Trudno się nie zgodzić z
Seener. Oprócz braku kredytu zaufania warto wspomnieć jeszcze o jednym.
Czym tak naprawdę jest stylizacja?
Mam wrażenie, że pomyliłeś dwa różne sposoby na podejście do tego zabiegu.
Opcja pierwsza: naśladujesz jakiś realnie istniejący styl. Niech to będzie język biblijny, polszczyzna dziewiętnastowiecznej powieści, język Tolkiena czy nawet - powiedzmy - to, jak wyobrażasz sobie, że mówili ludzie na Atlantydzie. Łotewer. Bierzesz na warsztat jakiś sprawdzony, wypracowany styl i tworzysz tekst w jego ramach dobierając odpowiednio słownictwo, składnię, długość zdań i środki stylistyczne, ale nadal ma to być tekst poprawny, spójny i zrozumiały. Nie popełniasz błędów gramatycznych, logicznych czy rzeczowych, a przynajmniej próbujesz ich nie popełniać.
Opcja druga: tworzysz "cudzy" styl wypowiedzi/mówienia/pisania na potrzeby tekstu. Wtedy właściwie można wszystko: mogą być błędy, niezgrabności, przekłamania, narrator może obnażać swoją niewiedzę czy głupotę. Zerknij chociażby na "Baudolino" Umberto Eco, gdzie poza normalną narracją znajdują się fragmenty kroniki, którą tytułowy bohater pisał jako dziecko. Roi się w nich od błędów ale czytelnik nie ma wątpliwości, że są zamierzone.
Taka stylizacja ma jeden warunek: narrator musi być postacią. Autorem kroniki, gawędziarzem, bohaterem opowiadającym nam swoją historię. Kim u Ciebie jest narrator? Bo ja tutaj nie widzę póki co żadnego kandydata.
O błędach i niezgrabnościach wspominam nie bez powodu. Weźmy na tapet pierwszy fragment:
W tłumie pni przeważały sosny, wiekowe i wyniosłe, o rozlicznych kikutach gałęzi.
To akurat zwykła niekonsekwencja w stylizacji, bo z jednej strony masz "tłum drzew" i "rozliczne kikuty", a z drugiej "W .... przeważały sosny" - zdanie jak z podręcznika do geografii.
Niżej hojnie rozdawał się bez, leszczyna.
Tu ewidentny błąd gramatyczny.
Siwowłosy mąż prowadził konia na przełaj, ani razu nie napotkawszy żadnej ścieżki pośród gęstwy, a czuł się doprawdy, jakby płynął na rumaku, miękko stawiającym kopyta na bujnym, soczystym runie.
Facet jedzie po lesie. Raczej nie ma problemu z chodem konia, bo koń idzie stępa, a to chód bardzo wygodny dla jeźdźca. Z czym siwowłosy mąż może mieć problem? Z gałęziami, które chlastają go po twarzy.
No i właśnie. Nie Ty jesteś narratorem, a zatem kto? Jaka postać z Twojego świata - świata, w którym nie ma samochodów i autostrad, a jazda konna jest czymś normalnym i powszechnie znanym - nie wie, co może się dziać, gdy ktoś jeździ konno po gęstym lesie?
Już po godzinie wyłoniły się przed nimi potężne, grubopienne i majestatyczne okazy, zgoła nieokreślonego pokroju, skręcone w pniach, dorodnie przesycone wprost jaskrawą zielenią.
Kim jest Twój narrator, że nie wie, jak wygląda jaskrawa zieleń?
Ociekające festonami porostów i mchu niczym roślinne futro,
Chyba roślinnym futrem. W tym momencie piszesz, że drzewa przypominały futro i jeszcze na dodatek ociekały festonami mchów. Jak mniemam chciałeś napisać, że to mech przypominał futro.
Kim jest Twój narrator, że ma problem z przypadkami?
w swych rozmiarach wahające się od wielkości ludzkiej pięści, aż po przeciętną kulę jemioły.
Znów niekonsekwencja w stylizacji.
kukułka dawno już odzywała się z innego kierunku, a jeździec na kilku niemiłych przypadkach nauczył się wybierać właśnie ten, gdzie kukało ptaszę.
Ptaszę kuka w jakimś miejscu. Kukanie dobiega z jakiegoś kierunku i postać decyduje się jechać w tamtym kierunku. Nie ma czegoś takiego, jak "kierunek, gdzie kukało ptaszę". "Gdzie" dotyczy miejsca, "kierunek" dotyczy wektora.
Przeciąć miał las, brnąć byle na wschód i to właśnie ->uskuteczniał<-
Niekonsekwencja.
Grunt przeszywał co chwila dygot od czyjejś ciężkiej szarży.
I tu znowu.
Spała błogim, głębokim snem.
Pod żadnym pozorem jej nie cuć…
Cuci się kogoś, kto jest nieprzytomny. Śpiącego się budzi.
I kim jest narrator, że nie wie, czy jego bohater jest siwowłosym mężem, czy młodzieńcem? O ile siwe włosy u młodzieńca jestem w stanie łyknąć, to określenia "mąż" i "młodzieniec" na moje wyczucie raczej się wzajemnie wykluczają.
No i teraz najważniejsze. Miejsca, które określiłam jako niekonsekwencje w stylizacji pomijamy. Wyciągnęłam je niejako na marginesie. Chodzi mi teraz o pozostałe błędy. Kto je popełnia? Narrator będący postacią w Twojej historii, czy Ty? A jeśli narrator będący postacią, to dlaczego? Co w nim jest takiego, że nie panuje nad językiem? I co to za postać? Bo naprawdę nie jestem w stanie sobie wyobrazić, kto (istniejący w Twoim świecie) leci za siwowłosym mężem jak balonik na sznurku i na żywo opowiada, co ten siwowłosy mąż robi, widzi i czuje.