Zwrotka... [refleksja, obyczaj, psychologiczny]

1
Na past... znaczy się do oceny Weryfikatorów oddaję short-story



Zwrotka...



Do końca myślałem, że nigdy nie będę nikogo błagał. O nic. Szedłem przez życie dumnie, patrząc przed siebie. Widziałem i Górę i Dół. Górę której pragnąłem i Dół którym gardziłem. Przynajmniej miałem cel – pocieszam sie do dziś. Jednak na końcu została mi tylko duma. To bolało.

Oni byli z Dołu. Ofiary mej niemej pogardy. Ogólnej – do całego Dołu. Dół, zły Dół. Przez lata tkwisz w zawieszeniu, na samej granicy Góry i Dołu.Potem zjawiają się tamci. Przychodzą i ciągną. Zabawne. Nigdy nikt z Góry nie zechciał pociągnąć cię wzwyż. Tylko ci z Dołu zawsze wyciągają dłonie i łapią wszystko.

Oni byli z Dołu. Podeszli zwyczajnie.Jak koledzy. Jeden – ten gorzej zbudowany – nawet poklepał mnie przyjaźnie po plecach. Byli mili. Za bardzo.

że coś jest nie tak zorientowałem się później. Na ulicy. światło latarni tańczyło na ich łysych czaszkach. Gdzieś blisko krążyły samochody. Ale tu ich światła nie docierały. Zawieszono mnie w niewiedzy. Co zrobić? Co zrobią oni?

Zacząłem myśleć o tym co było.Paradoksalnie wierzyłem, że w przeszłości tkwi rozwiązanie.HONOR, DUMA, GóRA, JEDNOść i BRATERSTWO. Ojciec mówiło tym zawsze. I słuchałem go. To było cudowne. Rosłem karmiony dumą. Umacniałem się w honorze. Pragnąłem Góry. A wszystko to w jedności i braterstwie. Ojciec często patrzył na mnie. Często z dumą. To mój syn – mówił każdemu.

Gdy skończyłem lat osiemnaście ruszyłem w drogę ku Górze. Pełen ideałów szedłem dumnie, a honor bił ode mnie. Raz ujrzałem Dół. Pełny i obnażony. Krew, brud, nienawiść, gniew, fałsz, oraz obłuda. Dół był przeciwny mnie. Ja kochałem – On nienawidził. Ja wybaczałem– On zabijał. Ja sięgałem sacrum całą duszą – On na nie pluł. Profanował sacrum.

Rzekł mi ojciec przed podróżą:

Uginając się przed Dołem tracimy honor i dumę! I pamiętałem o tym. Ja byłem tu i patrzyłem na cel. Oni pode mną. Góra panowała nad Dołem. Poeci patrzyli w niebo, muzycy grali o chmurach. Tylko brud i wszy – Robale i Robole tkwili na dole.Zniewoleni przez codzienność pluli na przyszłość, przeszłość.Wrzucali ducha do kanału. A on spływał do kloaki. Wymieszany ze szlamem i odchodami. Duch pławił się w codzienności. Pan utopiony we sługach.

HONOR, DUMA,GóRA, JEDNOść i BRATERSTWO. Spojrzałem na tych dwóch.Zwaliste postacie w ciężkich butach i skórach. Ucieleśnienie wraków lub ruin wskazujących drogę. Złą drogę. W czaszce dudniły słowa ojca – Jeśli ugniesz się przed Dołem - spadniesz. Utkwisz nisko widząc tylko brud, krew i zło. Jeśli pokona Cię dół staniesz się wrakiem. śmierci nie ma! Jest życie, a ono jest ideą!”

Idea to coś wiecznego i niezmiennego – dodałem w duchu. Tak, ojciec dobrze mnie uczył.

Czerń i latarnia z jasnym kręgiem sztucznego światła. Odgłosy ulicy słyszane zza czerni. I oni. Ten lepiej zbudowany podszedł pierwszy. Poczułem ból gdy zgrubiałe, twarde jak żelazo paluchy oplotły me ramię. Mocny kopniak powalił mnie na kolana. Jedną dłonią dotykałem bruku.Suchy, uliczny bruk. Taki codzienny. Drugi typ patrzył na to z ironicznym uśmieszkiem. Jego połamana gęba wykrzywiła sie jeszcze bardziej gdy wyciągnął nóż. Długie ostrze błysnęło złowrogo w świetle latarni. I wtedy odeszły jedność i braterstwo. Ciało uwolniło się od ducha. Ten zaś patrzył dumnie,podczas gdy ciało drżało. Trzęsło się. Wszystko przez nóż.

Mimowolnie syknąłem gdy rozorywał mi ramię. Drżenie ciała nie ustawało.Krzyczało tylko do ducha: Poświęć Górę! Ale ducht kwił w ideach. Gardził ciałem i patrzył obojętnie na strugi krwi płynące po bruku. Z rzeźnicką wprawą – jeden z nich –pozbawił mnie uszu i kilku palców. Pokłuty, pocięty i okaleczony dyszałem ciężko. Ciało popadło w agonię. Niestety pociągnęło ze sobą ducha.

Obudzili mnie kopniakiem. Ciało tarzało się w dole. W krwi i brudzie – w nienawiści wylewanej ku duchowi. Góra odeszła,a duch został sam. Nawet ciało zdradziło.

Pochylali się nade mną szczerząc zżółkłe zęby w uśmiechu.

-Chcesz żyć? -spytał nożownik – Czy wolisz umrzeć?

-Chcę żyć –wychrypiałem z widocznym trudem, słuchając mego ciała. - Chcę żyć – powtórzyłem.

-Więc weź ten nóż i zabij. Zabij...

Ująłem broń w rękę. Spostrzegłem młodzieńca stojącego nieopodal. Zabij –szeptali tamci – Zabij by żyć.

Pchnąłem dwa razy. Chlusnęło posoką i wtedy ujrzałem honor. Honor topił się w kałuży zczerniałej krwi. Zabulgotało cicho. Honoru już nie ma!Stracone... Ciało oddało się Dołowi. Krew! Krew – krzyczało.Duch zaś tkwił w niemym przerażeniu. Jeszcze mam dumę, w dumie Góra – pomyślałem.

Kopali mocno. I nieważne gdzie trafiali. Przy czwartym uderzeniu żuchwa trzasnęła złowrogo i wyskoczyła ze stawu. Ból wstrząsnął ciałem.Gdy przestali na chwilę wstałem chwiejnie i popatrzyłem na nich z pogardą. To ich rozeźliło.

Byłem ich zabawką. Póki nie utracę dumy, będą sie mną bawić. Póki nie złamią ducha. Nie mogłem patrzeć – opuchlizna przysłoniła załzawione oczy. Lepkie strużki spływały po obitym ciele. Duch trwał. Miał dumę. Biła ode mnie, a to pozwalało im bić. Coś trzasnęło znowu. żebra już nie wytrzymały.

Oprawcy przyglądali się chwile swojemu dziełu. Wtem nożownik ryknął wściekle. Ten zmasakrowany kawał mięsa jaśniał duma.

Zabili mnie.Podeptali i zakopali w śmietniku. Wystraszyli nożem jedność i braterstwo, utopili ciało w Dole, a honor popłynął w dal wraz z krwią tamtego młodzieńca. A potem zwyczajnie mnie zabili. Ojciec nie miał racji. śmierć istniała. Schyliła się nad śmietnikiem i wyciągnęła dłoń. Zabrała ducha ze sobą, a to co było ciałem zostało.



Duch omiótł jeszcze wzrokiem bruk, ciemność, latarnię i jej światło po czym znikł. Prowadzono go ku górze.
Huginn ok Muninn flięga hverian dag



i??rmungrund yfir;

óomk ek of Huginn, at hann aptr ne komit,

þó si??mk meirr um Muninn.



-------------------------------------------------------



Witajcie w Kraju Umarłych!

Tutaj śmiech zniewoli Wasze lęki!

A marzenia i sny...

Spełni Wielki Papier!!!

2
Widziałem i Górę, i Dół.

Górę, której pragnąłem i Dół, którym gardziłem.

Przynajmniej miałem cel – pocieszam się do dziś.

Góry i Dołu.Potem zjawiają się tamci.
Spacja...?


Podeszli zwyczajnie.Jak koledzy.
Jak wyżej.


że coś jest nie tak, zorientowałem się później.

Zacząłem myśleć o tym, co było.Paradoksalnie wierzyłem, że w przeszłości tkwi rozwiązanie.HONOR, DUMA, GóRA, JEDNOść i BRATERSTWO.
Dobra. Przecinek. Po co ten Capslock...? Z małym "i" wygląda toto głupio. I...

SPACJE!


Krew, brud, nienawiść, gniew, fałsz, oraz obłuda.
Wywalaj przecinek sprzed "oraz".


Ja wybaczałem– On zabijał
Spaaacja!


Tylko brud i wszy – Robale i Robole tkwili na dole.Zniewoleni przez codzienność pluli na przyszłość, przeszłość.Wrzucali ducha do kanału
Niespodzianka - teraz dwie!


HONOR, DUMA,GóRA, JEDNOść i BRATERSTWO. Spojrzałem na tych dwóch.Zwaliste postacie w ciężkich butach i skórach.
Czuję... Czuję smród brakujących spacji... Chyba dwóch...


Jeśli pokona Cię dół staniesz się wrakiem.
Cię małą literą, dół wielką. I powtórzenie "wrak".


Jedną dłonią dotykałem bruku.Suchy, uliczny bruk.
Spacja...?


Jego połamana gęba wykrzywiła się jeszcze bardziej, gdy wyciągnął nóż.
Połamana gęba...?


Ten zaś patrzył dumnie,podczas gdy ciało drżało.
Spacja!


Mimowolnie syknąłem, gdy rozorywał mi ramię. Drżenie ciała nie ustawało.Krzyczało tylko do ducha: Poświęć Górę! Ale ducht kwił w ideach.
Spacja. I czemu "poświęć" wielką...?


Z rzeźnicką wprawą – jeden z nich –pozbawił mnie uszu i kilku palców.
Z rzeźnicką wprawą jeden z nim pozbawił mnie uszu i kilku palców. O!


Niestety, pociągnęło ze sobą ducha.

Góra odeszła,a duch został sam.
SPACJA!


Pochylali się nade mną, szczerząc zżółkłe zęby w uśmiechu.
Nie "pożółkłe"?


Zabij –szeptali tamci – Zabij, by żyć.


Dobra, stop, stop, na chwilę!

Spacje w dialogach! Spacjami oddzielaj myślniki. KAżDY MYśLNIK!

No.



Zadźgał gościa nożem, mając pocięte ramie, kilka urżniętych paluchów i odchlastane uszy? Trudne dość.


Gdy przestali na chwilę, wstałem chwiejnie i popatrzyłem na nich z pogardą.




SPAAACJE!

ściągnij OpenOffice'a, wrzuć do niego tekst. Powinien wszystko ładnie podkreślić czerwonym szlaczkiem.

Tekst mi się podoba.

Tyle mogę powiedzieć, nie więcej/
Are you man enough to hold the gun?

3
Ok, polecim klasycznie.



Pomysł: 4-

Na początku mnie nie przekonał. Dół, Dół, Dóóóóół... ale potem się nieco rozkręcił, finał mi się podobał, stanowił niezłe zamknięcie. Gdyby podreperować początek, byłaby to naprawdę udana historia.



Styl: 3-

Tu było dość kiepsko. Dość dobrze lawirowałeś między duchem a ciałem, ale styl nie wybił się niczym. Ot, przeciętność, ciemne uliczki...



Schematyczność: ? Może 4? 3+

Na początek jęknęłam (patrz wyżej), zaś dalsza część doprowadziła mnie do postawienia "?". Słowem, coś tam we mnie wzbudziłeś.



Błędy: 2+/3

Nie lubię braków przecinków, choć jeszcze zrozumiem, ale spacje? In the times of MS Word?



Ogólnie: 3+/4



Niezłe, widzę potencjał, potencał widzę, ale sądzę, że do dopracowania.



Pozdro i powodzenia.

4
Pomysł: 4=

przyznam, że podobne odczucie miałam co Eitai. Mniej więcej do połowy tekstu myślałam sobie, że zjadę cię za tekst z samymi przemyśleniami. Nadal jednak uważam, że początek należy poprawić, bo jest po prostu ciężkostrawny.



Styl: 3-

niestety nudno i słabo napisane.



Schematyczność: 3+/4=



Błędy: 3



Ogólnie: 3

historia mogłaby być ciekawa, ale słabo przedstawiona.

ćwicz, ćwicz :)



pozdrawiam
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”