Trochę więcej [Psychologia]

1
ROZDZIAł I



O poznaniu wartości najwyższej wartości, czyli o prawdziwym poznaniu samego siebie.




- Piękna korona Panie... Czy mogę dostać kawałek? Jeden kamyczek... Proszę...

- Dostaniesz całą, jeśli staniesz na nosie.

- Nie ma problemu. Umiem stanąć nawet na jednej dziurce, to nie problem.

Stanąłem na jednej dziurce, a drugą zrobiłem obrót o 360 stopni.

- Brawo, brawo – Pan zaklaskał tak mocno, że odpadła mu jedna ręka – Oj oj, przyprawiasz mnie o konwulsje. Korona jest twoja.



Nie musiałem nawet jej zdejmować, przyszła do mnie sama. Po prostu bezwstydnie usiadła mi na skroni. Gdyby nie fakt, że jest piękną koroną i przed chwilą tak się o nią starałem, pewnie kazałbym jej zabierać to ciężkie dupsko. Ale cóż, to bardzo dziecinne i niepoważne prosić o coś, a później tym wzgardzić. Nie wypada, tym bardziej przy Panie, który właśnie stracił władzę i rękę.

Korona jest moja. Tak, zdecydowanie. Jestem więc niepodważalnym władcą. Czas ogłosić spragnionemu autorytetu ludowi, że od dziś ja jestem wzorem, wytyczną wszystkich trendów. Giełdowych i modowych i prędkościowych. Idę na ulicę, do moich poddanych, albowiem ja jestem władcą z korony, a korona jest z rzemieślnika, który jest z ludu. Jestem więc władcą z ludu i z ludem będę rozmawiał w miliony oczu. Wprost.



Wychodzę na ulicę, każdy patrzy w moją stronę, każdy chce choć dotknąć poły mego płaszcza, kładą się więc na ziemi w głębokim ukłonie. Kładą się i jedzą ziemię, bo nie dostali ciastek. Kładą się i płaczą z radości lub żalu i z łez powstaje głęboka rzeka umywająca im stopy, brudne od chodzenia po trupach. Wiem to, na pewno chodzili po zgniłych zwłokach, wdepnęli w klatki piersiowe i zdeptali serca. Ale ja im wybaczam.

- Ja wam wybaczam! – krzyczę tak głośno, że pękają betonowe ściany. – Wybaczam wam i kocham was jak ojciec, bo wy jesteście moimi czarnymi owieczkami, moimi poddanymi, ostatnimi spośród niesprawiedliwych tego świata! Sprawiedliwych już i tak nie ma.

Ludzie zbierają się wokół, oddają mi pokłon, krzyczą:

- Tak ty ty ty jesteś Pan władca, a my poddani i oddani w twe ręce niczym stado kurczaków! Dobrze się czujesz, jak zjesz kurczaka? Dobrze się czujesz? Zjadłeś nieświeżego kurczaka, kurwa stary trzeba cię zabrać do szpitala.

- Teraz ja wytyczam trendy i wszyscy mają jeść nieświeże kurczaki z czerwonymi oczami i niebieskimi dziobami.

- Co zjadłeś? Co? Krzywdę zjadłeś. Boimy się o ciebie – krzyczą tak głośno, że z trudem rozróżniam słowa. – wizja świata, kolorowy kram, zakręć się na pięcie, zjedz kurczaka.

Nic nie rozumiem. Nie muszę, bo i tak mnie uwielbiają. Kolorowy kram. Idę spać.




*



Obudziłem się wśród czterech białych ścian. To nie pałac, w pałacu tak nie boli głowa. Na pewno nie, bo inaczej nikt nie chciałby tam mieszkać. ścierpła mi ręka. Noga zresztą też. I jeszcze parę rzeczy, o których ścierpnięciu wolałem nawet nie myśleć. Rozejrzałem się wokół i poznałem to pomieszczenie – pokój Karpia. Nie wiem jakim cudem się tu znalazłem. Głowa bolała mnie tak, że absolutnie nie mogłem się skupić. Zasnąłem.



Kiedy się obudziłem, nie było już białych ścian, tylko szare. Przespałem cały dzień. Chociaż... Nie byłem pewny. Może przespałem tylko moment przejścia dnia w noc? Naprawdę nie wiedziałem. Bardzo długo zastanawiałem się nad moim położeniem i oczywiście nic nie wymyśliłem. Z tych nie prowadzących do żadnego finału rozmyśleń wyrwał mnie Karp, który właśnie wszedł do pokoju.

- Kurwa stary, co ty odpierdalasz? Nie przesadzasz trochę? Co ty brałeś? Wiesz jak ciężko było mi cię zabrać z tego chodnika? Wiesz...? Ile...? Jak...?

– kumpel zbombardował mnie pytaniami.



Kryć się! Albo nie, łapać te bomby, łapać po kolei!



Zacząłem się więc zastanawiać nad pierwszym pytaniem. Zdecydowanie za trudne. Kiedy już prawie opracowałem odpowiedź na drugie i chciałem ją wyartykułować, Karp skończył bombardowanie nieprzewidzianym aktem pojednania.

- Dlaczego...? A zresztą, chodź najpierw zjemy kolację i obejrzymy mecz.

Mecz był naprawdę ciekawy. Drużyna w niebieskich strojach trafiła do bramki trzy razy, a drużyna w czerwonych tylko raz. To przypominało trochę naszą kolację – karp pochłonął prawie całą pizze, a ja zjadłem jedynie kawałek. Chociaż tego gola sędzia nie zaliczył, bo zwymiotowałem. Przechadzki na granicy rzeczywistości zawsze tak się kończą. Zresztą, przyzwyczaiłem się już trochę. Pokój olimpijski skończył się razem z transmisją live.

- Okej. Mam nadzieję, że teraz już lepiej się czujesz- powiedział Karp z udawanym spokojem. – Zresztą, gówno mnie to obchodzi. Nie wiem też, czy cokolwiek pamiętasz, ale wiedz, że było naprawdę źle. Poszedłeś do centrum, rozmawiałeś z fontanną Neptuna, po czym zacząłeś krzyczeć jakieś bzdury...

- Przepraszam, ale to nie były bzdury – przerwałem mu. - To zdecydowanie nie były bzdury. Dostałem koronę od Pana, a wraz z nią władzę nad światem.

- Ty chyba jeszcze musisz się przespać.

- Nie rozumiesz... Czy ty naprawdę nie słyszałeś o objawieniach przez sen? W dzisiejszych czasach nawet sen uległ degradacji i już nie jest pełny, prawdziwy. Pan szuka więc innych pośredników. Dlatego, kiedy jestem na fazie, mogę się z nim kontaktować. Kontaktować w pełnym tego słowa znaczeniu. Kontaktować czyli czuć, widzieć, słyszeć i rozmawiać.

- Stary, ty się uzależniłeś! Na dodatek znajdujesz sobie jakieś pojebane psychopatyczne wymówki. Od kiedy w ogóle wierzysz w Boga?

- Nie wierzę. Nie powiedziałem, że rozmawiałem z Bogiem, tylko z Panem. Jakimś tam kimś wyższym, niematerialnym, a jednocześnie bardziej rzeczywistym niż my. Ale on już nie jest Panem, bo ja mam jego koronę. Król bez korony przestaje nim być. Bo niby jak inaczej odróżnisz króla od chłopa? Możesz się zapytać, kim był jego stary, ale jak ci nie odpowie, to ciężko. Tak więc teraz ja mam władzę.

- Kurwa no nie wierzę. Jesteś ćpunem, kompletnym ćpunem z wielką dziurą w mózgu. Albo raczej masz wielką dziurę z niewielkim mózgiem w środku.

- Nie jestem ćpunem. Teraz mam poważny cel wymagający pełnej trzeźwości umysłu. I ludzie będą przychylniej patrzeć...

- Albo wsadzą cię do psychiatryka. Stary, aż się boję pomyśleć, jaki masz cel.

- Zrobię wielki międzynarodowy przewrót i prawowity władca zasiądzie na wielkim tronie.

- Tym prawowitym władcą jesteś ty, tak? – Karp wyciągnął fajkę.

- Na chwilę obecną, tak.

- O kurwa.

- Dobra, naprawdę wielkie dzięki za pomoc. Jesteś moim najlepszym kumplem...

- Nawet nie próbuj tego mówić przy ludziach, dopóki ci się nie poprawi.

- ... W każdym razie, idę do siebie. Muszę odespać, bo jeszcze nie czuję się najlepiej. A tak w ogóle, to jaki dzisiaj dzień?

- środa.

- Aha. Dzięki. Cześć.



Wyszedłem na ulicę. Było bardzo zimno i wilgotno. To trochę mnie otrzeźwiło. Zapomniałem dowiedzieć się, która jest godzina. Doszedłem do domu i sprawdziłem na zegarku.



Pierwsza. Ostatnie, co pamiętam na pewno, to kupowanie dragów w poniedziałek o dwudziestej pierwszej. Później poszedłem na zakupy do supermarketu, wróciłem tu, obejrzałem galę boksu i wziąłem wszystko. Czyli było około drugiej, trzeciej w nocy. Jest pierwsza w środę, nie to już czwartek. Jak ten czas szybko leci...



Położyłem się do łóżka, starając się nie myśleć o niczym, tylko o zasypianiu. Intensywnie myślałem o tym aż do świtu. Dopiero wtedy zasnąłem.



*



Obudziłem się prawdopodobnie w czwartek o jedenastej. Teraz dopiero mój umysł i ciało były w pełni sprawności. Postanowiłem nie myśleć nad niczym dopóki nie skończę porannej toalety. Wykąpałem się więc, umyłem i ogoliłem w zwykłym, porannym, beztroskim nastroju. Następnie ubrałem jeansy i poszedłem do kuchni przygotować tosty i kawę. Usiadłem na kanapie i jedząc, zacząłem porządkować fakty ostatniego, jakby nie patrzeć, prawie tygodnia.



Dostałem władzę z ręki jakiegoś Pana. Jest to jednak władza dość nierealna i mogąca znacznie utrudnić mi normalne funkcjonowanie w społeczeństwie. Nie ulega jednak wątpliwości, iż ją dostałem. Musiał być jakiś powód, jakiś cel takiego, a nie innego zachowania Pana. Być może on nie jest już w stanie tego wszystkiego kontrolować. Ale skoro on nie jest w stanie, to jak niby ja mam to zrobić? Ja, zwykły inżynier, kolejny marnujący swój talent w świecie rzeczy jedynie praktycznych?



Ta nazwa strasznie mi się podoba. „Inżynier marnujący swój talent w świecie rzeczy jedynie praktycznych”. To takie nieskromne, takie poetyckie... Super. Chcę taką plakietkę.



W każdym razie, jestem inżynierem i opracowywanie bezbłędnych planów jest moją specjalnością, moim przeznaczeniem. Czy to znaczy, że Pan chce mnie użyć jedynie do zaprojektowania wielkiego przewrotu, wykorzystując pragnienie władzy, które jest ukryte, lub nie, w każdym człowieku? To bardzo prawdopodobne, ale mogę to również uwzględnić w moim planie. Zdobyć władzę i ją utrzymać. To jest wyzwanie godne moich zdolności, predyspozycji i aspiracji.




Taki szatański pomysł zbudził się we mnie podczas czwartkowego śniadania. Od tego czasu zacząłem usilnie zastanawiać się nad sposobem dojścia do władzy. Próbowałem posłużyć się źródłami historycznymi, w których takowe próby były opisane, jednak żadne z nich nie było wystarczająco aktualne i w żaden znany mi sposób nie dało się ich do obecnych realiów dopasować. Moim głównym wrogiem była glabalizacja. Nie wystarczylo bowiem zrobić przewrotu w małym, słabym państewku, aby później podbić podobne, a jeszce później większe... Trzeba było zniszczyć cały system. Na opracowanie mojego genialnego planu nie miałem jednak zbyt wiele czasu, bo mój urlop dobiegał końca. Trzeba było wrócić do pracy. Nie mogłem tak nagle, tak po prostu się zwolnić, albowiem na wcielenie projektu w życie potrzebne były mi odpowiednie fundusze, a poza tym byłoby to dość podejrzane.



*



W poniedziałek wróciłem do pracy. Zajmowałem się, jak zwykle szkicowaniem modeli robotów przemysłowych, kiedy zauważyłem, że koledzy jakoś dziwnie się na mnie patrzą. Zastanawiałem się, co jest nie tak, kiedy podszedł do mnie Klemens.

- Siema! – przywitał się zupełnie tak, jakby chciał po prostu zagadać, ale zrobił to na tyle sztucznie, że od razu wiedziałem, o co chodzi. Był takim wysłannikiem reszty ekipy, przyszedł zadać jakieś wyjątkowo nieprzyjemne pytanie. Pewnie przegrał w trzy-po-trzy.

- No cześć. – Nie chciało mi mi się prowadzić z nim udawanej przyjacielskiej rozmowy, więc od razu przeszedłem do konkretów – Słuchaj, przecież widzę że się na mnie gapicie jak na kopulujące małpy w zoo. Niby ukradkiem, żeby nikt nie zobaczył, a jednak tak was ten widok pociąga, że co chwilę się zapominacie. – Tu zrobiłem pauzę i z satysfakcją obserwowałem zmieszanie na twarzy Klemensa. – Więc może od razu przejdziesz do rzeczy i powiesz mi, w czym problem?

- Dobra. – Chłopak nagle zebrał się w sobie i przyjął postawę wyższości. – Przez ostatnie kilka miesięcy codziennie przychodziłeś naćpany. Bardziej lub mniej, ale codziennie. Nikomu nic nie mówiąc, przestałeś nagle pracować, więc pomyśleliśmy, że cię wylali. Tym bardziej, że we wtorek Kasia widziała cię na mieście i byłeś... Eee... W nie najlepszym stanie. Tym czasem, nagle pojawiasz się tu i to, jak widzę, zupełnie czysty! Możesz tą sytuację jakoś wyjaśnić? – Odetchnął z ulgą i cała duma, którą się na ten moment napełnił, zleciała z niego błyskawicznie.

Roześmiałem się. Być może nie było to aż tak śmieszne, ale nie mogłem się powstrzymać od tej przesadzonej reakcji. śmiałem się tak, że aż wylałem kawę leżącą na biurku.

- To przez ciebie – śmiałem się nadal – ale nie przejmuj się, każdy czasem mówi takie głupie rzeczy.

Klemens chyba wziął moje oskarżenie do siebie i pobiegł po szmatkę. Po kilku sekundach już miałem ją w ręce. Chciałem mu jeszcze powiedzieć, żeby pozmywał, ale uznałem to za przesadę i zabrałem się za to sam.



Chwilę, przecież jestem władcą. Panem i władcą. Mogę mu rozkazać, co tylko zechcę i on będzie musiał ten rozkaz wykonać. To będzie dobry test na charyzmę.



- Hej, przecież ty przeszkodziłeś mi w pracy i teraz jeszcze mam to sprzątać? – Rzuciłem mu mokrą szmatę. - Nie. Ty to zrobisz. Idę się odlać.

Poszedłem do toalety nie odwracając się za siebie.



To jest test. Pytanie brzmi: ‘Czy nadaję się na władcę?’. Dwie możliwe odpowiedzi, tak lub nie. Nic pośredniego. Stoję w toalecie i patrzę w lustro, starając się jak najobiektywniej ocenić swoją osobę. Wyglądam zupełnie zwyczajnie, może tylko jestem troszkę za chudy... No i te kręgi pod oczami... Tak poza tym wszystko w normie – po prostu dwudziestokilkuletni facet.

- Zaskoczenie – mówię do samego siebie i uśmiecham się.

Nadal mam coś w swoim uśmiechu, tylko, czy jest to coś, co pociągnie tłumy? Zaraz wszystko się wyjaśni.




Wróciłem do swojego stanowiska. Klemensa już nie było, podłoga lśniła czystością, a na biurku stała świeżo zaparzona kawa. To była bardzo wyraźna odpowiedź na moje pytanie. Decyzja została podjęta za mnie, jedyne co mi pozostało, to rozpocząć proces tworzenia...
I've got the lot to burn...

2
Gatuneczek, by się przydał. O, tak tego mi tutaj brak. Podeślij na PW to dopiszę do tytułu.

Nie zapominajcie o tym. To pomaga. Bardzo.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

3
Bardzo fajny tekst. Podobał mi się bardzo. Nie było błędów ortograficznych. Doszukałem się tylko tego:



:wink:
Moim głównym wrogiem była glabalizacja. Nie wystarczylo bowiem zrobić przewrotu w małym, słabym państewku, aby później podbić podobne, a jeszce później większe...


Jesli chodzi o stylistyke. Nie mam żadnych powodów by coś tutaj poprawiać.

No i jeszcze gatunek, by się przydał, bo bez tego ani rusz.

Można powiedzieć, że czasami troche śmieszny. :D

Bardzo mi się podobał.
"Tylko te drzwi pozostaną zamknięte, do których nie pukałeś"

4
Ano było parę byczków, a nawet więcej, jak parę intów. Ale to szczegóły.



Po pierwsze - gatunek! Wiem, że każdy mod upiera się dziś przy dodawaniu tego pod tekst, ale jednak poświecić chwilę i zastanowić się, zanim coś napiszemy. Bo wybacz, ale tyle tu psychologii, co fantasy. To, że połowa tekstu to przemyślenia nie robi z tego tekstu psychologicznego.



A teraz konkretniej. I bardziej pozytywnie.

Tekst podobał mi się, trzeba przyznać. Potrzebowałeś niezłego pomysłu, chociaż z drugiej strony, mało tu jakiegoś sensu. Nie szkodzi - narracja jest zachowana miodna, a dialogi wychodzą całkiem realistycznie. Podoba mi się Twój styl. Czytało się gładko i przyjemnie, mimo, że zdania nie były okropnie uproszczone. Duży plus.

Minusem zakończenie - czy raczej jego brak. Ostatnie sceny nie odgrywały roli finałowych. Po lekturze tekstu pozostaje wrażenie nienasycenia i wyraz twarzy w stylu "WTF". Czy nawet "WTF?". Osobiście, jeśli tak ma się to skończyć, dodałbym jeszcze parę słów, zamykających kompozycję - np. podobny zabieg jak na początku, z tym snem.



Tyle na razie mogę powiedzieć. Trzymaj się.



Leiner
Obrazek



Cause I am my enemy

The water's up to the knee

I never wanted nothin' from you

Yes, I do; Yes, I do

My engine's runnin' on dry

My head's so fucked up inside

Shut up

I know

I said so...

5
Bo się gatunku doczepili... Obecne książki czy opowiadania są często mixami gatunkowymi i trudno je dokładnie określić. Np książki Murakamiego są połączeniem psychologi z s-f i dosłownym opisem rzeczywistości i jak to nazwać? Po prostu literatura współczesna. Ale wszystkie teksty na tym forum można do niej zaliczyć. Skoro już musiałam jakoś nazwać. to powieść psychologiczna wydała mi się najbliższa treści.



A co do zakończenia, to jest 1-szy rozdział zamierzonej powieści, jednak pomysł został porzucony i tak sobie to egzystowało w komputerku już długi czas. Ostatecznie zdecydowałam, że na razie nie piszę dalej i wrzuciłam na forum.



Dzięki za komentarze :*
I've got the lot to burn...

6
Wciąż nie mogę się zgodzić, co do "powieści psychologicznej". Jako zapoznany z gatunkiem, brak mi tu charakterystycznych motywów: mowy pozornie zależnej jako narracji, wgłębienia się w uczucia i postawy bohatera (tu zastąpione jest to opisem myśli postaci) czy określaniu motywów, kierujących człowiekiem (tu widzę jedynie sen i jego konsekwencje, no i trochę łomociku w głowie, bo ćpa).



Mimo to, abstrahując od kwestii gatunku, tekst jest utrzymany na przyjemnym, wysokim poziomie i ma nienaganny styl, dlatego nie przeraź się czasem tym, co jest u góry. to nie wady tekstu, a argumenty przeciw posądzaniu go o pewien gatunek.



A na buzi trzeba zasłużyć!



Tyle ode mnie

Pozdrawiam



Leiner
Obrazek



Cause I am my enemy

The water's up to the knee

I never wanted nothin' from you

Yes, I do; Yes, I do

My engine's runnin' on dry

My head's so fucked up inside

Shut up

I know

I said so...

7
z łez powstaje głęboka rzeka umywająca im stopy
Mi by bardziej pasowało słowo "obmywająca". Wprawdzie znaczy to samo, ale brzmi jakoś lepiej. Wg mnie, oczywiście.


Możesz sytuację jakoś wyjaśnić?



śmiałem się tak, że aż wylałem kawę leżącą na biurku.
Hm, dziwne, kawy zazwyczaj stoją na biurkach. Jak leżą, to już są wylane.



Dużo błędów interpunkcyjnych, poćwicz to.



Tekst mi się podobał (wow, rzadko to mówię XD). Chyba główną jego zaletą był styl, dzięki niemu czytało się szybko, płynnie i przyjemnie. Podobały mi się niektóre określenia, np "gapić się jak na kopulujące małpy w zoo" ;) (ja przynajmniej tego nigdy wcześniej nie słyszałam). Albo ten fragment z intensywnym myśleniem o zasypianiu, które trwało aż do świtu. Jakoś tak mi przypadł do gustu.



Mówiłaś, że miała z tego być powieść, ale pomysł ten porzuciłaś. Może warto dopisać jeszcze parę scen i zrobić z tego opowiadanie? Szkoda, żeby się marnowało leżąc w takim niedokończonym stanie.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”