Harpie [postapokalipsa] fragment dłuższego opowiadania

1
HARPIE
1
WWWMama spiłowywała swoje zęby w ostre, trójkątne kły.
WWWAdam patrzył na tą makabryczną scenę przez małe, owalne otwory w plastikowej ścianie. Ojciec schował go w koszu na brudne ubrania dobre pół godziny wcześniej. Nakazał mu pod żadnym pozorem nie opuszczać kryjówki i być cicho jak mysz pod miotłą. Chłopiec siedział wciśnięty pomiędzy przepocone ubrania. Gryzł własną pięść, by pohamować szloch. Do oczu cisnęły mu się łzy.
WWWNie potrafił zrozumieć co się dzieje, ale wiedział, że jeżeli choćby piśnie, matka zarżnie go piłą... Ewentualnie zagryzie na śmierć świeżo przyciętymi kłami.
WWWJego jedyną szansą ocalenia było to, że doczeka bezgłośnie powrotu ojca. Obiecał wrócić po niego jak najszybciej to tylko możliwe, tymczasem maluchowi wydawało się, że siedzi w smrodzie brudnych gaci już wieczność.
WWWMatka Adama pochylała się przed lustrem, by jak najdokładniej widzieć efekty swojej pracy. Była zupełnie naga. Jedną dłonią przytrzymywała górną wargę tak mocno, że ponaciągana do granic możliwości skóra zdawała się lada moment pęknąć, a drugą poruszała rytmicznie do przodu i do tyłu, jakby myła zęby.
WWWZamiast szczoteczki ściskała w pobielałych palcach długi i zardzewiały brzeszczot o niezdrowej pomarańczowo-brązowej barwie.
WWWJej twarz oświetlały dwie jasne żarówki zamontowane nad lustrem, przez co Adam widział wszystko idealnie. Nie chciał na to patrzeć, ale wpatrywał się w nią jak zahipnotyzowany.
WWWNie poznawał jej. W oczach kobiety, którą do dzisiejszego dnia nazywał mamą, tliło się szaleństwo i piekielna żądza zabijania. W tamtej chwili nie umiał tego nazwać, lecz po kilkunastu latach, po obejrzeniu setek podobnych, zdziczałych i agresywnych twarzy, wiedział, aż za dobrze, co płonęło wtedy w źrenicach jego rodzicielki.
WWWOdpiłowane odłamki spadały z cichym dźwiękiem do zlewu. Ostrze, mimo że stare i pordzewiałe, było zadziwiająco ostre. Kierowane nadnaturalnie silną ręką wchodziło w szkliwo jak w masło.
WWWNa wspomnienie tych scen Adamowi robiło się niedobrze. Cały się trząsł, myśląc o niemożliwym wręcz do zniesienia cierpieniu, jakie zadawała sobie jego matka. Ile to nocy w dorosłym życiu nie przespał przez bolący ząb? A przecież nawet lekkie podrażnienie potrafiło czasami wywołać grymas i ciche syknięcie!
WWWTymczasem kobieta, która była jego mamą, niszczyła swoje zęby z premedytacją. Brzeszczot taranował szkliwo i kość, by potem przeciąć nerwy, a ona była tym całkowicie niewzruszona.
WWWNa oczach czterolatka jej ładne, proste i białe zęby zamieniały się jeden po drugim w ostre, trójkątne kły.
WWWPamiętał, że największe wrażenie robił na nim nie ból, którego nie był do końca świadomy jako dzieciak, ale krew. Wypływała obficie z pokaleczonych dziąseł, ściekała po jej brodzie na szyję i piersi.
WWWI ten dźwięk, paraliżujący odgłos przepiłowywanej kości...
WWWNie wytrzymał. Chlipnął ze strachu i odrazy.
WWWMatka odwróciła głowę w jego kierunku, przerywając swoją katorżniczą pracę. Wydawało mu się, że kurczowo zaciśnięte na brzeszczocie palce pobielały jeszcze bardziej. Spojrzała na kosz z brudną bielizną, gdzie się ukrywał jak na robaka, którego trzeba rozdeptać.
WWWNigdy wcześniej ani później Adam nie zaznał tak nienawistnego spojrzenia.
WWWUśmiechnęła się. Trzy czwarte uśmiechu stanowiły kły, resztę – zęby zachowane w całości. Być może dlatego prezentowała się jeszcze upiorniej.
WWWTaką ją zapamiętał. Wspomnienia szczęścia z wcześniejszych lat wyparowały, pozostał obraz szczerzącego się złowieszczo, nagiego potwora skąpanego we własnej krwi.
WWWW tym samym momencie drzwi do łazienki otworzyły się z głośnym trzaskiem.

WWWAdam zapamiętał niewiele z tego, co nastąpiło w ciągu następnych kilku godzin. Umysł wyparł traumatyczne wspomnienia, a pozostawił ledwie strzępy obrazów – jakby myszy pogryzły taśmę filmową w jego mózgu.
WWWOjciec podniósł klapę kosza i wziął go w ramiona. Maluch miał zaciśnięte powieki, ale do jego nosa dochodził słaby zapach smaru, którym zawsze pachniały robocze koszule Marka.
WWWWiedział, że wcześniej powinien był usłyszeć huk strzelby, brzęk roztrzaskującego się w mak lustra i głuchy odgłos padającego na kafelki ciała, a może nawet ostatni krzyk mamy. Zamiast tych doświadczeń w jego umyśle ziała czarna dziura.
WWWRozpłakał się na dobre dopiero, kiedy odważył się otworzyć oczy, gdy wychodzili z cuchnącej prochem łazienki. Ponad muskularnym ramieniem ubranym w czerwono-czarną, flanelową szachownicę ujrzał wstrząsający widok.
WWWOjciec narzucił na zwłoki matki jasnoniebieską, prysznicową kotarę. Zarówno jej kolor, jak i faktura, kojarzyły się Adamowi zawsze ze szpitalem. Spod prowizorycznego całunu wystawała nienaturalnie wykręcona stopa. Naokoło rozlewała się ogromna kałuża krwi, pośród której błyszczały, niby diamenty na czerwonym dywanie, odłamki lustra. Brzeszczot leżał niedbale porzucony tuż obok ostatniej właścicielki.
WWWMaluchem wstrząsnęły spazmy płaczu. Jego dotychczasowe życie wywróciło się do góry nogami.

WWWZeszli na dół. W salonie czekał na nich Filip, najlepszy przyjaciel, a zarazem sąsiad Marka. Później zaczęło przychodzić jeszcze więcej osób, w sumie uzbierało się ich ponad dziesięciu.
WWWByli to sami mężczyźni.
WWWOdbyła się narada; długa i burzliwa, pełna emocji, a nawet płaczu. Do świadomości Adama docierało niewiele z tego, o czym rozmawiali. Siedział w fotelu z podciągniętymi pod brodę kolanami, dryfując w morzu swego smutku.
WWWZapamiętał ledwie urywki rozmowy.
WWW– ...powariowały, wszystkie!
WWW– Musiałem zabić swoją... – wyznał ktoś cicho i zaszlochał.
WWW– Myślisz, że ja to inaczej, kurwa? – odparł inny gniewnym tonem.
WWW– Spokój, spokój!
WWW– ...telewizja nie nadaje już żadnych programów.
WWW– Możemy użyć mojego autobusu...
WWW– Nie twojego, ale firmowego! Zresztą – po co?
WWW– Słyszałeś w radiu rozkazy...
WWWOstatecznie przystali na ideę wyruszenia w drogę, lecz nie obyło się bez licznych kłótni. Adam nie rozumiał gdzie chcą jechać ani w jakim celu, mimo to posłusznie wyszedł obok Filipa na zewnątrz.
WWWOjciec po raz kolejny tego dnia zapewnił go, że zaraz wraca i zniknął mu z oczu na jakiś czas. Dogonił ich grupę dopiero przy wejściu na posesję Jaworskiego, gdzie czekał na nich pojazd.
WWWW oczach miał wyraz tępej pustki i tęsknoty.
WWWAdam zacisnął mocniej palce na jego dłoni.

WWWMarek Brzozowski zastrzelił swoją żonę, Jagodę, z zimną krwią. Przepełniał go chłodny spokój, kiedy mierzył do niej ze strzelby i naciskał na spust. Czuł się prawie jak podczas polowań, na które wyciągał go czasami Filip. Nie drgnęła mu nawet powieka, gdy kula otworzyła jej tchawicę, przeszła na wylot i wbiła się w lustro. Wiedział, że to jedyne, słuszne rozwiązanie – zresztą nie była już tą samą dziewczyną, w której zakochał się kilka lat wcześniej.
WWWZmieniła się w harpię.
WWWNie miał serca, by postąpić w taki sposób z Zuzią, młodszą siostrą Adama. Ona była jeszcze brzdącem, ledwie parę miesięcy temu zaczęła chodzić!
WWWSłuchał rano radiowej audycji, gdzie jakiś wysoko postawiony rangą wojskowy, którego imię wyleciało mu z pamięci, wydawał oświadczenie jak działać w tej szczególnej sytuacji zagrożenia.
WWWJak je zabijać.
WWWRozkazy wydane narodowi były jasne, ale Marek nie mógł unicestwić córeczki. Skłamał mężczyznom z okolicy, którzy zebrali się w jego salonie (czemu akurat, kurwa, u niego?!) i powiedział, że zastrzelił Zuzę.
WWWPrawda była taka, że zamknął swoje dziecko na cztery spusty w wielkiej walizce, która leżała nieużywana od ich ostatniego wyjazdu na Mazury, dwa lata wcześniej. Postanowił ją uwolnić, kiedy wszyscy już opuszczą jego dom. Zapewniał się w duchu, że mała poradzi sobie sama – obudził się w niej drapieżczy instynkt zwierzęcia. Widział to.
WWWPostawił podrygującą walizkę na kuchennym stole. Przesuwała się gwałtownie po blacie o kilka cali, to w lewo, to w prawo.
WWWOtarł pot z czoła i zdecydowanym pociągnięciem otworzył suwak.
WWWWybiegł na zewnątrz nim jego przemieniona w potwora córka zdążyła wygramolić się na stół.

WWWZ każdym przebytym w autobusie Jaworskiego kilometrem, mała Zuzia zostawała coraz bardziej z tyłu, ale Adamowi nie było dane się z nią pożegnać, aż do końca życia.
WWWSiostra odwiedzała go każdej nocy w przerażających snach. Budził się z nich zawsze z krzykiem na ustach.

WWWKoszmar zaczyna się od natarczywego dzwonka telefonu, którego dźwięk dobiega z parteru.
WWWAdam przeciera zaspane oczy i zrzuca z siebie kołdrę. Jest mu dziwnie gorąco. Leży na plecach i wpatruje się w sufit. Jego bladą biel malują na pomarańczowo pierwsze promienie wschodzącego słońca.
WWWDo uszu chłopca nie dociera nic oprócz hałaśliwego dzwonienia. Nie słyszy skradającej się cicho do jego łóżka Zuzi.
WWWDostrzega młodszą siostrę dopiero, gdy ta wskakuje mu z impetem na klatkę piersiową. Uderzenie kościstych kolan pozbawia go tchu, przed oczami wirują kolorowe plamy.
WWWBezzębne dziąsła zaciskają się na jego szyi. Próbują go gryźć, ale bezskutecznie. W chwili, kiedy powraca mu wzrok i może już zaczerpnąć powietrza, Zuza jakby uświadamia sobie, że nie ma jeszcze zębów.
WWWOstre paznokcie wbijają się w jego policzki i przecinają skórę. Czuje ciepło własnej krwi, wrzeszczy ile sił w płucach.
WWWZachłanne palce kierują się w kierunku jego oczu z niewątpliwym zamiarem ich wydłubania. Zaciska powieki i odkręca głowę. Łapie małą za nadgarstki, próbując ją z siebie zrzucić.
WWWBezskutecznie, Zuza jest silna jak dorosły człowiek.
WWWFinał koszmaru, choć niezgodny z prawdą, wygląda zawsze identycznie – brzdącowi udaje się w końcu dosięgnąć powiek i wbić kciuki w gałki oczne Adama.
WWWGorąca breja ścieka po jego policzkach, niczym gęste łzy.

WWWW rzeczywistości do niczego takiego nie doszło, ale mało brakowało. Niemal w ostatniej chwili zjawił się Marek, złapał warczącą gardłowo Zuzę i odciągnął ją od Adama.
WWWKiedy wyszli na korytarz, chłopiec jeszcze długo słyszał jej wrzaski i od czasu do czasu jakiś głośniejszy, niezidentyfikowany hałas.
WWW– Co z Zuzią? – spytał ojca piętnaście minut później, gdy przekradali się do łazienki.
WWW– Już po wszystkim – zbył go Marek.
WWW– Wlałeś jej klapsa?
WWW– Tak.
WWW– Aha – mruknął, a potem dodał z niezwykle zamyśloną jak na czterolatka miną: – Co w nią wstąpiło, tato?
WWWMarek zajrzał do kosza na brudną bieliznę.
WWW– Nie mam pojęcia...
WWWPomimo, że Adam nie widział twarzy ojca, poczuł, iż po raz pierwszy tego ranka usłyszał od niego coś zgodnego z prawdą.
2
WWWŚwiat oszalał.
WWWByło to najkrótsze i chyba najtrafniejsze wyjaśnienie sytuacji, która zapanowała na ziemi po roku 2014.
WWWWszystko zaczęło się wczesnym rankiem dziesiątego sierpnia, kiedy z niewiadomych przyczyn wszystkie kobiety globu przeszły straszliwą przemianę. Wizualnie były nadal tymi samymi osobami, ale coś potwornego dotknęło ich umysłów. Stały się jak dzikie zwierzęta: teoretycznie bezrozumne, lecz obdarzone morderczym instynktem zabijania. Zwiększyła się ich siła i szybkość, a przede wszystkim – agresja.
WWWZ żadnej nie udało się nigdy wydobyć choćby jednego rozumnego słowa. Charczały, warczały i posykiwały, niczym węże. Ich twarze zdobił ciągle ten sam, niezmienny wyraz przejmującej nienawiści do innych istot. Zwykle chodziły nagie, rzadko kiedy tylko ubrane w stare, podniszczone ubrania. Zdawało się, że nie odczuwają ani zimna, ani gorąca – są na nie po prostu niewrażliwe. Podobnie rzecz się miała z bólem, co czyniło z nich wojowników niemal idealnych.
WWWWyglądało to wszystko, jakby na ziemi pojawiła się zupełnie nowa rasa – rasa przerażających drapieżników.
WWWKtóre polowały najchętniej na mężczyzn...
WWWKolejną zatrważającą cechą harpii (bo tak postanowiono nazywać kobiety po 10 sierpnia 2014) było to, że niezwykle szybko uczyły się nowych rzeczy, a następnie doskonaliły nabyte umiejętności wręcz do perfekcji. Tyczyło się to głównie kategorii przetrwania i zabijania. Już pierwszego dnia większość z nich spiłowała swoje zęby w kły, by mieć zawsze w podorędziu broń ostateczną, której praktycznie nie sposób im odebrać. Wkrótce uczyniły tak wszystkie, przez co nowe przezwisko płci pięknej utrwaliło się wśród ocalałych facetów jeszcze bardziej. Nauczyły się posługiwać prymitywnymi, ale morderczo skutecznymi dzidami własnego wyrobu. Później zaczęły kraść broń palną. Przypadało to na ten sam mniej więcej okres, gdy (jak się wydaje) uświadomiły sobie, że w grupie znaczą o wiele więcej niż w pojedynkę.
WWWI właśnie do tego momentu mężczyźni prowadzili z nimi równorzędną walkę, potem przegrywali na chyba każdym froncie.
WWWKobiety porozumiewały się ze sobą niezrozumiałymi dla męskiego ucha szczeknięciami i warknięciami. Walczyły, o ile nie lepszym określeniem byłoby – polowały na swe ofiary, najczęściej nocą. Nie pojawiały się za dnia, a wytropienie ich kryjówek graniczyło z cudem. Znalezienie męskich zwłok również było ogromną rzadkością. Czasami tylko napotykano poobgryzane kości.
WWWHarpie stały się w pewnym sensie nadludźmi: szybsze, sprawniejsze, wytrzymalsze i silniejsze okazały się bardzo szybko stroną dominującą na polach walk.
WWWOkres tych kilku pierwszych lat po 10 sierpnia 2014 nazwano oficjalnie Wielką Wojną Męsko Damską.
WWWBo takowa trwała, i to dosłownie.

WWWJak do tego doszło?
WWWDobre pytanie, lecz pozostali przy życiu mężczyźni mogli jedynie snuć domysły na ten temat. Nie wiedzieli o przemianie nic pewnego, więc pojawiły się setki najróżniejszych spekulacji: od ingerencji kosmitów, poprzez wirus nowej choroby, na zbiorowym opętaniu przez Szatana kończąc.
WWWJedna z teorii wydawała się najbardziej realna, dlatego grono jej zwolenników rozrosło się najmocniej. Głosiła ona, że niektóre z supermocarstw weszły w posiadanie zupełnie innowacyjnej, tajemniczej broni, która miała być o wiele bardziej skuteczna od dotychczasowych środków masowego rażenia. Podobno była to machina zdolna stworzyć potężną falę elektromagnetyczną, oddziaływającą bezpośrednio na ludzki mózg. Ten cichy zabójca miał zamienić populację w zgraję otępiałych zombie, pozbawionych jakichkolwiek umiejętności umysłowych i inteligencji – istny tłum pobożnych owieczek, które wystarczy objąć swoją władzą, tudzież zgładzić.
WWWFala elektromagnetyczna okazała się bronią niedopracowaną. Zadziałała tylko na kobiecą połowę ludzkości i wywołała efekty zupełnie inne od zamierzonych.
WWWCzy było tak naprawdę? Ciężko powiedzieć, wyjaśnienie to wydaje się jednak najlepsze, gdyż o maszynach takich słyszano na długo przed nieszczęsnym rokiem 2014. Rzekomo miały je posiadać Stany Zjednoczone i Rosja.

WWWCo na to wszystko mężczyźni?
WWWPierwszego dnia rozegrała się istna masakra, mając po swojej stronie efekt zaskoczenia, kobiety dokonały największej w dziejach, jednorazowej czystki męskiego społeczeństwa.
WWWLiczba samobójstw po pamiętnym dziesiątym sierpnia skoczyła gwałtownie w górę. Powód był prosty – faceci potracili żony, matki i córki. Wielu z nich stwierdziło, że nie mają już po co żyć. Część pozabijała się sama, inni po prostu czekali bezczynnie, aż wyręczą ich harpie.
WWWNie trzeba było długo czekać, by komuś z rządzących puściły nerwy. Drugiego września zrzucono pierwszą bombę atomową, spadła na Nowy Jork – nigdy nie udało się rozwiązać, kto temu zawinił. Możliwe nawet, że był to jeden z ostatnich aktów autodestrukcji USA. Dzień ten potraktowano jak pierwszy fajerwerk, otwierający cały pokaz sztucznych ogni. Przez prawie kolejny rok najróżniejsze środki masowego rażenia atakowały dosłownie cały świat.
WWWKlimat pogorszył się katastrofalnie. Niebo zasnuwały ciągle gęste chmury, które Przemek nazywał „pierdolonym nuklearnym pyłem”. Ziemię trawiły naprzemiennie potworne upały i dotkliwe chłody. Codziennie można było się spodziewać burz, a pioruny wydawały się uderzać potężniej i gęściej niż za dawnych czasów.
WWWSiły zbrojne i policja przestały istnieć, głównie za sprawą dezercji i masowego przerzedzania się ich szyków na skutek śmierci. Rządy przetrwały jeszcze krócej od organizacji porządkowych.
WWWPrzestało się liczyć z jakiego państwa czy kontynentu pochodzisz. Ważne było tylko to, że jesteś facetem, a nie harpią.
WWWZapanowała anarchia.
WWWMężczyźni łączyli się w różne grupy, tak jak ci z osiedla Marka. Były to mniej lub bardziej liczne zbieraniny. Zaczęli prowadzić koczowniczy tryb życia z prostego powodu – nieustannie podróżując byli bardziej nieuchwytni dla wroga niż osiedliwszy się w jednym miejscu.
WWWRozkwitł handel wymienny. Pieniądze straciły jakąkolwiek wartość, stały się bezużytecznymi kawałkami papieru. Wzrosła za to cena benzyny, broni i alkoholu. Kiedy człowiek nie miał nic interesującego na wymianę, płacił złotem, srebrem albo kamieniami szlachetnymi. Pewnego razu dealer, od którego chcieli nabyć paliwo do autobusu, spytany o cenę wskazał drżącym palcem na Adama. „Chcę jego”, rzekł. Marek, Filip i Przemek niemal jednocześnie posłali mu po kulce. Mieli szczęście, że handlarz działał sam, co było niezwykle rzadko spotykane.
WWWOczywiście nie mogło być tak, aby mężczyźni pozbawieni seksu i czuwających nad nimi kobiet, nie dali się ponieść ciśnieniu. Powrócił faszyzm i komunizm. Ludzie nie wyznawali tak naprawdę żadnej z powyższych idei – potrzebowali po prostu jakiegoś znaku, w imieniu którego mogliby się połączyć, żeby mordować współbraci, a te symbole wydały im się szczególnie wymowne. Częstokroć można było spotkać gości z czarnymi swastykami na ramionach lub młotem i sierpem na piersi. Jeśli grupa taka spotykała się z grupą neutralną – nie dochodziło raczej do żadnych incydentów, jednak kiedy spotykały się dwie wrogie frakcje – rozlew krwi był nieunikniony.
WWWPojawili się także różnorakiego pokroju awanturnicy: złodzieje, wariaci, gwałciciele. Na pierwszy rzut oka nie można było zaufać nikomu.
WWWChyba tylko zwierzęta cieszyły się z takiego obrotu sytuacji na ziemi. Ginące gatunki zdawały się odbudowywać swoje populacje, pozostałym wiodło się również całkiem dobrze. Harpie nie polowały na nie (żywiły się mięsem mężczyzn), a faceci woleli zjeść pożywienie ze starych puszek, niż trudzić się polowaniem albo hodowlą. Wiedzieli jednakże, że zapasy kiedyś się skończą.
WWWTakże nikogo nie dziwił fakt spacerującej po ulicach miasta świni lub niedźwiedzia, a łąki zaroiły się ponownie od stad jeleni i innego zwierza. Zdarzały się mutanty – pozostałości po nuklearnej dyskotece – ale nie było ich zbyt wiele.

WWWW takich czasach przyszło wychowywać się i dorastać Adamowi Brzozowskiemu. W czasach, kiedy zdziesiątkowani mężczyźni zostali koczownikami – musieli walczyć o życie z przerażającymi harpiami, uważać na faszystów i innych zbirów, a także nie dać się zgwałcić i baczyć na zmutowane zwierzęta.
WWWTakie były czasy Wielkiej Wojny Męsko Damskiej.
Ostatnio zmieniony pt 07 wrz 2012, 23:48 przez Jarek, łącznie zmieniany 3 razy.

2
Hmm, na początku budujesz bardzo fajny, sugestywny klimat (tekst zaciekawia), natomiast potem (od 2) skutecznie go niszczysz, zamieniając całość w parodię. To zamierzone działanie, czy przypadek? Ten zabieg sprawia, że od połowy tekst zupełnie przestał mi się podobać i przeczytałem ze znudzeniem (zwrot Wielka Wojna Damsko Męska mnie dobił).

Podsumowując: część pierwsza podobała mi się bardzo - wiesz jakim zdaniem i sceną należy rozpoczynać, zgrabnie przedstawiasz bohaterów i żonglujesz narratorem, ładnie mieszasz z kolejnością przedstawiania zdarzeń, jest dobrze. Natomiast opisowa część druga to porażka, ogólnie, od połowy tekstu
Jarek pisze:Klimat pogorszył się katastrofalnie

3
Ciekawy pomysł, ale diabeł, jak zwykle, tkwi w szczegółach, a te wydają mi się nie do końca przemyślane. Zacznę od części drugiej, gdyż ona ujawnia cały zarys fabularny.
Punkt wyjścia - przemiana WSZYSTKICH kobiet w krwiożercze harpie - dużo obiecuje. Gdyby wyobrazić sobie wszystkie tego następstwa, najpierw tak zwyczajnie, na poziomie życia codziennego, a potem skutki bardziej odległe w czasie, to jest to materiał, który daje wiele możliwości tworzenia akcji pełnej napięcia. Niepotrzebnie więc wzmacniasz efekty dorzucając kolejne klęski, jak wojna nuklearna, w dodatku bez konkretnych przyczyn, ot, tak trochę z niczego, bo kogoś - nie wiadomo nawet, kogo, zawiodły nerwy. Wbrew pozorom, taka eskalacja nieszczęść wcale nie podkreśla dramatyzmu sytuacji, lecz go osłabia. Systematyczne zabijanie matek, żon, córek i kochanek i tak doprowadziłoby szybko do kompletnego rozkładu społeczeństwa, bez konieczności dorzucania efektów specjalnych, typu zniszczenie Nowego Jorku bombą atomową. Walka z bestiami, w jakie zamieniła się żeńska połowa ludzkości, nie wymaga również powrotu ani faszyzmu, ani komunizmu. Uzasadnienie tego wydało mi się kompletnie nieprzekonujące. Widziałabym tu raczej miejsce dla jakiejś koncepcji kary za grzechy, działalności szatana, rychłego nadejścia końca świata - czyli właśnie apokaliptyki w jej znaczeniu najbardziej podstawowym. Prorocy, mesjasze, głosiciele prawd objawionych znacznie lepiej pasują do tej sytuacji, niż komuniści, których idee fixe było, przypomnę, nie zabijanie, lecz tworzenie społeczeństwa doskonałego. W tej sytuacji? Wolne żarty.
Tak więc sądzę, że tę część ogólną powinieneś jeszcze przemyśleć.
I parę kwestii szczegółowych.
Jarek pisze: poruszała rytmicznie do przodu i do tyłu, jakby myła zęby.
W ten sposób kłów raczej nie da się wypiłować. Przecież one powinny mieć kształt trójkąta, a to dość skomplikowane działanie.
Jarek pisze:Nie poznawał jej. W oczach kobiety, którą do dzisiejszego dnia nazywał mamą, tliło się szaleństwo i piekielna żądza zabijania. W tamtej chwili nie umiał tego nazwać, lecz po kilkunastu latach, po obejrzeniu setek podobnych, zdziczałych i agresywnych twarzy, wiedział, aż za dobrze, co płonęło wtedy w źrenicach jego rodzicielki.
Mieszasz czasy. Nie gramatyczne, lecz akcji: ten, w którym Adaś obserwuje swoją matkę, i jakiś przyszły, gdyż nagle okazuje się, że to, co opisujesz, jest wspomnieniem sprzed kilkunastu lat. Tego nie da się załatwić tak w jednym akapicie, w dwóch zdaniach następujących tuż po sobie. Jeżeli wprowadzasz dwa plany czasowe, powinieneś to wyraźniej rozdzielić.
Jarek pisze:Brzeszczot taranował szkliwo i kość, by potem przeciąć nerwy, a ona była tym całkowicie niewzruszona.
Gdyby rzeczywiście ów "taranujący brzeszczot" miał przeciąć nerwy, to ona raczej pozbyłaby się zęba, niż wypiłowała go w ostry kieł. Poza tym, czterolatek oglądający wszystko przez dziurę w koszu naprawdę nie mógł dostrzec takich szczegółów operacji, jak dotarcie do nerwu. Pomijam już fakt, że raczej w ogóle nie wiedział, co to nerw w zębie.
Jarek pisze:pozostał obraz szczerzącego się złowieszczo, nagiego potwora skąpanego we własnej krwi.
We krwi wypływającej z pokaleczonych dziąseł raczej trudno się skąpać, chociaż widok może być okropny.
Jarek pisze:Ojciec podniósł klapę kosza i wziął go w ramiona. Maluch miał zaciśnięte powieki, ale do jego nosa dochodził słaby zapach smaru, którym zawsze pachniały robocze koszule Marka.
W poprzednim zdaniu piszesz, że to jest wspomnienie. A zatem, raczej nie "maluch" i nie Marek. To, czym się posługujesz w tym fragmencie, to mowa pozornie zależna, a ta różni się od zwykłej narracji trzecioosobowej.
Jarek pisze:Brzeszczot leżał niedbale porzucony tuż obok ostatniej właścicielki.

Czy to ma znaczenie, że kiedyś ten pilnik należał do kogoś innego?
Jarek pisze:posłusznie wyszedł obok Filipa na zewnątrz.
Raczej razem z Filipem
Jarek pisze:Zachłanne palce kierują się w kierunku jego oczu z niewątpliwym zamiarem ich wydłubania.
lepiej byłoby: palce zmierzają (kierują się) ku jego oczom, chcąc je wydłubać albo podobnie.
Jarek pisze:– Aha – mruknął, a potem dodał z niezwykle zamyśloną jak na czterolatka miną:
Znowu to samo: opisujesz wszystko z punktu widzenia małego Adasia, a potem raptowna zmiana na narratora zewnętrznego. Przecież chłopiec nie mógł obserwować swojej miny, a zwłaszcza wiedzieć, że jest niezwykła, jak na czterolatka.
Jarek pisze:Fala elektromagnetyczna okazała się bronią niedopracowaną. Zadziałała tylko na kobiecą połowę ludzkości i wywołała efekty zupełnie inne od zamierzonych.
Oj, mało to przekonujące - oddziaływanie tych fal na jedną tylko płeć i tak dramatyczne skutki w sferze, która z seksualnością i w ogóle płcią jest dość luźno związana.
Jarek pisze:Pierwszego dnia rozegrała się istna masakra, mając po swojej stronie efekt zaskoczenia, kobiety dokonały największej w dziejach, jednorazowej czystki męskiego społeczeństwa.
WWWLiczba samobójstw po pamiętnym dziesiątym sierpnia skoczyła gwałtownie w górę. Powód był prosty – faceci potracili żony, matki i córki.
Rozłóż to trochę w czasie. Bo najpierw mamy hekatombę mężczyzn, a potem jeszcze ci niedobitkowie popełniają samobójstwa, gdyż potracili kobiety. Rozumiem, że nie mają powodów do radości, ale jednak relacjonujesz to za bardzo na skróty. Może najpierw by się otrząsnęli, zorganizowali, a dopiero potem zaczęli popadać w depresję, kiedy pozabijali już swoje kobiety, a przynajmniej ich część?

Piszesz sprawnie, chociaż czasem przesadzasz w opisach. Przydałoby się też uporządkować narrację - pierwsza część mogłaby się właściwie obejść bez sygnałów, że są to wspomnienia Adama. Przecież w kolejnym rozdziale możesz zupełnie spokojnie przejść do akcji, która będzie się rozgrywała kilkanaście lat później.

Ogólnie - ciekawie się zapowiada, lecz tło wymaga starannego przemyślenia, a rozmaite detale - dopracowania.
Ostatnio zmieniony pn 03 wrz 2012, 16:08 przez Rubia, łącznie zmieniany 1 raz.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

4
Obiecał wrócić po niego jak najszybciej to tylko możliwe
Trochę koślawo wyszło: połączyłeś "jak najszybciej" i "najszybciej jak to tylko możliwe" w jedno i wyszło jak wyszło.
jakby myła zęby.
Zamiast szczoteczki ściskała
W drugim zdaniu brakuje mi "jednak" - wtedy zdania ładniej by się łączyły.
Nie chciał na to patrzeć, ale wpatrywał się w nią jak zahipnotyzowany
Wyrzuć podkreślone, bo wychodzi podwójna informacja o patrzeniu. Jeśli wyrzucisz, to będzie się czytało płynniej.
Odpiłowane odłamki spadały z cichym dźwiękiem do zlewu
Zamieniłbym "dźwięk" na jakiej określenie tego dźwięku(brzdęk czy coś). Jeśli nie chcesz podawać nazwy tego dźwięku, to lepiej brzmiałoby "spadały cicho do zlewu".
Pamiętał, że największe wrażenie robił na nim nie ból, którego nie był do końca świadomy jako dzieciak, ale krew. Wypływała obficie z pokaleczonych dziąseł, ściekała po jej brodzie na szyję i piersi
Albo połączyłbym zdania przez "która"(chociaż wtedy zdanie będzie trochę przydługie), albo wstawił "ona" po "wypływała".
"Jej" jest niepotrzebne.
drzwi do łazienki otworzyły się z głośnym trzaskiem
Wg mnie "otworzyły się" jest mało dynamiczne i nie pasuje do głośnego trzasku.
Adam zapamiętał niewiele z tego, co nastąpiło w ciągu następnych kilku godzin
Tylko że z późniejszego opisu wynika, że miał problemy z przytoczeniem kilkudziesięciu sekund, w którym ojciec strzelił do matki.
którym zawsze pachniały robocze koszule Marka
Nie pasuje tutaj te imię. Czteroletni dzieciak nie będzie myślał o tacie jako o "Marku" tylko jako o tacie.
Wiedział, że wcześniej powinien był usłyszeć huk strzelby
Gdyby wystrzelił w pomieszczeniu(w dodatku niewielkim) to z dużą dozą prawdopodobieństwa rykoszetujący śrut i odłamki mocno by go pokiereszowały.
ogromna kałuża krwi, pośród której błyszczały, niby diamenty na czerwonym dywanie, odłamki lustra
Raczej by nie błyszczały, bo zostałyby zalane przez krew(najpierw na podłodze pojawia się szkło, później krew).
Maluchem wstrząsnęły spazmy płaczu. Jego dotychczasowe życie wywróciło się do góry nogami
To jest czterolatek, a Ty ukazujesz go tak, jakby miał psychikę dorosłego człowieka. On nie przejmuje się światem tylko tym, że coś było nie tak z mamą, a teraz nie żyje. W dodatku zabił ją tato.
W salonie czekał na nich Filip(...)Później zaczęło przychodzić jeszcze więcej osób
"Jeszcze więcej" - to by znaczyło, że wcześniej przyszło dużo osób. A przyszedł tylko jeden chłopak.
Nie drgnęła mu nawet powieka, gdy kula otworzyła jej tchawicę, przeszła na wylot i wbiła się w lustro
Strzelba strzela nie kulą pojedynczą, a śrutem. Gdyby był to sztucer czy inna broń strzelająca kulą/jednym pociskiem to i tak obrażenia wyglądałyby dużo gorzej niż otworzona tchawica.
Skłamał mężczyznom z okolicy
"Okłamał mężczyzn z okolicy" - brzmiałoby wg mnie lepiej.
Przesuwała się gwałtownie po blacie o kilka cali, to w lewo, to w prawo
Mam teraz problem z umiejscowieniem akcji. Imiona i nazwiska są typowo polskie, a teraz nagle cale zamiast centymetrów.
Jego bladą biel malują na pomarańczowo pierwsze promienie wschodzącego słońca
Bladą biel czego malują?
Bezzębne dziąsła zaciskają się na jego szyi
Skoro od kilku miesięcy chodziła, to znaczy, że ma jakieś półtora roku. Czyli zęby powinna mieć.
i wbić kciuki w gałki oczne Adama.
Gorąca breja ścieka po jego policzkach
Dlaczego gorąca? Maksymalnie temperatura ciała(a raczej nawet mniej)
Z żadnej nie udało się nigdy wydobyć choćby jednego rozumnego słowa
Bez "z"(bo nie mowa tutaj o przesłuchiwaniu takich kobiet)
Podobnie rzecz się miała z bólem, co czyniło z nich wojowników niemal idealnych
Tutaj postawiłbym na "wojowniczki" - żeby kwestia płci była lepiej dostrzegana.
nazywać kobiety po 10 sierpnia 2014
Data słownie.
że niezwykle szybko uczyły się nowych rzeczy, a następnie doskonaliły nabyte umiejętności wręcz do perfekcji
Bez podkreślonego, bo wynika to ze zdania.
przez co nowe przezwisko płci pięknej
Zdecydowanie nie "przezwisko". Bardziej już pasuje "określenie".
Wielką Wojną Męsko Damską
Może to moje widzimisię, ale "Damsko - Męską" brzmi lepiej.
Zadziałała tylko na kobiecą połowę ludzkości
Zamiast "połowę" lepsze byłoby "część".
nigdy nie udało się rozwiązać, kto temu zawinił
Ustalić, kto temu zawinił.
Przez prawie kolejny rok najróżniejsze środki masowego rażenia atakowały dosłownie cały świat
Trochę to rozwleczone w czasie. Raczej taka atomowa zabawa rozegrałaby się w ciągu kilku, kilkunastu tygodni.
od organizacji porządkowych
"pozarządowych" chyba. Porządkowe są służby, a nie organizacje.
Przestało się liczyć z jakiego państwa czy kontynentu pochodzisz
Najpierw kontynent, później państwo(ogólnik, a później coś bardziej szczegółowego).
Harpie nie polowały na nie (żywiły się mięsem mężczyzn), a faceci woleli zjeść pożywienie ze starych puszek
Nawias jest niepotrzebny. Ogólnie staraj się unikać nawiasów, bo można wpleść informacje w nim zawarte w zdanie: "harpie nie polowały na nie, bo preferowały mięso mężczyzn, a faceci woleli(...)"

W sumie nie wiem jak o tym tekście myśleć. Pomysł jest ciekawy i nieszablonowy(no może oprócz nuklearnej wojny), ale wykonanie jest często chaotyczne.
Razi narracja, która przeskakuje z osoby na osobę, albo po prostu do tej osoby nie pasuje(o zbyt dojrzałym psychicznie czterolatku napisałem wyżej).
Zbytnio się pośpieszyłeś z podaniem całego opisu. Gdyby zajął on więcej miejsca, to możliwe, że byłby ciekawszy, bo bardziej dopracowany i bez luk.

No i następnym razem zaznacz na czerwono przy temacie, że występują przekleństwa.

5
Nie chcę powtarzać uwag innych (zgadzam się z większością), przyjrzę się temu, co mnie w opowiadaniu uderzyło. Oto - kompletnie gubiona w narracji dramaturgia:
Jarek pisze:Adam patrzył na tą makabryczną scenę przez małe, owalne otwory w plastikowej ścianie. Ojciec schował go w koszu na brudne ubrania dobre pół godziny wcześniej. Nakazał mu pod żadnym pozorem nie opuszczać kryjówki i być cicho jak mysz pod miotłą. Chłopiec siedział wciśnięty pomiędzy przepocone ubrania. Gryzł własną pięść, by pohamować szloch. Do oczu cisnęły mu się łzy.
Jak to się dzieje?
W tej scenie zastosowałeś dwa punkty zaczepienia, w tym jeden absurdalny w kontekście sutuacji. Uwagę odbiorcy skupiasz na... brudnej bieliźnie. Jeszcze jedna taka uwaga, a chłopczyk będzie wolał harpię, niż tkwić w plastikowym koszu pełnym brudów.

a tu:
Jarek pisze:Nie poznawał jej. W oczach kobiety, którą do dzisiejszego dnia nazywał mamą, tliło się szaleństwo i piekielna żądza zabijania. W tamtej chwili nie umiał tego nazwać, lecz po kilkunastu latach, po obejrzeniu setek podobnych, zdziczałych i agresywnych twarzy, wiedział, aż za dobrze, co płonęło wtedy w źrenicach jego rodzicielki.
Jarek pisze:katorżniczą pracę
Próbujesz stworzyć klimat grozy i skok czasowy, przesunięcie opowieści w przeszłość jest... puszczeniem pary w gwizdek. Wtedy nawet hiper-horroryczne sformułowania (podkreśliłam) w niczym nie pomagają. Nie boimy się upiorów, które widzieliśmy wiele lat temu.
Jarek pisze:Spojrzała na kosz z brudną bielizną, gdzie się ukrywał jak na robaka, którego trzeba rozdeptać.
Jarek pisze:nie zaznał tak nienawistnego spojrzenia.
Znowu! Obsesyjnie ;)


Aha... i bardziej bawi Cię na razie wymyślanie uniwersum, niż pisanie, nie?
Spore partie to szkic pomysłu, a nie literatura.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”