16

Latest post of the previous page:

No to ja się dorzucę.
Po analizie Thany zajmę się właściwie jedną tylko kwestią, która przyciągnęła moją uwagę.
Smoke pisze:WWW- Wypindrzona korposzmata.
WWW- Bucowaty wieprz.
Tak pomyśleli na swój widok, wymieniając ledwie słyszalne „cześć”.
Smoke pisze:W- Może nie jest taka pusta, na jaką wygląda.
WWW- Niezły jajcarz jak na takiego gbura.
Tak z kolei pomyślała Kasia, posyłając swój zniewalający uśmiech i wymieniając krótkie „cześć” na pożegnanie.
Zasadniczo - całkiem prawidłowo. Pomiędzy początkiem i końcem coś się zmieniło w relacjach między obojgiem bohaterów. Zabieg stary, często stosowany, lecz skuteczny. Ja tam lubię śledzić dynamikę związku, nawet jeśli jest to tylko narzucone okolicznościami koleżeństwo w pracy.
Ale: Twoi bohaterowie gdzieś znikają po drodze. Główna część tekstu jest właściwie nie o nich, więc ten zacytowany początek i koniec tworzą dosyć umowną klamrę, która ma oczywiście znaczenie w konstrukcji opowiadania, lecz w niewielkim stopniu związana jest z samą akcją. Gdyby oboje byli od początku życzliwie, czy przynajmniej neutralnie wobec siebie nastawieni, tekst mógłby wyglądać właściwie tak samo - tyle, że zdania, które go otwierają i zamykają, brzmiałyby wówczas inaczej.
Poza tym: oni właściwie reagują identycznie. Kasia, owszem, podsuwa temat historyjki, ale obojgu to samo podoba się albo nie podoba. Nie ma pomiędzy nimi żadnej różnicy zdań, nie mówiąc już o jakimś konflikcie. Pełna zgodność.
Smoke pisze:Historia przypadła do gustu obu kierownikom, zadowolonym zarówno z końca dnia jak i z nefrytowego pomysłu. Żałowali, że nie wpadli na to wcześniej- postanowili bowiem skreślić pierwszą szóstkę.
No właśnie. Nieistotne, że obojgu kierownikom.
Ja brałam udział w rozmaitych komisjach egzaminacyjnych i rzeczywiście często zdarza się tak, że wszyscy egzaminujący bardzo podobnie odbierają i oceniają kandydatów. Samo życie, lecz taka sytuacja nie jest dobrym tworzywem literackim; pozostają z niej co najwyżej anegdoty, które można sobie z upodobaniem przypominać nawet po latach. Trochę tak właśnie odbieram Twoje opowiadanie, jako ciąg anegdot, gdyż pomiędzy Kasią i Olkiem nie dzieje się nic.
I jeszcze jedno:
Smoke pisze: chciałabym abyśmy rozegrali teraz scenkę, w której pan wcieli się w rolę prezentera telewizyjnego zapowiadającego film. Ja podam tytuł a pan, panie Remku nam go ładnie z głowy zapowie, dobrze?
Cała historyjka o Nefrytowym Cesarzu NIE JEST zapowiedzią filmu. Zadaniem prezentera nie jest chyba opowiedzenie treści filmu od początku do końca? Facet absolutnie nie wypełnił swojego zadania i, niezależnie od tego, jak obojgu spodobała się ta opowieść, jednak któreś powinno to przytomnie zauważyć. Albo z nich tacy headhunterzy...
I narracja mi w tym miejscu zazgrzytała. Zamiast spróbować pokazać faceta, który naprędce zaczyna wymyślać opowieść, przechodzisz na tryb streszczenia, z komentarzem, że właściwa historia była jeszcze wspanialsza.
Co do stylu - zostawiam to innym.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

17
No i końcówka:
Smoke pisze:Kasia już widziała rosnące dzięki Remkowi statystyki wydziału.
Dlaczego? Jak niby fantazja Remka (BTW: ładny chwyt z tym przejściem od Remigiusza do Remka, ona go tym samym przyjmuje do grona "swoich") ma się przełożyć na statystyki? To powinno być konkretnie opisane, bo tego rodzaju wyobrażenia mamy konkretne - ona musi "zobaczyć" w wyobraźni jakąś scenę, która ją ucieszy.
Smoke pisze:Zaskoczeni niecodzienną historią postanowili nie zmieniać tytułu.
To bym wyrzuciła, bo tak naprawdę nie ma znaczenia, czy kolejni kandydaci mówili na ten sam temat czy na inny.
Smoke pisze:W niektórych rozmowach panowała iście przyjacielska
Podczas niektórych rozmów
Smoke pisze:faraona Mruka XIX.
I tu nastąpi historia, więc powinieneś zakończyć dwukropkiem.
Smoke pisze:Postawiona na środku okrągłego stołu rzeźba dumnie lśniła w kłębach lubianego przez karty dymu.
Krótkie zdanie i dwa imiesłowy. W dodatku bierne. Źle. Imiesłowów najlepiej używać tylko wtedy, kiedy niczym nie można ich zastąpić ani ominąć. Jeżeli da się tak pokombinować, żeby zamiast imiesłowu był czasownik, należy użyć czasownika. Tutaj można. Zobacz, jaki efekt daje taka zmiana:
Rzeźbę postawili na środku okrągłego stołu, żeby lśniła dumnie w kłębach dymu, bo jak wiadomo, karty lubią dym.
Smoke pisze:Mając parę dziewiątek i widmo ostatecznej klęski wicehrabia nagle zerwał się i strzelił w kierunku przeciwnika.
Znów imiesłów i na dodatek to mając odnosi się zarówno do dziewiątek (słusznie), jak i do widma (a to już bez sensu - wychodzi potworek językowy: mając widmo klęski). Z frazeologicznego punktu widzenia widmo może zrobić bardzo fajną rzecz: zajrzeć komuś w oczy. Na przykład tak: Widmo ostatecznej klęski zajrzało w oczy wicehrabiemu, bowiem odkrył, że ma tylko parę dziewiątek. Zerwał się i...
Smoke pisze:Ten również odpowiedział ogniem.
Nie jestem pewna, czy w tej sytuacji można użyć określenia odpowiedział ogniem. Trzeba by spytać jakiegoś speca od broni, ale mnie się to określenie jednoznacznie kojarzy z bitwą, a nie ze strzelaniem do siebie nawzajem uskutecznianym przez znajomych przy kartach.
Smoke pisze:Mimo, iż strzelali do siebie z trzech metrów żaden nie został nawet ranny, nie licząc odłamka nefrytu w oku arystokraty. Wicehrabia nie mogąc pogodzić się ze zniszczeniem rzeźby w niedługim czasie popełnił samobójstwo.
Z tego, że arystokrata miał odłamek w oku, wcale nie wynika, że rzeźba została doszczętnie zniszczona. Mógł odprysnąć tylko ten jeden kawałek. Wyciągasz królika z kapelusza i wygląda to tak, jakby nie chciało Ci się opisać tej strzelaniny. Wcześniej ujawniłeś się ze słabością i brakiem kontroli, a tutaj - z lenistwem.
Smoke pisze:Historia przypadła do gustu obu kierownikom
obojgu
Smoke pisze:Żałowali, że nie wpadli na to wcześniej- postanowili bowiem skreślić pierwszą szóstkę.
Niepotrzebne. Wpakowane jak trociny w nefryt.
Smoke pisze:Wrócili z zadymionej palarni podpisać protokoły i przygotować dokumenty na jutrzejszą turę. Olek był zaskoczony pomysłowością Kasi.
- Może nie jest taka pusta, na jaką wygląda.
- Niezły jajcarz jak na takiego gbura.
Tak z kolei pomyślała Kasia, posyłając swój zniewalający uśmiech i wymieniając krótkie „cześć” na pożegnanie.
To zakończenie w ogóle mi się nie podoba. Jest tekturowe i nudne. Zostawiłabym ich w palarni, z jakimś dziwnym wydarzeniem czy spostrzeżeniem, które by sugerowało, że coś z tych niesamowitych opowieści przedostało się do rzeczywistości, ale nie można być tego pewnym, bo dostrzegli to w oparach dymu.

Ogólnie:

Zalety: fajna wyobraźnia ze skrętem w stronę absurdu, zabawy ze strukturą (szkatułka).
Wady: niechlujność językowa, słaba kontrola nad czasem i punktami widzenia, chodzenie na skróty w miejscach, gdzie trzeba trochę ciężej popracować.

Masz co robić, ale masz też na czym to robić, więc nie jest najgorzej.

Pozdrowienia i to już naprawdę koniec. :)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

18
dziękuję za wszystkie oceny i rady, są dla mnie bezcenne bo nigdy nie pomyślałbym o tekście (jakimkolwiek) w taki akurat sposób, teraz dopiero widzę na ilu płaszczyznach ocenia się tekst a domyślam się, że jest ich więcej i im dalej w las tym więcej drzew a więc pojawiły się wątpliwości, stąd ten post; samego tekstu już nie będę poprawiał więc to nie jest jego obrona, potrzebuję jednak odpowiedzi na przyszłość;

bohaterowie niedoinwestowani, potencjalnie ogromny obszar napięcia, Natasza, niewypełnieni są celowo- to nie jest opowiadanie o Kasi i Olku ale o NCwODT, pracując w korporacji Kasia i Olek stają się trybikami, które mają się kręcić z właściwym momentem obrotowym, z właściwą mocą i we właściwym kierunku a przy tym w razie potrzeby muszą te parametry całkowicie zmienić. jeżeli pracownik korpo posiada 5 wartościowych cech osobowości, 5 kompetencji miękkich i 5 twardych a korpo potrzebuje tylko po jednym elemencie z tych trzech zbiorów to te właśnie rzeczy będą stachanowsko eksploatowane a reszta- choćby była na wybitnym poziomie nie zostanie nawet dostrzeżona (dlatego właśnie praca w korpo tak wyniszcza, bo nie pozwala na samorealizację)
i na tej zasadzie Kasia i Olek potrzebni byli autorowi do jednej tylko rzeczy – do otwarcia szkatułki, reszta jest nieistotna. w pierwszej wersji tekstu miał być sam nefryt, ale dla zwiększenia atrakcyjności (to tekst bitewny) autor postanowił urządzić casting na prezentera tv, który ostatecznie zamienił na rekrutację do cc, (casting wymagałby opisów zew. a limit znaków tylko 7k).
Kasia i Olek mogli by być policjantami, którzy zawijają z ulicy gimbusa który zjadł o 50 magicznych grzybków za dużo i w radiowozie opowiada im historię Kim Feś Buka (byliby wtedy inaczej przedstawieni), Kasia i Olek mogli by być sanitariuszami do których ów gimbus trafia, mogliby na wytrzeźwiałce mieć klienta z zespołem Korsakowa, mogli być kimkolwiek ale autor wkręcając ich jako trybiki będzie też traktował ich jak trybiki;
taki był zamiar a wyszło jak zawsze, ech= to gdzie więc popełniłem błąd, że nie pozwoliłem na taką interpretację?

Kasia i Olek są niedoinwestowani- celowo a tam gdzie są inwestycje to znowu jest źle.
Jako największy piewca teorii o zdaniach zbędnych nie pozwoliłbym sobie na żadne zdanie zbędne.
Scena z notesem? Mówi nam o tym, że Kasia jest niewolnicą korporacyjnej etykiety (w myśl zasady, że nie można sobie tak po prostu przejść przez biuro ale trzeba przebiec ze stertą papierów, choćby to były puste kartki). Kasia uważa, że Olek myśli tak samo a on przecież ma na to w******e. Być może zbyt subtelnie zostało to pokazane.
schematyczna trójka kandydatów- niedobra, ok, ale dokładnie tacy mieli być, autor nie chciał pokazać totalnych świrusów ale właśnie najbardziej typowych lamerów jacy przewijają się przez interwiu :) Zdaje się powinienem uprzedzić o tym czytelnika, żeby nie zawiódł się?= to nie jest pytanie retoryczne; jak pokazać, że mógłbym ale nie chcę?
przecież scenki z długopisami i kalendarzami to od lat standard, to już klasyka, a udawanie mleka to nowsze dzieje- wszystko to z życia wzięte- by było możliwie ultranaturalistyczne :)
a po co w ogóle szóstka bezimiennych kandydatów a pod koniec wzmianka, że zostali skreśleni? wypełniacz tekstu?- nie. autor chciał pokazać w ten właśnie sposób bezduszność korporacji i to, że los tych ludzi zależy od decyzji „regularnej” korposzmaty- znowu zbyt zawoalowane czy gdzieś indziej popełniłem błąd? Thana jak to pokazać?

rubia, z twojego postu wieje chłód mogący zniwelować globalne ocieplenie, ale racja z tą zapowiedzią/streszczeniem- to moje niedbalstwo a i chodziło o kolejne potwierdzenie, że są to niedzielni rekruterzy,
bardzo pouczające jest jak piszesz o tworzywie literackim- nie myślałem o tym w ten sposób i teraz wiem, czego się oczekuje (to koresponduje z niedoinwestowaniem i schematycznymi kandydatami) problem w tym, że taki był świadomy wybór autora (to nie miał być odcinek serialu o policjantach gdzie są 4 morderstwa, 3 pościgi, 2 gwałty a wszystkie sprawy są rozwiązane w 42 minuty). jak więc pokazać, że jest to celowe?
taka rekrutacja jest śmiertelnie nudna i nie chciałem epatować fajerwerkami tak by tekst nie wyglądał jak sylwestrowe niebo,

Lady Kier- dokładnie! – ktoś jednak dobrze to odczytał :)

Leszek Pipka- jak zobaczyłem słowo ćwiczebny... ech, nawet gdybym wykropkował co pomyślałem to i tak by to nie przeszło ale po chwili namysłu musiałem przyznać, że to racja.
uświadomiłem sobie, że jestem przecież dopiero na samym początku pisania; zacząłem pisać powieść a Cesarz jest moim czwartym opowiadaniem (półtora wcześniejszych można przeczytać w Walkach Mocy) i łącznie jak podliczyłem ilośc napisanych znaków wyszło niewiele ponad 100tyś. a niektórzy przecież tyle piszą w miesiąc a ja przez całe życie, tak więc to niestety chyba smutna racja bo gdzieś tu wyczytałem, że nawet pierwszy milion musi być czysto warsztatowy, tak więc kurdę mam jeszcze paręset tysięcy na dotarcie :) i chyba pójdę w stronę o której mówisz, bo strasznie męczę się przy klasycznym pisaniu ale spodziewam się, że będzie to coraz mniej wyczerpujące,
choć czuję oczywistą potrzebę radykalnego polepszenia mojego pisania to zdaję sobie sprawę, że bez tych tysięcy się jednak nie obejdzie (a tekst napisany został przed teorią o studiowaniu Wielkich Mistrzów) :)

a co do czwórek z Westerplatte idących do nieba- to największy paździerz polskiej poezji- nie szli czwórkami albowiem nie mogli sformować takiego szyku- żeby utworzyć kolumnę czwórkową muszą być cztery czwórki a ich zginęło piętnastu

19
Smoke pisze:Thana jak to pokazać?
Wiesz co? Po tym powyższym poście to ja myślę, że przede wszystkim powinieneś jeszcze raz przemyśleć koncepcję na poziomie, mówiąc górnolotnie, przesłania - tzn. co tak naprawdę chcesz pokazać, co powiedzieć poprzez ten tekst? Co chcesz zrobić odbiorcy? Bo ja tu widzę sprzeczności w podstawowych założeniach. Choćby tu:
Smoke pisze:autor nie chciał pokazać totalnych świrusów ale właśnie najbardziej typowych lamerów jacy przewijają się przez interwiu
Smoke pisze:autor chciał pokazać w ten właśnie sposób bezduszność korporacji i to, że los tych ludzi zależy od decyzji „regularnej” korposzmaty
No to o jaką wizję świata chodzi? Są ci kandydaci płaskimi, schematycznymi, nic niewartymi kukiełkami czy są żywymi ludźmi? Jak ma ich postrzegać czytelnik? Jeżeli są kukiełkami i do niczego się nie nadają, to logiczne, że ich korpo odwala - biznes is biznes i logikę rekruterów w tym momencie rozumiemy - a to oznacza, że nie możemy ich postrzegać jako "zimne korposzmaty", bo niby co byśmy zrobili na ich miejscu? To samo.
Jeżeli kandydaci są żywymi ludźmi i mają swój los, który spoczywa w tym momencie w rękach "zimnych drani" to muszą mieć jakąś indywidualność, której będzie nam żal, że została zmiażdżona i odwalona. Tak naprawdę nie ma ludzi "typowych" - nie ma Polaków, Rusków i Niemców, jak w kawale - nikt taki nie jest. Możemy jednak tę indywidualność zobaczyć/pokazać albo nie.

Tutaj musisz jeszcze uważać na kolejną pułapkę związaną z punktami widzenia: to, co zauważają Kasia i Olek nie musi być tożsame z tym, co widzi czytelnik. Kierownicy mogą tej indywidualności nie dostrzegać (bo są wypranymi przez korpo trybikami) ale możesz ją pokazać czytelnikowi. Ale możesz też, na przykład, utrzymać przez cały czas logikę zimnych "korposzmat", zmuszając zarazem czytelnika, żeby ich lubił i rozumiał. I wtedy na poziomie przesłania uzyskasz efekt: widzisz, czytelniku? Jesteś taki sam jak oni! Jesteś wypraną z uczuć korposzmatą!
Wyobrażam sobie jeszcze inne przemyślenia/emocje, które można by w odbiorcy wywołać poprzez odpowiednie rozegranie akcji za pomocą postaci. Tylko najpierw musisz ustalić, jak chcesz, żeby było. Ważne też będzie, jaką rolę odgrywa w tym wszystkim cesarz - co symbolizuje? Bo cesarzem też można pograć na różne sposoby.

Rubia edit: komentarze zatwierdzone jako WERYFIKACJA
Ostatnio zmieniony czw 12 wrz 2013, 11:03 przez Thana, łącznie zmieniany 1 raz.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

20
A dla mnie ten korporacyjny aspekt działania Twoich bohaterów w ogóle był mało istotny. Widziałam raczej ludzi, którzy są znudzeni jałowością tego, co przyszło im robić, oraz mizerią kandydatów, z którymi mają do czynienia, i w związku z tym szukają czegoś, co by ich wyrwało z monotonii i nudy. Tak odebrałam ten, całkowicie przecież aberracyjny, temat rzucony przez Kasię. Oboje toną w marazmie i nagle pojawia się ktoś, kto może ich z tego wyciągnąć. I to się nawet udaje, tyle tylko, że potem znów trzeba wrócić na pozycje wyjściowe, a sposób już nie działa. Więc zaczynają szukać czegoś innego...
Smoke pisze:autor chciał pokazać w ten właśnie sposób bezduszność korporacji i to, że los tych ludzi zależy od decyzji „regularnej” korposzmaty- znowu zbyt zawoalowane czy gdzieś indziej popełniłem błąd?
Chyba trzeba byłoby pisać o tym z punktu widzenia ludzi, którzy się starają o posadę. Bo tak, jak to ująłeś, to ja całkowicie zgadzam się z "korposzmatą", co nie chciała faceta, któremu mamusia kazała przyjść.
Albo, żeby chociaż którykolwiek z tych egzaminowanych zaczął się dopytywać z przejęciem, kiedy będzie decyzja - a oni po jego wyjściu wzruszyliby ramionami, bo decyzja już zapadła, negatywna. Potrzebny byłby wyraźny sygnał, że komuś z tej drugiej strony bardzo zależy.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

21
oj Thana, pomieszały Ci się bohatery a bo i może ja tak chaotycznie pisałem;
Thana pisze:Smoke napisał/a: Thana jak to pokazać?



Wiesz co? Po tym powyższym poście to ja myślę, że przede wszystkim powinieneś jeszcze raz przemyśleć koncepcję na poziomie, mówiąc górnolotnie, przesłania - tzn. co tak naprawdę chcesz pokazać, co powiedzieć poprzez ten tekst? Co chcesz zrobić odbiorcy? Bo ja tu widzę sprzeczności w podstawowych założeniach. Choćby tu:



Smoke napisał/a: autor nie chciał pokazać totalnych świrusów ale właśnie najbardziej typowych lamerów jacy przewijają się przez interwiu



Smoke napisał/a: autor chciał pokazać w ten właśnie sposób bezduszność korporacji i to, że los tych ludzi zależy od decyzji „regularnej” korposzmaty



No to o jaką wizję świata chodzi? Są ci kandydaci płaskimi, schematycznymi, nic niewartymi kukiełkami czy są żywymi ludźmi? Jak ma ich postrzegać czytelnik? Jeżeli są kukiełkami i do niczego się nie nadają, to logiczne, że ich korpo odwala - biznes is biznes i logikę rekruterów w tym momencie rozumiemy - a to oznacza, że nie możemy ich postrzegać jako "zimne korposzmaty", bo niby co byśmy zrobili na ich miejscu? To samo.

Jeżeli kandydaci są żywymi ludźmi i mają swój los, który spoczywa w tym momencie w rękach "zimnych drani" to muszą mieć jakąś indywidualność, której będzie nam żal, że została zmiażdżona i odwalona. Tak naprawdę nie ma ludzi "typowych" - nie ma Polaków, Rusków i Niemców, jak w kawale - nikt taki nie jest. Możemy jednak tę indywidualność zobaczyć/pokazać albo nie.
nie o tę trójkę chodzi ale o bezimienną szóstkę, która była całkiem dobra ale odpadła bo Kasia tak zdecydowała- ma to nawiązywać do znanego chyba każdemu odczucia niewytłumaczalnej porażki, ma pokazać, że los 6 ludzi jest w rękach niekompetentnych rekruterów i mimo sztywnych procedur ostatecznie ich los przypieczętował przypadek- ale to wątek poboczny,
a trójka patałachów jest modelowym przykładem słabości rekrutowanych i można im jedynie współczuć

naprawdę imiesłowy są aż tak źle widziane?

nie zależało mi szczególnie na bronieniu jakiegoś punktu widzenia, czy to kandydata czy rekrutera, to raczej miało być przedstawienie zwykłego dnia 2 (boję się zapisać słownie) pracowników korporacji, zwykły dzień jak każdy inny (wspomnienie na początku i końcu o podpisywaniu protokołów mialo być klamrą i przekazem, iż jutro będzie to samo i tak w kółko) stąd też nie ma dążenia do jakiejś kosmicznej puenty, ot proza życia

co do niedoinwestowania postaci- eh jak już pisałem; jako trybiki nie zasłużyli na inwestowanie
coś jeszcze miałem ale zapomniałem- po tych wszystkich wskazówkach mam nad czym myśleć :)

22
Smoke pisze:oj Thana, pomieszały Ci się bohatery
A! Rzeczywiście, pokręciłam trójkę z szóstką. Przepraszam, mój błąd.
Smoke pisze:naprawdę imiesłowy są aż tak źle widziane?
Imiesłowy są po prostu niebezpieczne, bo są wygodne. Przez to strasznie łatwo się rozpędzić i nadużyć. A imiesłowy w dużej ilości to błąd. Dlatego ja zalecam unikać, chyba że się nie da. I jak się zostawi właśnie te, których "się nie da uniknąć" to wychodzi w sam raz. Ale nie musisz rwać włosów z głowy, jeśli czasem użyjesz - wszystko jest dla ludzi, imiesłowy też. ;)
Smoke pisze:przedstawienie zwykłego dnia 2 (boję się zapisać słownie) pracowników korporacji,

dwojga


No to powoli się to przesłanie zaczyna wyłaniać, bo z jednej strony:
Smoke pisze:nie o tę trójkę chodzi ale o bezimienną szóstkę, która była całkiem dobra ale odpadła bo Kasia tak zdecydowała- ma to nawiązywać do znanego chyba każdemu odczucia niewytłumaczalnej porażki, ma pokazać, że los 6 ludzi jest w rękach niekompetentnych rekruterów i mimo sztywnych procedur ostatecznie ich los przypieczętował przypadek
.

A z drugiej:
Smoke pisze: to raczej miało być przedstawienie zwykłego dnia 2 (boję się zapisać słownie) pracowników korporacji, zwykły dzień jak każdy inny (wspomnienie na początku i końcu o podpisywaniu protokołów mialo być klamrą i przekazem, iż jutro będzie to samo i tak w kółko) stąd też nie ma dążenia do jakiejś kosmicznej puenty, ot proza życia
Czyli rysuje się tragikomedia - porażka o której decyduje przypadek (czyli klasyczna tragedia), a jej tłem jest korponuda wyżerająca mózgi (czyli tak naprawdę ból i bezsens istnienia). Jedno wiąże się z drugim w nierozwiązywalny supeł. I to wszystko w wydaniu absurdalno-komicznym. Niezły koncept. A co ma w tym do roboty cesarz (poza tym, że jest tematem bitwy, ale bitwę teraz zostawmy) - kim (czym, jaką siłą, jaką energią) on jest?
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

23
Thana, nie trywializujmy! bezimienna szóstka to tylko jeden z wątków i w żadnej konfiguracji nie ma tworzyć tragikomedii, to nie jest mini traktat filozoficzny,

nie chcę pisać o tym co chciałem napisać a nie wyszło, chodzi mi jedynie o wykazanie, że tam gdzie zarzuca się np niedoinwestowanie to jest to celowe (czy dobre czy złe- mniejsza o to) i wyciągnięcie wniosków na przyszłość
:)
a co do cesarza- tu nie ma żadnej głebszej myśli, pierwotnie miał być tylko on, później zdecydowałem się na szkatułkę, choć dobrze by było gdyby ktoś zauważył, że jest to dynastia Kimów, znana i dziś m.in. z rozstrzeliwania generałów za pomocą artylerii czy kochanek wodza za rzekome seks taśmy oraz z tysięcy innych absurdów wśród których tytoń byłby neutralny

24
Smoke, w dziedzinie wyrobów tartacznych jesteś moim Mistrzem i fakt, że w tej sprawie zawsze masz ostatnie zdanie przyjmuję ze zrozumieniem, pokorą i odpowiednią dozą uwielbienia :-P

25
Smoke, dobry tekst ma (co najmniej!) trzy warstwy: narrację (angażującą intelekt odbiorcy), spektakl (angażujący wyobraźnię) i przesłanie (angażujące emocje). Przesłanie to jest to, co odpowiada na pytanie: po jakiego grzyba autor to napisał i po jaką cholerę ja, czytelnik, mam to czytać. Ty mi odpowiadasz: po nic. Może się mylę, ale wydaje mi się, że Ty się po prostu boisz tej warstwy przesłania, bo... no właśnie... bo co? Bo się odsłonisz z własnym postrzeganiem świata? Bo powiesz coś ważnego? Osobistego? Bo coś temu czytelnikowi emocjonalnie i intelektualnie zrobisz, coś mu do łba i do serca młotkiem wbijesz? No więc w całej zabawie w pisanie właśnie o to chodzi. Żeby to właśnie zrobić. Bez tego nie ma dobrego tekstu. Nawet jeśli tym przesłaniem miałoby być tylko: baw się dobrze.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

26
Uważam, że pisarz ma tylko dwa zadania; albo daje odpowiedzi albo zmusza czytelnika do zadawania pytań. Przesłanie, myśl przewodnia to najważniejsze rzeczy w pisaniu, dlatego sukces odniesie ten, kto ma coś do powiedzenia.
Ten tekst miał pokazać zmianę wzajemnego postrzegania dwojga uprzedzonych do siebie ludzi. To że przyszli odbębnić kolejny dzień w korpo a przypadkowo rekrutacja przestała być nudna, spodobała się bohaterom, którzy zaczęli przekonywać się do siebie. Istotne są też same rządy przypadku; niby pełen profesjonalizm a w rzeczywistości nieudolność i ślepy los- samo życie. W tym kontekscie nefryt schodzi na drugi plan.
W tym tekscie nie ma mnie, nie pisałem sobą, wszystkie postacie są fikcyjne, celowo nudne i celowo niedoinwestowane. Nie ma jednak jakiejś jednej wiodącej myśli, każdy może interpretować na swój sposób, ktoś poczuje się jak bezimienna szóstka, której plany przekreślone zostały jednym ruchem korposzmaty, nikt nie poczuje się jak trójka głąbów ale każdy przyzna, że zna kogoś do nich podobnego- ot cała historia.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”