Hotel PRL - odcinek szósty

1
Na czyjeś specjalne życzenie. Długo mi zeszło, ale w końcu udało się.

- tradycyjnie jakaś muzyka


Hotel PRL - odcinek szósty


- Wyłączę, skoro panu przeszkadza – usłyszałem zmęczony kobiecy głos z głębi pokoju. Po chwili muzyka ucichła.
- Dziękuję – zdążyłem powiedzieć, ale moja córka nagle gdzieś zniknęła. – Helena! – krzyczałem na próżno. Nawet nie wiem, ile razy wbiegałem po schodach do góry, a następnie, jak oszalały pędziłem na dół, to musiało wyglądać dziwnie, a z resztą wzrok Aleksandry, która w pewnej chwili wychyliła nos za drzwi i „przypadkiem” spojrzała na mnie, mówił sam za siebie.
- To taka mała wprawka po tych schodach, zanim ruszę na szlak – stwierdziłem. Moje czoło świeciło się od potu.
- Świetny pomysł - Aleksandra odparła, ale jej ton i wyraz twarzy wskazywały na dalece posunięty sceptycyzm.
Całkiem już zdesperowany postanowiłem sprawdzić w kuchni, a po chwili przed ośrodkiem, niestety tam też nie znalazłem Heleny. Aleksandra skończyła sprzątanie pokoju i schodziła na parter. Minąłem się z nią.
- Na pewno będzie miał pan doskonałą kondycję – stwierdziła. Pokiwałem tylko głową, całkiem bezradny.
Gdy już prawie byłem na naszym pierwszym piętrze, coś huknęło, a potem błysnęło. Po chwili na opustoszałym korytarzu zrobiło się całkiem tłoczno jak na ten hotel. Dostrzegłem moją córkę oraz dwójkę młodzieży idącej ku niej. Zaraz, to przecież ci z przyszłości! Ku Helenie szedł ktoś jeszcze…ten młody mężczyzna z lat osiemdziesiątych. Skądś go znam, cholera, ale skąd? He…Młody… teraz to pewnie taki młody jak i ja.
Byłem w tak wielkim szoku, że przez jakiś czas stałem w bezruchu i gapiłem się na nich wszystkich, słuchając jak rozmawiają.
- Tato! – moja córka nagle zawołała. – Nie przeniosło cię. Ale to ma sens. Jak dotąd za jednym razem przenosiło tylko jedną osobę. Stałam bliżej pokoju siedemnaście, to może dlatego – stwierdziła. – Ale wiem, co zrobić, aby przeniosło się więcej osób, trzeba je złapać za ręce i wtedy stajesz się jakby teleportem. Posłuchaj, musimy pomóc tym dwojgu, mają kłopoty w swoich czasach i tylko dlatego, że próbowali się bronić, a właściwie za to, że ja ich obroniłam.
- Ech… - ciężko westchnąłem. - No dobrze, zakwaterujemy ich tu jako…
- Moich chrześniaków – Hela dokończyła entuzjastycznie.
- Tylko wyjaśnij im wszystko z tą muzyką, żeby nigdzie nie zniknęli – powiedziałem, a ona kiwnęła głową i zrobiła, co poleciłem.
Natalia i Kuba, przysłuchując się naszej rozmowie, spytali, czy zostaną tu już na zawsze? Moja córka zaczęła ich pocieszać, że coś wymyślimy, ale oni oboje niemal jednocześnie przyznali, że ani myślą wrócić do ich czasów, te są… doskonałe! A teraz sami przejdą się na miasto i wreszcie będą wolnymi ludźmi, bez poczucia, że tutaj ktoś kontroluje ich każdy krok. Czy może istnieć coś lepszego? Według nich nie. Byli już pełni planów na przyszłość: zorganizują sobie jakieś fałszywe dokumenty i gdzieś się zatrudnią. Byle gdzie, żeby tylko mieć na jedzenie i dach nad głową. Ja i Helena pokiwaliśmy potakująco na te wielkie plany, nie chcąc tak od razu burzyć ich w głowach tych młodych ludzi. Przecież dopiero co zyskali jakąkolwiek nadzieję i nic nie wspomnieli o alkoholu i trawce.

Spojrzałem na tego samotnego młodego mężczyznę z przeszłości raz jeszcze i nagle dotarło do mnie, że go znam. No przecież! Czy on popadnie w jakiś hazard i zubożeje nie do poznania? No ten sam facet, tylko młodszy i… styl ubioru zupełnie inny – widać status... Toż to jakieś książątko PRL-u. Wranglery, bluzka nienagannie wyprasowana z białym kołnierzem, ten zegarek wart niemal tyle co fiat!
Czemu za kilkanaście lat chłop zacznie ubierać się w wyciągnięte swetry i sprawiać wrażenie nie dbającego o siebie odludnego dziwaka? Przegra rodową fortunę i zatrudni się w liceum? Dostrzegłem, że moja córka też się mu przypatruje, ale chyba nie bardzo wiedziała, czemu wydaje się jej znajomy.
- Przepraszam, ale czy mogliby państwo mi wyjaśnić, co się dzieje? Spytał ten młody mężczyzna, o którym właśnie rozmyślałem.
- No jak to co? Przeniósł się pan, panie Alojzy Ferenc w czasie – stwierdziłem jakby nigdy nic, pozwalając sobie na najwyższą dawkę absurdalnego wyluzowania.
- Czy my się znamy? – spytał niepewnie.
Helena spojrzała na mnie zdębiałym wzrokiem, a po chwili na niego.
– A mógłby pan wyjaśnić, jakim cudem ta podróż w czasie doszła do skutku, bo nie do końca pojmuję.
- W tym miejscu dźwięk potrafi zagiąć czasoprzestrzeń, jak kamień rzucony na taflę wody, na której powstają fale, ale gdyby wyobrazić sobie dwa kamienie, od których fale rozchodzą się w przeciwległym kierunku, fale, które nigdy nie powinny się zetknąć, nałożą się na siebie - Helena rzuciła niepytana, zanim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć
- Czy to… jakaś sprytna reklama filmu fantastycznego, a ja jestem na planie zdjęciowym – spytał, z kwaśnym uśmiechem. - Ta teoria pasuje do jakiegoś szalonego spektaklu…
Na twarzy mojej córki pojawił się subtelny wyraz smutku.
- Na starsze lata, trafna ocena braku czyjegoś talentu co do znajomości fizyki się panu popsuje – nagle rzuciła sucho.
- Proszę wybaczyć, ale nie rozumiem…
- Nie ważne, tak tylko sobie stwierdziłam.
- Ale… - nagle zaczął znowu. - Z drugiej strony to, co pani sugeruje, świadczy o jej niebagatelnej wyobraźni, jakby chciała pani połączyć fizykę z filmem, albo literaturą… Choć szalone, to jest bardzo… ciekawe, gdyby tylko rozbudować tę teorię, postawić dla niej fundament…– rzekł i głęboko zamyślony podrapał się po brodzie, po czym nagle, zwrócił się do mnie:
- Skąd zna pan moje imię i nazwisko?
- Cóż, uczy pan fizyki w liceum mojej córki i jako nauczyciel jest przecież znany… - niezręcznie wybrnąłem.
- Dobry żart! Fizyka faktycznie pociąga mnie ale tylko z pasji. Jestem studentem Akademii Sztuk Pięknych.
- Ooo! Ma pan wszechstronne zainteresowania, taki… człowiek renesansu – Hela nagle wtrąciła.
- Nie… To znaczy, sztuka to raczej moja tradycja rodzinna. Ojciec był artystą, ale potrafił to łączyć z biznesem. – Z zakłopotaniem na twarzy, nerwowo uśmiechnął się.
- Może lepiej studiować to, co się kocha? – Helena znowu wtrąciła swoje trzy grosze.
Alojzy nerwowo przełknął ślinę.
- Może – odparł zdawkowo.
- Ale chyba jednak sztukę też pan lubi, bo ten pana styl ubierania jest taki… wyróżniający się na plus - artystyczny i elegancki… - Helena nagle palnęła.
Jednak Alojzy zamiast „urosnąć w duchu” od tego komplementu, skrzywił się. Moja córka popatrzyła na niego pytająco.
- Nawet styl ubioru może być tradycją – rzekł.
- Czyli osobiście preferuje pan swobodę i wolność, to mają wyrażać te wyciągnięte i wysłużone… to znaczy… - ugryzła się w język. - Chciałam powiedzieć, że… Nieważne. Chodzi mi o to, że nie wszyscy ludzie doceniają autentyczność , niektórzy, a wręcz spora większość oceniają po wyglądzie i swobodę mogą brać za coś niedbałego, nie aż tak wartościowego... To znaczy traktują… pana… to znaczy kogoś… z mniejszym autorytetem.
- Heleno… – Tryknąłem ją w bok, by zakończyła już ten nieprowadzący do niczego wywód.
Jednak Alojzy chyba wciągnął się w dyskusję. A jeszcze przed chwilą gorączkowo szukał matki…
- A pani też tak ocenia? – spytał, jakby nieco poruszony.
- Nie. Nigdy tak nie oceniałam, ale większość mojej klasy, owszem - stwierdziła niezręcznie. Także ci nie oceniający to chyba mniejszość, wyjątki. Wiem, brzmię zgorzkniale, ale jestem realistką. A… wyjątki od reguły niewiele mogą. – Moja córka musiała sama sobie wbić kolejny gwóźdź.
- Wyjątki od reguły mogą wiele, o ile w siebie nie zwątpią – Alojzy nagle stwierdził.
Na te słowa Helena nerwowo wzdrygnęła się, po czym w geście wyjmowania jakiegoś paprocha z oka, dyskretnie otarła oczy. Zapanowała niezręczna cisza.
- Pomożemy panu wrócić do jego czasów – nagle przerwałem to niezręczne milczenie.
- Skoro to nie reklama jakiegoś oryginalnego filmu, to musi być sen. To który macie rok w tym śnie? - Alojzy spojrzał na mnie uważnie.
Odpowiedziałem mu na to pytanie, a on tylko uniósł brew.
- To ciekawe, bardzo ciekawe…Czy… ja uczyłem pańską córkę? – nagle spytał.
- Tak – odparłem.
Helena znowu zaczęła nerwowo pocierać oczy, jakby wpadło jej tam całe stado paprochów.
- Jeśli to nie sen, to cieszę się, że was poznałem. Może przez to znacznie szybciej podejmę decyzję, którą powinienem już… Nieważne.
Po tych słowach Alojzy nagle poprosił, byśmy opowiedzieli mu coś o współczesnym nam świecie, bo nawet jeśli to sen, to bardzo ciekawy.
Postanowiliśmy zabrać go do kawiarni. Był zachwycony, ale nieco martwiło go, że po tylu latach spokoju, sytuacja na świecie znowu destabilizuje się.
- Tak już jest: wahania, wzrosty, spadki… – podsumowałem.
Bardzo zasmakowało mu latte i sernik nowojorski. Czy on się zmówił z Helą? Swojego czasu to były także jej ulubione dania kawiarniane.
Alojzy najpierw zastanawiał się, gdzie teraz spotkałby samego siebie, a po chwili co jego przyszła żona widząc go teraz by powiedziała.
No i Hela znowu wszystko zdradziła tą swoją zatroskaną miną.
Wyglądało na to, że samego wyrazu jej twarzy odczytał, że pozostanie kawalerem. Trochę posmutniał, ale po chwili znowu miał pogodny wyraz twarzy.
Hela oczywiście postanowiła to „naprawić” i stwierdziła, że w czasie gdy uczy jej klasę jest kawalerem, ale przecież miłość można spotkać i później. Skrzywiłem się na tę szczerą aż do bólu i niezręczną próbę pocieszania Alojzego, który nagle stwierdził, że może nie było mu to pisane, bo już teraz wie jedno, niczego nie należy robić na siłę.

Gdy już wróciliśmy z Alojzym do hotelu, wyjaśniliśmy mu na czym będzie polegać powrót do przeszłości. Trzymając się wszyscy za ręce, wybraliśmy się tam razem z nim, żeby nie zabłądził po drodze. Przy grającej muzyce w pokoju numer siedemnaście udało nam się przenieść na korytarz przed tymże pokojem, ale z przeszłości. Pożegnawszy się z tym jeszcze wtedy całkiem młodym człowiekiem, zdecydowaliśmy, że natychmiast wracamy do swoich czasów.
Chwilowa ciemność, jakby uczucie zamroczenia, które zawsze towarzyszyło nam podczas podróży w czasie, powoli zaczęła zamieniać się w światłość. Zmrużyłem oczy, moja córka także. Nasz wzrok jeszcze nie zdążył przywyknąć, wciąż widzieliśmy mroczki, ale uświadomiliśmy sobie, że siedzimy na eleganckiej skórzanej kanapie w korytarzu, na naszym piętrze, aczkolwiek wspomnianego mebla, poprzednio, z pewnością, tu nie było.
- Wygodna… Może przynieśli ją akurat przed chwilą, chcąc rozpieszczać gości – Hela, jakby czytała w moich myślach nagle stwierdziła.
- I windę też zamontowali przed chwilą oraz te… eleganckie płytki i marmurkowy tynk na ścianach – stwierdziłem z ironią.
- Coś jest nie tak, tu jest jakby… luksusowo – moja córka stwierdziła.
- To już zdążyłem zauważyć.
- Chyba jesteśmy w złych czasach.
- Przeszłość?
- Nie, zbyt nowocześnie, są fotokomórki i tym podobne.
- Przyszłość też nie.
- Fakt, do ruiny temu delikatnie mówiąc daleko. –Wygląda jakby to miejsce nagle zyskało pięć gwiazdek
- Patrz – zwróciłem uwagę na informacje na oszklonych drzwiach, zupełnie nie przypominających tych z paździerzy z odchodzącą wcześniej farbą, „kierunek lewe skrzydło: basen”. Mają tu basen? – zdziwiłem się.
- Chyba taki, co siostra podaje pacjentowi do łóżka – Hela ironizowała. – Już wiem, musimy wynieść się stąd i wrócić raz jeszcze, śmiałam się, że Alojzy zabłądzi po drodze, a tymczasem to my zabłądziliśmy!
Posłuchałem jej, nucąc naprzeciwko pokoju, który teraz miał rzymską pozłacaną siedemnastkę w eleganckich drzwiach. Wróciliśmy, na szczęście do niezmienionego korytarza z tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego ósmego. Dosłownie tylko mignęliśmy na nim i dalejże z powrotem do naszego roku. Po chwili już wiedzieliśmy, że znajdujemy się w tym samym absurdalnym luksusie.
- Utraciliśmy swój świat. Co tu się dzieje? Kto za to odpowiada– Hela zbladła.
- Może ta Wiktoria?
- Nie winiłabym jej za wszystko. W osiemdziesiątym ósmym ofiarowała mi ciepłe skarpety, swetry i ciasto, takie jak ja lubię i robię sama…
- Ech, za stary jestem by wierzyć w bezinteresowność… Pewnie chce czegoś od ciebie, ale chętnie poprosiłbym ją po raz drugi o wyjaśnienia. I nie dał się tak łatwo zbyć.
Uznaliśmy, że rozejrzymy się. Ale nagle na korytarz weszła jakaś kobieta, nie była to Wiktoria – agentka ruchu oporu, a jednak miałem nadzieję, że ją spotkam, jakoś tym razem chciałem, by ktoś wyjaśnił mi więcej, nawet ona.
- Heleno, co za zmiana! Tak dziewczęco, wręcz młodzieżowo… - jakaś obca kobieta nagle stwierdziła do mojej córki i poklepała ją w ramię. - Przedstawisz mi swojego… znajomego? – nagle spytała. Hela była ledwie przytomna, więc postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce.
- Jestem Robert Kowalski, przedsiębiorca z Mazur, handluję jachtami – wyciągnąłem rękę, błyskawicznie zmyślając swoją tożsamość.
- Miło poznać, Andżelika Rudolfi, czyli mama Ady, Ady Rudolfi – stwierdziła słodkim głosem.
Z trudem ukryłem grymas skrzywienia.
- Tej pisarki?
- Owszem, Helena ma niesamowity ścisły umysł i… rozumie Adę. Przyjaźń twoja i mojej córki jest… wspaniała. To przyjaźń noblistki oraz pisarki. Jedna oswoiła fizykę nadała jej nowe imię, druga swoją niepełnosprawność przekuła w słowa, cudowne słowa… Gdy tylko miała wypadek przekonywałam ją, że nie może się poddać, że osiągnie wiele, że jest lepsza od innych, ponadprzeciętna tak jak i Helena.
Właśnie dostrzegłem, że coś na twarzy mojej córki się zmieniło - pojawiła się zaciętość i gniew.
- A czy takie traktowanie nie zrobi z pani córki zapatrzonego wyłącznie w siebie potwora?
- Jak to? Przecież wiesz, że ona nie ma ojca, a do tego w wieku ośmiu lat miała wypadek, więc nie żyła jak inni jej rówieśnicy… Chyba rozumiesz, że matka w takiej sytuacji chce dać dziecku wszystko.
- Nie, nie rozumiem – moja córka odparła szorstko.
- Heleno… - upominająco tryknąłem ją w ramię.
- Ależ Danuta też bardzo cię wspierała i wspiera, dałaby się za ciebie pokroić żywcem.
Po tych słowach na moment zbladłem, moja córka także nie była w stanie wymówić ani słowa, ale po chwili to ja uspokoiwszy się, postanowiłem potakiwać.
- O tak, Danuta bardzo ją wspiera.
- Och, wie pan co? – nagle utkwiła we mnie świdrujący wręcz wzrok. - Danka pokazywała mi kiedyś zdjęcia niech go Bóg ma swojej opiece, zmarłego męża. Ach, jaki był przystojny… Pan jest podobny do niego, tylko… starszy.
- Cóż, niektórzy twierdzą, że każdy ma na świecie swojego sobowtóra, jest nas przecież ponad sześć miliardów…
- Nie to, że pan jest w stu procentach podobny, chciałam stwierdzić, że tylko częściowo... No dobrze, nie zabieram wam czasu, muszę poszukać Ady, chyba gdzieś z tym balkonikiem się wybrała, a jak zasłabnie? Nie widziałaś jej Heleno?
- Nie – moja córka odparła dość chłodno.
- Pewnie jest pod świerkami, to jej ulubiona ławka.
- A może poszła popływać w basenie? – Mojej córce wyrwało się. Trąciłem ją w kostkę.
- Nie, raczej nie… – kobieta stwierdziła ponuro, po czym ukłoniła się i skierowała do windy.
Gdy już zostaliśmy sami, Hela spojrzała na mnie krytycznym wzorkiem.
- Co tu się , na litość boską, wyprawia?!
- Mnie o to pytasz?
- Tato, z całym szacunkiem do tego przepychu i luksusu, ale nie podoba mi się to - stwierdziła, jednak w tym czasie usłyszeliśmy brzęk windy i czyjeś głosy.
- Chodź, skryjmy się za tym filarem – ponagliłem.
Oboje byliśmy ledwie przytomni na widok klona mojej córki i tej Ady. Szły korytarzem i o czymś rozmawiały. Ton ich wypowiedzi wydawał się być swobodny, a ich twarze radosne. Obie weszły do pokoju… siedemnaście.
- Chodź, podsłuchamy – Hela nie czekając na nic podbiegła i przyłożyła ucho do drzwi.
- Korzystając z tego że się przebierasz, pozwolę sobie zapytać, jak Ferenc poznał się z twoją matką… Mówiłaś, że to dosyć pokręcone okoliczności, a ciągle zwlekasz by mi je zdradzić – Ada stwierdziła.
- A co ty nagle taka tym zainteresowana?
- Wiesz… przyjaźnimy się od siedmiu lat, a ja tak mało o tobie wiem…
- No już ci opowiem. Ciągle słyszałam to na każdej imprezie rodzinnej, więc znam historię na pamięć. Alojzy, po tym jak wyprowadził się od swojej matki, (a ona była wściekła, ponieważ dała mu ultimatum, albo się z nią spotka i zmieni swoje postępowanie, albo go wydziedziczy), śpieszył się, by powiedzieć rodzicielce, że mało iż nie jest mu przykro i nie będzie się kajał, to rzuca studia na ASP. Był taki zdeterminowany, i z tego pośpiechu… wpadł swoim rozklekotanym składakiem na moją matkę idącą chodnikiem. Trochę ją poturbował, ale jak na gentlemana przystało, natychmiast odprowadził ją do szpitala, który szczęśliwie był zaraz naprzeciwko. Zrobiono jej badania na wszelki wypadek, bo była ze mą w ciąży i wtedy wyszło że ma raka ponoć ostatni moment na wyleczenie, była już w ósmym miesiącu, tydzień później urodziłam się ja, wcześniak, a moja matka zaraz po tym, przystąpiła do chemioterapii. Gdyby tylko Alojzy nie postanowił zbuntować się i na nią nie wpadł, nie wykryłaby choroby i umarła prawdopodobnie po jakimś roku.
- I… oni po tym się pobrali czy jak?
- Nie Adka, pomyśl że! Przecież mama była wtedy z ojcem.
- No właśnie… To jak…
- Adka… wtedy podziękowała Alojzemu i tyle. Ale kilka miesięcy później mój ojciec miał ją odebrać ze szpitala, była już wyleczona po chemii i wtedy jakiś… pijany dupek wyprzedzając na trzeciego, na zakręcie zderzył się z nim i… już jej nie odebrał z tego szpitala. A potem, gdy poszłam do liceum… Trochę byłam kłopotliwa. Jeden z nauczycieli wezwał na pogadankę moją matkę i… wtedy dotarło do niej że to ten niedoszły artysta, który przed kilkunastoma laty uratował jej życie wpadając na nią na rowerze. Od słowa do słowa i… przypadli sobie do gustu zakochali w sobie bez pamięci, choć oboje nie byli już wtedy tacy młodzi. Ominęło mnie posiadanie rodzeństwa.
- Ciekawe… Nawet bardzo.
- E tam, bez przesady, wierciłaś mi dziurę w brzuchu to masz. Muszę iść do auta, chyba zostawiłam tam walizkę ze tymi łososiowymi spodniami, poczekasz?
- Jasne.
Skryci za filarem odskoczyliśmy do drzwi i odwróciliśmy się plecami, na szczęście nie zwróciła na nas uwagi. Obserwowaliśmy jak ta alternatywna Hela się oddala. W tym czasie, nagle usłyszeliśmy pisk Adki.
- Halo, słyszysz mnie? Tak, tu Ada, chyba mam materiał na książkę o tym jak główna bohaterka chce zmienić los i poznać swojego ojca, dlatego decyduje się poświęcić życie swojej matki i zarazem szczęście swojego ojczyma, którego bardzo kocha, ona ma naprawdę rozdzierający serce na pół dylemat. To będzie odmiana, taki dramat sci-fiction. Oczywiście jeśli uznasz, że to jest coś warte… Wiesz…po prostu siedziałam, na tej ławce pod tym starymi świerkami, nazywam ją Hania, Hanna… I nagle… to przyszło samo. Ale… może ci się nie spodoba. Co jeśli cieszę się przedwcześnie? No dobra, skoro nalegasz to opowiem, ale nie chcę zabierać ci zbyt wiele czasu. A więc to by szło tak: (…) No, mnie taka historia, w kilka minutek zmaterializowała się przed moimi oczami Ale mogło być lepiej. Przecież niektórym, to nawet w kilka sekund przychodzą znacznie lepsze pomysły. I już mają wszystko od deski do deski przemyślane... Tak mówisz? Że to dobre i że całkiem szybko te kilka minut a historia wymiata… No nie mów, kulawa jestem i nie aż taka zdolna po prostu pisać i myśleć dużo lubię, ale to przecież nic wielkiego… No chyba nie mówisz tak, ze względu na moją niepełnosprawność, lepiej bądź szczery, nie lukruj proszę. Tak? przeceniasz mnie.. Oh… naprawdę?!
Hela, po tym jak nieco oswoiła szok w związku z tym, czego się dowiedziała, jakby chciała wyprzeć z umysłu tę szokującą historię zmienionej rzeczywistości, przewróciła oczami, zerkając w kierunku drzwi pokoju numer siedemnaście, żyłki na jej czole powiększyły się.
- Zaraz zwymiotuję. Nawet w świecie alternatywnym ona jest fałszywa aż do szpiku kości… - Skrzywiła się i popatrzyła na mnie, a ja na nią, po chwili oboje wybuchliśmy śmiechem, ale nie trwało to długo. -Wiesz, co? – nagle spytała. - Gdybyśmy nie wybrali się z Alojzym w przeszłość, przestalibyśmy istnieć, po tym jak on odmieniony nowymi postanowieniami przeniósłby się tam i ją zmienił, a tak jesteśmy dodatkiem, reliktem po zmienionej rzeczywistości... Zaczynam to chwytać, o rany!!!
- Ty powinnaś dostać Nobla.
- Tutaj już go dostałam.
- Tak?
- Owszem.
- Ale powiedz, nie chciałabyś ją walnąć cegłą w głowę?
- Cóż… Nie. Chrzanić tę chodząca hipokryzję - Adę Rudolfi… – moja córka zamyśliła się.
- Nie chodzi mi o Adę! Tylko o ciebie, tą twoją alternatywną wersję, o zajęcie jej miejsca w świecie, gdzie masz kochającą matkę i a twoim ojczymem jest Alojzy, którego przecież bardzo lubiłaś… Może nawet byłby lepszym ojcem niż ja…
- Nie stosuj mi tu zagrywek żywcem wziętych od Rudolfi. Dzięki Adce jestem na takie coś odporna, była niczym wirus w moim życiu. Dzięki niej wytworzyłam niezłomne przeciwciała. Ech Boże, i to wydawnictwo, z którego mnie wylali, a ją awansowali, bo dziewczyna umiała jak nikt wpisać się w niepisane zasady, w przeciwieństwie do mnie.
- No widzisz, powinnaś być jej wdzięczna. W końcu wpisać się w niepisane to wielki wyczyn. Cholera, a już czekałem, na to jak zaczniesz mnie pocieszać, że nie jestem takim kiepskim ojcem i że Alojzy wcale nie byłby lepszy…
- Nie jesteś kiepskim ojcem, ale cwanym - owszem.
- Uczę się od najlepszych.
- Czyli od Adki. Zlituj się nade mną.
- Nie ma litości. Powiedz, nie korci cię, żeby chociaż na chwilę ogłuszyć tę twoją wersję i wejść w jej buty? – bezczelnie ponowiłem podstępne pytanie, z niecierpliwością czekając na to, co powie moja córka.

Koniec odcinka szóstego, ciąg dalszy nastąpi… :)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron