W karczmie 2

1
podejście drugie do karczmy, pierwsza wersja: http://weryfikatorium.pl/forum/viewtopic.php?t=15509

wulgaryzmy

vvvvTo chyba najpodlejsza karczma w jakiej byłem. Za barem stał gburowaty spaślak, powolny jak stodoła i obleśny jak ofiary pokątnego botoksu, karczmareczki zamiast dogadzać gościom drzemały w kącie, a pomagier tłuściocha pił na zapleczu z grajkami. Obrazu nędzy dopełniał niewyobrażalny syf. Podłoga była tak lepka, że co słabsze szczury grzęzły niczym przeciążone wozy w wiosennym błocie, a pleśń na ścianach tworzyła wraz z zaschniętymi plamami krwi przygnębiającą mozaikę. Kto normalny tu, kurwa, przychodzi? Rozejrzałem się po sali. Długobrody mędrzec żywiołowo gestykulował, sprzedając dwóm młokosom jakieś brednie o telepatii. Skoro jest tak dobry, niech przemyśli grubemu, że go zaraz rozpłatam jeśli nie zobaczę żarcia. Reszta cyrku była nie gorsza. Trzy karczyska rzucały groźnymi spojrzeniami i resztkami jedzenia w grupkę hałaśliwych elfów, zajadle kłócących się między sobą i solidarnie wygrażających piąsteczkami, gdy któryś dostał kalafiorem. Z początku było to nawet śmieszne, lecz nie na kabaret tu przyszedłem, poza tym z głodu żołądek przyklejał mi się do kręgosłupa.
vvvvNagle ktoś butem otworzył drzwi. Git, skoro nie ma przystawek, niech będzie mały sparinżek. Zerwałem się, by nauczyć kartoflarza moresu, lecz w tej samej sekundzie zamarłem... W progu stała o n a, Pani w Czerni. Każdy ratował się jak mógł; gruby czmychnął za beczki, karczyska nie wychylały łysin znad kalafiorowej, elfy zastygły w bezruchu, upatrując swych szans w udawaniu eksportowych krasnali ogrodowych, a mędrzec, by ukryć drżenie rąk zawiesił je na brodzie niczym na temblaku. Ich szanse przeżycia rosły z każdą sekundą, podczas gdy moje pikowały jak kamikadze. Co robić? Co robić? Gorączkowo przeczesywałem pustostan w głowie, lecz żadna myśl nie chciała się zameldować.
vvvvW tym momencie poczułem jakby trzepnięcie w ucho i głos z tyłu głowy: „Na kolana, krowi placku!” Krowi placku? - nie czas roztrząsać epitety. Przyklęknąłem. Mój wzrok zastygł w podłodze, by przypadkiem nie sprowokować Pani, która właśnie ruszyła w moją stronę. Oby tylko przeszła dalej, oby tylko przeszła dalej - afirmowałem - jeśli przejdzie, wyskoczę przez okno. Jeszcze trzy kroki i mnie minie. Jeszcze dwa. Jeszcze jeden... i... tyle dobrego. Oczywiście stanęła tuż przy mnie i mogłem teraz przeglądać się w jej lśniących oficerkach.
vvvv- Wstać!
vvvvWstając, uderzyłem głową w jej łokieć.
vvvv- Nie ty, ścierwo.
vvvvNa szczęście wraz ze mną wstali wszyscy, co chyba ją rozbawiło:
vvvv- Siadać, błazny - rozkazała niemal przyjaznym tonem - a ty, wieprzu rusz te zwłoki.
vvvvWszyscy usiedli. Uklęknąłem z powrotem, a Pani zrobiła krok do przodu:
vvvv- Popilnujesz płaszcza.
vvvvIdealnie. Gruby weźmie płaszcz i wtedy dam nogę.
vvvv- Rusz się, padalcu!
vvvvHa! Ktoś w końcu ktoś wyrobi spaślakowi ruchy.
vvvv- Twoja śmierć nie sprawi mi najmniejszej przyjemności, gałganie.
vvvvAle mi sprawi (i pewnie całej okolicy). O! Idzie ściąć mu ten nalany łeb...
vvvvNiespodziewany cios powalił mnie na ziemię, a moja głowa znalazła się pod Jej obcasem.
vvvv- Jesteś tak tępy czy...
vvvv- Jestem tak tępy, Pani! - wypaliłem bez namysłu.
vvvv- Wstawaj, będziesz moim wieszakiem.
vvvv- Tak, Pani.
vvvvRzuciła na mnie płaszcz, przez co zaliczyłem spektakularną glebę.
vvvv- Phi, chłop jak dąb, a złamał się jak brzoza.
vvvv- Tak, Pani.
vvvvOdtąd już nikt nie wątpił w legendy o stukilowym płaszczu. Szczęśliwie, nikt też nie patrzył na moją żałosną z nim szamotaninę, gdyż Pani podeszła do baru:
vvvv- Browar dla wszystkich.
vvvvBaryła usługiwał ze zwinnością pantery i urokiem wytrawnego dyplomaty. Po chwili wszyscy, poza mną, mieli w ręku kufle.
vvvv- Zdrowie! - Pani wrzasnęła tak, że z belki pod sufitem spadł młody szczur.
vvvv- Zdrowie! - zebrani odpowiedzieli spontanicznie niczym poddani cesarza Kima, władcy sąsiedniego, izolowanego księstewka.
vvvvPani rozbiła sobie na głowie pusty kufel i spojrzała sugestywnie. Każdy uczynił to samo; młodzian stoczył się pod ławę, a najbardziej pyskaty elf puścił pawia na hardkorowego koksa. Zaczęła się impreza. Karczmareczki tańczyły na stołach, karczyska prezentowały karkołomne akrobacje, a elfy zrobiły pociąg, którym zawiadywał starzec. Grubas wciąż wyczarowywał nowe kufle, gdyż każda kolejka kończyła się ich rozbiciem na głowie (niekoniecznie swojej). Pani bawiła się najgłośniej, a ja, zapomniany przez wszystkich mogłem adorować ją całkowicie bezkarnie. Zniewalała zjawiskowością urody, spalała każdym calem ognistej postaci. Pogrążałem się w zakazanych fantazjach; jak słodko musiały smakować jej sprężyste uda, jak gorący musiał być ledwie zakryty czarną mini tyłeczek, jak soczyste musiały być uwięzione pod obcisłą bluzeczką bufory. Nie schodziłbym z niej przez tydzień. Przyjemne mrzonki przerwała całkiem przyziemna i wymagająca natychmiastowego działania myśl - wykorzystać zamieszanie (Pani właśnie przegrała z elfami w trzy karty) i ulotnić się bez słowa. W tym jednak momencie Pani zawołała:
vvvv- Koniec melanżu, barany. - Ledwie trzymała się na nogach. - Płaszcz!
vvvvSpojrzenia wyrwanych z transu chochołów doświetlały mi drogę gniewnymi błyskami; jakby to niby przeze mnie skończyła się biba. Szedłem powoli, gdy nagle - trzask - w podłodze pękła deska i tuż przed Panią upadłem na twarz, ofiarnie ratując płaszcz przed uwalaniem w poimprezowej mazi.
vvvv- Ech, gamonie, jak zawsze wszystko muszę robić sama.
vvvvZarzuciła płaszcz na siebie, przypadkowo nokautując grubasa rękawem, dzięki czemu bania była za darmoszkę.
vvvv- A tyś co za jeden, padalcu?
vvvv- Jestem Ekoms, Pani.
vvvvPo sali przeszedł złowrogi szmer. Nagroda za moją głowę wystarczyłaby na sto lat książęcego życia dla wszystkich w tej spelunie.
vvvv- Ekoms! Dezerter i zdrajca skazany na ścięcie! - Rzuciła mi chusteczki, bym wytarł się przed dekapitacją. - Mam z wami urwanie głowy, pajace.
vvvvA więc tak wygląda koniec... Gawiedź rechotała z kalamburu, a ja posłusznie szorowałem twarz, nie mogąc doczekać się końca tej makabreski. Nigdy nie bałem się śmierci - wierzyłem, że zginę w walce i nie będzie czasu na strach. Teraz odczuwałem przeraźliwą pustkę - ostatnia chwila, by zdobyć się na jakąś refleksję, podsumowanie, pożegnanie z życiem - a ja nic. Kurwa.
vvvv- Nie skomlesz, nie błagasz, przecież wiesz, że zaraz ukręcę ci łeb - zdziwiła się.
vvvv- Tak, Pani.
vvvv- Wiesz, gadzie, że powinnam cię obedrzeć ze skóry, posolić i zakopać w mrowisku?
vvvv- Tak, Pani.
vvvv- Umiesz coś więcej poza „tak, Pani”, „tak, Pani” - przedrzeźniała ku uciesze tłuszczy
vvvv- Tak, Pani.
vvvvSiarczysty policzek wybił mi chusteczkę z ręki i szczękę z zawiasów.
vvvv- Jeszcze jedno „tak, Pani” i skończą się żarty, kapujesz?
vvvvNa szczęście nie mogłem mówić, więc przywarłem do jej dłoni, niezgrabnie całując opuszki palców.
vvvv- Już dobrze, cymbałku, już dobrze. - Pogłaskała mnie po brodzie, uleczając złamaną szczękę. - Umiesz prać, prasować i gotować? Zostaniesz moim giermkiem.
vvvvKtóreś karczysko parsknęło śmiechem. Pani machnęła od niechcenia ręką i wesołek padł bez życia, a w powietrzu uniósł się zapach prażonej wieprzowiny.
vvvv- A teraz, dzwońcu, zanieś mnie do zamku.
vvvvWgramoliła mi się na plecy i momentalnie zasnęła. Czułem jak przenika mnie jej ciepło i nieznana moc. Po wyjściu z karczmy otoczyły mnie wilki, dziki, niedźwiedzie i wszelkie leśne bestie o czerwonych ślepiach, czekające na swoją Panią.
vvvv- Wypierdalać - jednym słowem ustaliłem nową hierarchię w stadzie.
vvvvPod zamkiem gadzina rozpierzchła się, a do mnie podeszło dwóch wartowników. Pierwszy zażądał wydania Pani, drugi wyciągnął pokwitowanie:
vvvv- Podpisz odbiór na pincet za transport i spierdalaj.
vvvvNa nic zdały się tłumaczenia, że jestem nowym nabytkiem Pani i tylko ona może mnie odprawić. Negocjacje przyśpieszyły dopiero gdy pierwszy dostał po nerach, a drugi połknął kwit razem górnymi jedynkami. Gdy kazałem przyprowadzić przełożonego, nie sądziłem, że zawędrują na sam szczyt. Jak spod ziemi wyrósł siwy generał w błękitnym mundurze. Ukłonił się:
vvvv- Obmar – mówił przyjemnym basem – Szef Sztabu Wojsk Pani w Czerni.
vvvv- Ekoms, jej nowy - zająknąłem się - giermek.
vvvvKazał podstawić lektykę i pomógł umieścić w niej Panią, a mnie zaprowadził do pokoju. Standard był niższy niż się spodziewałem. Wąskie łóżko z materacem grubości plastra sera, chwiejny taborecik i zwęglona szafka stanowiły całe wyposażenie, lecz nie miałem zamiaru wybrzydzać. Długo nie mogłem zasnąć, czekając na świt jak dzieciaki na Mikołaja. Obudził mnie dziki wrzask:
vvvv - Wstawaj nierobie jeden! Już piąta!
vvvv Stał nade mną szkaradny babsztyl, tak gruby, że jej kieckę zapewne zszywali z dwóch spadochronów, a z dekoltu wylewały się wory tłuszczu rozmiaru wielbłądzich garbów, które najwyraźniej uważała za biust.
vvvv - Jestem Ekoms, spasiona ruro...
vvvv - W dupie mam kim jesteś! Masz tu mopa i szmatę. – Cisnęła nią we mnie. – Ma być błysk.
vvvv Chciałem jej oddać, lecz babsko zdążyło się przecisnąć przez drzwi. Wybiegłem za nią i kopnąłem wiadro tak, że rozbiło się na jej słonim zadzie (a pisnęła jak skowronek).
vvvv - Już ja ci dam – wycedziła – straż!
vvvv Z końca korytarza nadbiegło czterech żołnierzy.
vvvv - Kopnął mnie wiadrem w tyłek! Brać go!
vvvv Walka była krótka i niegodna opisu. Zostawiłem ich przy życiu, gdyż nie wypada zaczynać służby od wielokrotnego zabójstwa, ale grubej odpuścić nie mogłem. Wtedy jednak zza najbliższych drzwi rozległ się zaspany głos:
vvvv - Co to za hałasy, do kurwy nędzy?
vvvv Wieloryb padł na kolana, a ja za nim. W progu stanęła Pani:
vvvv - Co to za hałasy?
vvvv - No bo on...
vvvv - No bo ona... – zaczęliśmy z kaszalotem jednocześnie.
Ostatnio zmieniony śr 16 mar 2016, 07:15 przez Smoke, łącznie zmieniany 1 raz.

2
Jeśli ktoś tak szanowany na forum wrzuca do ogólnej oceny tekst, to oczywiście rzucam się do czytania w trymiga. Doczytałem do połowy tekstu, a to co mam do powiedzenia, to:
1. Skoro jest tak dobry, niech przemyśli grubemu, że go zaraz rozpłatam jeśli nie zobaczę żarcia - nie rozumiem, co autor miał na myśli?
2.Pani rozbiła sobie na głowie pusty kufel i spojrzała sugestywnie - na?
3. Dotarłem do momentu, w którym bohater stwierdza, że ze złamaną szczęką nie może mówić, a następnie wychodzi na zewnątrz i mówi " Wypierdalać", a następnie wdaje się w kolejne pogawędki. Odpuszczam więc sobie dalszą krytykę i czekam na podejście trzecie.

[ Dodano: Pią 11 Mar, 2016 ]
Przepraszam, ale nie mogę...Uleczenie złamanej szczęki pogłaskaniem ręką brody...

3
Smoke pisze: Zdrowie! - Pani wrzasnęła tak, że z belki pod sufitem spadł młody szczur.
o mało nie przeczytałąm stuhr. Musiała głośno wrzasnąć, skoro szczur się wystraszył, i to jeszcze młody.
Smoke pisze:vSiarczysty policzek wybił mi chusteczkę z ręki i szczękę z zawiasów.
Dobre, dobre:)
Smoke pisze:Pani machnęła od niechcenia ręką i wesołek padł bez życia, a w powietrzu uniósł się zapach prażonej wieprzowiny i jednym ciosem został uprażony.
Nieźle, okazało się, że wesołek był wieprzem.
Smoke pisze:Stał nade mną szkaradny babsztyl, tak gruby, że jej kieckę zapewne zszywali z dwóch spadochronów, a z dekoltu wylewały się wory tłuszczu rozmiaru wielbłądzich garbów, które najwyraźniej uważała za biust.
Ale zabawna ta "humoreska". Dobrze, że nie ma więcej. Nie mogłam się poczuć jako czytelnik w centrum wydarzeń z uwagi na specyficzny zabawny styl autora.Gdyby był inny, pewnie byłby to dobry tekst.
Pisać może każdy, ale nie każdy może być pisarzem
Katarzyna Bonda

4
Zdaje mnie się, że marnujesz swoją energię na rzeczy zupełnie zbędne i nikomu niepotrzebne. Cała para w gwizdek, tak się mówi. Ani to śmieszne, ani napisane z sensem. Ani absurdalne, ani ułożone. Takie tam, pisanie z nudów.
Coś tam było? Człowiek! Może dostał? Może!

5
Nastąpiło przedawkowanie leku i pacjent zmarł.

Każde zdanie ocieka wysilonym, wesołym cynizmem. Nadmierne użycie jakiejkolwiek maniery jest szkodliwe bo zasłania tekst i nie pozwala odpowiednio wybrzmieć błyskotliwym fragmentom, tak też jest tutaj.
Ideał takiego "życiowego podejścia do sytuacji wszelakich" czyli Philip Marlowe, nie myślał i mówił w ten charakterystyczny sposób cały czas. Strzelał rzadko i celnie, jak snajper.
U Ciebie strzela się cały czas i gdzie popadnie, jakby robił to pijany żołnierz za pomocą rozklekotanego AK.
Jak będziesz miał chwilę to popatrz na bohaterów Glenna Cooka (cykl o Garrecie, cykl Czarna Kompania) czy choćby na opowiadanie "Dialektyka noża" Jacka Wróbla - tam zrobiono to dużo lepiej.

Szacunek za chęć pracy ze starym tekstem.
MAREL pisze: Skoro jest tak dobry, niech przemyśli grubemu, że go zaraz rozpłatam jeśli nie zobaczę żarcia - nie rozumiem, co autor miał na myśli?
To akurat jeden z bardziej błyskotliwych fragmentów w tekście. Smoke użył formy "przemyśli" jako czegoś w znaczeniu "prześle do myśli". Zdanie wcześniej zaznaczył, że mędrzec teoretycznie posiada dar telepatii.
"Przemyśli" jest fajne.

G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

6
Przeczytałem drugą wersję „W karczmie”, przeczytałem też starą i komentarze pod nią, i mam kilka uwag:

- Widzę, że część sugestii w tekście zastosowałeś. Część nie, Twoje prawo jako autora, mam jednak wrażenie, że mimo wszystko mogłeś to zrobić. Przykład, na który zwracano Ci uwagę już wcześniej:
Za barem stał gburowaty spaślak, powolny jak stodoła
Nigdy nie byłem mistrzem celnych a błyskotliwych porównań, nie jestem i nigdy nie będę, ale to nie jest dobra analogia. Powolnym można być jak coś lub ktoś, kto się porusza – bardzo powoli, ale się porusza. Ja nigdy nie widziałem poruszającej się stodoły, podejrzewam, że Ty też nie:) Można być np. wielkim jak stodoła.

Wiem, że chciałeś przełamać semantykę (tak to chyba określiłeś poprzednio), ale mnie to porównanie gryzie się strasznie.

- Już poprzednio przedstawiano Ci fragmenty, w których poprzez niechlujność położyłeś tekst. Za drugim podejściem jest podobnie. Już Marel pisał o cudownym uzdrowieniu przetrąconej szczęki. Ja dodam jeszcze od siebie ten fragment:
Po chwili wszyscy, poza mną, mieli w ręku kufle.
vvvv- Zdrowie! - Pani wrzasnęła tak, że z belki pod sufitem spadł młody szczur.
vvvv- Zdrowie! - zebrani odpowiedzieli spontanicznie niczym poddani cesarza Kima, władcy sąsiedniego, izolowanego księstewka.
vvvvPani rozbiła sobie na głowie pusty kufel i spojrzała sugestywnie.
Mam zagwozdkę, bo Pani dostaje kufel i zaraz go rozbija na głowie, pusty. Czyli co – dostała kufel, w którym nic nie było? Oczywiście pewnie w międzyczasie wychyliła zawartość - jest to w domyśle, jako coś oczywistego, a że nadmiar szczegółów szkodzi, to pewnie dlatego właśnie o tym nie napisałeś. Zgodziłbym się z tym, gdyby nie fakt, że w tym samym fragmencie raczysz nas zbędnymi informacjami:
zebrani odpowiedzieli spontanicznie niczym poddani cesarza Kima, władcy sąsiedniego, izolowanego księstewka.
Po co to wtrącenie, nie mam pojęcia. Dodam jeszcze, że dziwne to księstewko, którego władca zowie się cesarzem.

W opowiadaniu są smaczki. Są fragmenty, przy których przynajmniej się uśmiechnąłem (a nie przepadam za humoreskami): o tym przemyśliwaniu do karczmarza, o szczurach, o elfach machających piąstkami i robiącymi pociąg, o generale, którego imię to anagram Rambo. Widać, że lubisz pisać i sprawia Ci to radość. Ale musisz pamiętać, że poza Tobą są również (a może przede wszystkim) czytelnicy, których ta feeria rubaszności, sprośności i niestety mocno prostackiego humoru może nie bawić, a męczyć. Czytając to opowiadanie miałem wrażenie, że nie chodzi w nim o nic innego, jak tylko o to, abyś mógł popisać się mniej lub bardziej trafionymi (lub nietrafionymi) porównaniami. Jednak trochę może wbrew sobie przeczytam dalszą część, mając nadzieję (oby nie płonną), że w tej historii jest jednak mimo wszystko coś więcej.
Taki tam thiller z elementami fantastyki naukowej:) https://www.e-bookowo.pl/proza/reakcja-lancuchowa.html

Żyję aktywnie: https://aktywistablog.wordpress.com/

Re: W karczmie 2

7
Smoke, jesteś mistrzem krytyki i za same komentarze, które zostawiasz pod tekstami można się w Tobie zakochać. Niestety szybko też można się odkochać, czytając np. "W karczmie 2".

Głowa pęka od ilości przymiotników:
Smoke pisze: vvvvTo chyba najpodlejsza karczma w jakiej byłem. Za barem stał gburowaty spaślak, powolny jak stodoła i obleśny jak ofiary pokątnego botoksu, karczmareczki zamiast dogadzać gościom drzemały w kącie, a pomagier tłuściocha pił na zapleczu z grajkami. Obrazu nędzy dopełniał niewyobrażalny syf. Podłoga była tak lepka, że co słabsze szczury grzęzły niczym przeciążone wozy w wiosennym błocie, a pleśń na ścianach tworzyła wraz z zaschniętymi plamami krwi przygnębiającą mozaikę.
Źle się to czyta.

Smoke pisze:Nagle ktoś butem otworzył drzwi.
Niby wiadomo o co chodzi ale sam wiesz, że można to sobie wyobrazić na milion sposobów.
Smoke pisze: W tym momencie poczułem jakby trzepnięcie w ucho i głos z tyłu głowy:


Może bez tego "jakby". Wyobraźnia znowu każe mi się zastanawiać i w końcu nie wiem czy to było trzepnięcie w ucho czy coś innego.
Smoke pisze: - Umiesz coś więcej poza „tak, Pani”, „tak, Pani” - przedrzeźniała ku uciesze tłuszczy


Czegoś zabrakło?

A poza tym to podobało mi się bardzo. ;) Humor niczym w Blackadder, może już nieaktualny i nieśmieszny, ale do mnie i tak trafia.
..

8
Smoke pisze:a pleśń na ścianach tworzyła wraz z zaschniętymi plamami krwi przygnębiającą mozaikę.
zaschnięte plamy krwi można zastąpić po prostu zakrzepniętą/zakrzepłą krwią i przeredagować zdanie
Smoke pisze:Z początku było to nawet śmieszne, lecz nie na kabaret tu przyszedłem, poza tym z głodu żołądek przyklejał mi się do kręgosłupa.
może zamiast tego warto napisać po prostu, że nic nie jadł od dwóch dni (w końcu później dowiadujemy się, że jest zbiegiem)
Smoke pisze:Nagle ktoś butem otworzył drzwi. Git, skoro nie ma przystawek, niech będzie mały sparinżek. Zerwałem się, by nauczyć kartoflarza moresu, lecz w tej samej sekundzie zamarłem...
może zrezygnować z pokazania myśli przed walką, zwłaszcza jeśli spłycone są efekciarskim dresiarskim stylem, godnym co najwyżej onanistycznych ballad dla gimbazy
Smoke pisze:Ich szanse przeżycia rosły z każdą sekundą, podczas gdy moje pikowały jak kamikadze.
określenie upływającego w sekundach czasu wydaje się niepotrzebne, podobnie jak kamikadze, do przeredagowania
Smoke pisze:W tym momencie poczułem jakby trzepnięcie w ucho i głos z tyłu głowy: „Na kolana, krowi placku!” Krowi placku? - nie czas roztrząsać epitety. Przyklęknąłem.
hm, czyżby mędrzec wraz z ratującą życie myślą (i epitetem) przekazał pyszałkowi za karę impuls powodujący dyskomfort jak przy trzepnięciu w ucho? :wink:
Smoke pisze:Jesteś tak tępy czy...
- Jestem tak tępy, Pani! - wypaliłem bez namysłu.
samo wypalić znaczy że bez namysłu, więc taka konstrukcja świadczy o próbie podkreślenia gorliwej uległości, mającej zapewne korespondować z wcześniejszą buńczuczną pyszałkowatością - zabieg ten nie jest jednak udany

w ogóle może cała scena jest zbędna i należałoby raczej skoncentrować się na posągowej urodzie Pani
Smoke pisze:Baryła usługiwał ze zwinnością pantery i urokiem wytrawnego dyplomaty.
urok nie jest obcy dyplomatom, jednak wystarczy sama wytrawnośc dyplomaty
Smoke pisze:Pani rozbiła sobie na głowie pusty kufel i spojrzała sugestywnie. Każdy uczynił to samo; młodzian stoczył się pod ławę,
Pani może patrzeć gdzie chce, to poddani mają czytać jej spojrzenie i spełniać zawartą w nim wolę. na upartego można to odczytać tak, że każdy też zrobił sugestywne spojrzenie, zdanie do przeredagowania
Smoke pisze:Grubas wciąż wyczarowywał nowe kufle, gdyż każda kolejka kończyła się ich rozbiciem na głowie (niekoniecznie swojej).
wciąż - zbędne
Smoke pisze:Zarzuciła płaszcz na siebie, przypadkowo nokautując grubasa rękawem, dzięki czemu bania była za darmoszkę.
taa, przypadek, poza tym i tak by nie płaciła
MAREL pisze:Przepraszam, ale nie mogę...Uleczenie złamanej szczęki pogłaskaniem ręką brody...
jacq pisze:Już poprzednio przedstawiano Ci fragmenty, w których poprzez niechlujność położyłeś tekst. Za drugim podejściem jest podobnie. Już Marel pisał o cudownym uzdrowieniu przetrąconej szczęki.
część komentarzy przeszła moje najśmielsze oczekiwania, tego jednak nie przewidziałem, dlatego wytłumaczę ultrałopatologicznie (i sam nie wierzę, że to robię), a więc:
1. mamy określony gatunek: fantastyka.
2. mamy niecodziennych bohaterów i przykład telepatii.
3. mamy Panią, która wchodzi w płaszczu, a gdy rzuca go na skorego do jatek chłopa jak dąb, ten nie może dać sobie z nim rady - wniosek? Pani jest górą mięśni
4. opis Pani jako wiotkiej lisicy wyklucza górę mięśni - wniosek? w grę wchodzą siły magiczne/nadprzyrodzone/czy jeszcze tam jakie
5. Pani nokautuje rękawem grubego, a sama z płaszczem radzi sobie jakby był lekkości jedwabiu
6. Pani uzdrawia złamaną szczękę
7. Pani zabija koksa machnięciem ręki,
8. zważywszy na punkty 6 i 7 wnioskujemy, że Pani dysponuje wielką mocą. jeśli chodzi o uzdrawianie przez dotyk to może w pamięci nasuwać się Zbyszek Nowak, znany z przełomów wieku bohater sobotnich przedpołudni na polsacie, maestro programu: "Ręce które leczą" (energetyzował też wodę, tylko trzeba było wcześniej położyć flaszkę przed tv).
mogą też kojarzyć się liczni bohaterowie legend, baśni czy powieści. mi najbardziej kojarzy się bohater powieści prawie nieznanego fanom fantastyki niejakiego Bułhakowa.
był tam sobie kot, który mówił (buhahahahahaha) i który najpierw urwał głowę pewnemu łgarzowi, a potem ją ot tak nałożył (czyli niejako uleczył) i działała. Bułhakow był jednak na tyle sprytny i zabezpieczył się przed niezrozumieniem - jak wiemy, pierwsze zdanie Mistrza i Małgorzaty brzmi:
Kiedy zachodziło właśnie gorące wiosenne słońce, na Patriarszych Prudach zjawiło się dwóch obywateli, którzy później okazali się kompanami niejakiego Behemota - demona, mającego nie tylko wysokie kompetencje w zabijaniu, ale i potrafiącego uzdrawiać śmiertelników "od ręki".

9. wniosek z poprzednich punktów- Pani w Czerni jest demonem/superbohaterem/czy jak to się teraz tam nazywa (a że text jest fragmentem, nie należy martwić się brakiem wyłożenia wszelkich możliwych danych o bohaterach już na pierwszej stronie)
9½. uff!
Godhand pisze:Każde zdanie ocieka wysilonym, wesołym cynizmem. Nadmierne użycie jakiejkolwiek maniery jest szkodliwe bo zasłania tekst i nie pozwala odpowiednio wybrzmieć błyskotliwym fragmentom, tak też jest tutaj.
całkiem to być może, ostateczna stylizacja nie jest jeszcze określona,
jacq pisze:Ale musisz pamiętać, że poza Tobą są również (a może przede wszystkim) czytelnicy,
pamiętam cały czas, osobiście uważam, że pisarz jest tylko depozytariuszem literatury, a druga strona jest dokładnie równoważna, jednak, nie ma co ukrywać, są czytelnicy i czytelnicy, nie na wszystkich mi zależy - równam w górę (czyli zakładam np. że zrozumie pewne rzeczy i to ja decyduję o wysokości poprzeczki, a nie garbię się, dbając o najsłabszych)
btw a co do Kima- być może giermek będzie musiał udowodnić swoją przydatność wykonując jakąś szaloną misję, np. przedostanie się do pałacu Kima i ogolenie mu łba dla zgrywy
jacq pisze:Czytając to opowiadanie miałem wrażenie, że nie chodzi w nim o nic innego, jak tylko o to, abyś mógł popisać się mniej lub bardziej trafionymi (lub nietrafionymi) porównaniami.
dokładnie taka była geneza pierwszej wersji,
Aloe pisze:Smoke napisał/a:
Pani machnęła od niechcenia ręką i wesołek padł bez życia, a w powietrzu uniósł się zapach prażonej wieprzowiny i jednym ciosem został uprażony.

Nieźle, okazało się, że wesołek był wieprzem.
gdyby trafiła w jakiegoś paździerzowca w powietrzu uniósłby się swąd kleju stolarskiego :szatan:
mijabi pisze: Humor niczym w Blackadder, może już nieaktualny i nieśmieszny, ale do mnie i tak trafia.
haha :twisted: od dziś będę znany jako Czarna bulwa :mrgreen:


ogólnie tekst wydaje się solidnym liftingiem pierwszej wersji, a być może lepiej byłoby go napisać od nowa, wszak nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki,

za wszystkie komentarze dziękuję - każdy na swój sposób pomógł mi, naprawdę :)

9
Dziwne argumenty. Autor powołuje się na niejakiego Bułhakowa ( Niech Mu ziemia lekką będzie), co nie jest chyba najlepszym rozwiązaniem. To tak jakby żyjący obecnie malarz twierdził: „ Narysowałem dwa razy więcej słoneczników niż Vincent ( Niech Mu ziemia lekką będzie) , a żaden z moich obrazów nie zbliżył się nawet do poziomu Van Gogha”. W tym miejscu powołam się na pewien doskonały tekst klasyka literatury pod tytułem „ Dwaj poeci” o ile pamiętam, w którym to wszystko jest wyjaśnione. Dlaczego jeden z autorów piszący praktycznie takie same wiersze jest szanowany, a drugi krytykowany z całym potępieniem przez obywateli państwa słynącego ze świetnej poezji. Chciałbym jeszcze pokazać, jak można wszystkie elementy zawarte w krytykowanym tutaj tekście przedstawić Czytelnikom w znośnym stylu. Wiem, fantastyka to nie „policyjny bełkot”, ale Pani Śmierć jest Panią Śmierć, troll trollem, mundurowi mundurowymi, uzdrowienie uzdrowieniem, wulgaryzm wulgaryzmem:

[usunięto fragment tekstu autorstwa MARELA]

Temat innego użytkownika nie jest dobrym miejscem do wklejania sporego fragmentu własnego utworu.
Służą do tego inne miejsca, na przykład własny temat.
I takie rozwiązanie gorąco Ci polecam.

God
Ostatnio zmieniony pn 14 mar 2016, 15:49 przez MAREL, łącznie zmieniany 3 razy.

11
[usunięto fragment tekstu autorstwa MARELA]
Smutne, jakby to było polityczna cenzura zrozumiałbym, ale usuwanie fragmentów pokazujących krytykowanemu autorowi jak powinien wyglądać dobrze napisany tekst, przy zastosowaniu jego elementów nie pomaga nikomu. Dobrze, postaram się więc inaczej wytłumaczyć pewne sprawy.Jeśli chodzi o samo uleczenie, Drogi Autorze, według mnie Twoja wersja jest wielce niewiarygodna z kilku powodów:
1. Nie ma u Ciebie kota.
2. Jest za to dużo elfów.
3. Elfy nie są tak wiarygodne w literaturze jak koty. Choćby mówiły, tańczyły, wiersze pisały.
4. Jest za dużo efektów, za mało treści. Przydałby się kot, dla zwiększenia wiarygodności.
5. Kot mógłby zastąpić jednego szczura albo wyjrzeć z kieszeni płaszcza Pani.
6. Pani mogłaby zmienić się w kota, na którym pojechałby trafiony w szczękę.
7. Ponieważ kotów nigdy nie jest za mało, mogłyby rozprawić się ze szczurami w dość sprytny i krwawy sposób, co wytłumaczyłoby idealnie cudowne uzdrowienie bohatera po ciosie w kły.
Rozumiem Twoje wątpliwości. Kot w polskiej fantastyce jest niedoceniany, ale uważam, że to przez duży wpływ zachodniej literatury więc jeśli nie będzie kota w Twoim tekście uzdrowienie powinno znaleźć się o wiele wcześniej, może na "Dzień dobry", po wejściu Pani do karczmy, należałoby dać bohaterowi kilka chwil na powrót do zdrowia, na przykład tak:
"Zdzielony w mordę trafnym ciosem Pani wpadł pod pobliską ławę tracąc przytomność. Na chwilę zapanował chaos. Przerażone elfy pochowały się w szczurze nory walcząc zacięcie o życie z ich broniącymi dostępu właścicielami. Barman zbladł, kufle przestały latać w powietrzu. Muzyka ucichła. Pani rozejrzała się uważnie wokół, a widząc jakie wrażenie zrobił jej występ, skrzywiła kąciki ust w grymasie ironii. Następnie podeszła do leżącego bez życia i trącając go czubkiem buta w głowę mruknęła:
- Wstawaj knurze, bo nie mam dzisiaj nastroju na pogrzeb.
Mężczyzna uniósł się lekko na łokciach, sprawdzając zębami położenie połamanej przed chwilą w drobny mak szczęki. Chcąc chyba sprawdzić efekty cudownego uleczenia wyszeptał literując:
- K u r w a...
Uśmiechnął się i powracając już całkiem do siebie kontynuował:
- Kurwa, kurwa, o...kurwa
- Będziesz żył knurze - westchnęła Pani, tracąc zainteresowanie przybyłym z zaświatów".
Mam nadzieję, że teraz admin nie wytnie mi znowu wypowiedzi, argumentując wrzucaniem tutaj własnego tekstu. Dajcie nam podyskutować, proszę.

12
nieźle, ale nie do końca o to mi chodziło - ja i tak już jestem dość przytłoczony wielkością dzieł, choćby Bułhakowa i nie trzeba mi dodawać kolejnych przykładów, dlatego ponowię pytanie, doprecyzowywując: jacq zakwalifikował owo uleczenie jako niechlujność, a dla Ciebie czym ono jest? i dlaczego wymienione wcześniej przesłanki nie ułożyły się u Ciebie w całość mówiącą o działaniu sił, których podręcznik do fizyki nie wytłumaczy?

13
Owo uleczenie, sposób w jaki je przedstawiłeś Szanowny Autorze, czas, miejsce, zachowanie postaci jest zwykłym daniem dupy przy pisaniu. To nie powód do zmartwień. Większość obecnych na tym portalu pisarzy ( Tych fioletowych) zna takie uczucie po napisaniu książki, ale niewielu się do tego przyzna. Jestem właśnie po lekturze polskiego kryminału, pewnego nazywającego siebie w wywiadzie prasowym "pisarzem" autora, wydanego przez dość znane wydawnictwo. Chłoptaś na pierwszych dwóch stronach pojechał z różową magią, j***c mi po oczach zwrotami w stylu : " ...zobaczył jak antyterrorysta uśmiecha się do niego przez kominiarkę" albo "... było to daleko, a jednak blisko...", więc spoko luzik. Nie stworzysz dzieła doskonałego, nie bój się, wielu by chciało, jednostki się do tego zbliżyły. Hłasko stwierdził kiedyś, że pisać książki może wyłącznie osoba nie bojąca się, nie wstydząca, nie ograniczająca swojej wyobraźni. Ja się z tym zgadzam. Potem co prawda ten sam Hłasko pier*****ł niezłą głupotę, ale mu wybaczam. Pytanie do Ciebie, na które sam musisz sobie odpowiedzieć, dlaczego w Twoim tekście tak się dzieje? Moim zdaniem albo usiłujesz dogodzić każdemu Czytelnikowi albo w treści pogodzić coś czego się nie da pojednać albo z różnych powodów piszesz myśląc już o krytyce która nastąpi po publikacji tekstu, co również nie za bardzo pomaga.

Szanuj język i zasady forum, proszę.
Ostatnio zmieniony wt 15 mar 2016, 09:06 przez MAREL, łącznie zmieniany 1 raz.

15
Ale paździerz! Bohater zachowuje się jak gówniarz, kopiąc babkę wiadrem w tyłek i zrobili burdę. Bez sensu i do tego nędzne. I wytnij stąd elfy. Taki tekst z nimi to obelga dla prawdziwego fantasy tolkienowskiego...
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron