16

Latest post of the previous page:

Wróciłam i mogę poodpowiadać, więc po kolei :)

Hum: co do rozmaitych niedoróbek językowych pewnie masz rację, ja często poprawiam tekst do ostatniej chwili i zdarza mi się, że ostateczny rezultat jest gorszy od poprzedniego.
Patrząc całościowo na świat przedstawiony, nie wyobrażam sobie, że zajmuję się muzyką dawną, gram powiedzmy "mszę", nie widząc, co to jest "msza", traktując ją jako formę wybrakowaną z treści, oderwaną od kontekstu.
To jest sprawa wiedzy, nie wiary. Ja nie jestem wierząca, ale jeśli się skupię, to części stałe mszy wyrecytuję nawet po łacinie, bo kiedyś musiałam to opanować. A znajomość kontekstu kulturowego też ma znaczenie. Till i Armin grają wyłącznie muzykę świecką (naprawdę są takie zespoły, nic tu nie wymyślam; wprawdzie to poważne ograniczenie repertuarowe, ale jednak muzyka religijna nie wszystkim pasuje)
Albo że jestem muzykiem występującym po kościołach (bardzo częste miejsce grania muzyki dawnej) i udaję, ze nie wiem, co w takich miejscach zwykło się mówić o... :) Być może, takie osoby istnieją i je spotkałaś na swojej drodze. Ale dla mnie pozostają co najmniej dwuznaczne.
Na swojej drodze spotkałam księdza profesora, który był gejem i poetą. W recenzji mojego doktoratu napisał, że "autorka porusza się z suwerenną swobodą po rozległych obszarach wiedzy teologicznej", co mnie wprawiło w szampański humor, zważywszy, że doktorat pisałam na uczelni jak najbardziej świeckiej, a sama jestem - patrz wyżej. Jakoś ta wiara, nadzieja (na zbawienie wieczne) i miłość, wspomagane wiedzą,potrafią przeplatać się w najróżniejszych konfiguracjach. O wierze czy też religijności Rudzielca nie wiem nic (muszę przemyśleć), Till obraził się na Pana Boga, kiedy miał 17 lat, po śmierci matki. Kwestia, czy wejdzie do Królestwa Niebieskiego, raczej go nie zaprząta, a już zwłaszcza w kontekście preferencji seksualnych. Bohaterowie nie muszą być jednoznaczni moralnie. Ale, generalnie, masz rację, że to jest problem, do tego niebagatelny.

Gallo - bardzo mnie zaskoczyłaś swoim komentarzem. Jestem raczej marnym odbiorcą poezji, ale akurat Kawafis należy do maleńkiej grupy moich ulubionych poetów (razem z Lorką i Czechowiczem). Z tym, że ja go czytuję w przekładach, głównie Kubiaka, gdyż nie znam greki.
Nie spodziewałam się, naprawdę. Bo ja nigdy intencjonalnie nie sięgałam do jego wierszy w związku z tym, co sama piszę. Czyli z tych lektur coś przenikało podprogowo.
O losie, muszę ochłonąć.
Potraktowałabym to, co napisałaś, jak komplement, gdyby nie to, że się boję. Gdyż Kawafis suwerennie panował nad materią swoich wierszy, a ja przypominam raczej takiego kota, co to łapę zanurzoną w farbie postawił na brystolu - i obraz mu wyszedł. Niechcący.

A z tymi łydkami - to akurat wspomnienie. Byłam w Londynie na krótkim stypendium, w kwietniu i maju ;D Zapamiętałam mnóstwo pięknych kwiatów na skwerach i w skrzynkach, bardzo pogodne i bardzo zimne ranki, oraz wiele dziewczyn w mini i bez pończoch. I one naprawdę w metrze kuliły się z zimna i miały taki dziwny kolor. Byłam z kolegą, on pierwszy zwrócił uwagę na te mrożonki.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

17
Dorzucę od siebie trzy grosze.
Nie będę pisał tutaj o sprawach technicznych. Jeśli są tutaj jakieś potknięcia, to zwrócono już na nie uwagę. No i hej! trzeba coś zostawić dla wydawniczej redakcji. Tamci ludzie też muszą z czegoś żyć.;)
Twój styl Rubio ma w sobie już taką dojrzałość, że albo można go polubić i się nim cieszyć albo odrzucić. Na kategoryczne zmiany jest za późno. I dobrze.
Styl ma w sobie coś uspokajającego, co mnie odpręża i jest dla mnie niewątpliwą zaletą. Nie wiem czy można tak to ująć i czy okaże się to jasne, ale jest w nim relaksujący brak skłonności do stawiania spraw na ostrzu noża.
Till ma w sobie dystans, rzeczywistość interpretuje z rozwagą, bez histerii i rwania sobie włosów z głowy. Zdarzyło się, no i co można na to poradzić? Rwanie włosów z głowy nic już teraz nie pomoże. A rzeczywistość w jakiej żyje, choć ważna, ma drugorzędne znaczenie. Jak się ma do siebie dystans i luz, to ma się go bez względu na czasy. Tak ja to odbieram.
Nie ukrywam, że mam trudność z określeniem, czy Till jako bohater jest wiarygodny, czy nie. Nie porywam się na osądy, bo fragment jest dla mnie za krótki, aby wyciągać jakieś daleko idące wnioski. Wydaje się, że wszystko z nim w porządku. ;)
Tyle ode mnie.
Strona autorska: http://mateuszskrzynski.wordpress.com

18
Jest tam kto? <wsadza łeb do środka> Pusto. Poszli sobie.

No i dobrze, trzeba się spieszyć, zanim wpadnie nasz żenderoprzyjazny Korespondent z Francyi (tam to dopiero moralna zgnilizna!) i znowu coś nagada, że mu się horyzont rozszerza od różowej poświaty :-P

Się czuję nietęgo, bom ostatnio sobie dworował z przemyślnej, przemyślnie planującej rynkowy sukces metody tworzenia dzieł literackich o homoerotycznym zabarwieniu, a tu się okazało, że strzał był celny, ino kolano mam do wymiany :-(

To z zemsty za przymusowe kuśtykanie i naciągnięcie NFZ-tu na kosztowną operację znów się wypowiem. Wszak drugie kolano jeszcze całe...

Czytałem tego „Rudzielca” ostrożnie, pomny czerwonego ostrzeżenia na bramce wejściowej i zagrożenia sodomowo-gomorowego, przygotowany na najgorsze... i co? Ano nic.

Temperatura intymności bohaterów przywodzi na myśl uprawianie seksu przez mrożone półtusze wołowe w magazynie rezerw żywnościowych wysokiego składowania*. No może nie, nie całkiem :-P

Naprawdę to raczej chodzi o temperaturę uzyskaną w którymś odcinku jakiegokolwiek miniserialu obyczajowego produkcji BBC, lub podobnej, gdzie sugestia seksu kryje się w ruchu obiektywu kamery, zbliżającego światło nad łóżkiem w półminutowym ujęciu.

Jeśli o mnie chodzi, to może i dobrze, odważniejsze ekscesy mogłyby uczynić szkodę niewinnej duszy młodzianka, jakim jestem, jednakowoż – czy to się komu podoba, czy nie – te wszystkie (słusznie) pogardzane Greye, Crossy i podobne wynalazki przesunęły granicę oczekiwań czytelniczych wobec literatury (nawet wysokiej!), traktującej o erotyzmie. Nie w sensie samej estetyki przedstawienia (ta idzie w kuriozalny kicz), ale raczej jego dopuszczalnej, akceptowalnej „obyczajności”.

U Ciebie zaś jest poważnie, bez przesadnego szału uniesień w czynności samej, jak i myśleniu o niej.

Jakby stan zauroczenia – a przecież jakieś zauroczenie wchodzi w rachubę – nie właził Tillowi za skórę, jakby tylko w bardzo niewielkim stopniu miał nad nim władzę, jakby Till był na zewnątrz swojego przeżywania. Co i nie dziwi, kiedy przeczyta się didaskalia, przez które statecznie bieżą mitologiczne postacie, ciągnąc za sobą przypisane im znaczenia. Czyli – i tu się trochę powtarzam – jest chłodne nawiązanie do klasyki na każdym poziomie.

Zastanawia mnie, na ile kompatybilne jest odczuwanie emocji przez bohatera z nim samym, a na ile z tym, co robi, co jest jego pasją i zawodem; robieniem muzyki - i to określonego gatunku. Ciekawe.

Powracając do szeroko pojmowanej klasyki – Twój sposób pisania rzeczywiście kojarzy się mocno z dziewiętnastowiecznymi mistrzami (przy czym akurat skojarzenie z „Połajaneckimi” obciążone jest chuligańską złośliwością :-P ), co ma swoje złe i dobre strony. Jedna – ta dobra – mocno mnie uderzyła, kiedy przyjrzałem się bliżej swoim odczuciom.

Otóż Twoje teksty są bardzo „dorosłe” w sensie wykonawczym, nie chodzi wyłącznie o sprawność techniczną, ono (to pisanie) ma niewzruszone, betonowe fundamenty. Czytelnik czuje, że przewodnik, który schwycił go za rękę i prowadzi przez opowieść, wie, co pokazuje i czuje się w tej opowieści bardzo, bardzo pewnie.

Kiedy piszesz: „Pociąg toczy się przez londyńskie przedmieścia, te wielkie połacie chaotycznej i dziwnie prowincjonalnej zabudowy” to ja Ci wierzę i obojętne mi jest, czy tak to wygląda w rzeczywistości. Podejrzewam nawet, że gdyby londyńskie przedmieścia składały się z regularnych kwartałów zabudowanych wieżowcami, a ja wiedziałbym o tym, to niewykluczone, że swoją wiedzę zawiesiłbym na moment czytania.

Niespecjalnie wiem, na czym to polega, ale robi na mnie duże wrażenie. To się codziennie na Wery nie zdarza.

I choćby z tego powodu - choć raczej nie zaliczę się do grona entuzjastów stylu, postaci i tematyki – na pewno zerknę w gotowe dzieło. Czy ja już przypadkiem tego nie deklarowałem?
Ot, skleroza :-(

Aha, pewnie, że jakbym się bardzo sprężył, to wydłubałbym to i tamto. Pod warunkiem, że znałbym odpowiedź na pytanie – po co? Niech się redaktor męczy i korektorzy, Chili ma stukrotną rację.

Spadam stąd do świata nieskażonego żenderem. Kuśtyk, kuśtyk :-P

*Nieudolna próba naśladowania Mistrza Smoke'a :-)

19
chilipouder pisze:Till ma w sobie dystans, rzeczywistość interpretuje z rozwagą, bez histerii i rwania sobie włosów z głowy.
Wiesz, to jest trochę też sprawa narracji w pierwszej osobie. Bohater, który nie tylko działa, lecz również opowiada o swoim życiu, powinien być trochę refleksyjny. Bo jeśli on nie złapie choćby odrobiny dystansu do tego, co się dzieje wokoło, to nikt inny tego nie zrobi :D Brakuje przecież niezależnego narratora, który by objaśniał, interpretował i wyczyniał inne cuda, żeby przekonać czytelników do poczynań bohatera. W każdym razie cieszę się, że uważasz, iż wszystko z nim w porządku :)

Leszku - – o ile dobrze zrozumiałam, to pomiędzy wejściem na scenę, wygłoszeniem exposé o swoich licznych wahaniach, przypadłościach tudzież bliżej mi nie znanych akcjach (a było się nie posługiwać bronią palną, co ja mam z tym wspólnego, nieboga?), umizgiwaniem się do Mistrza Smoke’a, niepojętą obawą przed żenderem, który przecież pazurów z mego tekstu nie wysuwa, żeby Cię złapać za cokolwiek, i w końcu – kuśtykającym zejściem z tejże sceny, zawarłeś opinie dwie:

1. Emocjonalna temperatura związku Tilla i Rudzielca jest niska, co Ci się nie podoba.
2. Mój styl jest dziewiętnastowieczny, co w Tobie budzi mieszane uczucia.

Co do pierwszej kwestii – Till ma swoje powody, żeby się nie angażować. Co do drugiej – mam jedynie nadzieję, że nie wyginęli jeszcze czytelnicy, którym taki sposób pisania odpowiada. Wydaje mi się zresztą, że owa „dziewiętnastowieczność” to po prostu skłonność do posługiwania się zdaniami podrzędnie złożonymi, których konstrukcja jest zgodna z regułami gramatyki. O nic więcej siebie nie podejrzewam.
Leszek Pipka pisze:Co i nie dziwi, kiedy przeczyta się didaskalia, przez które statecznie bieżą mitologiczne postacie, ciągnąc za sobą przypisane im znaczenia.
Coś sobie nadbudowujesz. Raz tylko użyłam słowa faun, który, owszem, zajmuje się tym, do czego został stworzony, lecz nie ma to nic wspólnego ze statecznością :P Niedługo w tekście współczesnym strach będzie wyjść poza nawiązania do najnowszych seriali, gdyż od razu będzie to oznaczało zakładanie koturnów. Mitologia przewija się jednak nawet w kreskówkach (przynajmniej moje dzieci takie oglądały), więc może jeszcze nie wszystko stracone.
Leszek Pipka pisze:I choćby z tego powodu - choć raczej nie zaliczę się do grona entuzjastów stylu, postaci i tematyki – na pewno zerknę w gotowe dzieło. Czy ja już przypadkiem tego nie deklarowałem?
Ot, skleroza :-(
Głowa do góry! Nie ma tego złego, itd. Może w międzyczasie zapomnisz, że Cię żender straszył ;)
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

20
No i masz.
Zjechała mnie :-(

Rubio, to nie jest ten dział! Tutaj my - oceniający - pastwimy się nad Autorami, a nie odwrotnie! :-)
A pochwałę sobie dziarsko zignorowałaś.

No nie. Koniec świata.
Postanowiłem się obrazić.

Pfffff :-P

21
Leszku, pochwałami tuczę się, niczym gęś kluskami, lecz trudno, żebym z nimi polemizowała, gdyż byłoby to sprzeczne z naturą, znacznie bardziej niż to, co wyprawia Rudzielec :)

Żender, żender tu bruździ, proponuję przegnać bestię (nie wiem czym, gdyż nie wymachuję tęczową flagą, więc i drzewca mi brakuje). W końcu, gorsze rzeczy napisałeś o moim Georgu, a ja wszystko przełknęłam pokornie, gdyż wiem, że taka dola autora ;)

Ale żender, to niech już sobie na SB siedzi...
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

22
Slacker! - ja też bardzo lubię Sztuczne Fiołki.

W dyskusji pod tekstami trzymamy się jednak zasady, że komentujemy teksty. Ty w tej chwili komentujesz, owszem, lecz zupełnie inne.

Odpowiem więc jedynie na to, co bezpośrednio dotyczy mojego Rudzielca.
slacker! pisze: W ogóle Wiedeń, jedno z najbardziej prowincjonalnych miast Europy, z kompleksami od upadku monarchii w Austrii, wielkie pełne teatrów i oper, kawiarni, przerośnięta metropolia w małym alpejskim kraiku, katolickim i ksenofobicznym. Jeszcze Austria lat 90-tych a Anglia lat-90 tych. Gdzie tu w ogóle wspólna przestrzeń?
Ja za Austrią nie przepadam, ale ją znam. I mogę napisać, że w Wiedniu w latach 80. był całkiem silny ruch anarchistyczny i punkowy, działała Zielona Alternatywa i dobrze mieli się skinheadzi, a protesty przeciwko balom w Operze w latach 1987-90 były niezłymi zadymami, jednoczącymi najróżniejsze grupy, które miały swoje własne powody do kontestowania rzeczywistości tego skądinąd katolickiego i ksenofobicznego kraju. Także próby likwidacji (pod pozorem przebudowy) licznych squatów zasiedlonych przez ludzi bardzo różnych orientacji, głownie zresztą przez radykalną lewicę, prowadziły do wielotygodniowych protestów i walk z policją. Ośrodki kultury tzw. alternatywnej działały w Wiedniu już od lat 70. (duże centrum Arena na terenie dawnej fabryki i rzeźni, z dość burzliwą historią kilkumiesięcznej okupacji w roku 1976). To jest sytuacja z dzieciństwa mojego bohatera, który mając lat kilkanaście kupował sobie punkowe ciuchy we Flexie, sklepie z rzeczami dla takich właśnie kontestatorów. Bardzo fajnie przypomniała to wystawa Punk in Wien w roku 2010, kiedy świętowano tam 33-lecie tegoż właśnie ruchu, przy okazji łącząc się we wspomnieniach z weteranami innych subkultur. Ja nie porównuję miast jako takich, lecz jedynie pewne w nich środowiska i zapewniam Cię, że nie było między nimi takiej przepaści, jaką chciałbyś widzieć.
slacker! pisze: I twierdzisz, że gdyby wprowadzić jakiś wątek nietolerancji dla pewnych postaw to byłoby to anachroniczne?
Nie, nie byłoby. Anachroniczne jest generalizowanie: że nietolerancja musi się pojawić. To zależy od środowiska. Żeby się z taką nietolerancją spotkać, należałoby zresztą najpierw owe postawy ujawnić. Nie wiem, czy się doczytałeś, że Till i Rudzielec nie wychodzą razem nawet na lunch.
slacker! pisze: akcja i środowisko w którym dzieje się opowieść jest raczej bezczasowe i nieumiejscowione.
Ok, to jest opowieść psychologiczna, ale w takim razie po co wjazdy na politykę i szersze tło.
Towarzystwo Miłośników Instrumentów Dawnych jest z natury rzeczy trochę wyłączone z biegu czasu. Podobnie jak inne miejsca, gdzie ludzie zajmują się badaniem przeszłości. Co nie znaczy, że nie obchodzą ich wyniki wyborów albo meczów. W przeszłości nie da się zamieszkać na stałe, a poza tym - nie wyobrażam sobie powieści "psychologicznej", w której bohaterowie byliby całkowicie odcięci od otoczenia.
slacker! pisze: Można przecież zmyślić jak wygląda Londyn, że w małych domach mieszkali Pakistańczycy i siedzieli i palili papierosy pod szyldem Polski Sklep. I to już nie jest uniwersalizujący opis, ani realistyczny (bo to przeważnie Pakistańczycy prowadzą sklepy).

Wiesz, ja w takim pakistańskim sklepiku kupowałam chałwę o 2 w nocy, ale jednak pejzaż oglądany przez okno pociągu w momencie wyjazdu nie skłania mnie do rejestracji zaproponowanych przez Ciebie detali. To są spostrzeżenia dobre w chwili, kiedy się gdzieś przyjeżdża i z zainteresowaniem wyłapuje nowe, odmienne elementy otoczenia. Przy wyjeździe, to już jest po ptakach, tracimy kontakt z tym, co zostawiamy za sobą, widzimy jedynie cechy najbardziej ogólne.

W ogóle, doceniam wysiłek, jaki włożyłeś w przekonanie mnie, że mam mylne wyobrażenie na temat XIX wieku. Cóż, zawodowo zajmuję się średniowieczem i wczesną nowożytnością, więc im bliżej współczesności, tym bardziej spada mój poziom wiedzy :wink: Ale jednak, jeśli chodzi o czasy, które sama obejmuję pamięcią, ewentualnie mogę zapytać rodzinę, starszych znajomych, poczytać prasę - to już trudno, pozostanę przy swoim.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

23
Tak na wstępie: nie czytałem komentarzy, więc mogę się powtarzać z różnymi uwagami. Nie czytałem (z tego co pamiętam) innych fragmentów, więc mogę czegoś przez to nie zrozumieć. No i oczywiście będę się czepiał najbardziej jak się da. ;)
Till, przecież ty w konserwatorium chodziłeś na instrumentalistykę?
Zdanie zbudowane jest w taki sposób, że ciężko wyczuć je jako pytanie.
skorzystałem przy nich więcej, niż na studiach
Skorzystać można z czegoś. Tutaj nie będzie przecinka przed "niż", bo to drugi element zdania pojedynczego.
Zajęcia od dziewiątej do siedemnastej, z przerwą na lunch, dwadzieścia osób z całego świata
Zamiast drugiego przecinka proponowałbym średnik. Lepiej się spełni w tym momencie.
Po tygodniu dostałem zgodę na nocną lekturę starodruków w bibliotece na poddaszu kamieniczki
Dosyć lekkomyślna decyzja ze strony bibliotekarzy.
Rudzielec martwił się.
Unikaj kończenia zdań na "się" - zwłaszcza jeśli możesz przesunąć je w środek zdania.
choćby nawet z natury był bezkonfliktowy, jak Armin
Bez przecinka. Jeśli chcesz wyróżnić Armina to innym znakiem.
Jak się nie dało inaczej, to choćby w prywatnym mieszkaniu, na ulicach się przemykali pod ścianami, żeby dojść, a koncert musiał być.
po ulicach się przemykali (na ulicach mogą być zamieszki/po ulicach się przechadzasz/przemykujesz); ale koncert musiał być - ale ma bardziej odpowiadające znaczenie.
z tobą rozmawia, Till. Ty dużo rozumiesz.
Dużo rozumiesz, bez zbędnego wskazania.
obudziłem się całkiem nagi
Nie można być prawie nagim czy prawie martwym. Nagi czyli bez ubrań. Żadnych.
taki wybryk nie kontrolowany
taki niekontrolowany wybryk - nie z przymiotnikami. I zmiana szyku poprawia przejrzystość tekstu.
i że kobiety mnie pociągają.
Czasownik na końcu zdania nieodparcie kojarzy mi się z językiem niemieckim.
Może u mnie ich poziom nie był aż tak wysoki, żebym potrzebował ciągle nowych pól ekspresji.
Czy to pytanie?
To niesamowite, jak ty się zmieniasz
Kolejne zbędne wskazanie.
Zaciskam palce. Tak, Brian. Teraz. Mocniej. Jeszcze trochę. Mocniej. Tak. Właśnie tak. Oooch…
Brzmi to jak maszyna - wszędzie powinny być wykrzykniki, przecież to ekstaza!
to nie jego genre
genre przyda się wyróżnić z tekstu kursywą.
trzask drzwi zamykanych automatycznie
automatycznie zamykanych drzwi.
postanawiam, że rozwiodę się z Elizą.
Mniej subtelnie już się nie dało. :P

Tematyka zdecydowanie nie na mój gust, ale napisałaś to tak, że chciałem czytać dalej. Twojego tekstu nie da się przeczytać na szybko. I dlatego, że każdy wyraz przynosi coś nowego i dlatego, że nie jest to tekst banalny.
Stylistycznie: mnie raziły czasowniki na końcu zdania i formy :się + czasownik".
Fabularnie: prawdę mówiąc bardzo chciałem, żeby jednak okazało się, że bohaterem jest kobieta, jednak Twój sposób opisu i przedstawienia sprawił, że pogodziłem się z Twoją wersją. ;)
No i masz minus za końcówkę. Rzucasz nieopakowaną puentę prosto w twarz czytelnika, zero subtelności.

I jak już wydasz drukiem, to masz czytelnika. :)

24
Prawdopodobnie wszystkie argumenty w niniejszej dyskusji już padły. Ale mimo to zabiorę głos. Rubio z jednej strony zarzekasz się, że w opisywanej przestrzeni można było żyć, nie doświadczając problemu dyskryminacji, z drugiej podkreślasz samoograniczanie się bohaterów - mówisz - oni nie wychodzą ze swoją relacją poza opłotki. W kimś kto zna dyskurs emancypacyjny budzi to konfuzję i to niezależnie od tego, czy osobiście popiera wymachiwanie tęczową flagą, czy raczej wolałby ją spalić. Bo trzeba to w końcu sobie jasno powiedzieć, sprawa z filozoficznego punktu widzenia nie jest jednoznaczna. Osobiście znam społecznie zaangażowaną dydaktyczkę etyki, propagatorkę samodzielnego myślenia, która zadeklarowała na zajęciach:

W towarzystwie konserwatystów używam argumentów za równouprawnieniem, w bardziej liberalnym - przeciwko. (Kontekst prowadzenie zajęć z etyki po różnych ośrodkach edukacyjnych, uczestnictwo w debatach organizowanych przez duszpasterstwo, akcje promujące etykę... ;) )
\

25
A więc, po kolei:
Zaqr - dzięki za łapankę :)
Zaqr pisze:Cytat:
Po tygodniu dostałem zgodę na nocną lekturę starodruków w bibliotece na poddaszu kamieniczki

Dosyć lekkomyślna decyzja ze strony bibliotekarzy.
Stypendyści w instytucjach badawczych nieraz pracują także w nocy. Nic nie wymyślam.
Zaqr pisze:Nie można być prawie nagim
Ależ można, zapewniam Cię. Chociaż to nie ma wiele wspólnego z logiką :)
Zaqr pisze:No i masz minus za końcówkę. Rzucasz nieopakowaną puentę prosto w twarz czytelnika, zero subtelności.
O, losie, jakimiż to drogami chadzają upodobania czytelników... To nie jest puenta, tylko przejście do następnego akapitu, który zaczyna się równie prostacko: Nie, nie rozwiodłem się, a w każdym razie - nie wtedy. Tyle już naowijałam w tym fragmencie i opakowałam, że sądziłam, iż o czymś tak pospolitym, jak rozwód, mogę napisać wprost.
Podbudowałam się jednak stwierdzeniem, że choć tematyka nie na Twój gust, to jednak przeczytałbyś dalej. Dzięki za gotowość :)

Hum - nie twierdzę, że moi bohaterowie nigdy nie zetkną się z dyskryminacją, a przestrzeń wyznaczona przez ich pozycję społeczną czy zawodową jest całkowicie bezpieczna. Uważam natomiast, że pewne sytuacje jednostkowe nie są dobrą ilustracją problemów albo zjawisk ogólnych. Oni obaj są w Londynie obcy, przyjechali tam na krótko, o znajomych z kursu zapomną zaraz po jego zakończeniu - w gruncie rzeczy, ich horyzont czasowy jest ograniczony do kilku tygodni, a związek nietrwały z założenia. Przecież Till sam to nazywa krótką wycieczką do egzotycznego kraju. Owszem, mogłabym wysłać ich między ludzi, żeby doświadczyli nietolerancji. Tyle, że w Londynie nie ma nikogo, kto byłby dla nich ważny. Jeśli już, to trzeba aranżować tę sytuację odrzucenia czy braku akceptacji, wykorzystując osoby, które w życiu Tilla naprawdę mają znaczenie. Te zaś są akurat gdzie indziej.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

26
Stypendyści w instytucjach badawczych nieraz pracują także w nocy. Nic nie wymyślam.
Co do pracy w nocy nie mam aż takich zastrzeżeń jak do tego, że są to starodruki.
Ale teraz myślę - to nie Polska. Z tego co wiem na zachodzie nie podchodzą aż tak ostro jeśli chodzi o korzystanie z tego typu książek. Słyszałem też (o zgrozo), że w czytelniach można jeść i pić...

27
Świetnie piszesz - jestem pod wrażeniem, chylę czoła.
Podobało mi się bardzo, wszystko.
Gdy wydasz książkę - kupię na 100%
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”