Latest post of the previous page:
Niemniej wtedy Molnar chciał powiedzieć coś więcej niż tylko że dwie grupy chłopców ze sobą rywalizują. a że zrobił to mądrze? Przecież to jest odpowiedź na pytanie Jasona. Nie wszystko musi być wulgarną agitką polityczną czy dydaktyczna makabrą, nawet jeśli twórcy przyświecają jakieś idee. Nie zgadzam się więc z twierdzeniem, że wyszło mu to przypadkiem, mimochodem. Nie, on świadomie chciał zbudować i warstwę chłopackiej rywalizacji, która odbywa się zawsze i wszędzie, i warstwę przekazu pewnych bliskich autorowi idei. Tylko zrobił to w sposób fantastyczny - bo owszem, to czyta się i dziś.Fragment z przedmowy dla zainteresowanych:
Jest też ten Plac czymś więcej niż miejscem zabaw. Jest dla Nemeczka, Boki i jego chłopców symbolem Ojczyzny. I to właśnie Autorka pierwszego polskiego przekładu doskonale wyczuła. Tym większe więc zaskoczenie w trakcie porównywania tekstu węgierskiego oryginału z polskim przekładem musiało wzbudzić nazwanie chłopców z Ogrodu Botanicznego czerwonoskórymi. W węgierskim oryginale ani śladu tego określenia. Feri Acz oraz jego chłopcy, którzy we wszystkim naśladowali swego wodza, nosili bowiem czerwone koszule, takie jak przywódca powstań o wyzwolenie i zjednoczenie Włoch w XIX wieku Giuseppe Garibaldi, co expressis verbis akcentuje Molnar. To prawda, że chłopcy z Ogrodu Botanicznego byli uzbrojeni w tomahawki i dzidy, ale nie naśladowali Indian, lecz Garibaldczyków. Molnar nie użył wobec nich w swej powieści ani razu nazwy „czerwonoskórzy”, jak to ma miejsce w przekładzie Janiny Mortkowiczowej, od pierwszego do ostatniego wydania, lecz konsekwentnie określa ich „piros-ingesek” czyli „czerwonokoszulowymi”. I tak to było też tłumaczone na inne języki. W niemieckim przekładzie Eugene’a Heinricha Schmitta z 1910 roku (wyd. Walter – Berlin) mamy więc „Rothemden”, a w angielskim Louisa Rittenberga z 1927 roku (wyd. Macy Massius – Nowy Jork) – „redshirts”. Chłopcy z Ogrodu Botanicznego i z Placu Broni nie bawili się bowiem w Indian i kowboi czy też w policjantów i złodziei, lecz w wojsko, w Garibaldczyków oraz żołnierzy wodza węgierskiej Wiosny Ludów Ludwika Kossutha. To nie przypadek, że mała flaga, o którą toczyły się tak zacięte boje, była czerwono-zielona, że takież były barwy chłopców z Placu Broni. Bo były to narodowe kolory wojsk Wolnych Węgier w 1848 roku, kolory honvedów, czyli obrońców Ojczyzny. Nie przypadkiem też grupa zbierających kit chłopców na swojej chorągiewce wypisała zupełnie inne słowa niż te, które znalazły się w tłumaczeniu J. Mortkowiczowej. W oryginale na proporczyku znajduje się zwrot ze słynnej „Pieśni Narodowej” Sandora Petöfiego, recytowanej przez poetę w dniu wybuchu rewolucji 15 marca 1848 roku. Mortkowiczowa tłumaczy ten zwrot: „Przysięgamy walczyć zawsze o wolność i o honor”. A cytowany przez Molnara zwrot z „Pieśni Narodowej” brzmi: „Przysięgamy! Nigdy już niewolnikami nie być nam!” (W przekładzie J. Wołoszynowskiego). We wszystkich przekładach tłumacze bardzo pieczołowicie przytaczali słowa Petöfiego. Zgodnie z duchem epoki, w której dzieje się akcja powieści Molnara. Wydarzenia toczą się przecież w Budapeszcie pod koniec XIX wieku, wprawdzie coraz większa jest integracja Węgrów z Austrią w ramach wspólnej monarchii, ale żywe są ciągle echa walki o wolność właśnie przeciwko Habsburgom, zwłaszcza w kręgach młodzieży. Można już deklamować wiersze Petöfiego, ale ciągle zakazane jest zakładanie w szkołach i na uczelniach jakichkolwiek organizacji i stowarzyszeń.