Zapowiadał się kolejny piękny dzień. Plaża błyszczała w słońcu, a do samego horyzontu rozciągała się niemal nieruchoma tafla oceanu. Jedynie przy samym brzegu co jakiś czas pojawiała się mała, zagubiona fala od razu leniwie rozmywając się po gorącym piasku.
Chris, niewysoki Anglik o piegowatej twarzy i wianuszku siwych, krótko przystrzyżonych włosów, wyszedł na werandę małej chatki. Nad jego głową rozciągał się drewniany szyld z wymalowanym złotą farbą napisem "Pan's Breakfast Cottage". Chris przeciągnął się i z błogością rozejrzał po zupełnie pustej wyspie. Dzisiaj miał wolne. Chatka była zamknięta na Wszystkich Świętych, więc tego ranka na wyspie nie pojawił się Matt, dostawca świeżych jaj. Zapowiadał się wspaniały dzień.
- Dan, wyłaź stamtąd - zawołał Chris, z uśmiechem rozglądając się po okolicy. Po kilku długich minutach drzwi z dyndającym po wewnętrznej stronie znakiem “CLOSED” skrzypnęły i na werandę wyczłapał Dan, podstarzały wilczarz irlandzki. Powoli podszedł do barierki, o którą opierał się jego pan i klapnął na drewnianą podłogę.
- Dzień dobry - powiedział Chris i pogłaskał psa po ogromnej głowie.- Im jesteś starszy, tym Dan bardziej do ciebie pasuje.
Dan wpatrywał się w Anglika mądrymi, ale wyjątkowo sennymi oczami.
- Chodź, chyba niedługo się zacznie - Chris zniknął w chatce, a po chwili wrócił niosąc w jednej ręce leżak, a w drugiej miskę i butelkę wody. Razem z Danem zeszli po drewnianych schodkach i ruszyli przez plażę.
Niemal od razu znaleźli palmę, która rzucała wystarczająco cienia. Ocean znajdował się dosłownie kilka metrów od nich, a nieopodal na delikatnych falach kołysało się pontonowe molo z przymocowaną do niego, małą motorówką.
- O widzisz, lornetki zapomniałem - westchnął Chris rozkładając leżak i ruszył z powrotem w stronę chatki. Wrócił z przewieszoną przez szyję lornetką i wysoką szklanką piwa. Zadowolony zasiadł w leżaku, a Dan rozłożył się na kępkach trawy tuż przy palmie.
Pierwszy, który się pojawił, wyglądał na wielkiego pana prezesa. Zmaterializował się nagle pomiędzy dwiema palmami, na których znajdowały się czerwone znaczniki. Pojawił się w biegu i nawet się nie zatrzymał, wysoki, o czarnych, przylizanych włosach, w szytym na miarę, szarym garniturze. W jednej ręce walizka, w drugiej telefon, do którego krzyczał po niemiecku. Pędził w stronę kolejnych dwóch palm ze znacznikami w kolorze wściekłej zieleni. Obrzucił tylko Chrisa krótkim, zdegustowanym spojrzeniem i zniknął.
- O widzisz, Dan, jakbyś był taki szybki, to byś się Dan nie nazywał - uśmiechnął się Chris i pociągnął łyk zimnego piwa. Dan na dźwięk swojego imienia otworzył jedno oko, jednak, jako że jego pan nie kontynuował, znowu pogrążył się w drzemce, tym razem lekko pochrapując.
Kolejnym, który pojawił się między palmami był chudy szczyl w za małych dżinsach i koszulce z nadrukiem z jakiejś kreskówki. Na głowie miał wielce stylową dżokejkę, a na przegubie ze trzydzieści sznurkowych bransoletek. Jego trampki zaskrzypiały na piasku, a Chris westchnął, kiedy chłopak nie skierował się prosto w stronę zielonych znaczników, tylko skręcił dokładnie w kierunku jego leżaka.
- Słyszałem, że tu dają dobre jajka na śniadanie - powiedział po angielsku z silnym teksańskim akcentem.
- Dzisiaj nieczynne - odrzekł Chris. Chłopak wyglądał, jakby nie zrozumiał.
- Gdzie można zjeść takie śniadanie? - zapytał.
- Dziś nieczynne - powtórzył Chris. Młody wpatrywał się w niego wyraźnie zdezorientowany.
- Ale ja nie jadłem śniadania.
- Przykro mi - Anglik zmierzył go ciężkim spojrzeniem starając się, aby jego głos brzmiał spokojnie.- Dzisiaj mamy wolne przez Wszystkich Świętych.
- Ale ja nie obchodzę tego święta - odpowiedział chłopak, a Chris westchnął.
- W centrali, zanim zaczął pan podróż, miał pan rozpiskę, które knajpy są dzisiaj czynne i mojej chatki na tej rozpisce nie było - wyjaśnił cierpliwie. Dzieciak gapił się na niego wielkimi oczami, po czym fuknął z wściekłością.
- Czyli nie dostanę śniadania?!
Chris pokręcił głową, a chłopak w szale zaczął tupać nogami jak małe dziecko.
- To jest skandal! A niby co ty masz tutaj do roboty, stary dziadu, jak nie tylko podawać śniadania! Pierwszy dzień wakacji, chce człowiek zjeść śniadanie, ale nie! Niby co masz innego do roboty?
- Wie pan, pierwszą rzeczą jaką mogę zrobić, to zgłosić, że na mojej platformie klient robi burdy i albo zgarną pana tu, albo poczekają, aż ja pana wykopię na kolejną platformę. I tam się panem zajmą - stwierdził zimno Chris. Chłopak wpatrywał się w niego z wściekłością, ale nic nie powiedział. Odwrócił się zamaszyście i mamrocząc pod nosem przekleństwa szybko ruszył w stronę zielonych znaczników. Po chwili już go nie było.
Chris westchnął.
- Młodzież coraz gorsza, Dan - mruknął i wrócił do sączenia piwa.
***
Chris przypatrywał się pustej już szklance, ale nie chciało mu się iść po kolejną. Dzień był wyjątkowo spokojny. Od rana tylko tych dwóch klientów oraz grupa rozwrzeszczanych Hiszpanów, którzy zgubili kolegę na jednej z poprzednich platform. Kiedy zmaterializowali się wśród palm na wyspie Chrisa, byli w trakcie burzliwej dyskusji, w jaki sposób mogło do tego dojść. Jedna z przeuroczych dziewcząt stwierdziła, że to nieładnie z ich strony, że mówią po hiszpańsku i Chris musiał spędzić pół godziny wysłuchując tej fascynującej opowieści po angielsku. Udało mu się ich pozbyć dopiero po godzinie, kiedy uświadomił im, że chatka jest zamknięta i niestety nie uraczy ich zimnym piwem. Rozczarowani, jeden po drugim znikali między zielonymi znacznikami.
Dochodziło południe. Dan nadal smacznie pochrapywał, a Chris rozważał pójście po kolejną szklankę piwa, kiedy nagle w oddali rozległ się przeraźliwy krzyk. Krzyk, który się niebezpiecznie przeciągał.
- Oho - mruknął Chris, chwycił lornetkę i zaczął przeszukiwać niebo nad oceanem. - Ha! Patrz Dan, mamy lotnika!
Po chwili daleko od brzegu rozległ się plusk. Dan podniósł włochatą głowę i spojrzał z wyczekiwaniem na swojego pana.
- Daj mu chwilę, może nie ma po co płynąć - powiedział cicho Chris nadstawiając ucha. Jednak po kilku sekundach znowu rozległ się krzyk. Chris westchnął, wstał z leżaka i ruszył w kierunku mola. Wskoczył do motorówki, uruchomił silnik i natychmiast zaczął pruć przez wodę. W oddali udało mu się dostrzec mały, dryfujący punkt i po kilku minutach młody chłopak w przemoczonej koszuli i dżinsach pakował się do łódki.
- Dziękuję panu bardzo - wycharczał, z trudem łapiąc powietrze. Chris tylko skinął głową i skierował motorówkę w stronę brzegu.
Kiedy dotarli do mola, młodzikowi ledwo udało się wysiąść. Blady i roztrzęsiony, zatoczył się niebezpiecznie na pontonach i byłby znowu skończył w wodzie, gdyby Dan zapobiegliwie nie złapał go zębami za koszulę i nie wyciągnął na piasek.
- Dziękuję - mamrotał.- To ja już może... nie wiem tylko, gdzie jest wyjście...
- W takim stanie to cię dalej nie puszczę - powiedział stanowczo Chris, wyskakując z motorówki.- Tutaj to jeszcze pół biedy, żeś nie trafił, bo wszędzie woda, ale kolejne platformy to naokoło tyle betonu, że cię będą musieli zeskrobywać.
Chłopak nie odpowiedział, jednak zbladł jeszcze bardziej. Chris wziął go pod rękę, cmoknął na Dana i ruszyli w stronę chatki.
***
Na tarasie unosił się zapach świeżej kawy. Pomimo, że miał dzień wolny, Chris zdecydował, że zrobi wyjątek i przygotuje roztrzęsionemu chłopakowi porządnego omleta. Obaj zasiedli przy jednym z kawiarnianych stolików.
- Dziękuję panu bardzo - powtórzył gość nieco już silniejszym głosem.- Nazywam się Jamie.
- Chris - Chris uścisnął chłopakowi rękę i wskazał parującego omleta na jego talerzu, dając mu znać, że może jeść.- Rozumiem, że dopiero zaczynasz zabawę w teleportację?
- Tak - Jamie westchnął.- Chyba poczułem się trochę za pewnie. Wszyscy mi mówili, że może na początek coś prostego, a nie trasa na tysiące kilometrów przez ocean. Dziesiątki stacji, każda trochę inna, jak źle wybierzesz portal, to możesz wylądować... no, tak jak ja, materializacja w powietrzu kilometr od punktu docelowego.
- A tam, dobrze czasem mierzyć wysoko - Chris uśmiechnął się lekko. Drzwi kuchenne skrzypnęły i na taras wyszedł Dan.
- Ma pan fajnego psa - powiedział Jamie, kiedy wielki nos wilczarza niebezpiecznie zbliżył się do jego talerza.- Jak się nazywa?
- Dan. Po koledze z pracy.
- Po koledze? - zdziwił się chłopak, a Chris wyszczerzył zęby.
- Tak, miałem kiedyś w pracy takiego kolegę, gość z Wisconsin. Przysięgam ci, to był najpowolniejszy człowiek, jakiego kiedykolwiek spotkałem. Kiedyś wyjaśniałem mu coś przez telefon i kiedy skończyłem, minęła dokładnie minuta, zanim zareagował.
Jamie parsknął śmiechem.
- To gdzie pan pracował? Zanim przeniósł się pan tutaj?
- Silniki spalinowe - Chris westchnął.- Ale sam wiesz, rynek poszedł w dół, firmy poupadały. A ja zawsze miałem takie małe marzenie, żeby mieć chatkę, w której będę mógł serwować śniadania. Głównie z jajek.
- Rozumiem - Jamie pokiwał głową w zadumie.- A wracając do teleportacji, to chyba już ostatni moment, żeby się w to pobawić.
- Co masz na myśli? - Chris spojrzał na niego ze zdziwieniem, a młodzik wzruszył ramionami.
- No, że oceany się podnoszą, wszystko się topi - wyjaśnił.- Zaczynają się kolejki do stacji. Śmieszne, bo jeszcze kilka lat temu moi rodzice twierdzili, że to całe Podniebo to projekt jakiegoś gigantomaniaka, a tutaj wychodzi, że to jedyny ratunek.
Chris gapił się na chłopaka z kamienną twarzą. Jak to się stało, że takie informacje go ominęły? Matt od jajek chyba zasłużył na porządnego kopniaka w siedzenie...
- A pan co planuje? - spytał Jamie unosząc wzrok znad talerza.- Nie wiem nawet, która ze stacji byłaby tu blisko...
- Everest - wymamrotał cicho Anglik, a myśli galopowały przez jego głowę. Ile zostało czasu? Co muszę spakować? Czy mogę zabrać psa? Którą drogą najszybciej...?
- Uuuu, legenda - powiedział Jamie w zamyśleniu.- Stacja Everest to chyba jedna z najniebezpieczniejszych. Dużo ludzi nie dociera nawet do wejścia.
- Zgadza się - Chris pokiwał powoli głową z troską zerkając na leżącego pod stolikiem Dana.- Masz jakieś wieści, ile czasu szacują?
- Tygodnie, może miesiące - chłopak znowu wzruszył ramionami.- Dlatego też moja rodzina nie była zachwycona tą podróżą. No ale, powinienem zdążyć - wpakował sobie do ust ostatnie kęsy omleta i wstał.- Czas na mnie. Dziękuję bardzo za ratunek i gościnę - pogłaskał Dana po ogromnym łbie i ruszył w stronę plaży.
Chris odprowadzał go zaniepokojonym spojrzeniem, wciąż próbując pozbierać myśli. W końcu podniósł się z krzesła, wyszedł na gorący piasek przed werandą i spojrzał na błyszczące w słońcu litery na szyldzie.
- Pan's Breakfast Cottage... spełniłem marzenie chociaż na chwilę - mruknął do siebie z nostalgią, po czym spojrzał na wciąż leżącego pod stolikiem Dana.- Cóż, przyjacielu, zdaje się, że czas szykować się do drogi.
Pan (opowiadanie Sci-Fi)
2Fajne sf. Ma klimat. Dobrze się czyta. Przypomina zgrabne opowiadania z dawnych antologii sf. Wychodziły takie chyba w latach 90-tych.
Jedyny problem miałem z ułożeniem sobie przebiegu tej teleportacji. Pewnie można to pozostawić w sferze domysłów czytelnika. Jednak nurtowało mnie to. No więc, są platformy (takie jak wyspa), portale (czyli przejścia między oznaczonymi palmami), stacje (to coś innego niż platformy?) i Podniebo (jakaś stacja w kosmosie?). Zabrakło mi wyjaśnienia, na czy może polegać nietrafienie w platformę - jaki błąd podróżnika powoduje, że ktoś ląduje w wodzie z dala od wyspy? Czy to polega na złym wbiegnięciu między dwie palmy? Ale jak można źle wejść między palmy? Czy właśnie to, jak wbiegniesz decyduje o miejscu lądowania? Bo raczej nie da się sterować "przeniesieniem" już w trakcie samej teleportacji, namierzając wtedy docelową platformę. Zwykle w sf podczas teleportacji następuje dematerializacja? Człowiek "znika" w jednym miejscu i pojawia się w innym.
W niektórych tekstach rozwiązywano ten problem poprzez kodowanie celu "podróży" teleportacyjnej. U Ciebie jednak odbywa się to spontanicznie. Czasem też używano wielu "drzwi" (portali), z których poszczególne wiodły do innego konkretnego miejsca. Trzeba było wybrać właściwe "drzwi", żeby przenieść się do zaplanowanego miejsca. Tu jednak mamy jedne "drzwi" między palmami, wiodące do wszystkich miejsc. Jak więc się tym procesem steruje?
Jedyny problem miałem z ułożeniem sobie przebiegu tej teleportacji. Pewnie można to pozostawić w sferze domysłów czytelnika. Jednak nurtowało mnie to. No więc, są platformy (takie jak wyspa), portale (czyli przejścia między oznaczonymi palmami), stacje (to coś innego niż platformy?) i Podniebo (jakaś stacja w kosmosie?). Zabrakło mi wyjaśnienia, na czy może polegać nietrafienie w platformę - jaki błąd podróżnika powoduje, że ktoś ląduje w wodzie z dala od wyspy? Czy to polega na złym wbiegnięciu między dwie palmy? Ale jak można źle wejść między palmy? Czy właśnie to, jak wbiegniesz decyduje o miejscu lądowania? Bo raczej nie da się sterować "przeniesieniem" już w trakcie samej teleportacji, namierzając wtedy docelową platformę. Zwykle w sf podczas teleportacji następuje dematerializacja? Człowiek "znika" w jednym miejscu i pojawia się w innym.
W niektórych tekstach rozwiązywano ten problem poprzez kodowanie celu "podróży" teleportacyjnej. U Ciebie jednak odbywa się to spontanicznie. Czasem też używano wielu "drzwi" (portali), z których poszczególne wiodły do innego konkretnego miejsca. Trzeba było wybrać właściwe "drzwi", żeby przenieść się do zaplanowanego miejsca. Tu jednak mamy jedne "drzwi" między palmami, wiodące do wszystkich miejsc. Jak więc się tym procesem steruje?
Pan (opowiadanie Sci-Fi)
3Nie jestem pasjonatką literatury SF, ale czasem lubię po nią sięgnąć. Twój tekst przeczytałam z zainteresowaniem. Zaciekawia, ma klimat, sympatycznych bohaterów, Chrisa i Dana, których od razu polubiłam i teraz martwię się tym, co oznajmił im Jamie, martwię się, jaki los ich czeka. Mam nadzieję, że będę mogła o tym przeczytać.


Pan (opowiadanie Sci-Fi)
4Jakub2024, dziękuję za ocenę, bardzo się cieszę, że się podoba i tak, w zamyśle tego opowiadania proces miał pozostać w sferze domysłów czytelnika. Natomiast wszystkie pytania, jakie tu zadałeś na pewno musiałabym wziąć pod uwagę, gdybym chciała to opowiadanie przekształcić w coś większego (co kiedyś było moim zamysłem, ale że miałam spore trudności w wymyśleniu fajnych historii dla tych konkretnych bohaterów, w końcowym efekcie na razie pozostaje to tylko krótkim opowiadankiem). Na pewno musiałabym poświęcić dużo więcej czasu właśnie na studiowaniu jak najlepiej wytłumaczyć zachodzące procesy, mapowanie, w jaki sposób osoba może nawigować swoją teleportacją, czy mają na sobie jakieś urządzenia, które im na to pozwalają, itd. W chwili obecnej natomiast czytelnik musi puścić wodze swojej wyobraźni.
Ale jako że Gelsomina - również cieszę się bardzo, że Ci się sposobało i polubiłaś Chrisa i Dana
- liczy na dalszy ciąg, to może uda mi się kiedyś przysiąść i wymyślić coś sensownego, gdzie platformy, stacje (tak, to co innego), Podniebo i sama teleportacja będą zarysowane tak, jak się to robi w porządnych historiach 
Wielkie dzięki za przeczytanie!
Ale jako że Gelsomina - również cieszę się bardzo, że Ci się sposobało i polubiłaś Chrisa i Dana


Wielkie dzięki za przeczytanie!

Pan (opowiadanie Sci-Fi)
5A więc mamy nadciągającą katastrofę i ludzi szukających ratunku. Dobry punkt wyjścia. Tylko chyba Chris zbyt wcześnie podejmuje decyzję:DariaN91 pisze: (czw 28 lis 2024, 22:30) No, że oceany się podnoszą, wszystko się topi - wyjaśnił.- Zaczynają się kolejki do stacji. Śmieszne, bo jeszcze kilka lat temu moi rodzice twierdzili, że to całe Podniebo to projekt jakiegoś gigantomaniaka, a tutaj wychodzi, że to jedyny ratunek.
Nie jest to zbyt przekonujące, że on po wysłuchaniu relacji jednego niezbyt odpowiedzialnego podróżnika w czasie i przestrzeni, postanawia zostawić za sobą ten sielankowy obraz:DariaN91 pisze: (czw 28 lis 2024, 22:30) Cóż, przyjacielu, zdaje się, że czas szykować się do drogi.
Musiałoby wydarzyć się coś jeszcze, co właściwie zmusiłoby go do podjęcia takiej decyzji. Coś, co dotknęłoby go osobiście. Ludzie nie rezygnują tak łatwo z dobrobytu, a Chrisowi, jak można przeczytać, na wyspie jest dobrze.DariaN91 pisze: (czw 28 lis 2024, 22:30) Zapowiadał się kolejny piękny dzień. Plaża błyszczała w słońcu, a do samego horyzontu rozciągała się niemal nieruchoma tafla oceanu. Jedynie przy samym brzegu co jakiś czas pojawiała się mała, zagubiona fala od razu leniwie rozmywając się po gorącym piasku.
Pozdrawiam
Pan (opowiadanie Sci-Fi)
6Cześć Janusz, dzięki za opinię. Jedne co powiem, to zauważmy, że Chris dostał właśnie informację, której się nie spodziewał, a która ma potencjał zburzyć ten sielankowy krajobraz. Ludzie są różni, Ty byłbyś dużo bardziej sceptyczny (ja zresztą też i najpierw skonsultowałabym przynajmniej z Mattem, dostawcą jaj, czy aby na pewno należy panikować). Ale są też ludzie jak Chris, którzy zareagują paniką na taką informację. Czy potrzebną? W tym momencie nie wiadomo, jak słusznie zauważasz Chris opiera się tylko na opinii jednej osoby. Ale nie zaczął jeszcze pakować walizek. Osobiście znam ludzi, którzy na taką informację zareagują momentalnym wskoczeniem w tryb "jak się teraz mogę ratować," i zanim jeszcze potwierdzili, że należy panikować, zaczynają przechodzić żałobę po czymś, co jeszcze mają, ale potencjalnie za chwilę stracą. Żeby nie być gołosłownym, opowiadanie oparte jest na prawdziwym Chrisie, moim koledze, który taką panikę przechodził z Brexitem (w końcowym efekcie zrzekając się obywatelstwa angielskiego na rzecz austriackiego, bo nie można mieć obu). Zadziałał ten sam schemat, który tutaj opisałam. Także z mojej perspektywy ludzie są różni: ja i Ty bylibyśmy sceptyczni, Chris zareagował, jak zareagował.
Dzięki jeszcze raz za komentarz i pozdrawiam!
Dzięki jeszcze raz za komentarz i pozdrawiam!
Pan (opowiadanie Sci-Fi)
7Taki spokojny klimat wakacyjny panuje w tekście, zburzony jedynie tym komunikatem chłopaka, że ma nadejść globalna powódź.
Przy tak zaawansowanej technologii jak teleportacja, powinien istnieć dostępny nawet na najbardziej odległym miejscu na Ziemi system prognozowania i ostrzegania przed takimi kataklizmami zawczasu, zaproponowałabym drobną poprawkę, że Chris już słyszał podobne komunikaty, a ten chłopak-lotnik tylko go w tym utwierdził, bo np. ten chłopak jest specjalistą od meteorologii, więc jest powód, by mu uwierzyć, ale to taka mała sugestia drobnej korekty.
Poza tym czyta się fajnie, tekst jest stylistycznie bardzo dopracowany, czytelnik widzi to lazurowe morze, palmy i biały piasek oraz powolnego czworonoga.
Pozdrawiam
Przy tak zaawansowanej technologii jak teleportacja, powinien istnieć dostępny nawet na najbardziej odległym miejscu na Ziemi system prognozowania i ostrzegania przed takimi kataklizmami zawczasu, zaproponowałabym drobną poprawkę, że Chris już słyszał podobne komunikaty, a ten chłopak-lotnik tylko go w tym utwierdził, bo np. ten chłopak jest specjalistą od meteorologii, więc jest powód, by mu uwierzyć, ale to taka mała sugestia drobnej korekty.
Poza tym czyta się fajnie, tekst jest stylistycznie bardzo dopracowany, czytelnik widzi to lazurowe morze, palmy i biały piasek oraz powolnego czworonoga.
Pozdrawiam
Pan (opowiadanie Sci-Fi)
8Hej Luiza Lamparska, dzięki za opinię i masz rację, to jest dobra sugestia i poprawi to, co Januszowi nie zagrało. Chociaż jednym z celów Chrisa było trochę odcięcie sie od świata na tej wyspie, świata, który pędzi do przodu i jasne, mają takie systemy ostrzegawcze. Ale można by to rozwiązać, że może słyszał jakieś przebąkiwania innych klientów, ale nie brał ich bardzo poważnie (jeżeli chciałabym nadal się upierać przy Chrisie, który poza portalami nie ma kontaktu ze światem).
Dzięki za sugestię i komentarz!
Dzięki za sugestię i komentarz!
Pan (opowiadanie Sci-Fi)
9Musi się udać. Trzymam kciukiDariaN91 pisze: (pt 29 lis 2024, 10:58) Ale jako że Gelsomina - również cieszę się bardzo, że Ci się sposobało i polubiłaś Chrisa i Dana - liczy na dalszy ciąg, to może uda mi się kiedyś przysiąść i wymyślić coś sensownego, gdzie platformy, stacje (tak, to co innego), Podniebo i sama teleportacja będą zarysowane tak, jak się to robi w porządnych historiach

Pan (opowiadanie Sci-Fi)
10ale to można rozegrać jeszcze inaczej. Chris może być odcięty od świata lecz obserwuje zmiany w przyrodzie. Zmiany w zachowaniu fauny czy np. przyspieszone zabieranie przez ocean kolejnych części plaży itp. I dopiero jak poskłada sobie te klocki z tym, co usłyszał od młodego, podejmuje decyzję o wyjeździe.Gelsomina pisze: (pn 02 gru 2024, 11:56) jednym z celów Chrisa było trochę odcięcie sie od świata na tej wyspie, świata, który pędzi do przodu i jasne, mają takie systemy ostrzegawcze. Ale można by to rozwiązać, że może słyszał jakieś przebąkiwania innych klientów, ale nie brał ich bardzo poważnie (jeżeli chciałabym nadal się upierać przy Chrisie, który poza portalami nie ma kontaktu ze światem).
Trudno ten dość wyeksploatowany motyw końca świata ciekawie przedstawić ale gdyby wyszła Ci z tego duża książka, to chyba wciągnęłabym się. Zatem do pracy