Widząc w lustrze zakłamane, kusicielskie piękno, które swoją niebywałą urodą ujarzmiało przez lata złaknione komplementów istotki, byłem pewny swego, nikt nie mógł mnie pokonać. Zbierałem żniwo. Ludzkie serca gotowały się do przyjęcia podarków nienawiści. Wysublimowane przemowy, piękne gesty, fałsz i obłuda – robiłem wszystko, by ilość upadłych dusz wzrastała.
Ale ona była inna. Nie poddawała się urokom. Stawiała opór mimo szeptów, słodkich słówek, nie uginała się pod naporem pozorów, szukała prawdy, zabijając moje kłamstwa. Zbyt dziewicza, czysta, nieskalana przez ogniste moce, które nieustannie ją dręczyły, pragnęły pochwycić i zniszczyć. Nie obawiała się płomieni, dla niej nie rujnowały świata, ale oczyszczały go.
Robiła złu na przekór - grała mi na nosie.
Irytowała popękane, beznadziejne dusze. Zazdrościły jej, że wciąż posiadała iskierki wiary w lepsze jutro. Za każdym razem jej słowa wywierały na mnie coraz potężniejszy wpływ, drżenie serca, jakby barwa niewinnego głosiku mogła - zamiast ją - pochłonąć mnie i zaciągnąć w najstraszniejsze czeluści piekła.
Mała, bezbronna dziewczynka z głową w chmurach… Chowała w najgłębszych odmętach duszy swoją pokusę, ale zawzięty łowca, czart czekający na moment zwątpienia, wreszcie obwieścił swój triumf. Zdobyłem klucz do niewidzialnych, prowadzących do jej sekretów drzwi. Otworzyłem otchłań pełną niepewności i strachu. Odkryłem jej tajemnice. Grasowałem po wspomnieniach. Przyglądałem się każdej sekundzie jej życia. Chłonąłem doznania. Poznawałem najdrobniejsze szczegóły jej osobowości. Pragnąłem, aby zgniła od grzechów, aby upadła i już więcej się nie podniosła.
Odsłoniła swój słaby punkt, musiałem tylko w niego uderzyć. Zbyt długo pozostała krystaliczna… Uśpione zło zawsze znajdowało okazję. Sprawiłem, że dziewczyna straciła z oczu obraną drogę, skręciła w ślepy zaułek, gdzie czekała zamaskowana Zdradzieckość – ubrana w utkane z jej marzeń tkaniny. Kochanek idealny, znający jej pragnienia, potrafiący uchwycić i zrozumieć niejednoznaczną osobowość – Licho – ja, sługa Szatana, pasożyt ludzkości, jeden z armii intrygantów…
Zauroczyła się. Każdą wolną chwilę spędzała na myśleniu o ukochanym, o jego niezwykłej urodzie, o charakterze, o jego ramionach, z których zgrabnie uciekała.
Radosna jak poranek, chodziła cała w skowronkach, motyle fruwały w jej brzuchu…
Miłość – najpiękniejsze z uczucie ze wszystkich, nim miałem zamiar ją upolować, pochwycić w sieć dwulicowości, by upodobniła się do mnie.
***
- Zdarzyło ci się kiedyś stanąć przed wrotami piekła? Kiedy sytuacja wydawała ci się bez wyjścia? – odezwała się, gdy znaleźliśmy ustronne miejsce w osiedlowym parku, a słońce ozłacało drzewa, ścieżki, dawało życie roślinom.Wybuch śmiechu zamaskowałem kilkoma kaszlnięciami, nie zdawała sobie sprawy, że przenośnia, której użyła, w moim przypadku nią nie była…
Spojrzała na mnie porażającymi lodowatym pięknem, błękitnymi oczami. Miałem wrażenie, że grzebała nimi w moim wnętrzu, próbowała wykraść skrawek kłamstw, skrawek mojego jestestwa.
Głęboko się zamyśliłem, co powinienem jej powiedzieć? Wciąż tliła się w niej niepewność - musiałem ją ugasić. Nasz wzrok się skrzyżował, nie zraziła mnie jej natarczywa mina, która wołała o odpowiedź.
- Zdarzyło się – odparłem zdawkowo, ale zdałem sobie szybko sprawę, że to jej nie wystarczy, westchnąłem. – Kiedyś byłem kimś potężnym, zamożnym, ale to wszystko utraciłem przez chciwość serca, przez żądzę władzy i pomnażania pieniędzy, teraz pozostałem goły, bez grosza przy duszy. – Szczera prawda, jednak pominąłem drobny fakt - chwyciłem się najgorszej z możliwych desek ratunku, paktowałem z diabłem, by zgromadzić majątek. Cieszyłem się chwilowym szczęściem, ale upadły anioł wraz z upływem czasu zaczął domagać się zapłaty, odbierał mi skarby, aż wreszcie została jedynie dusza… Stałem się wiecznym sługą ku polepszeniu bytu Pana Zła i jego demonicznej świty.
Zniosłem dotyk jej spojrzenia, przełknęła ślinę, czyżby głos ugrzązł jej w gardle? Chrząknęła.
- Skąd to nagłe pytanie? – Uśmiechnąłem się przyjaźnie, próbując zakręcić jej kosmyk włosów wokół palca, lecz odsunęła się, skrzywiłem się nieznacznie, nie podobało mi się jej zachowanie, zwiastowało coś niedobrego.
- Wydaje mi się, że… - Zadarła głowę, odetchnęła głęboko. – Że z mojego świata może cię porwać najmniejszy wiaterek, że deszcz cię rozmyje…
- Dlaczego tak uważasz? – Uniosłem pytająco brwi.
- Jesteś zbyt idealny…
Zadziwiła mnie. Dźgnęła niewidzialnym sztyletem wprost w moją pewność siebie. Skręcało mnie w żołądku, nie wiedziałem, co powinienem zrobić, jakich argumentów użyć, jak złożyć spójne zdania, nie myślałem, że będąc uosobieniem jej fantazji, mogłem ponieść klęskę.
- Zrozum, ja… – Ocknąłem się z letargu, znowu zrobiła pauzę, gromadziła odwagę, by wyrazić uczucia. – Ja tak nie mogę, ty ciągle czegoś ode mnie oczekujesz, a ja… – Wypuściła ze świstem powietrze przez zęby. - Ja jestem tylko człowiekiem, nie umiem spełniać każdej twojej prośby, moje sumienie mi na to nie pozwala, wybacz, ale… To wszystko wydaje się misternie ułożonym scenariuszem, ja nie przywykłam do bycia w centrum czyjeś uwagi, ja tego nie potrzebuję, nie jestem gotowa – powiedziała na jednym wdechu, w jej oczach zadomowił się smutek, łzy zalśniły w kącikach, broniła się przed płaczem.
Otumaniony siedziałem, gdy ona wstawała z ławeczki i muskała ustami mój policzek, coś jeszcze mówiła, nie słuchałem, jej poprzednie słowa dudniły w moich myślach, jak ideał może jej nie wystarczać? Jakim cudem? Jak to możliwe? Gdzie popełniłem błąd? Moja taktyka, nikczemność, wszystko, co robiłem, było złe? Nie, to nie wchodziło w grę, to jakiś absurd.
Spojrzałem na nią ostatni raz, na dziewczynę, która oparła się pokusie… Doznałem olśnienia. Tuż koło niej, nad ziemią dryfował skrzydlaty stwór – anioł. Rzucił w moją stronę, przez ramię, ironiczne spojrzenie. Drwiący uśmieszek majaczył na idealnie zarysowanych ustach. Wzrok przyciągała lśniąca czupryna gęstych blond włosów. Pociągła twarz kończyła się mocnym podbródkiem, schodząc niżej szerokie, umięśnione barki, całość wieńczyły szczupłe nogi – istne dzieło sztuki, ulepione z boskiej gliny…
Jej stróż wreszcie dał o sobie znać. Wreszcie podpowiedział jej, co należało zrobić.
Wreszcie. A gdyby tak poczekał kilka chwil dłużej? Gdyby tak zaspał? Gdyby zapadł w wieczny sen, gdy jej dusza zostałaby opętana przez złowieszcze moce?
Pokręciłem głową.
- Opiekuj się blaskiem jej istnienia, bo gdy on przeminie, pamiętaj, że ty również zgaśniesz – wyszeptałem, doskonale zdając sobie sprawę, że anioł mnie słyszał. Miał słyszeć. Jeśli chciał utrzymać ją przy ścieżce dobra, powinien zachować większą czujność, dzięki temu dostarczy mi nie lada frajdy…
„Jeszcze się spotkamy, moja mała, gdy twój stróż utnie sobie drzemkę” – pomyślałem, a szyderczy śmiech wydobył się z mojego gardła. - „To koniec i początek historii… Jedną nogą przekroczyłaś granicę grzechu, teraz ona będzie cię kusić, ale chwilowo wszystko uspokoiło się, ucichło, wisielczy wiatr nawet przestał zawodzić, więc raduj się, dopóki możesz…” – Kopnąłem kamyk, który potoczył się po krzywym chodniku. Czas znaleźć kolejną ofiarę.
***
W każdym sercu znajdzie się skaza, w każdej duszy tkwi drzazga. Kto szuka, odkryje sposób, by zatruć ranę i głębiej wepchnąć cierń.
Dobry Aniele, kiedyś znowu zaśniesz? Nie zdążysz się wtrącić? Świat zatrzyma się dla kogoś w posępnej ciszy, a ty będziesz bezradnie patrzył, jak zabłąkana owieczka wpada w ręce parszywego wilka?
Nie zasypiaj, bo zło nie przepuszcza okazji, by zasiać swoje ziarno w ludzkich sercach.
Dobry Aniele, kiedyś znowu zaśniesz? Nie zdążysz się wtrącić? Świat zatrzyma się dla kogoś w posępnej ciszy, a ty będziesz bezradnie patrzył, jak zabłąkana owieczka wpada w ręce parszywego wilka?
Nie zasypiaj, bo zło nie przepuszcza okazji, by zasiać swoje ziarno w ludzkich sercach.