Bartosh16 pisze:To było stypendium naukowe, z którym bohater na dobrą sprawę nie wiedział, co zrobić, a Adirael go ukierunkował.
To trzeba było choć trochę pokazać, jak Adirael ukierunkowuje

Jeśli ograniczał Cię konkursowy limit znaków, to zupełnie spokojnie mogłeś zrezygnować z tego epizodu szpitalnego, który, w gruncie rzeczy, jest zbędny. Gdyby Adirael runął z wysokości na chodnik tuż przed bohaterem (powiedzmy, nocą, żeby nie wzbudzać sensacji), a potem, zamiast wyzionąć ducha w drgawkach, zaczął się zgrabnie zbierać do kupy, też byłby to dobry powód do zawarcia znajomości. A wtedy mógłbyś bardziej rozbudować część środkową. Bo tam właśnie brakuje mi jeszcze czegoś: no dobrze, Twój bohater zaczyna się cieszyć uznaniem i powodzeniem, ale jak to go zmienia? Odgrywa się za wcześniejsze upokorzenia? Zyskuje nagłą pewność siebie i postanawia wykorzystać sytuację do maksimum? Obawia się, że wszystko może się nagle skończyć? Takie raptowne odmiany fortuny pociągają za sobą zazwyczaj jakieś przemiany wewnętrzne. Bo że nagrzeszył przy okazji, to pewne, lecz jeśli wcześniej nie grzeszył tylko z braku możliwości, to też żadna zasługa... Tak więc te luki przydałoby się wypełnić.
Podobał mi się ten zabieg z aniołem stróżem. Żeby ocalić podopiecznego przed skutkami strzału, sam musi się zmaterializować, no i ginie. Tak, jakby śmierć była nierozerwalnie związana ze światem materii. Trochę to manichejskie, ale w tej konkretnej sytuacji zagrało.
Zwracaj uwagę na proporcje całości. Część do pierwszego zwrotu akcji (gdy Adirael ujawnia, kim jest) jest najdłuższa, zaś ta do kolejnego zwrotu (gdy Adirael oświadcza, że jednak nie przybył z nieba) najkrótsza z wszystkich trzech. W ten sposób, początek opowiadania masz nadmiernie rozbudowany, środek zaś - rachityczny. A to właśnie tutaj jest miejsce na rozwój akcji.