Prolog

1
Pierwszy raz zamieszczam fragment tego co napisałem, więc proszę o wyrozumiałość i rzetelną krytykę. Piszę prostym językiem, ale mam nadzieję, że się dowiem czy jest wystarczajacy, czy aby coś napisać to trzeba używać wielu metafor, porównań lub epitetów.
W prologu nie można pisać zbyt ogólnie, bo nie byłby interesujący, ani zbyt szczegółowo, gdyż zbytnia ilosć informacji już na samym początku odstraszyłaby zapewne od dalszego czytania. Chcę jednak wysłuchać Waszych opinii, chociaż się tego trochę obawiam.

Na horyzoncie niczym zły znak pojawił się majestatyczny okręt o czarnych żaglach oraz powiewającej nad nimi poszarpanej banderze.

I rzeczywiście ten niespodziewany statek nie wróżył nic dobrego. Każdy mieszkaniec Kontynentu począwszy od suchych stepów zachodu, przez wilgotne puszcze południa, aż po skuty lodem wschód wie, że symbolizuje on nadciągające niebezpieczeństwo.

Strażnicy na zamkowej baszcie obserwatorów, ubrani w purpurowe szaty i złote hełmy dostrzegli go, jako pierwsi. Następnie bez chwili zastanowienia zaczęli dynamicznie uderzać w wiszący obok nich złoty gong z wizerunkiem smoka, z którego wyrazisty dźwięk zaczął dochodzić w każdy zakątek miasta budząc strach w sercach ludzi. Zdawałoby się, że także zwierzęta były przerażone złowieszczym sygnałem z najwyższej budowli, gdyż zaczęły się chować lub szukać towarzystwa ludzi, których widok na pewno nie był dla nich uspokajający.

Mieszkańcy miasta szybko kierowali się do swoich domów szukając w nich bezpiecznego schronienia, tym samym opuszczając główne place i drogi, którymi przejeżdżać mieli zbrojni oraz dygnitarze. Ludność była widocznie przygotowana na taką ewentualność, dlatego pomimo pośpiechu w ich zachowaniu dostrzec można było pewien porządek. Nieliczni tylko w popłochu szukali kryjówki lub sposobności do nieuczciwego wzbogacenia się.

Po zauważeniu czarnej plamy na błękitnych wodach zatoki wielu ciekawskich przezwyciężyło strach i zatrzymało się, żeby obserwować jak złowrogo wyglądający statek zbliża się ospale do portu, aby raz na zawsze odmienić ich spokojne życie...

Co prawie sto lat wojownicze ludy Zamorza przepływały Bezkresne Morze i przybywały setkami okrętów z tysiącami zbrojnej załogi, żeby dokonać inwazji, podbić wszystkie krainy oraz ograbić mieszkańców z tego, co drogocenne. Przez prawie całe tysiąclecie ludzie zamieszkujący Kontynent nie potrafili przeciwstawić się najeźdźcy, który bezkarnie plądrował i palił osady oraz pozbawiał życia rzesze istot. Jednak za czasów Anteona, władcy przybrzeżnego miasta Aelia, uchodzącego za najwspanialsze i najbogatsze na całej północy, sytuacja ta uległa diametralnej zmianie. Owy wybitny monarcha postanowił zjednoczyć wszystkie nacje Kontynentu, godząc tym samym wiele walczących ze sobą ludów, aby pod wspólnym sztandarem przeciwstawić się wrogowi, jakim mieli być przybysze z innej ziemi.

W ostatnim roku Starego Ładu Anteon wysłał czterech posłańców, w cztery strony Kontynentu wyznaczając im tylko jedno, ale jakże ważne zadanie. Było nim dotarcie do każdego ludu, plemienia oraz szczepu, jakie zamieszkiwały ląd z tej strony Morza i zebranie ich w jedno miejsce, w którym zmierzą swe siły w walce z obcymi ludami, mającymi wkrótce przybyć na te tereny. Bitwa, która się rozegrała była największą, jaką znała historia. Brały w niej udział dziesiątki nacji Kontynentu, połączone w jedną, wielotysięczną armię dowodzoną osobiście przez władcę Aelii. Ich cel był oczywisty, chcieli na zawsze wygnać wrogów dręczących tę krainę od setek lat i umożliwić spokojne życie sobie oraz swoim potomkom.

Historyczne starcie zakończyło się chwalebnym zwycięstwem wojsk Kontynentu, a przeciwnicy w rozsypce i pośpiesznie opuścili ziemie, na które napadli. Anteon dzięki błyskotliwemu i charyzmatycznemu dowództwu oraz umiejętności zjednywania sobie sojuszników został na stałe wliczony w poczet najwybitniejszych przywódców, jacy kiedykolwiek żyli na lądzie z tej strony Morza. Od tego czasu kolejni monarchowie Aelii na znak o zbliżających się najeźdźcach wysyłali posłańców, aby ci zawiadomili każdą nację o nadciągającym z północy niebezpieczeństwie i miejscu zgrupowania wojsk.

W 354 roku Nowego Ładu, po śmierci jednego z kolejnych władców najbogatszego miasta północnego wybrzeża, jego synowie rozpoczęli bezwzględną walkę o objęcie rządów. Młodszy syn o imieniu Datys, drugi w kolejności do przejęcia władztwa nad Aelią zaczął sobie rościć pretensje do tego miasta oraz otaczających go terenów i twierdz wewnątrzkontynentalnych. W wyniku czego, metropolia została podzielona na dwie części. Pierwszą począwszy od zamku letniego przez główne place i centra publiczne, aż do rzeki Ref utrzymał przy sobie Meron, resztę miasta, czyli zamek zimowy i targowe tereny biedniejszych dzielnic osady przypadły młodszemu z rodzeństwa.

Meron po podziale Aelii starał się za wszelką cenę doprowadzić do ugody z bratem, proponując mu trzecią część obszaru należącego do ich ojca, lecz ten z nienawiści oraz z rządzy władzy i bogactwa stanowczo odmówił. Po wszystkich krainach rozniosła się wieść, jakoby młodszy z rodzeństwa sprzymierzył się z odwiecznymi wrogami zza Bezkresnego Morza w zamian za objęcie władzy zwierzchniej nad Aelią oraz północną częścią Kontynentu. Pierworodny syn zmarłego władcy zmuszony został do ostatecznego rozwiązania. Zebrał podległe sobie oddziały, żeby szczelnym kordonem otoczyć część dzielnic zajętych przez brata i głodem zmusić buntowników do kapitulacji. Nie spodziewał się jednak tego, co wkrótce miało nastąpić…
Ostatnio zmieniony wt 13 maja 2014, 18:57 przez sirszymek, łącznie zmieniany 4 razy.

2
Strażnicy na zamkowej baszcie obserwatorów, ubrani w purpurowe szaty i złote hełmy dostrzegli go, jako pierwsi.
Ubrani purpurowe szaty i złote hełmy obserwatorzy z zamkowej baszty, dostrzegli go jako pierwsi.
Tak chyba byłoby lepiej, ale i tak to jakoś mi trochę zgrzyta, nie wiem czemu.
Co prawie sto lat wojownicze ludy Zamorza przepływały Bezkresne Morze i przybywały setkami okrętów z tysiącami zbrojnej załogi, żeby dokonać inwazji, podbić wszystkie krainy oraz ograbić mieszkańców z tego, co drogocenne.
No nie wiem. Za Bezkresnym Morzem coś jest? Dziwnie to brzmi.

Podbój co sto lat? To podbijali kontynent, a potem go tracili? Skoro zawsze się im to udawało, to czemu nie umieli go utrzymać? Chyba, że chodziło ci po prostu o napady i rabunki. No to nie rozumiem czemu robili to tak rzadko. Zwłaszcza, że tyle złota jest na tym kontynencie.

Dalej. Czemu tylko nieliczni szukają kryjówki, skoro wiedzą, ze nadchodzą kłopoty i (jak się domyślam) potężni najeźdźcy?
W ostatnim roku Starego Ładu Anteon wysłał czterech posłańców, w cztery strony Kontynentu
No, fajnie to brzmi, mam słabość do takich zwrotów, tylko jakoś mi on zgrzyta, chyba to miejsce i to określenie. Poza tym czterech posłańców do dziesiątek nacji. Chyba mu się nie śpieszyło, co? :)
Tu pojawiło mi się też pytanie jak wiele było tych okrętów? Bo ta armia musiała być naprawdę potężna, skoro wszyscy musieli się zjednoczyć, aby ich pokonać.

To tylko takie moje zwrócenie uwagi na pewne elementy, które dla mnie dziwnie wyglądają i mi osobiście trochę przeszkadzają w zagłębieniu się w tekst.
Poza tym brakuje przecinków, ale takie błędy to ja rzadko zwracam uwagę, wiec i to pozostawię to innym, lepszym ode mnie.

Ogólnie: tekst mnie nie zaciekawił. Nie wciągnął w twój świat, ani nie dał pytania, na które chciałbym znaleźć w nim odpowiedź. Na dodatek mam przy nim też takie wrażenie niespójności i nielogiczności.

Dziękuję za wysłuchanie i życzę sukcesów :)
-Może jak będę dużym chłopcem, ludzie będą mnie prosić o pomoc.
-Albo żebyś się przesunął.

3
Hej,
Na horyzoncie niczym zły znak pojawił się majestatyczny okręt o czarnych żaglach oraz powiewającej nad nimi poszarpanej banderze.
Jeśli pojawił się na horyzoncie to w domyśle - w dużej odległości.
W takim wypadku niewiele możemy powiedzieć o szczegółach bandery.
Następnie bez chwili zastanowienia zaczęli dynamicznie uderzać w wiszący obok nich złoty gong z wizerunkiem smoka, z którego wyrazisty dźwięk zaczął dochodzić w każdy zakątek miasta budząc strach w sercach ludzi.
"Chwili" niepotrzebne, "wiszący obok nich" niepotrzebne, "dynamicznie" niepotrzebne - bo uderzenie zawsze jest dynamiczne, chyba że na myśli miałeś "rytmicznie" (nie musisz opisywać czytelnikowi wszystkiego, daj mu miejsce na wyobraźnię), a reszta zdania bardzo zgrzyta.
Powinno to wyglądac na przykład jakoś tak:

Następnie bez zastanowienia zaczęli uderzać w złoty gong sygnałowy, ozdobiony wizerunkiem smoka. Wiedzieli, że wyraźny dźwięk dotrze w każdy zakątek miasta, alarmując mieszkańców ale i wzbudzając w nich strach.
Zdawałoby się, że także zwierzęta były przerażone złowieszczym sygnałem z najwyższej budowli, gdyż zaczęły się chować lub szukać towarzystwa ludzi, których widok na pewno nie był dla nich uspokajający.
Także zgrzyta, szczególnie końcówka.
"Ludzie, których widok nie był dla zwierząt uspokajający" - znaczy coś, mniej więcej jak "bały się TYCH ludzi".
Więc szukały towarzystwa ludzi, których się bały? Chyba nie.
Mieszkańcy miasta szybko kierowali się do swoich domów szukając w nich bezpiecznego schronienia, tym samym opuszczając główne place i drogi, którymi przejeżdżać mieli zbrojni oraz dygnitarze. Ludność była widocznie przygotowana na taką ewentualność, dlatego pomimo pośpiechu w ich zachowaniu dostrzec można było pewien porządek. Nieliczni tylko w popłochu szukali kryjówki lub sposobności do nieuczciwego wzbogacenia się.
W tym momencie pogubiłem się co opisujesz. Wydawało mi się, że to po prostu najazd a'la wikingowie. Od kiedy podczas najazdu mieszkańcy są bezpieczni w domach? I jacy dygnitarze?
"Ludność była widocznie przygotowana na taką ewentualność(...)" przeczy trochę (w mojej wyobraźni) fragmentowi "(...)którego wyrazisty dźwięk zaczął dochodzić w każdy zakątek miasta budząc strach w sercach ludzi."
Po zauważeniu czarnej plamy na błękitnych wodach zatoki wielu ciekawskich przezwyciężyło strach i zatrzymało się, żeby obserwować jak złowrogo wyglądający statek zbliża się ospale do portu, aby raz na zawsze odmienić ich spokojne życie...
O tym już wspominałem. Mieliśmy opis żagli, ba, nawet bandery, a teraz okręt widzimy jako czarną plamę.
Co prawie sto lat wojownicze ludy Zamorza przepływały Bezkresne Morze(...)
Przeczytaj na głos. Źle się to czyta.
Co prawie sto lat wojownicze ludy Zamorza przepływały Bezkresne Morze i przybywały setkami okrętów z tysiącami zbrojnej załogi, żeby dokonać inwazji, podbić wszystkie krainy oraz ograbić mieszkańców z tego, co drogocenne. Przez prawie całe tysiąclecie ludzie zamieszkujący Kontynent nie potrafili przeciwstawić się najeźdźcy, który bezkarnie plądrował i palił osady oraz pozbawiał życia rzesze istot. Jednak za czasów Anteona, władcy przybrzeżnego miasta Aelia, uchodzącego za najwspanialsze i najbogatsze na całej północy, sytuacja ta uległa diametralnej zmianie. Owy wybitny monarcha postanowił zjednoczyć wszystkie nacje Kontynentu, godząc tym samym wiele walczących ze sobą ludów, aby pod wspólnym sztandarem przeciwstawić się wrogowi, jakim mieli być przybysze z innej ziemi.
Hmmm.
Co prawie sto lat wojownicze ludy Zamorza przepływały Bezkresne Morze i przybywały setkami okrętów z tysiącami zbrojnej załogi, żeby dokonać inwazji, podbić wszystkie krainy oraz ograbić mieszkańców z tego, co drogocenne.
Mamy setki okrętów a opisywana sytuacja mówi nam o jednym.
Przez prawie całe tysiąclecie ludzie zamieszkujący Kontynent nie potrafili przeciwstawić się najeźdźcy, który bezkarnie plądrował i palił osady oraz pozbawiał życia rzesze istot.
Co sto lat najazd. I plądrowanie. I pozbawianie życia rzeszy istot. I co po takim najeździe?
Ograbieni, zdziesiątkowani odbudowują swoje życie? Ok. Jednak moim zdaniem gdyby realnie się to wydarzyło populacja "atakowanych" albo wyginęłaby, albo musiałaby podjąć decyzję o przeniesieniu się w inny teren.
(...)aby pod wspólnym sztandarem przeciwstawić się wrogowi, jakim mieli być przybysze z innej ziemi.


Dlaczego taka forma? Przecież oni już byli wrogiem i to od setek lat.


Ogólnie.
Jest trochę nieścisłości ale nic co miałoby Cię zatrzymać na drodze do pisarskiego rozwoju. Ostatni akapit nawet mnie zaciekawił, mimo że przypomina trochę fabułę Gry o Tron.
Pisz i wrzucaj.

Powodzenia,

G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

4
Dziękuję za odpowiedź. Chciałbym się odnieść do kilku kwestii, bo jeśli chodzi o błędy językowe to się zgadzam, ale jeśli chodzi o fabułę to muszę wyjaśnić niektóre sprawy. Jako,że to jest tylko prolog, to przez to nie mam możliwości uzasadnienia w nim wszystkiego i przedstawienia każdej istotnej historii.

Podbój co sto lat? To podbijali kontynent, a potem go tracili? Skoro zawsze się im to udawało, to czemu nie umieli go utrzymać? Chyba, że chodziło ci po prostu o napady i rabunki. No to nie rozumiem czemu robili to tak rzadko. Zwłaszcza, że tyle złota jest na tym kontynencie.
To jest dziki lud, nie zależy im na zakładaniu miast i poznawaniu kultur.Przybywają w celu rabunków, a skoro splądrują większość lądu to nie muszą robić tego zbyt często, bo zdobyte np. złoto pozwala im, aż do śmierci żyć dostatnio. Taka wielka wyprawa przez ogromne morze wymaga wielu lat przygotowań. Po drugie, najazd na Kontynent może być dla nich pewnego rodzaju tradycją. Wojownicy wyruszają na wyprawę co sto lat, więc raz w życiu każdy z nich może przeżyć taką przygodę.
Dalej. Czemu tylko nieliczni szukają kryjówki, skoro wiedzą, ze nadchodzą kłopoty i (jak się domyślam) potężni najeźdźcy?
Statek, który przybył do zatoki nie należy do floty najeźdźców. Jest tylko sygnałem, że wielka armia zza morza szykuje się do wyprawy i jest określony czas na przygotowanie. Mieszkańcy nie muszą uciekać natychmiast z miasta.
Poza tym czterech posłańców do dziesiątek nacji. Chyba mu się nie śpieszyło, co? :)
Tu pojawiło mi się też pytanie jak wiele było tych okrętów? Bo ta armia musiała być naprawdę potężna, skoro wszyscy musieli się zjednoczyć, aby ich pokonać.
Tak naprawdę w pisanej przeze mnie powieści nie opisuję najazdu ludów zamorza. To jest tylko tło do wydarzeń, którymi się zajmuję. Skupiłem się na przedstawieniu wyprawy posłańców mających poinformować o nieodległej inwazji, przemierzają Kontynent i spotykają przy tym wiele wyjątkowych ludów. Skupiam więc się na ich poselstwie, a także na zmaganiach o władzę pomiędzy braćmi i pokazaniu podziału i konfliktów w obliczu nadciągającej potęgi.

[ Dodano: Sro 24 Kwi, 2013 ]
Dziękuję za napisanie opinii, ale także tutaj muszę wyjaśnić kilka kwestii. Tak jak wyżej, jeśli chodzi o błędy językowe i składnię to się zgadzam. Jednak dwie strony tekstu nie mogą uzasadnić wszystkiego. Powoli wprowadzam opisy, które systematycznie pozwalają poznać stworzony przeze mnie świat.
Na horyzoncie niczym zły znak pojawił się majestatyczny okręt o czarnych żaglach oraz powiewającej nad nimi poszarpanej banderze.


Jeśli pojawił się na horyzoncie to w domyśle - w dużej odległości.
W takim wypadku niewiele możemy powiedzieć o szczegółach bandery.
To jest oczami narratora, który widzi to czego inni nie mogą zauważyć. Ładnie brzmiał taki opis statku.
Pojawił się na horyzoncie w znacznej odległości, ale ten okręt jest jedynym sygnałem o najeździe, który od dawien dawna przybywa do portu tylko w jednym celu. Z dala widać czarne żagle, ale mieszkańcy miasta, a także całego Kontynentu zapewne przekazują sobie opowieści o złowrogo wyglądającym statku z czarnymi żaglami, który przypływa z potarganą banderą. Nie zmienił potarganej bandery na nowa, bo być może właśnie tak wyglądająca ma dobitniej informować o niebezpieczeństwie.

Zdawałoby się, że także zwierzęta były przerażone złowieszczym sygnałem z najwyższej budowli, gdyż zaczęły się chować lub szukać towarzystwa ludzi, których widok na pewno nie był dla nich uspokajający.

Także zgrzyta, szczególnie końcówka.
"Ludzie, których widok nie był dla zwierząt uspokajający" - znaczy coś, mniej więcej jak "bały się TYCH ludzi".
Więc szukały towarzystwa ludzi, których się bały? Chyba nie.
Bardziej mi chodziło o psy, niż o wszystkie zwierzęta, a one jak wiadomo gdy się boją wtedy, ale uciekają, albo szukają towarzystwa swego pana, który też może się bać, ale pomimo tego zwierzę szuka u niego bezpieczeństwa. Widok nie jest uspokajający, ale to nie znaczy się boją ludzi.

W tym momencie pogubiłem się co opisujesz. Wydawało mi się, że to po prostu najazd a'la wikingowie. Od kiedy podczas najazdu mieszkańcy są bezpieczni w domach? I jacy dygnitarze?
"Ludność była widocznie przygotowana na taką ewentualność(...)" przeczy trochę (w mojej wyobraźni) fragmentowi "(...)którego wyrazisty dźwięk zaczął dochodzić w każdy zakątek miasta budząc strach w sercach ludzi."
Mieszkańcy wiedzą co oznacza nadpływający okręt o czarnych żaglach i zapewne wiedzą, jak w takich okolicznościach mają się zachować. Przykazano im być może, żeby po zabiciu gongu opuścili ulice i pozwolili szybko przemieszczać się dygnitarzom, którzy w takiej chwili zmierzają na ważne narady.
Co prawie sto lat wojownicze ludy Zamorza przepływały Bezkresne Morze i przybywały setkami okrętów z tysiącami zbrojnej załogi, żeby dokonać inwazji, podbić wszystkie krainy oraz ograbić mieszkańców z tego, co drogocenne.

Mamy setki okrętów a opisywana sytuacja mówi nam o jednym.
Jak wyżej, to jest tylko znak o najeździe.
Przez prawie całe tysiąclecie ludzie zamieszkujący Kontynent nie potrafili przeciwstawić się najeźdźcy, który bezkarnie plądrował i palił osady oraz pozbawiał życia rzesze istot.

Co sto lat najazd. I plądrowanie. I pozbawianie życia rzeszy istot. I co po takim najeździe?
Ograbieni, zdziesiątkowani odbudowują swoje życie? Ok. Jednak moim zdaniem gdyby realnie się to wydarzyło populacja "atakowanych" albo wyginęłaby, albo musiałaby podjąć decyzję o przeniesieniu się w inny teren.

Dzikie ludy podbijają niemal cały ląd, więc większość mieszkańców skoro wie, że nigdzie nie będą bezpieczni to osiedla się w najlepszych miejscach i w czasie najazdu stara się je obronić. Gdy napadali wikingowie np. na tereny Brytanii to jej mieszkańcy nie opuścili swojej wyspy. Liczyli na to, że uda im się odeprzeć jakiś atak.

5
Kiedyś czytałam, że uniwersum fantasy z reguły wymaga historiograficznego i topograficznego opisu, wyjaśnienia. jeżeli o mnie chodzi, to wolę, kiedy to się dzieje wewnątrz, kiedy świat staje się na moich oczach. Prologi takie przypominają mi chór w dramacie antycznym - dlatego szukam w nich myśli, wskazań uniwersalnych, uchwycenia mnie za rękę, serce i gardło.

Tu masz ciekawy ten prolog, ale przegadany, "przedobrzony"
Kim jest narrator? Z jakiej perspektywy patrzy, jakie są jego relacje ze światem, jak jest w świecie.

sirszymek pisze:zamkowej baszcie obserwatorów, ubrani w purpurowe szaty i złote hełmy
tu masz za dużo wszystkiego i rozprasza uwagę. Piszesz o zdarzeniu, a opisujesz hełm strażników.
sirszymek pisze:Następnie bez chwili zastanowienia zaczęli dynamicznie uderzać w wiszący obok nich złoty gong z wizerunkiem smoka, z którego wyrazisty dźwięk zaczął dochodzić w każdy zakątek miasta budząc strach w sercach ludzi. Zdawałoby się, że także zwierzęta były przerażone złowieszczym sygnałem z najwyższej budowli, gdyż zaczęły się chować lub szukać towarzystwa ludzi, których widok na pewno nie był dla nich uspokajający.
Tu też jest nadmiar informacji. I w dodatku narrator to gaduła, który wyłazi przed obraz, który przedstawia, zasłania go gadaniem. Wolałabym pokazanie strachu niż informację, jaki dźwięk miał dzwonek.

pogrubione - przeczytaj głośno - instrumentacja głoskowa staje się natrętna

i przedstawianie emocji - zapanował strach i chaos, a Twój narrator układa zdania w wielostopniowe konstrukcje - jak myślisz, czy w opowieści interesuje go to CO opowiada, czy jak opowiada?
Jeżeli celem prologu jest OPOWIEŚĆ - ok. - wtedy kunsztowna, forma ma przypominać prozę poetycką - dzięki temu zwracam uwagę na osobę NARRATORA - on jest centrum.

A tak to wszystkiego prolog nie udźwignie.
Tu błędy;
sirszymek pisze:Co prawie sto lat wojownicze
brrr - Prawie co sto lat? co stulecie?
sirszymek pisze:Owy wybitny monarcha
ów/owego/owemu/ów/owym/
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

6
Jako,że to jest tylko prolog, to przez to nie mam możliwości uzasadnienia w nim wszystkiego i przedstawienia każdej istotnej historii.
Każdej nie, ale jak coś wydaje mi się nielogiczne, to po prostu zwracam na to uwagę. Pamiętaj, ty pewnie znasz wyjaśnienie, ja mam tylko to co mi pokarzesz, a czasem i trochę mniej (albo więcej, bo możesz zostawiać wskazówki)
To jest dziki lud, nie zależy im na zakładaniu miast i poznawaniu kultur.Przybywają w celu rabunków, a skoro splądrują większość lądu to nie muszą robić tego zbyt często, bo zdobyte np. złoto pozwala im, aż do śmierci żyć dostatnio. Taka wielka wyprawa przez ogromne morze wymaga wielu lat przygotowań. Po drugie, najazd na Kontynent może być dla nich pewnego rodzaju tradycją. Wojownicy wyruszają na wyprawę co sto lat, więc raz w życiu każdy z nich może przeżyć taką przygodę.
Więc słowo podbój raczej niezbyt pasuje. Co rozumiesz przez dziki lud? Bo jak dotąd najbliższe porównanie mam do wikingów, a nawet oni jak im się opłacało to zakładali osady na bogatych ziemiach. Co do tego "po drugie" raz na stulecie to raczej co drugie pokolenie, a może nawet i trzecie.
Hmm dziki lud, który nie zakłada miast, zbudował super flotę do przewiezienia przez olbrzymie może hordy barbarzyńców, które miażdżyły cywilizowane narody i ich armię. Zgaduję, ze lubisz Gre o Tron? :)
Tak naprawdę w pisanej przeze mnie powieści nie opisuję najazdu ludów zamorza. To jest tylko tło do wydarzeń, którymi się zajmuję. Skupiłem się na przedstawieniu wyprawy posłańców mających poinformować o nieodległej inwazji, przemierzają Kontynent i spotykają przy tym wiele wyjątkowych ludów. Skupiam więc się na ich poselstwie
Hmm a co to ma do ilości posłańców?

PS: Mogę się mylić, bo nie sprawdzałem, ale wikingowie nie atakowali całej wyspy, tylko jej południowo-wschodnie wybrzeża i dorzecza większych rzek, omijając co groźniejsze twierdzo dopóki naprawdę nie chcieli zdobywać.
-Może jak będę dużym chłopcem, ludzie będą mnie prosić o pomoc.
-Albo żebyś się przesunął.

7
sirszymek pisze:Na horyzoncie niczym zły znak pojawił się majestatyczny okręt o czarnych żaglach oraz powiewającej nad nimi poszarpanej banderze.
Kiedyś ktoś mądrzejszy ode mnie ( a takich ludzi jest sporo) powiedział, żebym nie próbowała określać każdego rzeczownika, jaki znajdzie się w zdaniu. Teraz już wiem, ze miał rację.
Pierwsze pytanie: czy statek może być majestatyczny?
majestatyczny:
1. «pełen dostojeństwa i powagi»
2. «imponujący wielkością i okazałością»

Może być, więc zgrzyta nie dlatego, że złe określenie. Czyta się źle, bo za dużo określeń.
Spróbuj podane tu informacje umieścić w dwóch zdaniach. W jednym opisz statek, że majestatyczny, że miał czarne żagle i banderę. W drugim podaj informację, że ludzie wiedzieli, że to zły znak. To że pojawienie się statku jest złym znakiem, jest ważniejsze od tego, że bandera była poszarpana! Rozbuduj to tak, by podkreślić tę drugą informację.

Masz niezłą zaczepkę, by zbudować napięcie - statek, który jest przepowiednią najazdu, śmierci i zniszczenia. Wykorzystaj to, wprowadź niepokój, strach, a nie strażników z czerwonych płaszczach i złotych hełmach. W tym momencie kolor ich płaszczy jest najmniej ważny. Napisz, jak im serca stanęły ze strachu, jak zerkali, czy dobrze widzą, z nadzieją, że to nie tak... Masz tyle możliwości, żeby chwycić czytelnika i przytrzymać. Wykorzystaj okazję, by go kupić!
sirszymek pisze:Każdy mieszkaniec Kontynentu począwszy od suchych stepów zachodu, przez wilgotne puszcze południa, aż po skuty lodem wschód wie, że symbolizuje on nadciągające niebezpieczeństwo.
Z tego zdania wynika, że kontynent zamieszkiwali: suche stepy zachodu, wilgotne puszcze południa, skuty lodem wschód.
Chciałeś stworzyć scenę, która utwierdziłaby czytelnika w przekonaniu, że naprawdę cały świat wierzył, że pojawienie się tego statku wróży nieszczęście, ale z powodu niezbyt udanej budowy, wyszło coś absurdalnego.

Oglądałeś "Władcę pierścieni"? Na pewno. Nie ma miłośnika fantasy, który by chociaż raz nie obejrzał. Chyba w drugiej części jest scena, kiedy na szczytach wzgórz pojawiają się ognie wzywające do walki. To jest scena, jakiej tu brakuje. Oczywiście nie dokładnie taka sama, ale w wymowie, w idei. Bo skoro już wiemy, że statek wróży najazd, skoro strażnicy go widzieli i wszczęli alarm, to teraz możemy pokazać, jak wieść o nadciągającym złu rozprzestrzenia się po kontynencie, jak dociera do suchych stepów, mroźnego wschodu. Jak to opisać? Nie wiem - wymyśl, spróbuj z tym powalczyć.
sirszymek pisze:Następnie bez chwili zastanowienia zaczęli dynamicznie uderzać w wiszący obok nich złoty gong z wizerunkiem smoka,
Zabijasz napięcie zbyt dużą ilością słów. Zobaczyli okręt, przerazili się, uderzyli na alarm. W co uderzyli i jak - niepotrzebne, chodzi o to, żeby nie usypiać opisem tego strachu, dźwięk gongu powinien powalić ludzi załatwiających swoje sprawy, a wrzucenie do zdania informacji o smoku, złocie, dynamice, chwili zastanowienia - to spowalnia, rozmywa.

Myślę, że cierpisz na słowotok.

Przemyśl moje uwagi i spróbuj napisać ten początek inaczej.

Powodzenia.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

8
Przyznam, że bardziej spodziewałem się opinii dotyczących tego, iż moje zdania są za mało rozbudowane, złożone. Uważałem, że zdanie :"Strażnicy na zamkowej baszcie obserwatorów, ubrani w purpurowe szaty i złote hełmy dostrzegli go, jako pierwsi. " lepiej brzmi, niż zwyczajne:
"Strażnicy na baszcie obserwatorów dostrzegli go, jako pierwsi."
Rozbudowałem zdania, żeby nie były zbyt proste i nie wyróżniające się.
Zapewne niektóre osoby wolą same sobie na swój sposób wyobrazić to co czytają i nie chcą mieć za dużo określeń, ale inne chcą widzieć oczyma autora. Chyba nie ma złotego środka.
Opisując tych strażników chciałem pokazać, że są wyjątkowi, ponieważ jako jedyni wypatrują okrętu o czarnych żaglach, dlatego ubrałem ich w charakterystyczny strój.

Dobrze, że umieściłem fragment tego co napisałem, ponieważ dużo się dowiedziałem. Lepiej szczegółowo opisać niektóre rzeczy, ale nie w jednym zdaniu złożonym, tylko w kilku prostszych. Jednak czasami takie "przedobrzone" zdanie lepiej buduje nastrój.
"Na horyzoncie niczym zły znak pojawił się majestatyczny okręt o czarnych żaglach oraz powiewającej nad nimi poszarpanej banderze. " To zdanie uważałem za jedno z lepszych, ponieważ opisuje moje wyobrażenie, że dostrzegam okręt, jedno spojrzenie i łączę jego wygląd ze złowieszczym znakiem.
Czytając na forum opinie, na temat różnych tekstów wydawało mi się, że to właśnie rozbudowane zdania są dobre, więc stosowałem się do tego.

9
Czytając na forum opinie, na temat różnych tekstów wydawało mi się, że to właśnie rozbudowane zdania są dobre, więc stosowałem się do tego.
Szymek - to nie tak działa. Nie ma zasady - rozbudowane zdanie dobre - nierozbudowane złe. Duży śrubokręt odkręca lepiej śrubki? Nie!

Śrubokręt musi odkręcać śrubki wyobraźni, pasować, mieć odpowiednik kształt.

[ Dodano: Czw 25 Kwi, 2013 ]
a propos upiększających opisów:

kiedy poprosiłabym Cię o podanie śrubokręta, który mam od czasu, gdy przestałam chodzić w purpurowej sukni ze złotymi lamówkami - wiedziałbyś?
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

10
sirszymek pisze:Zapewne niektóre osoby wolą same sobie na swój sposób wyobrazić to co czytają i nie chcą mieć za dużo określeń, ale inne chcą widzieć oczyma autora. Chyba nie ma złotego środka.
Opisując tych strażników chciałem pokazać, że są wyjątkowi, ponieważ jako jedyni wypatrują okrętu o czarnych żaglach, dlatego ubrałem ich w charakterystyczny strój.
Budowa i długość zdań jest takim samym narzędziem jak użyte słowa. Jest miejsce w tekście i na długie zdania i na krótkie. Długie, rozbudowane zdanie dobre są do budowania nastroju, atmosfery, spowolnienia tempa. Krótsze zdania dynamizują, pozwalają na szybsze budowanie napięcia. Dlatego trzeba ich używać uważnie i celowo. W twoim tekście się to rozjechało.
sirszymek pisze:"Strażnicy na zamkowej baszcie obserwatorów, ubrani w purpurowe szaty i złote hełmy dostrzegli go, jako pierwsi. "
Opisując tych strażników chciałem pokazać, że są wyjątkowi, ponieważ jako jedyni wypatrują okrętu o czarnych żaglach, dlatego ubrałem ich w charakterystyczny strój.
W tym miejscu tekstu chcesz zbudować napięcie: dostrzeżono coś niepokojącego, budzącego strach. Jak działamy, gdy się boimy? Szybko, w napięciu. Wtrącenie o ubiorze - który mnie jako czytelnikowi wcale nie wydaje się specjalnie charakterystyczny, bo równie dobrze wszyscy strażnicy mogą być tak ubrani - jest w tym miejscu niepotrzebne, odwraca tylko uwagę.
"Na horyzoncie niczym zły znak pojawił się majestatyczny okręt o czarnych żaglach oraz powiewającej nad nimi poszarpanej banderze. " To zdanie uważałem za jedno z lepszych, ponieważ opisuje moje wyobrażenie, że dostrzegam okręt, jedno spojrzenie i łączę jego wygląd ze złowieszczym znakiem.
A jednak opis ten jest dla mnie, jako czytelnika, niezwykle ogólny: majestatyczny jest czymś godnym podziwu (imponujący, dostojny, okazały) sugeruje, że powinnam czuć podziw , gdy na niego patrzę. Czarne żagle - nie wiem co oznaczają w twoim uniwersum. Mogą mi się kojarzyć z żałobą. Zatem - smutek. Poszarpana bandera? Nic mi nie mówi. Poszarpana - zniszczona, poszarpana po walce, czy też to jakiś znak charakterystyczny? Dorapa już zwróciła ci uwagę na kolejność informacji, a ja podkreślam emocje.
Dalej - nie statek był niespodziewany, a ewentualnie jego pojawienie się.

Ponieważ Thug i Godhand odnieśli się do pewnych niespójności związanych z różnicami pomiędzy podbojem i najazdem oraz grabieżą, a także dzicy i nie-dzicy, ja tylko podsumuję ogólne wrażenie.
Fajnie, że tworzysz swój świat. Że on ma historię. Jakieś dzieje, zaszłości, antagonizmy. Dzięki temu fabuła nie będzie zawieszona w próżni. To jest dobre.
Jednak osobiście, jako czytelnik, natychmiast odkładam książkę z takim prologiem na półkę. Taka forma po prostu jest nużąca. Wolę poznawać świat oczami jakiegoś bohatera, w strzępkach zasłyszanych rozmów, przez opowieść przy kominku. Ta historia to tło dla obrazu, który namalujesz. Tło. Zatem powinna subtelnie dopełniać fabułę, a nie wychodzić na plan pierwszy.
Pozdrawiam,
Caroll
Czarna Gwardia
Potęga słowa - II tekst

11
Duży śrubokręt odkręca lepiej śrubki? Nie!

Śrubokręt musi odkręcać śrubki wyobraźni, pasować, mieć odpowiednik kształt.
Już zrozumiałem:)
Duży śrubokręt odkręca duże śrubki, a mały śrubokręt małe, trzeba więc posługiwać się dwoma, aby móc odkręcić wszystkie.
Budowa i długość zdań jest takim samym narzędziem jak użyte słowa. Jest miejsce w tekście i na długie zdania i na krótkie. Długie, rozbudowane zdanie dobre są do budowania nastroju, atmosfery, spowolnienia tempa. Krótsze zdania dynamizują, pozwalają na szybsze budowanie napięcia. Dlatego trzeba ich używać uważnie i celowo. W twoim tekście się to rozjechało.
Widocznie jak pisałem to nie zwracałem tyle uwagi na budowę zdań. Wiem przecież, że dynamizm tworzy się przez krótkie zdania i nagromadzenie czasowników, a retrospekcje przez rozległe opisy.
Jednak osobiście, jako czytelnik, natychmiast odkładam książkę z takim prologiem na półkę. Taka forma po prostu jest nużąca. Wolę poznawać świat oczami jakiegoś bohatera, w strzępkach zasłyszanych rozmów, przez opowieść przy kominku. Ta historia to tło dla obrazu, który namalujesz. Tło. Zatem powinna subtelnie dopełniać fabułę, a nie wychodzić na plan pierwszy.
W swoim utworze staram się wprowadzać opis świata w dialogach, w niewielkich opisach pomiędzy główną fabułą, ale uznałem, że musi być jakieś wprowadzenie. Skoro najazd jest tylko tłem to może rzeczywiście za dużo o nim napisałem. Może wystarczyło wspomnieć co symbolizuje nadpłynięcie okrętu i przejść dalej.

Dziękuję za użyteczne rady.

12
sirszymek pisze:Przyznam, że bardziej spodziewałem się opinii dotyczących tego, iż moje zdania są za mało rozbudowane, złożone. Uważałem, że zdanie :"Strażnicy na zamkowej baszcie obserwatorów, ubrani w purpurowe szaty i złote hełmy dostrzegli go, jako pierwsi. " lepiej brzmi, niż zwyczajne:
"Strażnicy na baszcie obserwatorów dostrzegli go, jako pierwsi."
Uważam, że w tej sytuacji jedno i drugie jest do bani. Przynosi tylko informacje, nie wywołuje żadnego uczucia u odbiorcy.
O co mi chodzi:
Strażnicy na Baszcie Obserwatorów zamarli, gdy go dostrzegli. Spojrzeli po sobie, jeszcze raz na morze i rzucili się do dzwonu. Czysty, metaliczny dźwięk wdarł się w miejski zgiełk. Razem z nim napłynęła fala strachu.
Oczywiście to tylko kilka zdań napisanych na szybko, więc nie jakoś wybitnych, ale obrazują problem. Możesz to samo napisać w dwóch rozbudowanych zdaniach, możesz dodać określenia, opisać każdą rzecz, ale nadmiar słów zabije energię sceny.

Próbuj!
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”