Ponownie zerknąłem z niepokojem na jej twarz, naznaczoną setkami nieprzespanych nocy i hektolitrami wylanych łez. Wpatrywała się we mnie swoimi wielkimi oczami zupełnie tak, jakby bała się, że lada moment się odwrócę i odejdę, uznawszy ją za skończoną wariatkę. Nigdy bym jej tego nie zrobił. Przenigdy. Jej oczka iskrzyły się w blasku zapalonego światła w pokoju, usta drgały jak szalone, natomiast samo ciało podskakiwało ze zmieszanego ze strachem zimna.
- Przepraszam - szepnęła po dłuższej chwili zapadniętego milczenia, odwracając ode mnie zażenowany wzrok i próbując cofnąć to, co pokazała mi kilkanaście momentów wcześniej. W ostatniej sekundzie udało mi się złapać końcówki jej palców.
Spojrzała na mnie zmieszana.
- Czemu to robisz? - spytałem z nutą żalu w głowie, spoglądając z bólem na jej liczne rany cięte widniejące na lewej ręce. Serce zakuło mnie do tego stopnia, że gdy nasze spojrzenia znów się zetknęły, zobaczyłem w jej oczach odbicie innego siebie.
Widziałem swoje łzy, ściekające po policzkach.
Widziałem swoje oczy, pogrążone w smutku.
Widziałem swoją twarz, wykrzywioną w rozpaczy.
Przejechałem ostrożnie dłonią po jej delikatnej skórze, naznaczonej setkami blizn, czując, że każda z nich ma swoją oddzielną historię. Bałem się o to zapytać, ale podświadomość mówiła mi, że owe historie zawsze zaczynały i kończyły się tak samo - szybkie cięcie, westchnienie ulgi, krew owijająca się niczym pętka wisielca wokół dłoni i łzy, bliskie łzom straceńca.
- Nie płacz, proszę - mruknęła, unikając jednak na siłę mego wzroku, i z uporem spoglądając gdzieś w dal, za mnie. - Nie radzę sobie sama ze sobą, to wszystko. Nie martw się, błagam. To nic poważnego. Hej, to tylko ja...
Z większą czułością niż sam siebie o to podejrzewałem, zacząłem gładzić jej rękę, zupełnie tak, jakbym chciał aby blizny w magiczny sposób zniknęły same z siebie natychmiast. Chcąc ukryć skrępowanie, spuściła tylko niżej głowę.
- Posłuchaj mnie - westchnąłem, drugą dłonią delikatnie muskając ją po policzku. Czekałem, aż uniesie głowę do góry, a gdy w końcu to zrobiła, jej wzrok rozdarł mi serce do reszty. Przez ułamek sekundy widziałem w nich wszystko. Potem znów się ukryła ze swoimi emocjami. - Nie wyjawię tego nikomu - obiecałem, szeptając przez ściekające po całej powierzchni twarzy łzy. - Nie mogę jednak patrzeć na to, co ze sobą robisz.
- Nie musisz na to patrzeć.
- Owszem, muszę.
Znów zerknęła na mnie uważniej, ciekawskimi oczkami próbując wejrzeć głębiej, w moją duszę. Na próżno, bo ja sam nie umiałem dokładnie jej zbadać.
- Jak to?
Uśmiechnąłem się ponuro.
- Każda twoja rana na ciele - wskazałem po kolei na blizny, zaczynające się u nasady nadgarstka, kończące się aż na zgięciu łokcia - boli mnie tak samo jak ciebie, ale utwierdza też w przekonaniu, że mnie potrzebujesz. Nie pozwolę, abyś raniła samą siebie. Nie pozwolę, aby działa ci się krzywda. Nie pozwolę, abyś była smutna. NIE POZWOLĘ CI NA KOLEJNĄ BLIZNĘ!
Rzuciła mi tęskne spojrzenie.
Iskierki w jej oczach na moment zapaliły się niesamowicie jasno, rozjaśniając wszystko wokół i sprawiając, że przez chwilę widziało się ziemskiego anioła. Niestety, ogniki poblakły tak samo szybko, jak się zapaliły.
Przejechałem dłonią po jej idealnym nosku, policzku i łuku skroniowym, napawając się niesamowitym uczuciem dotyku jej skóry, aż w końcu musiałem odgarnąć opadające na jej zapłakaną twarz włosy.
- Nie możesz tego zrobić - odezwała się w końcu. - Wiem, że to złe, ale z każdym kolejnym cięciem boli coraz mniej, a ja czuję się coraz lepiej i lepiej. Zapominam o tym, co mnie trawi wewnątrz. Daję upust złości, emocjom. Boję się, że w pewnej chwili wszystkie uczucia mnie przerosną. A wtedy nie chcę, abyś na to patrzał.
Zamurowało mnie.
Nie mogłem uwierzyć w to, co powiedziała.
Doskonale odczytałem aluzję w jej słowach.
Byłem zszokowany tym wyznaniem.
Spojrzałem na nią spod przymrużonych brwi, z uśmiechem na sercu rejestrując fakt, że ona także uniosła oczy, odrobinę zniesmaczona tym, że posunęła się do tak dalekich wyznań.
Jesteś zagadką, wyzwaniem.
Jesteś inna, niesamowita.
Jesteś mroczna, tajemnicza.
Jesteś skomplikowana.
I mega czarująca.
Więc aby ci pomóc, muszę być taki jak ty, a potem spróbować jeszcze cię wyprzedzić. Przełknąłem tylko głucho ślinę, uśmiechając się ponuro i powolnym ruchem sięgając po żyletkę, leżącą na najbliższej półce z gratami. Powiodła zaniepokojonym wzrokiem za moją dłonią, jednak nie odważyła się niczego skomentować.
Ująłem chłodny metal w dłonie, czując, że od samego patrzenia na te narzędzie destrukcji i zagłady milionów nastolatków na całym świecie, robi mi się aż niedobrze. Czułem, że nie podołam. Nie uda mi się, nie mam szans. Byłem za bardzo słaby w te klocki.
I realnie się bałem.
I wtedy nasze spojrzenia znów się skrzyżowały.
Jej zbolały wzrok dodał mi tylko pewności.
Wiedziałem, że robię to dla niej.
A potem zacząłem liczyć.
Po kolei, każdą jej bliznę.
Spojrzała na mnie zdziwiona.
- Powiedziałaś, że każda kolejna rana boli coraz mniej - przypomniałem jej słowa, łapiąc głęboki haust powietrza w płuca i strzepując z siebie resztki strachu. - Chcę się o tym przekonać na własnej skórze, a zacznę od przejechania żyletką po ręku tyle samo razy, ile blizn widnieje na twoim ciele.
- Nie... nie pozwalam ci! - krzyknęła, wyrywając w tej samej chwili dłoń i patrząc się na mnie w taki sposób, jakbym to ja miał tutaj poważny problem ze swoją osobowością, nie ona.
Zerknąłem na nią uważnie.
- Ja tylko nie chcę, abyś była w tym sama.
- Ale czemu mi to robisz? Nie tnij się dla mnie!
Prychnąłem zdawkowo.
- I co? Myślisz, że tym mnie przekonasz? Wydaje ci się, że nic a nic mnie to nie ruszyło? - przejechałem chłodnym kawałkiem metalu po swojej dłoni, z pewnym zdziwieniem widząc malującą się zgrozę w jej oczach, powoli rosnącą z każdą kolejną chwilą mojej zwłoki. Była zirytowana. Zła. I pobladła ze strachu... Z ogromnym dystansem obserwowała ruchy żyletki w moich dłoniach, zupełnie niczym przyczajony drapieżnik nie spuszczający z oczu swojej ofiary. - Ilekroć będziesz to robiła, będę się rozpadał. Będę płakał. Będę umierał. Będę przeżywał. Będę się o ciebie bał. Martwił, i nie wiedział co zrobić. Też nie umiem sobie z tym poradzić.
Zdumienie w zamian za zawziętość.
Szloch w zamian za łzy.
Smutek w zamian za strach.
Jej wzrok w zamian za moje spojrzenie.
Pozwoliłem sobie na delikatny uśmiech w kącikach ust, który długo jednak tam nie zabawił. Skrzywiłem się przeciągle, gdy metal wbił się dosadniej w skórę. Czerwone kropelki krwi błyskawicznie obiegły kółeczkiem rękę wokół całej jej szerokości. Sapnąłem głośniej, a gdy chciałem pociągnąć żyletkę dalej, ktoś nagle magicznie wybił mi ją z rąk.
- Przestań! - krzyknęła przez łzy, spoglądając na mnie wzrokiem zabójcy.
- Ja mam przestać?
Rzuciła mi nienawistne spojrzenie po którym i tak się rozkleiła na nowo. Serce znów ścisnęło mi się na amen, jeszcze mocniej i uciążliwiej niż poprzednio przypominając o moich uczuciach do niej. Większość ludzi na moim miejscu nie wytrzymałoby presji sytuacji. Byliby skołowani, nie umieliby niczego zrobić. Odeszliby. Roześmiali się. Zapomnieli. Wiedziałem, że nie mogę zrobić żadnego z powyższych, mając na uwadze to, jak wiele dla mnie znaczy.
- Chodz do mnie - szepnąłem, przyciągając ją powoli do siebie i obejmując całym ramieniem. Zrozumiałem, że uczucie jakie do niej żywię to coś więcej niż zwykłe pragnienie bycia z nią. Oparłem jej rękę o moje ramię, pozwalając by jej rany znalazły się na wysokości moich oczu, a potem zacząłem powolnymi ruchami wodzić ustami od jednej blizny do drugiej. Chciałem tylko, aby poczuła się wyjątkowa. Aby zrozumiała, ile dla mnie znaczy. - Kocham cię, ale boję się, że mnie zranisz, raniąc siebie.
Nie wiedziałem kiedy, ani jak.
Usta ześlizgnęły mi się z jej ręki, a gdy nasze spojrzenia znów się spotkały, muskała z zaskoczeniem swoje wargi, zdziwiona tak samo jak ja tym, co miało przed chwilą miejsce. W jej gestach dało się jednak wyczuć pewną nutę uwielbienia.
Uczucie dumy eksplodowało.
Jej oczy się śmiały - śmiały się do mnie. To moja zasługa. Tylko moja.
- Nie zrobię tego więcej - obiecała w końcu.
- Nie zrobisz tego więcej - powtórzyłem jak w sennym amoku.
Westchnęła przeciągle, opierając głowę o mój bark.
- Chciałbym powiedzieć całemu światu co do ciebie czuję.
- To ci się raczej nie uda - próbowała zgasić moje zapalczywe intencje.
- Mhm. Kocham cię.
- Jejku, ja...
- Nie zrozumiałaś.
Uniosła wyżej wzrok, a ja uśmiechnąłem się szeroko, delektując się jej uporczywie dociekliwym spojrzeniem.
- Bo widzisz... właśnie powiedziałem dla całego świata co do ciebie czuję. Powiedziałem to tobie, bo to ty jesteś całym moim światem.
Rozpłakała się.
Hej, zrobiłem coś złego?
Krótka opowieść o Trudnej Miłości
1
Ostatnio zmieniony wt 02 lut 2016, 12:10 przez ViziXX, łącznie zmieniany 2 razy.