Wrota [nadal Horror ;)] początek.

1
Daje następny tekst do zweryfikowania, krytyka jak najbardziej na miejscu.





Johnny rozsiadał się wygodnie w swoim brązowym skórzanym fotelu. Sięgnął po porcelanową filiżankę napełnioną wywarem z zielonej herbaty wzmocnionym odrobiną aromatycznego ginu. Płyn przelał się przez jego skacowane gardło delikatnie drażniąc kubki smakowe wywołując przy tym niemal estetyczne doznanie. Mężczyzna przymrużył oczy, wzmacniając tym samym ulotny smak chwili. Już miał sięgnąć po poranną prasę, gdy nagle grube drzwi dębowej szafy nie znacznie uchyliły się popiskując cicho. Spojrzał lekko podirytowany w ich stronę. – Nie.., to pewnie ten wczorajszy alkohol – pomyślał – trochę przesadziłem.

Spojrzał z niedowierzaniem na wydobywającą się z ust parę następnie jeszcze raz na drzwi szafy. W pomieszczeniu przyciemniało i zrobiło się ciaśniej. Zupełnie jakby ściany salonu kurczyły się niczym balon, z którego uchodzi powietrze. Coś musnęło jego prawą dłoń. Odruchowo cofnął ją uderzając boleśnie łokciem w stojący tuż za nim mosiężny kwietnik. Odwrócił się, ale w pomieszczeniu było już zbyt ciemno by móc dostrzec cokolwiek. Ogarnął go paniczny strach, czuł, że zaraz się zmoczy.

– Boże obiecuję już żadnego alkoholu, tylko nie białe myszki, tylko nie one. Pomyślał.

Drzwi szafy ponownie skrzypnęły. Lecz w tym dźwięku nie było już delikatności, a wręcz przeciwnie był ostry i metaliczny, wdzierający się w każdą szarą komórkę jego mózgu niczym tsunami wywołując potężną fale lęku. Mężczyzna poczuł jak cienki strumień moczu wypełnia wgniecenia fotela otulając swym ciepłem jego uda i pośladki. Nie panował nad nim, jak również nad swoim życiem, które ulatniało się z niego przez ostatnie cztery lata z każdym wyziewem alkoholu. – Skończysz jak ojciec, pijak jeden – słowa matki powróciły niczym przepowiednia Nostradamusa – zmarnował mi całe życie, a teraz ty.

Powiesiła się, na jego oczach. Czekała w domu z zaciśniętą wokół szyi konopną pętlą. – Ty pijaku, uciekaj – krzyknęła, po czym prawą nogą kopnęła oparcie drewnianego krzesła, na którym stała.

Nagle z przerażeniem stwierdził, że brak mu tchu, coś śliskiego i mokrego owinęło się wokół pomarszczonej szyi i niczym boa dusiciel zaciskało na niej swe obrzydliwe macki. Próbował uchwycić agresora i uwolnić się z uścisku, ale mimo usilnych prób jego ręce nie odnalazły niczego konkretnego. Pruły jedynie stęchłe powietrze, które przybrało teraz wyraźną woń śniętych ryb. źrenice wypełniła krew, a nozdrza rozszerzyły się niczym rozdeptany pomidor próbując zaczerpnąć, choć łyk życiodajnego tlenu. Miał nie odparte wrażenie, że ktoś wszystkiemu przygląda się z boku. Kopnął nogą w stół, filiżanka z gracją przeleciała przez połowę pomieszczenia rozbijając się o przeciwległy kominek. Mózg zdawał się bronić na swój własny sposób, włączył wsteczny bieg. Zatrzymał się wśród kwiatów leśnej polany gdzie mały Johnny i jego jeszcze wtedy szczęśliwa rodzina spędzali ze sobą każdy wolny weekend grając w remika. Chłopiec rozejrzał się dookoła, a jego dziecięcy wzrok zarejestrował coś nie zwykłego. Pobiegł w stronę starego dębu, który skręcony wokół własnej osi przypominał mu baśniowe drzewo ze snu. Miał poczucie nie realności. – Czyżby to sen – pomyślał – szczypiąc się boleśnie w policzek. Nagle tuż za plecami usłyszał głos swojej matki.

– Uciekaj Johnny, uciekaj. Słowa były ciche i delikatne, docierały do jego umysłu niczym niesiony przez wiatr szum odległego morza.

– Uciekaj Johnny, uciekaj. Usłyszał ponownie. Odwrócił się w stronę matki. Wokół jej szyj wiło się coś mokrego przypominającego ludzkie palce pozbawione dłoni i kości. Były długie i sprawiały wrażenie jakby zbyt długo leżały w wodzie. Przypominały nadpsute parówki zakończone sinymi paznokciami z, pod których wypływała czarna maź. Chciał pomóc matce, ale strach sparaliżował całe jego ciało. Wzrokiem szukał ojca. Stał tuż obok śmiejąc się sprośnie niczym pijana kurtyzana na widok przestraszonego klienta. Jego odsłonięty potężny brzuch falował z lewej na prawo zupełnie jakby ktoś lub coś chciało się wydostać z niego na zewnątrz. Ponownie usłyszał głos matki, teraz zdawał się być bardziej zdławiony zupełnie jakby ktoś chciał uciszyć ją zatykając delikatne kobiece usta kawałkiem mokrej szmaty.

Chłopiec teraz dopiero dostrzegł, że wokół zapanowała kompletna cisza, martwa i abstrakcyjna, zupełnie nie na miejscu. Nie na leśnej polanie gdzie powinny świergotać ptaki, a szum liści drzew łopocących na wietrze wtórowałby im radosnym śpiewem. Jeszcze raz spojrzał na ojca błagalnym wzrokiem. Zupełnie jakby chciał mu tym samym dać do zrozumienie by nie robił nic, nic, co by skróciło jego dzieciństwo lub skrzywiło nie odwracalnie jego dziecięcą psychikę. Ojciec najwyraźniej nic sobie z tego nie robił. Jego krągła twarz z braku powietrza nabrała kolor purpury, a oczy podbiegły krwią przypominając teraz dwie dojrzałe wiśnie.

Brzuch, a właściwie to, co się w nim szamotało nabierało rysy ludzkiej twarzy. Najpierw nie znacznie, ale już po chwili dostrzegł na niej delikatną dziewczęcą twarz. Pomyślał, że skądś ją zna, tak, teraz był pewien. Skóra poniżej pępka była tak napięta, że stała się niemal przezroczysta. To była Dolores jego koleżanka z przedszkola, która w zeszłym roku zaginęła bawiąc się na sąsiednim podwórku. To było okropne jej rodzice nie pogodzili się z tym faktem i po pół roku od jej zniknięcia odebrali sobie życie.

Usta dziewczynki krzywiły się z bólu naciągając fałdy skórne by po chwili dać im znów swobodnie opaść na swoje miejsce. Chłopiec drgnął czuł jak parzą go stopy – teraz – pomyślał. Ruszył do przodu niczym raniona przez lwa gazela. Minoł matkę ocierając się delikatnie o rozdęty brzuch ojca. Gnał przed siebie. Przebiegł polane i znalazł się tuż przy drzewach, które porastały ją dumnie wynosząc swe wierzchołki w stronę nieba. Nagle poczuł ostry ból rozbitego nosa. Skrył się w ciemności, jednak przez krótką chwilę tuż przed utratą przytomności poczuł jak nogi odmawiają mu posłuszeństwa, a ciało bezwładnie usuwa się na polanę.



Ostre słoneczne światło wyrwało Johnnego z nieświadomości. Wdarło się przez na wpół uchylone powieki wprost do oczu powodując dotkliwy ból. Usiadł i pospiesznie odwrócił się w stronę matki, ale jej już tam nie było tak jak i ojca, polana również znikła. Znów był w salonie. Leżał pośrodku kałuży herbaty z rozbitym nosem tuż przy otwartych drzwiach dębowej szafy. Spojrzał na lśniący mocz, który unosił się na siedzeniu fotela niczym jakiś cholerny dowód zbrodni.

– Uciekaj Johny, uciekaj. Usłyszał dochodzący z szafy cichy głos. Posłuchał go, zerwał się do biegu, ale jego obolałe ciało zdawało się właśnie teraz udowodnić mu, że to nie sen. Już nie mógł gnać niczym antylopa. Przekuśtykał dzielący go dystans do drzwi wyjściowych trzymając się za obolały nos. Postanowił jak najszybciej skontaktować się ze swoim domowym lekarzem. – Koniec picia, koniec – pomyślał, ale już za chwilę przyłapał się na tym, że zmierza w kierunku kuchni gdzie stała wczorajsza niedokończona butelka wódki.



Edyta, zamierzała odwiedzić dziś wujka. Właściwie to obiecała to swojej mamie, że zajrzy do niego po pracy. Nie znosiła tego pijaka i jego poalkoholowych bredni. Spojrzała na wiszący tuż nad ladą zegar wskazywał szesnastą. – Jeszcze godzinka – pomyślała spoglądając za witrynę sklepu gdzie zebrała się garstka podrostków puszczając do niej oko. Robili to w każdy czwartek i piątek, bawiło ją to, ale nie dziś. Była zła, że musi słuchać matki inaczej nigdy by nie poszła do tego dziwaka.

– Edytko nie zapomni włączyć przed wyjściem alarmu. Usłyszała dochodzący do niej z zaplecza głos właściciela sklepu.

– Ma się rozumieć, to szef dzisiaj wcześniej kończy ? Zapytała.

– Tak umówiłem się na spotkanie z nowym dostawcą biżuterii. Odpowiedział.

– Aha, jeszcze jedno. Powiedział kierując się do drzwi wyjściowych.

– Tak ? Zapytała spoglądając w jego kierunku.

2
Zachęcony gatunkiem, postanowiłem przeczytać. I co widzę?

Początek nie może być gorszy. Ja nie wiem, ale czy ktoś w jakimś poradniku napisał, że bohater w pierwszej scenie ma leczyć kaca? Bo coraz więcej tekstów tak się zaczyna, wnerwia mnie to.



Patrz, tu piszesz poprawnie:
pewnie ten wczorajszy alkohol – pomyślał – trochę przesadziłem.


By później walnąć błędem w stylu:
– Aha, jeszcze jedno. Powiedział kierując się do drzwi wyjściowych.


po "jedno" spacja, myślnik spacja.


Spojrzał z niedowierzaniem na wydobywającą się z ust parę następnie jeszcze raz na drzwi szafy.
Rozumiem, ze ta para to od herbaty. Ale co w tym dziwnego, że patrzył z niedowierzaniem?


krzyknęła, po czym prawą nogą kopnęła oparcie drewnianego krzesła, na którym stała.


No popatrz jak to ludzie sobie życie utrudniają, wystarczyło wejść na stół i zrobić krok do przodu.


Płyn przelał się przez jego skacowane gardło delikatnie drażniąc kubki smakowe wywołując przy tym niemal estetyczne doznanie.
Co masz na myśli, mówiąc estetyczne doznania?



Nie ma to klimatu horroru. W ogóle nie ma klimatu czegokolwiek. Aha, to, że wklejasz fragment, a nie całość, to nie znaczy, ze tekst ma się urywac w środku dialogu.

Masz punkt za dobre chęci. Mało kto dziś bierze się za horrory na tym forum. Tyle ode mnie. Pozdrawiam.

3
Witaj.



Moim zdaniem źle zacząłeś. Ledwo facet usiadł w fotelu, a już zaczęło się dziać. Za szybko.

Ogólnie - chaos niekontrolowany. Te paranormalne zjawiska - każde z innej beczki, męczyłam się przy czytaniu.



Powinieneś wydzielić akapity ( w tym wypadku przerwy między fragmentami), inaczej wszystko zlewa się i mamy bałagan.



Następna sprawa to zły zapis dialogów - Alan już zwrócił na to uwagę.



Przekombinowane zdania:
Odruchowo cofnął ją uderzając boleśnie łokciem w stojący tuż za nim mosiężny kwietnik.


Zdanie jest przeładowane. Przyda Ci się metoda "wywalamy niepotrzebne słowa". Wyrzuciałabym: odruchowo, boleśnie, tuż. Zdanie nadal będzie czytelne.



Pała za interpunkcję.



Przykro mi, nie ma w tym tekście niczego, co mogłabym pochwalić.

Absolutnie nie chcę Cię zniechęcić. Pisz, ale zwracaj uwagę na logikę zdań, na akapity.

Wrzuciłeś fragment, który urywa się na dialogu. Nigdy tak nie rób.



Czeka Cię dużo pracy. Pisz uważniej, ok?





I jeszcze jedno - Johnny, Dolores, a na końcu Edytka. Dziwny dobiór imion, osobiście doradzam użycie polskich.
"Niechaj się pozór przeistoczy w powód.
Jedyny imperator: władca porcji lodów."

.....................................Wallace Stevens

4
Witam.

Dzięki za podpowiedzi, tymczasowo wstrzymam się od pisania dłuższych tekstów, a zabiorę za opowiadania. Każda konstruktywna krytyka jest mile widziana. Nie wrzucam tu moich wypocin by się pochwalić wręcz przeciwnie czekam tylko i wyłącznie na krytykę. Zarejestrowałem się na tym forum by wyrobić sobie warsztat. Wrzucając tu swoje "powieści" byłem w pełni świadom, iż zawierają one błędy. Nikt ich wcześniej nie czytał, a zdawałem sobie sprawę z tego, że trudno będzie mi samemu wyłapać je wszystkie. Już na tą chwilę wiem dużo więcej niż jeszcze kilka dni temu. Co do "szybkiego" początku w "Wrotach"

posłużyłem tu się zasadą "IN MEDIAS RES" ( w środku rzeczy). Czyli mam rozumieć, że przesadziłem?





Pozdro

Mariusz Klepaczko
http://www.mariusz-klepaczko.yoyo.pl/in ... ry&catid=1

5
Wiesz co mnie rozdrażniło na samym początku?

Opisy przedmiotów. Praktycznie w każdym zdaniu występują.
brązowym skórzanym fotelu
porcelanową filiżankę
Nie jest to błąd, ale mnie to bardzo drażni. Zupełnie jakby autor chciał opisać wszystko co bohater ma przed oczami, czego dotyka, zapominając, że czytelnik ma swój rozsądek i wie z czego są najczęściej filiżanki i tym podobne rzeczy.

Dalej, czemu tekst urywa się w takim momencie?

Nic mi nie mówi w aktualnym stanie, a koniec dyskredytuje go zupełnie w moich oczach. Nigdy nie przerywaj w takiej chwili, powodujesz duże rozdrażnienie czytelnika, gdyż nie wie co ma znaczyć ten dialog, jaki ma związek z poprzednią akcją itp.

Rozumiem chęć zbudowania nastroju, pewnej tajemnicy, niedomówienia, ale w tym przypadku się nie udało.

Następnie, zły zapis dialogów.
– Tak umówiłem się na spotkanie z nowym dostawcą biżuterii. Odpowiedział.

– Aha, jeszcze jedno. Powiedział kierując się do drzwi wyjściowych.
Przykład źle zapisanego dialogu, który najbardziej mnie uderzył. Po co zaczynasz kolejną kwestię szefa od nowego myślnika? Poprawny zapis dialogów się przewijał na forum nie raz, więc myślę, że nie będziesz miał problemu ze znalezieniem odpowiedniego tematu.

Brak klimatu, nie czuję tego horroru.



Pozdro.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”