"To nieprawda!" [Obyczaj?]

1
Cześć,
Wrzucam początek krótkiego opowiadanka o trzech starych przyjaciołach, którzy wyjechali razem na wakacje, żeby nadgonić stracony czas w separacji. Po kilku dniach tajemnice przeszłości wypływają na wierzch. Zapraszam!

Kojący podmuch wiatru schłodził zroszone potem czoło Agaty. Dziewczyna odłożyła książkę z poezją współczesną na rozgrzany słońcem piasek i podniosła się z ręcznika. Lazurowe morze szumiało cicho pieszcząc złocisty brzeg nieśmiałymi falami. Na całej szerokości długiej aż po horyzont plaży ludzie oddawali się błogiej próżności plażowania. Upalna gwarność wypełniająca otoczenie dawała poczucie niczym niezagrożonego bezpieczeństwa, spokoju i bezrefleksyjnej swobody. Agata jednak, stojąc z rękoma opartymi na biodrach i obserwując świat zza ciemnych okularów, miała dziwne uczucie nienasycenia, jakby jej dusza i ciało domagały się działania, a umysł nie potrafił zidentyfikować celu. Uczucie to niemal niepokoiło ją i z pewnością by się przejęła, gdyby nie wakacyjne warunki, w których wszelkie niepokoje są skutecznie blokowane.
-Aaaaaaach – zapiszczała Agata, kiedy obfity chlust zimnej wody uderzył w jej rozpalone plecy. To Alek właśnie wrócił z morskiej kąpieli i zakradł się do koleżanki z plastikowym wiaderkiem pełnym wody. – Ty gałganie podły! Ja ci dam! – krzyczała Agata, gdy po jej ciele spływały chłodne strużki wody. Alek rechotał w najlepsze, widząc jak dziewczyna miota się w rozjuszeniu, zbagatelizowanym jednakże uśmiechem na twarzy. W ramach zemsty ofiara nabrała do rąk piasek i rzuciła nim w chłopca. Piasek przylepił się do jego mokrego atletycznego ciała.
-A ty bestio! Dopiero się kąpałem!
-To wykąpiesz się jeszcze raz! Trzeba było mnie nie drażnić. – odpowiedziała z dumą dziewczyna, choć widok chłopca rozkładającego ręce w geście rozpaczy, jakkolwiek udawanej, rozczulił jej serce. – Okażę ci jednak litość i pójdę z tobą do morza, żebyś nie czuł się zbyt samotny.
-Ej! A ja?! Sama tu zostanę? – spod parasola obok odezwał się donośny czysty głos Luizy. Dziewczyna przebudziła się z leniwej drzemki, słysząc hałaśliwe figle przyjaciół. – Czekajcie na mnie!
W trójkę ruszyli ku morzu. Luiza teatralnie i dowcipnie skarżyła się, że wyrwano ją z cudownego snu o bogactwie i sławie u boku najprzystojniejszego mężczyzny na świecie. Chłopak drwił sobie niewinnie z jej oskarżeń, odpowiadając, że to całkiem normalne, że śnią jej się takie bajki, skoro wszyscy mężczyźni, z którymi chodziła byli darmozjadami o wątpliwej urodzie - jeden łysy z odstającymi uszami, drugi z brakującym zębem. Agata słuchała tych przekomarzań z cichym uśmiechem. Cieszyła się, że są razem. Od dwóch lat nie mieli okazji, żeby się spotkać tylko we troje, tak jak w liceum, kiedy byli niemal nierozłączni. Los ich podzielił odkąd zaczęli studia - Alek w Krakowie, a dziewczyny w Warszawie na różnych uczelniach. Dlatego właśnie pojechali razem na wakacje - żeby ożywić stare więzi. Orędownikiem tego pomysłu była Agata, która szczególnie tęskniła za swoimi przyjaciółmi. Brakowało jej beztroski wspólnych wieczorów, kiedy przesiadywali godzinami na ławce w parku sącząc wina, paląc papierosy i obgadując przechodniów. Nowe otoczenie i nowi znajomi nie tworzyli tej samej magicznej atmosfery szczerej i pełnej przyjaźni, która spajała ich trójkę. Niestety, dziewczyna nie była pewna, czy jej towarzysze czują to samo. Czasami odnosiła wrażenie, że ich wspomnienia z tego okresu wyparowały, tak jakby wyparli się tego, co ich łączyło. Mimo wszystko, obserwując Alka wbiegającego żwawo do morza z szalonym okrzykiem na ustach, jego zwinne i dynamiczne ciało przeskakujące nad falami, wiedziała, że pomysł wspólnych wakacji był dobry.

Kilka godzin później przyjaciele udali się na obiad. Ogromną salę, w której turyści czerpali garściami z suto nakrytego szwedzkiego stołu, wypełniał gwar i brzęk setek talerzy znoszonych hurtowo na ciasne stoliki. Każdy chciał spróbować wszystkich specyfików szefa hotelowej kuchni. Lawirując między włochatymi Rosjanami w samych kąpielówkach i rozpiętej koszuli, kobietami w bikini osłoniętymi zwiewnymi szalami, dziećmi przepychającymi się w kolejce po frytki, Luiza wyławiała wzrokiem potrawy, których jeszcze nie spróbowała i nakładała je na jeden z dwóch talerzy, w zależności od ich kategorii – dania główne bądź sałatki i różności.
-Boże, jesteśmy tu dopiero trzeci dzień, jeszcze zdążysz wszystkiego spróbować, kobieto – powiedział Alek, widząc kopiec potraw na półmiskach Luizy, kiedy ta wróciła do stolika.
-To później będę jadła tylko to, co mi smakowało najbardziej! – odpowiedziała wesoło, jakby nie słysząc drwiny w głosie kolegi.
-Może zaczniesz zamrażać te krewetki i przemycisz je do Polski, co? Skoro ci tak smakują. Poczęstujesz rodzinę, tatko na pewno z chęcią chapnąłby kilka! – drwił sobie dalej Alek.
-Hmm, genialny pomysł, chyba zacznę robić miejsce w walizce.
-Ha! Teraz już wiemy, czemu wzięłaś tę małżeńską walizę, do której zmieściłby się mały słoń! A ja głupi myślałem, że naprawdę zamierzasz wykorzystać te dziesięć par butów w ciągu siedmiu dni.
-Ha, ha, ha, no super zabawne. Mi przynajmniej majtek nie zabraknie, a ty chyba będziesz wracał w pożyczonych od Agaty.
-No chyba tylko od niej, bo twoje są trzy rozmiary za duże. – tym razem Agata już nie wytrzymała i parsknęła śmiechem opryskując obrus sokiem pomarańczowym ze szklanki, którą cały czas trzymała przy ustach, żeby zakryć uśmieszek. Rzadko wtrącała się w ich docinki, bo nie lubiła stawać po jednej stronie, a poza tym miała ogromny ubaw słuchając ich licznych przekomarzań. Podobne sceny rozgrywały się niemal codziennie, a wspólny posiłek z nie całkiem jasnych powodów zawsze im sprzyjał.
-O widzisz, nawet Agata się z ciebie śmieje. W ogóle wydaje mi się, że wszyscy dookoła mówią o twoim łakomstwie. Zobacz temu gościowi mało oczy nie wyskoczyły z orbit, jak zobaczył tę górę żarcia. – ciągnął dalej chłopak wskazując na jakiegoś Araba przechodzącego w pobliżu. Luiza już zaczynała się śmiać w pokornej rezygnacji. Wiedziała, że gdy Alek się nakręci, może kpić w ten sposób godzinami. Sam się przy tym dobrze bawił. Wystarczy tylko jedna osoba, która kupi jego szyderczo żartobliwy ton, żeby mógł gadać w nieskończoność.
-Jeeju, patrz w swój talerz, Alek.
-Nie mogę. Twój pochłania całą moją uwagę, a przyznasz, że trudno go nie zauważyć…
-Alek, czy ty coś w ogóle jadłeś? – Agata ostatecznie postanowiła okiełznać tę rozpędzającą się bestię drwiny – Może w końcu pójdziesz i sobie coś nałożysz, bo nie będziemy na ciebie czekać.
-No właśnie, idź, idź. Mam nadzieję, że się zgubisz. – dorzuciła jeszcze Luiza, ale tym razem jej przyjaciółka skutecznie powstrzymała śmiech, żeby nie prowokować dalszych przepychanek słownych.
-Jak wrócisz to obgadamy plan na wieczór, bo chciałabym w końcu wyjść poza ten nudny hotel, ok?
-Wezmę sobie tylko coś lekkiego, bo zaraz idę grać w tenisa z jakimś typem z Austrii. Może obgadamy te plany po mojej grze? – Alek momentalnie powrócił do neutralnego tonu. Potrafił wyczuć, kiedy należy skończyć figle.
-Idziesz grać? Eh… No dobra… - Agata zgodziła się niechętnie trochę zasmuconym tonem. Zawsze miała wrażenie, że ich dobre relacje są w niebezpieczeństwie, kiedy się rozdzielali.
-A więc idę po jakiś smakołyk – wstał od stołu – Luiza przynieść ci coś? Może czegoś ci brakuje?
Agata po raz kolejny parsknęła śmiechem, a Alek szybko oddalił się zadowolony.
Ostatnio zmieniony wt 13 maja 2014, 18:51 przez Labrador, łącznie zmieniany 4 razy.

2
Dziewczyna odłożyła książkę z poezją współczesną na rozgrzany słońcem piasek i podniosła się z ręcznika.
"tomik poezji współczesnej" wpasowałby się w to zdanie ładniej.
Lazurowe morze szumiało cicho pieszcząc złocisty brzeg nieśmiałymi falami.
Trochę za dużo określeń. Lazurowe morze, szmiało cicho, złocisty brzeg, nieśmiałe fale. Przesyt, zostawiłabym tutaj najwyżej dwa określenia - może wyrzucić "cicho" i "nieśmiałymi"... tym bardziej, że te nieśmiałe fale jakoś głupkowato wypadają.
Upalna gwarność wypełniająca otoczenie
Eee... upalna gwarność? W dodatku gwarność, która wypełnia otoczenie? Nieee...
dziewczyna miota się w rozjuszeniu, zbagatelizowanym jednakże uśmiechem na twarzy
"Zbagatelizowane uśmiechem rozjuszenie". Z tego, co wiem, bagatelizować można fakty, cudze uczucia, syndromy choroby i raczej nie robi się tego za pomocą uśmiechu... nigdy też nie słyszałam, żeby ktoś zbagatelizował własne uczucia.
nabrała do rąk piasek
Nie jestem całkowicie pewna, ale chyba "piasku" (bo "nabrała czego?", nie "nabrała co?")
Luiza teatralnie i dowcipnie skarżyła się, że wyrwano ją z cudownego snu o bogactwie i sławie u boku najprzystojniejszego mężczyzny na świecie. Chłopak drwił sobie niewinnie z jej oskarżeń, odpowiadając, że to całkiem normalne, że śnią jej się takie bajki, skoro wszyscy mężczyźni, z którymi chodziła byli darmozjadami o wątpliwej urodzie - jeden łysy z odstającymi uszami, drugi z brakującym zębem.
Takie streszczanie akcji źle robi tekstowi. Nie można tego dialogu porządnie zapisać i opisać? Niby nie jest to konieczne, ale takie gawędziarskie snucie historii zwykle wypada lepiej niż przyspieszanie akcji ;)
Niestety, dziewczyna nie była pewna, czy jej towarzysze czują to samo. Czasami odnosiła wrażenie, że ich wspomnienia z tego okresu wyparowały, tak jakby wyparli się tego, co ich łączyło.
Hmmm... nie pokazałeś tego. To przemyślenie wypada nieco niewiarygodnie, ponieważ między tą trójką czuć i widać przyjaźń, przynajmniej w poprzedniej części tekstu.
setek talerzy znoszonych hurtowo na ciasne stoliki
Tutaj chyba lepiej byłoby podmienić "hurtowo" na "gromadnie". Ale może to kwestia tego, że po prostu dla mnie tak brzmiałoby lepiej.
włochatymi Rosjanami w samych kąpielówkach i rozpiętej koszuli
Wielu Rosjan w jednej koszuli, ciekawy widok.
na półmiskach Luizy
Talerz a półmisek to dwie różne rzeczy. A ona miała talerze.
Eh…
Ech.
a Alek szybko oddalił się zadowolony.
Nie lepiej: "a zadowolony Alek oddalił się szybko"?

Zasady zapisu dialogów - po myślniku zawsze spacja (nie wstawiasz ich przy myślnikach zaczynających akapit), przed myślnikiem kropkę stawia się tylko, jeżeli po tymże zacnym znaku występuje coś, co nie jest "odgłosem paszczy" (ktoś mi to tak wyjaśniał, a ja lepiej nie umiem, chodzi o wszelkie "powiedziałem", "rzekł", "spytała") i wtedy wtrącenie po myślniku zaczyna się od dużej litery.
Gubisz sporo przecinków, na przykład tu: "Piasek przylepił się do jego mokrego atletycznego ciała", powinno być "mokrego, ateltycznego". Tu: "Lazurowe morze szumiało cicho pieszcząc złocisty brzeg nieśmiałymi falami" brakuje przecinka przed "pieszcząc".

Fabularnie niewiele jest do oceny, bo dopiero zacząłeś. Ale czyta się przyjemnie. Trochę na siłę ubarwiasz niektóre opisy - w efekcie wychodzą zdania-potwory, pękające w szwach od określeń, niekiedy pseudopoetyckich. Na początku to widać wyraźniej. Dialog na stołówce mi się podobał, nie jest wysilony ani drewniany i czyta się gładko.
jestem zabawna i mam pieski

3
Dalsza część już leży i czeka na publikację. Fakt, czasami trochę przesadzam z opisami, ale ciężko zapanować nad tą palącą potrzebą wtrącenia jeszcze jednego fajnego słowa :) W każdym razie, teraz będę się bardziej pilnował. Cieszę się, że dialog Ci przypadł do gustu - jest niemalże żywcem wyjęty ze wspomnień i pewnie w tym jego wartość.

Dziękuję za recenzję :) Jeśli zechcesz poznać koniec, to z pewnością się tu niedługo pojawi ;] Pozdrawiam serdecznie!

4
Kojący podmuch wiatru schłodził zroszone potem czoło Agaty. Dziewczyna odłożyła książkę z poezją współczesną na rozgrzany słońcem piasek i podniosła się z ręcznika. Lazurowe morze szumiało cicho pieszcząc złocisty brzeg nieśmiałymi falami. Na całej szerokości długiej aż po horyzont plaży ludzie oddawali się błogiej próżności plażowania.
To nie jest dobry opis. To nie są fajne słowa. Nie w takim natężeniu, takich okolicznościach. Chodzi o to, że rysujesz nimi niesamowicie sztampowy obraz, bezpłciowy jak widoczki sprzedawane na jarmarkach i wieszane czasem w domach, chyba tylko po to, żeby zakryć ścianę. Jeśli chcesz stworzyć ciekawy opis, musisz bardziej się wysilić - zainteresować metaforą, niekonwencjonalnym epitetem, może nawet neologizmem (do dziś w głowie pozostały mi "kociociche ulice" z jakiegoś opowiadania Capote'a). Musisz używać nowych technik i kolorów, żeby opisać ten sam, opisywany od setek lat obrazek. Musisz go wyróżnić.
– Ty gałganie podły! Ja ci dam!
Nie jestem przekonany, że dwudziestoparoletni ludzie mówią w ten sposób.
Luiza przynieść ci coś? Może czegoś ci brakuje?
:D Dobre, dobre.

Fajny pomysł, zająłeś się wdzięcznym tematem, sam zamierzam się zmierzyć z podobnym wątkiem. Myślę, że to pewnego rodzaju obyczajowe wyzwanie, bo to są subtelne sprawy i o ile fundamenty stworzyłeś sobie niezłe, bo czuję ich przyjaźń, o tyle ten dysonans, o który martwi się Agata, jest tutaj praktycznie niezauważalny. Brakuje zgrzytów w konwersacjach, których dawniej nie było, ciszy, która zaczęła być nie naturalna, a krępująca, ciągłej potrzeby, żeby coś robić, bo może jak nic się nie będzie robić, to wyjdą na wierzch zgliszcza dawnych relacji. Fakt, to dopiero początek opowiadania, no ale muszę pracować z tym, co widzę. ;) Mam nadzieję, że w dalszej części te różne niuanse wychodzą na jaw. Chyba że to tylko Agata ma paranoję, wtedy sorry. :D

Początek mnie odrzucał z powodu tego opisu, potem zaczęło się coś dziać i było lepiej, ale nadal jakoś tak sztywno, te gałgany i wykwintne epitety, dopiero na stołówce wszystko nabrało nieco bardziej luzackiego i - tym samym - przyjacielskiego klimatu. Scena na stołówce była najlepiej napisana. Miałem ochotę ją czytać, wkręciłem się i poczułem nawet zawód, kiedy dotarłem do końca. Zaciekawiłeś mnie, przekonałeś o istnieniu Agaty i Alka...

Luiza natomiast odstaje; Agata daje narratorowi swój punkt widzenia i dzięki temu odkrywamy jej ciekawe, autentyczne odczucia, za to Alek ma dużo czasu antenowego i sprawnie zarysowany charakter. Luiza na ich tle wypada nieco wyblakle. Ale całkiem możliwe, że w dalszej części i to się zmienia. Ach, uroki fragmentów!

Jeśli chodzi o sprawy techniczne:
- popracuj nad tymi opisami;
- popraw zapis dialogów, masz już pomoc od Cerro;
- radziłbym wrzucić bardziej na luz, szczególnie opowiadając tego typu studencką historię; słowa, których używasz i sposób, w jaki opisujesz niektóre sceny jest bardzo, hm, oficjalny, ą, ę i tak dalej; poluzuj trochę literacki krawat, wyobraź sobie, że opowiadasz tę historię znajomemu. Sądzę, że trochę potoczyzmów, krótszych, dynamicznych zdań i humorystycznych popisów narratora by nie zaszkodziło, a wręcz przeciwnie, zabarwiłoby i uautentyczniło opowieść. ;)

To chyba tyle ode mnie.

Powodzenia i dużej ilości czipsów oraz innych dobrych rzeczy życzy
Patren
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

5
Labrador pisze: początek krótkiego opowiadanka o trzech starych przyjaciołach
O trojgu przyjaciół - przecież tam są dwie dziewczyny!
Labrador pisze:-Aaaaaaach – zapiszczała 1. Agata, kiedy obfity chlust zimnej wody uderzył w jej rozpalone plecy. To Alek właśnie 2. wrócił z morskiej kąpieli i zakradł się 3.do koleżanki z plastikowym wiaderkiem pełnym wody. – 4.Ty gałganie podły! Ja ci dam! – krzyczała 5.Agata, gdy po jej ciele spływały chłodne strużki wody. Alek rechotał w najlepsze, widząc jak dziewczyna miota się w rozjuszeniu, 6. zbagatelizowanym jednakże 7. uśmiechem na twarzy. W ramach zemsty 8.ofiara 9.nabrała do rąk piasek i rzuciła nim w 10. chłopca. Piasek przylepił się do jego mokrego atletycznego ciała.
1. Zbędne. W poprzednim akapicie piszesz o Agacie i nie pojawiła się tam żadna inna osoba płci żeńskiej. Wiadomo więc, że chodzi o Agatę.
2. Wrócić z morskiej kąpieli można do hotelu, ewentualnie do kawiarni w centrum miasta. On po prostu wyszedł z wody.
3. Wiadomo, że do koleżanki. Na razie nie ma tam nikogo innego.
4. Gałganie podły pasuje raczej do jakiejś starszej pani, która wrzeszczy na łobuziaków z podwórka.
5. No i znowu ta Agata. Innej tam nie było?
6. Rozjuszenie zbagatelizowane? Jeśli już, to złagodzone.
7. Zgadujemy: na czym jeszcze, poza twarzą, można mieć uśmiech?
8. Uff... Dobrze, że już nie Agata. Ale po co ta ofiara? Pamiętaj, że w języku polskim istnieje taki twór, jak podmiot domyślny i należy z niego korzystać, żeby uniknąć rozmaitych łamańców, obciążających zdania. Masz tylko dwie osoby, chłopaka i dziewczynę, więc same formy czasowników pozwalają rozpoznać, co kto mówi i robi.
9. Nabrała (czego?) piasku
10. Chłopiec w następnym zdaniu ma atletyczne ciało. To raczej chłopak, nie dziecko.

Niezgrabny jest ten opis, nadmiernie rozwleczony. Ile czasu mogła trwać ta scena? Poczuć na plecach zimną wodę, wrzasnąć, odwrócić się, rozpoznać napastnika i sypnąć w niego piaskiem... Pięć sekund?
Poza tym: obficie uzywasz przymiotników i przysłowków, jakby wszystkie rzeczowniki i czasowniki koniecznie musiały mieć towarzystwo. Jak piasek, to rozgrzany słońcem (a co innego mogłoby go rozgrzać?), jak morze, to lazurowe, a brzeg złocisty. To są banały, które zupełnie spokojnie można sobie darować.

Dalej nie jest lepiej.
Labrador pisze:Luiza 1. teatralnie i dowcipnie skarżyła się, że wyrwano ją z cudownego snu o bogactwie i sławie u boku najprzystojniejszego mężczyzny na świecie. 2. Chłopak drwił sobie niewinnie z jej oskarżeń, odpowiadając, że to całkiem normalne, że śnią jej się takie bajki, skoro wszyscy mężczyźni, z którymi chodziła byli darmozjadami o wątpliwej urodzie - 3. jeden łysy z odstającymi uszami, drugi z brakującym zębem. Agata słuchała tych przekomarzań 4. z cichym uśmiechem. 5. Cieszyła się, że są razem. Od dwóch lat nie mieli okazji, żeby się spotkać tylko we troje,
1. i 2. Tutaj właśnie przydałby się jakiś krótki dialog i scenka: jak wygląda Luiza, która skarży się "teatralnie"? Jak się z nią przekomarza Alek?
3. jeden był łysy, z odstającymi uszami, a drugiemu brakowało zęba
4. Uśmiech nigdy nie jest głośny.
5. To jest dwuznaczne. Agata mogła się cieszyć, że Luiza i Alek są razem, czyli stanowią parę. A tymczasem cieszyła się z wyjazdu we troje.
Labrador pisze:Kilka godzin później przyjaciele udali się na obiad.
Udawać się może ambasador z notą protestacyjną. A oni po prostu poszli na obiad. I bez
tych przyjaciół.
Labrador pisze:-Może zaczniesz zamrażać te krewetki i przemycisz je do Polski, co?
Tyle napisałeś, a nawet nie wiadomo, gdzie oni są.
Labrador pisze: Lawirując między włochatymi Rosjanami w samych kąpielówkach i rozpiętej koszuli
Jedną mieli tę koszulę, wspólną?
Labrador pisze:-Ha, ha, ha, no super zabawne. Mi przynajmniej majtek nie zabraknie, a ty chyba będziesz wracał w pożyczonych od Agaty.
-No chyba tylko od niej, bo twoje są trzy rozmiary za duże. – tym razem Agata już nie wytrzymała i parsknęła śmiechem opryskując obrus sokiem pomarańczowym ze szklanki,
I oni są dobrymi przyjaciółmi? Serio? Jak rozumiem, Alek nabija się z Luizy, że ma derier jak szafa, i wszystkich to bardzo bawi? Jeśli Luiza jest po prostu tęga, a docinki na ten temat nie stanowią dla niej żadnego problemu, powinieneś te informacje jakoś zręcznie wpleść pomiędzy kwestie dialogowe. Bo, prawdę mówiąc, odzywka Alka jest grubiańska.
No właśnie, o wyglądzie dziewczyn nie wiemy nic.
Poza tym, zły zapis dialogu. Wynika z niego, że to Agata wypowiada tę kwestię, natomiast z treści zdania, że Alek.
Labrador pisze:-Idziesz grać? Eh… No dobra… - Agata zgodziła się niechętnie trochę zasmuconym tonem.
Nie dopowiadaj tak dobitnie.

Dużo pracy przed Tobą, jeśli chodzi o językową warstwę opowiadania. Nie wyłowiłam wszystkich potknięć, gdyż są one powtarzalne. Za dużą wagę przywiązujesz do szczegółów bez znaczenia, a równocześnie te opisy są na tyle ogólnikowe, że dopóki nie przeczytałam o powrocie do Polski, byłam przekonana, że Twoi bohaterowie obsypują się piaskiem w jakiejś Jastarni czy Łebie. Brak choćby śladu tzw. kolorytu lokalnego.
Akcji właściwie nie ma, bo ugrzęzła w dialogach o niczym. Alek wydaje mi się dosyć przykrym typem, którego cały dowcip sprowadza się do drwin z Luizy: a to chłopaków miała nie na poziomie, a to za dużo jedzenia nabrała, walizkę też ma za dużą i za wiele par butów, no i te majtki zbyt wielkie... Pojęcia nie mam, jak ona to wytrzymuje, a tym bardziej nie wiem, dlaczego Agata uważa to za wspaniałą przyjaźń. Owszem, istnieją takie dziwaczne, asymetryczne układy, i to wcale nierzadko, lecz w tym kontekście nie kupuję westchnień i tęsknoty za mistyczną, przyjacielską atmosferą minionych lat. To, co sobą w tej chwili ten facet reprezentuje, świadczy wyłącznie o gruboskórności.
Nie żądam od Twojego bohatera, żeby promieniował wdziękiem i zachowywał się jak rycerz wobec dam. Chodzi mi wyłącznie o to, żeby deklaracje narratora, reprezentującego punkt widzenia Agaty, nie stały w jawnej sprzeczności z tym, co wynika z dialogów.
Podskórny niepokój Agaty, że wszystko nie jest tak wspaniałe, jak niegdyś, daje szansę na to, że w dalszej części, zamiast przyjaźni kompletnie deklaratywnej, będziemy mieli jednak relacje może nie tak wspaniałe, lecz za to bardziej wiarygodne.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”