Nie ma u nas żadnych zniżek dla nikogo.
- Do plaży tędy przejść możemy, no nie? – zapytał Jurek.
- Tak możecie.
Podnieśli swoje torby, Jurek założył tobołek na plecy i ruszyli pomiędzy namiotami w kierunku zatoki. Gdy już zobaczyli przed sobą niski płot z gładkiego drutu, odgradzający pole namiotowe od plaży, rzucili swoje uprzykrzone ciężary na wysuszoną i wydeptaną trawę, usiedli przy nich i rozejrzeli się dookoła.
- A niech ich szlag trafi, tu się rozbijamy i nie płacimy im nic – powiedział Jurek.
- Ty Rafał, rozbierz się nieco i idź teraz na plażę, relaksuj się, tu nas znajdziesz jak ci się tam znudzi – powiedział Krzysztof.
- Ani na tych namiotach ani na ich linkach nie ma żadnych nalepek poświadczających opłatę – zauważył Jurek.
- No właśnie – odparł Krzysztof.
- Gdzie myślisz, że będzie najlepiej? – zapytał Jurek.
- Tu, gdzie siedzimy będzie dobrze. To jest nasze pierwsze zakwaterowanie w Trójmieście, już tu jesteśmy, rozłóżmy to tu, w tym miejscu – odparł Krzysztof.
Rafał przeszedł przez druciane ogrodzenie i zniknął za wydmą plaży. Krzysztof i Jurek rozciągnęli namiot na ziemi, wyrównali prostokąt podłogi, powstawiali śledzie i słupki, gdzie trzeba, dociągnęli linki i mieli bardzo szybko swój namiot postawiony. Potem nadmuchali dwa materace powietrzem z płuc, zsunęli je razem, przykryli kocami i naszykowali trzy koce do przykrycia siebie w nocy. Koce były wyprane, ale marne, takie, aby można je było wyrzucić bez żalu, gdy przestaną być potrzebne. Krzysztof i Jurek pozbierali je u siebie, specjalnie na tę wyprawę. Torby z dobytkiem wrzucili do namiotu i zaciągnęli zamek. Pieniądze i dokumenty, te najważniejsze, mieli przy sobie. Wiedzieli, że na polach namiotowych kradną.
- Przejdźmy się trochę po placu, zobaczymy co tu jest i kto tu jest – zaproponował Krzysztof.
- Obejrzyjmy najpierw tamten budynek, to jakieś łazienki – powiedział Jurek.
Weszli do środka i rozejrzeli się, Krzysztof odkręcił prysznic i czekał na ciepłą wodę. Nie doczekał się. Zajrzał do otwartych ubikacji. Wyszli na zewnątrz i popatrzyli na ścianę z umywalkami.
- Syf – powiedział Krzysztof – ściany zapleśniałe, w ubikacjach chlorek na posadzce i na tyle ludzi mają jeden paskudny prysznic z zimną wodą.
- Spodziewałeś się czegoś lepszego? – zapytał Jurek.
- Nie. Dobrze, że nie płacimy za to. Przejdźmy się teraz na plażę, poszukamy Rafała i przejdziemy się może na Monte Cassino. Czuję się teraz lekki bez tych bagaży.
Rafała na plaży znaleźli bez problemu, daleko nie odszedł. Wrócili z nim do namiotu, gdzie wszyscy ubrali się lekko i odpowiednio na wycieczkę pieszą do Sopotu w ciepły, słoneczny dzień. Zaciągnęli zamek błyskawiczny w wejściu do namiotu, wyszli na chodnik i szli wzdłuż plaży. Po prawej stronie była tylko zatoka, patrzyli więc za atrakcjami dla siebie na lewo. Przeszli koło dużej patelni podgrzewanej gazem z butli; ktoś tam smażył i sprzedawał węgorze.
- Trochę drogie, znam takie miejsce na deptaku, gdzie można zjeść tanio gulasz z podrobów z bułką. Najpierw tam pójdziemy – powiedział Krzysztof.
- Nie wygląda to na dobre jedzenie – odezwał się Jurek.
- To nie musi być dobre, Jurek. Nie wiem jak ty, ale ja tu przyjechałem, aby znaleźć pracę i mieszkanie, a to kosztuje – powiedział Krzysztof.
- Co ty Rafał sądzisz o gulaszu z podrobów? – zapytał Jurek.
- Co ja mogę sądzić? Najpierw spróbuję.
Szli dalej, po lewej stronie minęli coś co wyglądało jak wczasy zorganizowane. Były tam małe domki kampingowe i większy budynek wyglądający na kuchnię ze stołówką. Po placu kręcili się ludzie. Niektórzy w strojach kąpielowych wychodzili przez bramę i szli na plażę.
- Obiad na wczasach wydają chyba o pierwszej. Będziemy musieli tam zajrzeć w porze obiadowej, może nam się coś należy – powiedział Jurek.
- Co nam się należy? – zapytał Rafał?
- Nie wiadomo, zajrzymy – powiedział Krzysztof.
Szli dalej i przeszli obok kolejnej gorącej patelni, tym razem z flądrami. Jurek i Rafał zatrzymali się tam, bo chcieli popatrzeć na to urządzenie i na te flądry z bliska. O cenę nie musieli pytać, bo było napisane na brązowym kartonie, że za flądrę 12 złotych a za bułkę 1 złoty. Do picia nic tam nie było.
- Na molo, gdybyście chcieli wejść, to wstęp jest płatny. Wejdziemy może innym razem, dzisiaj, to chyba jesteśmy na to zbyt zmęczeni – powiedział Krzysztof.
- Tam nie trzeba wchodzić przez furtki, można wejść z boku – powiedział Jurek.
- No i z naszym namiotem jest taka sprawa, że musimy zorientować się kto tam pilnuje tych płatności. Będziemy też wychodzili stamtąd wcześnie, bo mamy sprawy do załatwienia i będziemy wracali późno – powiedział Krzysztof.
- Czy nie jesteśmy tu na wczasach? – zapytał Rafał.
- Ty jesteś. Możesz tu zostać sam i wczasować się przez cały dzień – odparł Krzysztof.
- Pojadę z wami.
- Szkoda, bo popilnowałbyś namiotu, aby nas nie okradli – powiedział Krzysztof.
Gdy byli już blisko mola i deptaka, zauważyli rozbite namioty, po lewej, za płotem, na dwóch posesjach. Te posesje to były wielorodzinne kamienice. Podeszli tam do jednego namiotu, przy którym kręcili się jacyś chłopcy, może osiemnastoletni.
- Cześć, skąd jesteście? – zapytał Krzysztof.
- Z Wrocławia – odpowiedział jeden.
- Długo już tu mieszkacie, w tym miejscu?
- To była druga noc. Z poprzednich dwóch miejsc już nas przegonili.
- My szukamy czegoś dla siebie. Ile płacicie tu i komu? – pytał dalej Krzysztof.
- Jesteśmy zameldowani tam w mieszkaniu u takiej jednej baby i płacimy 25 od osoby na dzień za to, że śpimy tu na tym piasku.
- Jesteśmy tu od dzisiaj i na razie mieszkamy za darmo tam na polu namiotowym – Krzysztof wskazał kierunek – nie wiemy jak długo będą nas tam trzymali.
- Myśmy już tam byli. Uważajcie na takiego jednego co chodzi w podkoszulce i dłubie w nosie, on sprawdza czy miejsce jest opłacone i na ilu – powiedział chłopiec z Wrocławia.
- Dziękujemy i cześć na razie. Może tu jeszcze przyjdziemy – powiedział Krzysztof.
- Cześć.
Szli dalej w stronę deptaka. Gdy już tam doszli skręcili w lewo, w górę ulicy Bohaterów Monte Cassino. Jeszcze w jej dolnej części przystanęli przed garmażerką. Najtańsze było to o czym wspomniał już Krzysztof, czyli gulasz z podrobów z bułką.
- Proponuję, abyśmy sobie na dzisiaj to jedzenie podarowali, jedźmy do Gdyni, ja mam tam sprawę i zjemy w barze mlecznym – powiedział Krzysztof.
- Wolę Gdynię i bar mleczny, jedziemy – odparł Jurek.
Wyszli z garmażerki i pomaszerowali prosto na Dworzec PKP Sopot. Wykupili bilety i wsiedli na kolejkę do Gdyni. Tam na miejscu przeszli przez ulicę Dworcową i poszli w dół ulicy 10 Lutego aż do budynku Polskich Linii Oceanicznych. Krzysztof miał tam sprawę a ci dwaj weszli za nim na dolny hol, potem po schodach na korytarz pierwszego piętra, gdzie kręciło się wielu mężczyzn. Tam Krzysztof kazał im zaczekać a sam wszedł do biura działu kadr.
- Dzień dobry – powiedział do urzędniczki, która podeszła do barierki przegradzającej biuro na część dla urzędników i cześć dla interesantów.
- Dzień dobry – odpowiedziała.
- Jestem tu na liście do przyjęcia, poprzez marynarkę wojenną, i chciałbym wiedzieć jak długo muszę jeszcze czekać.
Kiedy ukończył pan służbę w marynarce i jak się pan nazywa? – zapytała urzędniczka.
Ukończyłem w kwietniu zeszłego roku i nazywam się Krzysztof Wawrzecki.
Urzędniczka sięgnęła po książkę, którą otworzyła i wertowała. Były tam ponumerowane ręczne wpisy. Wskazała palcem jedną linię z wpisem i powiedziała: - Jeszcze nie wnet. Może to potrwać nawet rok.
Krzysztof przechylił się przez barierkę, popatrzył na swój wpis i powiedział:
- Dziękuję pani, do widzenia.
- Do widzenia, odpowiedziała urzędniczka.
Wyszedł z biura i dołączył do swojej grupy.
- No i co? – zapytał Jurek.
- Może to potrwać jeszcze rok, powiedzieli. Gdybym miał tam dojście do kogoś, było by to od dzisiaj. Tak ten świat funkcjonuje.
- Gdzie idziemy teraz? – zapytał Rafał?
- Idziemy na ulicę Starowiejską do baru mlecznego, a potem zrobimy to co zechcecie – powiedział Krzysztof.
- Dzisiaj to my jesteśmy trochę zmęczeni, no nie? – zauważył Jurek.
- Jak już tu jesteśmy, to możemy przejść się tam, gdzie stoją okręty i statki takie jak Burza i Dar Pomorza, ale zjedzmy najpierw nieco, bo jest już pora obiadowa – powiedział Krzysztof.
Poszli prosto do baru, gdzie stanęli w kolejce. Gdy doszli do podgrzewanej gabloty, każdy wybrał sobie stamtąd co chciał według swojego uznania. Na samym końcu kolejki była kasa, gdzie Krzysztof zapłacił za wszystkich z ich wspólnych pieniędzy. Potem, już najedzeni, poszli w stronę Skweru Kościuszki i Nabrzeża Pomorskiego. Zatrzymali się nieco przy Burzy i Przy Darze Pomorza a całą resztę mola obeszli zwyczajnie dookoła i podążyli w stronę stacji kolejowej. Gdynia ma kilka miejsc godnych odwiedzenia, ale to właśnie molo i Kamienna Góra, to największe atrakcje, odwiedzane zresztą przez większość turystów przyjeżdżających do Trójmiasta.
Kolejką miejską dojechali do przystanku Sopot Wyścigi, gdzie wysiedli. Na swojej drodze do ulicy Bitwy pod Płowcami, weszli na łapankę milicyjną, taką prawdziwą z budą o zakratowanych oknach do przewozu więźniów w tle. Milicjant, który podszedł do nich powiedział: - proszę dokumenty do kontroli. Najpierw przejrzał dowód osobisty Jurka i zapytał:
- Gdzie jesteście zameldowani w Trójmieście?
- Myśmy dopiero dzisiaj przyjechali – powiedział Jurek, wyjął z kieszeni bilet kolejowy, ten ze Stalowej Woli i podał milicjantowi – a zameldowani mamy być na tamtym polu namiotowym, wskazał palcem.
Milicjant sprawdził jeszcze dowód osobisty Krzysztofa oraz legitymację szkolną Rafała, oddał dokumenty właścicielom i powiedział: - możecie odejść.
- Od razu w pierwszy dzień wpadliśmy w łapankę – powiedział Jurek, gdy już nieco odeszli.
- Piękne przywitanie. Ciekawe co by było gdybyś mu nie pokazał tego biletu – powiedział Krzysztof.
- Czy oni się tu tak zawsze zachowują? – zapytał Rafał.
- Chyba tak. Władza spanikowała po rozruchach grudniowych i chce pokazać kto tu rządzi – powiedział Krzysztof.
Gdy wrócili na pole namiotowe, namiot zastali tak jak zostawili. Te najbliższe namioty były zasunięte i właścicieli przy nich nie było.
- My tu nawet przy tym namiocie nie powinniśmy siedzieć. Co za różnica dla nas czy jesteśmy tu czy dwadzieścia metrów dalej? – powiedział Krzysztof.
- Przy ubikacjach są jakieś ławki. Możemy tam siąść albo chodźmy na plażę – powiedział Jurek.
- Mam tu dowód osobisty, książeczkę wojskową, książeczkę ubezpieczeniową, prawo jazdy, świadectwo szkolne, świadectwo z urzędu morskiego i pieniądze. Ktoś musi tego pilnować, choćby z dala – odpowiedział Krzysztof.
- Nie możemy tu wszyscy siedzieć cały czas i pilnować – powiedział Jurek.
- To idźcie wy dwaj, ja dzisiaj popilnuję z daleka, jutro rano jadę do Gdańska i zabiorę swoje dokumenty i pieniądze ze sobą – powiedział Krzysztof.
- Za czym jedziesz do Gdańska? – zapytał Jurek.
- Za pracą. Poza tym, dzisiaj pójdziemy chyba spać bez kolacji a jutro musimy szukać czegoś na śniadanie. Tu trzeba się jakoś zorganizować. Idźcie sobie teraz na tę plażę a potem pogadamy.
Gdy Krzysztof został sam przeszedł się po placu. Słyszał niemiecką mowę a ludzie, którzy siedzieli przy namiotach, byli przeważnie w starszym wieku. – Młodzi są chyba na plaży lub na mieście. Kto by siedział na polu namiotowym w taki dzień? Przed zachodem słońca powinni się tu wszyscy zejść - pomyślał. Potem położył się na wydmie, za namiotem, przy płocie, w dżinsach i koszuli. Piasek wyglądał na czysty. Zastanawiał się co Jurek wykombinuje dla siebie na jutro i co on w ogóle chce robić. Zaobserwował też faceta w średnim wieku, brzuchatego, który szedł przez plac, drapał się po nosie i patrzył na namioty. Na ich namiot też spojrzał. – To ich inspektor od kontroli opłat – pomyślał.
Ustawienie strony
2Tak tylko rzuciłem okiem, bo nie jestem specjalistą, ale wiesz.... to jest bardzo słabe, przykro mi. To nie literatura, to raczej tekst wspominkowy. Duuużo pracy przed Tobą...
Mówcie mi Pegasus 
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak
Rok 1971 (fragment powieści)
3Najważniejsze pytanie, jakie zadaję samej sobie brzmi: Co zrobić, żeby zachęcić czytelnika? Jak sprawić, żeby chciało mu się przeczytać następne zdanie, akapit, stronę? Nie zawsze udaje mi się znaleźć odpowiedz, ale hej. Przynajmniej szukam.
Jakie pytania ty sobie zadałeś? W jaki sposób uzasadnisz fakt, że zaprosiłeś do czytania dość długiego fragmentu, gdzie nie ma nic, poza dialogiem o dupie Maryni? Zero akcji. Zero napięcia. Zero czegokolwiek.
Poza ceną flądry. Dzięki tobie wiem, że kosztuje 12 złotych.
Jeśli ogarniasz angielski, to bardzo polecam "Plot & Structure" Jamesa Scotta Bella. W języku polskim fajnie o tym wszystkim pisał Feliks W. Kres w "Galerii złamanych piór" oraz "Galerii dla dorosłych".
Jakie pytania ty sobie zadałeś? W jaki sposób uzasadnisz fakt, że zaprosiłeś do czytania dość długiego fragmentu, gdzie nie ma nic, poza dialogiem o dupie Maryni? Zero akcji. Zero napięcia. Zero czegokolwiek.
Poza ceną flądry. Dzięki tobie wiem, że kosztuje 12 złotych.
Jeśli ogarniasz angielski, to bardzo polecam "Plot & Structure" Jamesa Scotta Bella. W języku polskim fajnie o tym wszystkim pisał Feliks W. Kres w "Galerii złamanych piór" oraz "Galerii dla dorosłych".
There is no God and we are his prophets.
The Road by Cormac McCarthy
The Road by Cormac McCarthy
Rok 1971 (fragment powieści)
4Hej,
Czasowniki atrybucji dialogu ciągle jedne i te same.
Masz 13 129 znaków a w nich: trzydzieści trzy razy "powiedział" i siedemnaście razy "zapytał", przez co tych dialogów nie da się czytać.
Postaci są tylko imionami, nie ma w nich życia, cech indywidualnych, jakichkolwiek różnic.
Tekst jest nudny i niestety brzmi jak notatka policyjna.
Przykro mi. Kiepsko.
Ale nie przestawaj walczyć.
Powodzenia,
G.
Czasowniki atrybucji dialogu ciągle jedne i te same.
Masz 13 129 znaków a w nich: trzydzieści trzy razy "powiedział" i siedemnaście razy "zapytał", przez co tych dialogów nie da się czytać.
Postaci są tylko imionami, nie ma w nich życia, cech indywidualnych, jakichkolwiek różnic.
Tekst jest nudny i niestety brzmi jak notatka policyjna.
Przykro mi. Kiepsko.
Ale nie przestawaj walczyć.
Powodzenia,
G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover
Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.
Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.
Rok 1971 (fragment powieści)
5Romek i kadah,
Mnie się te Wasze wypowiedzi nawet podobają. Poczułem się jakby wyzwolony. Są tam, w moim tekście, opisane pewne sytuacje z lata 1971, choćby ta milicja czy paskudna łazienka lub podatek klimatyczny, ale ja też uznałem, że brak w tym należytej akcji i przesunąłem wszystko o 6 lat do przodu. Nic mi to chyba jednak nie pomoże, jeśli mój problem, to także to, jak piszę. Chętnie poczytam więcej.
Mnie się te Wasze wypowiedzi nawet podobają. Poczułem się jakby wyzwolony. Są tam, w moim tekście, opisane pewne sytuacje z lata 1971, choćby ta milicja czy paskudna łazienka lub podatek klimatyczny, ale ja też uznałem, że brak w tym należytej akcji i przesunąłem wszystko o 6 lat do przodu. Nic mi to chyba jednak nie pomoże, jeśli mój problem, to także to, jak piszę. Chętnie poczytam więcej.
Rok 1971 (fragment powieści)
6Itd... itp...Sambor pisze: - Dzień dobry pani, potrzebujemy miejsce na nasz podwójny namiot dla nas trzech, ile to może kosztować? – zapytał Krzysztof.
- Opłata za miejsce 22, opłata meldunkowa 6, opłata klimatyczna 6, razem to będzie 34 złote na osobę.
- Czy to za tydzień, za miesiąc czy za rok? – zapytał Krzysztof.
- Za jedną dobę, która kończy się u nas o dziesiątej rano – odparła recepcjonistka.
- Czy są tu jakieś zniżki dla nieuprzywilejowanych grup społecznych? – zapytał Krzysztof.
- Nie ma u nas żadnych zniżek dla nikogo.
- Do plaży tędy przejść możemy, no nie? – zapytał Jurek.
- Tak możecie.
Mnóstwo zbędnej gadaniny :(
W zasadzie po co ten fragment? Wiem, że go wyciąłeś, i słusznie, ale jak cała powieść podobnie wygląda, Twoi czytelnicy usną przy 10-tej stronie. Co te wszystkie rozmowy i szczegółowe opisy cen etc. wnoszą do powieści?
Nie czuję żadnych emocji. To jak relacja z jakiegoś przypadkowego dnia: "wstałam o 8:30, bo obudziły mnie psy sąsiada, jeden skamlał, drugi szczekał, ten który szczekał, jest stary, a ten skamlący jest młody... - Czemu tak szczekają? - spytałam męża. - Bo są durne - odpowiedział."
Nic się nie dzieje :(
Panowie chodzą, rozmawiają, jedzą. Oj, nie tędy droga.
Rok 1971 (fragment powieści)
7Jednym słowem to, co od lat tu powtarzam: przede wszystkim trzeba zatroszczyć się o jakość tekstu, a nie zajmować kwestiami w rodzaju kogo najpierw poderwać: miss Azji, czy miss Europy? I czy się nie pokółcą, jak obie naraz... 

Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson
dr Samuel Johnson
Rok 1971 (fragment powieści)
8Zbędne słowo.
Trochę za gęsto.
Zbędne słowa, niepotrzebne informacje.
Znowu.
Przecież nie cudze.
Podkreślone właściwie do wywalenia. Nic nie wnosi do fabuły.
Rafał jest upośledzony?
1. Przyjechał nad może z bratem i kolegą, będzie mieszkał w namiocie i w tym czasie szukał pracy?
2. Ze zdania trochę wynika, jakby szukanie pracy i mieszkania kosztowało.
A niedawno czuli się lekko po pozbyciu bagaży.
Wybacz, dalej nie czytam. Dlaczego? Nic ciekawego nie wyczytam, najprawdopodobniej. Trzech gości przyjechało nad morze w poszukiwaniu szczęścia. Tyle. Mnóstwo zbędnych słów, historia liniowa, nie ma akcji, tempa, napięcia. To brzmi jak raport z przesłuchania, a nie powieść. Podpinam się pod słowa Navajero, najpierw to musi mieć ręce i nogi, a kwestie techniczne jak liczba znaków na stronę czy szerokość akapitu de facto mają bardzo drugorzędne znaczenie.
Chyba że masz kilka/kilkanaście tysięcy na zbyciu. Wtedy znajdą się ludzie, co Ci to wydadzą od ręki.
Pozdrawiam
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.
https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.
https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com
[W]Rok 1971 (fragment powieści)
9Bardzo szczegółowo opisujesz wszystko, co się zdarzyło od momentu, kiedy chłopaki wysiadły z pociągu - ale właściwie nic nie piszesz o tym, jak na to reagują. Krzysztof przyjechał, żeby szukać pracy. W PLO dowiaduje się, że może czekać ponad rok. I co? Ano nic. Nie rozzłościł się, nie zmartwił? Nie czuje się zawiedziony? Nie wiem, co było wcześniej, lecz skoro PLO, to chyba Krzysztof myśli o jakiejś stałej pracy, a nie o wakacyjnej na parę tygodni, żeby trochę zarobić, a potem wszystko wydać w Sopocie. W takich sytuacjach zwykle ma się jakiś plan z różnymi wariantami, gdyby coś poszło nie tak. A on nic, nawet nie pomyśli: psiakrew, tu nie wyszło, może jutro w Gdańsku pójdzie mi lepiej.
Podobnie na polu namiotowym i w mieście: wszędzie drogo. I znowu nic, żadnej irytacji: chcieliśmy tu spędzić dwa tygodnie (na przykład), a przy tych cenach to nam nawet na pięć dni nie starczy! Nawet ten Romek, chyba dwunastolatek, nie westchnie, rozczarowany: kurczę, ale tu drogo...
Oni, owszem, jakoś działają - chcą uniknąć zapłaty za pole namiotowe, szukają taniego baru, myślą, żeby się wkręcić na obiady dla wczasowiczów - ale kompletnie nie reagują emocjonalnie. A przecież dla chłopaków taka świadomość, że na nic ich nie stać, a z pracą też nie wiadomo, jak będzie, to spora dawka frustracji. To powinno znaleźć się w tekście.
Dialogi są nienaturalne. Tzn. te książkowe zwykle są bardziej wygładzone od tych, które naprawdę można usłyszeć, ale jednak róznica ta powinna być jak najmniejsza.
I realia czasem też zgrzytają.
Generalnie - przydałoby się też usunąć sporo detali, tekst jest nimi przeładowany. Tu potrzebne byłyby solidne cięcia.
Podobnie na polu namiotowym i w mieście: wszędzie drogo. I znowu nic, żadnej irytacji: chcieliśmy tu spędzić dwa tygodnie (na przykład), a przy tych cenach to nam nawet na pięć dni nie starczy! Nawet ten Romek, chyba dwunastolatek, nie westchnie, rozczarowany: kurczę, ale tu drogo...
Oni, owszem, jakoś działają - chcą uniknąć zapłaty za pole namiotowe, szukają taniego baru, myślą, żeby się wkręcić na obiady dla wczasowiczów - ale kompletnie nie reagują emocjonalnie. A przecież dla chłopaków taka świadomość, że na nic ich nie stać, a z pracą też nie wiadomo, jak będzie, to spora dawka frustracji. To powinno znaleźć się w tekście.
Dialogi są nienaturalne. Tzn. te książkowe zwykle są bardziej wygładzone od tych, które naprawdę można usłyszeć, ale jednak róznica ta powinna być jak najmniejsza.
Tak nikt nie mówi. A już zwłaszcza chłopaki 22-23 lata.Sambor pisze: - Gdzie idziemy teraz? – zapytał Rafał?
- Idziemy na ulicę Starowiejską do baru mlecznego, a potem zrobimy to co zechcecie – powiedział Krzysztof.
- Dzisiaj to my jesteśmy trochę zmęczeni, no nie? – zauważył Jurek.
- Jak już tu jesteśmy, to możemy przejść się tam, gdzie stoją okręty i statki takie jak Burza i Dar Pomorza, ale zjedzmy najpierw nieco, bo jest już pora obiadowa – powiedział Krzysztof.
I realia czasem też zgrzytają.
Sambor pisze: Milicjant, który podszedł do nich powiedział: - proszę dokumenty do kontroli. Najpierw przejrzał dowód osobisty Jurka i zapytał:
- Gdzie jesteście zameldowani w Trójmieście?
- Myśmy dopiero dzisiaj przyjechali – powiedział Jurek, wyjął z kieszeni bilet kolejowy, ten ze Stalowej Woli i podał milicjantowi – a zameldowani mamy być na tamtym polu namiotowym, wskazał palcem.
Milicjant sprawdził jeszcze dowód osobisty Krzysztofa oraz legitymację szkolną Rafała, oddał dokumenty właścicielom
To gdzie on miał te dokumenty? Bo chyba milicjant sprawdzał mu dowód? Poza tym - zostawianie wszystkich dokumentów, łącznie z dowodem i książeczką wojskową, oraz pieniędzy w namiocie - to ja już nie wiem, jak to nazwać...Sambor pisze: - Mam tu dowód osobisty, książeczkę wojskową, książeczkę ubezpieczeniową, prawo jazdy, świadectwo szkolne, świadectwo z urzędu morskiego i pieniądze. Ktoś musi tego pilnować, choćby z dala – odpowiedział Krzysztof.
- Nie możemy tu wszyscy siedzieć cały czas i pilnować – powiedział Jurek.
- To idźcie wy dwaj, ja dzisiaj popilnuję z daleka, jutro rano jadę do Gdańska i zabiorę swoje dokumenty i pieniądze ze sobą – powiedział Krzysztof.
Generalnie - przydałoby się też usunąć sporo detali, tekst jest nimi przeładowany. Tu potrzebne byłyby solidne cięcia.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
[W]Rok 1971 (fragment powieści)
10Mam prawdopodobnie problem z językiem polskim. Może 47 lat temu mówiono inaczej a może źle zapamiętałem. Pewna polska filolożka od niemieckiego mówiła mi, że używam archaizmów językowych. Krzysztof, ten książkowy, miał wtedy, w Sopocie, funkcjonalny plan na życie, którego w tym tekście nie widać, bo jest zbyt przycięty od dołu i od góry. Nie mam też od lat dostępu do literatury polskiej. Zdaję sobie sprawę, że w świetle takich powalających opinii, koncept ilości znaków na stronę jest bez znaczenia. Z poradnikami do pisania książki zapoznałem się po angielsku i wiele mi to nie dało. Przyjmowałem też wszelkie uwagi, które wydawały mi się sensowne. Zastanawiam się czym można zastąpić czasowniki atrybucji dialogu, takie jak "powiedział" czy "zapytał" i na ile sposobów. W książce, chciałem przedstawić elementy z mojego życia, które było nieprzeciętne. Przedstawić je bez kreowania kogoś takiego jak James Bond, który ciągle kogoś goni lub przed kimś ucieka. Prawdopodobnie nie rozumiałem konceptu pisania. Szukałem kogoś na początku, kto by mnie w tym raczył poprowadzić, ale takiego kogoś kompetentnego nie znalazłem. Wszelkie Wasze uwagi przyjmuję jako pozytywny wkład w moje życie. W końcu, robiłem coś za nic i po nic.
[W]Rok 1971 (fragment powieści)
11„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.
https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.
https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com
[W]Rok 1971 (fragment powieści)
12Tak nie możesz mówić! Masz fajną historię do opowiedzenia i spróbuj to zrobić, ale zupełnie inaczej

Mam koleżankę, która wyjechała z Polski w latach 70-tych (jako licealistka) i kiedy ostatnio była w Polsce, też miałam wrażenie, że mówi archaiczną polszczyzną, a ona chwilami mnie nie rozumiała. Zmiany w języku następują bardzo szybko, a zarazem niezauważalnie dla osób cały czas mieszkających w Polsce.
Added in 2 minutes 14 seconds:
Polskie książki można kupować on-line na całym świecie

[W]Rok 1971 (fragment powieści)
13Bardzo mi przykro, ale znowu zapytam: Dlaczego ktoś miałby cię prowadzić za rączkę? Dlaczego ktoś miałby poświęcać swój czas, żeby powoli, mozolnie, monotonnie wskazywać ci błędy, pracować z tobą nad poprawą gramatyki, słownictwa, itp. itd, jeśli tekst, który przestawiłeś, w ogóle ich nie interesuje? Czy tam, gdzie mieszkasz, jest tak, że ludzie rzucają się do pomocy na ochotnika, krzycząc: "Ja, ja, wybierz mnie, mam tygodniowo dwieście godzin na zbyciu i nie wiem, co z nimi robić?" Nie sądzę.
Ludzie na forum są kompetentni i życzliwi. Mówią ci, co ssie, a co trzeba naprawić. Ale twoim zadaniem jest skorzystać z sugestii i zabrać się do pracy nad poprawą, a nie skarżyć się, że nikt ci nie raczył pomóc.
A co do robienia za nic i po nic – ktoś ci przystawił spluwę do głowy? Nie? To skąd to narzekanie?
Nikt nie mówił, że praca twórcza jest łatwa.
There is no God and we are his prophets.
The Road by Cormac McCarthy
The Road by Cormac McCarthy
[W]Rok 1971 (fragment powieści)
14Zdecydowanie zacząłbym od lektury książek po polsku. A potem ponownej ich lektury. Z ołówkiem czy długopisem. I próba analizy, dlaczego ktoś tak coś napisał/opisał. Jak wygląda dana scena. Jak kilka scen układa się w większą całość. Etc., itd.
Szczerze? Wychodzi na to, że choć coś przeżyłeś, Autorze, znajomość z językiem polskim bardzo się rozluźniła, za bardzo. W angielskim powtórzone siedem razy pod rząd "he said" ujdzie, po polsku siedem razy "powiedział" to morderstwo. Inna tradycja literacka.
Szczerze? Wychodzi na to, że choć coś przeżyłeś, Autorze, znajomość z językiem polskim bardzo się rozluźniła, za bardzo. W angielskim powtórzone siedem razy pod rząd "he said" ujdzie, po polsku siedem razy "powiedział" to morderstwo. Inna tradycja literacka.
Mówcie mi Pegasus 
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak
[W]Rok 1971 (fragment powieści)
15Dziękuję wszystkim bardzo za wartościowe uwagi. Teraz wiem, że powinienem zacząć to inaczej, napisać kilka stron i dać Wam do wyceny.