Ostatni

1
Na początku walczył. Kiedy miał jeszcze siłę, krążył po ciemnej, okrągłej studni, do której go wrzucono i badał dłońmi wilgotne kamienie nie wiedząc jaka jest pora dnia. Czas ograniczył się do powolnego bicia serca, pory jedzenia i coraz dłuższych medytacji.
Otaczała go ciemność, czasem miał wrażenie, że pożera jego duszę. Budził się w niej z dusznych koszmarów stwierdzając, że nadal w nich tkwi. Wtedy krzyczał i rzucał się po ciasnej przestrzeni, robiąc sobie krzywdę.
Karmiony odpadkami dla świń, rzadko zrzucanymi przez kratę na górze. Zlizywał wodę ze ścian gdy miał pragnienie, a potrzeby załatwiał w jednym miejscu, depcząc gołymi stopami we własnych odchodach.
Najgorzej było uświadomić sobie, że nikt go nie szuka, nikomu na nim nie zależało. Wszyscy jego bracia zostali zabici. Przepadli i nikt o nich nie pamiętał.
Kiedyś pewien, że umrze z bronią w ręku, rozszarpany przez potwora w ludzkiej skórze, a nie w ciemnej celi z głodu i we własnym gównie. Taka śmierć nie mieściła się w jego postrzeganiu świata.
Powoli podniósł się z klęczek podpierając o ścianę, masując zdrętwiałe nogi. Próbował opanować zawroty głowy gdy uniósł ją do góry słysząc odgłos podbitych butów, delikatny stukot obcasów. Szybki nierówny krok, drobny, spanikowany.
Ciemność u góry rozpraszała się przed matowym bursztynowym światłem pochodni.
Przez moment węszył niczym pies, zadzierając głowę. Pomiędzy odorem niemytych ciał strażników wyczuł subtelniejszy zapach. Całe towarzystwo przeszło kierując się do niedalekiego pokoju przesłuchań, który miał nieszczęście kilka razy odwiedzić. Drzwi trzasnęły, a on zaczął nasłuchiwać pewny, że po krzyku pozna kim jest nowy lokator więzienia. To była jedyna rozrywka jaką tu miał. Naprężył się wysilając słuch, jednak poza sporadycznymi niezrozumiałymi słowami, panowała cisza.
Głośne trzaśnięcie drzwiami sprawiło, że podskoczył. Zrobiło się chwilowe zamieszanie i czterech strażników skierowało się do jego studni. Mógł obserwować z dołu ich sylwetki, słuchać cichych przekleństw, kiedy zatrzymali się nad kratą, wyglądając na bardzo niezadowolonych. Poświecono pochodnią upewniając się, że więzień jeszcze żyje. Zmrużył oczy zasłaniając je chudym przedramieniem.
Ze zgrzytem i sapaniem odsunięto ciężką kratę, a potem coś upadło z metalicznym głośnym plaśnięciem.
- Załóż to łajzo – powiedział młody głos, zapewne nowy strażnik, o którym słyszał. Jego ton wystarczał aby za nim nie przepadać.
Jeniec schylił się powoli, z jęknięciem i podniósł solidne kajdany.
W chwilę później zrzucono linową drabinkę, po której powoli zaczął się wspinać.
- Pośpiesz się mendo! - krzyknięto z góry, charkając do studni.
Jeniec z drabinki usłyszał szczęk kolejnych łańcuchów. Mozolna podróż do światła trwała długo. W większości czas tracił próbując zapanować nad drżącymi z wysiłku mięśniami, mrużąc oczy od rażącego światła czy próbując zapanować nad zawrotami głowy i kołyszącą się drabinką. Wyczołgał się na zewnątrz, zaciskając mocno oczy. Światło boleśnie paliło, a mocne dłonie chwytające wychudłe ciało, brutalnie założyły kolejne łańcuchy i spięły je sprawnie.
Jeniec zachichotał, na ten absurd, stwierdzając, że nadal wierzono, że łowcy są jakimiś super ludźmi, z nieograniczonymi mocami i siłą. Godziny brutalnych treningów, bezlitosne szkolenie sprawiało, że byli elitą ale teraz nie dałby rady skrzywdzić muchy, z powodu słabości.
Podniesiono go chichoczącego do pionu. Trzymany za ramiona zrobił może kilka kroków, by potknąć się. Chwilę szurał bosymi stopami po kamieniach próbując wstać, a mężczyźni ciągnęli go brutalnie korytarzem. Otworzyli drzwi, do pokoju przesłuchań i bezceremonialnie wepchnęli, aż upadł na kamienie. Przez chwilę rzęził leżąc, nie mogąc złapać oddechu.
- Podnieść go – polecił suchy głos, gdzieś przed nim.
Światło paliło nawet przez zaciśnięte powieki. Zdał się na inne zmysły, a te szeptały, że w pomieszczeniu jest czterech spoconych mężczyzn i jedna osoba pachnąca dojrzałymi brzoskwiniami.
„Kobieta”.- przemknęło przez myśl. Tak dawno nie widział żadnej, że zaryzykował otworzyć oczy. Światło paliło i widział jedynie rozmazane kształty.
Silne męskie ręce ustawiły go na kolanach, szarpiąc za włosy żeby uniósł głowę niemal odrywając ją.
Skupił się na zapachu, chcąc wchłonąć jak najwięcej, teraz diametralnie zmieniającym się w cierpko-gorzki fetor rozczarowania.
- Myślałam, że będzie… inny. – Usłyszał niski ciepły głos, który z jakiegoś powodu kojarzył mu się z czarnym aksamitem.
- Nie każdy łowca, to Morus – burknął naczelnik, niezbyt zadowolony z uwagi.
- Podobno każdy miał takie włosy – zauważyła.
Mężczyzna prychnął.
- Skąd mam wiedzieć, że mnie nie oszukujesz – dodała po chwili.
Naczelnik warknął coś, jago zapach zmienił się i jeniec wiedział, że mężczyzna był wściekły.
- Roy. Otwórz mu oczy – polecił zimno. - A ty pani podejdź i patrz.
Przez chwilę strażnicy i jeniec szamotali się, zanim brutalnie otworzono mu oko, niemal wydłubując. Szelest sukni poinformował go, że kobieta zbliża się, a wraz z nią nikły zapach współczucia. Słyszał jak wstrzymuje oddech, żeby nie zaciągać się fetorem jaki wydzielał. Ciepły oddech na poszarpanym policzku sprawił, że zadrżał.
Kobieta złapała gwałtownie powietrze cofając się.
- Cuchnie – szepnęła. Nutka współczucia była aż nadto wyczuwalna. - A jego oznaczenie?
- Wypalone – poinformował ją spokojnie, wskazując na wypaloną bliznę na ramieniu. - Bierzesz go, czy mam wrzucać do dziury?
Więzień wyczuł niepewność w zapachu kobiety. Westchnęła ledwo słyszalnie, nadal nie będąc pewna.
- To ładny okaz. Ostatni ze swojego rodzaju – dodał po chwili naczelnik.
Znowu westchnienie i jeniec był pewien, że trafi z powrotem do ciasnej cuchnącej celki, do końca nędznego życia wspominając zapach słodkich brzoskwiń. Wyobrażając sobie drżący oddech na twarzy i ciepło bijące od ciała. Zaklął w myślach, czując dawno zapomniane uczucie.
- Roy, rozbierz go – powiedział naczelnik z irytacją w głosie.
- To nie jest konieczne – pisnęła.
- Na pewno? Wiedziałaby pani, co bierze za te pięćset koron.
- Chcesz pięćset koron, za ledwo żywego trupa? Podczas gdy umawialiśmy się na czterysta?
- Może i ledwo żywy ale za to z wielkim kutasem – zauważył. - Ponoć są niezmordowani w łóżku, a ty jak wiadomo po śmierci męża nie weszłaś ponownie w związek.
Więzień usłyszał zrezygnowane jęknięcie na sugestie mężczyzny. Wyglądało na to, że dość dobrze się znali z kobietą, która musiała być dość zamożna.
- Czterysta dwadzieścia – powiedziała po zastanowieniu.
- Czterysta siedemdziesiąt. Jutro już nie będzie żadnego łowcy, a ja robię ci przysługę.
- Czterysta pięćdziesiąt, Ar. Jutro już nic na nim nie zarobisz, a przysługę to robisz swojej kieszeni.
Naczelnik przez chwilę klął pod nosem, by w efekcie przystać na propozycję.
Przyjemny aromat zadowolenia napłynął od strony kobiety. Jeniec zaczął podejrzewać, że kwota była poniżej ceny jaką skłonna była zapłacić. Pytanie jakie musiał sobie zadać to dlaczego.
- Dobrze. Wymyj go i ubierz w coś, zanim przyprowadzisz do zajazdu gdzie się zatrzymałam – powiedziała spokojnie. - A spróbuj go uszkodzić – dodała chłodniej, a groźba w jej głosie zawisła w powietrzu.
- Za pięćset nie będzie uszkodzony – odparł absolutnie pewien, że tyle dostanie.
Głośne zrezygnowane westchnienie i łowca stwierdził, że kobieta absolutnie nie umie się targować. On za siebie nie dałby dziesięciu koron, a co dopiero taką kwotę.
Lekkie kroki i powiew powietrza, poinformował go, że kobieta zabiera się do wyjścia. Kiedy tylko drzwi zatrzasnęły się za nią, usłyszał głos naczelnika.
- Wygląda na to, że jeszcze pożyjesz.
W chwilę później pociągnięto go do wyjścia.
Sam nie wiedział czy ma się cieszyć z odroczenia wyroku śmierci, czy czasem nie będzie walczył na arenie. Jeśli jego domysły są słuszne, to chyba wolał szybką egzekucję.

Ostatni

2
Przeczytałam i czytałabym dalej. Coś pewnie można by poprawić ale nie potknęłam się o nic. Daję 4 na 5. Po przeczytaniu całości dałoby się powiedzieć więcej 🙃
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron