PROLOG
I
Na początku słychać tylko szum wiatru i uderzenia ciężkich kropel deszczu.
Trzech jeźdźców jedzie po błotnistej drodze w awangardzie niewielkiej karety.
Wiatr szumi w koronach drzew. Zachodzące słońce zapala horyzont krwistoczerwoną łuną.
Deszcz przestaje padać.
Cisza.
Nienaturalna, głucha cisza, nieprzerwana nawet przez śpiew ptaków i szum wiatru.
Czarnobrody krasnolud wstrzymuje jeźdźców gwałtownym ruchem ręki. Wpatrując się w trakt, odpina niewielką kuszę od siodła. Koń następnego jeźdźca, niskiego ogolonego na łyso człowieka, kręci niespokojnie głową, rży i cofa się o kilka kroków. Człowiek pochyla się, szepce coś wałachowi do ucha, głaszcze po szyi. Następny jeździec, olbrzym na równie olbrzymim wierzchowcu, dobywa wielkiego jednosiecznego topora o wygiętym stylisku. Zeskakuje z konia.
Drzwiczki karety otwierają się z cichym, ponurym skrzypnięciem.
W tej chwili rozlega się huk eksplozji.
II
Tłuszcz z cichym sykiem ginął wśród płomieni.
Siedzący przy ognisku krasnolud poprawił ułożenie drew końcem grubego badyla. Obrócił rożen – zając miał już więcej niż dość po tej stronie.
Jak zwykle w tej stronie świata, po suchej i wietrznej wiośnie nastąpiło deszczowe lato.
Wielkie krople ciężko bębniły o wielkie, twarde liście, dziwnego, niskiego i strasznie poskręcanego drzewa, w korzeniach, którego krasnolud rozbił obóz. W oddali szumiała rzeka.
Zaszeleściły krzaki. Kroki.
Krasnolud błyskawicznie zerwał się na nogi. Ogień zatańczył krwawym refleksem na klindze długiego noża, który pojawił się w dłoni brodacza. Zamarł, starając się przebić ciemność wzrokiem. Nie zauważył nikogo, chociaż przed chwilą mógłby przysiąść, że zaraz przed nim majaczy jakaś niska postać. Przetarł załzawione od wpatrywania się w ciemność oczy po czym usiadł nie odkładając noża.
Zasnął wpatrzony w ciemność.
Przywitał go zimny i pochmurny poranek. Deszcz przestał padać, jednak nie zanosiło się na poprawę pogody. Krasnolud tęsknie popatrzył na walające się wśród zwęglonych resztek drzew i popiołów ostatki kości zająca, przeklinając się w duchu za to, że podczas przedwczorajszej ucieczki nie pomyślał o prowiancie.
Do Voss Alyyn, pomyślał spoglądając na starą i podartą mapę, jest nie więcej niż jeden dzień drogi. Jeśli się pośpieszę mogę zajść jeszcze przed zmrokiem. Ha, szykuj się Wesst. Furin idzie do ciebie.
- A wtedy – powiedział półgłosem. – Przekonasz się, że ja nigdy nie rzucam słów na wiatr.
- Nigdy.
Znalezienie szlaku zajęło mu sporo czasu. Zanim do niego dotarł przeszedł, jak mu się przynajmniej wydawało, pół mili. W niespełna pół godziny po tym, jak wyruszył zerwał się wiatr i rozgonił deszczowe chmury.
Fruin szedł wolno po kostki zapadając się w błocie, zachodzące słońce zapaliło horyzont krwistoczerwoną łuną.
Szelest. Kroki.
Krasnolud obrócił się błyskawicznie. Dobył zręcznie długiego miecza.
Pusto.
Wtedy rozległ się huk eksplozji.
III
Ciężkie, drewniane ze stalowymi okuciami, skrzydła Bramy Przybyszów, rozwarły się z donośnym zgrzytem. Aryn przeszedł powoli prowadząc konia, niewielkiego kasztana, za uzdę.
Wymijając kałuże, ruszył główną ulicą, łączącą bramy Przybyszów i Morską. Droga, pamiątka po wcześniejszych osadnikach, wyłożona była wielkimi kamiennymi płytami. Końskie stąpnięcia ginęły w nieustannym jazgocie miasta.
Wzburzone morze z dzikim hukiem rozbijało się o przybrzeżne skały. Od północy, od strony lasu, dobiegał nieustanny stukot siekier. Z jednej z bocznych uliczek wyleciała, z dzikim krzykiem, zgraja malutkich niziołków. Miniaturowe dzieci, żadne z nich nie mierzyło więcej niż metr, przebiegłszy na drugą stronę ulicy, dopadły niewysokiej staruszki, siedzącej na ganku karczmy „Pod Wyjącym Głazem” i tam utworzyły malowniczą kupę, oblegając nieduży fotel bujany. Półelf zakręcił w jedną z bocznych ulic, skierował się w stronę stajni.
- Panie – ktoś dotknął go w ramię. Obrócił się i zobaczył wysokiego służącego o bujnych jasnych włosach i chudej twarzy. – Lord Martyus wzywa was Panie do siebie.
- Weź mojego konia do stajni – powiedział półelf wciskając służącemu wodzę do ręki.
- Powiedz Harinowi żeby się nim zajął.
Na Placu Pokoju panował trudny do wytrzymania zgiełk.
Przekupki, handlarze i kupcy starali się przekrzyczeć nawzajem, nawołując klientów i zachwalając towar. Rzemieślnicy walili młotami w metalowe blachy, od czasu do czasu przerywali pracę i przeklinali plugawie ocierając pot z czoła. Szczekały psy, gdakały kury, krzyczeli ludzie, płakały zagubione w tłumie dzieci.
Nadzwyczajny, nawet jak na tę porę dnia, ścisk niemalże uniemożliwiał poruszanie się.
Aryn starał się iść najszybciej jak mógł, Martyus nie należał do najcierpliwszych ludzi. Już po chwili półelf zaczął robić dobry użytek ze swoich łokci. Nie zważając na przekleństwa brnął przed siebie rozpychając ciżbę.
- Uwaga! Uwaga! Cisza! – ryczał tęgi mężczyzna w królewskich barwach, stojący na dużym pudle. Tłum ani myślał się uciszać, ale mężczyzna miał głos jak buchaj i umiał się nim posługiwać.
- Z rozkazu Rady Lordów i Kurii Najwyższej, świątynia Fali znajdująca się na klifie przy wybrzeżu, przez miejscowych zwana Equalt Larim, jako miejsce obrzędów pogańskich, sprzecznych z nakazami naszej wiary, zostanie zrównana z ziemią.
Ktoś westchnął cicho za plecami półelfa. Aryn obejrzał się ukradkiem. Stojąca zaraz za nim, ciemnowłosa dziewczyna o smagłej skórze pokręciła z rezygnacją, zauważywszy spojrzenie półelfa obróciła się szybko i odeszła.
- Wiadomym jest takoż, iż Yalza Harimm i członkowie jej zbójeckiej bandy, ogółowi znani, jako łupieżcy prawem przez miłościwą Radę Lordów nam nadanym na śmierć są skazani. Każdy, kto im pomocy udzieli lub…
Dalsze słowa rozpłynęły się wśród zgiełku.
Strażnik przy Bramie Rządowej kłócił się głośno z młodą wysoką i jasnowłosą dziewczyną.
- Jak to bramy zamknięte? – kobieta miała dziwny, mający metaliczny wydźwięk, głos, który teraz, gdy krzyczała, bardzo przypominał szczęk mieczy. – Ja mam wiadomość do hrabiego Wessta…
- Choćbyś samemu Lordowi Martyusowi listy niosła, nie przepuszczę. Rozkaz mam wyraźny, nikogo, kto upoważnienia nie pokaże nie przepuszczę.
Aryn podszedł bliżej. Strażnik, słysząc kroki i chrzęszczenie kolczugi obrócił się szybko i już miał począć krzyczeć, gdy zobaczył zawieszony na szyi półelfa amulet, przedstawiający orła z rozpostartymi skrzydłami, symbol oddziałów specjalnych. Zmitygował się błyskawicznie i zasalutował kułakiem. Po czym bez słowa wyjął pęk kluczy i otworzył furtę dla pieszych.
- A więc to tak – głos dziewczyny drżał z wściekłości – Niektóre ważne persony to się bez pytania wpuszcza. Czyżby zakaz dotyczył tylko pospólstwa? Może czcigodny Lord Martyus postanowił definitywnie odgrodzić się od biednego pospólstwa. Może…
Może do paki chcesz iść smarkulo jedna! – rozdarł się strażnik. –Bacz, co mówisz.
I przy kim, dodał w myślach Aryn przechodząc przez furtkę.
Trzynaście lat w służbie Rady Lordów. Trzy pośród elitarnej straży zwanej „Orły”, Dziesięć, jako osobisty strażnik Lorda Martyusa. Trzynaście lat. I jedynym, co otrzymuje od ludzi jest strach.
Dzielnica Rządowa znacznie różniła się od pozostałych części miasta. Wybudowano tu tylko siedem budynków, oprócz dwóch siedzib gildii, rzemieślników i kupców, głównej świątyni, karczmy „Pod Rozszalałym Smokiem”, były tu tylko dwa budynki mieszkalne. Dwie rezydencje najstarszych rodów ze starego kontynentu. Murosan i Astur.
I oczywiście był tutaj zamek Camerod, siedziba Lorda Martyusa. Był to relikt z przeszłości. Jeden z niewielu budynków wzniesionych przez poprzednich mieszkańców wybrzeża i pozostawiony w niemal idealnym stanie. Zbudowany był w całości z gładkiego czarnego kamienia. Trzy wielkie wieże, każda wyglądająca jak smukła świeca ze skośnie ściętym czubkiem, miały takie same, wąskie zwieńczone łukiem okna. Do wejścia prowadziło czterysta dwadzieścia trzy stopnie szerokich schodów.
Teren Dzielnicy Rządowej poprzecinany był wieloma sztucznymi strumieniami i plątaniną wąskich alejek wysypanych kolorowymi kamyczkami, po których przechadzali się bogacze, odziani w drogie tuniki.
Aryn ruszył szybko przed siebie starając się nie potrącić żadnego z przechodniów.
W komnacie panował półmrok. Większość, umieszczonych pod sklepieniem, okien przysłonięta była zasłonami z czerwonego jedwabiu. Półelf zszedł po kilku stopniach schodów i ruszył między dwoma rzędami zdobionych kolumn. Lord Martyus patrzył przez jedno z okien opierając ręce na parapecie. Nie obrócił się, kiedy półelf podszedł bliżej i staną za jego plecami.
- Wzywałeś mnie panie? – zapytał Aryn.
- Ciekawe, kim oni byli – głos Lorda brzmiał dziwniej niż zwykle. – Ci, którzy byli tutaj przed nami. Ludźmi? Krasnoludami? Elfami? A może byli kimś całkiem innym. Prawdopodobnie nigdy się już nie dowiemy. Nigdy już ich nie spotkamy. Może i dobrze. Nie sądzę by oni chcieli się z nami spotkać. Zniszczyliśmy nasz świat. Znaleźliśmy nowy i… - zamilkł.
- Zrobiliśmy to, co było konieczne by przetrwać. Ostatnia wojna i Rytuał Oczyszczenia niemal doszczętnie…
- Ja wiem o tym aż nazbyt dobrze. Rag Narrok. Zmierzch bogów i świata. Wiesz jeszcze niedawno nie wierzyłem w istnienie bogów. Jeszcze niedawno… Mniejsza z tym. Nie wezwałem cię tutaj, aby rozprawiać o przeszłości. Doszły mnie słuchy o braciach Selephnir. Dobra robota – podszedł do swojego przypominającego tron krzesła stojącego przy niewysokim kamiennym stole, wziął jedną z wielu butelek i nalał sobie wina w złoty kielich. – Bardzo dobra, można by rzec. Mamy jednak większy problem – zamilkł na chwilę, skrzywił się boleśnie. - Amelia Astur nie żyje.
Aryn westchnął niezauważenie.
- Jak? – zapytał cicho.
- Wracała z jednej ze swoich podróży. Jak zwykle w eskorcie najemników. Jechali skrycie, specjalnie omijając najbardziej uczęszczane szlaki. Jej ochroniarze, to nie była jakaś pierwsza lepsza banda. To byli zawodowcy. Mimo to, dali się złapać w pułapkę. Z tego, co wiem nastąpiła silna eksplozja. Prawdopodobnie robota jakiegoś czarodzieja.
- Magia? Przecież od dobrych kilku lat, od Rytuału, nikt nawet nie widział czarodzieja. Nie odpowiedzieli nawet na wezwanie Rady Lordów.
Martyus przeczesał swoje krótkie jasne włosy. Odstawił kielich.
- Właśnie dla tego chcę żebyś to sprawdził. Udasz się na miejsce. Najpierw jednak chcę byś zajął się przesłuchaniem świadka.
- świadka?
- Tak, pewien krasnolud znajdował się bardzo blisko, kiedy nastąpiła eksplozja. To on doniósł nam o śmierci Amelii i wskazał miejsce, na które powinniśmy się udać. Rozkazałem straży zabezpieczyć teren i nie ruszać niczego do twojego przybycia. Krasnolud, świadek przebywa aktualnie w areszcie miejskim. To przestępca. Uciekinier z konwoju więźniów skazanych na prace w kopalniach. Kiedy z nim skończysz wydaj na niego wyrok. Jakikolwiek, masz pod tym względem wolną rękę, tak samo względem morderstwa. Korzystaj ze wszystkich dostępnych środków. Masz znaleźć sprawcę.
ROZDZIAł 1
I
Po raz niewiadomo który Furin przeklną w duchu swoją głupotę. Jakim przeklętym durniem trzeba być, aby w trzy dni po ucieczce z konwoju więźniów, pójść prosto na posterunek straży? Ale co było robić? Nie mógł przecież przemilczeć tego, co zobaczył na trakcie.
Nie była to też całkowicie jego wina. Miał po prostu pecha. Kiedy złożył wyczerpujące, prawie dwugodzinne zeznanie, i szykował się do wyjścia wpadł prosto na człowieka, którego, według prawa, pobił i okradł. Była to prawda, lecz nie do końca. Wesst Murosan, wielki bogacz i jedna z najważniejszych osób w Voss Alyyn, wynajął jego i jego bandę do wykonania pewnej roboty. Chodziło o odzyskanie pewnego, cennego jakoby, artefaktu ze świątyni Bezwietrznej Nocy. Wesst kilkakrotnie zapewniał, że będzie to łatwa i szybka robota. Jednak suma ośmiuset florenów, jaką obiecywał za wykonanie zadania i możliwość zatrzymania wszystkich pozostałych skarbów, mówiły dokładnie, co innego. Nikomu się to nie podobało, ale oni byli zawodowcami i nie zadawali pytań.
Zamiast skarbów i złota znaleźli śmierć.
Pierwszy zginą Thrinn, kuzyn Furina, niezrównany w walce na topory. Wirujące ostrza pułapki pozbawiły go większej części głowy. Następny był Khariim. Najemnik i poszukiwacz przygód od trzynastego roku życia, padł przeszyty bratobójczym bełtem wystrzelonym przez gnoma Fireghana. Zaraz po tym gnom przebił się własnym mieczem, szepcąc przy tym słowa w nieznanym języku.
Mimo wszystko krasnolud zdobył artefakt, którym okazała się zwykła miedziana obrączka, i wrócił do miasta. Wesst spotkał się z nim w tawernie „Pod Wyjącym Głazem” w mieście. Kiedy zobaczył, co mu przyniesiono, Wesst zaczął złorzeczyć i odgrażać się. Nie chciał zapłacić. W odpowiedzi na to krasnolud obalił go na ziemię i odebrał swoje wynagrodzenie, zabierając coś ekstra za śmierć przyjaciół. Nie przebył nawet połowy drogi do miasta, kiedy zatrzymała go straż.
I w niecały tydzień później dał się złapać znowu.
II
Siedział na twardym stołku przy niedużym stole w małym, ciemnym pomieszczeniu bez okien.
Drzwi rozchyliły się, światło rozlało się po pomieszczeniu, badając dokładnie każdy kąt, zaglądając w każdy zakamarek. Furin zmrużył lekko, przyzwyczajone do ciemności, oczy.
Do pomieszczenia weszło trzech ludzi. Dwóch z nich, strażników miejskich w kolczugach i okrągłych hełmach, wyszło prawie natychmiast zostawiając go samego z trzecim. Niechybnie był to ćwierć, może nawet półelf. Miał jasne, krótkie włosy. Nie mierzył więcej niż pięć i pół stopy. Mieszaną krew zdradzały oczy, duże koloru, zimnej stali, i charakterystyczne małżowiny uszne. Nosił czarny, nabijany srebrnymi ćwiekami, kaftan. Na nim opończę z kapturem. Jego szeroki pas obciążony był długim mieczem w pochwie z czarnej gładkiej skóry. Ciemne, szerokie spodnie wpuszczone miał w wysokie jeździeckie buty z ostrogami.
Nie śpiesząc się podszedł do stołu, przysuną sobie krzesło i usiadł. Płomień świecy zatańczył czerwonym refleksem na amulecie, który półelf nosił na szyi. Krasnolud zdziwił się, i to bardzo.
- Orły – powiedział. – Ha. Coś żem musiał nieźle zmajstrować, że się mną służby specjalne zajmują.
- Wczorajsza eksplozja na szlaku – powiedział po chwili półelf i zrobił długą pauzę.
– Jesteś przestępcą, uciekinierem – podjął po chwili. - Mimo to wracasz do miasta, w którym cię pojmano. Dlaczego?
- Jeśli chodzi o to, co mnie się na szlaku spotkało, to ja żem już zeznania złożył. Możesz poczytać, bo był tu taki jeden, co spisywał.
- Nie odpowiedziałeś na pytanie. Dlaczego wracałeś do miasta?
- Chciałem się dostać na statek – zełgał gładko krasnolud – Co bym się mógł dostać na wyspy.
- Na statek - twarz półelfa nawet nie drgnęła, jednak oczy błysnęły mu niebezpiecznie.
- Zresztą nie ważne. Opowiedz mi o tym, co widziałeś na miejscu napaści.
- Jak już wiesz wracałem sobie spokojnie, nie głównym traktem ino jednym z bocznych, do miasta. Zachodziło słoneczko, powiewał lekki wiaterek od morza. Z nagła zrobiło się bardzo cicho. Zdało mi się, że ktoś za mną jedzie, to żem się obrócił i już miałem czmychać w krzaki, bom myślał, że to może jakiś pościg za mną. I wtedy jak nie urżnie, mało mi uszu nie rozsadziło. Padłem plackiem na ziemię i leżałem tak przez chwilę. Potem żem się zerwał i pobiegłem przed siebie. I wpadłem. Prosto do leja, co po tej eksplozji powstał. Stoczyłem się tam na sam dół. Trochę czasu minęło zanim wylazłem. No, ale w końcu mi się udało i pognałem prosto do miasta na posterunek, co by komuś o tym powiedzieć. No a teraz tutaj siedzę.
- Nie zatrzymałeś się? Nie sprawdziłeś czy ktoś przeżył?
- Oczywiście, że się zatrzymałem – powiedział nieco głośniej krasnolud. – Za kogo ty mnie masz? Ale widzisz, tam nie było wiele do sprawdzania, trochę zakrwawionych szmat i osmolonych desek.
- I nie widziałeś nikogo? Nie słyszałeś, ani nie wyczułeś?
- Nikogo żem nie widział ani nie słyszał, a wyczułem to jedynie swoje onuce, bo śmierdzą jak sam diabeł.
Półelf zamilkł i zamyślił się widocznie. Milczał długo w ogóle nie zwracając na Furina uwagi.
- No, to jak ja już nie jestem potrzebny to może sobie pójdę – powiedział po długiej chwili krasnolud szczerząc żółte, krzywe zęby.
- Idź – powiedział wciąż zamyślony półelf. Krasnolud o mało, co nie zleciał ze stołka. Wstał jednak szybko i skierował się w stronę drzwi.
- Stój – półelf wstał. – Zmieniłem zdanie.
Furin zatrzymał się i obrócił się z ociąganiem. I westchnął ciężko.
- Zmieniłem zdanie – podjął półelf. – Jutro z samego rana wybieram się na miejsce zdarzenia. Ty jedziesz ze mną. Będziesz moim przewodnikiem. żeby ci się nie zachciało uciekania, spędzisz noc w areszcie. Rano zostaniesz odprowadzony przez strażników do magnackich stajni. Będę tam czekał razem z twoim ekwipunkiem.
III
Aryn opuścił komnatę. Lord Martyus napełnił po raz kolejny złoty kielich. To przebranie zaczynało go już męczyć. Nieustanne życie pod osłoną magii iluzorycznej powodowało stały ból głowy i uczucie otępienia.
- Ty cholerny idioto – głos Wiedźmy był spokojny, jednak jej ciało aż drżało ze złości.
– Spieprzyłeś sprawę.
- Ja też się cieszę, że cię widzę babuniu.
- Nie nazywaj mnie tak!
- Dobrze, dobrze, jak sobie tylko życzysz. Ale zamiast znieważać mnie i niszczyć resztki mej szlacheckiej godności, może powiesz w końcu, o co ci kurwa chodzi?
- O niego – wskazała szponiastym palcem na drzwi. – Po co mu aż tyle mówiłeś? Po co zlecałeś mu śledztwo?
- Może, dlatego że ten „on” znał i przyjaźnił się z moją siostrą już dobre dziesięć lat? Może, dlatego że ona jego a nie mnie zawsze traktowała jak brata? Może, dlatego że on znał Martyusa prawdopodobnie lepiej niż wszystkie jego kochanki a ten, zapewniam cię, bo dzięki tobie mam jego wspomnienia, miał ich w cholerę, a może nawet jeszcze więcej? Może, dlatego że chociaż jego elfia połowa pozwoliła mu zachować kamienną twarz, to jego ludzkie serce prawdopodobnie zawyło z bólu?
- Dobra skończ już cholera gadać. Ty się marnujesz próbując objąć władzę, powinieneś zostać poetą lub w gorszym przypadku kronikarzem klasztornym. Pomijając te głupoty, w swojej nieustannej paplaninie, popełniłeś jeden błąd.
- Mianowicie?
- Po jakiego diabła mówiłeś mu skąd wiesz o jej śmierci. Po co ten dokładny opis?
- Przecież mamy świadka, nie?
- Tak mamy. Mamy świadka, który zeznał, cytuję, „Ale widzisz, tam nie było wiele do sprawdzania, trochę zakrwawionych szmat i osmolonych desek” - głos Wiedźmy zmienił się i przez chwilę przemawiała niskim gardłowym głosem krasnoluda.
- Znaczy się, że co?
- Głupcze nikt, nawet rodzina, nie wiedział którędy będzie wracać Amelia. A jeśli tam nic nie zostało, a zapewniam cię po mim czarze niewiele mogło zostać, to skąd ty cholera możesz wiedzieć, że ona tam zginęła?
- O – skomentował.
- Co „o”?
- Za bardzo się martwisz, jutro wyślę ludzi żeby się nim zajęli. Zginie zanim dotrze na miejsce, wszyscy, zapewniam cię nawet Rada i Kuria uznają to za nieszczęśliwy wypadek.
- Aż takich dobrych masz ludzi?
- Najlepszych.
IV
Woda w beczce była zimna i szybko przyniosła otrzeźwienie. Theshu zachłysnął się i z całych sił spróbował wyrwać się z mętnych czeluści, jednak zaciśnięte na jego karku dłonie były jak obcęgi. Po chwili pociągnęły go w górę. Zaczął kasłać i pluć wodą.
- Wytrzeźwiałeś? – głos trzymającego go mężczyzny był spokojny i zimny jak lud. Najemnik kiwną głową.
- Więc posłuchaj Lord Martyus ma dla ciebie zadanie. Po szczegóły zgłosisz się dziś w nocy bezpośrednio do niego. Tutaj masz glejt – wepchnął mu mały rulonik za pazuchę starej zielonkawej koszuli.
– Nie spóźnij się.
V
Poranek był słoneczny ale zimny, konie rżały a z ich nozdrzy wydobywała się para. Parobkowie uwijali się tam i z powrotem między przegrodami. Harin po raz niewiadomo który sprawdzał uprząż kasztana swojego pana.
Zbójowie, zbójowie bądźcie se zbójami
A my se pośpimy nocą z dziewczynami
Na sianeczku sianie, na sianie kochanie
Na sianeczku, na białym przez miesiączek cały…
- Zamknąć się tam! – ryknął sługa podchodząc do uchylonych drzwi stajni. – Zamknąć się i do roboty brać! Bo batem oćwiczę tak że przez miesiąc na rzyci nie siądziesz.
- Eeee… co?
Koniuch wychylił głowę przez szparę i spojrzał prosto w zarośniętą twarz krasnoluda, a nie jak się spodziewał parobka.
- A ty tu po co?
- Bo mnie kazali – powiedział krasnolud szczerząc żółte zęby. – O tamci – wskazał na grupę kilkunastu strażników trzymających się na uboczu. – żebym szefa poszukał, wiesz takiego dziwnego ab-are tfu… znaczy się pół-elfa, którego mienia niestety nie spamiętałem, co to nam tu kazał wszystkim być.
- Nie ma go jeszcze nie przyszedł, musicie jeszcze poczekać. Wasze wozy i rumaki będą gotowe – odwrócił się i zniknął w stajni.
3
Zauważyłem przebrzydłe słowo "krasnolud", w twarz uderzyło mnie ohydne słowo " niziołek", potem dobity zostałem paskudnym słowem "elf" i pół-paskudnym "pół-elf" i nagle ochota na doczytanie mi przeszła, tym bardziej, że to tylko fragment większego dzieła ( bez jakiegoś sensownego zakończenia ). Popchnięty jednak przez obywatelski obowiązek ( gdy siedziałem przed kompem, bezczelnie mnie popchnął ) doczytałem do końca.
Zaczynamy!
Przysiadam, ja naprawdę go widziałem!
Według mnie: Używasz nieco przesadzonych metafor i porównań.
Widzę, krew. Wszędzie krew.
Niezły komandos z tego krasnala, z otwartymi oczyma zasnął. Twardziel.
Wwnneerrwwiiaajjąą mmnniiee ttaakkiiee nnaazzwwyy
Rozumiem, że to może być wizytówką Twojego świata. Podwójne litery w pewnych miejscach. Mimo to, moim zdaniem, takie udziwnienie na siłę. Widziałem już kilkanaście różnych opowiadań, napisanych przez żółtodziobów ( np. takich jak ja ) którzy udziwniali właśnie w ten sposób przeróżne nazwy. Jasne, można tak robić, ale nie nadużywać.
Brakuje tam przecinków. Nie wiadomo czy: plugawie przeklinali, ocierając... ( dziwnie to brzmi ), czy przeklinali, plugawie ocierając pot z czoła ( to dopiero dziwnie brzmi ). Chodziło ci konkretnie chyba o płatnerzy, nie o "rzemieślników" ( to zbyt ogólne pojęcie, jak na ludzi walących młotami w blachy ).
...parskały konie, beczały kozy, biedacy wypróżniali się w ciemnych uliczkach, a strażnicy gapili się na tyłki przekupek.
Chciałeś oddać warunki panujące na rynku, ale przesadziłeś ( szczególnie z tymi dziećmi, jakby nagle na rynku zagubiło się kilka różnych dzieciaków )
Niziołki utworzyły malowniczą kupę. No comments. Jak dla mnie do zmiany. Nie wiem, może mam skrzywioną psychikę.
1. Długie to zdanie.
2. miłościwa Rada Lordów skazuje na śmierć?
3. Wydaje mi się, że stylizacja tego zdania wyszła i zakłóciła przekaz.
Wiadomym jest takoż (?!)... miłościwa Rada, prawem nam ( a kim MY jesteśmy? Radą? ) nadanym na śmierć są ( nie lepiej "zostali"? ) skazani.
Skoro Wiadomym jest, że (takoż) (...) członkowie jej zbójeckiej bandy są skazani (...) - to pytam ja się: Po co gościu ogłasza coś, co jest już wiadome?
Oczywiście, że był - widziałem jak się po tej dzielnicy przechadzał
W kolejnych powtarzasz "był" jeszcze dwa razy.
Wybacz mi narastający sarkazm, ale... Mam wrażenie, że znudzony narrator sam liczył ile ich tam jest. A tak na serio, to nie wiem, po co komuś taka informacja jest potrzebna
Jak się dobrze przeklnie w duchu swoją głupotę, to później się jest przeklętym durniem.
Ciekawe, co się stanie gdy półelf będzie miał dziecko z ćwierćelfem. Zawsze mnie to intrygowało. Oprócz tego: raz piszesz półelf, raz pół-elf. Zdecyduj się.
Rzucając panną lekkich obyczajów, chyba sobie sam odebrał resztki szlacheckiej godności. Po drugie, nic w tekście nie wskazuje na to, że pozwolisz sobie nagle "rzucić kurwą" ( to cięższe przekleństwo niż "cholera" ). Jak dla mnie - do wykasowania/zastąpienia.
A teraz podsumowanie:
1. Przepraszam szanownego kolegę za bezwstydne rozbebeszenie tekstu i nieco dosadny sposób komentowania, jakim się posługuję.
2. Według mnie, ekspertem nie jestem, fragment potrzebuje jeszcze poważnych przeróbek, by czytało się go płynnie i bez zgrzytów. W wielu miejscach brak przecinków, literówki ( połykanie liter ), wspomniane dziwne metafory. Często pragniesz coś opisać bardzo szczegółowo, a wychodzi Ci to niezgrabnie ( m.in. wspomniany rynek, czy Dzielnica Rządowa ).
3. Mankament wstawiania fragmentu dłuższej formy - brak zakończenia, lub czegokolwiek, co chociaż na finał mogłoby mnie zaciekawić. Cały tekst nie wywarł na mnie pozytywnego wrażenia. Nie jest beznadziejnie. Używasz momentami ciekawych słów ( pasujących do realiów = stylizacja na "cztery na szynach" ). Widać nawiązania do mitologii. Rag Narrok ( Ragnarok? nordycki zmierz bogów ), Camerod ( Camelot? )
4. Krasnoludy, Elfy, Niziołki - bleee, mamo nie lubię odgrzewanych obiadów... Postaw na własne pomysły, spal krasnale wraz z brodami, utop elfy i zadepcz nizioły. Za króla! Dla dobra ludzkości!
Ogółem, nie czuję się załamany po lekturze. Coś tam świta. Pisz dalej, powodzenia i bądź wytrwały.
Zaczynamy!
Nie zauważył nikogo, chociaż przed chwilą mógłby przysiąść, że zaraz przed nim majaczy jakaś niska postać.
Przysiadam, ja naprawdę go widziałem!
Według mnie: Używasz nieco przesadzonych metafor i porównań.
Ogień zatańczył krwawym refleksem na klindze długiego noża
Zachodzące słońce zapala horyzont krwistoczerwoną łuną.
Widzę, krew. Wszędzie krew.
Zasnął wpatrzony w ciemność.
Niezły komandos z tego krasnala, z otwartymi oczyma zasnął. Twardziel.
Voss Alyyn, Wesst, Yalza Harimm, Rag Narrok, Thrinn, Kharii
Wwnneerrwwiiaajjąą mmnniiee ttaakkiiee nnaazzwwyy
Rozumiem, że to może być wizytówką Twojego świata. Podwójne litery w pewnych miejscach. Mimo to, moim zdaniem, takie udziwnienie na siłę. Widziałem już kilkanaście różnych opowiadań, napisanych przez żółtodziobów ( np. takich jak ja ) którzy udziwniali właśnie w ten sposób przeróżne nazwy. Jasne, można tak robić, ale nie nadużywać.
Rzemieślnicy walili młotami w metalowe blachy i od czasu do czasu przeklinali plugawie ocierając pot z czoła
Brakuje tam przecinków. Nie wiadomo czy: plugawie przeklinali, ocierając... ( dziwnie to brzmi ), czy przeklinali, plugawie ocierając pot z czoła ( to dopiero dziwnie brzmi ). Chodziło ci konkretnie chyba o płatnerzy, nie o "rzemieślników" ( to zbyt ogólne pojęcie, jak na ludzi walących młotami w blachy ).
Szczekały psy, gdakały kury, krzyczeli ludzie, płakały zagubione w tłumie dzieci.
...parskały konie, beczały kozy, biedacy wypróżniali się w ciemnych uliczkach, a strażnicy gapili się na tyłki przekupek.
Chciałeś oddać warunki panujące na rynku, ale przesadziłeś ( szczególnie z tymi dziećmi, jakby nagle na rynku zagubiło się kilka różnych dzieciaków )
Miniaturowe dzieci (...) tam utworzyły malowniczą kupę, oblegając nieduży fotel bujany.
Niziołki utworzyły malowniczą kupę. No comments. Jak dla mnie do zmiany. Nie wiem, może mam skrzywioną psychikę.
Wiadomym jest takoż, iż Yalza Harimm i członkowie jej zbójeckiej bandy, ogółowi znani, jako łupieżcy prawem przez miłościwą Radę Lordów nam nadanym na śmierć są skazani.
1. Długie to zdanie.
2. miłościwa Rada Lordów skazuje na śmierć?
3. Wydaje mi się, że stylizacja tego zdania wyszła i zakłóciła przekaz.
Wiadomym jest takoż (?!)... miłościwa Rada, prawem nam ( a kim MY jesteśmy? Radą? ) nadanym na śmierć są ( nie lepiej "zostali"? ) skazani.
Skoro Wiadomym jest, że (takoż) (...) członkowie jej zbójeckiej bandy są skazani (...) - to pytam ja się: Po co gościu ogłasza coś, co jest już wiadome?
I oczywiście był tutaj zamek Camerod, siedziba Lorda Martyusa
Oczywiście, że był - widziałem jak się po tej dzielnicy przechadzał
W kolejnych powtarzasz "był" jeszcze dwa razy.
Do wejścia prowadziło czterysta dwadzieścia trzy stopnie szerokich schodów.
Wybacz mi narastający sarkazm, ale... Mam wrażenie, że znudzony narrator sam liczył ile ich tam jest. A tak na serio, to nie wiem, po co komuś taka informacja jest potrzebna
Po raz niewiadomo który Furin przeklnął w duchu swoją głupotę. Jakim przeklętym durniem trzeba być
Jak się dobrze przeklnie w duchu swoją głupotę, to później się jest przeklętym durniem.
Niechybnie był to ćwierć, może nawet półelf
Ciekawe, co się stanie gdy półelf będzie miał dziecko z ćwierćelfem. Zawsze mnie to intrygowało. Oprócz tego: raz piszesz półelf, raz pół-elf. Zdecyduj się.
- Dobrze, dobrze, jak sobie tylko życzysz. Ale zamiast znieważać mnie i niszczyć resztki mej szlacheckiej godności, może powiesz w końcu, o co ci kurwa chodzi?
Rzucając panną lekkich obyczajów, chyba sobie sam odebrał resztki szlacheckiej godności. Po drugie, nic w tekście nie wskazuje na to, że pozwolisz sobie nagle "rzucić kurwą" ( to cięższe przekleństwo niż "cholera" ). Jak dla mnie - do wykasowania/zastąpienia.
A teraz podsumowanie:
1. Przepraszam szanownego kolegę za bezwstydne rozbebeszenie tekstu i nieco dosadny sposób komentowania, jakim się posługuję.
2. Według mnie, ekspertem nie jestem, fragment potrzebuje jeszcze poważnych przeróbek, by czytało się go płynnie i bez zgrzytów. W wielu miejscach brak przecinków, literówki ( połykanie liter ), wspomniane dziwne metafory. Często pragniesz coś opisać bardzo szczegółowo, a wychodzi Ci to niezgrabnie ( m.in. wspomniany rynek, czy Dzielnica Rządowa ).
3. Mankament wstawiania fragmentu dłuższej formy - brak zakończenia, lub czegokolwiek, co chociaż na finał mogłoby mnie zaciekawić. Cały tekst nie wywarł na mnie pozytywnego wrażenia. Nie jest beznadziejnie. Używasz momentami ciekawych słów ( pasujących do realiów = stylizacja na "cztery na szynach" ). Widać nawiązania do mitologii. Rag Narrok ( Ragnarok? nordycki zmierz bogów ), Camerod ( Camelot? )
4. Krasnoludy, Elfy, Niziołki - bleee, mamo nie lubię odgrzewanych obiadów... Postaw na własne pomysły, spal krasnale wraz z brodami, utop elfy i zadepcz nizioły. Za króla! Dla dobra ludzkości!
Ogółem, nie czuję się załamany po lekturze. Coś tam świta. Pisz dalej, powodzenia i bądź wytrwały.
4
Początek brzmi jak scenariusz
i to szczegółowy.koń kręci głową,dla mnie to nie ma znaczenia.widziałem konia.ciągle kręcą głową
Ja nie przeczytałem całego tekstu.Ale jestem Ci wdzięczny,że go napisałeś. Rady MasterMind'a są bardzo użyteczne, również dla czytelników(czyli dla mnie).Więc dzięki
Pozdrawiam
Ja nie przeczytałem całego tekstu.Ale jestem Ci wdzięczny,że go napisałeś. Rady MasterMind'a są bardzo użyteczne, również dla czytelników(czyli dla mnie).Więc dzięki
Pozdrawiam
5
Tylko nie elfy, krasnoludy, pół-elfy i niziołki. Takie nazwy pozostaw Tolkienowi.
Mój poprzednik dużo wypisał błędów więc nie będę powtarzał.
Mam tu jednak kilka z nich:
Zaszeleściły karzaki i zdało się słyszeć kroki.
Proponuje mysli bohaterów pisać kursywą, w nawiasie.
Tutaj źle napisałeś. popraw bo to troche myli.
Powtórka z rozrywki
Prosze tylko bez elfów.
Zbytnio nie podoba mi się ten tekst. Przeskakujesz z jedego wydarzenia do drugiego. I te przeklęte nazwy. Proponuje abyś poszukał nowych i powstawiał, ponieważ ludzie którzy się na tym znaja ominą twój tekst szerokim łukiem.
Mój poprzednik dużo wypisał błędów więc nie będę powtarzał.
Mam tu jednak kilka z nich:
Zaszeleściły krzaki. Kroki.
Zaszeleściły karzaki i zdało się słyszeć kroki.
Do Voss Alyyn, pomyślał spoglądając na starą i podartą mapę, jest nie więcej niż jeden dzień drogi. Jeśli się pośpieszę mogę zajść jeszcze przed zmrokiem. Ha, szykuj się Wesst. Furin idzie do ciebie.
Proponuje mysli bohaterów pisać kursywą, w nawiasie.
- A wtedy – powiedział półgłosem. – Przekonasz się, że ja nigdy nie rzucam słów na wiatr.
- Nigdy.
- A wtedy – powiedział półgłosem. – Przekonasz się, że ja nigdy nie rzucam słów na wiatr. Nigdy!
Tutaj źle napisałeś. popraw bo to troche myli.
- Weź mojego konia do stajni – powiedział półelf wciskając służącemu wodzę do ręki - Powiedz Harinowi żeby się nim zajął.- Weź mojego konia do stajni – powiedział półelf wciskając służącemu wodzę do ręki.
- Powiedz Harinowi żeby się nim zajął.
Powtórka z rozrywki
- Na statek - twarz półelfa nawet nie drgnęła, jednak oczy błysnęły mu niebezpiecznie.
Prosze tylko bez elfów.
Zbytnio nie podoba mi się ten tekst. Przeskakujesz z jedego wydarzenia do drugiego. I te przeklęte nazwy. Proponuje abyś poszukał nowych i powstawiał, ponieważ ludzie którzy się na tym znaja ominą twój tekst szerokim łukiem.
"Tylko te drzwi pozostaną zamknięte, do których nie pukałeś"
6
Jeśli "krasnolud" to przebrzydłe słowo...to dawaj buźkę pod topór!!
Voss Alyyn, Wesst, Yalza Harimm, Rag Narrok, Thrinn, Kharii= bleeeee! i z przytupem!
Do oceniających: odczepcie się od brodatych krasnali!!

Voss Alyyn, Wesst, Yalza Harimm, Rag Narrok, Thrinn, Kharii= bleeeee! i z przytupem!
Do oceniających: odczepcie się od brodatych krasnali!!
"Wiara przychodzi z serca i duszy.Jeśli ktoś potrzebuje dowodu na istnienie Boga ,wtedy sama idea duchowości rozpływa się w sensualizmie i redukujemy to, co święte do tego ,co logiczne."
-Drizzt Do'Urden
-------------------------------------------------------
http://img382.imageshack.us/img382/6497 ... oligon.jpg
Załap się! Jeszcze dziś!
-Drizzt Do'Urden
-------------------------------------------------------
http://img382.imageshack.us/img382/6497 ... oligon.jpg
Załap się! Jeszcze dziś!
8
Tashi pisze:A możemy się czepiaś nie-brodatych jak takich wnajdziemy?
Tak, takich możecie ,bo to już nie będą krasnoludy...a przynajmniej nie te ,które ja lubię
"Wiara przychodzi z serca i duszy.Jeśli ktoś potrzebuje dowodu na istnienie Boga ,wtedy sama idea duchowości rozpływa się w sensualizmie i redukujemy to, co święte do tego ,co logiczne."
-Drizzt Do'Urden
-------------------------------------------------------
http://img382.imageshack.us/img382/6497 ... oligon.jpg
Załap się! Jeszcze dziś!
-Drizzt Do'Urden
-------------------------------------------------------
http://img382.imageshack.us/img382/6497 ... oligon.jpg
Załap się! Jeszcze dziś!
10
No dobra, to teraz konkrety
Niemal identyczne zdanie czytałem w "pani Jeziora" Przypadek?
Powtórzenie (stronie-stronie).
Najpierw jest rano, parzy na kości zająca którego nie jadł (a przynajmniej nie pisałeś o tym) i ma ze sobą miecz. A chwile później jest wieczór, miecz i ekplozja. Wypadałoby chociaż napisać, że się zamyślił (jeśli to jest wspomnienie)
Znowu powtórzenie w dodatku zupełnie niepotrzebne.
Dodane po 12 minutach:
Takich sutuacji jest w tekście więcej. Czasami dziwne też robisz ułożenie przecinków.
Ale ogólnie jest fajne, oprócz schematyczności, która w sumie nie jest taka zła.
To tyle odnośnie prologu.
Rozdział pierwszy przeczytam i skomentuje później.
pozdrawiam
Obrócił rożen – zając miał już więcej niż dość po tej stronie.
Niemal identyczne zdanie czytałem w "pani Jeziora" Przypadek?
Jak zwykle w tej stronie świata, po suchej i wietrznej wiośnie nastąpiło deszczowe lato.
Powtórzenie (stronie-stronie).
Fruin szedł wolno po kostki zapadając się w błocie, zachodzące słońce zapaliło horyzont krwistoczerwoną łuną.
Szelest. Kroki.
Krasnolud obrócił się błyskawicznie. Dobył zręcznie długiego miecza.
Pusto.
Wtedy rozległ się huk eksplozji.
Najpierw jest rano, parzy na kości zająca którego nie jadł (a przynajmniej nie pisałeś o tym) i ma ze sobą miecz. A chwile później jest wieczór, miecz i ekplozja. Wypadałoby chociaż napisać, że się zamyślił (jeśli to jest wspomnienie)
Czyżby zakaz dotyczył tylko pospólstwa? Może czcigodny Lord Martyus postanowił definitywnie odgrodzić się od biednego pospólstwa.
Znowu powtórzenie w dodatku zupełnie niepotrzebne.
Dodane po 12 minutach:
Takich sutuacji jest w tekście więcej. Czasami dziwne też robisz ułożenie przecinków.
Ale ogólnie jest fajne, oprócz schematyczności, która w sumie nie jest taka zła.
To tyle odnośnie prologu.
Rozdział pierwszy przeczytam i skomentuje później.
pozdrawiam
Wery fany, Wery importent, Wery fikatorium
12
Przynajmniej ciekawe.
Spokojnie mogę zaryzykować stwierdzenie, że za jakieś 5-10 lat, jeśli autor będzie ćwiczył pisanie, będzie mógł starać się o wydanie.
Sztampowe realia i kiepska fabuła nie ukryją faktu lordq, że łapiesz o co chodzi w pisaniu. Opowiadasz sam sobie historię.
Pokreslić niepotrzebne słowa, poprawić błędy (skąd do cholery wy bierzecie ten pomysł z kończeniem czasowników w trzeciej osobie liczby pojedynczej na "ą"? Przykucną, przysuną, przeklną... Winno być przykucnął, przysunął, przeklął. Zawsze.)...
Perełka:
No i najważniejsze: Pomysł. O ile fabuła jest co najwyżej "poprawna, jak na klimaty fantasy" (czyli, powiedzmy sobie szczerze: diabelnie wtórna), o tyle realizujesz ją bardzo skutecznie. Wiadomo o co chodzi, wiadomo, czego mniej więcej mamy się spodziewać, postacie nie krążą jak goryle we mgle... Mimo sztampy jest dość ciekawie.
Więc na koniec jedna rada, lordq. Napisz swoją własną historię. Swoją własną. Te całe "pseudo-klasyczne fantasy" jest przewidywalne, nudne i głupie. Niziołki zawsze okazują się być wielkie, elfy zimne, a krasnoludy rezolutne.
Napisz coś własnego, lordq.
Spokojnie mogę zaryzykować stwierdzenie, że za jakieś 5-10 lat, jeśli autor będzie ćwiczył pisanie, będzie mógł starać się o wydanie.
Sztampowe realia i kiepska fabuła nie ukryją faktu lordq, że łapiesz o co chodzi w pisaniu. Opowiadasz sam sobie historię.
Pokreslić niepotrzebne słowa, poprawić błędy (skąd do cholery wy bierzecie ten pomysł z kończeniem czasowników w trzeciej osobie liczby pojedynczej na "ą"? Przykucną, przysuną, przeklną... Winno być przykucnął, przysunął, przeklął. Zawsze.)...
Perełka:
To jest świetne zdanie. Całe opowiadanie powinno być z takich zbudowane.W odpowiedzi na to krasnolud obalił go na ziemię i odebrał swoje wynagrodzenie, zabierając coś ekstra za śmierć przyjaciół.
No i najważniejsze: Pomysł. O ile fabuła jest co najwyżej "poprawna, jak na klimaty fantasy" (czyli, powiedzmy sobie szczerze: diabelnie wtórna), o tyle realizujesz ją bardzo skutecznie. Wiadomo o co chodzi, wiadomo, czego mniej więcej mamy się spodziewać, postacie nie krążą jak goryle we mgle... Mimo sztampy jest dość ciekawie.
Więc na koniec jedna rada, lordq. Napisz swoją własną historię. Swoją własną. Te całe "pseudo-klasyczne fantasy" jest przewidywalne, nudne i głupie. Niziołki zawsze okazują się być wielkie, elfy zimne, a krasnoludy rezolutne.
Napisz coś własnego, lordq.