6
autor: Rubia
Szef Weryfikatorów
Kojarzymy kolibra.
Jan Zych, wiersz bodajże 1972:
Pochwała kolibra
W hołdzie dla Octavia Paz
Powietrze drgające, migotliwe
od ruchu skrzydeł i kolorów -
koliber
staje przed kwiatem jak anioł zwiastujący.
Mówili o nim, że tak samo jak kwiaty
w czasie suszy umiera, by ożyć w porze deszczów.
Kolory świadczą, że przefrunął przez tęczę
z zielonego raju Tlaloka.
Żywiąca się miodem, esencją kwiatów
kruchość, niemal tęsknota
za istnieniem,
nieustannie powracająca w powietrze,
a jednak z krwi i kości, prawdziwa.
Nie sprawdzali, że w ciągu sekundy
najmniejsze z kolibrów wykonują
około 50 poruszeń skrzydełkami.
Połączyli tylko kruchość i własne pragnienie
i kazali nieść małym skrzydłom.
A pośpiech i pragnienie to bliźniacze kwiaty.
Wiedzieli o tym Aztecy,
pozwalając, by z jednego słowa wyrastały
ollin i yollotl - ruch i serce.
Został więc koliber wysłańcem
Xochipilli, Pana kwiatów i dusz,
i chyba się urodził razem z Piątym Słońcem
tam, w Teotihuacanie, kiedy zebrali się bogowie.
I Flamingi Rilkego. Tu w tłumaczeniu Andrzeja Lama:
W odbiciach zwierciadlanych jak u Fragonarda
zawiera się z ich bieli i z ich różowości
nie więcej, niżby mógł ci rzec ktoś z rana
o przyjaciółce: w swojej łagodności
była wciąż ze snu. Wstępują w zielenie
i w półobrocie zastygają chwilę,
a rozkwitając razem, jak na grzędzie,
uwodzą bardziej zwodniczo niż Fryne
same siebie; potem bladość swoich oczu
halsując kryją w puszystej osłonie,
gdzie czerń się mieści i czerwień owocu.
I nagle krzyk zazdrości przenika wolierę;
prężą się wszystkie, zadziwione wielce,
i pojedynczo kroczą w swe fantasmagorie.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.