"Dom" na "Ziemi obiecanej"

1
Mój skrzywiony umysł wygenerował częściowo pomysł na fanfik (lubię fanfikować, nic na to nie poradzę...) - crossover serialu "Dom" i Reymontowskiej "Ziemi obiecanej". Koncepcja jest póki co dość zgrubna i ogólna, mój mózg w pewnych punktach dostaje zawiechy i stąd prośba o jakieś podpowiedzi czy sugestie - w jakie interakcje mogłyby wejść postacie z obu światów, kto z kim waszym zdaniem mógłby się polubić, a kto wprost przeciwnie - przy założeniu, że w największym jak to możliwe stopniu nie zmieniam charakterystyk bohaterów (zostawiam im usposobienie, wykształcenie, zawód, wiek itd.) ? Połączenie obu rzeczywistości widzę tak, że Borowieckiego i spółkę umieszczam w latach powojennych, a z kolei ze Złotej 25 w Warszawie robię Piotrkowską 25 w Łodzi :)
Jeśli ktokolwiek cokolwiek, będę niepomiernie szczęśliwa - ciekawa jestem, czy w ogóle ktoś uzna taką kombinację za możliwą do przeprowadzenia :D
Dobra architektura nie ma narodowości.
s

"Dom" na "Ziemi obiecanej"

2
Chronologicznie za duży rozrzut. Akcja ZO to 1885 (śmierć Victora Hugo), więc Borowiecki i spółka to roczniki 185x.
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze

"Dom" na "Ziemi obiecanej"

3
Papier wszystko wytrzyma, natomiast pozostaje pytanie: w jakim celu? Pisanie fanfików to kiepski sposób trenowania warsztatu ( bo nie wymaga aktu literackiej kreacji), chyba, że ktoś nie ma zamiaru pisać niczego poza fanfikami.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

"Dom" na "Ziemi obiecanej"

4
Nie piszcie fanficów! Szkoda czasu, trzeba wziąć się za porządne opowiadanie lub powieść. Doszlifować, poprawić do poziomu druku i słać do wydawcy. Fanfici nie wnoszą absolutnie nic, przede wszystkim czerpiesz wtedy z czyjejś twórczości zamiast samemu być oryginalnym i stworzyć niepowtarzalną fabułę. Nie piszcie fanficów!

Fanfików. Skoro odmieniasz, to dostosuj pisownię do polskiej ortografii, żeby nie powstawały takie kwiatki, jak "fanfici". Fanfiki. To słowo zostało już przyswojone w polszczyźnie i ma się całkiem dobrze.

Rubia

"Dom" na "Ziemi obiecanej"

5
Navajero pisze: Pisanie fanfików to kiepski sposób trenowania warsztatu ( bo nie wymaga aktu literackiej kreacji), chyba, że ktoś nie ma zamiaru pisać niczego poza fanfikami.
Tu się z całym szacunkiem nie zgodzę. Fanfik to bardzo szerokie pojęcie - w sumie spinoffy Conana pisane przez takie nazwiska jak Carter i de Camp oraz sporo spinoffów Lovecrafta ( w których szeroko partycypował) to też, było nie było, fanfiki. I cały Expanded Universe SW.

Wracając do głównego pomysłu Isabel, poza chronologią także umiejscowienie kuleje. Akcja "Domu" krąży wokół zrujnowanej Warszawy. W Łodzi w styczniu 1945 pozostało ponad 400 tys mieszkańców a miasto w większości nie ucierpiało. Warszawa lewobrzeżna była zniszczona w 84%. Piotrkowska a Złota w 1945 to dwa biegunowo odległe światy.

I w ZO opierasz się na książce czy filmie? W książce po pożarze fabryki drogi trzech panów się rozeszły. A Moryc wcale nie był lojalny.
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze

"Dom" na "Ziemi obiecanej"

7
misieq79 pisze:
Navajero pisze: Pisanie fanfików to kiepski sposób trenowania warsztatu ( bo nie wymaga aktu literackiej kreacji), chyba, że ktoś nie ma zamiaru pisać niczego poza fanfikami.
Tu się z całym szacunkiem nie zgodzę. Fanfik to bardzo szerokie pojęcie - w sumie spinoffy Conana pisane przez takie nazwiska jak Carter i de Camp oraz sporo spinoffów Lovecrafta ( w których szeroko partycypował) to też, było nie było, fanfiki. I cały Expanded Universe SW.
Wracając do czytania ze zrozumieniem: pisałem o fanfikach w kontekście trenowania warsztatu :P Czym innym jest popełnienie fanfika przez doświadczonego pisarza.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

"Dom" na "Ziemi obiecanej"

8
Zbiorczo odpowiadając na pytania:
RebelMac pisze: Nie piszcie fanficów! Szkoda czasu, trzeba wziąć się za porządne opowiadanie lub powieść. Doszlifować, poprawić do poziomu druku i słać do wydawcy.
Nie mam i nigdy nie miałam zamiarów wydawać czegokolwiek - piszę mało, rzadko, "nieprofesjonalnie" i traktuję to wyłącznie w kategoriach hobby :) Jako czytelnik - jeśli historia jest ciekawa, napisana w fajnym stylu, wciąga i fajnie się czyta, to jest mi obojętne, czy to utwór oryginalny czy fanfik. Czytałam fatalne "autorskie" powieści, czytałam też genialne fanfiki :)
Navajero pisze: Pisanie fanfików to kiepski sposób trenowania warsztatu
W moim odczuciu fanfiki pisze mi się trudniej i więcej ode mnie wymagają niż opowiadania z własnymi bohaterami. Z własną postacią mogę zrobić absolutnie wszystko, nic mnie nie ogranicza (w takim sensie, że mogę ją nagiąć i dopasować w dowolny sposób do dowolnego pomysłu) - a już w fanfiku muszę kombinować, co i w jaki sposób mogę napisać, żeby nie wywrócić do góry nogami pierwotnej konstrukcji postaci, jakie jej zachowania i interakcje z otoczeniem będą najbardziej prawdopodobne itd :)
misieq79 pisze: Chronologicznie za duży rozrzut. Akcja ZO to 1885 (śmierć Victora Hugo), więc Borowiecki i spółka to roczniki 185x.
A nie, nie chodzi mi o pisanie o stuletnich staruszkach - biorę Borowieckiego i spółkę jako grupę ludzi o określonych charakterach i powiązaniach między sobą i w takim kształcie ładuję ich w lata po IIWŚ, osadzając ich w takich realiach. Czyli, gdybym pisała fanfika do "Lalki" w dzisiejszych czasach, to Wokulski byłby biznesmenem z siecią centrów handlowych, a Izabela lansowałaby się na Facebooku :wink:
misieq79 pisze: I w ZO opierasz się na książce czy filmie?
Na książce.
Romek Pawlak pisze: dla kogo ten tekst ma być?
Głównie szalony eksperyment dla poćwiczenia szarych komórek :)
Dobra architektura nie ma narodowości.
s

"Dom" na "Ziemi obiecanej"

9
Isabel pisze: Z własną postacią mogę zrobić absolutnie wszystko, nic mnie nie ogranicza (w takim sensie, że mogę ją nagiąć i dopasować w dowolny sposób do dowolnego pomysłu) - a już w fanfiku muszę kombinować, co i w jaki sposób mogę napisać, żeby nie wywrócić do góry nogami pierwotnej konstrukcji postaci, jakie jej zachowania i interakcje z otoczeniem będą najbardziej prawdopodobne itd
O! Rokuje! ;)
Isabel pisze: biorę Borowieckiego i spółkę jako grupę ludzi o określonych charakterach i powiązaniach między sobą i w takim kształcie ładuję ich w lata po IIWŚ
To może być zabawne / ciekawe. Zwłaszcza w kontekście Niemca i Żyda w powojennej Polsce. You got my attention :)
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze

"Dom" na "Ziemi obiecanej"

10
No i nikt w zasadzie nie odpowiedział na postawione w pierwszym poście pytania. Otóż taki fanfik to kompletna bzdura. Mógłby się dziać w kosmosie, we śnie, w chorej wyobraźni pacjenta kliniki odwykowej, w całkowitym oderwaniu od jakichkolwiek realiów jednym słowem. Pojęcia nie mam, jaka byłaby wartość takiego dzieła, poza (z pozoru) efektowną koncepcją i okazją do błyskotliwych dialogów.

Można natomiast potraktować ów „chory” pomysł całkiem poważnie, jak każdy inny na fabułę. Tyle, że jakikolwiek pozór choćby wiarygodności wymagałby gigantycznej pracy ze źródłami i wysiłku koncepcyjnego. I przyjęcia mnóstwa założeń, od przyczyn, dla których warszawiacy mieliby zostać w Łodzi na dłużej (fakt, bezpośrednio po wojnie w mieście tym było sporo centralnych urzędów i placówek kultury, działających w jakich-takich warunkach, nie w morzu ruin) zamiast wracać na swoje - do stworzenia możliwych w tamtym czasie bohaterów „Ziemi obiecanej”. Najmniejszy problem byłby z Borowieckim – ale Moryc?! Skąd? Z obozu koncentracyjnego, z Urzędu Bezpieczeństwa, z zagranicy? Bo że się uchował po likwidacji ostatniego w okupowanej Polsce getta, to raczej nie. A Max Baum?! Przecież wtedy jeszcze PUBLICZNIE wieszano byłych okupantów! Z NRD przyjechał?! Kapitalista?
I co oni mogli robić – bo przecież nie fabrykę, tę możliwość odebrały im dekrety nowej władzy, a próby obejścia ograniczeń skutecznie wspierały dynamiczne organy skarbowe... Spółdzielnię se mogli założyć. Socjalistyczną. Pracy.
I tak dalej...

Może się da. Wydaje mi się jednak, że z radosną twórczością fanfikową ten pomysł ma niewiele wspólnego. A postmodernizm na spółę z serialowymi chwytami netflixowej proweniencji to jednak ślepa uliczka.

"Dom" na "Ziemi obiecanej"

12
U Karpowicza do akcji wkraczają jednak bogowie albo byty im podobne, mało skrępowane ograniczeniami czasu i przestrzeni, nawet jeśli ich kołyską była tylko wyobraźnia innego autora, jak w przypadku Balladyny :D To nadaje jego opowieści zupełnie inny wymiar i - nie ma co się czarować - bardzo ułatwia konstruowanie fabuły, która zresztą, być może właśnie ze względu na tę łatwość, szybko rozłazi się i grzęźnie w dygresjach :D Wszędzie tam, gdzie część bohaterów pochodzi z wymiaru, umownie mówiąc, metafizycznego, autor dysponuje swobodą nieporównywalnie większą niż wówczas, gdy pozostaje w realiach historycznie uwarunkowanego tu i teraz.

No i właśnie: mam podobne odczucia, co Leszek. Tzn. jestem w stanie wyobrazić sobie taką trójkę młodych ludzi w powojennej Łodzi, chociaż uzasadnienie swobodnej ich tam obecności wymagałoby biograficznej ekwilibrystyki. Ale: u Reymonta motywacją podstawową do działania jest chęć wybicia się, wyjścia poza ograniczenia wynikające z przynależności do pewnej grupy społecznej (np. że jak Polak-szlachcic, to interesami fabrycznymi będzie gardził, a w ogóle, nie ma do nich głowy). Jest dużo energii, optymizmu, bezczelności nawet, trochę cynizmu, trochę marzycielstwa. Jest świadomość różnic społecznych i ograniczeń (bo kto żeni się z Żydówką i z jakich powodów?), lecz Karol, Maks i Moryc nie mają za sobą właściwie żadnych złych doświadczeń. Ideologia ich jednoczy, nie dzieli, nie ustawia na pozycjach śmiertelnych wrogów, nadludzi, podludzi, itp. Animozje i konflikty między nimi wynikają z różnic charakterów i rozbieżności interesów. Normalnie, jak w każdym społeczeństwie nie przeoranym wojną i totalitaryzmem.

I tego NIE DA SIĘ powtórzyć w Łodzi A.D. 1945 i potem. Dla powodów, o których napisał Leszek. Ja mogę sobie nawet wyobrazić, że taka trójka zna "Ziemię Obiecaną" i całkiem świadomie chce nawiązać do tamtego trójprzymierza :) Jednak ze względu na dramatycznie inny punkt wyjścia taka książka nie miałaby nic wspólnego z fanfikiem i "postmodernistyczną" żonglerką postaciami, motywami i tekstami. To mogłaby być mądra i poważna książka o sprawach naprawdę ważnych. Może czeka na swojego autora?
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

"Dom" na "Ziemi obiecanej"

13
Zgoda co do różnic między moim przykładem a zamysłem powyżej. Chodziło mi jednak o to, że z takich zderzeń można stworzyć coś ciekawego. I uważam, że to się nawet może udać, jeśli dopisze talent i koncepcja. Ograniczenia - nie, nie kupuję tego, to można złamać. Kluczową kwestią pozostaje CO AUTOR CHCE POWIEDZIEĆ PRZEZ :) jeśli tylko się pobawić konwencją, to owszem, niewiele to wniesie. Ale jeśli przez żonglerkę elementami uda się uzyskać coś większego, to dlaczego nie? :)
Ja bym prowadził crash-testy :)
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

"Dom" na "Ziemi obiecanej"

14
Leszek Pipka pisze: Najmniejszy problem byłby z Borowieckim – ale Moryc?! Skąd? Z obozu koncentracyjnego, z Urzędu Bezpieczeństwa, z zagranicy? Bo że się uchował po likwidacji ostatniego w okupowanej Polsce getta, to raczej nie. A Max Baum?! Przecież wtedy jeszcze PUBLICZNIE wieszano byłych okupantów! Z NRD przyjechał?! Kapitalista?
Leszek, ładnie wyłapałeś luki w logice :)

choć sam- pomysł z Zydem współpracującym z hitlerowcami, uważam za strzał w dziesiątkę - Moryc mógłby jeszcze donosić na dawnych kolegów, szczególnie na Borowieckiego-kapitalistę.
I told my whole body to go fuck itself Patrick Coleman, Churchgoer

"Dom" na "Ziemi obiecanej"

15
Romek Pawlak pisze: Leszku, ja odpowiedziałem :) ma to sens, jeśli łączysz dwa światy jak w "Balladynach i romansach" Karpowicza, wiedząc, po co chcesz takiej formy użyć, co przez nią powiedzieć. Może to ślepa uliczka, niemniej - dostała Nike :)
Istotnie, mogę się zgodzić, odpowiedziałeś, Romku :-) Choć tylko w kwestii sensowności zamierzenia. Miałem replikować na temat różnicy między Karpowiczem, a fanfikiem z... głowy, ale na Panią Rubię zawsze można liczyć :mrgreen: Na pewno w każdym razie uwaga o ślepej uliczce dotyczy początkujących, przekonanych, że błyskotliwy pomysł załatwi cały ten jazz związany z pisaniem.
Romek Pawlak pisze: Kluczową kwestią pozostaje CO AUTOR CHCE POWIEDZIEĆ PRZEZ
Ano właśnie. To jest ten moment, kiedy autor in spe robi wielkie oczy, zapowietrza się i - na ogół - milknie. Dość typowe zjawisko.
slavec2723 pisze: Leszek, ładnie wyłapałeś luki w logice :)
Dzięki :-) To było ze sfery "negatywnej", zaraz się okaże, że w drugiej łapie mam też "pozytywną".

Z grubsza (pomijając wyżej zamieszczone leniwe podrygi polemicznej pasji) jesteśmy wszyscy mniej więcej zgodni w opiniach. Protokół rozbieżności dotyczy tylko "nie da się" (Rubia) i "zderzajmy" (Romek).

To ja mam taką propozycję, żeby udzielić Isabel bratniej pomocy, a przy okazji się zabawić. I zrobić wycieczkę do warsztatu pisarza.
Wymyślmy mianowicie, jak mogłaby wyglądać powieść oparta na jej pomyśle, tak, żeby nie była durnym fanfikiem, ale o czymś mówiła.
Mogę zacząć. Nie tykam się części „warszawskiej”. Wprawdzie pierwszą serię „Domu” oglądałem, jak cała Polska, ale dalej już było gorzej, niewiele pamiętam. Poza tym za wyjątkiem pacholęcej fascynacji Wiechem nie mam kwalifikacji, bo i miłości wielkiej nie czuję do klimatu miasta stołecznego. Za to „Ziemię Obiecaną” uważam za skończone arcydzieło – w obu wersjach.
Zatem jedźmy.

Borowiecki. Był potomkiem szlacheckiej rodziny, posiadającej spory majątek gdzieś w okolicach Łodzi. Wysłany na studia politechniczne do Berlina wpadł tam w wesołe towarzystwo, zaniedbał naukę, obracając się w kolorowym półświatku. Ojciec, odmówiwszy dalszego finansowania wybryków syna, wysłał go na praktykę inżynieryjno-zarządczą w którejś z łódzkich fabryk. Ta sytuacja niewiele zmieniła stosunek Karola do życiowych uciech, ale że miał wrodzoną bystrość, zdołał się sporo nauczyć. Wszystko zmieniło się po wybuchu wojny. Spóźniony co prawda, ale szczery patriotyzm nakazał Borowieckiemu wstąpienie do AK i udział w konspiracji. Mając dobre papiery, przy okazji podróży służbowych po Generalnej Guberni i Kraju Warty pełnił rolę kuriera podziemia, był też cenny jako źródło informacji wywiadowczych. Kolejny obrót koła historii – wejście Sowietów wyrwało jego rodzinę z zarekwirowanego przez nową władzę majątku i rzuciło na Piotrkowską 25, gdzie osiedli z resztkami uratowanego majątku. Nie mając innego wyjścia Borowiecki przyjął posadę dyrektora technicznego w znacjonalizowanym zakładzie, odnajdując niejaką satysfakcję w uruchomieniu produkcji, lecz w głębi serca ukrywając nienawiść do nowego ustroju. Stres odreagowywał wieczornymi popijawami w zakazanych mordowniach.

Moryc Welt. Był drobnym geszefciarzem, wyrodnym synem prawowiernej, żydowskiej rodziny. Pośredniczył w różnych transakcjach, często na granicy prawa. Zaciągnął się do tajnej policji u któregoś z wielkich fabrykantów, służył za oczy i uszy pracodawców, donosząc o tym, co dzieje się w kantorkach, sklepikach, wśród robotników i drobnych kupców, skąd wieje wiatr i jakie są nastroje, przy okazji załatwiając własne interesy. Po wejściu Niemców i utworzeniu getta nie zmienił charakteru zajęcia, stając się niezastąpionym informatorem króla łódzkich Żydów Chaima Rumkowskiego. Zawsze zdeterminowany, zawsze nastawiony na przeżycie i urządzenie się najlepiej, jak to możliwe w warunkach, jakie mu dano. Długo chronił się przed wywózką do KL, w końcu jednak trafił do Auschwitz. Tam wkręcił się do Sonderkommando i dzięki lepszemu wyżywieniu przeżył obóz. Wrócił do Łodzi po wojnie, gdyż w cwanej skrytce na terenie getta zamurował złoto i biżuterię „zorganizowaną” w trakcie wojny. Niestety, ktoś go ubiegł, skrytka była ogołocona z zawartości.

Maks Baum. Pochodził z Hamburga z rodziny kupieckiej, zajmującej się handlem surowcem i gotowymi tekstyliami. Od dzieciństwa zapoznawany był z kulisami działania rodzinnych interesów, był zdolny i szybko liczył. Nie udało się wyreklamować go od wojska, lecz ustosunkowany w sferach hitlerowskiej władzy wuj zapewnił mu przydział do służb kwatermistrzowskich. Skierowany został do Łodzi, gdzie zajmował się organizacją zaopatrzenia dla wojującej armii. Na swoje nieszczęście zakochał się z wzajemnością w Polce (że niemożliwe? Owszem, jest książka Maren Roeger pisana na ten temat na podstawie oficjalnych dokumentów, ciemna liczba – mimo powszechnej dezaprobaty społecznej i określenia podobnych stosunków jasno, przez Państwo Podziemne, jako zdrady – jest trudna do oszacowania). Poduczył się polskiego. Na rzecz ukochanej i jej rodziny czynił różne starania, niestety, przyłapany przez Gestapo został wysłany na wschodni front. Dostawszy się do niewoli wylądował gdzieś w workuckich łagrach. Miał szczęście, wyuczył się (jak Iwan Denisowicz) murarki i ciesiółki, gdy Ulbricht zgłosił zapotrzebowanie na siłę konieczną do odbudowy socjalistycznego państwa, zwolniono go i zapakowano do transportu. W Koluszkach, podsłuchawszy rozmowę polskich kolejarzy, zbiegł, mając nadzieję, że ukochana czeka na niego. Trafił do Łodzi, ale po kobiecie, uwięzionej przez Gestapo ślad zaginął, a rodzina dawno się wyprowadziła z Piotrkowskiej 25. Maks dowiedział się w Łodzi (przedtem nie wiedział), że z dzielnicy Hamburga, w której mieszkał, po dywanowych nalotach latem 1943 roku nie pozostał kamień na kamieniu. W misji PCK (?) potwierdzili mu śmierć całej rodziny. Pił potem całą noc z przygodnymi znajomymi, może w tej samej mordowni, gdzie Borowiecki.

Jest w tym jakikolwiek sens? Ktoś coś?
No i co dalej?
Jeżeli są molekuły sensu, to spróbujmy sobie wyobrazić, jak gigantyczna praca czekałaby chętnego na poskładanie do kupy choćby samych wymyślonych niniejszym wątków, żeby ubrać je w wiarygodne realia, dodać charakterystykę i wygląd bohaterów, wypełnić luki w życiorysie.

To w kwestii wycieczki do warsztatu pisarza :-)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kreatorium”