W pomieszczeniu unosił się delikatny aromat czarnej kawy. Za oknem padał śnieg, w ciszy gromadząc biały puch na parapecie. Zima. Metaliczne poranki, zaciśnięte usta i marznące dłonie. Przemoczone buty, ciężkie ubrania i skrobanie szyb samochodowych. Tak, zdecydowanie, zima to bajka, którą powinno się przespać.
Niezły wstęp, zwłaszcza wyliczenie skojarzeń z zimą.
Proponuję jednak:
- zastąpić “pomieszczenie” czymś bardziej informatywnym
- zastanowić się, czy naprawdę śnieg gromadzi śnieg na parapecie
Ale nie tutaj. Nie w wydziale zabójstw, gdzie każdy brak czujności jest, jak zaśnięcie na ławce w mroźną noc.
Nie jestem pewna, czy braków czujności może być kilka, żeby możba było mówić o “każdym braku czujności”. Na moje skromne oko brak jest jeden. Może być kilka przypadków/momentów, w których ktoś wykazuje się brakiem czujności.
Na domiar złego zbyt daleko idący skrót myślowy zabił Ci porównanie. Zaśnięcie na ławce jest właśnie momentem, w którym ktoś wykazuje się brakiem czujności czy przezorności. Co konkretnie porównujesz do tego zaśnięcia? Porównanie warto budować w ten sposób, że wymieniasz dwie rzeczy, które mają jakąś cechę wspólną, a nie jedną rzecz i jej cechę, którą ta rzecz dzieli z czymś, co masz w głowie, a czego nie przekazałaś czytelnikowi.
Siódma rano. Dokonałam rozeznania w piętrzących się dokumentach. Swoją drogą, to ciekawe, że w latach pięćdziesiątych dwudziestego pierwszego wieku,
Kiedy ostatni raz pomyślałaś “Mój Boże, mamy lata dziesiąte dwudziestego pierwszego wieku, a tu nadal...”
Wiem, że chciałaś w ten sposób przemycić informację o tym, kiedy rozgrywa się akcja, ale dało się to zrobić zgrabniej.
Zresztą z realiami/czasami przedstawionymi w tekście też mam problem. Wrzuciłaś w tekst refleksję o anachronizmie, jakim jest papier oraz dokleiłaś do kilku wyrazów przedrostek holo-. Nie tak się tworzy klimat sci fi. To znaczy uwaga o anachroniczności papieru jak najbardziej jest niezła, ale ginie w bezbarwności świata, w którym poza podmianką Facebooka na Holobooka nie ma absolutnie niczego futurystycznego.
Jednak do tego gruzowiska ludzkich losów dołączają wciąż nowe, pachnące świeżutkim atramentem.
Kolejny fragment, który byłby niezły, gdyby nie ten atrament. Papier jestem w stanie przełknąć, ale już od dawna dokumentów nie wypisuje się atramentem. W drukarkach jest tusz.
Nie zareagował. Zrelaksowany palił papierosa, zabawiając się wystrzeliwaniem z ust dymowych kółek.
Wystrzeliwaniem? To kojarzy się z szybkim ruchem powietrza, a kółka z dymu robi się właśnie dbając, by ten ruch nie był zbyt szybki.
— Nie. Joanna Cieplak złożyła zeznania i wskazała swojego byłego faceta – Jakuba Cedyńskiego.
— Tak. Chłopaki wstępnie pozbierali już materiał. Cedyński twierdzi, że zerwał znajomość z kobietą, bo to wariatka. Sam obecnie jest w nowym związku, a Cieplak go nęka. Próbowała ponoć wpłynąć na jego partnerkę, by z nim zerwała.
— Mówiła, że Cieplak ciężko znosi zerwanie. Zawaliła projekt, za który była odpowiedzialna w pracy i została zwolniona. Popadła w paranoję i opowiada dziwne rzeczy o Jakubie, byle z nim tylko zerwała.
Z jednej strony: chłopaki, wariatka, zawaliła, opowiada dziwne rzeczy
Z drugiej strony: złożyła zeznania, wskazała, twierdzi, obecnie, wpłynąć, partnerkę, została zwolniona.
Dwa różne rejestry. Dwa różne style wypowiedzi. Wygląda to trochę tak, jakbyś napisała tekst językiem sprawozdania, a potem na szybko dokleiła “luzackie” wyrażenia, by nadać wypowiedziom bohaterki jakiś ludzki rys. Zazwyczaj jest tak, że ludzie obcujący w pracy na codzień z pewną grupą formalnych określeń czy zwrotów starają się ich unikać, używają socjolektu lub po prostu wyrazów bardziej “zwykłych” i zrozumiałych dzięki kontekstowi.
No i dialog. Poza krótkim ożywieniem w postaci lania z daleka to sucha wymiana informacji. Wiem, że zaleca się ograniczanie didaskaliów, ale jeśli same wypowiedzi postaci to wyliczanka faktów (a rozumiem, że w kryminale ktoś jakos te fakty musi podać, więc niech już będzie) to coś ten dialog musi ożywić. Jeśli nie wypowiedzi, to niech to będą jakieś gesty postaci czy chociażby opisy wplecione między ich kwestie. Cokolwiek.
. Pachniała jak Grasse we Francji, chociaż nigdy tam nie byłem.
Znów skrót myślowy sprawiający, że to zdanie nie ma sensu. Jaką funkcję ma spójnik “chociaż”?
https://sjp.pl/chocia%C5%BC
A tu - co ma piernik do wiatraka?
Rozumiem, że chciałaś napisać cos w stylu “Pomyślałem, że pachniała jak Grasse we Francji, chociaż tak naprawdę nie wiem, jak pachnie Grasse we Francji, bo nigdy tam nie byłem.”
Niestety opuściłaś dość istotne elementy tej układanki i wyszło Ci coś w stylu “Lubię kino skandynawskie, chociaż kotlet wiedeński robi się z cielęciny”.
— Przepraszam, że przeszkadzam, ale zauważyłem tytuł książki. Filozofię studiujesz?
— Nie — zdziwiła się, że zapytałem. — Socjologię, ale uczę się na kolokwium.
— A lubisz lektury o takiej tematyce?
— W sumie tak. Kiedyś w liceum czytałam „Świat Zofii”, bardzo fajna książka.
— A jaki kierunek ty studiujesz?
— Filozofię. — Zaśmialiśmy się, spoglądając na siebie wymownie.
— Podaj mi swój numer alo lub namiar na Holobooka, jak będziesz chciała, prześlę ci fajne skrypty i nagrania z wykładów.
— Okej. Muszę zaraz wysiadać, odezwij się na Holobooku. — Na kawałku kartki wyrwanej z zeszytu, zapisała nazwę profilu z holsa.
— Dziękuję. — Schowałem cenny kontakt do kieszeni. — Ja przecież też tutaj wysiadam. W ogóle to jestem Kuba.
— A ja Asia. — Uścisnęliśmy sobie dłonie.
— No to cześć. Będziemy w kontakcie — dodała, w pośpiechu wychodząc z pociąg
Potwornie drętwy ten podryw, a na dodatek bardzo mało realistyczny. No bo co to jest “ta tematyka”? Filozofia? Diablo szeroki temat. Skąd pomysł, że bohaterka zainteresuje się akurat tymi konkretnie zagadnieniami, na których temat materiały ma bohater? Mogłaś spróbować troszeczkę tę rozmowę wydłużyć, wszak rozmawiają w pociągu, a nie między dwoma samochodami na stojącymi światłach. Spokojnie mają czas na jeszcze kilka zdań, które ożywią dialog i postaci, uprawdopodobnią zawiązanie relacji między nimi. Na razie to wygląda jak szkic.
kroków dalej tańczył breakdance’a,
I może jeszcze jadł torta. Breakdance. Po prostu.
, w okół towarzyszyła gwara mieszkańców.
Towarzyszy się komuś/czemuś, a nie gdzieś.
. I rzeczywiście, kręcąc się kilkadziesiąt minut w głównym holu, zobaczyłem ją.
Jesteś pewna, że zobaczył ją kręcąc się kilkadziesiąt minut?
— Nic. Spotkaj się ze mną na kawę w sobotę. — Zmarszczyła brwi w nie ekstatycznym skupieniu.
Nie ekstatycznym?
— Kuba, nie. Powiedz, ile chcesz za te skrypty i dam ci po prostu pieniądze —
To już w ogóle kosmos. Byłabym w stanie dać minimum wiary (co nie znaczy, że dialog był dla mnie żywy i wiarygodny) sytuacji, w której dziewczyna wyraża zainteresowanie skryptami o losowej tematyce tylko po to, by dać chłopakowi do zrozumienia, że jest zainteresowana spotkaniem z nim. Chcieć kupić (za pieniądze!) losowy skrypt? Nie.
Postanowiłem, kiedyś zagram jeszcze owego księżulka
Księżulek to inaczej ksiądz, nie książę.
No i ogólnie...
O ile wstęp mnie kupił i zachęcił, o tyle im dalej w las, tym gorzej. Przede wszystkim w całym fragmencie kuleją dialogi. Jest kilka naturalnych, wiarygodnych wypowiedzi, ale reszta wygląda, jakby służyła wyłącznie popchnięciu akcji do przodu, zrealizowaniu treści. Nie mają jakiejś szczególnej formy, widać, że próbujesz, ale próbujesz bardzo mechanicznie. Tu dokleisz jakieś potoczne wyrażenie, tam jakąś inwektywę, ale widać, że te zabiegi wpychane są w dialog na siłę, a jego rdzeń pozostaje wyliczanką faktów i motywacji. Spróbuj sobie wyobrazić postaci; to, jak ze sobą rozmawiają, jaką mają intonację, indywidualny styl, temperament, nawet - może to głupie, ale może zadziała - jak stoją, jaką mają mowę ciała. Może wtedy łatwiej Ci będzie wyobrazić sobie, co na ich miejscu powiedziałby żywy człowiek.
No i bohater... Chyba zapomniał zaglądnąć do podręcznika "Stalking for dummies", w którym na pierwszej stronie jak byk stoi “Jeśli chcesz kogoś omotać, nie bądź creepy od pierwszej sekundy”. Stalkerskie zapędy postaci powinny się ujawniać stopniowo i o wiele, wiele subtelniej. Zgadzam się, że nawet najlepszy od czegoś zaczyna i rozumiem, że ta scena miała pokazywać porażkę bohatera, który na własnych błędach nauczył się właściwej strategii omotywania ofiar. Mimo wszystko nikt nie zaczyna aż tak nisko. Innymi słowy albo chciałaś ruszyć z akcją o wiele za szybko i niechcący wyszedł Ci upośledzony bohater, albo świadomie stworzyłaś bohatera o inteligencji brokułu - pytanie tylko: po co?