Latest post of the previous page:
Istotnie, mogę się zgodzić, odpowiedziałeś, Romku :-) Choć tylko w kwestii sensowności zamierzenia. Miałem replikować na temat różnicy między Karpowiczem, a fanfikiem z... głowy, ale na Panią Rubię zawsze można liczyć

Ano właśnie. To jest ten moment, kiedy autor in spe robi wielkie oczy, zapowietrza się i - na ogół - milknie. Dość typowe zjawisko.
Dzięki :-) To było ze sfery "negatywnej", zaraz się okaże, że w drugiej łapie mam też "pozytywną".
Z grubsza (pomijając wyżej zamieszczone leniwe podrygi polemicznej pasji) jesteśmy wszyscy mniej więcej zgodni w opiniach. Protokół rozbieżności dotyczy tylko "nie da się" (Rubia) i "zderzajmy" (Romek).
To ja mam taką propozycję, żeby udzielić Isabel bratniej pomocy, a przy okazji się zabawić. I zrobić wycieczkę do warsztatu pisarza.
Wymyślmy mianowicie, jak mogłaby wyglądać powieść oparta na jej pomyśle, tak, żeby nie była durnym fanfikiem, ale o czymś mówiła.
Mogę zacząć. Nie tykam się części „warszawskiej”. Wprawdzie pierwszą serię „Domu” oglądałem, jak cała Polska, ale dalej już było gorzej, niewiele pamiętam. Poza tym za wyjątkiem pacholęcej fascynacji Wiechem nie mam kwalifikacji, bo i miłości wielkiej nie czuję do klimatu miasta stołecznego. Za to „Ziemię Obiecaną” uważam za skończone arcydzieło – w obu wersjach.
Zatem jedźmy.
Borowiecki. Był potomkiem szlacheckiej rodziny, posiadającej spory majątek gdzieś w okolicach Łodzi. Wysłany na studia politechniczne do Berlina wpadł tam w wesołe towarzystwo, zaniedbał naukę, obracając się w kolorowym półświatku. Ojciec, odmówiwszy dalszego finansowania wybryków syna, wysłał go na praktykę inżynieryjno-zarządczą w którejś z łódzkich fabryk. Ta sytuacja niewiele zmieniła stosunek Karola do życiowych uciech, ale że miał wrodzoną bystrość, zdołał się sporo nauczyć. Wszystko zmieniło się po wybuchu wojny. Spóźniony co prawda, ale szczery patriotyzm nakazał Borowieckiemu wstąpienie do AK i udział w konspiracji. Mając dobre papiery, przy okazji podróży służbowych po Generalnej Guberni i Kraju Warty pełnił rolę kuriera podziemia, był też cenny jako źródło informacji wywiadowczych. Kolejny obrót koła historii – wejście Sowietów wyrwało jego rodzinę z zarekwirowanego przez nową władzę majątku i rzuciło na Piotrkowską 25, gdzie osiedli z resztkami uratowanego majątku. Nie mając innego wyjścia Borowiecki przyjął posadę dyrektora technicznego w znacjonalizowanym zakładzie, odnajdując niejaką satysfakcję w uruchomieniu produkcji, lecz w głębi serca ukrywając nienawiść do nowego ustroju. Stres odreagowywał wieczornymi popijawami w zakazanych mordowniach.
Moryc Welt. Był drobnym geszefciarzem, wyrodnym synem prawowiernej, żydowskiej rodziny. Pośredniczył w różnych transakcjach, często na granicy prawa. Zaciągnął się do tajnej policji u któregoś z wielkich fabrykantów, służył za oczy i uszy pracodawców, donosząc o tym, co dzieje się w kantorkach, sklepikach, wśród robotników i drobnych kupców, skąd wieje wiatr i jakie są nastroje, przy okazji załatwiając własne interesy. Po wejściu Niemców i utworzeniu getta nie zmienił charakteru zajęcia, stając się niezastąpionym informatorem króla łódzkich Żydów Chaima Rumkowskiego. Zawsze zdeterminowany, zawsze nastawiony na przeżycie i urządzenie się najlepiej, jak to możliwe w warunkach, jakie mu dano. Długo chronił się przed wywózką do KL, w końcu jednak trafił do Auschwitz. Tam wkręcił się do Sonderkommando i dzięki lepszemu wyżywieniu przeżył obóz. Wrócił do Łodzi po wojnie, gdyż w cwanej skrytce na terenie getta zamurował złoto i biżuterię „zorganizowaną” w trakcie wojny. Niestety, ktoś go ubiegł, skrytka była ogołocona z zawartości.
Maks Baum. Pochodził z Hamburga z rodziny kupieckiej, zajmującej się handlem surowcem i gotowymi tekstyliami. Od dzieciństwa zapoznawany był z kulisami działania rodzinnych interesów, był zdolny i szybko liczył. Nie udało się wyreklamować go od wojska, lecz ustosunkowany w sferach hitlerowskiej władzy wuj zapewnił mu przydział do służb kwatermistrzowskich. Skierowany został do Łodzi, gdzie zajmował się organizacją zaopatrzenia dla wojującej armii. Na swoje nieszczęście zakochał się z wzajemnością w Polce (że niemożliwe? Owszem, jest książka Maren Roeger pisana na ten temat na podstawie oficjalnych dokumentów, ciemna liczba – mimo powszechnej dezaprobaty społecznej i określenia podobnych stosunków jasno, przez Państwo Podziemne, jako zdrady – jest trudna do oszacowania). Poduczył się polskiego. Na rzecz ukochanej i jej rodziny czynił różne starania, niestety, przyłapany przez Gestapo został wysłany na wschodni front. Dostawszy się do niewoli wylądował gdzieś w workuckich łagrach. Miał szczęście, wyuczył się (jak Iwan Denisowicz) murarki i ciesiółki, gdy Ulbricht zgłosił zapotrzebowanie na siłę konieczną do odbudowy socjalistycznego państwa, zwolniono go i zapakowano do transportu. W Koluszkach, podsłuchawszy rozmowę polskich kolejarzy, zbiegł, mając nadzieję, że ukochana czeka na niego. Trafił do Łodzi, ale po kobiecie, uwięzionej przez Gestapo ślad zaginął, a rodzina dawno się wyprowadziła z Piotrkowskiej 25. Maks dowiedział się w Łodzi (przedtem nie wiedział), że z dzielnicy Hamburga, w której mieszkał, po dywanowych nalotach latem 1943 roku nie pozostał kamień na kamieniu. W misji PCK (?) potwierdzili mu śmierć całej rodziny. Pił potem całą noc z przygodnymi znajomymi, może w tej samej mordowni, gdzie Borowiecki.
Jest w tym jakikolwiek sens? Ktoś coś?
No i co dalej?
Jeżeli są molekuły sensu, to spróbujmy sobie wyobrazić, jak gigantyczna praca czekałaby chętnego na poskładanie do kupy choćby samych wymyślonych niniejszym wątków, żeby ubrać je w wiarygodne realia, dodać charakterystykę i wygląd bohaterów, wypełnić luki w życiorysie.
To w kwestii wycieczki do warsztatu pisarza :-)