Ostrzeżenie o wulgaryzmach
Póki śmierć ich nie rozłączy
WWWSłońce chyliło się ku zachodowi nad lubelskim osiedlem Czechów – jednym z wielu betonowych parków postsocjalistycznego skansenu zwanego Polską. Tysiące bloków, dziesiątki tysięcy ludzi, setki tysięcy historii, miliony problemów. Małe radości i duże smutki. Dla większości mieszkańców tego typu osiedli życie koncentruje się na przetrwaniu i okazjonalnym zaspokajaniu podstawowych popędów. Szczęście, które od czasu do czasu gości w sercach ludzi, na co dzień niknie gdzieś przykryte grubym kocem beznadziei dnia powszedniego. Wszystkie bloki szare, mimo że niedawno pomalowane. Wszystkie takie same, mimo że każdy inny.
WWWNa tym osiedlu od urodzenia mieszkał dwudziestosześcioletni Krzysiek. Wysoki i szczupły brunet. Przystojny, wygadany, po studiach – gdyby ktoś patrzył z boku, mógłby powiedzieć, że w sumie idealna partia, mimo że ostatnio mu się w życiu nie układało i pracował za barem w jednym z lokali na deptaku w centrum.
WWWAle to tymczasowo, cały czas szuka czegoś lepszego. Jest mądry, wcześniej czy później musi coś znaleźć. Tak powtarzała sobie właśnie Aneta, od zeszłego roku żona Krzyśka. Poznali się w liceum, choć on kochał się w niej już w podstawówce. Zawsze najładniejsza w klasie, blondynka z dużymi, niebieskimi oczami, przyciągała chłopców jak magnes. Miała coś w sobie i to coś niejednemu nie dawało spać po nocach.
WWWMinęło kilka lat, zanim Krzysiek odważył się ujawnić swoje uczucie do Anety. Początki były burzliwe. Rozstania, powroty, kolejne rozstania, kolejne powroty. Każdy to zna, standardowa licealna historia, nikt nie myślał, że może mieć tak niestandardowy finał. Ale nie uprzedzajmy faktów.
WWWPo skończeniu liceum poszli na studia. Ona – zarządzanie i marketing, on – politologia. Największa lubelska uczelnia. Rodzice ledwo wyrabiali, żeby zapewnić im dobry start w przyszłość. Oni sami dorabiali gdzie się dało, ale nie zawsze się dało. Ściana wschodnia, takie życie. Aneta obroniła pracę magisterską przed Krzyśkiem. Pospieszyła się, ponieważ dostała możliwość pracy w jednym z lubelskich call center. Gorzka pigułka do przełknięcia, ale pieniądze – nawet małe – były niezbędne, jeśli chcieli mieszkać razem. A chcieli.
WWW Aneta wzięła więc pracę na słuchawce. Dwa tygodnie później Krzysiek się obronił i wylądował za barem razem ze swoim kolegą z innej specjalizacji. Polityka średnio go kręciła, ale myślał, że może uda się jakoś tylnymi drzwiami dostać do pracy w Urzędzie Miasta. Miał tam ciocię, która pewnie mu pomoże, jak tylko mama się znowu zacznie do niej odzywać.
WWWSzybkie oświadczyny, ustalenie terminu na środek listopada. Nie ma na co czekać, mówili Anecie rodzice. Byli szczęśliwi, tak jak rodzice Krzyśka, którzy – choć z ciężkim sercem – wzięli kredyt na wesele. Co poradzić, takie życie.
WWWOjciec chłopaka uważał, że syn mógł jednak dorzucić się do wesela uszczuplając swoją kolekcję znaczków, którą Krzysiek odziedziczył po dziadku, a która warta była około pięćdziesięciu tysięcy. Ale nie miał synowi za złe, że tego nie zrobił. To było wszystko, co miał. Jego zabezpieczenie na naprawdę chude lata, które leżało spokojnie ukryte za prowizoryczną ścianką w niedziałającym piekarniku.
WWWSama uroczystość weselna była najnormalniejsza pod słońcem, jedyną ekstrawagancją było to, że impreza odbyła się w piątek, bo to ostatnio modne. Poza tym klasyka – wódka, kiełbasa, oczepiny, śmiech, łzy, bijatyka, ciocia, babcia, wujek, sąsiad. Jakaś parka bzyka się w kiblu, po drodze na papierosa mijasz na schodach krew z czyjegoś rozwalonego nosa. Znasz to. Aneta była cicha i przygaszona cały wieczór. Wszyscy zrzucili to na karb męczących przygotowań. Tylko ona znała prawdę, choć mimo wszystko starała się dobrze bawić. Krzysiek za to nie miał z tym problemów, choć męczył go kac po poprzednim wieczorze. Ale o tym za chwilę
---
WWWBył trzynasty listopada. Rok po ślubie. Trzysta sześćdziesiąt pięć dni od połączenia Krzyśka i Anety świętym węzłem małżeńskim, w zdrowiu i chorobie, na dobre i na złe. Póki śmierć ich nie rozłączy.
WWWWyszedł, trzaskając drzwiami, z wynajmowanego przez nich mieszkania na szóstym piętrze czechowskiego wieżowca. Był zły. Zapomniał o ich rocznicy. Wcale nie chciał, ale jakoś tak wyszło. Mogła przecież przypomnieć, pomyślał, choć wiedział, że spieprzył. Na dworze padał deszcz i było bardzo zimno. Środek listopada okazał się być początkiem zimy, która – na razie bezśnieżnie – dawała o sobie znać. Skierował się na przystanek zarzucając na głowę kaptur kurtki i klnąc pod nosem wiatr, deszcz, swój parszywy humor i swoją małżonkę, która musi o wszystko robić aferę. W chwilę potem czekał już na autobus miejski, który miał go zabrać do centrum. Każda minuta się dłużyła, ale w końcu rozklekotany Neoplan przyjechał i Krzysiek wyruszył do pracy.
WWWPrzekraczając drzwi do pubu zdjął jak zwykle obrączkę, żeby nie zgubić jej przy myciu kufli, szklanek i kieliszków. Zobaczył tłum ludzi, ale nie było się czemu dziwić, w końcu piątek. Lubelska młodzież i studenci, tak zajęci w ciągu tygodnia opieprzaniem się ile tylko się da i nicnierobieniem, musieli złapać oddech w weekend i urżnąć się do nieprzytomności. Tradycja, jak bigos w święta. Jak łamanie opłatkiem. Znasz to. Marek, kolega Krzyśka z baru, machnął mu ręką na powitanie i zaczął się zbierać do domu z radością, że jego zmiennik przyjechał na czas.
WWWImpreza upłynęła dość szybko. Tłum pijanych albo spigulonych gości tłoczył się przy barze bez przerwy, a Krzysiek miał pełne ręce roboty. Dwa czarne ruskie! Martini! Bailey's! Malibu z mlekiem! Trzy Tyskie i sok pomarańczowy! Bania! Dwie wody z cytryną! I tak na okrągło.
WWWLuźniej zrobiło się koło drugiej, kiedy to część imprezowiczów ulotniła się pijana do domu, część szalała na parkiecie wykorzystując ostatnie godziny nocy, a część nie miała już pieniędzy, więc nie miała po co się tłoczyć przy barze. Wtedy do Krzyśka podeszła śliczna brunetka średniego wzrostu. Ubrana w czarną sukienkę z fioletowymi motywami kwiatowymi, pończochy z fikuśnymi wzorkami i szpilki. Chłopakowi wydawało się, że skądś ją zna.
- Cześć! – powiedziała i uśmiechnęła się. – Pamiętasz mnie?
- Hej – odparł, odwzajemniając uśmiech. – Nie za bardzo, przepraszam. – Cholera, czemu nie pamiętam takiej dziewczyny, zganił się w duchu.
- No masz prawo mnie nie pamiętać. Jestem Marta – powiedziała, znowu się uśmiechając. Miała śliczny uśmiech. - Tydzień temu, tutaj? Nic ci nie świta? Byłeś dobrze wstawiony, ja zresztą też, choć chyba nie aż tak bardzo.
WWWJasne, pomyślał Krzysiek. Impreza sprzed tygodnia. Po kolejnej karczemnej awanturze z Anetą. Wyszedł wtedy z domu trzaskając drzwiami tak jak dzisiaj i poszedł do pubu, choć nie była to jego zmiana. Postanowił jednak wyluzować się, a może nawet dobrze zabawić z jakąś studentką. Nie był jednak w stanie nic zdziałać, wypił zdecydowanie za dużo. Ale, jak widać, jedną ślicznotkę zbajerował.
- Pamiętam! - powiedział po chwili namysłu i mrużenia oczu świadczącego o wytężonym procesie odtwarzania w pamięci tamtego wieczoru. – Jezu, ale się wtedy rozgadałem – dodał, choć tylko mgliście pamiętał, co mówił.
- Rzeczywiście, ale to było słodkie – odparła patrząc mu prosto w oczy i przygryzając wargę – Jak tam jazda na motocrossie?
WWWMotocross?, zapytał sam siebie w myślach. To mnie poniosło.
- Świetnie, świetnie – skłamał łatwo. Postanowił, że to, co nie udało się tydzień temu, dziś ma szansę się ziścić. – Coraz więcej trenuję.
- Powinieneś, jeśli za dwa tygodnie masz wygrać zawody – odpowiedziała. – Mam nadzieję, że dostanę bilet, żebym mogła ci pokibicować? Obiecałeś! – dodała puszczając oczko.
- Eee, jasne – Jezu, co ja jeszcze ściemniłem!
- A koncert Davida Guetty i znaczki? Czy to również aktualne, czy już mnie nie zapraszasz?
- Znaczki? – spytał, kompletnie ignorując najlepszego DJ'a na świecie. O znaczkach nie mówił nikomu, były zbyt cenne. Widać jednak hamulce puściły mu wtedy totalnie. Pieprzone dwa kieliszki w cenie jednego!
- No tak, mówiłeś, że mnie zaprosisz do siebie, że obejrzymy koncert na DVD i pokażesz mi kolekcję znaczków, jaka mi się na oczy nie śniła – powiedziała, a w jej oczach pojawił się błysk. Odchyliła się na krześle barowym, splotła ręce na klatce piersiowej – Gdybyś nie był taki przystojny, obraziłabym się – dodała i przewróciła oczami. Potem roześmiała się.
- Nie, no jasne, chętnie – musiał jakoś z tego wybrnąć, ale jednocześnie chciał jeszcze skorzystać z tego wieczora. – Ale nie dziś, ok? Nie mam ochoty wracać dziś do siebie. Może pójdziemy gdzieś, jak zamknę lokal. Na deptaku jest taka miła knajpka, otwarta do rana.
- Chętnie, ale dziś jestem już zmęczona – powiedziała, choć według Krzyśka nie wyglądała na zmęczoną. – Może jutro?
- Jasne – odpowiedział. – Jutro może być.
- Ok, to jesteśmy umówieni – powiedziała radośnie, uniosła się na barze, wychyliła i cmoknęła Krzyśka w policzek. – Nie zapomnij przygotować płyty i znaczków, przystojniaku. Pa! – rzuciła i odeszła w kierunku szatni kręcąc seksownie tyłeczkiem.
WWWPięknie, pomyślał Krzysiek. Tylko co ja zrobię z Anetą? Trzy pięćdziesiątki z cytryną, krzyknął podchmielony elegancik z roześmianą blondynką pod ramieniem i to wyrwało chłopaka z rozmyślań.
---
WWWAneta wybuchła płaczem, gdy tylko jej mąż z hukiem zamknął za sobą drzwi. Przy nim starała się nie płakać, ale kiedy go nie było bezsilność obezwładniała ją i dziewczyna wylewała potoki łez. Biorąc pod uwagę, że pracował w nocy, dla niej były to często noce nieprzespane i przepłakane. Łyknęła kilka pigułek na uspokojenie, ale te już nie pomagały. Zestresowana, znerwicowana, od pewnego czasu traciła zdrowy rozsądek. Ale miała powody.
WWWDo ślubu jeszcze było w miarę w porządku, choć bez szaleństw. Wszytko działo się tak szybko, że nigdy nie miała dłuższej chwili na zastanowienie się. W liceum była w nim zakochana, potem to już w zasadzie chyba tylko przyzwyczajona. Sama nie była pewna. Czuła, że to nie jest do końca to, ale nie potrafiła zdobyć się na szukanie kogoś innego.
WWWNie zawsze taka była. Kiedyś przebojowa i otwarta, chętnie nawiązywała kontakty i flirtowała z chłopakami. Ale to już tylko wspomnienia, a ona sama stała się cieniem samej siebie sprzed lat. Po części to zasługa rodziców, którzy pakowali jej w głowę kompleksy ciągłym stawianiem jej poprzeczki. To dla nich, i dla świętego spokoju, wybrała te studia. Dla nich zapisała się na dodatkowe zajęcia językowe i muzyczne. Dusiła się w tym świecie, w którym była ich idealną córeczką robiącą idealne rzeczy, żeby mieć idealne życie. Odskocznią stał się Krzysiek, kiedy zaczęli być ze sobą. Ale nie na długo.
WWWCzy go kocham? Nie wiem, pisała sama do siebie w pamiętniku, jeszcze na tydzień przed ślubem. Wydaje mi się, że tak, choć nie jest to miłość, jak z “Moulin Rouge”. Na początku może był ten żar, ale on skutecznie go zgasił. Nie jest mi najgorzej. Mam przynajmniej z kim spędzać noce, chociaż nawet nie mam ochoty uprawiać z nim seksu. Kto zresztą całe życie kocha gorąco? Nikt! Najważniejsze, że kogoś mam. Zwłaszcza, że rodzice tak go lubią. Może nie powinnam marudzić?
WWWNie przestając płakać, popatrzyła na okrągły, plastikowy zegar na ścianie. 23.15. Przypomniała się jej noc przed ślubem, kiedy to miała nadzieję na spokojny wieczór i zaśnięcie w jego ramionach. Jednak koledzy, na czele z Adamem ze studiów, wiecznym hulaką i kobieciarzem, mieli inne plany. Postanowili wyciągnąć Krzyśka na piwo. Tylko na jedno, powiedział do niej. Przecież będziesz mnie mieć na zawsze, a oni tylko na ten jeden wieczór. Czuła się okropnie, ale nic nie powiedziała. Skoro wolał pójść z nimi, stwierdziła, że nie warto protestować.
WWWOczywiście, nie skończyło się wcale na jednym piwie. Krzysiek wrócił po pierwszej, dobrze wstawiony. Żono, jestem, rzucił na powitanie przepitym głosem, śmiejąc się sam do siebie. Szybko otarła łzy i próbowała uspokoić oddech, żeby udawać, że śpi. Jego to jednak średnio obchodziło. Zdjął buty i zaczął się do niej dobierać. Śmierdział przetrawionym piwem. Odepchnęła go i spadł z łóżka. Podniósł się pomagając sobie rękami i z trudem utrzymał równowagę. Taaaak, rzucił, taka jesteś? Zawsze tak jest, leżysz jak kłoda i się nie ruszasz. Równie dobrze mógłbym sobie zwalić. Chuj z tym, powiedział pod nosem i powlókł się spać do drugiego pokoju.
WWWCoś wtedy w Anecie pękło, ale czuła, że nie ma już odwrotu. Wyparła z siebie to, co się stało tej nocy. Następnego ranka była przejęta przygotowaniami, suknią, welonem, gośćmi i wszystkim, co wiąże się z dniem ślubu. Dopiero w kościele przeszły jej przez głowę czarne myśli, ale odpędziła je od siebie i z przyklejonym uśmiechem, niczym żona ze Stepford, wypowiedziała słowa przysięgi. Na weselu wypiła kilka kieliszków i myśli powróciły, ale nie wypadało chociaż nie postarać się bawić. Przecież wszystko można ułożyć, powtarzała sobie. No, i rodzice Krzyśka naprawdę wykosztowali się na to wesele.
WWWRok minął i nic się nie zmieniło, pomyślała patrząc tępo na zegar, pociągając nosem i pocierając oczy dłońmi. A ten skurwysyn jeszcze zapomniał o naszej rocznicy. Trzęsły jej się ręce. Łyknęła kolejne proszki i ruszyła do barku. Ostatnio coraz częściej tam zaglądała, opróżniając kolejne butelki nalewek przygotowanych przez rodziców Krzyśka. On ostatnio nie pił prawie wcale, nie licząc zeszłego tygodnia, kiedy wrócił kompletnie pijany nad ranem i nawet nie raczył powiedzieć, gdzie był.
WWWWyjęła porzeczkową nalewkę i nalała sobie pełną szklankę. Usiadła na kanapie i pociągnęła spory łyk. Po kilku chwilach szumiało jej już w głowie. Tabletki uspokajające połączone z alkoholem robiły swoje. Po dwóch następnych szklankach, kilku tabletkach i trzech kolejnych godzinach miała już w głowie plan. Zrobię ci kochanie prezent rocznicowy, pomyślała patrząc pusto w ścianę, po czym wstała, poszła do sypialni i wzięła spod łóżka metalową pałkę, którą dla bezpieczeństwa trzymał tam jej mąż.
---
WWWKrzysiek zamknął pub przed czwartą. Ruszył Krakowskim Przedmieściem, minął Plac Litewski i skierował się w boczną uliczkę, żeby na skróty dojść do domu. Oczywiście, mógł wziąć taksówkę, ale nie lubił trwonić pieniędzy. Zresztą, zazwyczaj po drodze było spokojnie.
WWWNie tym razem.
WWWByło ich trzech. Jeden wyszedł naprzeciw Krzyśka, zza rogu kamienicy, wzdłuż której szedł chłopak. Ubrany był w dżinsy, czarne Reeboki, granatową kurtkę i czapkę z daszkiem. Dwóch pozostałych pojawiło się nagle za plecami przestraszonego chłopaka. Obaj byli w dresach i kurtkach z kapturem.
WWWPierwszy zadał cios ten w dżinsach. Krzysiek uchylił się, ale od razu dostał potężne uderzenie w nerki od jednego z tyłu i upadł na ziemię. W filmach zawsze takie sceny trwają długo, a bohater jest w stanie uniknąć paru ciosów, a nawet wyprowadzić ich kilka sam. W życiu zazwyczaj nie wygląda to tak różowo. O ile nie trenujesz sztuk walki lub nie jesteś sportowcem z wyćwiczonym refleksem, nie masz w zasadzie szans. Tak jak Krzysiek.
WWWKiedy się przewrócił, spadł na niego grad kopniaków. Zwinął się tylko w pozycję embrionalną zakrywając rękami głowę i czekał, kiedy skończą. W pewnym momencie jeden z napastników kopnięciem przerwał gardę chłopaka, a drugi trafił go prosto w twarz. Ostatnim, co usłyszał Krzysiek przed utratą przytomności było: bierz portfel, klucze i zrywamy się. Potem odpłynął.
WWWKiedy Aneta usłyszała klucz w drzwiach, przebudziła się z półsnu, w którym spędziła ostatnie kilka godzin. Była w sypialni. Usiadła na łóżku i spojrzała na zegarek. Kilka minut po czwartej. Obok niej leżała metalowa pałka. Boże, co ja chciałam zrobić, pomyślała. Miała mętlik w głowie. Drzwi wejściowe otworzyły się i z przedpokoju dobiegły ją głosy. Na chwilę strach sparaliżował ją całkowicie – żaden z głosów nie należał do jej męża. Wstrzymała oddech.
- Teraz rozdzielamy się – powiedział jeden z włamywaczy. – Ja biorę kuchnię, Józek salon, a Mati sypialnię. I pamiętajcie, co mówiła Krecha, szukamy znaczków, a nie łańcuszków i hajsu. Bierzemy klasery i zmywamy się.
- Kurwa, Gwint, nie możemy przy okazji zawinąć czegoś jeszcze, jak się znajdzie? – zapytał drugi. – Przecież on się długo nie zbierze, więc mamy chwilę, nie?
- A skąd wiesz, że ktoś się nie napatoczy? – odpowiedział pytaniem na pytanie trzeci głos.
- Nikt się nie napatoczy, Mati, luzuj – powiedział ten pierwszy. – Krecha mówiła, że typ mieszka sam, nie ma żadnej laski. Pracowała nad nim cały wieczór tydzień temu, a dziś się upewniała. Ale nie ma co odpierdalać fuszerki. Mamy zawinąć klasery i za to nam płaci, tak? To morda i szukać klaserów.
WWWRozeszli się po mieszkaniu. Aneta tymczasem stała za drzwiami i wstrzymując oddech, wsłuchana w bicie własnego serca, ściskała w rękach metalową pałkę.
WWWKiedy włamywacz przekroczył próg sypialni zaatakowała go celując w głowę. Nie zdążył się uchylić. Trzask pękającej czaszki zmroził jej krew w żyłach. Po ciemku widziała tylko, jak ciało bezwładnie osuwa się po ścianie. Straciła na chwilę koncentrację, ale to wystarczyło, by pozostali dwaj zaskoczyli ją. Wpadli do pokoju, nim zdążyła coś zrobić. Cienie zamajaczyły jej przed oczami i poczuła uderzenie w twarz oraz przeszywający ból pod żebrami. Jeden z nich zapalił światło.
- Ja pierdolę – powiedział jeden z nich, ubrany w dres, patrząc na zwłoki swojego kolegi, który z pękniętą czaszką leżał w kałuży krwi. – Ale gówno.
- Po co zapalałeś to światło matole. Teraz nas już widziała – odpowiedział drugi.
WWWAneta w tym czasie trzymała się za brzuch, z którego sączyła się ciepła, lepka ciecz. Była w szoku i nie do końca docierało do niej, że spod żeber wystaje jej nóż. Jeden z napastników, ten który przed chwilą skarcił swojego wspólnika za zapalenie światła, podszedł bliżej i zatkał jej usta dłonią. Po czym wyciągnął nóż i dźgnął ją jeszcze raz. Potem kolejny i jeszcze następny. Kiedy był już pewien, że dziewczyna nie żyje, schował nóż pod kurtkę i powiedział do drugiego: lota, zaraz ktoś zadzwoni na psy. Obaj wybiegli z mieszkania zostawiając zwłoki Anety i trzeciego włamywacza samym sobie.
---
WWWPowoli otworzył oczy. Ktoś pochylał się nad nim.
- Odzyskuje przytomność – powiedział mężczyzna w białej masce i wyciągnął z kieszeni fartucha małą latareczkę. Zaświecił chłopakowi w oczy. – Jak się pan nazywa? – zapytał.
- Krzysiek – odpowiedział z trudem.
- Czy wie pan, gdzie się pan znajduje?
- Chy... Chyba w szpitalu? – bardziej zapytał niż odpowiedział.
- Dokładnie, w szpitalu na Chodźki. Czy pamięta pan co się panu stało?
- Napadli na mnie, straciłem przytomność, niewiele pamiętam. Mogę coś do picia?
- Oczywiście – powiedział lekarz. - Siostro, proszę wody.
WWWPo kilku sekundach pielęgniarka przyniosła wodę i Krzysiek napił się z plastikowego kubka. Leżał na małej salce, jedynce. Powoli dochodził do siebie.
- Zostawimy pana na parę minut – powiedział lekarz, po czym dodał po chwili wahania. – Potem będzie pan miał gości.
- Dobrze, rozumiem – odpowiedział Krzysiek.
WWW Kiedy został sam w pokoju, próbował sobie przypomnieć, co się dokładnie stało, ale wszystko spowijała mgła i nie mógł odtworzyć wydarzeń poprzedniej nocy. Czy poprzedniej? – zapytał sam siebie. Na dworze było jasno, słońce prześwitywało przez opuszczone żaluzje. Jak długo byłem nieprzytomny? Muszę zapytać lekarza jak wróci. Aneta! Boże, mam nadzieję, że tu jest! Jak mogłem być taki głupi i tak zły dla niej. Kocham ją, muszę jej to jak najszybciej powiedzieć. Przyznam się do wszystkiego, myślał. Porozmawiamy szczerze, naprawię wszystko. Jezu, przecież mogli mnie zabić, przeleciało mu przez myśl. Muszę z nią porozmawiać. Z trudem wsparł się na łokciu i odwrócił głowę w kierunku ściany obok łóżka. Zobaczył na niej przycisk z napisem “dyżurna” i nacisnął go. Znowu opadł na plecy i przymknął oczy. Wszystko naprawię, powiedział do siebie. Wszystko się ułoży. Zaczniemy od nowa.
Póki śmierć ich nie rozłączy [obyczaj/zawiera wulgaryzmy]
1
Ostatnio zmieniony śr 04 kwie 2012, 23:28 przez Wilczek, łącznie zmieniany 4 razy.