cykl „Cennik”
Część pierwsza : Miejsce.
„Za nieśmiertelność zapłacić można tylko własnym czasem"
Słońce powoli zanurzało się i gasło na horyzoncie. Ciepłe światło nadal otulało twarz dziewczyny. Wydłużone cienie pobliskich drzew tańczyły na jej blond włosach. Razem ze słońcem powoli umierały jego odbicia w jej szarych oczach. Ziemia, ciągle pamiętająca południowe promienie, powoli zastępowała swój zapach nowym, chłodnym , by stać się jednym ze zmieniającym kolor niebem. Odwróciła oczy od płótna. Wpatrzyła się w kalejdoskop barw tańczących wokół niej. Starała się oddychać głęboko wonią trawy i krzewów. Nagle zerwał się ciepły, wieczorny wiatr. Sztalugi zatrzęsły się lekko. Blond włosy, targane jakby niewidzialną ręką, zakryły świat. I l e j e s z c z e m a m c z a s u? Szybko powróciła wzrokiem do obrazu. Potem, zrezygnowana, jeszcze raz spojrzała na roztaczającą się przed nią dolinę.
- Boże, to jest do niczego... – szepnęła. Opuściła wzrok. N i e z d ą ż ę!
Powoli usiadła na ciepłej jeszcze trawie. Dzisiaj już nic nie namaluje. Pracowała od kilku tygodni. Ciągle ten sam krajobraz. Ta sama sceneria. I zawsze, kiedy już myślała, że kończy, że uda jej się go namalować na czas, zawsze wtedy dopatrywała się czegoś w obrazie. Czegoś, co zabijało piękno barw i kształtów. Porównując go z krajobrazem, widziała brzydotę całego świata na jednym kawałku materiału. Nie mogła tak po prostu schwytać tego widoku, jak motyla, by zamknąć go w słoiku. Wiedziała o tym i nawet nie próbowała tego robić. Chciała mieć chociażby obraz tego motyla, nawet gdyby ten obraz był przekłamany, gdyby miał przedstawiać tylko zarys istoty motyla, zadowoliłaby się nawet niekształtną plamą w kolorze motyla. Tymczasem ciągle powstawał ogromny pająk z czarnym krzyżem na plecach, który wpatrywał się w nią potwornymi oczyma. Jasno dawał do zrozumienia, że kolejny ruch pędzlem tylko go powiększy, jeszcze bardziej oszpeci i zniekształci a czerwone oczy gniewu zaświecą jaśniej..
Przejechała ręką po trawie. Ten obraz też będzie pająkiem. Poczuła lekki dotyk na ramieniu. Podskoczyła.
- Tu jesteś! Tak myślałem. Ciągle tu przesiadujesz – znany, dobrze znany głos. Nie odwróciła się, nie podniosła głowy. – Alice, myślałem, że będziesz chciała więcej czasu spędzać ze mną.
Ledwo dostrzegalna nuta zawodu w głosie i jeszcze bardziej niedostrzegalny uśmiech mający ukryć ową nutę. Uśmiech przeznaczony nikomu. Usiadł obok niej. Odchylił głowę. Wdychał ciszę. Jego długie blond włosy, delikatnie unoszone wiatrem, muskały ramię dziewczyny. Oboje mieli bardzo ciemną cerę i niezwykle jasne włosy, wyglądał na trochę starszego od dziewczyny. Poczuł na sobie jej wzrok.
- Po tylu latach nadal kocham tu przychodzić. To mój ulubiony widok. Ulubione miejsce. Jest tu też moja ulubiona osoba. Będzie mi tego wszystkiego brakowało – na jego ustach zamajaczył cień chytrego uśmiechu. –No może nie ciebie, raczej mówiłem o tym miejscu.
- Czarujący i uroczy jak zwykle. Nie mogę się doczekać chwili, w której wyjedziesz! Trwaj chwilo, będziesz piękna!
- Będziesz tęsknić? – nie odwracając się, zapytał z powagą, której nie zniosła dziewczyna. Roześmiała się lekko.
- A jak myślisz? – wpatrywała się w niego jeszcze intensywniej. Po chwili dodała. – Muszę. Jesteś moim bratem.
Znowu cisza. Błądził oczyma po niebie, na którym powoli pojawiały się gwiazdy. Bezczelnie świecące, jak zwykle. Smutne. Nikt ich nie żegnał wieczorem. Nikt nie tęsknił ani nie witał ich rano. Starał się unikać wzroku siostry. Jego uwagę przykuły sztalugi. Znowu inny obraz. Inny, ale ten sam.
- Po co to znowu malujesz? – podparł głowę rękami. Pierwsze promienie, odbite od księżyca, zatonęły w jego brązowych oczach.
- Bo tym się zajmuję – irytacja przebiła się przez ton jej głosu. Nie wiedziała, chce z nim rozmawiać czy nie? – Maluję!
- Sama ostatnio mówiłaś, że na przyrodzie nie można zarobić i że musisz malować portrety – dręczenie młodszej siostry wydawało się być dla niego sadystyczną przyjemnością.
- Pieniądze? – westchnęła - Jestem młoda i naiwna, mogę na razie założyć, że nie one są najważniejsze.
- To, po co w ogóle malować?– ciągnął dalej. Dawno nie rozmawiali sami. Dawno nie rozmawiali poważnie.
- Każdy ma swój sposób na nieśmiertelność – postanowiła wytoczyć ostateczny argument.
- Nieśmiertelność, tak? – spojrzał na nią po raz pierwszy. Wskazał na obraz. – Malujesz to od dawna. Właściwie od bardzo dawna. To dziwne, prawda? żeby być nieśmiertelnym, żeby posiąść niekończący się czas... Trzeba najpierw oddać coś swojego. Własny czas.
Odwrócił wzrok. Powietrze wokół nich utraciło pierwotną rześkość, stało się ciężkie. Nieprzyjemne. Nad nimi wiatr zimno śpiewał uciekając drzewom. Gałęzie biły się o srebrne strzępy jego płaszcza. Popatrzył jeszcze raz na majaczący w ciemności zarys sztalug. żałował, że zapadł zmrok. Kochał widok, jaki się roztaczał z tego miejsca. Kiedy on i Alice byli mali, często przychodzili tu razem. Kładli się na trawie i rozmawiali o tym, co będą robić w przyszłości. W tym miejscu nadal unosił się zapach marzeń.
- Ten obraz miał być dla mnie, prawda? – wstał i podszedł do płótna.
- Nie, maluję go dla siebie.
śmiać się czy obrazić? Wiedział, że maluje go dla niego, żeby mógł go wziąć ze sobą. Tam, gdzie nie będzie jej. ż e b y p a m i ę t a ł.
- Naprawdę, maluję go dla siebie, ale chciałam dać go tobie – wyjaśnienie przyszło szybko. Nikt nie uznałby tego za czytanie w myślach, jednak wyczuwało się pomiędzy nimi dziwne porozumienie. Dziwne, bo żadne nie chciało powiedzieć, co czuje a jednak oboje wiedzieli o sobie wszystko. – Zanim wrócę do portretów, chce namalować to, co tak dobrze znam. Co tak dobrze pamiętam. To jak pokonanie granicy własnych ograniczeń.
- W takim razie dzięki, że oddajesz mi dzieło, przez które wiedzie twoja droga do nieśmiertelności – mówił poważnie, z patosem. żartował. - Czy może liczysz na to, że ja jeden, przez sentyment do ciebie, nie wyrzucę tego obrazu?
Dziewczyna prychnęła cicho i okręciła głowę. Teraz nie mógł zobaczyć, że się uśmiecha. Nie da mu tej satysfakcji. Nie pierwszy raz próbował odgadnąć jej intencje. Nie pierwszy raz mu się udało. W rzeczy samej, na to właśnie liczyła.
- Powiedziałam, że chciałam ci go dać. Teraz nie jestem pewna. Zresztą spójrz na niego, jest brzydki.
- Moja droga, patrzę i nic nie widzę, gdyby nie było tak ciemno zapewne coś bym zobaczył – pomyślała, że znowu stara się być zabawny. - „Coś” to dobre określenie, prawda? Wierzę ci jednak na słowo, jeśli jest podobny do reszty twoich prac, to zaiste, jest brzydki.
Oboje nie wytrzymali i wybuchnęli śmiechem. Uspokojenie się zabrało im kilka minut. Równocześnie opadli plecami na trawę i spojrzeli na ciemnoniebieski bezkres ponad nimi. Leżeli tak, jakby znowu byli dziećmi. Parę minut a może godzin.
- Pójdę już. Jutro będę musiał zacząć się pakować – podniósł się pierwszy.
- Pozbieram to wszystko i też idę – rzuciła, nie czekając, aż brat zapyta o to, kiedy ona ma zamiar wracać.
Odwrócił się tyłem i powoli skierował się w stronę domu. Wstała nagle, jakby końce traw parzyły jej skórę. Sama nie wiedziała, dlaczego ale czuła, że to ostatnia okazja, żeby mu to powiedzieć. A l e C O p o w i e d z i e ć?
- Natan! Naprawdę chciałam go skończyć i ci go dać – krzyknęła.
- A ja naprawdę chcę go mieć, więc skończ go. – przystanął, ale nie odwrócił się twarzą do niej. – Mamy jeszcze trochę czasu.
- Ale on jest.... – zaczęła.
- Nawet jeśli tylko podpiszesz białe płótno i tak wezmę ze sobą tę twoją nieśmiertelność. Nie gadaj tyle, tylko się postaraj – odszedł.
Spojrzała jeszcze raz na niebo. Podeszła do płótna. Nie widziała, co na nim jest ale pamiętała każde pociągnięcie pędzla, jakie dzisiaj wykonała. Dotknęła go lekko końcami palców. Szybko cofnęła rękę z obrzydzeniem. Niedługo będzie taki, jak tamte. Marna kopia czegoś, czego nie da się uchwycić farbą. Co jeśli następne też będą kopiami? Wtedy zacznie od nowa. A potem jeszcze raz. Praca posiadająca początek ale bez końca, jak kamień Syzyfa toczący się w dół. N i e ś m i e r t e l n o ś ć? D o b r z e. Uśmiechnęła się na myśl o słowach brata, choć jej oczy wcale nie wyrażały radości. B i e r z j ą. C h o c i a ż c h c i a ł a m d a ć c i t y l k o w s p o m n i e n i e. Wyrażały smutek, żal i tęsknotę... Tęsknotę, która dopiero miała nadejść. W wysokich butach i długiej czerwonej sukni..
Dodane po 2 minutach:
A! Nie zrobiły się akapity! Na Boga przepraszam. Przeklejanie tekstu i wysyłanie go od razu jest bardzo niedobrym pomysłem. Cóż - to moja mea culpa! Raz jeszcze przepraszam za utrudnienia! :(
1
"It is perfectly monstrous the way people go about, nowadays, saying things against one behind one's back that are absolutely and entirely true."
"It is only fair to tell you frankly that I am fearfully extravagant."
O. Wilde
(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.
"It is only fair to tell you frankly that I am fearfully extravagant."
O. Wilde
(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.