Niewiedza jest błogosławieństwem

1
Witam!
Jeśli można, to proszę o dokładną i ostrą weryfikację, choć i mniejszymi nie pogardzę, jak kto czasu na moje grafomany nie ma.
Cóż to jest, toto poniżej? A bo ja wiem. Jestem tylko autorem. Wy mi powiedzcie.

Niewiedza jest błogosławieństwem
WWWWyskoczenie zza rogu było fatalnym pomysłem. Na coś równie głupiego mógł wpaść tylko niedoświadczony żołnierz, któremu niewiele zostało do stracenia. Kilka kul świsnęło za plecami szeregowego, następne wznieciły fontanny pyłu z betonowej bariery za którą wylądował. Sytuacja nie napawała optymizmem. Powrót za budynek, gdzie jeszcze przed chwilą się ukrywał, był ideą równie samobójczą, jak bieg za resztki muru po drugiej stronie ulicy. Gdyby się tam dostał, mógłby wśród ruin miasta znaleźć bezpieczną drogę odwrotu. Ulica stanowiła linię graniczną. Z jednej strony mógł tylko czekać, aż wrogowie go osaczą, z drugiej czekało ocalenie. Przekroczenie ulicy było pomysłem rozsądnym. Jedynym, dającym jakiekolwiek nadzieje. Pozwolenie, by wróg przyszpilił go do ziemi za barierką postawioną na środku ulicy, nie rokowało żadnych. Postój na odprawę celną w jego przypadku nie wchodził w grę – był równie fatalny, co bierność po niewłaściwej stronie granicy.
WWW- To nie było zbyt mądre, co? – Cywil odziany w dżinsowe spodnie i stylizowaną na zielone moro bluzę z kapturem zdawał się dobrze bawić. – Zamierzasz tu leżeć do kolacji? Mogę ci zagwarantować, że jej nie dożyjesz. Zresztą, tutejsza kuchnia jest okropna.
WWWSzeregowy spojrzał w górę na młodego mężczyznę. Ten stał spokojnie, jedną nogą opierając się o barierkę i beztrosko spoglądając w kierunku, z którego strzelano. Skądkolwiek się tutaj wziął, wyraźnie szukał śmierci.
WWW- Padnij, debilu, bo zaraz cię odstrzelą! – Krzyknął Bob – Zwariowałeś?
WWW- Bynajmniej – odparł cywil, nie ruszając się z miejsca – a słyszysz jakieś strzały?
WWW- Czekają aż się wychylę. Reszta tych skurwieli otacza ruiny i zaraz nas dopadną. Jesteśmy w potrzasku.
WWW- Ty jesteś – odpowiedział młody mężczyzna – Do mnie nie strzelają. Chyba mnie lubią. A może to dzięki bluzie. Zielone moro widać zdaje egzamin nawet w otoczeniu miejskim.
WWW- Co ty pieprzysz? Czemu mieliby do ciebie nie strzelać? Czemu, do cholery, nie strzelają? – No właśnie, przeszło mu przez myśl, dlaczego nikt nie strzela do tego palanta? – Zabijają każdego Amerykanina, jakiego widzą. Zawsze tak robią. Padnij.
WWW- Jestem Europejczykiem, to pewnie dlatego. Myślisz, że zauważyli? A może skończyła im się amunicja? A może mama zawołała ich na obiad i sobie poszli?
WWWBob nie byłby człowiekiem, gdyby po tych słowach nie postanowił wyjrzeć zza betonowego murku. Jedynym rozsądnym wyjaśnieniem, dla którego cywil jeszcze żył, był brak strzelców gotowych go poszatkować. Schował głowę momentalnie. Grad pocisków zasypał barierkę, inne pomknęły ponad głową żołnierza. Cywil nawet nie drgnął, otrzepał tylko bluzę z betonowego pyłu jakim została sprószona.
WWW- O, szybko zjedli. – Powiedział.
WWW- Nie wiem, kim do diabła jesteś, ale jeśli…
WWW- Dobra, dobra, nie ty jesteś tu w sytuacji pozwalającej na komfortowe rzucanie gróźb, Bobby. A ten pistolet lepiej odłóż i bierz karabin, zaraz tutaj będą ich kumple. Mokrymi nabojami nie postrzelasz.
WWWŻołnierz chciał coś powiedzieć. Coś banalnego, w stylu „skąd znasz moje imię”, ale dał spokój. Mokrymi nabojami? Gdzie niby miałyby się zmoczyć na tej przeklętej pustyni? Zresztą, mógłby przepłynąć kanał La Manche z magazynkiem w zębach, a i tak można by go od razu załadować i użyć. To nowoczesny sprzęt, a nie jakiś złom.
WWW- Nie patrz tak głupio, proch jest mokry, nie będzie pif-paf, będzie klik-klak. Zupełnie jak w dymkach. Czytujesz komiksy? Tak myślałem… Nie wierzysz, to sprawdź. Nie mój tyłek zaraz odstrzelą, więc co ja się będę przejmował... – Ten gość był dziwny. Skąd się tutaj wziął? Leżał od początku z drugiej strony barierki, a teraz sobie wstał i zaczął zabawę w nieśmiertelnego? Nie pasował tu. Jego obecność była równie bezsensowna, jak cała ta sytuacja. Ale facet stojący na otwartej strzelnicy obok tarczy, ze swobodą polityka łżącego do kamery, musi wiedzieć, co mówi. Sprawdzić nie zaszkodzi. Bob wysunął zza barierki uzbrojoną dłoń, oddał kilka strzałów na oślep, po czym cofnął się, nim kolejna fala pocisków uczyniła z niego mańkuta. Rzeczywiście, nie było pif-paf. Nie po tej stronie barykady.
WWW- Jak, do kurwy nędzy… - Bob wyjął magazynek. Był mokry. Woda nie mogła w żaden sposób dostać się do prochu, ale nie mogła również dostać się do kabury. Nie było żadnego sposobu, w jaki mogłaby dostać się do nabojów. A jednak tam była.
WWW- Nie jęcz, tylko bierz karabin. I daj mi pistolet. Co masz do stracenia? Ich jest szesnastu, ty zostałeś sam. No, szeregowy, męska decyzja.
WWWŻołnierz rzucił pistolet i złapał za karabin. Co miał do stracenia? Gdy się ruszył, spod hełmu wysunęło się przepocone zdjęcie młodej kobiety. Szeregowy złapał je i spojrzał, w błękitne oczy Rebeki. Być może ostatni raz. Stojący mężczyzna podniósł w tym czasie pistolet, po czym złapał go tak amatorsko, że litość brała. Wycelował gdzieś w bok i zaczął przymierzać broń, przymykając raz jedno oko, raz drugie. Totalny laik.
WWW- Daj spokój, zdjęcie dziewczyny pojawiające się w takiej chwili? Co to ma być, romansidło? Oklepane i ckliwe do obrzydzenia. Jeszcze łzy w oczętach i gotowy na umieranie? Czy pominiemy tę scenę i przejdziemy do opisu heroicznej śmierci wśród krwi, flaków, kawałków mózgu i ostatnich słów pełnych patosu godnego pierścieni wrzucanych do wulkanów?
WWW- Człowieku, o co ci chodzi? – Łzy faktycznie pojawiły się w oczach żołnierza. Cywil tego nie chciał, a mimo to rzecz się zdarzyła. Jak? Wciąż bawiąc się pistoletem zamknął po raz wtóry lewe oko, otwierając jednocześnie prawe. Pociągnął za spust. Pistolet wystrzelił. Człowiek z turbanem na głowie osunął się na ziemię.
WWW- Ma się ten refleks, co? – Powiedział cywil. Wciąż stał na otwartym terenie i wciąż nikt nie otworzył do niego ognia. Szeregowiec milczał. Cisza trwała jakiś czas i obaj mężczyźni wiedzieli, że są otoczeni. Wrogowie mogli rzucić się na nich w każdej chwili. W końcu ten w bluzie się zniecierpliwił.
WWW- Nudny jesteś. – Stwierdził. – To wszystko jest nudne. Zbyt łatwe i przewidywalne. Czterech zbliża się alejkami, dwójka czai się po drugiej stronie budynku, zza którego tutaj wyskoczyłeś, a kolejna czwórka po przeciwnej stronie ulicy, tam, gdzie leży tamten. Jeden wlazł na drugie piętro budynku przed nami. Ma granaty. Będzie wesoło, ale nie wychylaj się, bo na strzelnicy zostało jeszcze pięciu i tylko na to czeka. Mógłbym wszystkich wystrzelać gołym palcem w ciągu sekundy, ale po co? Dla ciebie i tak jest za późno, przyjacielu.
WWWBob wciąż milczał. Kiedy podnosił zdjęcie ukochanej, spostrzegł ciało amerykańskiego żołnierza, leżące kilka stóp za nim. Spod hełmu martwego szeregowca wystawał róg zdjęcia. Zdjęcia, które trzymał w palcach. Już rozumiał.
WWW- Ja nie żyję. Jesteś aniołem śmierci, tak? – Zapytał. W jego głosie było zaskakująco dużo spokoju.
WWW- Nie do końca – odpowiedział mu cywil. – Gdybyś nie żył, nie strzelali by do ciebie, prawda? A zarazem tak, jestem czymś w rodzaju anioła śmierci i tak, ty już umarłeś. Jednocześnie w tej chwili jesteś równie żywy, jak zawsze byłeś. Przykro mi, Bob, ale ty nigdy nie istniałeś. Tak jak to miejsce. Znasz nazwę tego miasta? Pamiętasz imiona kolegów z oddziału, którzy zginęli dzisiaj, zostawiając cię samego? Pamiętasz, jak zginęli? Byłeś tam. Pomyśl, pamiętasz?
WWWPonownie cisza przerwała na chwilę rozmowy. Bob zamyślił się. Była odprawa, przylecieli tu helikopterem, ale co to za miejsce? A oddział? Jego kumple zginęli, ale jak to się stało? Ilu ich w ogóle było?
WWW- Ja… Nie pamiętam – wydukał wreszcie.
WWW- Bo to nieistotne. – Odparł cywil – Zupełnie nieważny element tej historii. Tak jak i ty jesteś dla mnie nieistotny. Bohater jednej opowieści. Krótkiej i miałkiej. Gdyby była poważna, ustaliłbym te fakty, opisał je, choćby zdawkowo. Jesteś fikcyjną postacią mojego opowiadania. Zupełnie jak ja. To zabawne, nie sądzisz? Ja, prawdziwa osoba, jestem zarazem postacią fikcyjną. Ale z tobą nie porozmawiam. Nie jesteś rozmowny. Znam cię. Nie można na ciebie liczyć. I dlatego staniesz się bohaterem jednej opowieści.
WWW- Dlaczego strzelali? – zapytał Bob. – Dlaczego zatem do mnie strzelali, skoro zginąłem od jednej z kul gdy wyskoczyłem zza rogu?
WWWAutor zamyślił się. Znał wcześniej odpowiedź. Spodziewał się tego pytania i wiedział, że padnie. Ale w tym miejscu po prostu wypadało się zamyślić.
WWW- Oj, Bobby, psujesz mi się. To pytanie w twoich ustach zakłuje czytelnika. Ty byś go nie zadał. Dlaczego? Aby opowiadanie było dłuższe. Nie usatysfakcjonowany? Tak myślałem. Daj, pomogę ci. Spójrz. Spodoba ci się ten widok. Wymyśliłem go dwie linijki temu. No, dalej, uśmiechnij się do ukrytej kamery.
WWWMężczyzna w bluzie pochylił się i pomógł odwrócić głowę żołnierzowi. Ten był już tak słaby, że nie mógł uczynić żadnego ruchu. Jego ciało zdawało się zanikać. Kamery nie było.
WWW- Widzisz? W oknie. Teraz. Są za tobą. Wsparcie. Spieprzyłeś, Bobby. Spieprzyłeś tak bardzo, że mi cię żal. Sięgnij pamięcią wstecz, przyjacielu.
WWWŻołnierz nie mógł oprzeć się sugestii. Powędrował myślami do czasu, którego przed kilkudziesięcioma sekundami nie pamiętał. Teraz pewne fakty się wyłoniły z mgły. To Autor. Wymyśla to wszystko na bieżąco? A gdzie konspekt, gdzie plan? Świat się zmienia…
WWWByło ich sześciu. Wpadli w zasadzkę, zostali zmuszeni do wycofania się. Jeden po drugim padali od kul, aż do miejsca, w którym ostatni członek Bravo-2 stracił życie. Jak on to nazwał? „Zdawkowy opis”? Zobaczył coś jeszcze. Był słaby, czuł, że niemal przestał istnieć w tym świecie. Ale zobaczył coś. I to sprawiło, że mimo słabości, jęknął.
WWW- Dlaczego? – zapytał, zalewając się łzami – Dlaczego mi to robisz? Przecież nie istnieję. Nie możesz pozwolić mi po prostu umrzeć? Dlaczego się nade mną znęcasz?
WWW- Zostawiłeś go, Bobby – powiedział Autor z wyrzutem. – Zostawiłeś przyjaciela na śmierć. Obaj wiemy, że nie miałeś pewności, czy jest martwy. Ale strach cię obleciał i uciekłeś. Wtedy ścigało was tylko trzech, nieopodal był budynek, widzisz go? Odpowiadaj. Zamknij oczy i powiedz; widzisz go?
WWW- Tak! – Krzyknął Bob. Jednak krzyk ten był słyszalny w tym świecie zaledwie jako szept.
WWW- Mogliście się tam zabarykadować. Mogłeś go wciągnąć na piętro i grać na czas. Mieliście radio, granaty, race. Twój przyjaciel zdołał wezwać wsparcie Bravo-1. To oni są teraz za tobą. Zdążyliby. To do nich, nie do ciebie strzelali terroryści. Mogłeś ocalić was obu.
WWW- Dlaczego? – Powtórzył żołnierz. – Dlaczego nie pozwolisz mi po prostu…
WWW- Bo naszła mnie taka sadystyczna myśl – Odparł autor. – Bo taki mam kaprys. Mogłeś po prostu odejść i tak miało być. Ale zadałem sobie pytanie… co by tego wynikło? Spokój twojej duszy? Ty nie istniejesz. Ja nie mam mocy sprawczej, nie potrafię tworzyć światów. Mogę tylko powoływać je do istnienia. Ale one nigdy nie wsłuchują się w to powołanie. Pozostają w sferze imaginacji. Nie mam wyrzutów sumienia, gdy zadaję ci ból. Zabiłem dzisiaj człowieka. Widziałeś moją reakcję? Jesteś taki jak on. Zająłeś mi więcej słów, ale jesteś taki sam. Mogłem opisać historię z jego punktu widzenia. Ktoś współczułby jemu. Gdyby tak było, gdyby czytelnik mu współczuł... To byłoby ciekawe, nieprawdaż? Ja nie mam skrupułów. Ja mam cel. Trupy mnie nie interesują. Trupy nie są celem, są tylko drogą. Wierzę, że w tym świecie każda droga ma usprawiedliwienie.
WWW- I co z tego… - Żołnierz znikał. Zmysły powoli przestawały rejestrować przejawy jego istnienia.
WWW- Głośniej! – Autor nachylił się nad duchem żołnierza. Był już prawie zupełnie przezroczysty.
WWW- …co z tego…?
WWW- Nie słyszę.
WWWBob zniknął. Cywil nigdy nie usłyszał ostatniego słowa. Nie musiał.
WWW- Co z tego wynika? – Powtórzył pełnym zdaniem. – A skąd ja mogę to wiedzieć?

WWWJestem tylko autorem.

WWWSkład Bravo-1 sprawnie poruszał się naprzód. Snajper zdjął dwóch spośród pięciu terrorystów na końcu drogi. Pozostała trójka rozpierzchła się po bocznych uliczkach. Oddział ruszył powoli. Terroryści czekali na pozycjach. Czterech ustawiło się w bocznych alejkach, dwójka zaczaiła się po drugiej stronie budynku, zza którego Bob wykonał ostatni skok swego życia, a kolejna czwórka po przeciwnej stronie ulicy, tam, gdzie leżało ciało człowieka zabitego przez cywila. Jeden siedział na drugim piętro budynku przed nimi. Miał granaty.
WWWMiało być wesoło.
WWWOddział Bravo-1 ostrożnie postępował naprzód. Wprost w zasadzkę. Nigdy nie było mu dane minąć betonowej barierki przy której leżało ciało amerykańskiego żołnierza. Nigdy nie było mu dane dotrzeć do budynku, w którym ów żołnierz teoretycznie mógłby grać na czas w oczekiwaniu na pomoc, gdyby nie zostawił rannego przyjaciela. Nikt spośród szesnastu amerykańskich żołnierzy nie mógł w żaden sposób ujść z życiem z tej operacji.
WWWAle Bobby o tym nie wiedział. Błąkał się w nicości, rozpamiętując ostatnie chwile swego życia. I co z tego wynika?

2
Wyłapane w trakcie czytania:
Zorann pisze:Bob wyjął magazynek. Był mokry. Woda nie mogła w żaden sposób dostać się do prochu, ale nie mogła również dostać się do kabury. Nie było żadnego sposobu, w jaki mogłaby dostać się do nabojów. A jednak tam była.
coś u za dużo tego "dostawania się"
Zorann pisze:Jeden siedział na drugim piętro budynku przed nimi.
na drugim piętrze

ponadto źle konstruujesz dialogi, a dokładnie jest zła interpunkcja. Gdzieś na forum jest temat temu poświęcony, tam jest jasno wyjaśnione co i jak. Ogólnie chodzi o to, że gdy po myślinku jest słowo odpowiadające czynności mówienia (powiedział, rzekł, odparł), to nie zaczynamy tego z dużej litery.
Zorann pisze:- Bo to nieistotne. – Odparł cywil
Tutaj na przykład powinno być "odparł".

Ta zasada obowiązuje także w przypadku, gdy wypowiadana kwestia kończy się ! lub ?
Zorann pisze:- Padnij, debilu, bo zaraz cię odstrzelą! – Krzyknął Bob
tutaj również "krzyknął z małej"

To takie błędy które rzuciły mi się w oczy, nie było tego raczej dużo. Ogólnie tekst czytało się gładko i bez większych zgrzytów, co z pewnością można zapisać na spory plus. Dobrze budujesz akcję i wszelkie jej zwroty, odpowiednio utrzymany jest klimat. Podobała mi się również surrealistyczna atmosfera tego opowiadania (jeśli tak to można sformuować).

Z jednym tylko bym polemizowała
Zorann pisze:Ale Bobby o tym nie wiedział. Błąkał się w nicości, rozpamiętując ostatnie chwile swego życia
Jeśli był tylko wytworem umysłu autora, to kiedy ten przestał o nim myśleć, Bobby zniknął. Nie może więc czegokolwiek rozpamiętywać, bo nie istnieje.

Podsumowując, bardzo mi się podobało :D
Szczęście nie jest zarezerwowane dla wybranych.

3
Dziękuję za weryfikację i proszę o więcej :)

Masz rację niemal we wszystkim co mi zarzuciłaś - co mnie bardzo cieszy, bo będzie z tego nauka na przyszłość. Zwłaszcza tematu o interpunkcji dialogów poszukam - wstyd przyznać, ale robię ją intuicyjnie...
Miko pisze:Z jednym tylko bym polemizowała
Zorann pisze:Ale Bobby o tym nie wiedział. Błąkał się w nicości, rozpamiętując ostatnie chwile swego życia
Jeśli był tylko wytworem umysłu autora, to kiedy ten przestał o nim myśleć, Bobby zniknął. Nie może więc czegokolwiek rozpamiętywać, bo nie istnieje.
Tutaj jest owo "niemal". Polemika może być ciekawa, bo zahacza o filozofię.
Wszak dopóki opowiadanie jest pisane, Autor myśli o bohaterze, zwłaszcza, jeśli pisze zdanie o nim traktujące, prawda? Zatem "nicość", będąca jakby trzecim wymiarem (rzeczywistość opowiadania; "płaszczyzna", w której Autor wchodzi w opowiadanie; wreszcie nicość, w którą odszedł Bobby), też należy do świata wyimaginowanego.
Dziękuję za zwrócenie uwagi na to, niemniej jednak w tym miejscu póki co obstaję przy swoim ;)
Miko pisze:Podsumowując, bardzo mi się podobało :D
Dziękuję pięknie, aczkolwiek proszę mi takich rzeczy nie pisać za dużo, bo od pochwał człowiek skłonny zacząć myśleć, że pisze dobrze ;)

4
mógł tylko czekać, aż wrogowie go osaczą, z drugiej czekało ocalenie
Aj, tak się starałem i znalazłem tylko jeden błąd typu powtórzenie:P
Tekst jest dobry ale brakowało mi opisu przeżyć wewnętrznych Boba. Ogólnie git, majonez i bułka z serem:)

5
Powrót za budynek, gdzie jeszcze przed chwilą się ukrywał, był ideą równie samobójczą, jak bieg za resztki muru po drugiej stronie ulicy. Gdyby się tam dostał, mógłby wśród ruin miasta znaleźć bezpieczną drogę odwrotu. Ulica stanowiła linię graniczną. Z jednej strony mógł tylko czekać, aż wrogowie go osaczą, z drugiej czekało ocalenie. Przekroczenie ulicy było pomysłem rozsądnym.
ale jeszcze mamy do dyspozycji: jezdnia (która jest nie tylko terminem inżynieryjnym, ale także może tu posłużyć jako element kartograficzny - czyli owa granica. I każdy wie o co chodzi, a powtórzeń mniej).
Postój na odprawę celną w jego przypadku nie wchodził w grę – był równie fatalny, co bierność po niewłaściwej stronie granicy.
na odprawie celnej
nim kolejna fala pocisków uczyniła z niego mańkuta.
czyli został mańkutem?
uczyniłaby

Piszesz bardzo dobrze. Dwa mankamenty w tekście - jak się uprzesz, że coś powiedział cywil albo żołnierz, to mam wrażenie, że w kółko to piszesz (powiedział żołnierz, zrobił żołnierz, zobaczył żołnierz). Drugi to taki, że technicznie (to bardzo subiektywne) tekst jest ubogi - pistolet to pistolet, nie broń boczna, broń ostatniego ratunku, klamka, boczny gnat (to wojsko jest!), a ta przeklęta ulica to ulica. Mniejsza o to, napisane jest to sprawnie i porządnie przygotowane. Czytało się bardzo dobrze. Niestety, tematyka dla mnie już oklepana, a i nawet gdyby nie, to po prostu mnie takie tematy nie kręcą. Gratuluję wprawnego warsztatu - piszesz lekko, naturalnie. Tak trzymać.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

6
zaqr pisze:
mógł tylko czekać, aż wrogowie go osaczą, z drugiej czekało ocalenie
Aj, tak się starałem i znalazłem tylko jeden błąd typu powtórzenie:P
Tekst jest dobry ale brakowało mi opisu przeżyć wewnętrznych Boba.
Oj, jak widać jest tam znacznie więcej błędów ;)
Z tymi przeżyciami wewnętrznymi to fakt. Uświadomiłeś mi, że zmarnowałem pewne wątki, np. Bob mógł sobie zdać sprawę, że o Rebece wie tylko tyle, że ma tak na imię i jest ładna (no bo jakżeby inaczej). Mógł nawet w przypływie gniewu podrzeć zdjęcie, uświadamiając sobie, że nic nie znaczy.
(...) jak się uprzesz, że coś powiedział cywil albo żołnierz, to mam wrażenie, że w kółko to piszesz (powiedział żołnierz, zrobił żołnierz, zobaczył żołnierz). Drugi to taki, że technicznie (to bardzo subiektywne) tekst jest ubogi - pistolet to pistolet, nie broń boczna, broń ostatniego ratunku, klamka, boczny gnat (to wojsko jest!), a ta przeklęta ulica to ulica.
Fakt. To by znaczyło, że warsztat wcale nie jest taki dobry ;)
W tym miejscu pytanie - spotkałem się z terminem "zasada trzech określeń", czy jakoś tak. Czy to o to chodzi? Żołnierz-szeregowiec-Bob, cywil-mężczyzna-Autor, używane naprzemiennie w odpowiedni sposób sprawiłyby, że wrażenie by zniknęło, czy potrzeba tutaj jeszcze jakichś operacji? A może ta zasada to zupełnie coś innego (nie mogę znaleźć, gdzie o niej przeczytałem, ale z kontekstu wywnioskowałem, że chyba o to chodzi)?
Niestety, tematyka dla mnie już oklepana
Wychodzi moje nieobeznanie w temacie. Myślałem nad tym czas jakiś i nie odkryłem Ameryki (albo inaczej - odkryłem ją, kłopot w tym, że Kolumb zrobił to 500 lat wcześniej). Pytanie tylko, czy istnieje jakakolwiek tematyka, o której nie dałoby się tego powiedzieć?

7
Błędów nie chce mi się szukać - zwłaszcza, że chyba większość tego, co bym mogła wymienić wyhaczyli zapewne Miko z Martim.

Co do zapisu dialogów. Na wery pewnie też o tym było, ale na szybko mogę polecić ten temacik: http://forum.erynie.pl/printview.php?t= ... fd1f1528a5 Chyba takie najczęstsze/najważniejsze rzeczy są tam wyszczególnione.

Tekst jest bardzo sprawny, łatwo się czyta, ale według mnie jest dość ubogi. To znaczy. Warsztat ok, a styl? Stylu trochę nie ma. Jest prosto, zrozumiale i to się chwali. Zwłaszcza na początek, ale spróbuj rozbudować słownictwo. Bo jak się uczepisz jednego słówka (żołnierz, cywil, pistolet), to już się nie odkleisz. Nie sugeruję może randki ze słownikiem synonimów, ale na pewno świadome czytanie. Bo czasem można określić coś ciekawiej opisem - bez używania konkretnego rzeczownika, czy jakiegoś siłowego zastępstwa.

Fabularnie całkiem spoko. To zakończenie z Bobem plątającym się po nicości. Mi tam ta filozoficzna końcówka nie leży, ale co kto lubi. Dla mnie najlepiej by chyba brzmiało ucięcie w miejscu "Jestem tylko autorem". Ale absolutnie tego nie radzę, nie sugeruję! Po prostu sobie głośno myślę o tym tekście i pokazuję swoje spojrzenie na opowiadanko. ;)

Tematyka może i nie wieje nowością (hehe, sama kiedyś takie zmieszanie realności z twórczością popełniłam :P ), ale to ujęcie nawet mi przypadło do gustu. Zachowanie i teksty cywila/autora są dobre. Mają charakterek.

Podsumowując.
Podobało mi się. Masz solidną podstawę, żeby dalej rozwijać swoją twórczość. Nie udziwniasz, nie meczysz, potrafisz wciągnąć czytelnika i złożyć zgrabną fabułę.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”