Hymn mężczyzny [opowiadanie] (część

1
Mimo, że to właściwie mój pierwszy post, moje pierwsze opowiadanie (a właściwie jego część), to nie proszę o łagodną ocenę. Co więcej, bardzo byście poddali moje wypociny wielce surowej krytyce, jednakże nie jałowej, do niczego nie prowadzącej, a konstruktywnej, która pozwoliłaby mi naprawić moje błędy w przyszłości i pisać lepiej, piękniej, ładniej. Dziękuje z góry.



Hymn mężczyzny -



śpiew ptaków delikatnie pieścił zmysł słuchu kochanków ułożonych w wężowym splocie. Mimo, że nie było ich widać, to dźwięk, który docierał do ust rozpostartej na trawie pary, nie pozwalał nawet myśleć by skądkolwiek indziej mógł się on wydobywać, jak tylko z gardziołków owych małych, pierzastych przyjaciół. Drzewa rzucały cień na gołe ciała, których właściciele leniwie przeciągali się od czasu do czasu, tkwiąc w dziwnym stanie pomiędzy snem a jawą. Delikatnie pocierali się o siebie a ich genitalia same szukały się nawzajem. Przepływający nieopodal ruczaj wytwarzał delikatny szmer, niby taki zwyczajny i monotonny, a jednak zawierający w sobie piękno i urok dorównujący najpiękniejszej muzyce. Młody ranek oświetlał dwoje ludzi światełkiem na niebie, którego promienie po przemierzeniu niewyobrażalnej kosmicznej odległości wśród gwiazd, nie spoczęły choć na moment na tej łące, trawie pokrytej rosą, ziemi rodzącej nowe życie i niszczącej stare, lecz niemal od razu po zetknięciu się z nią, wyruszyły w powrotną podróż ku ciemnej materii wszechświata, gdzie czekał tylko bezmiar chłodu i pustki. I tylko kolejne ze snopów światła uderzały po kolei w nagie, rozpalone żądzą ciała. Oświetlały je, i tak jak noc nieraz kryje brzydotę, tak teraz one, w tym pięknym miejscu pokazały niezwykłą urodę ludzkiego ciała - strumienia mięśni i ścięgien, palety odcieni kolorów skóry, pozornego chaosu i nieładu włosów, a także szeroką gamę mimik twarzy wyrażających rozkosz i ekstazę pogrążonych niemal w śnie kochanków. Całość sprawiała właśnie takie oniryczne wrażenie, jak gdyby wyrwanego prosto z marzeń nocnych. Ten widok przyrody, pełnej życia, kwitnącej w połączeniu z wizją tych dwóch, splecionych w niestabilnym uścisku osób, stanowił cudne połączenie - słodkie i nęcące. Niespodziewanie, porwany jakby nagłym impulsem, przypływem pożądania, mężczyzna leżący obok swej wybranki, jednym, szybkim ruchem znalazł się bezpośrednio na jej nagim ciele, przykrywając ją sobą niczym płaszczem, zapewniając jej zarazem ochronę, bezpieczeństwo i uniesienie. Począł rytmicznie się poruszać a gdy minął pewien czas, gdy już jego nasienie budziło żar wewnątrz organizmu jego partnerki, a on sam zaspokoił ponownie swoje potrzeby, odsunął się od niej gwałtownie, prawie, że odskoczył. Przez chwilę jeszcze boski stan wypełniał ją do cna, lecz wkrótce zniknął i nie pocieszona poczęła pragnąć więcej, i więcej, wyciągała ręce ku mężczyźnie i w kopulacyjnej pozie ustawiała własne ciało, lecz jej zbawcy już nie było. Otworzyła oczy a obok niej pozostała tylko wydeptana trawa, wspomnienie po kimś kogo już miało nie nigdy nie być.



Mężczyzna tymczasem ruszył szybko ku ruczajowi. Rozpalony cały, pokryty potem, wydając jeszcze na świat po drodze swoje nasienie, które upadało na ziemię lecz w kontakcie z nią nie rodziło nowego życia, biegł żwawo ku wodzie, dziwacznie rozchylając nogi, z uwagi na swoje stopy, nie przyzwyczajone do bezpośredniego kontaktu z powierzchnią, pełną tutaj kamieni, patyków i innych - zwykle nie zasługujących na uwagę – przeszkód. W dłoniach trzymał i swój miecz, i swoje ubrania, toteż nie mógł dokładnie ujrzeć ziemi pod sobą i często wykrzywiał usta w grymasie bólu gdy nadepnął na coś ostrego, co niespodziewanie wbijało mu się w skórę. Gdy dobiegł już nad brzeg ruczaju, rzucił radośnie wszystko to, co niósł, tak, że część z tego zawisło na gałęziach krzaków, i momentalnie, bez chwili zastanowienia, bez polewania się wodą, rozpalony, wskoczył do wody. Poczuł wtedy ulgę. Słaby nurt delikatnie obmywał go i dokładnie oczyszczał z potu, ochładzał i odprężał, kojąc także i umysł swym dotykiem, a także szmerem. Usiadł na kamieniu, płaskim i szerokim, na który wyglądał prawie tak jakby siedział na krześle i powoli uspokajał swój oddech. Odbyty stosunek, ostatnia noc, bieg do strumyka, to wszystko sprawiło, że był zdyszany, a czoło miał rozpalone. Czuł się dobrze. Głód który go wcześniej przepełniał, wyzwalał w nim wściekłość i agresję, teraz został chwilowo oddalony. Niedługo znów wróci, ale do tej pory zwierzę jest nakarmione i zadowolone. Siedział przeto na kamieniu uśmiechnięty, z zamkniętymi oczyma i rozkoszował się tą chwilą. Czując nadal jakiś brud na sobie, dokładnie wyczyścił całego swojego członka i nagi, tak jak przyszedł na świat, czysty, wynurzył się powoli z wody i wyszedł na kraj brzegu. Wysuszył się i założył swoje ubranie, którego jedynym wyróżnieniem i prowadzącym do eklektyzmu elementem, był miecz, nijak pasujący do ubioru, jak ulał zaś do jakiegoś przedstawiciela biedoty, niższych stanów, chłopstwa, a nie rycerza, o którym bycie można by podejrzewać osobnika posiadającego tak zacną i cenną broń.

2
Pan się przedstawi w odpowiednim dziale ("Tu się przedstawiamy") i przeczyta DOKłADNIE regulamin.
Are you man enough to hold the gun?

3
Zacznę od rady: Odłóż to opowiadanie na bok. Wrócisz do niego za miesiąc. Jestem ciekaw co wtedy o nim pomyślisz.



Aktualnie czuć od niego rękę amatora. Nawet bardzo.

Mało mówiąc nie podobało mi się. Nie wiem czemu amatorzy zawsze sięgają po podobną formę. Zawsze im nie wychodzi, ale to zawsze.

Chciałoby się powiedzieć przerost formy nad treścią, ale nie można skoro nawet forma jakaś taka koślawa.

Wiele Twoich sformułowań wygląda komicznie. Tak jakbyś chciał wywołać u czytelnika zadumę używając górnolotnych słów, które wcale takie nie są. U mnie nie wywołałeś żadnej zadumy, żadnego ruchu powieki, a jedynie długie, przeciągłe ziewnięcie.

Zdarzają Ci się powtórzenia, których mógłbyś uniknąć gdybyś na chwilę się zatrzymał, a nie pędził byle napisać tekst. Im dalej tym bardziej widać, że napisałeś to jednym tchnieniem (przynajmniej akie wrażenie we mnie wywołuje tekst).

Momentami przesadzasz z porównaniami, tak jakbyś bał się, że czytelnik nie zrozumie za pierwszym razem. Dodajesz kolejne porównanie i wychodzi misz masz.

Nie obraź się, ale muszę w pełni wyrazić uczucia mną targające po przeczytaniu opowiadania i nie mogę uciec od prawdy jaką jest śmiech, który wywołała lektura. Rozbawiłeś mnie, widać dużą dozę naiwności w Tobie tkwiącą. Zapytasz mnie gdzie? W każdym calu opowiadania, które nam zaserwowałeś. Jakieś to takie nazbyt delikatne i jak wspomniałem naiwne.



Chciałbym Cię zobaczyć w czymś innym, z dialogami, pełnią fabuły. Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz i pokażesz się z tej strony.



Pozdro.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

4
Komentarz Weba niemal dokładnie oddaje moje odczucia po lekturze.

Sięgnąłem po tekst, zwabiony tytułem, i otrzymałem... diabli wiedzą, co. Piszesz, że to tylko część, więc możliwe, iż kryje się w opowiadaniu jakiś głębszy zamysł, lecz chwilowo epatujesz tylko przeformowaną formą, pełną iście barokowych ozdóbek, przytłaczającą nadmiarem frazeologicznych fikołków.



Pewną zaletą tekstu są - wątpię, czy zamierzone - humorystycznie brzmiące opisy w stylu:
ich genitalia same szukały się nawzajem


Warto przyjrzeć się przydługim zdaniom, których sens jest dość problematyczny, np.
Wysuszył się i założył swoje ubranie, którego jedynym wyróżnieniem i prowadzącym do eklektyzmu elementem, był miecz, nijak pasujący do ubioru, jak ulał zaś do jakiegoś przedstawiciela biedoty, niższych stanów, chłopstwa, a nie rycerza, o którym bycie można by podejrzewać osobnika posiadającego tak zacną i cenną broń.
Niemal każde zdanie złożone wymaga korekty - rozbicia na mniejsze lub wycięcia zbędnych dopowiedzeń.

Ale to wszystko jest do zrobienia, nie zniechęcaj się.



Trzymaj się!

5
Tak zdecydowanie przesadziłeś z wydziwianiem tekstu. Wyszukane metafory i długie zdania nie budują ani nastroju, ani realności świata. Zabrakło u ciebie zdecydowanie plastyczności. Przyroda u ciebie nie jest "pełna życia".

Postaraj się pisać prościej. Wczuj się w bohaterów.

Sporo błędów i dziwnych zdań:


Mimo, że nie było ich widać, to dźwięk, który docierał do ust rozpostartej na trawie pary,
a czemu akurat do ust?


Młody ranek oświetlał dwoje ludzi światełkiem na niebie, którego promienie po przemierzeniu niewyobrażalnej kosmicznej odległości wśród gwiazd, nie spoczęły choć na moment na tej łące, trawie pokrytej rosą, ziemi rodzącej nowe życie i niszczącej stare, lecz niemal od razu po zetknięciu się z nią, wyruszyły w powrotną podróż ku ciemnej materii wszechświata, gdzie czekał tylko bezmiar chłodu i pustki.
czy nie sądzisz, że to brzmi co najmniej dziwnie?



Pomysł jak dla mnie chyba zbyt mądry, bo go nie rozumiem. Nie widzę tu sensu, przesłania (tak, wiem, że to fragment, ale coś powinno tu jednak być).



Zalecam ćwiczenia im więcej tym lepiej :)

pozdrawiam
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”