Wracam po dłuższym czasie trenowania w w samotności. Chciałabym podziękować z tego miejsca podziękować aplikacji character.ai

Jestem ciekawa czy się poprawiłam.
Nie przedłużając - Rozdział pierwszy!
1. Droga do Kłodnicy
29.06.2015. Poniedziałek.
Dominika
Nudzi mi się strasznie. Muszę siedzieć na tylnym siedzeniu jak jakaś małolata, bo mama i jej fagas muszą spijać sobie z dziobków niczym jakieś podlotki! Chociaż z drugiej strony, czy chciałabym siedzieć obok tego całego Marka? Dziękuję, postoję. Z dwojga złego to wolę już być tu, gdzie jestem. Chociaż i tak idealnie byłoby zostać w domu. Najlepiej z jakaś fajną książką. Niestety muszę jechać do ciotki. Mama oczywiście twierdzi, że to dla mojego dobra, że się zamknęłam w sobie po wszystkim, co się stało. Nie widzi, że zawsze byłam zamknięta, że nigdy się nie zwierzałam? Zresztą nic tak naprawdę się nie wydarzyło. Nic wielkiego. Niech nie pierdoli, że chodzi o mnie. Tu chodzi o nią i tego całego Mareczka.
Zaczęłam stukać paznokciem o szybę auta, prosto w kroplę deszczu, która niedawno zagościła na szklanej tafli. Wiedziałam, jak to zawsze denerwuje tego księcia z bajki za pięć groszy. Nie myliłam się.
-Dominika, zachowuj się!
Od razu poczułam, że się jeżę. Czemu ten gnój traktuje mnie jak jakiegoś dzieciaka? Za równe dwa miesiące skończę dwadzieścia lat. Ciekawe gdzie wtedy będzie moja mamusia i jej wybranek. Na Krecie? Egipt? A może swojskie Mazury? Zupełnie mnie to nie obchodzi. Już chciałam odpowiedzieć, ale wjechaliśmy w jakąś dziurę na asfalcie. Mój złożony balkonik, który został wciśnięty tuż obok mnie, raptownie przesunął się w bok. Sekundę później poczułam metal napierający na moje biodro.
Gniewnie odsunęłam mojego Tadzika w bok. Każdy mój sprzęt, który towarzyszy mi na stałe, ma swoje imię. Balkonik to Tadzik, kule to Albert i Gilbert, wózek został Aleksandrem. Przynajmniej ci kompani są spoko. No, może oprócz momentów, gdy wciskają mi się w bok. A na pewno lepszym, niż wpatrująca się we mnie matka. Intensywnie. To wszystko oczywiście pod płaszczykiem fałszywej troski. Oho, już czuję jej wzrok na sobie. W lusterku wstecznym.
-Domi, skarbie... Pobyt u cioci Eli dobrze ci zrobi. Zdystansujesz się od wszystkiego, nawet ode mnie – Westchnęła tak melodramatycznie, że przez chwilę zrobiło mi się jej żal. Stop. Czemu ciągle nabieram się na te jej sztuczki? Znów się zjeżyłam, ale mama kontynuowała, jakby niezrażona.
- Może przemyślisz wszystko i jeszcze raz podejdziesz do matury? Może Norbert cię namówi? To taki mądry chłopiec. Teraz są inne czasy. Niepełnosprawni mogą żyć normalnie. Nie wiem czemu ciągle w to wątpisz. Całe twoje życie staram się ci wpoić, że to jak chodzisz, nie świadczy o twojej wartości.
Prychnęłam. Ona jest naprawdę głupia. Czy serio myśli, że to jest powód? Nagle stwierdziłam, że kalectwo, które towarzyszy mi od mojego pierwszego oddechu, ma tu coś do rzeczy? I czemu mój brat cioteczny miałby mieć tu cokolwiek do gadania? Ten gówniarz jeszcze nawet matury nie pisał!
Mama jakby czytała mi w myślach, bo najwyraźniej zaczęła kopać głębiej.
- A może to przez...
-Nie, to nie to! - Wyplułam z siebie słowa, tak jakby mnie parzyły. Na jednym wdechu. Poczułam jak wszystko wokół mnie wiruje. Nie, nie, nie. To też nie jest powód! Wzięłam głęboki oddech. Trzeba się uspokoić. Ciotka ani Norbert nie mogą mnie takiej zobaczyć. Całe dzieciństwo byłam chwalona za to, że nie da się mnie wyprowadzić z równowagi. Ta opinia utrzymywała się również przez całe gimnazjum. To cholerne liceum zmieniło wszystko! Nie mam czasu teraz o tym myśleć. I bardzo dobrze.
Właśnie dojechaliśmy do pensjonatu „Polana”. Wielka duma ciotki Elki. Po śmierci wujka z cichej kury domowej stała się właścicielką podupadłego pensjonatu. Jak to się w ogóle utrzymuje? Z tego, co wiem, praktycznie nie mają klientów. Nie dziwię się. Nawet ta nazwa to strzał w kolano. Kto o zdrowych zmysłach nazywa nadmorski pensjonat „Polana”? No dobra, samochód się zatrzymał. Komitet powitalny już czeka. Czas wysiadać.
Norbert
Już tu są. Sam nie wiem, czy bardziej się stresuję, czy wkurwiam. Nie mam nic do Dominiki, naprawdę. W końcu to moja siostra cioteczna. Teoretycznie bliska rodzina. Mama przez ostatnie dni ciągle mi ględziła, jak to się razem wychowaliśmy. Świetnie, tyle że ja nic z tego nie pamiętam. Miałem pięć lat, kiedy zwinęliśmy manatki z Lublina.
Pierwsza z auta wypadła ciotka Alina. Podbiegła do tylnych drzwi jakby się paliło. No tak. Coś rozłożyła. To chyba jakiś przyrząd Dominiki do chodzenia. Jak wszystko było gotowe wyszła i ona. O Jezu. Czemu ona tak na mnie patrzy? Oczy ma jak szpady i nie chodzi tylko o kolor. Co ja jej zrobiłem? Wybiłem pół rodziny? W głowie szukałem powodu, za co mogłaby być na mnie wkurzona. Nic nie znalazłem. Pustka. No bo w sumie, o co miałaby być ? Nawet nie miałem jak jej podpaść. Od czasu przeprowadzki do Kłodnicy nie mieliśmy kontaktu innego niż internetowe życzenia świąteczne czy urodzinowe. Chyba że liczyć sporadyczne zerkanie na jej profil na fejsie, ale tam się uśmiechała. W ogóle nie była straszna.
Chyba lubi fiolet. Zarówno jej spódnica, jak i T-shirt są w tym kolorze. Wszystko o przynajmniej dwa rozmiary za duże. Ciotka na wideo rozmowie narzekała ostatnio, że jej jedyna córka nosi się jak menel.
No dobra, dość tego gapienia się, bo zaraz chyba skoczy mi do gardła. Trzeba robić dobrą minę do złej gry. Musimy jakoś przetrwać te wakacje. Najwidoczniej i jej nie są w smak. Może wypracujemy coś w rodzaju cichego kompromisu? Tymczasem uśmiech numer siedem i jazda.
- Hej, Domi. Długa trasa za wami, co? - Poczułem się jak idiota. Gorzej zacząć się nie dało. Trudno, czasu nie cofnę. Czułem, jak głupawy uśmiech na mojej twarzy tylko się powiększa. Natomiast na ustach Domi cisnęła się jasna kpina. A może to ja jestem jakiś przewrażliwiony?
-No tak, na loty samolotem jeszcze mnie nie stać.
Stałem tam i nie wiedziałem, co mam odpowiedzieć. Zapadła niezręczna cisza, lecz najwyraźniej tylko dla mnie. Siostra cioteczna czekała na moją odpowiedź niczym tygrys na drobną zwierzynę. Na szczęście nasze staruszki i ten obcy chłop, chyba narzeczony ciotki zakończyli te rytualne powitania. Szybko zapoznałem się z ciotką i jej facetem, który przedstawił mi się jako Marek. W miarę sprawnie weszliśmy do prywatnej części domu. Uroczysty obiad czas zacząć, a raczej odbębnić.
Posadówka potrwała krócej, niż się spodziewałem. Dało się wyczuć,że ciotka ma dość swojej córeczki. Wtedy wcale jej się nie dziwiłem. Wyglądała jak wampir czyhający na świeżą krew. Kiedy tylko czarny polonez znikł za horyzontem, zadziała się magia. Dominika nagle stała się jakby wyższa, nabrała kolorów, oczy stały się jakby mniej chmurne, a butna postawa została zastąpiona wycofaniem, może nawet nieśmiałością. Jakim cudem?
Chciałem iść do siebie, jednak coś mnie tknęło. Nie chciałem wyjść na buca. Nawet jeśli ona nim jest, a przynajmniej była, dopóki jej matka tu gościła.
- Chcesz zobaczyć mój pokój?
Dominika kiwnęła głową, o dziwo z uśmiechem.
- Pewnie.
Dominika
Jeśli mam się przyznać, to było mi trochę głupio. Tylko trochę. Względem Norberta i ciotki Elki. Młody wydaje się całkiem do rzeczy. Niepotrzebnie zaczęłam się bawić w odzywki godne gimnazjalistki. Tylko dlatego chwyciłam Tadzika i posłusznie ruszyłam za bratem ciotecznym. Chciałam przerosić, ale w sumie za co? Teoretycznie nie stało się nic nagannego, nie było żadnych kłótni. Ciekawe czy to się zmieni?
Temu pensjonatowi przydałaby się konkretny remont. Każde pomieszczenie jest wyłożone staromodną, żółtą boazerią. Wszystko aż krzyczy „Tanio i biednie!” Pokój kuzyna nie jest żadnym wyjątkiem. Aczkolwiek tutaj to pasuje. Nie trzeba być dekoratorem wnętrz, żeby widzieć, że Norbert dobrze czuje się w estetyce lat dziewięćdziesiątych. Na ścianach pełno plakatów polskich filmów tego okresu. Na biurku jedynie komputer zdradzał, że jest rok dwa tysiące piętnasty. Resztę powierzani melba zajmowały starannie ułożone kasety VHS. W rogu pokoju, naprzeciwko małego tapczanu stał mały telewizor z odtwarzaczem na wyżej wymienione kasety. Strasznie porządnicki ten Norbert. Jak nie facet.
Gestem ręki zaproponował mi bym siadła na tym jego tapczanie. Kiedy odsłaniał zasunięte rolety w oknie balkonowym, przypatrzyłam mu się. Blondasek z oczkami jak dwie małe żaróweczki. Jak na siedemnaście lat ma naprawdę łagodne rysy twarzy. Gdyby zapuścił dłuższe włosy, nawet ja bym uwierzyła, że jest dziewczyną, jeśli oczywiście wcisnąłby mi taki kit. Taką dość płaską dziewczyną.
Całkiem ambitny ten mój brat cioteczny. Spodziewałam się typowego nastolatka chlejącego piwsko za sklepem w towarzystwie również niedorozwiniętych kolegów. W sumie czemu? Na zdjęciach z fejsa wygląda tak jak teraz. Wtedy z góry uznałam, że to taki image dla potencjalnych śliniących się do niego małolat. Czemu aż tak negatywnie oceniam innych? Norbert nie zasługiwał na tak niskie noty.
Szybko wyszło, że jest ogarnięty jak na gówniarza. Te filmy zgromadzone w jego pokoju to też nie przypadek. Młody chce zostać reżyserem, najlepiej kina alternatywnego. Kiedy zapytał, czy chciałabym obejrzeć jakiś film z jego kolekcji, zgodziłam się. Kiedy tylko włączył telewizor, ukazało się nagranie, wyraźnie amatorskie. Był na nim Norbert i jakiś chłopak. W sumie są do siebie dość podobni. Obaj drobni blondyni. Objęci tak, jak często obejmują się koledzy do zdjęć. Zero bliskości. Taka poza zawsze kojarzy mi się z kibolami. Jeden miał ramiona na barkach drugiego i vice versa. Tu podobieństwa się kończyły. Nieznajomy jest najwidoczniej fanem czerni całkowitej oraz ciężkich glanów. Jego niebieskie oczy gniewnie patrzyły w obiektyw kamery. Jakby wyzywał cały świat na pojedynek.
Norbert spokojnie wyjaśnił mi, że to Konrad, jego przyjaciel. Jutro mam go poznać. Przytaknęłam. Co ma mnie obchodzić jakiś Konrad? Norbert szybko zmienił kasetę na „Sarę”, więc nawet nie miałam się jak bliżej przyjrzeć przyjacielowi Norberta. Zaczęliśmy seans.
30.06.2015. Wtorek, Kłodnica.
Konrad
Ten rower to totalna porażka. Od dawna mówiłem ojcu że ma kupić mi nowy. Wielkiego pana biznesmena stać na porządny składak. Jak zwykle zaczął gadać o wartościach. Niech sobie wsadzi je w dupę. Jakoś nie pamięta o nich, gdy wozi swoje dziwki mercedesem. Nie będę się płaszczył. Niech się wali.
No i jestem. Postawiłem rower przy ławce. Wykorzystałem moment i zapaliłem. Norbert nie lubi, gdy palę. No ale jeszcze go tu nie ma. Ma dziś przywlec jakąś kuzynkę. Podobno kaleka. Pewnie aż jej mokro na wieść o wakacjach nad morzem.
Żałosne.
Kiedy skończyłem peta, w oddali zauważyłem dwie zbliżające się plamy. Jedna to na pewno Norbert. Druga, brązowo-fioletowa to chyba ta cała kuzyneczka. Fioletowa pensjonarka. Zbliżali się powoli, aczkolwiek sukcesywnie. Z czasem czułem coraz większe zainteresowanie. W mojej głowie zaczął powstawać plan. Będzie zabawnie. To pewne.