Marmurowe posągi bogów i dawnych wodzów niewzruszone przyglądały się maszerującym szeregom legionistów. Potężne sylwetki wojaków dobrze oddawały siłę Imperium. Okrzyki tłumów wznosiły się nad świątyniami, łukami tryumfalnymi - ba, zdawało się że dosięgały samego Olimpu. Tak najpotężniejsze miasto świata witało swojego wodza Tytusa. Syna boskiego Wespaziana. Następca tronu wkraczał w mury Rzymu opromieniony wielkim sukcesem - udało mu się w końcu zdobyć Jerozolimę. To miasto - stolica prowincji Judei, rzuciło wyzwanie potędze Romy. Był to gród, gdzie mieli swoją siedzibę przywódcy powstania. Kara musiała więc być straszliwa.
Młody rzymianin nie tylko zdobył Jeruzalem, ale kazał również zburzyć świątynię - miejsce w którym mieszkał Bóg judejczyków - Jahwe. Oczy mieszkańców stolicy mogły się nacieszyć pokazywanymi w pochodzie tryumfalnym wspaniałościami. Tony złota przepływały na oczach Latynów. Mieszkańcy Romy kpili sobie z żydów i ich bóstwa. Bo faktycznie Jahwe opuścił Izraelitów. Nie powodował się jednak kaprysem. Izrael nie dopełnił warunków umowy z Najwyższym i łamał boskie prawa. Serca żydów były zatwardziałe a ręce splamione krwią. Dlatego Bóg odwrócił się od nich i wydał na pastwę wrogów. A może swoje zrobiły modlitwy augurów? Dawne modlitwy, wygłaszane w obliczu każdej wojny, proszące bóstwa przeciwnika o przejście na stronę Rzymian... " O Boże Izraela, opuść swój lud. Tu w Rzymie będziesz miał piękniejsze świątynie, więcej ofiar, częstsze święta, tłustsze byki w ofierze. Opuść swoich ludzi o Jahwe i swoje błogosławieństwo ześlij na nas a im daj plagi i nieszczęścia "... Los sprzyjał miastu na siedmiu wzgórzach – rządziło ono światem i nikt się już temu nie sprzeciwiał.
***********
Rozdział 1
Flawiusz Wespazjan ostatnio zle sypiał. Budził się często w nocy mokry z przerażenia. Nie był z natury tchórzem. Wręcz przeciwnie - ten mający już pięćdziesiąt parę lat łysiejący człowiek wyglądający bardziej na chłopa niż senatora był jednym z ostatnich przedstawicieli starego typu Rzymian. Sumienny, oddany swoim obowiązkom i traktujący wszystko poważnie niczym patrycjusz z czasów świetności republiki. I przez te cechy teraz miał problemy. Jako namiestnik Afryki był do bólu uczciwy i często dopłacał do swojej pracy aby ulżyć obywatelom. W Rzymie mówiono z rozbawieniem że jako jedyny wrócił biedniejszy z namiestnictwa niż na nie wyjechał. Nie tylko był biedniejszy ale popadł też w długi. Troski te powodowały u niego ciągłe zmęczenie, więc nieraz zdarzyło mu się zdrzemnąć w miejscach publicznych. To zachowanie było jednak niebezpieczne na dworze Nerona gdzie Wespazjan był jednym z dworaków. Bynajmniej nie był nim dobrowolnie. Cesarz wybierając się na swoje turnee artystyczne do Grecji zabrał też ze sobą - oprócz innych senatorów - Wespazjana. Czemu ? Bogowie raczą wiedzieć. Także kiedy przysnął on na jednym z występów władcy, ten jako człowiek dość przewrażliwiony na punkcie swojej osoby obraził się na Flawiusza i zabronił mu wstępu na dwór. A foch Achenobarba często kończył się dla nieszczęśnika, który podpadł zejściem z tego świata.
Wespazjan miał prawo się bać. Po paru nieudanych próbach przebłagania władcy, uznając że najlepiej będzie zniknąć Neronowi z oczu udał się do swojego majątku w jednej z zapyziałych wiosek greckich. I tam czekał na nieuniknione. Był pesymistycznie nastawiony do dalszego obrotu sprawy i odbijało się to w jego snach - koszmarach właściwie. Jakich ? Sniła mu się utrata głowy, pożarcie przez lwy oraz inne podobnie „ przyjemne „ historie.
W końcu po prawie pół roku do ostatniego uczciwego Rzymianina przybył wysłannik Cesarza. Był to młody oficer gwardii pretoriańskiej. żołnierz wszedł prowadzony przez niewolnika na dziedziniec willi.
- Powiedz swojemu panu, że przybyłem do niego z rozkazami Cezara – Powiedział młodzieniec.
- Aha i podaj mi coś do picia – dodał – tylko na jednej nodze !
Niewolnik skłonił się pokornie i po chwili wrócił z pucharkami wina. Za nim kroczył Flawiusz Wespazjan, który zdążył się już pożegnać z życiem.
„No to po mnie. Ciekawe czy miedzianobrody rozkaże mi podciąć sobie żyły czy rzuci lwom na pożarcie ?”
Ta i podobne myśli kołatały mu się w głowie. Jednak jak przystało na człowieka mężnego nie dał ich po sobie poznać. Przywitał się serdecznie z posłańcem i zaprowadził do środka domu.
Wysłannik rozgościł się na sofie i konsumował w milczeniu winogrona położone przez służbę na stole. Po chwili ciszy Wespazjan zagadnął żołnierza.
- Co tam w Rzymie słychać trybunie
- Wszystko dobrze szlachetny senatorze
Odparł pretorianin sięgając po kolejną kiść winogron. Przegryzając owoce mówił dalej
- Jednak jak zapewne doszły Cię słuchy Panie, na Wschodzie a dokładnie w Judei zle się dzieje. żydzi się zbuntowali i wyrżneli nasze garnizony. W związku z tym Cesarz ma dla ciebie zadanie.
Powiedział wysłannik wyciągając zawieszony przy pasie list. Podał go Wespazjanowi. Ten przełamał pieczęć cesarską, przeczytał i zdębiał na chwilę. Zamiast wyroku śmierci dostał pod swoją komendę trzy legiony z zadaniem zduszenia powstania żydów w Judei i przywrócenia tam porządku.
„Bogowie jednak istnieją”
Pomyślał Wespazjan i już ze spokojem położył się na drugiej sofie niedaleko oficera. Służba podała wino. Wkrótce rozmowa zeszła na tematy luzniejsze. Rozmówcy poruszali takie kwestie jak ostatnie igrzyska wydane przez Cesarza – tym razem bez specjalnej okazji ot tak dla uciechy ludu, sprawę opóznień w dostawach egipskiego zboża do stolicy oraz plotki na temat nowych kochanków Kalwarii Kryspiny – jednej z najbardziej rozwiązłych kobiet w Rzymie – nazywanej drugą Messaliną
- Ona to potrafi dogodzić mężczyznie
Powiedział lekko podpity już żołdak i dodał z szelmowskim uśmiechem
- Sam sprawdzałem na jednej orgii. Zresztą ze mną razem jeszcze paru innych kolegów z garnizonu. Mówię Ci czcigodny senatorze, pretorianie to mają fajne życie. Dobry żołd, własne miejsca w amfiteatrach, lekka służba, dobre dodatki i nawet przyjęcia z Cesarzem. Byczy z niego chłop. Gdyby tylko tak nie robił z siebie głupca śpiewając. Cóż – kontynuował - nikt nie jest doskonały. Ale wracając do tych przyjęć, wierz mi Panie to coś wspaniałego. Wino, kobiety i śpiew. Niestety śpiew jest najczęściej cesarski. Ale wino i kobiety to wynagradzają!
Zakończył śmiejąc się oficer i sięgnął po kolejny pucharek. Tego typu dyskusje trwały jeszcze parę godzin. W końcu totalnie pijany żołnierz został odstawiony do komnat gościnnych z pomocą niewolników. Tam zasnął jak zabity na łożu. Uczciwy senator też dobrze spał w nocy. Koszmary tym razem go nie dręczyły. Był koniec roku 66 naszej ery. Nadchodził czas wielkich zmian w Imperium.
Parę tygodni wcześniej Tytus Flawiusz, pierworodny Wespazjana coraz bardziej denerwował się natrętnymi wierzycielami ojca. Lichwiarze owi nachodzili młodego człowieka, który mieszkał w Rzymie i sprawował właśnie urząd kwestora. Wydawało się im że syn spłaci część długu ojca. A mieli wiele przesłanek tak sądzić, bo Tytus był cesarskim ulubieńcem. Nie przejmował się on zanadto tym, że swą pozycję umocnił przez rozwód. Nie kochał swojej żony Liwii. Chodziło mu o jej majątek. Jeśli jednak krewny twojej połowicy jest cesarskim wrogiem oskarżonym o malwersacje finansowe, powinieneś dla swojego dobra pozbyć się takiej kobiety. Nawet razem z jej posagiem. Parę dni po rozwodzie stracony został stryj Liwii, Syranus. Formalnie oskarżony był przed senatem o łapownictwo i niegospodarność na stanowisku namiestnika Galii Przedalpejskiej. Jednak prawdziwą przyczyną jego śmierci był fakt, że Neron go nie lubił. Czemu ? Kiedyś jako pierwszy przestał oklaskiwać nową pieśń Cezara wykonaną na jednym z przyjęć. A władca będąc tamtego dnia w kiepskim nastroju zapamiętał to sobie.
Ale wracajmy do Flawiusza. Młodzieniec nie miał pieniędzy. Majątek żony zniknął wraz z rozwodem a na rodzinnym ciążyły długi Wespazjana. Zresztą sam Tytus nie należał do oszczędnych. Wydawał ogromne sumy na zbytki. żyć inaczej nie potrafił bo większość czasu spędził na dworze cesarskim i przyjął panujące tam zwyczaje. W końcu zirytowany natręctwem lichwiarzy i zaniepokojony losem ojca postanowił interweniować w jego sprawie. Stwierdził, że pójdzie do Onufriusza Tygellina. Ten były hodowca koni z Sycylii był teraz drugim człowiekiem w Imperium – prefektem pretorian - dowódcą osobistej straży Nerona. Miał on ogromny wpływ na władcę, właściwie sam władał Rzymem. Tytus zastanawiał się jak przekonać prefekta do interwencji. Jakkolwiek by nie główkował, zawsze dochodził do jednego wniosku – sestercje. Tygellinus był ich wielkim miłośnikiem. Ale skąd je wziąć ? Przecież jego rodzina była zadłużona po uszy u rzymskich bogaczy. Czy jednak tylko obywatele są bogaci ?
” Jeśli Rzymianin ci nie pożyczy, wez od żyda.”
Tytus wpadł na tą genialną myśl w czasie spożywania obiadu w triclinium. Zawsze przy pieczonych kuropatwach stawał się pomysłowy. Cóż – każdy z nas ma coś co go motywuje. Jako że był człowiekiem nie tracącym czasu, wezwał jednego z niewolników. Gdy ten się pojawił, Tytus rzekł do niego
- Sokratesie, pójdziesz teraz na Eskwilon do domu Jozuego z Galilei i przyprowadzisz go do mnie. Powiedz że jest to sprawa niecierpąca zwłoki. Możesz odejść.
Niewolnik skłonił się i wyszedł z pomieszczenia. Patrycjusz tymczasem wrócił do swojej kuropatwy. Był jednym z piękniejszych rzymskich młodzieńców. Jego czarne krótkie włosy doskonale harmonizowały z ciemną karnacją skóry. Arystokratyczna głowa z nietypowym dla Latynów prostym nosem stanowiła świetny motyw dla rzezbiaży. Muskularna sylwetka natomiast była zasługą służby wojskowej odbytej razem z ojcem w Galii i Brytanii w randze najpierw prostego legionisty, potem centuriona aż w końcu trybuna legionu. Wtedy żołnierze pierwszy raz docenili Tytusowe zdolności taktyczne, odwagę i talent krasomówcy. Niedługo wszystkie te cechy miały mu się przydać.
Po skończonym posiłku udał się do atrium, gdzie usiadłwszy marmurowej ławie czekał na Jozuego. Przez chwilę przeszło mu przez myśl że zamiast pożyczać od żyda pieniądze w porozumieniu z Tygellinem zagarną jego majątek. Już w wyobrazni uśmiechał się na widok skrzyń złotych monet, w których zanurzał ręce. Jednak po chwili odrzucił ten pomysł.
” Pieniądze są mi potrzebne na teraz. A nie wiadomo, ile czasu zajmie wyciskanie informacji od żyda. Przecież jego interesy prowadzone są przez pośredników. Swoją drogą spryciarz z niego. Udaje, że jest biedniejszy niż w rzeczywistości „
Kwestor nie dowierzał też Tygellinowi. Prefekt nie miał w zwyczaju dzielić się z innymi pieniędzmi.
Po około dwudziestu minutach oczekiwania do atrium wszedł niewolnik wraz z kupcem. Jozue był typowym przedstawicielem swojego narodu. Miał około sześćdziesięciu lat. Jego semickie rysy pasowały do długiej brody. Ubrany był w szarą tunikę. Nic nie wskazywało, że przed Tytusem stał jeden z najbogatszych kupców w Imperium. Jego majątek był wart około dwustu milionów. Robił interesy w całym cesarstwie. Jego karawany sprowadzały przyprawy i towary zbytku z Indii. Kwestor miał te informacje od swojego szpiega w synagodze rzymskiej. A Jozue odznaczał się religijnością. Nie trzeba wspominać o inteligencji i przenikliwości – były to cechy narodowe Izraelitów.
żyd idąc do kwestora zastanawiał się czego Tytus chce od niego
„ Pewnie jak oni wszyscy pieniędzy – myślał z pogardą- Władcy tego świata – z pustą sakiewką„
Jednak będąc już w atrium przybrał pokorną pozę. W końcu stał przed obywatelem rzymskim, urzędnikiem państwowym. Kupiec skłonił się Tytusowi i przywitał się
- Bądź pozdrowiony szlachetny kwestorze. Cóż może dla Ciebie uczynić taki nic nieznaczący żyd jak ja ?
Rzymianin uśmiechnął się słysząc te słowa i rzekł
- Przede wszystkim usiądz gościu drogi.
Kazał przynieść sobie i Jozuemu wina. Po paru łykach przeszedł do meritum
- Jak ci wiadomo skarb naszego Cezara ostatnio świeci pustkami. Odbudowa Rzymu po pożarze spowodowanym przez tych przeklętych chrześcijan zrujnowała budżet. Nowy pałac cesarski – Złoty dom też tani nie jest. A jak myślisz drogi Jozue – mówił dalej – jak zareaguje nasz Boski Neron na wieść, że pewien bardzo bogaty żydowski kupiec mieni się biedniejszym niż jest i nie płaci należnych podatków ??
Jego wyraz twarzy zmienił się. Cała życzliwość dla rozmówcy znikła jak kamfora. Podszedł do siedzącego Jozuego, pochylił swoją głowę do głowy żyda i powiedział groznie patrząc mu w oczy
- Jak myślisz Przyjacielu ?? A jak zareaguje Tygellin ?? Chrześcijanie rozrywani przez lwy w cyrkach dają ci chyba jakieś wyobrażenie o ewetualnych krokach Cesarza i jego prefekta
Tytus przerwał na chwilę i przyglądał się Izraelczykowi. Jego przemowa zrobiła wrażenie. Gość pobladł ze zdenerwowania.
„ Teraz mam cię w szachu „ pomyślał z satysfakcją Rzymianin
- I powiedz mi teraz Jozue – kontynuował Tytus życzliwym dla odmiany glosem – co ja mam zrobić ?? Jako kwestor mam obowiązek zawiadomić władcę o twoich interesach. Jednak jestem też człowiekiem i żal mi ciebie żydzie.
Tutaj zamilkł i zaczął chodzić dookoła siedzącego kupca. Udawał, że zastanawia się nad decyzją. Wtedy Jozue rzekł:
- Rozumiem kwestorze. Zrobię wszystko by nie trafić na arenę z lwami. Wszystko !
Rzymianin usiadł na ławce i utkwił swoje oczy w twarzy kupca.
- Dwadzieścia milionów sestercji – powiedział - Masz pięć dni. I pamiętaj! Przysłużysz się Tytusowi a on nie zapomina ludzi mu życzliwych. Ale wrogów wdeptuje w ziemię.
Kupiec przytaknął głową skwapliwie. Wstał z ławki i wycofywał się powoli z atrium. Tytus rzucił do niego na odchodnym
- Chyba nie muszę dodawać że to bezzwrotna pożyczka ?
Jozue tylko spojrzał na Rzymianina i wyszedł. Będąc już na ulicy stanął przed frontem domu patrycjusza. Rzekł cicho do siebie
- O Adonai, kiedyż oni się nasycą ?? Nigdy dość złota, władzy i znaczenia. Co ja biedny mam zrobić ?? Muszę dać mu pieniądze. Inaczej stracę je wszystkie. No i skrócą mnie o głowę.
Jedynym plusem było to że młodzieniec miał teraz u żyda dług wdzięczności. Jozue wiedział też że Tytus nie jest zwykłym utracjuszem jak reszta arystokracji Rzymu. Kupiec wiedział o jego zasługach w Galii i Brytanii. Również w bezpośrednim kontakcie dostrzegł coś niezwykłego
„ Jego oczy. Jest w nich jakiś blask. Jakby odbijała się w nich wola czynu. Ogromna wola. Nie ! On nie jest jak reszta. Dobrze mieć w nim sojusznika „
Pięć dni pózniej do domu Patrycjusza dostarczono skrzynie wypełnione złotymi monetami.
W Tytusie faktycznie tliło się coś niezwykłego. Była to podskórna żądza władzy. Nieograniczonej władzy. Takiej jaką mieli Cezarowie. W swoich najgłębiej skrywanych marzeniach pragnął on purpury. Kiedyś dawno temu gdy panował jeszcze Klaudiusz – przybrany ojciec Nerona, Wespazjan odesłał małego Tytusa na dwór. Chłopak został towarzyszem zabaw młodego Brytanika – syna Cezara i jego rozpustnej żony Messaliny. Ostatni uczciwy Rzymianin zakładał, że chłopiec – choć teraz odsunięty w cień ostatecznie obejmie tron. Takie samo myślał Narcyz, jeden z najbogatszych wyzwoleńców w Imperium. Był on pomocnikiem Cezara i pomagał mu w rządach. Chciał panowania Brytanika, pomimo ze wcześniej przyczynił się do śmierci jego matki. Uznał jednak, że większą grozbę od ewentualnej zemsty syna stanowi dla niego Agrypina. Matka Nerona nigdy nie darowała Narcyzowi faktu, że nie poparł jej jako kandydatki na następną żonę Klaudiusza. A ten swego czasu poprosił wyzwoleńców o radę w tej kwestii. Aby zyskać pewność co do sukcesji Brytanika, Narcyz wezwał na dwór astrologa. Uczony ów potrafił odczytać ludzką przyszłość z rysów twarzy. Dla utrudnienia przed oblicze maga przyprowadzono obu chłopców. Gdy tylko weszli do komnaty, mędrzec wskazał na Tytusa i rzekł
- Możesz się nie martwić. Będzie panował
Narcyz zdumiał się i zgorszył
- Mylisz się ! To tylko towarzysz cesarskiego syna – Tytus ! Tamten jest Brytanikiem !
Fizjonomista odrzekł
- Nie widzę, żeby Brytanik miał panować ! Co do Tytusa nie mam wątpliwości.
Chłopcy słysząc te słowa spojrzeli na siebie. Pomimo, że dalej przebywali i bawili się razem nie było już miedzy nimi przyjazni. W ich serca wkradła się nieufność.
Jakiś czas po śmierci Klaudiusza i wstąpieniu Nerona na tron Brytanik został otruty. Zdarzyło się to w czasie uczty wyprawionej u Cezara na Palatynie. Tytus siedzący obok syna Klaudisza brał już jedzenie z tej samej miski, ale widząc konwulsje chłopca nie przełknął ani kęsa. Patrzył bez ruchu, jak tamten kona. Wszyscy patrzyli. Nikt mu nie pomógł. Biesiadnicy zrozumieli, że to sprawka Nerona. Ten uśmiechając się rzekł
- To nic takiego. Cierpi na padaczkę. Zaraz mu przejdzie.
Jednak nie przeszło. śmierć Brytanika pobudziła Tytusowe wspomnienia o magu. Spojrzał on na władcę, który zrelaksowany dyskutował o wzniosłości ludzkiej duszy ze swoim doradcą – filozofem Seneką.
„ Otrułeś nie tego człowieka co trzeba głupcze „
Pomyślał Flawiusz. Był przekonany, że on powinien mieć władzę. On, któremu ją przepowiedziano.
Po jakimś czasie służba pałacowa wyniosła ciało zmarłego. Uczta trwała do rana. Gdy się kończyła, niedaleko przygasał stos pogrzebowy…
Dodane po 15 minutach:
Umieściłem mój post drugi raz bo Obywatelka AM zauważyła pewne uchybienia natury formalnej ( między innymi emotikony ). Więc proszę moderatorów o usunięcie mojego pierwszego wpisu. Po co ma być dwa razy to samo ??
Nie chodziło o emotikony, ale już doszliśmy do porozumienia na PW
Pozdrówka