Pisanie "o Czymś", czy to ma sens?

1
Czy obok historii, opisywania wydarzeń i losów losu wybranych bohaterów jest sens zakładać przy pisaniu powieści jakiś cel wyższy?

Jest po co kombinować jakie Ważne Zagadnienie poruszę w powieści? Lepiej by to samo wyszło, czy jednak wcześniejsza świadomość Celu, wiedza co chcę powiedzieć przez tę historię pozwoli stworzyć pełniejszy, bogatszy obraz?

Ciekawym głosem w dyskusji jest Umberto Eco:
"(...)powieść popularna dąży do uspokojenia czytelnika, powieść problemowa zaś stawia go w stan konfliktu z samym sobą. Tu jedynie przebiega linia podziału, cała reszta może być (i często jest) wspólna."
ichigo ichie

Opowieść o sushi - blog kulinarny

Pisanie "o Czymś", czy to ma sens?

2
Cel wyższy przypisaniu (o ile dobrze pamiętam), tak świadomie, miałam tylko raz, w wieku 13 lat - i wyszła chała straszna :wink: A tak na poważnie - wydaje mi się, że pisanie z celowym poruszeniem Ważnego Zagadnienia może się udać praktycznie tylko wtedy, kiedy ktoś jest naprawdę rewelacyjnym autorem, który zęby zjadł na pisaniu - bo wtedy będzie potrafił podać to w sposób strawny, bez jakiejś takiej łopatologii...
Dobra architektura nie ma narodowości.
s

Pisanie "o Czymś", czy to ma sens?

3
To "coś" wychodzi raczej samo, o ile posiada się talent i konkretną ( choć niekoniecznie sprecyzowaną do ostatniego szczegółu) koncepcję. Pisanie z założeniem: "Teraz przedstawię najbardziej za*ebisty problem wszechświata", mija się z celem. Dlatego w obrębie głównego nurtu jest nie mniej gniotów niż w literaturze popularnej.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

Pisanie "o Czymś", czy to ma sens?

5
Navajero, a co na przykład z założeniem, że mam jakąś mniej więcej sprecyzowaną historię, ale dopowiadam sobie, że motywem przewodnim, dla mnie jako autora, będzie np. "przyjaźń". I ona gdzieś tam będzie się przeplatać, znajdzie się też w kluczowym rozwiązaniu intrygi.

To trochę jak drogowskaz, a nie imperatyw o charakterze ideologicznym.

Z jednej strony przez skórę czuję, że nawet przy założeniu, że piszę opowiastkę tak sobie, o niczym szczególnym, to zaraz znajdą się czytelnicy, którzy znajdą tam z dziesięć... no może pięć ważnych społecznie tematów poruszonych w sposób konkretny, a nie mimochodem.

A z drugiej wydaje mi się, że taki drogowskaz byłby pomocny przy pisaniu, zmuszałby do zadawania pytań co przekazuję tą sceną, tym wątkiem. Wiem, że bohaterowie powinni mieć coś za uszami, czego nie widać na pierwszy rzut oka z tekście, ale wpływa na fabułę i takie "Coś" mogłoby spełniać podobną rolę. Docelowo służyłoby stworzeniu powieści, która jest bardziej wielowymiarowa - ciężko to zrobić nieświadomie.

Z trzeciej strony to może po prostu wyjść sztucznie, ale wydaje mi się, że to raczej wada wykonania, a nie metody.
Andy pisze: Moim zdaniem twoje pytanie pokrywa się z wątkiem Andrzeja: http://weryfikatorium.pl/forum/viewtopi ... 08&t=19545
IMO nie, bo to pytanie warsztatowe. Swoiste "jak?" umieścić w książce swoje przekonania by stworzyć ciekawą powieść, a nie "czy?" i "jakie powinny one być?".
ichigo ichie

Opowieść o sushi - blog kulinarny

Pisanie "o Czymś", czy to ma sens?

6
Jason pisze: Navajero, a co na przykład z założeniem, że mam jakąś mniej więcej sprecyzowaną historię, ale dopowiadam sobie, że motywem przewodnim, dla mnie jako autora, będzie np. "przyjaźń". I ona gdzieś tam będzie się przeplatać, znajdzie się też w kluczowym rozwiązaniu intrygi.

To trochę jak drogowskaz, a nie imperatyw o charakterze ideologicznym.
Nie sądzę, żeby w takich kwestiach można było robić jakieś założenia. Chyba, że post factum, mając już gotowy tekst. W charakterze konstatacji. Tzn. na pewnym poziomie warsztatu możesz rzucić hasło "przyjaźń", czy "miłość' i w jakimś stopniu je zrealizować, ale tak czy owak, będzie za tym stała jakaś historia, która albo "opowie się" sama, spontanicznie, albo literacko będzie na poziomie "Tomka na Czarnym Lądzie". IMHO. Ale nie będę kruszył kopii.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

Pisanie "o Czymś", czy to ma sens?

7
Navajero, bo nie ma też o co kruszyć kopii. Ciekawi mnie tylko jak różni ludzie do tego podchodzą i wiem, że to może być ryzykowny zabieg.

Jedynym w miarę sensownym wyznacznikiem byłoby podanie przykładu książki razem z informacją czy autor sobie coś takiego założył i w jakiej formie.
ichigo ichie

Opowieść o sushi - blog kulinarny

Pisanie "o Czymś", czy to ma sens?

8
Z taką wczesną ideologiczną koncepcją/teorią skojarzyły mi się wszystkie teksty polityczne. Ale to tak na marginesie.
Ja popieram całkowicie cytat Umberto Eco. Bo jaka jest zabawa z pisania, skoro ono już z góry prowadzi przez "sztywną" drogę a nie pozwala trochę "poeksperymentować" i "zejść" z wybranej na początku opcji, by wybrać coś lepszego?
" [...]Oczy moje obróciłeś
W głąb mojej duszy, dostrzegam tam czarne,
Wryte głęboko plamy, które nie chcą
Barwy utracić"

W. Shakespeare "Hamlet"

Pisanie "o Czymś", czy to ma sens?

10
Każdy autor mimowolnie przemyca część siebie na strony pisanej przezeń historii. Zakładanie jakichkolwiek założeń lub ich unikanie IMO wypaczy wiarygodność.
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.

https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com

Pisanie "o Czymś", czy to ma sens?

12
Pisanie "o czymś". Przypomniała mi się książka, którą pewnie wszyscy znają, gdyż jest, a w każdym razie była, w lekturach szkolnych. Mój starszy syn nie chciał jej czytac, a potem ryczał nad nią rzewnymi łzami. "Chłopcy z Placu Broni". Prosta historia o dwóch grupach chłopaków, rywalizujących o ten sam teren. Bardzo męska historia, prawda? O przyjaźni, lojalności, zdradzie, o tym, że mały i lekceważony może wyróżniać się siłą charakteru, że istnieje kodeks honorowy, że zdrajcy można wybaczyć... I o ostatecznej utracie złudzeń, bo ten teren, o który chłopcy walczyli między sobą, został im odebrany - tak naprawdę, nigdy do nich nie należał.
To wszystko podane jest jakby mimochodem, bez natrętnej dydaktyki. To się nadal dobrze czyta. Owszem, teraz nikt by w podobny sposób nie opisywał reakcji rodziców na śmierć dziecka, ale zmiana sposobu wyrażania emocji dotyczy w ogóle całej literatury, nie tylko tej dla dzieci. No i właśnie: realia historyczne zmieniły się kompletnie, pewnie wymagają wielu przypisów, lecz sama historia nadal pozostaje nośna. Nie wiem, czy Molnar tak sobie kalkulował chłodno, "o czym to będzie". Może po prostu chciał napisać o walce dwóch grup chłopaków. A reszta się nadbudowała sama, bo potrafił tworzyć wiarygodne i sytuacje, i charaktery.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

Pisanie "o Czymś", czy to ma sens?

14
Romek Pawlak, ja o tym wiem, sprawdzałam, w którym roku książka się ukazała :) Ale to jest taka warstwa, która należy do realiów historycznych i była czytelna wówczas, kiedy książka powstała (pewnie też nie ominęły jej nadinterpretacje), natomiast nie decyduje o jej odbiorze współczesnym. To trochę tak, jak z tym baobabem, któremu Staś Tarkowski nadał nazwę Kraków :) Te sygnały są na tyle dobrze wtopione w tkankę opowieści, że Czerwone Koszule znakomicie funkcjonują jako wyróżnik grupy (we współczesnych realiach glany, irokezy, dredy pełniłyby podobną rolę) bez konotacji z Garibaldim. Widziałabym w tym raczej element tła - oczywiście, że z pewnym zapleczem symbolicznym. Ale jednak to nie jest powieść alegoryczna. To jest powieść z bardzo solidnym zapleczem psychologicznym i jeśli "o czymś", to o tym, co mieści się w sferze imponderabiliów, nie aluzji politycznych. Może dlatego również, że dla Węgrów wiele z ich problemów zostało rozwiązanych w roku 1867, więc dążenia niepodległościowe straciły na intensywności :D
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

Pisanie "o Czymś", czy to ma sens?

15
Niemniej wtedy Molnar chciał powiedzieć coś więcej niż tylko że dwie grupy chłopców ze sobą rywalizują. a że zrobił to mądrze? Przecież to jest odpowiedź na pytanie Jasona. Nie wszystko musi być wulgarną agitką polityczną czy dydaktyczna makabrą, nawet jeśli twórcy przyświecają jakieś idee. Nie zgadzam się więc z twierdzeniem, że wyszło mu to przypadkiem, mimochodem. Nie, on świadomie chciał zbudować i warstwę chłopackiej rywalizacji, która odbywa się zawsze i wszędzie, i warstwę przekazu pewnych bliskich autorowi idei. Tylko zrobił to w sposób fantastyczny - bo owszem, to czyta się i dziś.
Fragment z przedmowy dla zainteresowanych:
Jest też ten Plac czymś więcej niż miejscem zabaw. Jest dla Nemeczka, Boki i jego chłopców symbolem Ojczyzny. I to właśnie Autorka pierwszego polskiego przekładu doskonale wyczuła. Tym większe więc zaskoczenie w trakcie porównywania tekstu węgierskiego oryginału z polskim przekładem musiało wzbudzić nazwanie chłopców z Ogrodu Botanicznego czerwonoskórymi. W węgierskim oryginale ani śladu tego określenia. Feri Acz oraz jego chłopcy, którzy we wszystkim naśladowali swego wodza, nosili bowiem czerwone koszule, takie jak przywódca powstań o wyzwolenie i zjednoczenie Włoch w XIX wieku Giuseppe Garibaldi, co expressis verbis akcentuje Molnar. To prawda, że chłopcy z Ogrodu Botanicznego byli uzbrojeni w tomahawki i dzidy, ale nie naśladowali Indian, lecz Garibaldczyków. Molnar nie użył wobec nich w swej powieści ani razu nazwy „czerwonoskórzy”, jak to ma miejsce w przekładzie Janiny Mortkowiczowej, od pierwszego do ostatniego wydania, lecz konsekwentnie określa ich „piros-ingesek” czyli „czerwonokoszulowymi”. I tak to było też tłumaczone na inne języki. W niemieckim przekładzie Eugene’a Heinricha Schmitta z 1910 roku (wyd. Walter – Berlin) mamy więc „Rothemden”, a w angielskim Louisa Rittenberga z 1927 roku (wyd. Macy Massius – Nowy Jork) – „redshirts”. Chłopcy z Ogrodu Botanicznego i z Placu Broni nie bawili się bowiem w Indian i kowboi czy też w policjantów i złodziei, lecz w wojsko, w Garibaldczyków oraz żołnierzy wodza węgierskiej Wiosny Ludów Ludwika Kossutha. To nie przypadek, że mała flaga, o którą toczyły się tak zacięte boje, była czerwono-zielona, że takież były barwy chłopców z Placu Broni. Bo były to narodowe kolory wojsk Wolnych Węgier w 1848 roku, kolory honvedów, czyli obrońców Ojczyzny. Nie przypadkiem też grupa zbierających kit chłopców na swojej chorągiewce wypisała zupełnie inne słowa niż te, które znalazły się w tłumaczeniu J. Mortkowiczowej. W oryginale na proporczyku znajduje się zwrot ze słynnej „Pieśni Narodowej” Sandora Petöfiego, recytowanej przez poetę w dniu wybuchu rewolucji 15 marca 1848 roku. Mortkowiczowa tłumaczy ten zwrot: „Przysięgamy walczyć zawsze o wolność i o honor”. A cytowany przez Molnara zwrot z „Pieśni Narodowej” brzmi: „Przysięgamy! Nigdy już niewolnikami nie być nam!” (W przekładzie J. Wołoszynowskiego). We wszystkich przekładach tłumacze bardzo pieczołowicie przytaczali słowa Petöfiego. Zgodnie z duchem epoki, w której dzieje się akcja powieści Molnara. Wydarzenia toczą się przecież w Budapeszcie pod koniec XIX wieku, wprawdzie coraz większa jest integracja Węgrów z Austrią w ramach wspólnej monarchii, ale żywe są ciągle echa walki o wolność właśnie przeciwko Habsburgom, zwłaszcza w kręgach młodzieży. Można już deklamować wiersze Petöfiego, ale ciągle zakazane jest zakładanie w szkołach i na uczelniach jakichkolwiek organizacji i stowarzyszeń.
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kreatorium”