The Introduction

1
The Introduction

Rozdział 1.

Koła samolotu dotknęły pasa na tyle delikatnie, że brody pasażerów nie odbiły się od klatki piersiowej, jak to często zdarza się przy lądowaniu. Krótkie kołowanie zakończyło się obok metalowego tunelu, do którego wejścia - jak się okazało po opuszczeniu pokładu - trzeba obejść samolot. Lotnisko było małe, jak przystało na port lotniczy tanich linii. Ale wyjście do namiotu zaskoczyło wszystkich. Wszystko przez remont głównego gmachu.

Do wypożyczalni samochodów schodzi się do schodkach. Silny wiatr daje się we znaki, mimo słonecznej pogody. Mała biała budka mieści we wnętrzu biurka 4 firm. Czerwony kolor jest tutaj celem.

- Hi, how may I help you? - miła pani o typowej lokalnej aparycji zainteresowała się moją obecnością.

- Good morning, I have a car reservation for my name - odpowiedział M. podając kartę klienta.

Pani uśmiechnęła się odbierając kartę, usiadła na stołku i poklepała w klawiaturę komputera. Po chwili szukania czegoś na monitorze odpowiedziała:

- Here we are. I have your reservation. - następnie postukała znowu guziczki klawiatury zmuszając drukarkę do wyplucia kilku stron. Podała M. jedną z nich, mówiąc:

- This will be Vauxhal Vectra with Diesel. It has one scratch on the wheel, if you will find anything before you go, please tell me. Sign here. - pokazując końcówką długopisu pole na formularzu. M. podpisał.

- And here. - M. rzucił okiem na umowę wynajmu i podpisał.

- Here are you keys.

- Thank you very much - odpowiedział M.

- Thank you.

- Bye.

M. zerknął na wielki kluczyk do samochodu ze zintegrowanym pilotem centralnego zamka. żłobiona część chowała się do wnętrza i jak w automatycznym scyzoryku wyskakiwała po naciśnięciu przycisku.

Na parkingu M. przeżył zaskoczenie, gdyż samochód który ujrzał okazał się być wielkim kombi w czarnym kolorze. Samochód sporych rozmiarów i wysokiej klasy, a choć miał nadzieję, na duże auto to za kwotę widniejącą na umowie nie spodziewał się takiego pojazdu.

M. nacisnął przycisk pilota i pociągnął za klamkę bagażnika. Ani drgnęła. Kombinował chwilę z przyciskami, aż doszedł, że żeby otworzyć wszystkie zamki poza drzwiami kierowcy, trzeba nacisnąć otwieranie dwukrotnie. Gdy w końcu otworzył klapę bagażnika, wrzucił tam swoją walizkę. Poparzył przez chwilę i szepnął do siebie:

- Kurwa, miejsca tyle, że można by normalnie seks uprawiać.

Gdy M. zajął miejsce za kierownicą, przekręcił kluczyk w stacyjce, co wywołało kilka piknięć i falę kolorowych lampek. Następnie ustawił elektryczne lusterka, fotel i kąt kolumny. Sprawdził jak chodzą pedały i skrzynia biegów. Na lewą rękę to biegi wchodziły dość ciężko i jedynka była tak daleko, że trzeba się było pochylać.

- Glanc fura, ale niedorobiona - warknął M.

Zapalił.

Cichy pomruk był przez chwilę charakterystyczny dla diesla, ale po chwili złagodniał. Wrzucił jedynkę odrywając plecy od fotela i puścił powoli gaz. Samochód ruszył gładko do przodu. Skręcił kierownicę, żeby wyjechać w lewo z miejsca parkingowego i...

- O to będzie jazda takim długaśnym wózkiem - stwierdził na głos sam do siebie.

Aby się wyrobić przed samochodem przed sobą, musiał wycofać odrobinę i dopiero mógł się zmieścić. Robienie tego po lewej stronie i na lusterka w wielkim aucie sprawiało na początku trudności.

Jazda przez parking do wyjazdu była jak niesienie pianina po klatce schodowej bloku mieszkalnego - wszędzie ciasno, a wykręcić trzeba. Dziwne oznakowanie wprowadzało w błąd i przy każdym rozgałęzieniu trzeba stanąć i zastanowić się, co stawiający miał na myśli. Gdy w końcu wydostał się na drogę, wszystko zaczęło być łatwiejsze.



Rozdział 2.

Jazda do M5 to interesujące wrażenie estetyczne poruszania się przez prawdziwą wieś. Zapachy, widoki - wszystko. Tylko te drogi to prawdziwa radość dla kierowcy. Sama autostrada stanowi mniej ciekawy kąsek dla oka - po bokach z reguły nic nie widać. Wskazówka na dziewiątce i zerze wymaga zwiększonej koncentracji, zwłaszcza, że zawsze trzeba zjeżdżać na lewy pas jak jest pusto.

Wjazd do Devon nie sposób nie odczuć - koniec autostrady i dookoła góry. Piękna i malownicza kraina dopiero miała M. zaskoczyć w nadchodzącym czasie. Zostało mu do przejechania tylko parę mil - musiał pamiętać, żeby nie przegapić zjazdu. Po dwóch pasach nie jeździ się tak szybko jak po trzech, czy czterech.

Ten odcinek zleciał dużo szybciej niż się spodziewał. Zjechał w lewo, w prawo na mostek i znów w prawo za nim. Był na miejscu - całkowita i głęboka wieś. Nie mógł przestać odnosić wrażenia, że to dziwne miejsce na biuro dla takiej firmy. Ale wkrótce miał się przekonać, że spokój okolicy tylko sprzyja pracy w miłej spokojnej atmosferze. W takich warunkach kreatywność rośnie wykładniczo, nie to co w ciasnym głośnym śmierdzącym mieście.

Na parkingu stała ogromna ilość samochodów różnego typu. M. od razu zwrócił uwagę na niedbale zaparkowane Porsche. Szukał miejsca dla siebie, ale aut stało naprawdę dużo. Wypatrzył jedno wolne miejsce prawie na przeciw wejścia. Zaparkowanie tam samochodu oznaczało gimnastykę z kierownicą i drążkiem biegów, zwłaszcza, że wrzucanie wstecznego oznaczało popychanie go jeszcze dalej do przodu, niż wrzucenie jedynki.

Wysiadł z samochodu, zabrał plecak z tylnego kanapy i poszedł do wejścia. Pierwsze drzwi dało się otworzyć, drugie były otwierane na kartę. Jego jeszcze tu nie działała. Ktoś otworzył mu drzwi i zaprosił do środka. Na przeciw jednego z wielu znajdujących się biurek leżał zeszyt dla gości. Nie było tu recepcji, jak w innych biurach. Od razu wyczuł, że tu biznes ma innych charakter.

Po krótkiej rozmowie z panią zza biurka, wpisał się do zeszytu. Następnie został zaprowadzony na drugi koniec budynku. Tam przy biurkach już na niego czekano.

- Cześć wam.

- O cześć, jesteś. Jak podróż?

- Jakoś zleciało, trochę długo w sumie - odpowiedział.

- Zaraz Ci znajdziemy jakieś miejsce do siedzenia, a tym razem chodź, pokażę Ci co i jak.

M. idąc przez laboratorium w myślach dodawał dziesiątki tysięcy z każdą jedną sztuką instrumentu pomiarowego który widział. Czuło się tu nakład środków na zadania, które są przez ludzi z tej firmy realizowane. Czekało na niego nowe ambitne wyzwanie. Czuł radość.



Rozdział 3.

- Dziś musimy ustalić zakres pracy który nas czeka. Mamy pisać kod, ale długa droga przed nami, aby dowiedzieć co i jak tu jest zrobione. Przyjdzie nam zajmować się produktem, który ma już pewną historię. Ludzie tutaj wiedzą bardzo dużo, ale brak jest dokumentacji do wszystkiego co zostało zrobione, polegają wzajemnie na swoich głowach. My musimy to od nich wyciągnąć.

- Jaki plan?

- Ustaliłem kilka spotkań. Dziś porozmawiamy o głównej architekturze i o tym jak co działa. Następnie trzeba będzie poznać tor radiowy i dowiedzieć się co jak działa między sobą. To będzie w drugim budynku.

- To oni tu mają jeszcze jakieś miejsce gdzie indziej?

- No taką salę konferencyjną.

- Korytarz właściwie - z uśmiechem wtrącił Kamil.

M. zrobił zaskoczoną minę.

- Zobaczysz za chwilę. Tu nic nie wygląda tak, jak jesteśmy do tego przyzwyczajeni.

- No ciekawe to.

- Oni zaczynali sami, poza korporacją. Jak zostali kupieni, chciano tu zrobić porządki, ale się postawili, woleli pracować po swojemu. Mają taką wartość, że im się udało. Nawet sprzedają sami swoje produkty.

- Nieźle, nieźle. Postaw się, a zastaw się... - M. nie mógł wyjść z podziwu, nie podejrzewał, że w ciasnych strukturach, gdzieś pozostało miejsce na taki luz. Tu widział to na własne oczy.

Gdy poszli do korytarza konferencyjnego z rozklekotanym biurkiem i starym rzutnikiem, jeszcze bardziej nie mógł uwierzyć, że ta firma tłucze kokosy dla całej korporacji, gdy inni są na zero, albo grubo pod krechą. Utrzymywali własnymi zyskami resztę. Cud, że starczyło dla nich samych. Technologie mogą zdziałać cuda i widać, że wywierają presję również na księgowość i finanse.

- To czym się tu zajmujemy to przesyłanie danych na kanałach 2,4 i 5,7 gigahertza. Urządzenie to głównie układy programowalne i jakieś DSP. Będziemy to poprawiać i rozszerzać o nowe funkcjonalności.

To już dla M. było oczywiste nim tu przyjechał. Odbył długą rozmowę o tym, czym będzie się miał zajmować. Choć w szczegółach oczekiwał czegoś innego, widział tu duże pole do popisu. Techniczne wyzwanie stało przed nim spore, ale nauczy się czegoś nowego z dziedzin, które go interesowały.



Epilog

M. siedzi i robi. A ten tekst mimo prawdopodobnego naruszenia regulaminu pozwala dowiedzieć się o mnie więcej, niż gdybym wygłosił tu suche utarte formułki. Dla sprytnych jest tu więcej informacji, niż widać pozornie gołym okiem - pozostawiam to jako wyzwanie. M. idzie właśnie spać, a ja z nadzieją na akceptację takiej formy zmierzam do ostatniego akapitu.

Wnioskując z tematyki forum formę najbardziej odpowiednią, napisałem te kilka powyższych zdań na poczekaniu, chcąc przedstawić się w mniej charakterystyczny sposób niż inni, których powitania tu przeczytałem, zanim dokonałem rejestracji. Brak im pewnie giętkości językowej osiąganej po kilkukrotnie redakcji własnego tekstu, ale pozostając w nadziei, iż jest dla was strawny, mówię:

- Witajcie!
Manveru

2
Na początku miałam ochotę mordować. Przeczytałam. Chciałam się przyczepić. Nie bardzo było do czego;) Jak na tekst pisany na poczekaniu - całkiem zgrabny. Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko powiedzieć - witam:)

3
Ktoś chyba działy pomylił... :x

Następnym razem uważaj gdzie piszesz. :P



Opowieść niczego sobie. :?
"Tylko te drzwi pozostaną zamknięte, do których nie pukałeś"

4
Ekhm. Ostrzeżenie wystawiłem, zerknąłem zdziwiony: "Tu się przedstawiamy"? Co to robi w tym dziale?

Ostrzeżenie zabrałem.

Teraz drapię się po głowie i myślę...

Co to, na bogów, jest?!

Co to tu robi?

Przepraszam, ale to raczej nie jest twoje "przedstawienie się".

Załóż temat, w którym przedstawisz się (nie, tu się nie przedstawiłeś), przeniosę opowiadanie do "Tu wrzuć tekst..." i wszystko będzie jasne, ok?


Nie bardzo było do czego
A było ;)

Zły zapis dialogów, sesese...
Are you man enough to hold the gun?

5
Ciekawy pomysł.



Na przedstawienie się.



Jako opowiadanie: średnica, błędy w zapisie dialogów, odrobinę brakujących przecinków i... Tak, przyczepię się do tego: można by wyautować ten fragment po angielsku. Wiem, że to dość nieprawdopodobne nowadays, by ktoś go nie zrozumiał, ale jesteśmy na forum dla młodych pisarzy, a nie young writers, a poza tym... Moja rada: albo całe w angielskim, albo całe w polskim.



Pozdrawiam.

6
Zgadzam się z Eitei.



Opowiadanie z tego cienkie, za to przedstawienie całkiem ciekawe. Myślę jednak, że ten tekst powinien znaleźć sie we właściwym dziale (co na to moi koledzy i koleżanki?)



Eitai edit: Co by nie było spamu... Użytkownik M. już się przedstawił w odpowiednim dziale. Wierszydłem, tak dla odmiany. Możemy dodać jeszcze "I". albo skasować.
"Małymi kroczkami cała naprzód!!" - mój tata.

„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.

"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”