Cześć,
Wrzucam początek krótkiego opowiadanka o trzech starych przyjaciołach, którzy wyjechali razem na wakacje, żeby nadgonić stracony czas w separacji. Po kilku dniach tajemnice przeszłości wypływają na wierzch. Zapraszam!
Kojący podmuch wiatru schłodził zroszone potem czoło Agaty. Dziewczyna odłożyła książkę z poezją współczesną na rozgrzany słońcem piasek i podniosła się z ręcznika. Lazurowe morze szumiało cicho pieszcząc złocisty brzeg nieśmiałymi falami. Na całej szerokości długiej aż po horyzont plaży ludzie oddawali się błogiej próżności plażowania. Upalna gwarność wypełniająca otoczenie dawała poczucie niczym niezagrożonego bezpieczeństwa, spokoju i bezrefleksyjnej swobody. Agata jednak, stojąc z rękoma opartymi na biodrach i obserwując świat zza ciemnych okularów, miała dziwne uczucie nienasycenia, jakby jej dusza i ciało domagały się działania, a umysł nie potrafił zidentyfikować celu. Uczucie to niemal niepokoiło ją i z pewnością by się przejęła, gdyby nie wakacyjne warunki, w których wszelkie niepokoje są skutecznie blokowane.
-Aaaaaaach – zapiszczała Agata, kiedy obfity chlust zimnej wody uderzył w jej rozpalone plecy. To Alek właśnie wrócił z morskiej kąpieli i zakradł się do koleżanki z plastikowym wiaderkiem pełnym wody. – Ty gałganie podły! Ja ci dam! – krzyczała Agata, gdy po jej ciele spływały chłodne strużki wody. Alek rechotał w najlepsze, widząc jak dziewczyna miota się w rozjuszeniu, zbagatelizowanym jednakże uśmiechem na twarzy. W ramach zemsty ofiara nabrała do rąk piasek i rzuciła nim w chłopca. Piasek przylepił się do jego mokrego atletycznego ciała.
-A ty bestio! Dopiero się kąpałem!
-To wykąpiesz się jeszcze raz! Trzeba było mnie nie drażnić. – odpowiedziała z dumą dziewczyna, choć widok chłopca rozkładającego ręce w geście rozpaczy, jakkolwiek udawanej, rozczulił jej serce. – Okażę ci jednak litość i pójdę z tobą do morza, żebyś nie czuł się zbyt samotny.
-Ej! A ja?! Sama tu zostanę? – spod parasola obok odezwał się donośny czysty głos Luizy. Dziewczyna przebudziła się z leniwej drzemki, słysząc hałaśliwe figle przyjaciół. – Czekajcie na mnie!
W trójkę ruszyli ku morzu. Luiza teatralnie i dowcipnie skarżyła się, że wyrwano ją z cudownego snu o bogactwie i sławie u boku najprzystojniejszego mężczyzny na świecie. Chłopak drwił sobie niewinnie z jej oskarżeń, odpowiadając, że to całkiem normalne, że śnią jej się takie bajki, skoro wszyscy mężczyźni, z którymi chodziła byli darmozjadami o wątpliwej urodzie - jeden łysy z odstającymi uszami, drugi z brakującym zębem. Agata słuchała tych przekomarzań z cichym uśmiechem. Cieszyła się, że są razem. Od dwóch lat nie mieli okazji, żeby się spotkać tylko we troje, tak jak w liceum, kiedy byli niemal nierozłączni. Los ich podzielił odkąd zaczęli studia - Alek w Krakowie, a dziewczyny w Warszawie na różnych uczelniach. Dlatego właśnie pojechali razem na wakacje - żeby ożywić stare więzi. Orędownikiem tego pomysłu była Agata, która szczególnie tęskniła za swoimi przyjaciółmi. Brakowało jej beztroski wspólnych wieczorów, kiedy przesiadywali godzinami na ławce w parku sącząc wina, paląc papierosy i obgadując przechodniów. Nowe otoczenie i nowi znajomi nie tworzyli tej samej magicznej atmosfery szczerej i pełnej przyjaźni, która spajała ich trójkę. Niestety, dziewczyna nie była pewna, czy jej towarzysze czują to samo. Czasami odnosiła wrażenie, że ich wspomnienia z tego okresu wyparowały, tak jakby wyparli się tego, co ich łączyło. Mimo wszystko, obserwując Alka wbiegającego żwawo do morza z szalonym okrzykiem na ustach, jego zwinne i dynamiczne ciało przeskakujące nad falami, wiedziała, że pomysł wspólnych wakacji był dobry.
Kilka godzin później przyjaciele udali się na obiad. Ogromną salę, w której turyści czerpali garściami z suto nakrytego szwedzkiego stołu, wypełniał gwar i brzęk setek talerzy znoszonych hurtowo na ciasne stoliki. Każdy chciał spróbować wszystkich specyfików szefa hotelowej kuchni. Lawirując między włochatymi Rosjanami w samych kąpielówkach i rozpiętej koszuli, kobietami w bikini osłoniętymi zwiewnymi szalami, dziećmi przepychającymi się w kolejce po frytki, Luiza wyławiała wzrokiem potrawy, których jeszcze nie spróbowała i nakładała je na jeden z dwóch talerzy, w zależności od ich kategorii – dania główne bądź sałatki i różności.
-Boże, jesteśmy tu dopiero trzeci dzień, jeszcze zdążysz wszystkiego spróbować, kobieto – powiedział Alek, widząc kopiec potraw na półmiskach Luizy, kiedy ta wróciła do stolika.
-To później będę jadła tylko to, co mi smakowało najbardziej! – odpowiedziała wesoło, jakby nie słysząc drwiny w głosie kolegi.
-Może zaczniesz zamrażać te krewetki i przemycisz je do Polski, co? Skoro ci tak smakują. Poczęstujesz rodzinę, tatko na pewno z chęcią chapnąłby kilka! – drwił sobie dalej Alek.
-Hmm, genialny pomysł, chyba zacznę robić miejsce w walizce.
-Ha! Teraz już wiemy, czemu wzięłaś tę małżeńską walizę, do której zmieściłby się mały słoń! A ja głupi myślałem, że naprawdę zamierzasz wykorzystać te dziesięć par butów w ciągu siedmiu dni.
-Ha, ha, ha, no super zabawne. Mi przynajmniej majtek nie zabraknie, a ty chyba będziesz wracał w pożyczonych od Agaty.
-No chyba tylko od niej, bo twoje są trzy rozmiary za duże. – tym razem Agata już nie wytrzymała i parsknęła śmiechem opryskując obrus sokiem pomarańczowym ze szklanki, którą cały czas trzymała przy ustach, żeby zakryć uśmieszek. Rzadko wtrącała się w ich docinki, bo nie lubiła stawać po jednej stronie, a poza tym miała ogromny ubaw słuchając ich licznych przekomarzań. Podobne sceny rozgrywały się niemal codziennie, a wspólny posiłek z nie całkiem jasnych powodów zawsze im sprzyjał.
-O widzisz, nawet Agata się z ciebie śmieje. W ogóle wydaje mi się, że wszyscy dookoła mówią o twoim łakomstwie. Zobacz temu gościowi mało oczy nie wyskoczyły z orbit, jak zobaczył tę górę żarcia. – ciągnął dalej chłopak wskazując na jakiegoś Araba przechodzącego w pobliżu. Luiza już zaczynała się śmiać w pokornej rezygnacji. Wiedziała, że gdy Alek się nakręci, może kpić w ten sposób godzinami. Sam się przy tym dobrze bawił. Wystarczy tylko jedna osoba, która kupi jego szyderczo żartobliwy ton, żeby mógł gadać w nieskończoność.
-Jeeju, patrz w swój talerz, Alek.
-Nie mogę. Twój pochłania całą moją uwagę, a przyznasz, że trudno go nie zauważyć…
-Alek, czy ty coś w ogóle jadłeś? – Agata ostatecznie postanowiła okiełznać tę rozpędzającą się bestię drwiny – Może w końcu pójdziesz i sobie coś nałożysz, bo nie będziemy na ciebie czekać.
-No właśnie, idź, idź. Mam nadzieję, że się zgubisz. – dorzuciła jeszcze Luiza, ale tym razem jej przyjaciółka skutecznie powstrzymała śmiech, żeby nie prowokować dalszych przepychanek słownych.
-Jak wrócisz to obgadamy plan na wieczór, bo chciałabym w końcu wyjść poza ten nudny hotel, ok?
-Wezmę sobie tylko coś lekkiego, bo zaraz idę grać w tenisa z jakimś typem z Austrii. Może obgadamy te plany po mojej grze? – Alek momentalnie powrócił do neutralnego tonu. Potrafił wyczuć, kiedy należy skończyć figle.
-Idziesz grać? Eh… No dobra… - Agata zgodziła się niechętnie trochę zasmuconym tonem. Zawsze miała wrażenie, że ich dobre relacje są w niebezpieczeństwie, kiedy się rozdzielali.
-A więc idę po jakiś smakołyk – wstał od stołu – Luiza przynieść ci coś? Może czegoś ci brakuje?
Agata po raz kolejny parsknęła śmiechem, a Alek szybko oddalił się zadowolony.
"To nieprawda!" [Obyczaj?]
1
Ostatnio zmieniony wt 13 maja 2014, 18:51 przez Labrador, łącznie zmieniany 4 razy.