/zawiera wulgaryzmy/
"Rozdział 1."
Już od pół godziny kursor migał pod tym słowem a ja przedrzeźniałem się z nim, mrugając w ten sam rytm powiekami. Popielniczka była już pełna, odwrotnie do paczki L&Mów leżących opodal. Zgniotłem puste pudełko, po czym wyjąłem z szuflady kolejne. Zapaliłem papierosa i dmuchnąłem niebieskim dymem wprost w irytujące coraz bardziej słowo.
"Rozdział 1."
W końcu przyszła upragniona myśl. Zdusiłem niemal całą fajkę, rozsypując trochę popiołu na biurko, położyłem dłonie na klawiaturze i napisałem: „Błysnął grom, niczym flesz gigantycznego aparatu, wydobywszy z ciemności rozczłonkowane ciało...”
Tekst odbijał się w prostokątnych szkłach okularów korekcyjnych, które zgodnie z zaleceniem lekarza nosiłem do czytania i pracy przy komputerze. Zawiesiłem się w połowie zdania i skarciłem się w myślach. „Co jest z tobą? Zaczynasz od pogody jak jakiś leszcz”.
Wdusiłem z impetem klawisz BACKSPACE, trochę za długo bo zniknęła również „1” obok słowa „Rozdział”. Wstawiłem ją z powrotem.
Nienawidzę tego! Nienawidzę tych zasranych początków! Już prawie czterdzieści minut tu ślęczę. Ile można napisać w czterdzieści minut? Co jest nie tak? Mam konspekt, całość ułożona w głowie, bohaterowie mają już nawet imiona a nie potrafię skleić jednego zdania. „Weź się w garść” – wmawiałem sobie. „Jedno zdanie... jeden akapit! Potem już opowieść sama popłynie z prądem, musisz tylko odbić od brzegu!”
„Odbij.”
„Odbij!”
„Odbij, kurwa!!!”
Zaciśnięta pięść wylądowała z hukiem na klawiaturze. Jeden z klawiszy, niczym na trampolinie, wyskoczył z gniazda i potoczył się po biurku pod samą popielniczkę. Ubrudził się. Podniosłem go i zdmuchnąłem pył. Frustracja i zażenowanie wyłączyły wcześniej myślenie i popiół wzbił się w powietrze zarówno z klawisza jak i z popielniczki. Zasyfiłem sobie całe miejsce pracy. Klawiatura w popiele, podobnie pół monitora, biurko i mysz. Popiołem przyprawiona była również moja zimna już kawa. Poziom wkurwienia osiągnął meritum.
– Kurwa, jebana, mać! - wrzasnąłem na całe gardło.
Wstałem na nogi, szarpnąłem klawiaturę i odwróciłem ją, żeby wytrzepać. Zacząłem karcić się znowu i gwałtownymi, nerwowymi ruchami ogarniałem cały bajzel. „Baranie jeden! Jak chcesz napisać powieść pełna intryg i zwrotów akcji skoro nie potrafisz przewidzieć tak prostej rzeczy? Żal mi cię, będziesz kopał rowy do sześćdziesiątego piątego roku życia!”
Zgarnąłem z grubsza pył i kiepy. Wilgotną gąbką zacząłem ścierać na czysto. Praca ukoiła nieco nerwy a na pociechę zacząłem wyobrażać sobie jak podpisuję autorskie egzemplarze w księgarniach w całym kraju. Jak kąpię się w szampanie, jak dzwoni agent: „Słuchaj, będziemy mieli film!” Uśmiechnąłem się na tę myśl. Ja, na czerwonym dywanie, obok kinowych gwiazd, idę na premierę filmu. Mojego filmu. Nie, nie wyreżyserowałem go ale jest mój. Na podstawie MOJEJ historii. Zajebiście!
Usiadłem na krześle, wciąż szczerząc się do własnych myśli. Spojrzałem na monitor. „Rozdział 1” spoliczkował mnie pustką i wróciłem do szarej rzeczywistości, gdzie zamiast szampana leje się pot z nerwów oraz upału.
Zapragnąłem sięgnąć po kolejnego L&Ma lecz powstrzymałem się. Może właśnie nadmiar tytoniowego dymu przyćmiewał mi umysł i nie mogłem nic poskładać. Wrzuciłem paczkę do szuflady, żeby nie kusiła, podparłem brodę na dłoniach i znów zacząłem liczyć mrugnięcia kursora. Po stu zerknąłem na zegarek. Minęła właśnie godzina boju o pierwsze zdanie. Ale spokojnie, nie dam się na powrót ponieść emocjom, żeby ponownie czegoś nie rozpieprzyć. Spokojny oddech i pełne skupienie. Od czego tu zacząć? Od czego zacząć, żeby było dramatycznie i nie po amatorsku...
Mam! Kurwa, mam!
Serce przyśpieszyło trzykrotnie. Wyprostowałem się na krześle budując w głowie spójne zdanie. Wytarłem spocone dłonie, położyłem je na klawiaturze i... „Co jest, kurwa? Czemu nie działa?”
Podniecenie w mig zastąpiła panika. „Rozjebałem klawiaturę!” - krzyczało we mnie. „Nie, nieee!” Bliski łez wstałem na nogi i szarpnąłem za kabel. Może się tylko rozłączyła.
Podpiąłem jeszcze raz w to samo gniazdo. Nie działa.
W inne wolne. To samo.
NIE! Najlepsze zdanie na świecie właśnie mi umyka! Genialne zdanie, które z pewnością byłoby bardziej rozpoznawalne niż słynne: ”Człowiek w czerni szedł przez pustynie a rewolwerowiec podążał w ślad za nim” a ja właśnie je tracę! Ja pierdolę!
Długopis! „No, autorze od siedmiu boleści, powinieneś mieć długopis do notatek przy dupie. I co? Kompletnie jesteś nieprzygotowany. Chyba jednak zasługujesz na taki los – sfrustrowanego pseudo pisarzyny, pełnego ambitnych planów z gównianym zapleczem...” Znalazłem długopis w szufladzie obok fajek. Wyszarpnąłem kartkę z drukarki, nabazgrałem zygzak, żeby sprawdzić czy pisze i... nic. Najlepsze zdanie na świecie rozpłynęło się w galaktyce połączeń synaptycznych i już nigdy go nie odnajdę. O dziwo przyjąłem to ze stoickim spokojem. Wygląda na to, że przegrałem tę nierówną batalię. Półtora godziny intensywnego myślenia o niczym, ponad pięć tysięcy czterysta mrugnięć kursora a „Rozdział 1” jak stał, tak stoi niewzruszony, niczym tysiącletni pomnik.
Niepokonany.
Ale nie poddam się. Odpocznę, przegrupuję myśli i za kilka godzin ponawiam natarcie bogatszy o dzisiejsze doświadczenie.
***
Rozdział Pierwszy
2To ja w mojej pracy, tylko że się tak właśnie wkurzam, kiedy ludzie mnie denerwują
wywalić te fajki i cała ja
mam nadzieję, że aspirujący autor odnajdzie spokój i w końcu coś napisze - tekst mi się podoba, pewnie ludzi może razić liczba przekleństw, mnie nie, bo sama jestem straszny miś przekliniak i uważam, że dobrze uchwycona jest frustracja bohatera. Do tego dobrze wyszło opisanie tej paniki z klawiaturą, czuć w tekście ten pośpiech i że coś umyka, czuć jak tempo nagle przyspiesza.
Ogólnie mi się podoba.


Ogólnie mi się podoba.
Rozdział Pierwszy
3Fajny opis męki twórczej w oparach tytoniowych.
Przypomina mi to opowiadanie Stephena Kinga o złośliwym chochliku, który przeszkadza pisarzowi w tworzeniu, plącząc się między czcionkami maszyny do pisania. Wreszcie wkurzony i pijany na umór autor, wali jak szaleniec w klawisze i siecze to maleństwo na krwawą miazgę dźwigienkami, na końcu których umieszczone są czcionki.
Przypomina mi to opowiadanie Stephena Kinga o złośliwym chochliku, który przeszkadza pisarzowi w tworzeniu, plącząc się między czcionkami maszyny do pisania. Wreszcie wkurzony i pijany na umór autor, wali jak szaleniec w klawisze i siecze to maleństwo na krwawą miazgę dźwigienkami, na końcu których umieszczone są czcionki.
Rozdział Pierwszy
4Jednak nie tak to wygląda. O wiele łatwiej jest zacząć niż skończyć. Pomysł, nawet dobry, po jakimś czasie się nudzi i chciałoby się zająć czymś innym. Czymś co wydaje się lepsze. Wystarczy zmienić "Rozdział 1." na "Rozdział 6." i wtedy będzie to bardziej realistyczne. Pierwszy rozdział jest najłatwiej napisać. Chyba wszyscy o tym wiemy 

Rozdział Pierwszy
6Dziękuję za wszystkie komentarze. Cieszę się, że poprawiłem Wam humor.
Napisałem tego shorta już jakiś czas temu, kiedy wróciłem do pisania po dłuższej przerwie i choć nie jest na faktach, bo sam też nie palę, ale pokazuje dobitnie moje pierwsze frustracje w czasie pisania dłuższej historii. Wbrew temu, co napisał Janusz2000, ja mam największe problemy właśnie z początkami, później łagodnie sobie opowieść płynie, a końcówkę zazwyczaj zawalam, bo mi się śpieszy by skończyć. Już mi to kiedyś weryfikatorzy wytknęli. Ale pracuję nad sobą.
Pozdrawiam.
Napisałem tego shorta już jakiś czas temu, kiedy wróciłem do pisania po dłuższej przerwie i choć nie jest na faktach, bo sam też nie palę, ale pokazuje dobitnie moje pierwsze frustracje w czasie pisania dłuższej historii. Wbrew temu, co napisał Janusz2000, ja mam największe problemy właśnie z początkami, później łagodnie sobie opowieść płynie, a końcówkę zazwyczaj zawalam, bo mi się śpieszy by skończyć. Już mi to kiedyś weryfikatorzy wytknęli. Ale pracuję nad sobą.
Pozdrawiam.
Nie ma nudnych historii, są tylko źle opowiedziane...