AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAASzlak
AAALampa na dziobie oświetlała drogę przez spokojne wody Hadut. Rzeka po suchych miesiącach choć osiadła nisko w korycie, to i tak sprawiała wrażenie swoim ogromem. Księżyc tej nocy dawał mocne światło, ukazując lasy, snujące się ciemną linią przy jej zachodnim brzegu. Na pokładzie czajki spało kilkunastu mężczyzn. Wtuleni w konopne, odporne na czekającą ich wilgoć płaszcze, odpoczywali przed długim marszem wgłąb Kebiru – republiki wyższych. Kebir ze swoimi wspaniałymi miastami, nauką i sztuką miał w zwyczaju własne granice, nazywać granicami cywilizacji. Jednak śpiący na łodzi ludzie, nie wyglądali ani na miłośników architektury, ani na studentów republikańskich uczelni. Wyglądali jakby bardziej interesowały ich leśne szlaki handlowe. Ewentualnie pranie po mordzie w tawernach.
AAANie wszyscy jednak na sunącej po Hadut czajce raczyli się błogim snem. Dwóch mężczyzn pilnując steru, od czasu do czasu zamieniało ze sobą po kilka słów.
-Na twoim miejscu bym tak nie ryzykował. Może niepotrzebnie się martwisz tym wszystkim. Bieganie z nami po lesie to nie jest też taki łatwy kawałek chleba, już nie wspominając, że i w srake można zgarnąć. Żal mi tych twoich dzieciaków.
Obydwoje spojrzeli na leżących pod burta wyrostków.
-Bator skończył szesnaście lat. Wzięli by go na stepy, mówiłem ci już. Wojaczka to nie dla niego i nie jego interes. Zwłaszcza, że ten kiep Arwam już myśli o nowej wojnie z Kebirem. Mało jego ojciec po łbie przyjął od wyższych? Tutaj przynajmniej będę miał na nich oko.
-Żeby tylko ci go nie wydłubano Fawirku.
-To, że tobie jaja wydłubali nie znaczy, że mam ja mieć coś wydłubane braciszku.
-Jaja to mam na swoim miejscu.
-Taak, po prostu jesteś waginosceptykiem. - Fawir popatrzył się na brata tryumfującym i jednocześnie szukającym zaczepki wzrokiem.
-Już wolę jak nazywasz mnie bardziej dosadnie. Mam wtedy więcej powodu, żeby sprać ci tą niewydarzoną japę.
-Mam taką samą japę jak ty. Pomyśleć, że przez dziewięć księżyców pływałem w jednej torbie z ciotą.
Wymiana uprzejmości powoli stawała się coraz głośniejsza i niechybnie, gdyby im nie przerwano, braterskie komplementy obudziłyby całą łódź.
-Wujku pedale?
-Ty też gówniarzu?
Gówniarz zakrył naznaczoną jeszcze snem, ale już rozweseloną gębę pod płaszczem.
-Patrz czego ich uczysz. Potem wyrosną z nich osły jak sam ojciec.
Fawir uśmiechnął się za pomocą wszystkich zębów i puścił oko do syna chowającego się pod płaszczem.
-No mów co chciałeś od wujka pedała.
-Wujku Łoza, zaśpiewaj nam tą piosenkę o zbójcach i o lesie. No wiesz, tą o tym, że my niscy...
-Tak! Wujku, zaśpiewaj ją – wtrącił nagle Bator podnosząc się zza młodszego brata.
Można było odnieść wrażenie, że w ciągu jednej sekundy z Łozy zeszło całe zło tego świata. Uśmiechnięty i zadowolony kucnął najpierw przed wyrostkami, potargał po czuprynie młodszego, po czym zwalił się tłustym zadem na deski czajki.
-Dobrze zaśpiewam wam, tylko Fiatal pamiętaj. To, że te nadęte śmiecie z Kebiru nazywają siebie wysokimi, nie czyni nikogo niskim. To tylko czyni z nich nadętych śmieci.
-Bez tego chyba ani rusz? - spytał, siadając obok Fawir z kobzą.
-Jak już musisz brzdękać, to brzdękaj.
I uderzone struny zabrzmiały. Z początku gwałtownie i mocno, by po chwili drgać łagodnie, kołysząc melodię, kołysząc łódź Zdać by się mogło, że i całą rzekę razem z ciemnym lasem na jej brzegu.
AAAPewnego ranka, gdy się zbudziłem,
AAAWitaj piękna! Witaj piękna! Witaj piękna, witaj!
AAAPewnego ranka, gdy się zbudziłem,
AAASpotkałem głód w domu mym.
AAAHej rozbójniku, weź mnie ze sobą,
AAAWitaj piękna! Witaj piękna! Witaj piękna, witaj!
AAAHej rozbójniku, weź mnie ze sobą,
AAABo śmiercią czuć na szlaku już.
AAAA jeśli umrę, jako bandyta,
AAAWitaj piękna! Witaj piękna! Witaj piękna, witaj!
AAAA jeśli umrę, jako bandyta,
AAAChcę byś pochował godnie mnie.
AAAPogrzeb mnie w dębinie, tam gdzieś na szlaku,
AAAWitaj piękna! Witaj piękna! Witaj piękna, witaj!
AAAPogrzeb mnie w dębinie, tam gdzieś na szlaku,
AAAGdzie piękny dąb kładzie swój cień.
AAAWszyscy, co przejdą i będą patrzeć,
AAAWitaj piękna! Witaj piękna! Witaj piękna, witaj!
AAAWszyscy, co przejdą i będą patrzeć,
AAAPowiedzą: "Jaki piękny dąb!"
AAAPowiedzą: "Jaki piękny dąb!"
AAASnobi mają tą charakterystyczną cechę, że nigdy nie lubią czegoś, bez dostatecznego powodu. Przykładowo prosty człowiek smakuje się w jakimś winie, wie, że je lubi i wystarcza to jemu całkowicie. Snob musi wiedzieć dlaczego je lubi. Jakiego ono jest rocznika, z jakiej winnicy, z jakich winogron. Musi znać rodowód swoich psów i koni. Używać mieczy, których stal hartowano w górskiej wodzie. Słuchać muzykantów i jednocześnie wiedzieć skąd pochodziły ich prababki. Koniecznie powinien też rozpoznawać gatunki drewna składające się na co sławniejszą lutnie. Takim rodzajem człowieka, podobnie jak większość wyższych, był Senator Elmu Colder.
-Daliśmy tym szczurom cztery jedynki na listach, a oni co? Gdzie jest ten milion? I jeszcze te pomysły, żeby wpisać Niskich w kartę swobód!
-W Isztamie i tak dostanę się ja. Bądź spokojny. Sojusz Pracy ma tam w końcu tylko dwóch członków Asa Souda i jego flagę.
-Wolałbym, żeby to pan startował z pierwszego miejsca na liście.
-Ależ ja jestem jedynką – powiedział wstając zza biurka Elmu – przede mną jest tylko zero. A teraz słuchaj. Wszystkie znaki na niebie i ziemi, a co najważniejsze też i te w raportach, nie pozwalają mi przestać myśleć o tym, co szykuje na nas Arwam. Na drugim brzegu już czeka dwadzieścia sotni. Rój odwiedzi Kebir na jesień, poswawoli sobie i z pierwszym śniegiem wymknie się nam na drugi brzeg Hadut. I tutaj pojawia się zadanie dla Souda.
Colder wwiercający się do tej pory wzrokiem w sufit, teraz zwrócił się ku mapie Kebiru wymalowanej na ścianie. Swoją wyzłoconą szeregiem sygnetów i pierścieni dłonią wskazał na graniczne miasto Isztam. Nie odwracając się podjął dalej:
-Pojedziesz na południe i zaczniesz płomiennie upewniać Souda w jego miłości do Niskich. Macie odwiedzić każdą knajpę, każdą spelunę i każdy burdel w podgrodziu i płomiennie zapewniać o wielkiej miłości Sojuszu Pracy dla tego społecznego syfilisu. Wiesz, prawa polityczne, socjal i inne prezenty. Nie zapomnij wspomnieć jak bardzo niedobry jest dla nich obecny senat.
-Będziemy podburzać podgrodzie? Jak ja mam do niego w ogóle dotrzeć?
Elmu przeniósł uwagę z mapy na jeden z zapieczętowanych listów wypełniających szufladę. Pochylił się nad nią i nie spoglądając nawet na partyjnego towarzysza, rzucił kopertą w jego stronę.
-W Isztamie na podgrodziu znajdziesz pewien wyborny lokal. Speluna zwie się „Iskierka”. Oddasz to przy szynkwasie. Reszty dowiesz się na miejscu. Staraj się nic o sobie nie mówić. Powiedz tylko, że reprezentujesz wpływowych ludzi ze stolicy. W sumie sam list im wystarczy. Nie powinni o nic pytać. A to – w tym momencie na stole wylądował lniany woreczek, wydając miły dla ucha dźwięk – to mój drogi jest zaliczka.
Chłopak spojrzał do środka, co wywołało u niego widoczną, choć stonowaną radość
-Swoją drogą masz ciekawy początek w partii kolego. Jak tego nie spieprzysz, to daleko zajdziesz. I na Bogów, kup sobie jakiś wams, bo tą bekieszą na nikim już wrażenia nie zrobisz.
AAASenator Colder miał zwyczaj na posiedzeniach komisji obrony po prostu odpoczywać. Rozsiadał się wygodnie w szerokim, skórzanym fotelu i z przekonaniem o deficycie sensu w odbywanych na sali dyskusjach, poprzestawał tylko na funkcji słuchacza. W komisji niemożliwością było przeforsowanie jakichkolwiek postulatów. Nie przy takim jej składzie. Co się tyczyło raportów, to nie interesowały go one. Dwadzieścia lat w handlu zapewniło mu na tyle kontaktów, że mógł poruszać się w każdym temacie, bez pomocy republikańskiego wywiadu. Stare znajomości zachęcane senatorską monetą, były skuteczniejsze. Skuteczniejsze, bo prywatne. Elmu Colder traktował więc te spotkania jako przykry obowiązek. Niestety minęły już czasy, kiedy można było wpisywać się za kolegów, a dory i tak wpadały do mieszka. Po aferze Wyrina całemu senatowi patrzano na ręce. Co gorsza, nawet senatorzy zapomnieli o miłej zawodowej solidarności, zajmując się z lubością hakami i tropieniem kolejnych Wyrinów. Niektórym na tyle źle odbiło się to na zdrowiu, że zamiast rozmawiać w komnatach, chadzali z lobbystami po cmentarzach. Elmu obserwował cały ten proceder z rozbawieniem. Jego to nie dotyczyło. Miał na tyle dorów w rozmaitych bankach, że mógł sobie pozwolić na obojętność wobec cmentarnych ofert. Co więcej gwarantowały mu one kompletną nietykalność. Elmu Colder był więc definicją zobojętnienia, na wszystko co frapowało jego kolegów po fachu. Natomiast nie było mu obojętne przerywanie odpoczynku. Mówiąc delikatnie elegancko, denerwowało go to.
-A co o tej sprawie sądzi Kebirska Zjednoczona Partia Cechów?
-Gdyby przewodniczący był spostrzegawczy, zauważyłby, że mam tę sprawę głęboko w dupie.
Reakcja sali była bardzo po myśli Elmu. Kilku senatorów uśmiechnęło się, a reszta zwyczajnie udała, że nic się nie stało. Trudny charakter pytanego był powszechnie znany. Wszyscy zarzucali mu kiedyś chamstwo godne niskiego, ale generalnie nikt już nie zwracał na nie szczególnej uwagi.
-Dziękuję państwu. Posiedzenie komisji uważam za skończone, zapraszam za tydzień. Ty Colder pozwól na chwilę.
Przywołany senator z nieukrywaną beznamiętnością podszedł do przewodniczącego. Siadając postarał się, żeby biło od niego mieszanką irytacji i lekceważenia.
-Wiesz o tym dobrze, że za takie numery wyleciałeś z prezydium.
-Nie wyleciałem. Zrezygnowałem.
-I tak byś wyleciał.
-Wyrzuciłbyś mnie?
Przewodniczący komisji przywdziewając minę kota, któremu zabrano kuwetę, po czym zaczął przerzucać leżącymi przed nim dokumentami.
-Masz, czytaj.
-Znam to.
-Skąd? To jest świeże. Zresztą nieważne. Mamy sporą dziurę w finansach. Będzie problem z żołdami w przyszłym kwartale. Banki chcą spłaty kredytów zaciągniętych na ziemię dla oficerów.
-Zachciało wam się ambitnych programów. Słuchaj Naba, trzeba było jabłka rozdawać i ładnie się uśmiechać. - mówiąc to, senator nie omieszkał zaprezentować wspomnianego grymasu - Ale do rzeczy. Co mnie do tego wszystkiego?
-Masz poparcie w cechach. Można by na kowalach zarobić. Po zeszłych żniwach skupiliśmy interwencyjnie od szlachty masy zboża. Jest tego multum i nikt nie chce kupować. Jak by im tak zamiast w pieniądzach...
-Dać im owies? Potem jeszcze sami się podkują i zaczną waszą wielmożność wozić wierzchem. Prawdę mówiąc nawet mi to na rękę, że macie kłopoty.
Przewodniczący Naba starał się nie dawać po sobie niczego poznać, ale patrząc na niego, miało się wrażenie, że zaraz zje sobie zęby ze złości. Żeby się uspokoić musiał wstać i przejść się do okna i z powrotem. Już nie usiadł. Zainspirowany krótką wycieczką, powiedział spokojnie:
-Kiedyś załatwialiście wszystkie problemy defenestracją. Dlaczego my tak nie możemy zrobić? Oświecisz mnie i tym razem?
-Uroki demokracji Naba, uroki demokracji.
2
Rozmowa dowcipem się skrzy, kieby te gwiazdy na niebie nad opadłą w korycie rzeką, ino nie pojmuję, co w tym grajdole pełnym jajec, srak i jap, robi "waginosceptyk" i "pedał".Nazz pisze:-Na twoim miejscu bym tak nie ryzykował. Może niepotrzebnie się martwisz tym wszystkim. Bieganie z nami po lesie to nie jest też taki łatwy kawałek chleba, już nie wspominając, że i w srake można zgarnąć. Żal mi tych twoich dzieciaków.
Obydwoje spojrzeli na leżących pod burta wyrostków.
-Bator skończył szesnaście lat. Wzięli by go na stepy, mówiłem ci już. Wojaczka to nie dla niego i nie jego interes. Zwłaszcza, że ten kiep Arwam już myśli o nowej wojnie z Kebirem. Mało jego ojciec po łbie przyjął od wyższych? Tutaj przynajmniej będę miał na nich oko.
-Żeby tylko ci go nie wydłubano Fawirku.
-To, że tobie jaja wydłubali nie znaczy, że mam ja mieć coś wydłubane braciszku.
-Jaja to mam na swoim miejscu.
-Taak, po prostu jesteś waginosceptykiem. - Fawir popatrzył się na brata tryumfującym i jednocześnie szukającym zaczepki wzrokiem.
-Już wolę jak nazywasz mnie bardziej dosadnie. Mam wtedy więcej powodu, żeby sprać ci tą niewydarzoną japę.
-Mam taką samą japę jak ty. Pomyśleć, że przez dziewięć księżyców pływałem w jednej torbie z ciotą.
Wymiana uprzejmości powoli stawała się coraz głośniejsza i niechybnie, gdyby im nie przerwano, braterskie komplementy obudziłyby całą łódź.
-Wujku pedale?
Po przeczytaniu większej partii tekstu doszłam do wniosku, żeś Waść uczynił ów zamęt pewnikiem specjalnie, jednakowoż uwagę moję zostawiam.
Pozdrawiam.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf
3
Powtarzasz ten zwrot.Nazz pisze:To, że te nadęte śmiecie z Kebiru nazywają siebie wysokimi, nie czyni nikogo niskim. To tylko czyni z nich nadętych śmieci.
Szyk: - spytał Fawir, siadając obok z kobzą.-Bez tego chyba ani rusz? - spytał, siadając obok Fawir z kobzą.
Mamy scenę na łódce, potem nie wiadomo skąd pojawia się fragment rozważający pojęcie "Snob" i przeskakujemy do dialogu, w którym nie wiadomo kto z kim o czym mówi.Nazz pisze:Wszyscy, co przejdą i będą patrzeć,
AAAWitaj piękna! Witaj piękna! Witaj piękna, witaj!
AAAWszyscy, co przejdą i będą patrzeć,
AAAPowiedzą: "Jaki piękny dąb!"
AAAPowiedzą: "Jaki piękny dąb!"
AAASnobi mają tą charakterystyczną cechę, że nigdy nie lubią czegoś, bez dostatecznego powodu. /.../ Takim rodzajem człowieka, podobnie jak większość wyższych, był Senator Elmu Colder.
-Daliśmy tym szczurom cztery jedynki na listach, a oni co? Gdzie jest ten milion? I jeszcze te pomysły, żeby wpisać Niskich w kartę swobód!
-W Isztamie i tak dostanę się ja. Bądź spokojny. Sojusz Pracy ma tam w końcu tylko dwóch członków Asa Souda i jego flagę.
Ja się zgubiłam.
Polityka, socjal, prawo polityczne, itp, itd. Rozumiem, mamy intrygę, bo ktoś chce się wybić, zasiąść na najwyższym stołku i potrzeba mu trochę zamieszania/poparcia. To jest jasne. Dziwi mnie coś całkiem innego. W świeci gdzie monety nosi się w lnianych sakiewkach, ubiera wamsy, mówi się jednocześnie o socjalu, prawach politycznych i demokracji?Nazz pisze:Macie odwiedzić każdą knajpę, każdą spelunę i każdy burdel w podgrodziu i płomiennie zapewniać o wielkiej miłości Sojuszu Pracy dla tego społecznego syfilisu. Wiesz, prawa polityczne, socjal i inne prezenty. Nie zapomnij wspomnieć jak bardzo niedobry jest dla nich obecny senat.
Czy to ten czas, te zwyczaje?
Jednakowoż, zawsze mówię, że to twoja bajka, więc wiesz lepiej. Tak tylko się mi nasunęło.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf
4
Błędów trochę jest, ale mimo wszystko źle się nie czytało. Używasz czasem słów w błędnym znaczeniu, tworzysz dziwne konstrukcje, ale da się to jakoś przejść. Najbardziej chyba raziła mnie pewna niespójność kreacji świata przedstawionego. Ale o tym za chwilę. Najpierw łapanka:
tutaj raczej powinieneś był napisać "robiła wrażenie"
Poza tym... Takie zdanie bez żadnego znaczenia tak właściwie. Niby jakaś myśl ma w tym być, a jakby nie było.
Jak dla mnie to całe dumanie o snobach wymuszone i bez większego sensu.
Kreacja senatora i sceny z nim związane ogólnie najbardziej przypadły mi do gustu. To preludium z tymi facetami na łodzi i piosenką (nawiasem mówiąc, chyba tekstowi wyszłoby na zdrowie, gdybyś ją zaznaczył w narracji, a nie cytował), ani klimatu nie dodaje, ani specjalnie uwagi nie przyciąga. Dwóch facetów przezywających się od pedałów, to nie jest na tyle mocny punkt, żeby przyciągać uwagę na otwarcie.
Podobnie jak dorapa miałam pewien rozdźwięk pomiędzy tym, o czym gadają bohaterowie, a tym, jak wygląda ich świat. Jeszcze w otoczeniu senatora mogłam to jakoś sobie wyobrazić, chociaż dopiero pod koniec sceny, jak już zaczęłam wchodzić w świat. Wcześniej raziło. Jeżeli masz na to pomysł, to ok, ale musisz uważać z kreacją świata. Już chociażby to jak działają w tym świecie kredyty, pieniądze, jak już chcesz o tym pisać itd.
Pozdrawiam,
Ada
osiadanie to nie jest obniżanie się poziomu wody w rzeceNazz pisze:Rzeka po suchych miesiącach choć osiadła nisko
sprawia się jakieś konkretne wrażenieNazz pisze:sprawiała wrażenie swoim ogromem
tutaj raczej powinieneś był napisać "robiła wrażenie"
pogrubione do wywaleniaNazz pisze:odporne na czekającą ich wilgoć płaszcze
może "pilnujących steru"?Nazz pisze:Dwóch mężczyzn pilnując steru, od czasu do czasu zamieniało ze sobą po kilka słów.
Jak dwóch mężczyzn, to "obydwaj"Nazz pisze:Obydwoje spojrzeli na leżących pod burta wyrostków.
wzięlibyNazz pisze:Wzięli by
to słownictwo tak pasuje do nakreślonego przez Ciebie klimatu, jak pięść do nosa.Nazz pisze:waginosceptykiem.
Uśmiechnąć się za pomocą zębów? Akrobata jakiś?Nazz pisze:Fawir uśmiechnął się za pomocą wszystkich zębów
to "kołysząc melodię" jakoś do mnie nie przemawia. Niekoniecznie błąd.Nazz pisze: Z początku gwałtownie i mocno, by po chwili drgać łagodnie, kołysząc melodię, kołysząc łódź
"tę"Nazz pisze:Snobi mają tą charakterystyczną cechę, że nigdy nie lubią czegoś, bez dostatecznego powodu.
Poza tym... Takie zdanie bez żadnego znaczenia tak właściwie. Niby jakaś myśl ma w tym być, a jakby nie było.
Jak dla mnie to całe dumanie o snobach wymuszone i bez większego sensu.
"miał w zwyczaju" albo "zwykł"Nazz pisze:Senator Colder miał zwyczaj na posiedzeniach komisji obrony po prostu odpoczywać.
trochę to koślaweNazz pisze:Niektórym na tyle źle odbiło się to na zdrowiu
nie wiem, jak wygląda nieukrywana beznamiętność? czym się różni od ukrywanej?Nazz pisze:z nieukrywaną beznamiętnością
Kreacja senatora i sceny z nim związane ogólnie najbardziej przypadły mi do gustu. To preludium z tymi facetami na łodzi i piosenką (nawiasem mówiąc, chyba tekstowi wyszłoby na zdrowie, gdybyś ją zaznaczył w narracji, a nie cytował), ani klimatu nie dodaje, ani specjalnie uwagi nie przyciąga. Dwóch facetów przezywających się od pedałów, to nie jest na tyle mocny punkt, żeby przyciągać uwagę na otwarcie.
Podobnie jak dorapa miałam pewien rozdźwięk pomiędzy tym, o czym gadają bohaterowie, a tym, jak wygląda ich świat. Jeszcze w otoczeniu senatora mogłam to jakoś sobie wyobrazić, chociaż dopiero pod koniec sceny, jak już zaczęłam wchodzić w świat. Wcześniej raziło. Jeżeli masz na to pomysł, to ok, ale musisz uważać z kreacją świata. Już chociażby to jak działają w tym świecie kredyty, pieniądze, jak już chcesz o tym pisać itd.
Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"