ulotność światów

1
Drodzy,
mam (być może) nietypowy problem z pracą nad różnymi pisarskimi projektami.

Należę do osób, które zarówno podczas konsumpcji jakiegoś dzieła, jak i jego tworzenia bardzo zwracają uwagę na klimat, nastrój, wyobrażenie świata przedstawionego. Przyroda, pory roku, obecne w danym czasie zapachy działają na mnie bardzo inspirująco.

Jednak ma to jeden bardzo duży minus - zabieram się za jakiś nowy projekt pod wpływem tych inspiracji, umieszczam moją historię w tym klimacie, tworzę świat wokół, po czym zanim zdążę dokończyć wstępny szkielet projektu pora roku się zmienia i już kompletnie ,,nie czuję" aury wykreowanej rzeczywistości.

Przychodzą pomysły na kompletnie inne rzeczy i zarzucam poprzedni projekt, by (prawdopodobnie) wrócić do niego za rok - wtedy na ogół chęci i inspiracje wracają. Jednak, jak wiadomo, nie da się w ten sposób na poważnie nad czymś pracować.
Czy miewacie podobne problemy? Podpowiecie jakieś rozwiązania?

ulotność światów

2
Dla mnie ten problem brzmi jak szczególny przypadek "Weny" Zasada jest podobna: pod wpływem atmosfery/inspiracji/weny pisze się łatwo i barwnie, ale gdy ten czynnik znika, to pisanie staje w miejscu.

Przekazałbym tutaj radę uznanych pisarzy: trzeba pisać również wtedy, gdy nic cię nie inspiruje. Wiesz co ma się znaleźć w książce i to opisujesz, słowo po słowie, scena po scenie. Potem poprawiasz do skutku. Jak sama zauważyłaś, nie ma innej drogi, bo jeśli chcesz skończyć powieść, to musisz w rozsądnym czasie napisać kilkaset stron.

To co pomaga:
1. Rytuał i systematyczność - w określone pory siadasz do pisania i koncentrujesz się tylko na tym. Napiszesz mało? Ok, może jutro będzie więcej. Wszystko wyszło drętwo? Też dobrze, zawsze można poprawić później. Ważne by regularnie znajdować czas na pisanie, bo gdy wypadniesz z rytmu, to trudniej do niego wrócić.
2. Doświadczenie - im jesteś lepsza, tym łatwiej będzie przelewać słowa na papier

Pozostałe rzeczy to tylko dodatki, które zależą od osoby. Jeśli nie przykleisz tyłka do krzesła i nie skupisz się na skończeniu powieści/opowiadania, to nic nie pomogą. Jakiekolwiek sztuczki znajdziesz, ważne by działały u ciebie i prowadziły we właściwą stronę. Np zmienianie projektu A na B gdy jesteś zmęczona pierwszym jest ok, jeśli potem do A wrócisz, zamiast zaczynać C, D, E, F...
ichigo ichie

Opowieść o sushi - blog kulinarny

ulotność światów

4
W sumie zawsze możesz zadbać o jakieś elementy otoczenia, które mogą choć odrobinę "przesunąć" nastój w stronę danego klimatu. Chociażby dźwięki w tle. Deszcz? RainyMood.com. Zgiełk miasta? Znowu, poszukać na YouTube jakiegoś zapętlonego nagrania. Takie bodźce w tle na któryś ze zmysłów. Ewentualnie nawet robić sobie kilka minut przeglądu różnych filmików kojarzących się z daną porą roku czy otoczeniem, żeby "nastroić się" na dany klimat.

ulotność światów

5
Kiedy mnie atakują pomysły na inne rzeczy, po prostu zapisuję sobie ogólny konspekt na czymś, co mam pod ręką, po czym odkładam, żeby "dojrzewał" – świeże pomysły, choć lekko się piszą, zwykle nie nadają się do stworzenia czegoś fajnego, bo w chwili takiej eureki nie bierzemy pod uwagę wielu rzeczy związanych ze światem przedstawionym, researchem i tak dalej. Zawsze, zanim wezmę się za pisanie jako takie, muszę przemyśleć to sobie na chłodno i rozłożyć na czynniki pierwsze, złożyć do kupy i załatać dziury, bo to olśnienie to tylko cień dobrego pomysłu. Żeby przyjął fizyczną formę, muszę wziąć glinę i ulepić coś, co będzie kształtem do tego cienia pasowało, a dopiero potem biorę się za "sztukę".
Mam główny projekt, który konsekwentnie piszę, zdanie po zdaniu. Jeśli odchodzę do jakiejś innej historii, może być to co najwyżej jakiś short, ale na pewno nie jakaś bardziej rozbudowana opowieść – takie rzeczy są nietykalne aż do momentu, w którym skończę aktualną. I to nie jest ważne, czy czuję klimat, czy nie. Gdybym pisała tylko wtedy, kiedy czuję ten "flow", przez całe życie stworzyłabym może z 50 stron. Nie warto być więźniem weny, bo to najskuteczniejszy sposób na rozwalenie sobie całego systemu pracy. Rada na to – nawyk regularnego pisania. I to taki, od którego się nie migasz, tylko konsekwentnie za nim podążasz niezależnie od okoliczności.
What's eatin' you, chief?
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kreatorium”

cron