Nie będę robić łapanki, bo tu już o różne słówka i zdania poszły dyskusje, podzielę się swoją refleksją. Zapewne będzie ona częściowo zbieżna z niektórymi opiniami przedmówców, ale postaram się dorzucić coś swojego.
Przeczytałam tekst i... kurka, poleciałam od razu do wszystkich po, przed i innych fragmentów linkowanych na początku. I niestety nie dlatego, że tekst mi się tak bardzo spodobał (choć są w nim ciekawe kawałki). Zupełnie nie mogłam się połapać o co chodzi. Po przeczytaniu pozostałych fragmentów mniej więcej jestem w stanie zrozumieć niektóre hasła ale... historia jest papierowa. Jest papierowa, bo bohaterowie istnieją tylko w kilku scenach, nie mają w sobie nic więcej niż było potrzebne do umieszczenia ich w opisanych sytuacjach. Nie mają skojarzeń. Wspomnień.Takich, które by nam mówiły o nich coś więcej. Widzą tylko to co jest potrzebne do zilustrowania tu i teraz.
Nie pomaga drętwota językowa. Przez nią nie budujesz klimatu. To jak z tym malowaniem czegoś wesołego:
chętnie ale jak, skoro mam tylko szary i czarny?
Do tego leży dynamika: jest płonący wieżowiec, jest wezwanie do bohaterstwa, są rozterki, ale trzeba pamiętać, że czas nie jest z gumy i w czasie malowania pejzażyku z nagrobkami, to się już pół miasta zdąży spalić.
Nie pomaga skakanie narratorem od postaci do postaci.
Mam wrażenie, że próbujesz złapać za dużo srok za ogon. I heroiczną akcję ratunkową i rozterki wewnętrzne, konflikt i tajemnice w związku Asi, a przez to wychodzi klops.
Fabuła może być ciekawa. Super moce to wdzięczny temat, nawet jeśli mocno eksploatowany.
Jednak wymaga nośnika, który przykuje uwagę. Bohatera, który jest prawdziwy. Spróbuj poobserwować trochę swój własny monolog wewnętrzny, własne reakcje, myśli, refleksje skojarzenia. Zobacz, jak ożywić to, co się dzieje w głowie bohatera, żeby lęk był lękiem, żeby bohater miał go w głowie (myśl: wojsko, eksperymenty), w ciele (ściskanie żołądka, drżenie głosu) w zachowaniu (tłamszenie spodni, wycieranie rąk, przygryzanie długopisu).
Dobry jest moment konfrontacji (a dokładnie jej unikanie) Asi z lustrem - to wyłapałam jako taką "żywą" chwilę tej postaci.
Językowo - niezgrabnie.
Articuno pisze:1. Na środku krypty stało zombie. 2. Było krzywe, obleśne i miało ręce przepisowo wyciągnięte przed siebie. 3. Charknęło coś pod resztką nosa i zaczęło 4. sunąć w kierunku Bena.
WWWBen 5. zarąbał je dwoma ciosami paladyńskiego miecza, odchylił się na krześle i sięgnął po 6. rozwrzeszczany telefon.
WWWZabrakło dziesięciu centymetrów 7..
1. Pośrodku ?
2. obleśny - «odrażający, lubieżny, rozpustny» , zdecydowanie skojarzenie z podtekstem seksualnym, i zaczynam się zastanawiać w jaki sposób ta obleśność została osiągnięta? Pozostałabym przy odmianach potworności, obrzydliwości.
Jakie to jest krzywe zombie? Pokraczne, pokrzywione, garbate, to tak, ale krzywe? krzywe są zęby, nogi ale nie ludzie, a co za tym idzie, nie zombie.Chyba, że
stało krzywo. Pochylone. A to co innego.
3.charknąć - splunąć. Nie charka się pod nosem, tutaj rozbiłeś zwrot:
mamrotać albo mówić pod nosem.
4. sunąć -«iść, jechać lub płynąć równo, bez wstrząsów i zatrzymywania się» I teraz zobacz jak to nie pasuje, zombie, pokraczne, pokrzywione, gdzie wyraźnie kierujesz nas w stronę klasycznych zombie w stylu "eat brains", zamiast "przepisowo" (:P) wlec się, kuśtykać, powłóczyć nogą, wdzięcznie sunie

Miałam absurdalne skojarzenie ze sceną z Corpse Bride

5. Razi mnie słowo
rąbać w odniesieniu do miecza. No i
rąbać ciosami, to w ogóle kiepsko brzmi. Ale to już mój foch.
6.rozwrzeszczany telefon - bardzo mi to nie brzmi, dodatkowo, skoro już rozwrzeszczany, to sugeruje, ze czynność wrzeszczenia/hałasowania trwała już jakąś chwilę, dlaczego zatem dopiero teraz to się pojawia? Skoro hałasował chwilę, to ten narastający/przeszkadzający dźwięk powinien zostać zauważony przez bohatera chwilę wcześniej, towarzyszyć jego wcześniejszym czynnościom i do tego wzbudzić jakąś reakcję, zgaduję, irytację, złość (
wrzeszczeć nie jest obojętne emocjonalnie, neutralnie byłoby - grający, dźwięczący, dzwoniący itd. ).
7. (...) by sięgnąć... To zdecydowanie nie jest moment na równoważniki zdań. Tu się będzie toczyć rozmowa, to jest moment na bohatera z jego myślami, na chwilę zaprezentowania jego nastroju. Może być dłużej, bardziej rozwlekle, to tu budujesz klimat sytuacji. Szybko, dynamicznie, krótko powinni rozmawiać potem, jak jest presja czasu, dużo dzieje się na raz.
Nie wypisuję, by się czepiać, tylko żebyś mógł się przyjrzeć, co mam na myśli mówiąc o językowej drętwocie - nie nadążasz słowami za wyobraźnią, nie tworzysz plastycznego, wyobrażalnego opisu. W ten sposób nie buduje się klimat, a opowieść, pomimo swojego potencjału, nie wciąga.
Ale to się da wyćwiczyć. Właśnie tak, jak to czynisz, eksperymentami, próbami, podglądaniem kogoś innego,bezczelnym zżynaniem, po to by gdzieś na końcu wyłoniło się coś, co nazwiesz
swoim stylem. Spróbuj pod tym kątem popatrzeć na swój tekst i teksty innych.
Mam nadzieję, że nie namieszałam za bardzo.
