Janusz planował otworzyć drzwi bez wydania najmniejszego dźwięku. Bardzo powoli nacisnął klamkę, ale mechanizm wydał z siebie przeciągły, metaliczny jęk zakończony szczękiem zamka.
- Ty idioto! – skarcił się Janusz. Ty debilu! Skarcił się znów, ale tym razem w myślach, nauczony na swoich błędach.
Nasłuchiwał przez chwilę, ale nie usłyszał niczego niepokojącego. Wiedział, że jeśli obudzi istotę z sąsiedniego pokoju, to już po nim. W końcu zebrał się w sobie, odetchnął głęboko i z całą swoją delikatnością pchnął lekko drzwi. Niewdzięczne drzwi, można dodać, które zaczęły skrzypieć z hałasem wzrastającym odpowiednio do kąta otwarcia. Czynnikiem również odpowiednio wzmagającym się było skrzywienie czerwonej twarzy Janusza, który w duchu już powoli godził się z własną zagładą.
Ostatecznie drzwi otworzyły się na oścież (czyli tak, żeby Janusz razem ze swym bebzolem mógł przejść). Dzielny jak nigdy, ruszył przed siebie. Dzielne były też jego palce u stóp, które samymi swoimi koniuszkami utrzymywały całą jego majestatyczną wagę, gdy ten skradał się przez przedpokój.
Dobra, jeszcze tylko kilka kroków i jesteśmy w domu – pomyślał, kierując się do wyjścia z mieszkania. Z każdym krokiem wyraz jego twarzy się zmieniał – z grymasu strachu w uśmiech pełen euforii. W pewnym momencie nawet ktoś mógłby powiedzieć, że Janusz dostał spazmów.
Postawił ostatni krok przed drzwiami i już sięgał do klamki, gdy…
- Gdzie idziesz, Januszku? – zapytał przymilnie głos za jego plecami.
Janusz podskoczył, jakby został porażony dwustoma woltami prądu. Poczuł gorąco, wypieki na twarzy, galaretę zamiast kolan i przyspieszone bicie serca. Słowem, był przerażony.
- Ja… tylko… do sklepu, no… idę – odpowiedział załamującym się głosem. Nie chciał się odwracać. Nie chciał widzieć tego, co go czeka. Nie chciał widzieć tego, czego się najbardziej obawiał. Wiedział jednak, że już tego nie uniknie. Okręcił głowę i spojrzał na swój koszmar.
Twardo stąpające po ziemi, silne nogi w kolorze kredy. Kolosalna figura, potężny tors. Umięśnione od noszenia ziemniaków ramiona. Szczęka krusząca najtwardsze orzechy, mimo braku wszystkich zębów. Mięsisty, potrafiący wyczuć alkohol na odległość nos. Zawinięte w różnokolorowe papiloty szare włosy. Oczy niesprecyzowanego koloru i karmiące się strachem, świdrujące spojrzenie. Wszystko to ubarwione fioletowo-niebieskim fartuchem z dederonu. Słowem - Danuta.
- Do sklepu, taaa? – Spytała anielskim głosem.
- No tak… po świeże pieczywo. Wiem przecież, jak lubisz ciepłe bułeczki z rana. – Janusz byłby całkiem dumny z takiego szybkiego myślenia, gdyby nie aktualna, beznadziejna sytuacja.
- A pokaż co masz w ręce.
Januszowi krew odpłynęła z części twarzy. W niektórych miejscach był biały, w innych czerwony. Można było na nim wtedy dostrzec kilka flag Polski.
- To tylko siatka na zakupy, hehe? – Rozpoczęło się pomieszanie zmysłów.
- Hehe? Zawsze, gdy się tak głupkowato śmiejesz, to coś kręcisz. Poza tym, kto chodzi na zakupy z pełną siatką? Dawaj to! – Danuta podniosła lekko swój delikatny głosik. Janusz nie potrzebował większej zachęty i przekazał powoli torbę. W momencie jej przejęcia, w środku zabrzęczało szkło. Danuta nie musiała nawet do niej zaglądać, ale zrobiła to z wrodzonego poczucia dramatyzmu. Następnie, bardzo pomału podniosła oczy na Janusza (który w tym momencie wyglądał już jak żywy trup) i rozciągnęła bezzębne usta w krwiożerczym uśmiechu.
***
Teresa siedziała na ławce przed klatką. Jak co dzień, miała zamiar udać się do osiedlowego sklepu z samego rana. Często robiła jednak dwie przerwy w trakcie wyprawy. Pierwsza, po zejściu ze schodów, druga przed wejściem. Kontemplując w ciszy podniesioną niedawno cenę pasztetowej, dojrzała przypadkiem coś dziwnego na parkingu. Przypominało świński ryj za szybą samochodu. Kto normalny wiezie świnię samochodem? – pomyślała. No i to jest coś interesującego. Może to ta stuknięta Nowakowa? Zadzwoni się po tych wariatów od zwierząt i jej mandat wlepią, to się może nauczy dzień dobry mówić starszym.
Starsza pani wstała nadspodziewanie energicznie. Podobno taki wzrost możliwości motorycznych u seniorów zaobserwować można w jedynie dwóch przypadkach: mięsnych promocjach oraz niepowodzeniach sąsiadów.
Teresa skierowała się szybkimi kroczkami, niby przypadkiem, w stronę 25-letniego Renault Clio. Świńska morda zaczęła nabierać kształtów, kiedy przez szybę auta usłyszała rozmowę:
- Dalej go nie widać.
- Pewnie go stara nie puściła – rozległ się rechot. Zdumiona Teresa zauważyła, że nawet świnia na tylnym siedzeniu się uśmiechnęła.
- Twoja też cię nie puszczała, zapomniałeś już?
- Nie mąć spokoju ducha mojej ukochanej, świętej pamięci małżonki.
- Za życia inaczej ją nazywałeś. Jeśli dobrze pamiętam, najczęściej szło to jakoś tak: stara k…
- Zaraz będziesz na te ryby jechał na swoim radzieckim składaku!
- I tak bym dojechał szybciej niż tym zawszonym francuzem! – po tych słowach nastąpiła chwila ciszy.
- A ty co tam z tyłu tak cicho siedzisz, jakbyś się zesrał? – znów rechot, tym razem z dwóch gardeł. Nic tak nie jednoczy ludzi po kłótni, jak znalezienie wspólnej ofiary na następną kłótnię.
- …
- Nie odzywa się. Zobacz, co mu jest.
- Nie rusza się. Chyba śpi.
- No nie, znowu usnął mordą na oknie. Obudź go, bo tak nos do szyby przytknął, że pewnie nie ma jak oddychać.
Ktoś szarpnął człowiekiem (najwidoczniej) za szybą i świńskie lico, oderwane od szyby odrobinę się uczłowieczyło, ale tylko odrobinę.
- Miałeś czatować, a nie spać!
- Zdrzemłem się tylko chwilę. Miałem piękny sen. Byłem pod Monte Cassino!
- Marzą ci się bitwy, a pięć minut na czatach nie wytrzymujesz.
- Na bitwie bym wszystko wytrzymał.
- Na żadnej bitwie nie będziesz, bo masz jedno jądro.
- Co nie zmniejsza moich możliwości bojowych! Poza tym, jest takie mocne jak trzy zwykłe!
Po chwili utarczek między dwójką z przodu auta a świnio-człowiekiem, znów zapadła cisza.
- Nie ma co dłużej czekać, Janusz jest już stracony.
- Tak, nasz kompan z pewnością poległ. Jedyne co możemy dla niego zrobić, to wypić na jego cześć.
- Chyba na cześć jego pantoflarstwa.
- Tak czy inaczej, potrzebujemy aprowizacji, którą miał zapewnić Janusz.
- Zapomniałeś, generale? Mamy kapitalizm. Kupi się wszystko po drodze.
- Ahhh, no tak, kapitalizm – usłyszeć można było ujmujące sentymentalnością słowa, po czym Teresa ujrzała, jak Renault oddala się nieśpiesznie. Inaczej nie potrafił.
***
Janusz przykładał sobie lód do czoła, na którym wyrósł mu guz, upodobniając go do postaci z kreskówki. W bajkach jednak nikt nie ma takich problemów co Janusz. Przemoc domowa tam nie istnieje, a alkoholu jest pod dostatkiem. Może to właśnie dlatego wszystko jest takie kolorowe, a uderzenia najtwardszym kijem ledwo odczuwalne.
Janusz kombinował. Wiedział, że wyprawa na ryby jest już stracona. Zapasy stracone na rzecz obozu wroga. Wypróbować sabotażu, przejęcia asortymentu? Nie, to zbyt ryzykowne. Janusz nie miał ochoty na guza po drugiej stronie czoła, bo będzie zmuszony w nocy spać na plecach, co w jego przypadku może grozić przygnieceniem własnym ciężarem.
Trzeba się pogodzić ze stratą i wyruszyć po nowe zaopatrzenie. Jak postanowił, tak zrobił. Ruszył dziarsko do przedpokoju, założył sandały, wziął torbę siatkową, otworzył zamaszyście drzwi (ale uważał, by nie uderzyły o ścianę) i przekroczył próg z miną gotową na śmierć, a nawet i na życie.
W połowie drogi do osiedlowego zobaczył Tereskę, wścibską sąsiadkę z naprzeciwka.
No i skąd ty tak pędzisz, stara gangreno? – pomyślał Janusz.
No i dokąd ty tak pędzisz, gruby łachmyto? – pomyślała Teresa.
Gdy się mijali, Janusz nie mógł się zdecydować, czy udawać, że jej nie widzi, czy też posłać jej jadowite spojrzenie. Efektem tego powolnego procesu myślowego było rozjechanie się oczu w przeciwnych kierunkach. Tereska widząc to, przeżegnała się i wyjęła świeżo zakupioną setkę pigwówki, którą wychyliła na raz.
Janusz, początkowo rozbawiony nowo odkrytą zdolnością uzyskania zeza na życzenie, zauważył po chwili, że oczy nie wracają na swoje standardowe miejsce. Spanikowany, uderzył się otwartą dłonią w czoło. Poczuł poprawę i powtórzył manewr kilkukrotnie.
Teresa, patrząc skonfundowanym wzrokiem na wyczyny sąsiada, wyjęła drugą setkę. Zauważyła jednak wtedy zatrzymany na sobie zezujący wzrok. Przestrzeń między rozjechanymi oczami wskazywała na jej ręce, odkręcające w tym momencie korek małpki.
- Pani sąsiadko, niech pani poratuje setką – zaczął błagalny głos Janusza.
- Akysz, cudaku! – rzuciła Teresa, po czym odwróciła się.
- Przecież widzi pani, że cierpię. Coś mi się stało z oczami – ciągnął Janusz, ruszając w jej kierunku.
Widząc to, Teresa zaczęła przebierać trzewikami.
- Zaraz pani oddam, właśnie idę do sklepu – Janusz przyspieszył, na tyle na ile pozwalała mu obecna kondycja.
Teresa odwróciła się w marszu i ujrzała rozbieżny zez, który sapiąc ciężko, zmierzał w jej kierunku z niepokojącą szybkością. Widząc to, wrzuciła trzeci bieg, wychyliła w truchcie drugą setkę i przymierzyła buteleczką w adwersarza.
Janusz aktualnie nie widział niczego dokładnie na wprost niego, więc nie mógł dostrzec lecącej butelki. Rozległo się głuche puknięcie i piskliwy, krótki skrzek. Trzymając się za głowę, Janusz pokręcił się chwilę w miejscu, walcząc z bólem. W końcu podniósł łeb, próbując znaleźć wzrokiem swojego ciemiężyciela. Tereski nigdzie nie było widać, ale zez zniknął bez śladu.
Janusz przez całą drogę rozcierał delikatnie swoje niczemu winne, a jednak poobijane czoło. W końcu ujrzał jego ziemię obiecaną – szyld sklepu osiedlowego „Trzy Słońca”. Mimo pogodnego dnia, dopiero teraz Janusz poczuł pierwsze promienie przyjemnego światła. Wszystkie demony codziennych problemów odsunęły się, a ich miejsce zajęły rusałki nadchodzącej euforii. Janusz rozkoszował się tą chwilą, zwolnił krok, zataczając nogami niewielkie półkola. Grymas na twarzy przeradzał się harmonijnie w spokojny uśmiech. Uśmiech ten mówił: Już jest w porządku. Wszystko już jest w porządku.
Janusz pchnął drzwi sklepowe. Te się jednak nie ruszyły. Uśmiech spytał: Wszystko w porządku? Janusz zaczął naprzemiennie szarpać i pchać drzwi, ale te nic sobie z tego nie robiły. Uśmiech (choć już wcale go nie przypominał) powiedział: Coś jest nie w porządku.
Walcząc z wejściem, Janusz zauważył coś pod nogami. Kartka, prawdopodobnie zerwana z drzwi sklepu. Podniósł ją i przeczytał: „Zaraz wracam”.
- Spokojnie, zaraz wróci. To tylko więcej czasu na cieszenie się chwilą. Już zaraz kupimy co trzeba. Będzie pięknie i kolorowo – pocieszał się Janusz, wyczuwając wracające galopem demony.
- Jak na razie to jest dość szaro, hyk! – powiedział głos, czkając głośno.
Janusz wyjrzał za róg budynku i ujrzał siedzącego na kamieniu Mariusza. Należał on do sklepowej świty, która zawsze broni jego wrót. Okazyjnie wchodzi do środka i wychodzi z amareną. Czasami też pyta kupujących o drobne. Pilnowanie takiej instytucji to nie przelewki, odpowiednie fundusze są więc koniecznością. Choć Janusz czasami z nimi przesiadywał, robił to tylko w ostateczności. Uważał, że do nich nie pasuje.
- Wiadomo, kiedy wróci? – spytał, podchodząc do Mariusza.
- Jak mam, hyk, zgadywać, to nieprędko. Dopiero poszła, a wiesz jak to bywa z dolegliwościami, hyk, gastrycznymi.
- To niedobrze, to niedobrze…
- Mi to mówisz, hyk? Oho, ale widzę, że ty naprawdę jesteś w potrzebie.
- Skąd wiesz?
- Spokojnie, nie ma się czego wstydzić. Ja też mam czasami rogi.
- O czym ty pleciesz?
- Hyk! Sam zobacz – powiedział Mariusz i wskazał na kawałek zbitego lustra, leżącego pod ścianą.
- Ostre słońce i brak płynów padły ci już na mózg – odpowiedział Janusz, ale już podchodząc pod ścianę zauważył swoje odbicie. Na czole miał dwa wielkie, czerwone guzy.
- Eeee to nie tak, uderzyłem się, to wszystko.
- Przyjacielu, hyk, mi się nie musisz tłumaczyć. Jak już mówiłem, też nie raz miałem takie rogi.
- To nie żadne rogi, tylko guzy. Ta stara kurwa Teresa rzuciła mnie setką.
- Ahh tak, co jak co, ale cela to ona ma, hyk!
Janusz zaczął intensywnie myśleć.
- A powiedz, ty nie masz się czym podzielić? – zapytał przymilnie.
- Hyk!
- No tak, czego się po tobie spodziewałem…
- To nie ja mam rogi, a przynajmniej, hyk, nie w tym momencie.
- Denerwuje mnie ta twoja gadka. Nie dość, że się sam nachlałeś, to obrażasz jeszcze ludzi. Tobie na pewno do demona bliżej niż mi.
- Hyk! Tacy sami jesteśmy, Januszku.
Tego już za wiele. Janusz odwrócił się i wyprowadzony z równowagi odszedł razem ze swoimi „guzami”.
Januszek część 1
Moderatorzy: Poetyfikatorzy, Weryfikatorzy, Moderatorzy, Zaufani przyjaciele
Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”
- Pierwsze Kroki
- - Tu się przedstawiamy ...
- - Regulamin Główny i Regulaminy Działów
- Najlepsze na Weryfikatorium
- - Najlepsze z prozy
- - Najlepsza Miniatura Miesiąca
- - Najlepsze z poezji
- - - Poezja rymowana
- - - Poezja biała
- - - Myśli krótkie
- Pisarze i ich zwyczaje
- - Weryrecenzje
- - Strefa Pisarzy
- - Strefa Debiutantów
- - Archiwum Strefy
- - - Archiwum Debiutów
- - - Archiwum Pisarzy
- Wydawnictwa i ich zwyczaje
- - Wydawnictwa
- - Jak wydać książkę w Polsce?
- - ...za granicą?
- Proza
- - Spis treści
- - Informacje
- - Opowiadania i fragmenty powieści
- - Miniatura literacka
- - Rozmowy o tekstach z 'Tuwrzucia'
- Poezja
- - Poezja biała
- - Poezja rymowana
- - Mini poeticum
- - Proza poetycka
- - Hyde park poetycki
- Nasza (inna) twórczość
- - Dziennikarstwo i publicystyka
- - Scenariusze filmowe i teatralne
- - Nasze Zabawy Literackie
- - - Piszemy wspólne opowiadania
- - - Eksperymenty literackie
- Warsztat literacki
- - Wprawki, czyli ćwiczenia warsztatowe
- - Jak pisać?
- - Kreatorium
- - Warsztaty WeryfikatoriuM
- - - Gest narracyjny
- - - - Informacje
- - - - Eliminacje
- - - - Wariacje
- - - - - Grupa A
- - - - - Grupa B
- - - - Egzamin
- - - Dialogatornia
- - - - Kwalifikacje
- - - - Kwalifikacje
- - - - Ćwiczenia - część I
- - - - Ćwiczenia - część II
- - Forumowi Specjaliści i Pasjonaci
- - Maraton pisarski
- Konkursy
- - Konkursy nasze
- - - Wielka Bitwa Karczemna Romeckiego (dla Fioletowych)
- - - - Teksty konkursowe
- - - - Dyskusje i zgadywanki
- - - - Oceny i wyniki
- - - Walki Mocy
- - - - Walki mocy 2018
- - - - Walki mocy 2014
- - - - Walki mocy 2013
- - - Puchar Administratora
- - - - Turniej o Puchar Administratora 2018
- - - - - Faza Grupowa
- - - - - - Zakończone
- - - - - Faza Pucharowa
- - - - - - Rozegrane
- - - - - Plebiscyty
- - - - Turniej o Puchar Administratora 2012
- - - - - Faza I
- - - - - Faza II
- - - - - Faza Finałowa
- - - Konkursy Drabblowe
- - - Konkurs "Otuleni Natchnieniem"
- - - - Podium
- - - Konkurs "Miniatoricum"
- - - - Prace konkursowe - Miniatoricum 2009
- - - - Podium
- - - - Prace konkursowe - Miniatoricum 2010/I
- - - Konkursy różne
- - - - Letni Konkurs Porzeczkowy
- - - - Malowane słowem, czyli mistrzowie obrazowania
- - - - Sylwestrowy Turniej Poetycki
- - - - Świeża krew 2019
- - - Skarbonka
- - Bitwy literackie
- - - Regulamin bitewny
- - - Nowa bitwa!
- - - Bitwy z przeszłości
- - - - Rankingi
- - - - Propozycje bitew modyfikowanych
- - Konkursy literacko-poetyckie
- O literaturze
- - Dyskusje o literaturze
- - MML
- - Czytelnia
- Nasze publikacje
- - Drabble na Niedzielę
- - WeryForma(t)
- - Sukcesy Weryforumowiczów
- - Sprawy organizacyjne
- - Centrum Wzajemnej Pomocy
- - - Ku refleksji
- - - Ciekawostki, humoreski i różne różności
- - - QFANT - magazyn fantastyczno-kryminalny